Nawet smierc nas nie rozlaczy cz.4


-A co się zwykle robi z nieprzytomnym wampirem?

-Nie wiem…

-No, kurwa, ja też nie…


Przez dłuższy czas tępo wpatrywaliśmy się w ogłuszonego szatyna. W końcu poruszyłem się i podszedłem do wampira na kolanach.

-Ym… Reita? Jego serce bije, czy nie?- zapytałem.

-Skąd mam wiedzieć? Sprawdź mu puls- polecił.

-A jak się ocknie?- spanikowałem.- Zabije i mnie, i ciebie!

-Raz próbował, nie udało mu się, to drugi też mu się nie uda- syknął wściekle blondyn i machnął na mnie ręką, ponaglając mnie. Przełknąłem głośno ślinę i przyłożyłem dwa palce do szyi Uruhy.- I co?- zaciekawił się.

-No… taki słaby puls wyczuwam, chyba że to mój…- skrzywiłem się i nachyliłem się nad nim przyglądając się, jak jego klatka piersiowa powoli podnosi się i opada.- W każdym razie oddycha, to znaczy, że żyje…

-Kiedy on jest martwy!

-To jak mi wytłumaczysz, że się porusza i funkcjonuje mniej więcej jak człowiek?- basista spojrzał na mnie z ukosa.- Pogubiłem się w tym…

-Ja też…- mruknął.- Kurwa, jeszcze wczoraj oglądałem z Ruki’m horror i wbijałem mu do głowy, że wampiry nie istnieją!- złapał się za głowę.

Spojrzałem na twarz Kouyou. Nie chciało mi się wierzyć, że to on popełnił te wszystkie straszne morderstwa. Delikatnie pogłaskałem jego policzek, samymi opuszkami palców, nadal obawiając się, że zaraz może się przebudzić. Na tę myśl przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

-Co ty robisz?- Akira spojrzał na mnie jak na idiotę.

-Nic, nic- szybko zabrałem rękę.- Co z nim zrobimy?

-Jak to co- wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie tyłem. Chwycił za krzesło, o które się opierał i rzucił nim o podłogę tak, ze roztrzaskało się. Podniósł drewnianą nogę i przez chwilę przyglądał się jej, po czym uniósł ją w triumfalnym geście.- Może nie osika, ale też się nada…- mruknął sam do siebie.

-Chcesz go zabić?!- wrzasnąłem.

-A ty chcesz go ratować?! Przed chwilą mało nie zrobił z nas mielonego na obiad, a teraz wstawiasz się za nim?!

-Akira, to jest nasz przyjaciel!!!

-Żaden przyjaciel, zwykły morderca!

Zamarłem. Spuściłem głowę, a grzywka zakryła mi twarz.

-On… On nie jest mordercą- wyszeptałem.

-A jak nazywa się ktoś, kto zabija niewinnych ludzi, co?!

-To nie jest jego wina… On musi taki być. W końcu jest wampirem- delikatnie przeczesałem włosy ogłuszonego.- Żywi się ludzką krwią…

-To nie może się żywić krwią jakiegoś pijaka, za którym nikt nie będzie płakać, a nie moją? Albo jak w filmach? Napije się trochę i puszcza wolno? Jestem pewien, że gdyby chciał, to by tak potrafił. A zresztą… nie musi się tak pastwić nad zwłokami…- zauważył.

-Jeżeli już chcesz znaleźć winowajcę i zrobić nad nim sąd polowy, to powiem ci, że na pewno nie jest nim Uruha…

-A kto niby?- prychnął.

Przez chwilę milczałem. Wziąłem głęboki wdech i w końcu przełamałem się.

-Ja… To moja wina…- powiedziałem cicho. Reita roześmiał się krótko.

-Daj spokój… Gdzie tu niby jest twoja wina, co? Przecież nie ty kazałeś mu zabijać, więc nie rozumiem, o czym mówisz.

