Burdel, nie życie cz.1
Kolejny
koncert w jakiś zapomnianym przez Boga klubiku, w którym goszczą same dynksy(menele, to jakby ktoś nie wiedział od aut.) i kolejne spóźnienie. Wpadłem, jak
burza do swojego prowizorycznego mieszkania i wziąłem szybki prysznic. Raz, dwa
wysuszyłem blond włosy i przebrałem się w swój „strój roboczy”, o ile można go
tak nazwać. Dla chłopaków z zespołu to był już koniec roboty na dziś, jednak
dla mnie wprost przeciwnie. Wciągnąłem jakąś obcisłą koszulkę z prześwitującego
materiału i wcisnąłem się w opięte jeansowe, krótkie spodenki, które ledwo
zakrywały mi tyłek. Ledwo się w nich zapiąłem. Nałożyłem podkład i
puder, po czym podkreśliłem oczy czarnymi, grubymi kreskami, a na usta
położyłem grubą warstwę karminowej szminki. „Zrobiony na bóstwo” wybiegłem z
mieszkania i skierowałem się na jedną z najbiedniejszych i najgorszych ulic w
mieście. Stał tam wielki budynek z kruszącym się tynkiem oraz przegniłym, przeciekającym dachem i lśniącym
różowym światłem prowokującym neonem. Tak, tak jestem kurtyzaną, ładnie mówiąc. Wszedłem do
środka i skierowałem się… do czegoś w rodzaju recepcji czy punktu
informacyjnego.
- Za ile
mam klienta? - zapytałem, łapiąc się za bok i regulując oddech, tak aby jak
najszybciej kolka przeszła.
- Za
chwilę - oznajmił burdel-mama (nie wiem czy dobrze to napisałam od aut.)
Fuck!-
przekląłem w myślach. Liczyłem, że chodź dzisiaj jakoś się od tego wykręcę.
Naprawdę nie lubiłem moje roboty (o ile można to tak nazwać). Nie robiłem tego
z przyjemności (broń Boże!). Robiłem to dlatego, że musiałem. W przeciwieństwie
do Rukiego, Reity, Aoia i Uruhy, ja nie miałem rodziców, którzy przysłaliby mi
pieniądze, kiedy bym ich potrzebował. Nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc,
kto by mnie wsparł. Sam musiałem na siebie zarabiać. Niestety stawkę jaką
zarabiałem, jako perkusista Gazetto była minimalna i nie starczała na opłacenie
wszystkich moich wydatków; musiałem jakoś dorabiać, żeby się utrzymać.
Codziennie modliłem się, aby już niedługo to się skończyło, a The GazettE osiągnęło
wielki sukces, przez co mógłbym rzucić ten niepochlebny tryb życia. Wszedłem do swojego
czerwonego pokoju. Pomimo ohydnego wyglądu z zewnątrz w środku ten burdel był
całkiem przyzwoity… znaczy, jak na burdel… Każda z pracujących tu osób miała swój pokój w
innym kolorze. Mnie przypadł szkarłatny, przez co ten kolor źle mi się kojarzył.
W pokoju znajdowało się wielkie łoże z karminową pościelą i również takiego
koloru baldachimem. Obok niego stała mała szafeczka nocna, na której stała
szklana misa z prezerwatywami. W szufladzie szafki nocnej można było znaleźć
zapas prezerwatyw, różne żele i olejki, natomiast w szafce pod spodem
wibratory, bicz, kajdanki, kulki analne i wszystkie gadżety tego typu.
Naprzeciw ciężkich, wykonanych z ciemnego drewna drzwi znajdował się głęboki
fotel, trochę przypominający tron, na którym zawsze siedziałem czekając na
swojego klienta. Szlag, nawet nie zapytałem się, kogo mam dziś obsłużyć, że się
tak wyrażę. Tym razem szczęście mi dopisało. Stały klient, Doi.
Uśmiechnął się na mój widok.
