Burdel, nie zycie cz.7

Chciałam podkreślić, że tło bloga jest dziełem Hoshii, która jest zajebista i każdy kto czyta tego bloga ma zrobić sobie w domu jej ołtarzyk i składać na nim krwawe ofiary- musiałam to napisać, żeby nie zostać zatłuczoną trzonkiem od siekiery przez moją betę, która potem cofnęła te słowa, ale ja i tak się boję (ludzie są nieprzewidywalni) i wolę to napisać. Więc jeśli nie chcesz mojej śmierci, droki czytelniku, wygospodaruj odrobinę miejsca na stół ofiarny i skombinuj jakiegoś gołębia czy coś podobnego, czego zostanie przelana krew. Jeśli chcecie, aby posty tutaj nadal się pojawiały to robimy zrzutkę (nie pieniężną), bo budujemy małą świątynię pod Gdańskiem. Więc niech każdy znajdzie jakiegoś pustaka i zrobi pielgrzymkę do mojego domu, gdzie w ogródku już posgtawiłam fundamenty xD Każdy pustak to kolejna notka i oddalenie mnie o 0,001 do śmierci. Czy są tu jacyś dobrzy samalrytanie, którzy mnie wspomogą? xD


Dni mijały, a poczucie bezbrzeżnego idiotyzmu, jakim zostałem obdarzony nie mijało. Kilka razy zastanawiałem się nad wizytą u psychologa lub szukaniem przyjaciela, któremu mógłbym się wyżalić, jednak w końcu przystanąłem na libację alkoholową z Rukim. Nigdy nie byłem z nim jakoś blisko, bo… bo tak i już. Lubiłem go, ale był jedynie moim znajomym, nawet nie przyjacielem, choć to w zupełności wystarczało, żeby się z nim upić. Normalnie, pewnie wolałbym spędzić czas z Uruhą albo Aoi’em, ale oni byli zajęci sobą, gdyż wyjechali na swój „miesiąc miodowy”, aby uczcić związek, w którym trwali już dwa lata. Nawet wolałbym spotkać się z Reitą, ale z wiadomych przyczyn nie zrobiłem tego…

Taka przyszedł do mnie pół godziny po tym, jak do niego zadzwoniłem, choć mówił, że będzie za pięć minut. Wokalista był już nieco wstawiony i zdawał się wykonywać wszelkie ruchy w zwolnionym tempie. Mimo wszystko wpuściłem go i zaprosiłem do salonu, gdzie i ja zdążyłem wypić już kilka drinków. Pomyślałem, że w sumie to dobrze- najwyżej szybciej padniemy i zarzygamy dywan, na którym usiedliśmy przy niskiej ławie między kanapami. Bynajmniej będę miał szczęście uniknąć zbyt długiej rozmowy z pijanym blondynem. Mój gość bez słowa otworzył butelkę whisky, którą ze sobą przyniósł i nalał sporą ilość alkoholu do dwóch niskich szklaneczek, wylewając przy tym trochę na stół. Wypiłem zawartość swojej szklaneczki, krzywiąc się. I tak jakoś to wszystko odbywało się- piliśmy w ciszy, a Ruki dolewał trunku coraz mniej sprawną ręką, przez co blat ławy lśnił od coraz większej ilości bursztynowego płynu rozlewającego się na nim.

-A co ty taki cichy?- w końcu przerwałem tę nieznośną ciszę. Z jednej strony cieszyłem się, że blondyn nie odzywał się, a z drugiej było mi jakoś niezręcznie.

-A po co mam się odzywać?- wybełkotał, wbijając wzrok w białą ścianę mieszczącą się naprzeciw niego.

-Żeby rozmawiać?- zapytałem sarkastycznie, spoglądając na niego jak na kosmitę.

-A po co masz ze mną rozmawiać?

Ściągnąłem brwi i w milczeniu przyjrzałem się jego mlecznej cerze, ciemnym oczom, delikatnemu noskowi i wydatnym ustom.

-Nie rozumiem cię…- odezwałem się po chwili.

-A co tu jest do rozumienia? Zadzwoniłeś do mnie, żebym przyszedł się z tobą napić, bo nie chciałeś chlać samotnie, żeby nie wyjść na jakiegoś pijaka, koniec opowieści- wzruszył ramionami i drżącą ręką sięgnął po szklaneczkę z whisky.

-To nie tak- pokręciłem głową.

-A niby jak?- w końcu spojrzał na mnie.

-Myślisz, że cię nie lubię?- zapytałem, przysuwając się do niego.

