Smiech cz.7

I | II | III | IV | V | VI |



W końcu nadszedł piątek i próba. Ponownie zawitałem w progach szklanego, wielkiego budynku PS Company. Westchnąłem i uśmiechnąłem się pod nosem- dawno mnie tu nie było… Wjechałem windą na odpowiednie piętro i skierowałem się do sali, w której zwykle graliśmy. Wszyscy już czekali. Kai bawił się pałeczkami, wygrywając rytm na plecach Aoia, który stroił swoją gitarę. Uru siedział na krześle pod ścianą i przygrywał coś na akustyku, z tego co zdążyłem się zorientować była to piosenka „The Social Riot Machines”. Sakamoto nerwowo krążył po pokoju- widocznie się stresował. Pobladł i miętosił w rękach jakąś kartkę, zgaduję, że z tekstem piosenki.
-Ohayo- rzuciłem, zdejmując kurtkę.
-Zaczynamy?- zapytał Kai, przestając grać na gitarzyście.
-Hai- odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
-Zacznijmy od czegoś łatwego. W końcu Sakamoto musi się oswoić z… całokształtem, a my musimy wrócić do formy. Może „Pledge”?- zaproponował lider.
-Nie. Nie mam ochoty znów się smucić. Zagrajmy coś żywszego- powiedziałem, wyjmując bas z futerału.
-„Zetsu”?- rzucił Aoi.
Przypomniałem sobie tekst piosenki. „Mam nadzieję, że nie będziesz moją dwunastą ofiarą…”. Odsunąłem od siebie wszelkie złe myśli, które skojarzyły mi się z tym wersem.
-Może być- odpowiedziałem i zaczęliśmy grać.
Nasz nowy wokalista miał trochę grubszy głos od Taki, jednak zdawał mi się, że nawet bardziej pasuje do takich „ostrych” piosenek typu „LEECH” czy „Before I deacy”. W krótkim czasie Sakamoto przyzwyczaił się do naszego stylu grania i zaklimatyzował się. Miałem wrażenie, że z każdym kolejnym taktem czuje się coraz swobodniej i coraz lepiej mu idzie. Śpiewał rzeczywiście z serca, z pasją, a nie dlatego, że ktoś mu kazał. Nie odwalał tak zwanej „pańszczyzny”, widać, że zależało mu i chciał pokazać się z jak najlepszej strony, co trzeba przyznać wyszło mu.
-Saka-kun, jesteś świetny!- wyszczerzył się Uruha i poklepał go przyjacielsko po plecach.
-Rzeczywiście, nie myślałem, że od razu pójdzie ci tak dobrze- Aoi stanął obok nowego wokalisty.
-No to chyba decyzja podjęta- Kai wyszedł zza perkusji z wielkim bananem na twarzy.
-To znaczy?- zapytał przestraszony chłopak.
-Witamy w The GazettE!- wszyscy uśmiechnęliśmy się do niego życzliwie.- Następna próba w poniedziałek, o tej samej godzinie- dorzucił lider.- Nie spóźnij się- puścił mu oczko i zaczął pakować swoje rzeczy.
***
-Reita!- usłyszałem za sobą czyjś głos.
Odwróciłem się i ujrzałem za sobą biegnącego tlenionego blondyna. Chłopak przystanął przy mnie i złapał głębszy oddech.
-Mógłbyś mnie podwieźć?- zapytał, dysząc.
-Jasne- pokiwałem głową i uśmiechnąłem się samymi kącikami ust.- Masz naprawdę dobry wokal- kontynuowałem rozmowę.- Aż dziwię się, że wcześniej się nie wybiłeś…
-Wiesz… Już opowiadałem ci dlaczego, zawsze się tak działo. Ale dzięki- uśmiechnął się szeroko.
-Masz zaskakująco podobny głos do Takanoriego…- mruknąłem ledwo słyszalnie. Zdawało się, że Sakamoto tego nie zauważył, gdyż nie zareagował.- Grasz na czymś?
-Hai. Gitara elektryczna i akustyczna, skrzypce, pianino, perkusja i umiem dodatkowo miksować. Kiedyś pracowałem w klubie nocnym, jako DJ.