-On… On zabija tych, z którymi kiedyś go…- zacząłem drżącym głosem-… go zdradzałem…- po moich policzkach popłynęły łzy.- I to przeze mnie się taki stał… Kiedyś nie wróciłem do domu na noc. Zaczął się martwić. Wiedział, że… że my…- spojrzałem na niego z bólem wymalowanym na twarzy.-… Że go z tobą zdradzałem. Postanowił sprawdzić, czy nie byłem u ciebie, więc ubrał się i wyszedł z mieszkania. Od naszego mieszkania do twojego jest krótka droga, ale… ale trzeba przejść przez ten pieprzony most! Tam dopadło go to coś… Mówił, że nie zdążył nawet krzyknąć… Potem w rzece, przy brzegu znalazła go jakaś grupka dzieciaków… Twierdził, że jest niedobitkiem, że został… wampirem przypadkowo, że miał zginąć…- załkałem.- Kurwa, i to wszystko moja wina! Gdybym się nie kurwił na prawo i lewo, wszystko byłoby w porządku! Uruha byłby szczęśliwy, ja byłbym szczęśliwy, zespół nie rozpadłby się, a Kouyou nadal byłby człowiekiem!- zalałem się łzami i zasłoniłem twarz dłońmi.

Blondyn podszedł do mnie i uklęknął obok. Objął jednym ramieniem i przyciągnął do siebie. Wczepiłem się w niego i głośno płakałem. Chłopak w drugiej ręce nadal dzierżył nogę krzesła.

-To nie twoja wina- pogłaskał mnie po głowie.- Choć muszę przyznać, że piękna historia… Szkoda, że o happy end’y zawsze ja muszę dbać- westchnął i zamachnął się, chcąc wbić drewno w pierś szatyna, które, sam nie wiem kiedy i jak, naostrzył. Musiał to pewnie zrobić, kiedy oddałem się potokowi słów. Szybko złapałem rękę Reity i jakąś nadludzką siłą odciągnąłem ją od ciała nieprzytomnego, przy czym jego nadgarstek dziwnie się wygiął, a w stawie nieprzyjemnie strzeliło. Basista krzyknął i zaklął siarczyście.- Co ty robisz?! Musimy się go pozbyć!

-Nie! Nie pozwolę ci na to!

-Czy ty, idioto, myślisz, że go oswoisz i wychowasz jak nocnego pieska? On jest niebezpieczny!

-Może i go nie oswoję, ale nie dam go skrzywdzić!- wrzasnąłem na Akirę, grożąc mu zaostrzonym kijem.- Albo mi pomożesz, albo sam zaraz przebiję cię na wskroś!

Suzuki zamknął się. Westchnął cierpiętniczo i uspokoił się, a ja wyrzuciłem nogę krzesła za siebie. Reita bił się z własnymi myślami. Wiedziałem, że nie podoba mu się ten pomysł, a on wiedział, że nie ustąpię i naprawdę zrobię mu krzywdę, jeżeli jeszcze raz będzie czyhał na życie Kouyou.

-Więc co chcesz z nim zrobić, panie łowco?- zmusił się do sarkazmu.

-Trzeba będzie go jakoś stąd wynieść- puściłem mimo uszu jego ostatnie dwa słowa, nie chcąc wszczynać nowej kłótni.

***

Wyciągnąłem z szafy przyjaciela największe prześcieradło, jakie znalazłem. Rozłożyłem je na podłodze, koło wampira i razem przeturlaliśmy otumanionego na białą płachtę i chwytając za rogi materiału, podnieśliśmy go.

-Yuu, jak to nie wypali, możemy trafić do pierdla, wiesz o tym? Wyjdzie na to, że to my ukradliśmy zwłoki Takashimy!

-Wiem, a teraz cicho- uciszyłem go, kiedy wychodziliśmy na korytarz.

Na palcach doszliśmy do windy i wcisnęliśmy się do niej. W duchu tylko modliłem się, żeby nikt nie wpadł na tak genialny pomysł, żeby przejechać się windą o pierwszej nad ranem. Wysiedliśmy na podziemnym parkingu i skierowaliśmy się do auta blondyna. Wszystko szło nam bardzo mozolnie i niesprawnie, gdyż ciężko jest manewrować ciałem nieprzytomnego mężczyzny, który leży w poprzek, zawinięty w prześcieradło. W dodatku Kyou był strasznie długi- weź zmieść w drzwiach prawie sto osiemdziesiąt centymetrów faceta! Kilka razy obiliśmy go o ścianę, czy framugę drzwi, ale to niechcący. Kiedy w końcu doszliśmy do samochodu, wrzuciliśmy Uru do bagażnika i zamknęliśmy klapę.