-A tak nie jest?

-Nie- uśmiechnąłem się pijacko.- Lubię cię- pogłaskałem go po głowie.- Bardzo lubię- wyszczerzyłem się i położyłem na podłodze układając głowę na jego udach. Był kościsty, ale z pewnością wygodniejszy niż podłoga. Wyciągnąłem z kieszeni jego telefon, który wbijał mi się w kość policzkową. W tym momencie komórka Takanori’ego zaczęła wibrować. Zmrużyłem oczy i spojrzałem uważnie na niebieskawy ekran.- Ktoś dzwoni- podsumowałem w końcu.

-Daj- wyciągnął rękę po swoją własność.

Spojrzałem na jego dłoń i uśmiechnąłem się. Podniosłem się na łokciach i ucałowałem jej wnętrze, po czym sam odebrałem.

-Moshi, moshi?

-Ee… Ruki?- zapytał zdziwiony głos w słuchawce.

-Nie, nie jestem Ruki- zachichotałem, kiedy Taka próbował wyrwać mi telefon z dłoni.

-A mogę z nim rozmawiać?

-Nie- odparłem, siadając okrakiem na wokaliście i wolną ręką przytrzymując jego nadgarstek. Drugą rękę unieruchomiłem mu, wciskając ją pod swoje kolano i przyciskając mocno do podłogi. Chłopak syknął z bólu.

-Dlaczego?- zapytała osoba po drugiej stronie linii.

-Bo Takanori jest teraz zajęty pieprzeniem się ze mną- zaśmiałem się i rozłączyłem, rzucając jego komórkę gdzieś za siebie.

-Pojebało cię?- spojrzał na mnie, jak na idiotę.

-Nie- uśmiechnąłem się.- Ale to, co powiedziałem jest prawdą… znaczy będzie za jakieś dziesięć minut, jak się rozbierzemy- wzruszyłem ramionami i zrobiłem niewinną minkę.

-Kai, za dużo wypiłeś? Nie będę się z tobą pieprzyć! Przecież nawet nic nie robię!- zbulwersował się.

-Tak? A znasz obecne położenie swojej prawej dłoni?- zaśmiałem się, wskazując na jego rękę, która wyślizgnęła się spod mojego kolana i teraz jeździła po wewnętrznej stronie mojego uda.

Blondyn speszył się i szybko zabrał rękę. Próbował się spode mnie uwolnić, jednak nie dawałem za wygraną. Mocniej przyszpiliłem go do dywanu i na powrót chwyciłem jego prawą dłoń, kierując ją w miejsce, w którym znajdowała się przed chwilą.

- C-Co ty robisz?- spojrzał na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma.

Zmieniłem pozycję, tak, że teraz opierałem się na dłoniach po obu bokach jego głowy i wisiałem nad nim. Dzięki tej zmianie mogłem otrzeć się kroczem o jego rękę. Jęknąłem cicho, gdy to zrobiłem.

-Nie krępuj się- uśmiechnąłem się uspakajająco.

- Ja… J-Ja tak nie mogę… Tanabe zejdź ze mnie- wyszeptał, próbując mnie odepchnąć.

-Dlaczego? Proszę cię… Tylko ten jeden raz…- namawiałem go.

-Właśnie dlatego- nie chcę tak jeden raz- uciekał wzrokiem gdzieś po bokach, żeby tylko na mnie nie patrzeć.

-Chcesz stałego związku?- zapytałem i pocałowałem go w policzek.

-Ja… Ee… Znaczy…- jąkał się.

Polizałem go po szyi, na co chłopak zadrżał i cicho westchnął, przymykając oczy. Odruchowo rozłożył przede mną nogi, a ja uśmiechnąłem się na ten widok.

-Zakochałeś się w kimś… nieszczęśliwie.

-Skąd wiesz?!- niemalże krzyknął.

-Bo łakniesz mojego dotyku, zresztą nie mojego, a jakiegokolwiek. Chcesz żeby ktoś był blisko ciebie- wyjaśniłem i zacząłem całować go wzdłuż linii szczęki.

-Ach…- westchnął i objął mnie rękami za szyję.

-Kto to jest?- zapytałem cicho.

-Ja… Znaczy… Nie wiem, o czym mówisz- skłamał.

-Proszę cię- przestałem go całować i spojrzałem mu w oczy.- Nie rób ze mnie kretyna…

Ruki spłonął rumieńcem i widać, że miał ochotę zapaść się pod ziemię.

-To… to… ty…- wyszeptał tak cichutko, że musiałem niemalże czytać z ruchu jego warg.