-Wow- spojrzałem na niego z podziwem.- Zapewne długo ci zajęło ci opanowanie tych wszystkich instrumentów, co?
-Nie bardzo- odpowiedział szczerze.- Jak pewnie wiesz Ruki wychowywał się z ojcem, który wymagał, aby jego syn dobrze się uczył, przez co Taka wiele czasu spędzał nad książkami. Ja natomiast nie. Rzadko pojawiałem się w szkole. Często uciekałem z domu z gitarą i wędrowałem po całym mieście, grając na peronach i ulicach, zarabiając. Gdy jeszcze matka mieszkała ze mną i moim ojcem była to dla mnie rozrywka, ale gdy matka znów wróciła do ojca Takanoriego, stało to się moim jedynym sposobem na zarabianie pieniędzy. Ojciec pił i często nie miałem, co jeść, więc wolałem uciec i zarobić te kilka drobniaków choćby na wodę czy kawałek chleba- zaśmiał się gorzko.- Jestem samoukiem. Od zawsze pasjonowała mnie muzyka i postanowiłem w to brnąć- wzruszył ramionami-… bo co innego mogłem zrobić- spuścił głowę.
-Wychowywałeś się oddzielenie z Takanorim?- zapytałem, przerywając jego monolog.
-Hai, choć widywaliśmy się od czasu do czasu. Czasem matka zapraszała mnie do ich mieszkania, jednak nie lubiłem tam chodzić. Czułem się wtedy taki biedny i głupi w porównaniu do Rukiego. Zdarzyło się, że widywaliśmy się na moich czy jego urodzinach albo na pogrzebach kogoś z rodziny. Matka starała się jednocześnie dbać i o mnie i o Takę, jednak było to ciężkie zadanie, gdyż opiekę nade mną przejął ojciec, który chyba w ogóle nie wiedział o tym. W każdym razie matka starała się, a Takanori był wyrozumiały i mimo że często zapewniał mnie o tym, że lubi spędzać ze mną czas, ja mu nie wierzyłem. To od niego zawsze dostawałem na urodziny kolejne instrumenty, na których uczyłem się grać, wiec można powiedzieć, że to jego zasługa, że umiem grać.
-A co z perkusją? Też ci ją kupił i łaziłeś z nią wszędzie?- spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
-Iie. Na perkusji to Ruki uczył mnie grać. Wtedy przychodziłem do niego do domu- odpowiedział.
-Twoje życie…- zacząłem, ale nie wiedziałem, jak skończyć.-… jest i było z pewnością ciekawe, ale zdaje mi się, że w większości przepełnione samotnością, prawda?
-Hai. Kto by chciał dziecko z ulicy? Wielokrotnie matka i Ruki namawiali mnie, żebym u nich zamieszkał, jednak ja po dwóch, trzech dniach uciekałem… Nie czułem się tam zbyt dobrze, pomimo że wszyscy dbali o mnie i miałem wszystkiego pod dostatkiem. Cały czas miałem wrażenie, że komuś wadzę…
Doszliśmy do mojego samochodu. Otworzyłem drzwi i zajęliśmy miejsca. Odpaliłem silnik i włączyliśmy się do ruchu. Skierowałem się w stronę, gdzie znajdował się hotel, w którym obecnie mieszkałem.
-Och… Sorry, zapomniałem ci powiedzieć, ale ja mieszkam tam- wskazał przeciwny kierunek, niż ten, w którym obecnie zmierzaliśmy.
-Nic nie szkodzi- odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od jezdni.
-Nani o*?- zapytał, zdziwiony.
-Nic nie szkodzi, bo jedziemy do mnie- uśmiechnąłem się do niego.- Wydajesz mi się ciekawą osobą, chciałbym cię lepiej poznać- położyłem dłoń na jego kolanie, na co chłopak zadrżał.
Momentalnie cofnąłem dłoń. Przypomniała mi się scena, kiedy dopiero poznawałem się z Rukim.
Znaliśmy się zaledwie tydzień, a on już zaczynał mnie intrygować. Poprosił mnie, abym go podwiózł do domu, a ja pomyślałem, że to świetna okazja, której nie mogę zmarnować.
-Ee… Rei, mówiłem, ze mieszkam tam- wskazał palcem w innym kierunku, niż zmierzaliśmy.