-Kurwa, jaki on ciężki- jęknął Akira, rozmasowując sobie barki.

Moją odpowiedzią na tą uwagę było jedynie wywrócenie oczyma. Wsiedliśmy do auta. Ja kierowałem, jako że Suzuki był poturbowany. Dojechaliśmy do mojego bloku i powtórzyliśmy wszystkie czynności, tym razem od tyłu. Kiedy w końcu byliśmy w moim mieszkaniu i położyliśmy szatyna do łóżka, obaj głośno odetchnęliśmy.

-Nigdy więcej wampirów…- westchnął młodszy.

-Zawieźć cię do szpitala?- zapytałem, zmieniając temat.

-I co powiem na wywiadzie? Że chciał mnie zabić wampir-psychopata, który jest odpowiedzialny za wszystkie morderstwa w Tokio? Daj spokój… Sam doprowadzę się do porządku.

-Mieszkanie też sam ogarniesz? Jakoś nie chciałbym zostawiać Uruhy samego na długo… Jeszcze by gdzieś zwiał…

-Jasne, rozumiem cię- mruknął.- Lepiej już pójdę- powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samego.

Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Ziewnąłem. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo byłem zmęczony. Odczułem to dopiero teraz. Ułożyłem się wygodniej i zamknąłem oczy, chcąc chwilę się zdrzemnąć.

***

Obudziłem się dopiero o siedemnastej. Matko, ile ja spałem! Przeciągnąłem się leniwie i ziewnąłem, odruchowo kierując się do kuchni i nastawiając wodę na kawę. Wyjąłem kubek z szafki i wsypałem do niego dwie czubate łyżeczki zmielonej kawy. Bawiłem się brązowym proszkiem w kubku, rozgarniając go łyżeczką i czekając aż woda zagotuje się, gdy nagle doznałem olśnienia. Takashima naprawdę jest wampirem, a ja przebywam z nim pod jednym dachem! Dopiero teraz to do mnie trafiło. Zadrżałem ze strachu i podszedłem do drzwi sypialni. Delikatnie je uchyliłem i spojrzałem na Kouyou, leżącego na łóżku. Ok, nadal tam był. Chyba… spał? Sam nie wiem, jak to nazwać… Czy wampiry śpią? A może robią coś bardzo podobnego, ale to nie to? Wyłączają się na dzień? W każdym razie leżał na brzuchu z rękami pod głową. Przekręcił się, co znaczy, że na chwilę musiał się przebudzić. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uruha zawsze spał na brzuchu… nawet teraz się to nie zmieniło.

Wróciłem do kuchni i zalałem kawę wrzątkiem. Usiadłem przy stole, rozmyślając nad tym, co tak właściwie się stało. Na tych rozmyślaniach, czas szybko mi upłynął. Ani się obejrzałem, a słońce już zaszło. Spojrzałem na zegarek – po dwudziestej, a Uruha jeszcze się nie obudził.

Z drżącym sercem znów poszedłem do sypialni. Usiadłem na brzegu łóżka, obok wampira i przeczesałem dłonią jego miękkie włosy. Mruknął coś sennie i mocniej wtulił w poduszkę. Miałem nadzieje, że mnie nie zabije, kiedy go obudzę, Uru, kiedy był jeszcze człowiekiem, bywał bardzo marudny i nie lubił, kiedy wyrywało go się ze snu. Delikatnie gładziłem jego plecy, wsuwając dłonie pod materiał jego ubrania. Znów zamruczał i zacmokał zadowolony. Przez chwilę zdawało mi się, że jest tak jak kiedyś, że wszystko jest w porządku, ale zaraz zmieniłem zdanie, kiedy w uśmiechu ukazał długie kły. Nieśmiało pogłaskałem go po policzku, a gdy zobaczyłem, że i to mu się podoba, zyskałem trochę pewności siebie. Pocałowałem go w szyję, a on uśmiechnął się szeroko i przewrócił na plecy, z czego ja skorzystałem i usiadłem na nim okrakiem, po czym pocałowałem namiętnie w usta. Nagle poczułem, jak wampir zakłada mi ręce na kark i znieruchomiałem. Szybko odsunąłem się od niego.

-Tak możesz mnie budzić codziennie- uśmiechnął i przeciągnął się.

Spojrzałem na niego zaskoczony, a chłopak przyciągnął mnie za przód koszulki do kolejnego pocałunku. Bałem się, że coś zaraz może mu się odwidzieć i skopie mnie, a nawet zabije, przez co byłem sparaliżowany. Mimo to zadrżałem z przyjemności, kiedy wsunął język do moich ust i nieśmiało zacząłem oddawać pieszczotę. Znieruchomiałem, kiedy językiem dotknąłem jednego z jego kłów.

-A przed chwilą to taki inicjator byłeś- zachichotał.- A teraz koniec czułości- odepchnął mnie tak, że wylądowałem na miejscu obok.- Gdzie Akira?- wywindował się do pozycji siedzącej.

-Nie ma. Jesteśmy w naszym mieszkaniu- odpowiedziałem cicho.

-To wiem, poznałem miejsce i nawet nie pytam, co żeście zrobili, że mnie tu przywlekliście, bo zakładam, że to przez to mam tyle siniaków. Zresztą nie pytałem, czy Akira jest tutaj, tylko gdzie jest- podkreślił.

-Nie wiem- wzruszyłem ramionami.

-Nie kłam- zmarszczył brwi i spojrzał na mnie groźnie. Przełknąłem głośno ślinę.

-Naprawdę nie wiem- powiedziałem cicho.- Zresztą zostań ze mną- sam nie wierzyłem w to, co mówiłem.- Błagam, Kyou-chan- złapałem go za rękę, a jego spojrzenie wyrażało jedno wielkie niezrozumienie.

-Co?- podniósł jedną brew.

-Zostaw Akirę w spokoju- pociągnąłem go, tym samym zmuszając, żeby położył się na mnie. Mam nadzieję, że Reita już się spakował i właśnie wyjeżdża z miasta, bo ratuję mu życie, wystawiając na ryzyko swoje własne.- Zostań ze mną- otarłem się o niego, przełamując strach. Czułem, że zaczynam drżeć z przerażenia, co nie umknęło jego uwadze.- Zrekompensuj sobie wszystkie moje zdrady- rozłożyłem przed nim nogi. Uruha uśmiechnął się figlarnie.

-Niezłe zagranie- zaśmiał się i ścisnął moje krocze bardzo mocno. Krzyknąłem.- Ale zdajesz sobie sprawę, że to byłby bardzo brutalny seks, bo jestem teraz o wiele silniejszy?- zachłysnąłem się powietrzem.

-T-tak…- wydukałem. Teraz, Suzuki, musisz spierdalać z tego kraju, bo się dla ciebie poświęcam.

Sięgnąłem jego palców, zaciskających się wokół mojej męskości i próbowałem je jakoś rozluźnić, co w ogóle mi nie wychodziło.

-Och… Aż taki ból ci to sprawia?- dałbym sobie rękę uciąć, że w jego głosie zabrzmiało zdziwienie.

Nie odpowiedziałem, a jedynie zarumieniłem się. Uru przestał mnie dotykać i wyprostował się, chcąc odejść, ale znów mu nie pozwoliłem.

-Zostań…- wyszeptałem.- I weź mnie- oblizałem się lubieżnie, a na usta szatyna wpłynął szeroki uśmiech.

-Będzie bolało- ostrzegł.

-Nieważne. Chcę żebyś mnie pieprzył, kochanie- szepnąłem mu na ucho, ciągnąc za jeden z jego kolczyków.

-Też tego chcę- zaśmiał się.


Jestem małpa i przerywam w takim momencie buhahaha xD

19 komentarzy:

  1. Małpooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!! Dawaj ciąg dalszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerywać w TAKIM momęcie... Małpa... -,- Chcę ciąg dalszy!!!

    Miku

    OdpowiedzUsuń
  3. buhahaha....??? i tyle??? czy ty próbujesz mnie zabić???!! Kkolejne zwłoki do kolekcji? mało ci trupków pod nogami?? deptać pomnie również chcesz??? łaaaaaaaaa umieram .....y... jak głód... na widok danio... pufff i już po mnie
    aŁalulu;P

    OdpowiedzUsuń
  4. ooooo *o* jak moglassss dawaj ciag dalszyy *w*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się prawie przykleiłam do monitora, a tu koniec rozdziału! D: Nie daj człowiekowi czekać! Neeeeeeext next next!*3*

    Meki.

    OdpowiedzUsuń
  6. śmiałam się w głos, czytając o transporcie Uruhy^^ Jak można przerwać w takim momencie, no jak?! Umarłam ze szczęścia, czytając końcówkę... Ja chcę część następną!!!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział boski. Śmiałam się, jak opętana, aż ma rodzicielka przyszła z salonu z miną typu "DAFUQ?!"

    Ty..ty serdelu jeden! >< w takim momencie przerwać?!
    To, to nie jest karalne?!

    ...niedługo najwyraźniej będzie. >zaciera łapki<

    Cóż, pozdrawiam i zapraszam do mnie ^^

    Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdiał cudny ale trochę za krótki , no wiesz w takim momencie .

    No nic pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  9. haha - transport był dobry, na szczęście do bagażnika się zmieścił. Przerwane teraz, czyli że coś mocnego się szykuje ;>

    OdpowiedzUsuń
  10. To już prawie znęcanie się nad czytelnikami, żeby w takim momencie...:) Ciekawe co z tego wyniknie, Bo Uruha chyba tak szybko nie odpuści zemsty, a może? te moje domysły. Czekam na następną część i życzę dużo weny:)
    LM

    OdpowiedzUsuń
  11. wynosili go jak jakiegoś kolesia po popijawie XD Uruha będzie się bawił z Aoim *o* a właśnie, co do tej zemsty, to ona sie nie skończy tak szybko, ne? trochę szkoda by było, bo dobry wątek, ciekawie można go pociągnąć :D [czy tylko ja mam skojarzenia? :D idę spać XDD]
    neko:3

    OdpowiedzUsuń
  12. Oz Ty!!! Dawaj następne ! *^* Boże jak ja kocham to opko <3
    Dawaj szybko,błagam :D
    Weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
  13. O rzesz ty! Jak dalej tak będziesz mnie trzymać w niepewności, to naślę na ciebie śledczego Shiroyamę! XDD
    Mam nadzieję, że wszystko się skończy happy endem... A Aoiha... proszę, niech to będzie takie mega, mega zboczone, błagam...^_^
    A co do przewozu Uruhy, to już mogli zadzwonić po PZU pomoc xD

    OdpowiedzUsuń
  14. cieszę się, że tutaj jest "normalna" czcionka, a nie taka jak przy komentarzach, bo taką ciężko czytać :o
    "-No… taki słaby puls wyczuwam, chyba że to mój…" hahah, borze leśny XD podoba mi się to, że Aoi wstawil się za Uruhą ^3^

    OdpowiedzUsuń
  15. Taakkk.. Aoiha forever *Q* Dawaj nam ciąg dalszy i juz nas nie zabijaj !! ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. No więc pokochałam to opowiadanie *-* I chcę daleeej... A za kończenie w takich momentach jestem gotowa zabić, ale wtedy nie dostanę więcej ._. To boli.

    Tak więc komentuję twojego bloga po raz pierwszy, czytam od jakiegoś czasu i chwilami rozpływam się z rozkoszy, bo nie ma to jak gorąca herbata i dobre yaoi ^ ^

    Pozdrawiam. :3

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam to opowiadanie !! Przez większą jego część się smiałam, szczególnie jak Reita powedział że do pierdla trafią :D nie wiem czemu ale co tam. A teraz czas na ciąg dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. hue, hue... CZEKAM NA KOLEJNY EPIZOCIK!!! XDDD

    OdpowiedzUsuń
  19. no doprawdy...małpa z ciebie!! :D jeśli się nie okarze że next będzie tak samo dobry jak ten tutaj to...*myśli i uśmiecha się jak psychopata*naślę na ciebie Uru! xD

    OdpowiedzUsuń