[Yune]

Obudziłem się wtulony w Reitę. Chyba pierwszy raz wyspałem się i miałem ochotę żyć. Byłem szczęśliwy i zadowolony, jak jeszcze nigdy w życiu. Przyjemne ciepło biło od chłopaka obok mnie i sprawiało, że czułem się przy nim bezpiecznie. Miałem wrażenie, że w jego ramionach mogę skryć się przed całym złem tego świata.

Blondyn objął mnie w pasie i pocałował w czoło, otwierając zaspane oczy.

-Dzień dobry- uśmiechnął się, a ja od razu pocałowałem go w usta.

-No, z tobą na pewno będzie dobry- wyszczerzyłem się i ułożyłem głowę na jego nagim torsie.- Kocham cię…- wyszeptałem.

-Ja ciebie też- odpowiedział, gładząc mnie wierzchem dłoni po policzku.

Pocałowałem go w szyję, a następnie przejechałem językiem wzdłuż jego grdyki. Zadowolony basista mruknął.

-Poproszę powtórkę z nocy- zaśmiałem się.

-Masochista- westchnął.

-Mówię poważnie- oderwałem się od jego szyi i spojrzałem w jego cudne oczka.

-Yune… nie przesadzasz? Kochaliśmy się już trzy razy w ciągu jednej nocy. Nie będziesz mógł chodzić- zauważył.

-Jakiś ty słodki- uśmiechnąłem się szeroko i pocałowałem go mocno.- Lubię, kiedy jesteś taki troskliwy- moja dłoń zjechała w dół jego brzucha.- A zresztą nie muszę chodzić, bo nie chcę się od ciebie odchodzić choćby na krok- jęknął, kiedy powoli zacząłem go onanizować.

-Yune, to niezdrowe- wysapał, a ja wywróciłem oczyma.

-Skoro nie chcesz to nie- przestałem sprawiać mu przyjemność, zabierając dłoń.- Jeśli nie masz na mnie ochoty…- wzruszyłem ramionami.

-Nie o to chodzi- złapał mnie za rękę, kiedy chciałem wyjść z łóżka, co i tak by trochę zajęło, gdyż tyłek bolał mnie niemiłosiernie, a w dodatku Reita ma gigantyczne łóżko.

-A o co?- spojrzałem na niego naburmuszony.

Mój mężczyzna zaśmiał się pod nosem, widząc minę, jaką strzeliłem i przyciągnął do namiętnego pocałunku. Lubiłem go nazywać „moim mężczyzną”… Wtedy utwierdzałem się w tym, że jest tylko i wyłącznie mój.

-Chodzi o to, że nie musimy się tak spieszyć- odpowiedział w końcu.- Mamy dla siebie masę czasu- uśmiechnął się i musnął moje usta.

-Ale ja się nie mogę tobą nasycić- wyszeptałem mu na ucho, przygryzając jego płatek.- Im częściej to robimy, tym większy pociąg do ciebie czuję…- wyznałem.

-To może powinienem dać ci jakiś szlaban na seks, czy celibacik?- zaśmiał się.

-Ha, ha, ha- bardzo śmieszne- żachnąłem, mrużąc groźnie oczy.- Sam byś go nie przestrzegał- wytknąłem mu język.

-A też prawda- zaśmiał się i ponownie pocałował.

Polizał moją dolną wargę, a ja uchyliłem usta. Całowaliśmy się zachłannie, kiedy nagle poczułem w sobie jeden z jego palców. Jęknąłem głośno, odrywając się od niego.

-Zboczeniec- uśmiechnąłem się, lekko prostując, przez co jeszcze bardziej nabiłem się na jego palec.

-Ale za to jaki seksowny- zaśmiał się, rozciągając mnie.



[Kai]

Już jakiś dłuższy czas leżałem z Rukim w łóżku. Chłopak miał zlepione od potu włosy i nadal ciężko oddychał. Obaj byliśmy wykończeni wspaniałym seksem, ale żaden z nas nie mógł zasnąć.

-Powiem ci coś, ale obiecaj mi dwie rzeczy- odezwał się w końcu mój kochanek.

-Co mam ci obiecać?

-Nie wyśmiejesz mnie- postawił warunek.

-Oczywiście, że nie zrobię tego- głaskałem go po mokrych włosach.

-I nigdy nie będziesz bawił się w coś podobnego, jak z Yune- dodał.

Zmieszałem się. Wciągnąłem chrapliwie powietrze przez nos.