-Mhm- mruknąłem i skręciłem na parking.
Zatrzymałem auto. Maleństwo spojrzało na mnie zdziwione.
-Nie rozumiem…- pokręcił głową.
-Jesteśmy pod moim blokiem- oświadczyłem i położyłem rękę na jego kolanie, którą następnie pomału przesuwałem ku górze.- Wydajesz mi się ciekawą osobą, chciałbym cię lepiej poznać- uśmiechnąłem się i zatrzymałem dłoń na jego wewnętrznej stronie uda.
Chłopak był zszokowany moim zachowaniem, jednak nic nie powiedział.
-No dobra- kiwnął niepewnie głową.- Ale później mnie odwieziesz? Bo od ciebie do mojego mieszkania mam spory kawał drogi- jęknął.
-Myślę, że nie będziesz już później chciał wracać do domu- zaśmiałem się.
-Doshite**?- zapytał podejrzliwie.
-Dlatego- mruknąłem i musnąłem jego usta.
Czerwonowłosy (bo Ruki miał wtedy jeszcze czerwone włosy) pogłębił pocałunek. Nie spodziewałem się tego, jednak była to bardzo przyjemna niespodzianka. Z wielką rozkoszą smakowałem jego ust. W momencie, kiedy najmniej mogłem się tego spodziewać Takanori pociągnął mnie na tylnie siedzenie i usadził mnie okrakiem na swoich biodrach.
-Daruj sobie te zaproszenia do środka- zaśmiał się, a ja odpowiedziałem mu szerokim uśmiechem.
-Jak chcesz- pocałowałem go namiętnie i zacząłem leniwie rozpinać jego rozporek.”
Sakamoto siedział u mniej już z dobre dwie godziny. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, popijając piwo. Naprawdę, ten chłopak coraz bardziej mnie intrygował, może dlatego, że coraz lepiej go poznawałem, a może dlatego, że stawałem się coraz bardziej pijany. Siedzieliśmy u mnie w salinie, na kanapie. Przybliżyłem się do niego i objąłem jedną ręką.
-Co myślisz o tym, że twój przyrodni brat był biseksualny?- zapytałem prosto z mostu.
-Myślę, że był rozsądny- zaśmiał się.
-Doshite?- zaskoczył mnie, jednak uśmiechnąłem się, gdyż to była już reakcja odruchowa, nad którą nie panowałem.
-Bo spróbował w życiu wszystkiego- szepnął głębokim głosem.
-Chcesz mnie uwieść?- zapytałem, uśmiechając się zawadiacko.
-Możliwe- mruknął i usiadł mi na kolanach.
-Też jesteś Bi?- zapytałem, oblizując się.
-Kobiety mnie nie interesują. Jestem homo- przyznał i pocałował mnie delikatnie.
Od razu pogłębiłem pocałunek, wypychając język do jego ust. Rozsiadłem się wygodnie i rozstawiłem nogi, obejmując go w pasie. Sakamoto splótł ręce na moim karku. Całowaliśmy się namiętnie i… soczyście, o ile można to tak nazwać. Zacząłem się o niego ocierać, co dawało widoczny efekt w spodniach blondyna. Miałem wyrzuty sumienia, ze robię źle, że zdradzam Takanoriego- moją jedyną prawdziwą miłość, jednak odepchnąłem od siebie te myśli, tłumacząc się sam przed sobą, że to wszystko przez alkohol. Z resztą, ja też musze się zaspokajać… Tylko dlaczego z jego przyrodnim bratem? Nie może to być Uruha, Aoi, Kai albo jakieś siedem miliardów innych ludzi żyjących na tym świecie?
Zacząłem go rozbierać. Powoli. Najpierw pozbyłem się jego bluzki. Spojrzałem na jego tors i uśmiechnąłem się. Przejechałem dłonią wzdłuż jego mostka, zahaczając o sutki, przez co wokalista westchnął cicho. Po chwili i ja zostałem pozbawiony górnej części garderoby. Chłopak od razu po zdjęciu ze mnie koszulki zaczął dobierać się do moich spodni.
-Coś ty taki niecierpliwy?- zaśmiałem się.
-Oj proszę…- jęknął błagalnie, ocierając się o mnie.- Mam na ciebie ochotę…- wyszeptał mi do ucha, następnie je liżąc.
-Spokojnie- uśmiechnąłem się i znów złączyłem nasze usta.
Błądziłem rękami po jego brzuchu i torsie, a po jakimś czasie zdjąłem z niego spodnie. Sakamoto był już naprawdę podniecony, co widać było nawet przez materiał bokserek. W sumie, sam lepszy nie byłem… Chłopak wręcz zdarł ze mnie moją dolną część garderoby wraz z bielizną i zsunął się z moich kolan na podłogę. Rozstawiłem przed nim nogi, a on bez zbędnych gier wstępnych wziął moją nabrzmiałą męskość do ust. Od razu nadał szybkie i dobitne tempo. Jęknąłem przeciągle, ale niezbyt głośno, co nie zadowoliło go. Lizał, ssał i gryzł, stymulując moje jądra. Zacząłem głośniej jęczeć, co sprawiło, że był w już o wiele lepszym humorze. Nakręcał się, i dobrze o tym wiedziałem. Doszedłem w jego ustach, a blondyn wszystko przełknął, oblizując się wulgarnie. Znów usiadł na moich kolanach, a ja pozbawiłem go ostatniej części ubrania. Przewaliłem go na brzuch i zawisłem nad nim, całując jego kark i plecy. Już rozglądałem się za czymś do nawilżenia, kiedy on zorientował się o co mi chodzi i zaczął się cofać, próbując nabić się na mojego członka.
-Oj dalej… Nie baw się tak ze mną- westchnął podniecony.- Rżnij mnie…- powiedział proszącym tonem głosu.
-Ale będzie bolało- ostrzegłem go.
-I to właśnie kocham w tym najbardziej- zaśmiał się.
-Masochista- stwierdziłem z rezygnacją i uśmiechem na ustach.
-My devil on the Bed- zaśmiał się ponownie.
-Raczej my devil on the sofa- poprawiłem go, gdyż nadal znajdowaliśmy się w salonie.
Chciał coś jeszcze dodać, ale mu nie pozwoliłem, zatykając mu usta swoimi własnymi. Zacząłem napierać na jego wejście. Jęknął wprost do moich ust. Krzyknął, gdy w niego wszedłem. Dwie łzy spłynęły po jego policzkach, które od razu zlizałem. Chwilę poczekałem aż przyzwyczai się do mojej obecności, ale on był bardzo niecierpliwy i pomimo bólu i dyskomfortu zaczął poruczać biodrami, nabijając się na mnie. Złapałem go jedną ręką w pasie i unieruchomiłem go, gdyż wolałem sam to zrobić. Zacząłem się w nim poruszać. Całowałem jego plecy i kark. Moje ruchy stawały się coraz szybsze i bardziej energiczne. Z każdą upływającą chwilą traciłem nad sobą kontrolę, oddając się zwierzęcemu pożądaniu. Sakamoto krzyczał i jęczał z przyjemności, jaką mu dawałem.
-Tak! Mmm… Właśnie tak!- jęczał.
***
Obudziłem się, przez rażące mnie promienie słoneczne. Spojrzałem na śpiącego obok mnie chłopaka i stwierdziłem, że… Ruki?! Ja mam jakieś zwidy…
Zerwałem się z miejsca i podnosząc się do pozycji siedzącej, spojrzałem na niego… Słodko spał, tak jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Miał lekko rozczochrane włosy… czerwone? Przecież już dawno nie farbował włosów na taki kolor… Chłopak chyba czując na sobie mój wzrok otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i również podniósł do siadu. Leniwie przeciągnął się, po czym przytulił się do mnie i musnął moje usta.
-Byłeś boski…- szepnął mi do ucha. W tym momencie zorientowałem się, że znajduję się w swojej sypialni… Teleport?- W aucie było trochę ciasno, ale ty jak zawsze ze wszystkim sobie poradziłeś- obdarzył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i pocałował mnie w policzek.
-W aucie?- zdziwiłem się.
-Hai. Nie pamiętasz? Aż tak cię zamroczyło po…- objął mnie rękami w pasie i usiadł na mnie okrakiem. Poczułem, że obaj byliśmy nadzy, co było przyczyną moich rumieńców na twarzy. Taka zachichotał.- …tej upojnej nocy?- dokończył pytanie.
-Najwyraźniej- mruknąłem niewyraźnie.
Nic z tego nie rozumiałem. Czyżbym był szalony? Znów trafię do tego pieprzonego szpitala?
Przez kilka kolejnych miesięcy, a nawet lat życie toczyło się swoim normalnym, a może i chorym rytmem. Codziennie budziłem się z myślą, że to wszystko to sen. Komponowałem piosenki, które miały powstać dopiero za trzy, pięć, a nawet dziesięć lat… To nie normalne- Przecież Takanori nie żyje… Jego już nie ma, więc dlaczego teraz obejmuje go czule, leżąc koło niego i oglądając razem film? Im częściej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej miałem wrażenie, że to wszystko to jakaś chora iluzja. I jeszcze to dobijające wrażenie, że wiem, co zaraz się wydarzy, co kto zaraz powie- to było nie do zniesienia. Miałem wrażenie, jakbym na nowo przeżywał swoje wspomnienia- jakbym oglądał projekcję filmową na podstawie własnego życia.
-Akira!- zaszczebiotał wokalista radośnie, stojąc w przedpokoju.
-Tak wiem, powinienem zapytać się, co robisz tu o tak późnej porze, ty odpowiesz, że masz coś dla mnie, ja powinienem zgadywać, co to jest, a ty powiesz, że dzisiejszego wieczoru jesteś do mojej dyspozycji i zrobisz wszystko, na co będę miał ochotę. A poza tym kupiłeś mi nową gitarę, która stoi w futerale owiniętym czerwoną wstążką przed drzwiami mieszkania. Wiem, Ruki, o wszystkim wiem- westchnąłem.
-Ale… Skąd?- posmutniał, tym że nie zrobił mi niespodzianki. Przypomniało mi się, jak bardzo cieszyłem się tego dnia z nowego basu, jak i wydarzeń, które miały miejsca owej nocy… - Który z tych debili ci powiedział?!- warknął.- Ale … choć mogłeś udawać, że…
-Nikt mi o tym nie powiedział- przerwałem mu.- Takanori… Już ci mówiłem… Ja cały czas żyję w przekonaniu, że to wszystko już się zdarzyło… Ja wiem, co się stanie, wiem co zrobisz i powiesz…
-Nie chcę tego słuchać!- teraz to on z kolei mi przerwał.- Mówiłem ci, musisz się leczyć! Reita, nie poznaję cię! Co się z tobą dzieje?!- chwila przerwy i kilka łez.- Jeśli wiesz, co zaraz zrobię to powinieneś mnie powstrzymać, prawda?- zapytał i odczekał chwilę, a gdy ja nie poruszyłem się, ani nawet nie odezwałem, wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Za co?- westchnąłem i przeszedłem do łazienki.
Miałem dość. Nie miałem ochoty biec i przepraszać czerwonowłosego za moje zachowanie- zwyczajnie brakowało mi sił. Dlaczego nic nie jest takie jak powinno? Pogubiłem się we własnym życiu, więc postanowiłem skończyć z tym raz na zawsze. Ty razem na dobre. Usiadłem na podłodze i z wcześniej przygotowaną żyletką w jednej ręce, zacząłem kreślić wzory na drugiej. Nigdy nie powiedziałbym, że do tego dojdzie- do tego, że popełnię samobójstwo. Zawsze uważałem, że do takiego kroku posuwają się jedynie ludzie zdesperowani, słaby, nie umiejący zapanować nad własnym życiem… Zawsze uważałem, że mam nad wszystkim kontrolę, że jestem ponad wszystko, że nigdy nie stracę panowania nad tym wszystkim… Wydawało mi się… aż do dzisiaj. Kilka wąskich strumyczków spłynęło po mojej ręce i krew niemalże leniwie skapywała na podłogę, znacząc ją czerwonymi plamami. Obraz powoli zniekształcał się i stawał się coraz bardziej niewyraźny. Powieki stawały się coraz cięższe. Już nie miałem siły z nim walczyć, więc dałem za wygraną. Tej jeden jedyny raz w życiu odpuściłem… i umarłem.
