Burdel, nie zycie cz.5

I | II | III | IV


W końcu znalazłem dość odległe miejsce do parkowania i wyszedłem z auta. Wziąłem głęboki wdech zimnego, nocnego powietrza i zdecydowanym krokiem ruszyłem do wielkiego obdrapanego budynku z różowy neonowym szyldem, od którego bolały oczy. W sumie to pożałowałem Yune- mógł skończyć lepiej… o wiele lepiej…
Pchnąłem ciężkie drzwi i wszedłem do środka. Skierowałem się do brudnego, małego stołu, za którym siedział jakiś transwestyta, przeglądający jakieś zboczone pisemko.
-Do kogo kotku?- zapytał, a mnie przeszedł zimny dreszcz obrzydzenia.
-Jest tu Yune?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Hm… Nie. Dziś nie był łaskaw się zjawić. Coś ostatnio w ogóle nie pokazuje się tu zbyt często- wzruszył ramionami.- Ale mogę dać ci jego numer, kotku- puścił mi oczko, a ja ledwo powstrzymałem torsje. W duchu ucieszyłem się, że oszczędził mi tej całej paplaniny i od razu wyjechał z takim tekstem. Kiwnąłem głową, na znak, że chcę ten adres. Transwestyta naskrobał coś na białej karteczce, po czym podał mi ją.- Siedemset jenów- rzucił cenę.
-Za co? Chyba jemu płacę, nie tobie, nie?- zdziwiłem się.
-Siedemset jenów za podanie adresu- uśmiechnął się wrednie, poczerniałymi zębami, a ja poczułem, jak mój żołądek wywraca się do góry nogami.
-Dobra- mruknąłem i podałem mu pieniądze, w końcu to nie była jakaś bajeczna suma.
Wyszedłem znów na ulicę i podziękowałem Bogu, że nie musiałem tam zostać zbyt długo. Nie wiem, jak Yune może tam chodzić codziennie… Zwymiotować tam idzie, a poza tym syf taki, że nic tylko nasrać i rowerem pojeździć. Były perkusista musiał być naprawdę zdesperowany, żeby posunąć się do czegoś takiego…
Rozszyfrowałem koślawe pismo transwestyty i odczytałem, że Yune mieszka na tej samej ulicy, niespełna jakieś siedemset metrów dalej. Poszedłem piechotą i stanąłem pod małym, szarym, przysadzistym blokiem. Miał jedynie dwa piętra. Wszedłem do środka i spoglądałem na wszystkie drzwi po kolei, szukając numeru dziesięć, jednak na żadnych z nich nie było numeru. Wszedłem po skrzypiących, spróchniałych schodach na pierwsze piętro i rozejrzałem się. Na pierwszych drzwiach po mojej lewej została wyryta cyfra sześć, więc pomyślałem, że numer dziesięć musi mieścić się na kolejnym piętrze. Nie myliłem się. Mieszkanie Yune chyba jako jedyne miało numer na drzwiach. Stanąłem przed nimi i zapukałem energicznie. Po chwili krzątania usłyszałem zaspane: „Zaraz!” i w drzwiach stanął blondyn, przecierający oczy. Spojrzał na mnie i momentalnie się zreflektował- wyprostował, otworzył szeroko oczy.
-Co ty tu robisz?!- niemalże krzyknął.