- Jak
zawsze ponętny, Yune - mruknął zbliżając się do mnie.
Wstałem.
Mężczyzna objął mnie w pasie i chciał mnie pocałować, jednak odepchnąłem go.
- Znasz
zasady - odezwałem się kuszącym tonem, co nie przyszło mi łatwo, bo tak szczerze
powiedziawszy to miałem ochotę stąd uciec jak najdalej i już nigdy nie
wrócić. Miałem ochotę wrzeszczeć, płakać i śmiać się jednocześnie, jednak
wiedziałem, że nie mogę pozwolić sobie na takie przedstawienia. Naprawdę nie lubiłem,
kiedy dotykał mnie ktoś obcy. Położyłem się na łóżku i rozchyliłem zachęcająco
nogi, seksownie oblizując przy tym wargi. Zadrżałem, kiedy jego ręka zatrzymała
się na moim kroczu, jednak to nie był dreszcz podniecenia, a obrzydzenia.
Chciałem mieć to, jak najszybciej za sobą. Na szczęście Doi nie lubił bawić się
w jakieś gierki. Był bezpośredni, głównie ze względu na to, że zawsze się
spieszył, bo w domu czekała na niego żona z dzieckiem. Klient kilkoma sprawnymi
ruchami pozbawił mnie ubrań, po czym sam zaczął się rozbierać.
- Jak
masz dziś ochotę? Ostro czy delikatnie? - szepnął mi do ucha, liżąc je.
- Jestem
do twoich dyspozycji - przypomniałem mu.
- I to
właśnie lubię- uśmiechnął się. - Ostro - oznajmił i zaczął drażnić główką moje
wejście.
Mimowolnie jęknąłem. Objąłem go za szyję i nabiłem się na jego przyrodzenie bez
przygotowania. Tak, jak już wspomniałem wcześniej, chcę mieć to już za sobą,
nawet kosztem tego, że nie będę mógł siadać przez najbliższy tydzień. Kolejny
jęk wydostał się z moich ust. Od razu zacząłem poruszać biodrami, co spodobało
się Doiemu, bo chwilę później nadał swoje ulubione, szybkie tempo. Byłem już
przyzwyczajony do bólu, można rzec, że to właśnie ból jest moją przyjemnością.
Nic innego w tym zawodzie nie odstanę, no może poza kilkoma psimi groszami. Jak
zawsze bez czułości i zbędnych ceregieli, mężczyzna skończył trafiając w mój
czuły punkt i rozlał się w moim wnętrzu. Wyszedł ze mnie i od razu zaczął się
ubierać. Wyciągnął gruby portfel z kieszeni marynarki i rzucił mi kilka
banknotów.
- Spisałeś
się - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Gdy
tylko drzwi się zamknęły, westchnąłem z ulgą. Nadal czułem jak stróżka spermy
pomieszana z krwią spływa po moim udzie. Usiadłem i skrzywiłem się z bólu.
Muszę doprowadzić się do porządku, przed przyjściem kolejnego klienta…
Dziś
szczęście wyjątkowo mi dopisywało, gdyż więcej gości w moim pokoju się nie
zjawiło. Zebrałem swoje klamoty i wyszedłem z pokoju, po czym zszedłem po
schodach i zacząłem kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Przeszedłem
niezauważony przez właściciela burdelu; a jednak Bóg nade mną czuwa!
