I |
Pogotowie zabrało Rukiego, jednak nie mogłem z nim
jechać. Z daleka patrzyłem, jak ograniczają jego ruchy kaftanem bezpieczeństwa-
nigdy nie pomyślałbym, że może dojść do czegoś takiego… W pewnym momencie
doszła do mnie pewna myśl: Jak powiem o tym reszcie zespołu? Przecież nie wyjdę
ot tak do studia i nie powie czegoś w stylu „Musimy zrobić przerwę, bo Ruki
oszalał i został masochistą”… A może to będzie najlepsze rozwiązanie?
Zostałem w mieszkaniu Takanoriego. Sam zacząłem odchodzić
od zmysłów. Bałem się o niego- nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Miałem
wyrzuty sumienia, jak mogłem nie zauważyć, że on zaczyna szaleć?
Położyłem się na jego łóżku i przycisnąłem twarz do
poduszki. „Zawsze rozpoznam cię po tej szmacie na ryju”- przypomniały mi się
jego słowa. Na chwilę podniosłem się, zerwałem z nosa chustkę i odrzuciłem ją
od siebie, następnie znów opadając na poduszkę, wdychając zapach ukochanego.
Przekręciłem się i ze zdziwieniem stwierdziłem, że coś pode mną wydało jakiś
dziwny dźwięk. Jakby coś pękło albo zostało zgniecione. Ponownie podniosłem się
i podniosłem przykrycie, na którym leżałem. Zobaczyłem kilka kartek w
nieładzie, porozrzucanych po materacu. Zebrałem je i poukładałem według
numeracji stron, która znajdowała się u dołu każdej z kartek. Białe arkusze
papieru zostały starannie zapisane przez Rukiego- od razu rozpoznałem jego
charakter pisma. Usiadłem „po turecku” i zacząłem czytać.
„28.05.2012
Czuję się coraz
gorzej. Nie wiem ile jeszcze to zniosę- te krzyki w mojej głowie stają się
coraz głośniejsze i zmuszają mnie do coraz obrzydliwszych i okrutnych rzeczy.
Nie mogę się powstrzymać. Coś nakazuje mi wypełniać ich wszystkie rozkazy…
Głowa pęka mi od ich wrzasków… Od pewnego czasu ból przestał być bólem. Stał
się czystą formą rozkoszy- czy ja szaleję?
31.05.2012
Od kilku dni mam
dziwne wrażenie, że świat wiruje. Wirują ludzie, przedmioty… wszystko… tylko
nie ja. Czy nawet w swoich halucynacjach muszę być odludkiem? Czy choć raz nie
mogę wtopić się w tłum i udawać zwykłego człowieka? Najwidoczniej nie… Czy Bóg
o mnie zapomniał? Ach, zapomniałem- ja nigdy go nie obchodziłem.
03.06.2012
Zabawne… Wszystko
jest takie zabawne… A najbardziej ból! To takie śmieszne! Dziś rozciąłem sobie
nogę widelcem- tak widelcem. Właściwie to rozerwałem sobie udo, a nie rozciąłem
je- jakieś to zabawne! Zrobiłem to histerycznie się śmiejąc! Czy użyłem
określenia „histerycznie”? Czy to oznacza, że jestem świadomy tego, że jestem
szaleńcem?
06.06.2012
Akira ignoruje mnie
na każdym kroku. Tak jak z resztą od kilku tygodni… A może lat… dekad?... albo
minut? Straciłem orientację w czasie. Czuję się taki… pusty… samotny… ból,
który jest szczęściem ukaja i stłumia te krzyki w mojej głowie, które każą mi
go zostawić. Nie, przecież nie mogę go opuścić. On jest dla mnie, jak narkotyk.
Uzależniłem się od niego, tak samo jak od bólu. Prędzej oszaleję niż zostawię
Akirę. A może już jestem szalony?
Ostatni wpis mną wstrząsną. Był napisany zaledwie
wczoraj. Czyli… to ja byłem przyczyną jego zachowania? To wszystko moja wina?
Odłożyłem kartki na szafkę nocną i wróciłem do wspomnień sprzed niecałych dwóch
tygodni. Rzeczywiście odtrącałem go od siebie i jedynie wykorzystywałem
seksualnie, jednak… czy zdążył oszaleć zaledwie przez czternaście dni.
Otworzyłem szufladę szafki nocnej w celu przeszukania jej. Może znajdę coś
równie interesującego. Znalazłem gruby skoroszyt, formatu A4. Otworzyłem go na
samym początku.
„31.12.2010
Reita znów mnie nie
zauważa. Nawet dziś, w sylwestra. Szczerze, myślałem, że choć dziś zwróci na
mnie uwagę, gdyż w ostatnim czasie bardzo o niego zabiegałem. Mimo iż byliśmy
razem dopiero trzy miesiące, chciałem żeby okazał mi trochę więcej miłości niż
jedynie buziak w policzek lub złapanie na rękę. I ta jego mina cierpiętnika- to
boli. Czasami myślę, że on jest ze mną jedynie z litości. A może tak właśnie
jest? Nie zniósłbym tej myśli! On mnie kocha… Musi… Prawda?”
Przewróciłem kilka kolejnych stron. Kolejne notki stawały
się coraz krótsze i bardziej zwięzłe. Zatrzymałem się na jednej z nich, w
której Taka zawarł wyjaśnienie dlaczego nie rozpisuje się.
„14.03.2012
Ból głowy staje się
coraz silniejszy. Na początku myślałem, że jest to jedynie spowodowane depresją
zimową, albo przesileniem wiosennym czy czymś w tym rodzaju, ale migreny w
pewnym momencie odbierały mi władzę w rękach lub w nogach, dlatego też nie
rozpisywałem się ostatnio. Zacząłem regularnie odwiedzać lekarza. Stwierdził,
że mam jakieś drobne zakrzepy wędrujące krwi w mózgu, jednak są one niegroźne i
nie powinny wywoływać bólów głowy. Powiedział też, że jeśli zacznę się trochę
ruszać po zimie i będę pracował umysłowo, wszystko powinno wrócić do normy.
Przede wszystkim powinienem spędzać dużo czasu na Świerzym powietrzu- co prawda
ciężko o nie w Tokio, jednak cóż… Chciałem o tym porozmawiać z Akirą, jednak on
jak zawsze nie miał dla mnie czasu, gdyż znów miał jakieś ważne zadanie, o
którym nawet śnił ze mną rozmawiać. Ostatnio widuję go jedynie na próbach.
Zdaje mi się, że reszta Gazetto spotyka się z nim częściej niż ja. Czy on się
mnie wstydzi? A może brzydzi?”
Wstrząsnęło mną. Jak mógł tak pomyśleć? No tak, moje
zachowanie pozostawiało wiele do życzenia, a Ruki, jako że był bardzo uczuciowy
i empatyczny mógł to tak odebrać. Zrobiło mi się głupio. Jak mogłem się tak
zachowywać? Przecież to nieludzkie! A on to wszystko dzielnie znosił, tłumiąc w
sobie wszelkie uczucia… Jestem potworem, nie człowiekiem…
Nawet nie wiedziałem, że Ruki pisze pamiętnik… Nie wiem
podstawowych rzeczy o swoim ukochanym… Brawo Reita, jedynie pozazdrościć…
***
Minęła noc. Już o szóstej rano byłem na nogach. Szybko
ubrałem się i zjadłem, następnie wyszedłem z mieszkania Rukiego, zamykając je
na klucz. Zamek stęknął leniwie, kiedy przekręcałem w nim klucz- widać, że Taka
nie był zwolennikiem używania czegoś takiego jak ten skomplikowany mechanizm
obronny, zwany pod pospolitą nazwą zamka w drzwiach.
Zjechałem na podziemny parking i doszedłem na miejsce,
gdzie stał samochód Rukiego. Mam nadzieję, że nie pogniewa się jeśli je sobie
na trochę pożyczę. Wsiadłem do auta i przekręciłem kluczyk w stacyjce, który
uprzednio wziąłem ze sobą, wychodząc z mieszkania. Wyjechałem na ulicę. Nawet o
tak wczesnej porze ruch był bardzo wzmożony. Wszyscy, którzy zaczynali pracę o
siódmej, wyjechali już do pracy- sporo było tu takich osób…
Od razu utknąłem w korku. Nerwowo uderzałem palcami w
kierownicę. Co prawda miałem jeszcze dużo czasu, jednak… bałem się, że się
spóźnię… że już nie zdążę go zobaczyć… W jednej chwili, gdy o tym pomyślałem,
moje oczy stały się szklane. Szybko odsunąłem od siebie te myśli i skupiłem się
na drodze.
Minęły dwie godziny zanim dojechałem na obrzeża miasta.
Zatrzymałem się pod wielkim molochem z kratami w oknach- był to zakład
psychiatryczny, do którego przetransportowali. Posępnie spojrzałem na biały
budynek i westchnąłem.
-Przepraszam…- szepnąłem i wysiadłem z auta, kierując się
w stronę wejścia.
W środku szpital
był jeszcze obrzydliwszy i bardziej przygnębiający niż na zewnątrz. Popękane
kafelki na podłodze, odchodząca od ścian tapeta… milusio…
Podszedłem do recepcji lub jej odpowiednika. Za wielkim
obdrapanym biurkiem siedziała młoda kobieta w pielęgniarskim czepku i białym
fartuchu.
-Przepraszam, w której sali znajduje się pan Takanori
Matsumoto?- zapytałem słabym głosem. Zrobiło mi się słabo, nogi stały się jak z
waty.
-Pan wybaczy, ale pan Matsumoto nie może przyjmować
gości- powiedziała grobowym tonem głosu, który odbił się echem w długim, pustym
korytarzu.
-Aż tak jest z nim źle?- zmartwiłem się.
-Źle to mało powiedziane- odparła bez ogródek.- Powiedzmy
sobie szczerze, pracuję tu od pięciu lat i nigdy nie widziałam pacjenta w tak
opłakanym stanie. Nawet weterani wojenni po jakiś traumach nie zachowywali się
tak jak on.
-Siostro!- ni stąd, ni z owąd na korytarzu pojawił się
lekarz.- Trochę dyscypliny!- upomniał ją.- Przepraszam czy pan jest kimś z
rodziny pana Matsumoto?
-Nie… Ale byłem mu bardzo bliski...- powiedziałem
łamiącym się głosem.-… chyba…
Lekarz skinął głową. Był to mężczyzna w średnim wieku z
przyprószonymi siwizną włosami i zmęczonym wyrazem twarzy. Głębokie zmarszczki
rysowały się wokół jego oczy i ust.
-Czy chociaż mogę wiedzieć, co się z nim dzieje?-
zapytałem.
-Ależ naturalnie. Przejdźmy do mojego gabinetu-
zaproponował.
Przeszliśmy długim korytarzem i zatrzymaliśmy się pod
białymi drzwiami, które wyglądały, jakby napadło na nie jakieś dzikie zwierzę.
Weszliśmy do środka. Znajdowało się tutaj duże drewniane biurko, dwa fotele dla
gości i krzesło obrotowe za biurkiem, które z pewnością było przeznaczone dla
lekarza. Obok masywnego biurka stały dwa wielkie regały zawalone książkami od
góry do dołu. Po przeciwnej stronie stała wysoka lampa, której słaby, żółty
blask było jedynym źródłem światła. Na podłodze i ścianach znajdowały się
drewniane panele, które na pierwszy rzut oka miały identyczny kolor. Pokoik był
mały, przez co wszystko było upchnięte do granic możliwości. Lekarz zasiadł na
swoim krześle za biurkiem, a ja nie czekając na zaproszenie, zająłem miejsce na
fotelu.
-Pan Matsumoto istotnie nie jest w za ciekawym stanie,
jak to dość drastycznie ujęła siostra w recepcji- zaczął.- Jest bardzo
poraniony i dajemy mu małe szanse na przeżycie, gdyż stracił bardzo dużo krwi.
W karetce, w drodze do szpitala jakimś cudem wyswobodził się z kaftana
bezpieczeństwa i dotkliwie pobił jednego z sanitariuszy. Po drodze również
rozciął sobie skalpelem przedramię, histerycznie się przy tym śmiejąc i
krzycząc coś o jakimś Reicie i szmacie na twarzy. Czy może pan się domyślać, o
co mu chodziło?
Odruchowo dotknąłem nosa. No tak, zostawiłem przepaskę u
Rukiego. Kiwnąłem nieznacznie głową.
-Chyba mogę się domyślać…- powiedziałem cicho.- Co
dokładnie mówił?
-Typowy bełkot szaleńca. Nic wartościowego- mężczyzna
naprzeciwko mnie wzruszył ramionami.
-Proszę przytoczyć. Sam ocenię, czy było to coś
wartościowego czy też nie- mój ton głosu stał się ostrzejszy i mniej przyjemny.
-Wspominał coś o związku. O tym, że nie posłucha głosów w
swojej głowie, że się nie podda. Bełkotał o rozkosznym bólu.
Wstrzymałem oddech. On był szalony z… z miłości… z
miłości do mnie! To wszystko przeze mnie- to przeze mnie tutaj się znalazł, a
on ma jeszcze czelność mnie kochać?! Powinien mnie znienawidzić!
-Acha- mruknąłem, spuszczając głowę. Poczułem, jak łzy
napływają mi do oczu.
-Sądzimy, że pan Matsumoto cierpi na algolagmię-
oświadczył pod dłuższym czasie.
-Co to takiego?- zapytałem.
-Choroba umysłu, przez którą ból odczuwa się jako
przyjemność- wyjaśnił.
-Czy mogę się z nim zobaczyć?
-Nie…
-Proszę!- przerwałem mu.- Muszę go zobaczyć!- po mojej
twarzy zaczęły płynąć słone łzy.- Błagam…- wyszeptałem, niemalże jedynie
poruszając wargami.
Lekarz przez chwilę milczał jakby w zadumie. Jakby
zastanawiał się czy moje łzy są prawdziwe.
-No dobrze, ale to jedyny taki wypadek- ostrzegł mnie i
wstał z krzesła, gestem ręki zachęcając mnie, abym zrobił to samo.
CDN
Nie rozumiem.... Usunęłas tamtego bloga i mi zostaje do przeczytania tylko ta 9 część? Nie rozumiem czemu skasowałaś... I jak mam się w tym połapać.... ;-;
OdpowiedzUsuńNie rozumiem.... Usunęłas tamtego bloga i mi zostaje do przeczytania tylko ta 9 część? Nie rozumiem czemu skasowałaś... I jak mam się w tym połapać.... ;-;
OdpowiedzUsuń