-Cicho- zatkałem mu usta dłonią.- Chcę porozmawiać, jednak nie musisz przez to budzić wszystkich sąsiadów- popatrzyłem na niego z dezaprobatą.
Chłopak był w szoku, więc skorzystałem z tego i wcisnąłem się bez zaproszenia do jego mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi i przeszedłem do największego pomieszczenia, które jednocześnie było salonem, kuchnią i jadalnią. Blondyn podreptał zaraz za mną. Z jego wyrazu twarzy wywnioskowałem, że jest zażenowany swoim mieszkaniem. Przyglądał się mojemu ubraniu- no tak, trochę przesadziłem. Byłem ubrany nadto bogacko, przez co mógł pomyśleć, że chcę się przed nim popisać pieniędzmi, albo upokorzyć go w ten sposób, przypominając mu, że nigdy nie osiągnął takiego sukcesu jak ja i całe Gazetto. Jednak nie myślałem nad swoim ubiorem, kiedy zerwałem się z łóżka. Założyłem po prostu to, co wpadło mi w ręce, to w czym jeszcze dzisiejszego popołudnia byłem w studiu.
-Yune…- zacząłem niepewnie i podszedłem do niego. Spuścił głowę i zakrył twarz długą grzywką, którą ja odgarnąłem.- Chciałem porozma…
-Proszę, wyjdź stąd- pokręcił głową, przerywając mi. Odtrącił moją dłoń od swojej twarzy.
-Co?- zdziwiłem się.
-Do kurwy nędzy, Reita! To jest mój zawszony dom i cię z niego wyrzucam! Nie chcę z tobą rozmawiać! Nie chcę cię widzieć! Nie chcę cię znać!- krzyknął, a po jego policzkach popłynęły łzy. Nic nie rozumiałem z jego zachowania.- Dobrze wiem, co zamierzasz! Chcesz mi wmówić, że Kai jest zły i niedobry, odtrącając ode mnie jedyne szczęście jakie spotkało mnie w życiu! On jest dobry! Nigdy ci nie uwierzę! To ty zawsze byłeś zły! To ty zawsze czaiłeś wyrzucić mnie z zespołu, zawsze zrobić mi na złość, utrudnić życie! Myślisz, że jestem aż taki tępy, żeby na nowo uwierzyć w te twoje wszystkie kłamstwa?!- popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja niewiele myśląc przytuliłem go.
Yune na początku wyrywał się, jednak po chwili wczepił się we mnie. Objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą uspakajająco głaskałem po plecach. Chłopak wtulił się w moje ramię, gdyż byłem od niego wyższy (nie wiem czy to prawda, ale cóż… uznajmy, że tak xD od aut.) i zarzucił mi ręce na kark. Rzewnie płakał przez długi czas, a ja starałem się jak mogłem uspokoić go, szepcząc ciche słowa wprost do jego ucha. Blondyn cały czas trząsł się i niespokojnie oddychał. W końcu, gdy poczułem, że zaczyna się uspokajać i nie ma siły stać już na nogach, lekko odkleiłem się od niego i wytarłem jego łzy grzbietem dłoni.
-Wybacz, ale muszę cię rozczarować- powiedziałem, a raczej szepnąłem.- Kai wcale nie jest taki jak ci się wydaje. On się zmienił, sam go nie poznaję. Stał się taki od kąt zaczął zadawać się z chłopakami z Dir en Grey. Proszę, uwierz mi… Wiem, że między nami nigdy nie układało się zbyt dobrze, ale… Uwierz mi… Ten jeden jedyny raz…- popatrzyłem mu w oczy, a on odepchnął mnie z impetem, tak, że niemalże straciłem równowagę.
-Nie- odwrócił się do mnie tyłem.- Ty kłamiesz…- powtarzał w kółko pod nosem, jak mantrę.
Zachowywał się jak dzieciak, ale on zawsze taki był. Duże dziecko- dlatego tak łatwo było go zranić i nawet po jednej nieprzychylnej opinii potrafił wszystko rzucić, usiąść na środku i się rozpłakać. Zawsze był uczuciowy i miał na względzie dobro innych, nie liczył się ze sobą… dlatego wylądował tu, gdzie obecnie się znajdujemy, jak widać na załączonym obrazku (proszę sobie wyobrazić, jak wygląda rozpadające się mieszkanie Yune, właściciel stojący tyłem i Reita, czule na niego patrzący od aut.) Było mi go żal. Naprawdę. Tyle razy sprawiałem mu przykrość, a teraz gdy jeden jedyny raz chcę zrobić dla niego coś dobrego… nie wierzy mi… Z resztą nie dziwię się, sam bym sobie nie wierzył…
Podszedłem do niego i przytuliłem od tyłu, splatając dłonie na jego brzuchu. Oddechem owiewałem jego szyję, przez co zadrżał.
-Uwierz mi…- mruknąłem i sam nie wiedzieć dlaczego, zacząłem całować go po szyi i prawym ramieniu, które odsłaniała za szeroka bluzka, która najwidoczniej służyła mu za górną część piżamy.
Yune przymknął oczy i westchnął… z przyjemności? Nie wiem dlaczego to robiłem, a tym bardziej dlaczego i mi sprawia to radość. Mocniej go do siebie przyciągnąłem, po czym odwróciłem przodem i spojrzałem w jego ciemnobrązowe oczy, które teraz w nieoświetlonym mieszkaniu, zdawały się być czarne. Nie do końca zmyty makijaż rozmazał się od jego łez i zostawił krótkie, czarne zacieki pod jego dolnymi powiekami. Uśmiechnąłem się samymi kącikami ust i zetknąłem się z nim czołem.
-Tym razem naprawdę nie kłamię- cały czas patrzyłem mu w oczy.
Chłopak nie wiedział, co ma robić. Stał jak wryty w podłogę i gapił się na mnie wystraszonymi oczami. Wziąłem jego ręce i objąłem się nimi za szyję. Jeszcze bardziej przybliżyłem swoją twarz do jego.
-Jak mam cię do tego przekonać?- szepnąłem mu prosto w usta.
Staliśmy tak przez chwilę, a może dwie… może i godziny, a nawet i wieki, sam nie wiem, patrząc sobie nawzajem w oczy. Miałem wrażenie, że czas, a z nim nasze serca i oddechy zwalniają i bledną. Poczułem się tak… swobodnie i opanowanie, jak nigdy dotąd. W końcu zdecydowałem się i pocałowałem go. Zaledwie musnąłem jego wargi. To był słodki, delikatny pocałunek przesiąknięty trwogą i niepewnością następnego ruchu partnera. Znów spojrzałem mu w oczy, a w następnym momencie poczułem jego dłoń na swoim policzku- dostałem z liścia.
-Wyjdź stąd- syknął groźnie.
Cisza. Patrzyłem na niego w osłupieniu. Uśmiechnąłem się szeroko- chyba mi odbiło.
-Nie- odpowiedziałem równie stanowczo.
Wzruszyłem ramionami i usiadłem na miękkiej kanapie, mieszczącej się za mną. Założyłem nogę na nogę i skrzyżowałem ręce na piersi.
-Wiesz, zazwyczaj gościom proponuje się kawę czy herbatę…- zachichotałem.
-Ty nie jesteś gościem, tylko insektem- warknął.
-Doprawdy?- uniosłem jedną brew.- Tym stwierdzeniem dajesz mi znać, że chcesz się mnie pozbyć?
-Dokładnie- przytaknął.
-Nie będzie łatwo- zaśmiałem się.
***
-No do kurwy nędzy, długo masz tu jeszcze zamiar siedzieć?!- wrzasnął na mnie.
-Dopóki mnie nie wysłuchasz i nie uwierzysz- odpowiedziałem, przeglądając kolejny szmatławiec leżący na stoliku, przed kanapą, na której siedziałem.
Pib! Pib!- rozległ się sygnał sms’a komórki Yune. Chłopak wyjął telefon i odczytał treść wiadomości. Uśmiechnął się nikle pod nosem, a ja odłożyłem gazetę.
-Muszę iść- oznajmił, zakładając buty.
-Kai- syknąłem.
-A żebyś wiedział- uśmiechnął się wrednie.- I zamierzam się z nim zobaczyć- posłał mi całusa i już chciał wychodzić, kiedy podbiegłem do niego.
-Nie możesz tam iść- zaprotestowałem.
-Mogę i właśnie to robię- powiedział ostro, wymijając mnie i otwierając drzwi. Wyszedłem z nim. Blondyn zamknął drzwi na klucz.- Przynajmniej pozbyłem się ciebie z mieszkania- poszerzył uśmiech. Złapałem go za ramię.
-Nie rób tego- powiedziałem przyciszonym głosem. Chłopak prychnął i odszedł.

[Yune]
Umówiłem się z Kaim, tam gdzie wczoraj- w parku. Już na zawsze będzie on mi się kojarzył z czymś dobrym. Z uśmiechem na ustach ruszyłem przed siebie. Po dziesięciu minutach spaceru byłem na miejscu. Tanabe już czekał. Gdy tylko mnie zobaczył, od razu uśmiechnął się i podszedł do mnie, po chwili namiętnie całując i obejmując w pasie.
-Kocham cię- szepnął mi do ucha, a ja poczułem, że odpływam. Czy to naprawdę możliwe? Możliwe że to właśnie powiedział?! Że to prawda?! Poczułem, jak moje policzki oblewają się szkarłatem. Przytuliłem się do niego mocniej.
-Ja ciebie też- położyłem głowę na jego ramieniu, a on pogłaskał mnie po plecach.
Odrzuciłem od siebie wszelkie złe wspomnienia związane z Reitą i dzisiejszą nocą i złapałem Yutakę za rękę, po czym ruszyliśmy przed siebie.
-Dziś wiem dokąd pójdziemy- uśmiechnął się.
-Dokąd?
-Zobaczysz- uśmiechnął się.
***
Po dość długim romantycznym spacerze, stanęliśmy przed dużym budynkiem hotelu. Brunet zaciągnął mnie do środka i od razu wepchnął do windy. Wjechaliśmy na najwyższe piętro i stanęliśmy przed jakimiś drzwiami. Kai wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył je, po czym zaciągnął mnie do środka. Nic nie mówiąc, przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Zrobiło mi się gorąco. Czułem się, jak nastolatka, która zaraz miała stracić dziewictwo. Chłopak wsunął rękę pod moją bluzkę i zimnymi, szczupłymi palcami zaczął błądzić po moim brzuchu i podbrzuszu. Gdy chciał zdjąć ze mnie bluzkę, odepchnąłem go.
-Kai…- spojrzałem na niego zażenowany.- Nie chcę…- spuściłem głowę. Znów poczułem się, jak zwykła, nic nie warta kurwa.
-Proszę- szepnął mi do ucha i objął w pasie, przyciągając do siebie.- Mam na ciebie ochotę- oblizał wulgarnie usta i uśmiechnął się zawadiacko.
Jeszcze nigdy w życiu nikt nie powiedział, że ma na mnie ochotę. Zazwyczaj byłem ostatecznością dla zdesperowanych seksoholików, jednak… cóż… w końcu to Kai i na pewno nie zrobi mi krzywdy.
-Ech… No dobrze- powiedziałem nieśmiało, a chłopak zaciągnął mnie do sypialni.
Rzucił mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem, ocierając się o mnie. Mimowolnie jęknąłem, no co brunet zareagował szerokim uśmiechem. Nachylił się nade mną i mocno pocałował. Po chwili zdjął ze mnie bluzkę i już zaczął mocować się z paskiem od spodni.
-Szybki jesteś- zaśmiałem się.
-Jestem napalony- również się zaśmiał i rozpiął guzik moich spodni.
Nie minęło dziesięć minut od kąt weszliśmy, a już leżeliśmy nadzy. Całowaliśmy się namiętnie. Założyłem Tanabe ręce na kark, a on podpierał się na dłoniach po obu stronach mojej głowy. Cały czas się o mnie ocierał i czułem, jak z każdą chwilą, on jak i ja, twardnieje. Było naprawdę gorąco. W pewnym momencie Kai oderwał się ode mnie i podstawił mi do ust trzy palce, które ja dokładnie oblizałem, zostawiając na nich grubą warstwę śliny. Poczułem jak wbija we mnie pierwszy palec- byłem przyzwyczajony do tego, więc nawet nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Mężczyznę chyba to zdziwiło, jednak nic nie powiedział i dodał drugi palec. Tym razem westchnąłem, poruszając lekko biodrami. Brunet uśmiechnął się widząc moją reakcję i dodał trzeci palec, a ja z rozkoszy wygiąłem się, odchylając głowę do tyłu. Kai zaczął całować mnie po szyi. Kiedy już uznał, że jestem odpowiednio przygotowany, zastąpił swoje palce członkiem. Stłumiłem jęknięcie.
-Chcę cię słyszeć- szepnął mi do ucha.- Nie powstrzymuj się- uśmiechnął się.
To była kwestia przyzwyczajenia. Zazwyczaj klienci nie lubili, kiedy ich zabawka wydawała z siebie jakiekolwiek dźwięki, dlatego starałem się siedzieć cicho, ale skoro Kai chce… Od razu zaczął się we mnie poruszać- szybko i chaotycznie, szukając mojego czułego punktu. Jęczałem i wzdychałem z rozkoszy, tak jak tego chciał. Byłem do tego tak przyzwyczajony, że praktycznie nie czułem bólu- w sumie dziesięć lat kurwienia się, coś wnosi… Oplotłem go nogami w pasie, żeby było mi wygodniej. Tanabe zaczął na ślepo szukać moich ust, a gdy je znalazł wpił się w nie zachłannie. Starałem się oddać pieszczotę, ale nie mogłem skupić się na pocałunkach, gdyż co chwilę jęczałem wprost do jego ust, na co chłopak uśmiechał się zadowolony ze swoich poczynań. Po chwili obaj doszliśmy w tym samym momencie. Kai opadł obok mnie, zmęczony, a ja zdyszany i szczęśliwy wtuliłem się w jego rozgrzany tors.
***
Obudziło mnie jakieś nieznośnie dźganie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą znudzoną twarz perkusisty. Uśmiechnąłem się i chciałem go pocałować, ale on mnie odepchnął. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
-A od kiedy to kurwy nocują u swoich klientów, co?- żachnął.- Ubieraj się- rozkazał.
Posłusznie zrobiłem to, co kazał. Sam był już kompletnie ubrany. Nie wiedziałem, co mu odbiło, jednak czułem się strasznie.
-Kai…- zacząłem niepewnie.
-Zamknij się suko!- wrzasnął na mnie.- I tak straciłem na ciebie już zbyt dużo czasu- prychnął.
-Co?- zdziwiłem się, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Kurwa, ile teraz trzeba się namęczyć, żeby dostać darmowy seks- wywrócił oczyma.
-Darmowy seks? Tylko o to ci chodziło?- po moich policzkach znów potoczyły się łzy.
-No to chyba jasne, nie?- burknął.- Ale dla kogoś tak ograniczonego, jak ty to chyba rzeczywiście za trudne- prychnął.- Mały, biedny Yune myślał, że naprawdę go kocham?- zapytał słodko.- Jakież to żałosne- zaśmiał się złowieszczo, a ja zdałem sobie sprawę, że nie dość, że mnie wykorzystał to jeszcze ma zamiar się nade mną pastwić. Łzy potokami płynęły po moich policzkach, a ja nie mogłem ich kontrolować.- Wiesz, co? Jesteś tak głupi, że normalnie poezja! Chyba napiszę o tym piosenkę!- zaśmiał się. Nachylił się nade mną i chwycił za brodę, zmuszając, abym na niego patrzył.- A może masz ochotę na powtórkę?- wybuchnął śmiechem, a ja nie zdzierżyłem i wybiegłem z pokoju z płaczem. Jak on mógł zrobić mi coś podobnego? Przecież go kochałem… a on czym mi się odpłacił?
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że… Reita miał racje! Chciał dla mnie dobrze, a ja… ja zachowałem się, jak małe dziecko powołując się na wspomnienia. Głupi Yune, Kai ma racje- jestem nic nie wartą szmatą.
***
Do domu dotarłem dopiero wieczorem. Droga do mieszkania była długa, a ja kuśtykałem i nie miałem siły iść. Ani siły ani ochoty by wracać do tych przegniłych dwóch pokoi. Z niemałym problemem wszedłem na drugie piętro bloku, w którym mieszkałem i stanąłem przed drzwiami do swojego mieszkania. Usłyszałem jak… taki spokojny oddech- jakby ktoś spał. Odwróciłem się i spostrzegłem drzemiącego Reitę, siedzącego na parapecie w oknie. Boże, on przez cały czas tu siedział i czekał? Ale na co? Może zostawił coś u mnie w mieszkaniu? W sumie… Rei zawsze po mistrzowsku otwierał zamki za pomocą agrafki albo wsuwki czy innego metalowego pręcika, których tutaj pełno walało się po podłodze, więc gdyby chciał to pewnie by wszedł… Może po prostu nie chciał rozwalać mi zamka w drzwiach? Podszedłem do niego i spojrzałem na jego spokojną twarz. Basista wierzgnął niespokojnie i obudził się. Spojrzał na moją zapłakaną twarz i nic nie mówiąc przytulił mnie, a ja znów się rozpłakałem. Słowa nie były potrzebne. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że wie, co się stało. Przecież chciał mnie przed tym uchronić…


CDN

2 komentarze:

  1. O jaki slodziuchny Reicioch... a Kai? swinia!
    ej nic wiecej nieumiem napisac >_<

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże...po przeczytaniu tego mam łzy w oczach ;_;
    Jakie to było smutne...biedny Yune :(

    OdpowiedzUsuń