-Obiecuję, choć na swoje usprawiedliwienie dodam, że to nie był mój pomysł i zrobiłem to, żeby komuś się przypodobać…

-Ale nie zrobisz tego więcej?!- upewnił się.

-Nie- odpowiedziałem.- Więc co chciałeś mi powiedzieć?

-…

-Takanori?

Wokalista zmieszał się i bił z myślami, upewniając się, czy rzeczywiście dotrzymam złożonych obietnic i czy powiedzenie mi tego, będzie dobrym pomysłem.

-Kocham cię…- szepnął.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, a chłopak spłonął rumieńcem i niemalże słyszałem, jak w myślach gani się za to, co zrobił.

-Ja… Przepraszam… Pójdę już- wstał ze mnie i chciał wyjść z łóżka, kiedy złapałem go za rękę.

Usiadłem obok niego i pocałowałem czule, obejmując w pasie.

-Ja ciebie też- uśmiechnąłem się, a blondyn natychmiast się rozpogodził i rzucił mi na szyję, przewalając mnie tym samym na łóżko i ponownie złączając nasze usta.



HAPPY END



Nie mam siły kontynuować już tego ścierwa, choć jeśli uzbiera się na tyle dużo komentarzy i przychylnych opinii ku kontynuacji to może napiszę epilog. Jeśli nie to wznowię serię „Nienawiść”, która cieszyła się dużym zainteresowaniem.

16 komentarzy:

  1. ooooo taaakj cchce kontynuacje Nienawisci *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie zakończenie mi się podoba .

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również podoba się ten happy end. Chcę "Nienawiść".

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę " Nienawiść" a opek super. Już zaczynam robić oltarzyk tylko maly problem bedzie z ofiara ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. haha, i wyszłam na żądną krwi betę, a ja tylko trochę się zdenerwowałam... xd
    i co ja mówiłam o epilogu?...

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedługo zamierzam założyć tu konto i w końcu nie będę anonimowa. Hm, trochę ciężko będzie się odzwyczaić od twojego starego wyglądu bloga... ale ten też jest świetny! A tak w ogóle to też jestem z Gdańska i może kiedyś się spotkamy!;)Czekam na twoje kolejne notki, cokolwiek miałoby to być. Pozdrawiam:
    Amidamaru

    OdpowiedzUsuń
  7. opko super, ale wolę "Nienawiść". A co do pustaków to jakiś się znajdzie xD
    Ładne tło Hoshii :)
    Miku

    OdpowiedzUsuń
  8. Oba opowiadania są zajebiste !!!!!!!!! Postawię ołtarzyk na swoim biurku a w ofiarę oddam młodszego brata i starszą siostrę ^^ Nie bd mi ich brakować bo mam jeszcze 3 starszego , przyrodniego rodzeństwa. xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak tylko przeczytałam "Nienawiść" To mi się oczy zaświeciły.
    A co do tego opowiadania to... podobało mi się :33
    Hapy End zawsze spoko XD
    Mogę ci dać duuuużo cegieł. Z pielgrzymką będzie gorzej. XD
    sHu

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe zakończenie - uwielbiam happy endy ;)
    Co do Nienawiści - Yay! Więcej Aoihy! *o*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, zapomniałam dodać - podnoszę łapkę w górę i jestem za epilogiem! ;)

      Usuń
  11. yay,
    1_ to nie ścierwo *hymph*
    2- takie zakończenie mi się podoba <3, ale o epilog się nie pogniewam
    3- chętnie poczytam kontynuację 'Nienawiści'
    Pozdrawiam =***

    OdpowiedzUsuń
  12. O.o ale tak zostawić bez dokończenia tych wszystkich wątków z wcześniejszego rozdziału (z DeG)... no epilog musi być i nie ma zmiłuj się, a zakończenie nie mogło by być lepsze, bo jest idealne :D
    Lalalulu;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ej... ja tak na koncu.... ;_;
    no bo nadrobic chcialam... ale SKONCZYLAM! tsa... jescze tylko wszystkie Reituki i Aoihe...
    ej nieobrazaj swoich opkow bo sa genialne (przeczuyalam ReitaYune a to wyczyn)
    ale...
    pisz kochanie nienawisc xD to w. koncu aoiha wiec... xDD
    padlam... czyli rei jest z Yune, aoi z Uru, kai z Ruksem... muhahaha... coz za gejowski zespol... pikne

    OdpowiedzUsuń
  14. To nie jest ścierwo. To opowiadanie jest świetne. Dawno żadne tak nie poprawiło mi humoru.

    OdpowiedzUsuń