Dostałbym niezły wpierdol, gdyby zobaczył, że wychodzę piętnaście minut przed
czasem. Lekko kuśtykając dotarłem do domu, gdzie od razu skierowałem się do
łazienki i zmyłem z siebie wspomnienia dzisiejszego wieczoru. Następnie zmyłem
makijaż i przebrałem się w strój, który służył mi za piżamę, czyli koszulka i
bokserki. Odetchnąłem z ulgą, że to już koniec. Spojrzałem na zegarek w
telefonie. Trzecia trzydzieści w nocy. Mam trzy i pół godziny na sen. W końcu
czas dla mnie…
***
Obudził
mnie budzik w telefonie, który zwiastował kolejny wypełniony bólem i zniewagą
dzień w moim życiu. Szybko ubrałem się i zjadłem to, co znalazłem akurat w
lodówce, po czym wybiegłem z mieszkania, żeby nie spóźnić się na autobus. Niestety, mój
miesięczny limit szczęścia wczoraj się skończył - spóźniłem się na autobus,
przez co musiałem drałować na piechotę przez pół miasta do domu Rukiego, gdzie
aktualnie przeprowadzaliśmy próby. Oczywiście dotarłem spóźniony i spotkałem
się z karcącym spojrzeniem Reity. Sam nie wiem dlaczego, ale Akira nigdy mnie nie
lubił. Odkąd tylko się spotkaliśmy, Suzuki niezbyt tolerował moją obecność i
świadomość, że w jakimś stopniu moja egzystencja jest cząstką jego
codzienności.
- Sorry,
autobus mi uciekł - od razu zacząłem się tłumaczyć.
- Nic nie
szkodzi - odezwał się Aoi. Jego zawsze lubiłem. Był uśmiechnięty i
wyrozumiały. Pozytywna energia biła od niego na kilometry.
A co do
reszty zespołu? Ruki jest wiecznie zapracowany, bo jest liderem zespołu i musi
się babrać w tej całej papierkowej robicie; czasem mu współczuję i pomagam. Ogólnie to dobry i czuły chłopak. Uruha to szalony i pozytywnie zakręcony młody
gitarzysta, który cały czas chodzi z głową w chmurach. Całą tą sympatyczną
atmosferę psuje basista, ale już się do tego przyzwyczaiłem.
- Nie
wiem czemu cały czasy wydajesz kasę na te durne autobusy - jękną Uruha. - Mógłbyś
w końcu powiedzieć, gdzie mieszkasz, to mógłbyś jeździć ze mną - dobroduszny ten
Kouyou.
- Heh -
uśmiechnąłem się. - Dzięki, ale… wiesz, jak to jest…
- Nie
wiem - Uru wzruszył ramionami. - Może mi wyjaśnisz?
- Kiedy
indziej - puściłem mu oczko.
- O,
Yune! - wykrzyknął Ruki i objął mnie jedną ręką. - Nareszcie jesteś! Chciałbym
ci kogoś przedstawić! - uśmiechnął się szeroko .- To jest Kai, mój nowy
przyjaciel - wskazał na bruneta, który właśnie rozmawiał z Akirą. Widać, że się
rozumieli… w przeciwieństwie do mnie i Reity. Kai słysząc, że o nim mowa,
odwrócił się w naszą stronę i pomachał do mnie. Odwzajemniłem gest. - Poznaliśmy
się w internecie. Przyjechał tutaj z Takushmy i
będzie u mnie mieszkał przez kilka dni, co łączy się z tym, że będzie
przychodził na nasze próby. Nie przeszkadza ci to? - oj, Taka zawsze był taki
słotki. Rozczulał mnie.
- Nie,
jasne, że nie - uśmiechnąłem się.
CDN
no ok... przyznam sie bez bicia ze jakos tak tego nieczytalam... nieprzepadam za paringami z Yune... no bo... go... nieznam(?) chyba dlatego...
OdpowiedzUsuńopis seksu mi sie podobal... jak z prawdziwego burdelu
i opis chlopakow >_<! hahahaha
ide czytac dalej!
Bardzo podoba mi się ten pomysł. Ostatnio znudziło mi się Reituki i odkryłam ten nietypowy rzadki pairing z Yune. Super piszesz. Wiem, że już nie piszesz o nich i nawet po części zgadzam się z tobą co do nich, więc naklaniac cię nie będę do pisania. Ale wiedz, że to czytam i będę czytać kolejne twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuń