Smiech cz.6

I | II | III | IV | V |



Gdy wstałem Aoia już nie było. Wygramoliłem się z łóżka i skierowałem do kuchni, z której dochodziły dziwne odgłosy- uznałem, że ich źródło to zapewne „gotujący” Yuu. Nie myliłem się. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem Uruhę siedzącego na blacie kuchennym, który podjadał jakieś warzywa, które kroił czarnowłosy.
-Yuu… proszę cię- jękną Kouyou.- Nie chcę mieszkać w tym wielkim mieszkaniu sam. Przecież wiesz, że kupiłem go dla nas obojga. Gdyby nie to nie użyłbym określenia „wspólne mieszkanie” dając ci do niego klucze- zauważył.
-Wiem, ale co ja zrobię z Reitą? Mam go wyrzucić? Przecież on sprzedał swoje mieszkanie! Ma zamieszkać z nami, jak jakiś pies? Uruha, przecież widzisz, że nie ma z tej sytuacji zadawalającego cię wyjścia- odpowiedział mu starszy.
Już chciałem wyjść, ale powstrzymałem się, po wysłuchaniu wypowiedzi Aoia. Byłem dla nich ciężarem? Chcieli razem zamieszkać? Obserwowałem ich, ukryty za ścianą.
-O matko…- westchnął Takashima.- A ty, co? Matka Teresa z Kalkuty? Nie możesz go wcisnąć jakiemuś innemu znajomemu? Czy Reita zna tylko ciebie? Czy choćby Kai nie może go przygarnąć?- zapytał, podjadając krojonego przez Aoia ogórka.
-Ale, jak to zabrzmi? Jak mam mu to powiedzieć? „Reita, wiesz, chciałbym się wprowadzić do Uruhy, więc dobrze by było gdybyś się wyprowadził. Nie wiem, może zapytaj się Kaia czy ci nie pozwoli u siebie mieszkać?”
-No na przykład- wyższy kiwnął głową.- Jak ty mu tego nie powiesz, to ja to zrobię!- zagroził.
-I rozwalisz The GazettE?!- oburzył się niższy.
-Przecież dobrze wiesz, że tego zespołu już nie ma…- powiedział cicho Kou.- A propo… Dostałem pewną propozycję…
-Jaką?
-D’espairsRay planują reaktywację, jednak ich gitarzysta, Karyu, gra już w innym zespole. Chcieliby obsadzić mnie na tym miejscu i… niedługo rozpoczynamy nagrywanie nowej płyty…
-ZGODZIŁEŚ SIĘ??!!- wrzasnął Shiroyama.- Jak mogłeś?!
-Oj daj spokój! Zrobiłbyś to samo na moim miejscu! Gazetto już nie istnieje, a ja kocham muzykę i przez to, że Ruki przedawkował narkotyki, nie skończę z nią. Z resztą przydałoby się jeszcze jakoś zarabiać- przecież nie pójdę na emeryturę w wieku trzydziestu jeden lat!
Chwila ciszy, konsternacji…
-Może masz racje… Przepraszam, że uniosłem głos- westchnął Yuu.
W tym momencie wyszedłem ze swojej zacienionej kryjówki.
-To nie musi zaraz być koniec Gazetto, przecież możemy przyjąć innego wokalistę- powiedziałem spokojnie.
Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie zszokowani.
-Już pogodziłeś się,… z tą stratą? Na pewno tego chcesz?- zapytał Uruha.
-Hai- pokiwałem głową.- W końcu masz rację, nie możemy iść na emeryturę- trzeba się czymś zająć w życiu- odpowiedziałem, siadając koło Uru na blacie.
-Okay, to ja idę szukać wokalisty- powiedział Takashima i skierował się do wyjścia.- Sayonara- rzucił i zniknął za drzwiami.
-Wszystko słyszałeś?- zapytał Aoi, wbijając wzrok w deskę do krojenia.
-Hai. Nie martw się, nie obraziłem się. Rozumiem jego i twoją frustrację, wiem, że jestem dla was uciążliwy. Wyprowadzę się, a ty będziesz mógł zamieszkać z Kouyou.
-Co? Nie, Reita, daj spokój, nie musisz tego robić…
-Nie muszę, ale chcę- przerwałem mu.- Nie jestem małym dzieckiem i mogę mieszkać sam. Z resztą i tak wystarczająco utrudniłem ci życie- powiedziałem i zjadłem plasterek ogórka, po czym zsunąłem się z blatu, z zamiarem skierowania się do sypialni i spakowania swoich rzeczy.
-Ale gdzie zamieszkasz? Przecież sprzedałeś mieszkanie!- krzyknął.
-Może wynajmę pokój w hotelu, a potem rozejrzę się za kupnem nowego, mniejszego mieszkania… Jeszcze nie wiem- odpowiedziałem i ruszyłem nie uraczając go żadną konkretną informacją.
***
Byłem już spakowany i miałem zamiar opuścić mieszkanie Aoia, gdy ten zjawił się w przedpokoju i złapał mnie za rękę.
-Jeśli nie chcesz nie idź- widać martwił się o mnie.
-Chcę. Spokojnie, poradzę sobie- uśmiechnąłem się blado.
-Rei… Ech… Czy to… znaczy twoja decyzja ma coś wspólnego z wczorajszym… pocałunkiem?- zapytał cicho i puścił mój nadgarstek.
-Nie- ponownie zmusiłem się do uśmiechu.- To przecież było tak po przyjacielsku- pocałowałem go w policzek i wyszedłem.
-Acha- usłyszałem jeszcze, zanim zamknąłem drzwi.
***
Zameldowałem się w pierwszym lepszym hotelu i zostawiłem torbę w swoim pokoju, po czym od razu wyszedłem. Było już po osiemnastej, ściemniało się, było dość zimno, mimo to postanowiłem się przejść piechotą na cmentarz. Uświadomiłem sobie, że od czasu pogrzebu nie odwiedzałem grobu Takanoriego. Rodzina postawiła mu piękny pomnik z czarnego i białego marmuru z metalowymi, pozłacanymi melizmatami (ozdobnikami od aut.). Sam grób był obszerny i zajmował dużo miejsca, a wokół niego zasadzono kilka kępek nieśmiertelników i małych, przyciętych jałowców. Znajdowało się tu wiele wiązanek, wieńców i ziele zniczów, zbitych niemalże w wielkie gromady, które śmiesznie przypominały skupiska grzybów- przy tym wszystkim mój mały, czerwony znicz w kształcie serca wyglądał mizernie, jednak nie przejmowałem się tym. Zapaliłem go i postawiłem tuż przy płycie, na której zostało wypisane imię, nazwisko oraz data śmierci i uradzenia blondyna. Wyprostowałem się i spojrzałem na pomnik jeszcze raz, dokładnie omiotłem go wzrokiem. Raptownie zawiał zimny wiatr, który przeszył mnie do szpiku kości.
-Brakuje mi cię…- szepnąłem do pustki przede mną.
Stałem tak z dobre pół godziny, kiedy ktoś mnie zaczepił.
-To ty jesteś Reita?- zapytał jakiś chłopak.
Był mniej więcej mojego wzrostu, no może trochę niższy. Miał utleniane blond włosy, sięgające mniej więcej do ramion i kolczyk w brwi. Był drobnej postawy, a jego policzki wydały mi się zapadłe. Miał duże, brązowe oczy podkreślone czarną kredką i mały nosek, lekko zadarty. Całości dopełniały duże, ładnie wykrojone usta. Był ubrany cały na czarno.
-Tak, a co?- zapytałem mało przyjemnie, gdyż nie cieszył mnie fakt, że ktoś przeszkadza mi w takiej chwili.
-Jestem Sakamoto, przyrodni brat Takanoriego- przedstawił się, wyciągając rękę, której ja nawet nie uścisnąłem.- Em… Mój brat dużo mi o tobie opowiadał…
-Doprawdy?- żachnąłem, znudzony. Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
-Heh, widzę, że nie jesteś w nastroju, więc od razu przejdę do rzeczy- no nareszcie!- Znam się również od dłuższego czasu z Uruhą, który zadecydował, że… będę waszym nowym wokalistą- wbił wzrok w ziemię.
Zamurowało mnie. Przeanalizowałem jeszcze raz wszystko, co powiedział.
-Co, powiedziałeś?!
-Że będę waszym nowym wokalistą… Mnie też się ten pomysł nie podoba, ale…
-Nie, nie wcześniej, co powiedziałeś- przerwałem mu.
-Przedstawiłem się.
-No i co dalej powiedziałeś?- niecierpliwiłem się.
-Że jestem przyrodnim bratem Takanoriego- odpowiedział, patrząc na mnie zdziwiony.
-Kurwa…- szepnąłem. Nawet nie wiedziałem, że Taka ma przyrodniego brata! Czego jeszcze dowiem się po jego śmierci?
Minęło trochę czasu. Sakamoto przestępował z nogi na nogę, widocznie ta cisza między nami była dla niego bardzo nie wygodna. Przypomniał mi się moment, jak poznałem się z Takanorim. Był wtedy taki zawstydzony i nieśmiały- tak samo jak jego przyrodni brat.
-Macie wspólną matkę?- zapytałem w końcu.
-Hai- kiwnął głową.
Pamiętałem również, jak po raz pierwszy zobaczyłem jego matkę. Była bardziej przestraszona niż ja. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem do tego wspomnienia. Już wiedziałem, po kim to mieli…
-Ile masz lat?- kontynuowałem.
-Dwadzieścia pięć- odpowiedział, znów wbijając wzrok w ziemię.
-Więc mówiłeś, że masz zostać naszym nowym wokalistą, tak?- ciągnąłem go za język.
-Hai. Niezbyt podoba mi się ten pomysł, ale Uruha razem z Aoi i Kaim stwierdzili, że tak będzie najlepiej… dla ciebie…- dopowiedział.
-Dla mnie?- zdziwiłem się, po chwili jednak zrozumiałem, o co chodziło reszcie chłopaków.- Aa…- mruknąłem, kiwając głową. –A więc mój drogi… Sakamoto, tak?- kiwnął głową.- Śpiewałeś już w j.rock’owym zespole?
-W kilku, ale gdy już zaczęliśmy się wybijać ze strefy „śpiewania do kotleta”, że tak to ujmę, któremuś z członów odwalało na punkcie pieniędzy i dziewczyn i wszystko się kończyło, gdyż nigdy nie umieliśmy znaleźć jego zastępcy- westchnął.- Nigdy nie odniosłem i nie odniosę takiego sukcesu, jak Takanori… zawodowo ani uczuciowo- popatrzył na mnie, wypowiadając ostatnie słowo. Poczułem się dziwnie, jednak nie odezwałem się niepotrzebnie.- Zawsze mu zazdrościłem… I nawet teraz, po głębszym zastanowieniu, nadal mu zazdroszczę…- prychnąłem.
-Czego teraz mu zazdrościsz? Robaków?
-Tych wszystkich ludzi, którzy o nim teraz tak ciepło myślą, tych tysięcy fanek, które teraz po nim płaczą, takiego zespołu i przyjaciół… ciebie- takiego oddanego kochanka… Ja nigdy nie miałem i nie będę miał czegoś podobnego- znów westchnął.
-Tak, możesz mu też pozazdrościć tych dwóch metrów ziemi, którymi jest przysypany- powiedziałem z ironią i żalem w głosie.
-Heh, widać, że jesteś nie wierzący… Ja wierzę, że istnieje coś więcej niż widzimy. Wierzę, że jest już w lepszym świecie…
-Straciłem wiarę, kiedy Bóg zabił mojego ukochanego- szepnąłem łamiącym się głosem. Wiatr znów wzmógł się.- Gdyby istniał, nie pozwoliłby, żeby doszło do takiej tragedii…- powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć płaczem.
-Może przejdźmy w inne miejsce- zaproponował.- Cmentarz chyba nie jest zbyt odpowiedni…
-Masz rację- przytaknąłem.- Zaprosiłbym cię do siebie, ale chwilowo nie posiadam mieszkania…
***
Zatrzymaliśmy się w jakiejś kafejce, którą znaleźliśmy po drodze, idąc z cmentarza w stronę centrum, gdzie znajdował się hotel, w którym się ulokowałem. Sakamoto wydawał mi się bardzo miły i uprzejmy. Był skryty, jednak potrafił się śmiać i dobrze czułem się w jego towarzystwie… może dlatego, że był przyrodnim bratem Takanoriego i czułem się w jego obecności podobnie, jak w towarzystwie z blondynem, jednak może po prostu go polubiłem, co ciężko było mi wbić do głowy, gdyż po śmierci Taka-chan świat wydawał mi się okrutny i zły- pełen ludzi, z którymi nie warto, a nawet nie powinno się zadawać.
Sakamoto poinformował mnie, ze pierwsza próba odpędzie się w piątek. Oświadczyłem, że z chęcią się stawię i posłucham zdolności wokalnych tlenionego blondyna.
Tak minął mi wieczór. Wróciłem do hotelu i wziąłem długi, gorący prysznic. Przeszedłem do sypialni i przebrałem się w odpowiednik piżamy. Położyłem się na łóżku, nie zamykając oczu i odetchnąłem głęboko. Następnie wyjąłem zdjęcie Takanoriego z walizki i przyjrzałem mu się dokładnie. Był wtedy taki szczęśliwy…
-Ile jeszcze rzeczy trzymałeś przede mną w tajemnicy?- zapytałem, a odpowiedziała mi pustka głuchym echem.

CDN

0 komentarze:

Prześlij komentarz