***
Obudziłem się w szpitalu. Obok mojego łóżka siedzieli kolejno: Ruki, Aoi, Uruha i Kai. Wszyscy mieli zmartwione miny. Zaraz… Przecież w czasie, kiedy podcinałem sobie żyły był rok 2002, więc jeszcze nie znałem Kaia… W takim razie, co on tu robi? Spojrzałem na Takę- miał brązowe włosy. Wyglądał też na o wiele starszego, tak jak i pozostali członkowie zespołu. Zamrugałem, żeby przekonać się czy to nie jest kolejna iluzja. Zauważył to Aoi, który momentalnie poderwał się z krzesła, na którym siedział.
-On żyje!- zawołał.
Wszyscy spojrzeli się po sobie, a następnie wbili we mnie wzrok, po czym rzucili się na mnie, każdy chcąc przytulić mnie do siebie. W końcu reszta odsunęła się, tylko Ruki tulił moją głowę do swojego torsu.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz- wyszeptał, a po jego policzkach spłynęły łzy.
Zmarszczyłem brwi, ponownie nic nie rozumiejąc… Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Najpierw Ruki oszalał, potem włamałem się do niego do szpitala, odbyła się rozprawa sądowa, zamknęli mnie w psychiatryku, obaj wyzdrowieliśmy i wyszliśmy, okazało się, że Taka ćpa i mierzył do nas z pistoletu, którym przez przypadek go zabiłem, pogrzeb, mieszkałem u Aoia, potem się wyprowadziłem, bo Yuu chciał zamieszkać z Kouyou, poznałem Sakamoto, próba, zaprosiłem przyrodniego brata Takanoriego do siebie i pieprzyłem się z nim, kiedy się obudziłem zobaczyłem Rukiego i cofnąłem się do roku 2002, tam żyłem swoimi wspomnieniami przez kilka lat, popełniłem samobójstwo i… jestem w szpitalu w roku 2012? Jak to się stało? A właściwie czy coś się stało, a jeśli tak to co?
-Czemu tu jestem?- zapytałem słabym głosem, chwytając Takę za rękę.
-Nic nie pamiętasz?- zapytał, a ja pokręciłem głową.- Miałeś wypadek samochodowy. Byłeś nieprzytomny przez tydzień- wyjaśnił.
Po chwili do sali, w której się znajdowaliśmy się, wszedł lekarz.
-O widzę, że pan Suzuki wrócił do żywych- zaśmiał się pod nosem. Podszedł do mnie i zaświecił mi czymś po oczach. Jeszcze nie wiem, co się ze mną dzieje i po co tu jestem, a ten już mnie ogłupia tym światełkiem?- Źrenice reagują prawidłowo. Może mieć pan problemy z pamięcią krótkotrwałą, ale to po jakimś czasie powinno minąć- ostrzegł mnie.- Mogą też pana nachodzić jakieś dziwne wspomnienia lub mózg może sobie generować jakieś nowe obrazy i sytuacje, ale to wszystko minie po jakimś czasie. Miał pan wstrząs mózgu, więc to normalne objawy. Powinien pan dużo wypoczywać i pić, gdyż stracił pan dużo krwi. Wrócę za jakieś trzy godziny. Jeśli pana stan nie pogorszy się przez kolejne dwadzieścia cztery godziny myślę, że nie będzie sensu dalej pana tu trzymać i wypiszemy pana do domu- powiedział, sprawdził jeszcze coś i zapisał na karcie, mieszczącej się przy łóżku, po czym wyszedł.
-Czyli to już rzeczywistość- odetchnąłem z ulgą i opadłem na poduszkę, odklejając się od Rukiego.
-Co? Jaka rzeczywistość?- zdziwił się Uruha.
-Właśnie?- dodał Takanori.
-To… długa historia- zacząłem się głośno śmiać.
Śmiałem się z tego, że to już koniec. Śmiałem się, bo znów odnalazłem się w swoim życiu. Śmiałem się, bo mój ukochany żyje. Śmiałem się, bo wyszyto już będzie dobrze. Śmiałem się, bo byłem szczęśliwy.
Nagle przyciągnąłem do siebie Rukiego i mocno go pocałowałem. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
-Myślałem, że nie lubisz okazywać swoich uczuć… publicznie- zarumienił się.
-Ostatnio zaniedbywałem cię… Przepraszam- uśmiechnąłem się i znów go pocałowałem.
Śmiałem się, bo uświadomiłem sobie fakt, że musiałem przejść aż przez tyle wspomnień i jakiś nowych historii, które sam sobie wymyśliłem, żeby zrozumieć, że muszę bardziej dbać i troszczyć się o Rukiego. Śmiałem się, bo to był już koniec i jedyne, co mi zostało to śmiech. Śmiałem się, bo od nowa zakochałem się w Takanorim.

*Nani o?- co?
**Doshite?- dlaczego

THE END

11 komentarzy:

  1. To było jedno z najlepszych opków w moim zyciu !!
    Normalnie to nie przepadam za Reituki ale to było genialne ! Cały czas mnie trzymało w napięciu jakimś takim , potem wywołało szok, łzy a na końcu szok x2 i taki banan na twarzy... No po prostu ... Nie wiem jak to ująć w słowa ... Może dlatego ze nie umiem pisać komentarzy ... mam nadzieję ze się nie pogniewasz jeśli w tym miejscu zwyczajnie urwę .. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Na końcu aż sama się pogubiłam, mając wielkie WTF na twarzy, czytając to, ale cieszę się, że wszystko skończyło się happy end'em :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale kiedy był ten wypadek??? Ja tam ryczę i ryczę a tu takie WTF??? Zaczynam się śmiać sama z siebie... xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak następne w komentarzu WTF ?!!?!?!? What the fuck ?! Co to miało być ?! O mało co się nie poryczałam czytając o szpitalu, morderstwie, pogrzebie a tu się okazuje że do niczego nie doszło ?! WTF ?!

    To był jeden z najlepszych opków jakie czytałam. Pisz dalej i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogę prosić o wyjaśnienie? W którym momencie był ten wypadek? Jeśli cały ''śmiech'' był złudzeniem Reia, to ''dzień, jak co dzień'' też musiałby być jego snem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eeee... eee...? Nie ogarniam. Zniszczyłaś mi mózg!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Nie tylko śmiech był złudzeniem w dzień jak co dzień zaniedbał troszke Rukisia, ale ten nie był jeszcze wariatem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaa, to było genialne, boskie i wogóle. Komentarzy pisać nie umiem bo bardzo rzadko je piszę, więc niestety nie stworzę tu jakiegoś nie wiadomo jak obszernego koma.Postaram się bynajmniej oddać to co czuję po przeczytaniu całego tego opowiadania. Heh, co ja plotę, tego nie da się opisać słowami. Czytałam to i mówię sobie: "Hmmm, Ruki wariat i świr w psychiatryku i walczący o niego Rei, okey niech będzie". Potem czytałam dalej: "Ruki ćpający i próbujący zabić najlepszych kumpli po czym sam ginie, czyli robi się coraz ciekawiej". A potem czytam: "Teraz Reita zwariował? Kurde o co chodzi?" No więc czytałam dalej i byłam zszokowana zakończeniem. Oczywiście pozytywnie. No po prostu nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, wow. Jestem pod wrażeniem twojego talentu, twoich pomysłów i twojej wyobraźni. Opowiadanie właśnie stało się moim ulubionym, serio, nie żartuję. No więc kończąc cały ten dziwny komentarz, dziewczyno masz cudowny talent, nic tylko pozazdrościć. Więc na zakończenie: życzę bardzo bardzo dużo wenu i czekam na więcej opowiadań :)
    Wierna fanka twoich opków i ficków:
    Ju-chan :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak zawiłego yaoi ...Nie trawię Reituki, ale to ...to jest wyjątek.Co chwila w moich oczach pojawiały się łzy lub uśmiech wślizgiwał się na moją twarz, aż tu nagle ...Budzi się w szpitalu po wypadku samochodowym !Niesamowite !

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne, choć było mi dane przeczytać tylko tą część opowiadania....

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne.
    Uroniłam łezkę jak Reita się obudził.
    Tytuł opowiadania na pewno sobie zapiszę i do niego wrócę.
    Chociaż nie będzie takiego szoku za drugim razem ,ale będzie się dobrze czytało.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń