Gdy wstałem Aoia już nie było. Wygramoliłem się z łóżka i
skierowałem do kuchni, z której dochodziły dziwne odgłosy- uznałem, że ich
źródło to zapewne „gotujący” Yuu. Nie myliłem się. Zdziwiłem się, kiedy
zobaczyłem Uruhę siedzącego na blacie kuchennym, który podjadał jakieś warzywa,
które kroił czarnowłosy.
-Yuu… proszę cię- jękną Kouyou.- Nie chcę mieszkać w tym
wielkim mieszkaniu sam. Przecież wiesz, że kupiłem go dla nas obojga. Gdyby nie
to nie użyłbym określenia „wspólne mieszkanie” dając ci do niego klucze-
zauważył.
-Wiem, ale co ja zrobię z Reitą? Mam go wyrzucić?
Przecież on sprzedał swoje mieszkanie! Ma zamieszkać z nami, jak jakiś pies?
Uruha, przecież widzisz, że nie ma z tej sytuacji zadawalającego cię wyjścia-
odpowiedział mu starszy.
Już chciałem wyjść, ale powstrzymałem się, po wysłuchaniu
wypowiedzi Aoia. Byłem dla nich ciężarem? Chcieli razem zamieszkać?
Obserwowałem ich, ukryty za ścianą.
-O matko…- westchnął Takashima.- A ty, co? Matka Teresa z
Kalkuty? Nie możesz go wcisnąć jakiemuś innemu znajomemu? Czy Reita zna tylko
ciebie? Czy choćby Kai nie może go przygarnąć?- zapytał, podjadając krojonego
przez Aoia ogórka.
-Ale, jak to zabrzmi? Jak mam mu to powiedzieć? „Reita,
wiesz, chciałbym się wprowadzić do Uruhy, więc dobrze by było gdybyś się
wyprowadził. Nie wiem, może zapytaj się Kaia czy ci nie pozwoli u siebie
mieszkać?”
-No na przykład- wyższy kiwnął głową.- Jak ty mu tego nie
powiesz, to ja to zrobię!- zagroził.
-I rozwalisz The GazettE?!- oburzył się niższy.
-Przecież dobrze wiesz, że tego zespołu już nie ma…-
powiedział cicho Kou.- A propo… Dostałem pewną propozycję…
-Jaką?
-D’espairsRay planują reaktywację, jednak ich gitarzysta,
Karyu, gra już w innym zespole. Chcieliby obsadzić mnie na tym miejscu i…
niedługo rozpoczynamy nagrywanie nowej płyty…
-ZGODZIŁEŚ SIĘ??!!- wrzasnął Shiroyama.- Jak mogłeś?!
-Oj daj spokój! Zrobiłbyś to samo na moim miejscu!
Gazetto już nie istnieje, a ja kocham muzykę i przez to, że Ruki przedawkował
narkotyki, nie skończę z nią. Z resztą przydałoby się jeszcze jakoś zarabiać-
przecież nie pójdę na emeryturę w wieku trzydziestu jeden lat!
Chwila ciszy, konsternacji…
-Może masz racje… Przepraszam, że uniosłem głos-
westchnął Yuu.
W tym momencie wyszedłem ze swojej zacienionej kryjówki.
-To nie musi zaraz być koniec Gazetto, przecież możemy
przyjąć innego wokalistę- powiedziałem spokojnie.
Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie zszokowani.
-Już pogodziłeś się,… z tą stratą? Na pewno tego chcesz?-
zapytał Uruha.
-Hai- pokiwałem głową.- W końcu masz rację, nie możemy
iść na emeryturę- trzeba się czymś zająć w życiu- odpowiedziałem, siadając koło
Uru na blacie.
-Okay, to ja idę szukać wokalisty- powiedział Takashima i
skierował się do wyjścia.- Sayonara- rzucił i zniknął za drzwiami.
-Wszystko słyszałeś?- zapytał Aoi, wbijając wzrok w deskę
do krojenia.
-Hai. Nie martw się, nie obraziłem się. Rozumiem jego i
twoją frustrację, wiem, że jestem dla was uciążliwy. Wyprowadzę się, a ty
będziesz mógł zamieszkać z Kouyou.
-Co? Nie, Reita, daj spokój, nie musisz tego robić…
-Nie muszę, ale chcę- przerwałem mu.- Nie jestem małym
dzieckiem i mogę mieszkać sam. Z resztą i tak wystarczająco utrudniłem ci
życie- powiedziałem i zjadłem plasterek ogórka, po czym zsunąłem się z blatu, z
zamiarem skierowania się do sypialni i spakowania swoich rzeczy.
-Ale gdzie zamieszkasz? Przecież sprzedałeś mieszkanie!-
krzyknął.
-Może wynajmę pokój w hotelu, a potem rozejrzę się za
kupnem nowego, mniejszego mieszkania… Jeszcze nie wiem- odpowiedziałem i
ruszyłem nie uraczając go żadną konkretną informacją.
***
Byłem już spakowany i miałem zamiar opuścić mieszkanie
Aoia, gdy ten zjawił się w przedpokoju i złapał mnie za rękę.
-Jeśli nie chcesz nie idź- widać martwił się o mnie.
-Chcę. Spokojnie, poradzę sobie- uśmiechnąłem się blado.
-Rei… Ech… Czy to… znaczy twoja decyzja ma coś wspólnego
z wczorajszym… pocałunkiem?- zapytał cicho i puścił mój nadgarstek.
-Nie- ponownie zmusiłem się do uśmiechu.- To przecież
było tak po przyjacielsku- pocałowałem go w policzek i wyszedłem.
-Acha- usłyszałem jeszcze, zanim zamknąłem drzwi.
***
Zameldowałem się w pierwszym lepszym hotelu i zostawiłem
torbę w swoim pokoju, po czym od razu wyszedłem. Było już po osiemnastej,
ściemniało się, było dość zimno, mimo to postanowiłem się przejść piechotą na
cmentarz. Uświadomiłem sobie, że od czasu pogrzebu nie odwiedzałem grobu
Takanoriego. Rodzina postawiła mu piękny pomnik z czarnego i białego marmuru z
metalowymi, pozłacanymi melizmatami (ozdobnikami od aut.). Sam grób był
obszerny i zajmował dużo miejsca, a wokół niego zasadzono kilka kępek
nieśmiertelników i małych, przyciętych jałowców. Znajdowało się tu wiele
wiązanek, wieńców i ziele zniczów, zbitych niemalże w wielkie gromady, które
śmiesznie przypominały skupiska grzybów- przy tym wszystkim mój mały, czerwony
znicz w kształcie serca wyglądał mizernie, jednak nie przejmowałem się tym.
Zapaliłem go i postawiłem tuż przy płycie, na której zostało wypisane imię,
nazwisko oraz data śmierci i uradzenia blondyna. Wyprostowałem się i spojrzałem
na pomnik jeszcze raz, dokładnie omiotłem go wzrokiem. Raptownie zawiał zimny
wiatr, który przeszył mnie do szpiku kości.
-Brakuje mi cię…- szepnąłem do pustki przede mną.
Stałem tak z dobre pół godziny, kiedy ktoś mnie zaczepił.
-To ty jesteś Reita?- zapytał jakiś chłopak.
Był mniej więcej mojego wzrostu, no może trochę niższy. Miał
utleniane blond włosy, sięgające mniej więcej do ramion i kolczyk w brwi. Był
drobnej postawy, a jego policzki wydały mi się zapadłe. Miał duże, brązowe oczy
podkreślone czarną kredką i mały nosek, lekko zadarty. Całości dopełniały duże,
ładnie wykrojone usta. Był ubrany cały na czarno.
-Tak, a co?- zapytałem mało przyjemnie, gdyż nie cieszył mnie
fakt, że ktoś przeszkadza mi w takiej chwili.
-Jestem Sakamoto, przyrodni brat Takanoriego- przedstawił
się, wyciągając rękę, której ja nawet nie uścisnąłem.- Em… Mój brat dużo mi o
tobie opowiadał…
-Doprawdy?- żachnąłem, znudzony. Naprawdę nie miałem
ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
-Heh, widzę, że nie jesteś w nastroju, więc od razu
przejdę do rzeczy- no nareszcie!- Znam się również od dłuższego czasu z Uruhą,
który zadecydował, że… będę waszym nowym wokalistą- wbił wzrok w ziemię.
Zamurowało mnie. Przeanalizowałem jeszcze raz wszystko,
co powiedział.
-Co, powiedziałeś?!
-Że będę waszym nowym wokalistą… Mnie też się ten pomysł
nie podoba, ale…
-Nie, nie wcześniej, co powiedziałeś- przerwałem mu.
-Przedstawiłem się.
-No i co dalej powiedziałeś?- niecierpliwiłem się.
-Że jestem przyrodnim bratem Takanoriego- odpowiedział,
patrząc na mnie zdziwiony.
-Kurwa…- szepnąłem. Nawet nie wiedziałem, że Taka ma
przyrodniego brata! Czego jeszcze dowiem się po jego śmierci?
Minęło trochę czasu. Sakamoto przestępował z nogi na
nogę, widocznie ta cisza między nami była dla niego bardzo nie wygodna.
Przypomniał mi się moment, jak poznałem się z Takanorim. Był wtedy taki
zawstydzony i nieśmiały- tak samo jak jego przyrodni brat.
-Macie wspólną matkę?- zapytałem w końcu.
-Hai- kiwnął głową.
Pamiętałem również, jak po raz pierwszy zobaczyłem jego
matkę. Była bardziej przestraszona niż ja. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod
nosem do tego wspomnienia. Już wiedziałem, po kim to mieli…
-Ile masz lat?- kontynuowałem.
-Dwadzieścia pięć- odpowiedział, znów wbijając wzrok w
ziemię.
-Więc mówiłeś, że masz zostać naszym nowym wokalistą,
tak?- ciągnąłem go za język.
-Hai. Niezbyt podoba mi się ten pomysł, ale Uruha razem z
Aoi i Kaim stwierdzili, że tak będzie najlepiej… dla ciebie…- dopowiedział.
-Dla mnie?- zdziwiłem się, po chwili jednak zrozumiałem,
o co chodziło reszcie chłopaków.- Aa…- mruknąłem, kiwając głową. –A więc mój
drogi… Sakamoto, tak?- kiwnął głową.- Śpiewałeś już w j.rock’owym zespole?
-W kilku, ale gdy już zaczęliśmy się wybijać ze strefy
„śpiewania do kotleta”, że tak to ujmę, któremuś z członów odwalało na punkcie
pieniędzy i dziewczyn i wszystko się kończyło, gdyż nigdy nie umieliśmy znaleźć
jego zastępcy- westchnął.- Nigdy nie odniosłem i nie odniosę takiego sukcesu,
jak Takanori… zawodowo ani uczuciowo- popatrzył na mnie, wypowiadając ostatnie
słowo. Poczułem się dziwnie, jednak nie odezwałem się niepotrzebnie.- Zawsze mu
zazdrościłem… I nawet teraz, po głębszym zastanowieniu, nadal mu zazdroszczę…-
prychnąłem.
-Czego teraz mu zazdrościsz? Robaków?
-Tych wszystkich ludzi, którzy o nim teraz tak ciepło
myślą, tych tysięcy fanek, które teraz po nim płaczą, takiego zespołu i
przyjaciół… ciebie- takiego oddanego kochanka… Ja nigdy nie miałem i nie będę
miał czegoś podobnego- znów westchnął.
-Tak, możesz mu też pozazdrościć tych dwóch metrów ziemi,
którymi jest przysypany- powiedziałem z ironią i żalem w głosie.
-Heh, widać, że jesteś nie wierzący… Ja wierzę, że
istnieje coś więcej niż widzimy. Wierzę, że jest już w lepszym świecie…
-Straciłem wiarę, kiedy Bóg zabił mojego ukochanego-
szepnąłem łamiącym się głosem. Wiatr znów wzmógł się.- Gdyby istniał, nie
pozwoliłby, żeby doszło do takiej tragedii…- powstrzymywałem się, aby nie
wybuchnąć płaczem.
-Może przejdźmy w inne miejsce- zaproponował.- Cmentarz
chyba nie jest zbyt odpowiedni…
-Masz rację- przytaknąłem.- Zaprosiłbym cię do siebie,
ale chwilowo nie posiadam mieszkania…
***
Zatrzymaliśmy się w jakiejś kafejce, którą znaleźliśmy po
drodze, idąc z cmentarza w stronę centrum, gdzie znajdował się hotel, w którym
się ulokowałem. Sakamoto wydawał mi się bardzo miły i uprzejmy. Był skryty,
jednak potrafił się śmiać i dobrze czułem się w jego towarzystwie… może
dlatego, że był przyrodnim bratem Takanoriego i czułem się w jego obecności
podobnie, jak w towarzystwie z blondynem, jednak może po prostu go polubiłem,
co ciężko było mi wbić do głowy, gdyż po śmierci Taka-chan świat wydawał mi się
okrutny i zły- pełen ludzi, z którymi nie warto, a nawet nie powinno się
zadawać.
Sakamoto poinformował mnie, ze pierwsza próba odpędzie
się w piątek. Oświadczyłem, że z chęcią się stawię i posłucham zdolności
wokalnych tlenionego blondyna.
Tak minął mi wieczór. Wróciłem do hotelu i wziąłem długi,
gorący prysznic. Przeszedłem do sypialni i przebrałem się w odpowiednik piżamy.
Położyłem się na łóżku, nie zamykając oczu i odetchnąłem głęboko. Następnie
wyjąłem zdjęcie Takanoriego z walizki i przyjrzałem mu się dokładnie. Był wtedy
taki szczęśliwy…
-Ile jeszcze rzeczy trzymałeś przede mną w tajemnicy?-
zapytałem, a odpowiedziała mi pustka głuchym echem.
CDN
0 komentarze:
Prześlij komentarz