Kopciuszek gubiacy bluzki cz.6

I | II | III | IV | V |



Uruha bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami. Westchnąłem ciężko.
-Brawo… zbłaźniłeś się…- mruknąłem sam do siebie.
Patrzyłem w ścianę, jak cielę na malowane wrota, a w mojej głowie szumiała czarna pustka. Zero. Zero złości, rozpaczy, gniewu, furii, oburzenia, zawiedzenia, czy przykrości. Zero.
Dopiero po jakimś czasie, wpadłem na genialny pomysł posprzątania w mieszkaniu. Rozejrzałem się wokół siebie.
-Miałeś rację… Przydałoby się posprzątać…- szepnąłem i podniosłem się z kanapy.
Tak naprawdę postanowiłem się czymś zająć, aby uniknąć myślenia. Kiedy szatyna nie było w pobliżu, mogłem oddać się tej przyjemnej pustce i lekkości w mojej głowie. Ktoś powie, że to śmieszne, bo przecież pustka nie jest przyjemna, ale akurat TA pustka była dobra. Pozwalała odetchnąć, wykonywać ciału odpowiednie czynności, nie męcząc mózgu; zupełnie jakby impulsy były wysyłane z jakiegoś innego miejsca, jakby w tym czasie głowa nie była potrzebna reszcie ciała.
Kiedy mieszkanie lśniło, zaparzyłem herbatę. Dałem sobie spokój z pomysłem utopienia jeża z mojego gardła w lodowatej wodzie. Nie wiem dlaczego, ale zrobiłem dwie herbaty, mimo że Uru już dawno wyszedł. Usiadłem na kuchennym blacie i spojrzałem na drugi kubek z parującym napojem. Przyglądałem się herbacie, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, kiedy nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nadal o niczym nie myśląc, odstawiłem swój kubek i zsunąłem się z blatu wędrując do przedpokoju. Otworzyłem drzwi, a w nich stał… Kouyou! Cały ociekał wodą, był zgarbiony i trząsł się z zimna. Płakał, a jego makijaż rozmazał się i zostawił czarne smugi na bladych policzkach. Widocznie byłem tak zajęty sprzątaniem, że nawet nie usłyszałem, kiedy rozpętała się burza.
W tym momencie przez moją głowę przebiegły miliony, jeśli nie miliardy, myśli. Głosy wrzeszczały i przekrzykiwały się, starając się zwrócić na siebie moją uwagę. I nagle wszystko ucichło, a jeden bardzo głęboki i opanowany, tak dobrze mi znany głos przemówił: „Kolory wiosny… Można oszaleć od ich mnogości. (…) Kogoś może zasmucić oglądanie piękna rozpadu, ktoś inny roześmieje się twierdząc, że to samotność. Kolory wiosny rozkwitły po raz trzeci, powoli wstrzymując mój oddech… (…)” Przez chwilę zastanawiałem się skąd znam te słowa, po czym olśniło mnie, że jest to początek jednej z piosenek Gazetto. Spojrzałem na twarz Uruhy, która nadal wyrażała to samo- bezbrzeżną rozpacz i uświadomiłem sobie, że moje rozmyślania trwały zaledwie kilka nanosekund.
-Ja… Ja cię prze… przepraszam… Wiem, że nie… nie powiniene…m do ciebie przy… przychodzić, ale...- wydukał chłopak, spuszczając głowę, a mokra grzywka przykleiła się do jego czoła.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwałem mu podchodząc do niego i mocno przytulając. Szatyn był zaskoczony, ale po chwili wtulił się we mnie i zaczął jeszcze bardziej płakać. Wciągnąłem go do mieszkania i zamknąłem za nami drzwi. Cały czas przytulałem go i uspakajająco głaskałem po głowie. W końcu Uruha się ode mnie odkleił.
-Ja… Ja przepraszam. Cały jesteś przeze mnie mokry- wyszeptał, a ja spojrzałem na swoją bluzkę.
-Reita?- zapytałem, choć zabrzmiało to jak stwierdzenie. Nie obchodziło mnie teraz, w jakim stanie są moje ciuchy.
Szatyn w odpowiedzi jeszcze raz wybuchnął płaczem. Ponownie go przytuliłem.
-Co się stało?- szepnąłem wprost do jego ucha.
-Bo… Bo on powiedział, że… że nic mi nie… nie może dać i jedyne, co… co może zrobić to… to mnie przelecieć, bo mu o to tylko chodziło…- zaczął dławić się własnymi łzami, na co ja mocniej go objąłem.- Spo… Spojrzałem na niego… zdziwiony, a wtedy… wtedy przyszedł Ruki i powie… powiedział, że jeśli ja nie… nie skorzystam, to on z chęcią i… i zaczął się z nim całować…- ukrył twarz w moich włosach.- Gdy… Gdybym cię posłuchał, to by do tego… nie doszło… Przepraszam…!- szepnął.- Nie… Nie powinienem był cię tak po… potraktować…- wychlipał.
-Ciii… Już dobrze- uspakajałem go.
-Ostrzegałeś mnie, ale… ale cię nie posłuchałem… i cię tak po… potraktowałem- siorbnął nosem.- I ja… ja przepraszam… i że tu przyszedłem, ale… ale…
-Ciii…- przerwałem mu.- Nie przejmuj się. Nic się nie stało.
Staliśmy tak jeszcze kilka dobrych chwil, po czym Uru odsunął się ode mnie.
-Przepraszam…- chlipnął.
-Wiem- pogłaskałem go po mokrych włosach.- Nie masz za co przepraszać- uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
Przeszliśmy do salonu. Kouyou usiadł na podłodze i oparł się plecami o sofę. Usiadłem obok niego i objąłem go. Chłopak chyba wybrał podłogę, żeby nie zamoczyć kanapy. Czemu on zawsze myślał nie o tym, o czym powinien? Ułożył głowę na moim ramieniu. Mimowolnie pogłaskałem go po policzku.
-Nie wiem… Jeśli cię to pocieszy, powiem ci, że Reita zawsze taki był i nigdy nie angażował się w związki- mruknąłem.
-Wiesz… W sumie chyba dobrze się stało, bo… bo zdałem sobie z czegoś sprawę…
-Z czego?
-Jak bardzo namieszałeś w moim życiu- uśmiechnął się przez łzy.- I, że zapatrzyłem się nie na tego faceta, co trzeba- dodał ciszej, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
Niespodziewanie przysunął się bliżej mnie, tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Spojrzałem w jego piękne, ciemne oczy, wokół których powstała czarna obwódka od rozmazanego cienia do powiek. Uruha uśmiechnął się nieznacznie i splótł nasze dłonie. Spojrzał na nasze złączone palce, a drugą ręką pogładził wierzch mojej dłoni. Robił to tak delikatnie i z taką czułością, że przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Mimowolnie również się uśmiechnąłem. Uru widząc moją reakcję, jeszcze bardziej się do mnie zbliżył i zetknął się ze mną czołem, po czym przymknął powieki. Zrobiłem to samo. Poczułem się tak błogo… tak lekko… Nagle poczułem jego usta na swoich. W pierwszym momencie wystraszyłem się i ze zdziwieniem otworzyłem oczy, ale nie przerwałem pocałunku. Gdy zrozumiałem, co robi, zacząłem oddawać pieszczotę, na powrót zamykając oczy. Jego skóra była zimna, ale wargi gorące. Całowaliśmy się namiętnie i bardzo leniwie. Polizałem jego dolną wargę, a on uchylił usta. Wsunąłem język do środka, przesuwając nim po jego podniebieniu. Chłopak mruknął zadowolony. Wplotłem palce w jego mokre włosy.
W pewnym momencie poczułem, jak jego ręka wsuwa się pod moją koszulkę. Przerwałem pocałunek i spojrzałem na niego zaskoczony. Kouyou momentalnie cofnął dłoń.
-Zrobiłem coś nie tak?- zapytał cichutko.
-Nie, nie, ale… Nie pospieszyłeś się za bardzo?
-Och…- speszył się.- Przepraszam. Teraz pewnie czujesz do mnie niesmak… W sumie się nie dziwię… Najpierw cię odrzucam, idę do kogoś innego, a potem wracam do ciebie z płaczem, licząc, że może jeszcze nie przeszła ci na mnie ochota… Wiem, to głupie- pokręcił głową i podniósł się.
-Nie, Kouyou, ja cię kocham- złapałem go za rękę i zmusiłem, żeby ponownie usiadł. Zamrugałem kilkakrotnie, kiedy trafiły do mnie jego słowa.- Ty chcesz się po prostu ze mną przespać?
-NIE!- krzyknął.- Znaczy… tak, tylko źle się wyraziłem. Wróciłem do ciebie z płaczem, licząc, że może coś jeszcze do mnie czujesz i mnie nie przekreśliłeś, choć tak naprawdę powinieneś był zrobić to już dawno… Bo ja, dopiero teraz się do tego przyznałem przed samym sobą… ale… ja jeszcze nie umiem tego nazwać. Nie wiem, czy to jest miłość, czy tylko pożądanie, bo… gdy jesteś blisko mnie…- ściszył głos i przejechał dłonią po moim biodrze.- Nie mogę się opanować…- przesunął dłonią po moim udzie, a następnie szybko zabrał rękę.- Przepraszam! Ja… ja…
Nie pozwoliłem mu dokończyć, gdyż przyciągnąłem go do kolejnego pocałunku. Był zdezorientowany, co ja wykorzystałem i wziąłem go na ręce. Okazał się cięższy, niż sobie wyobrażałem, ale godziny spędzone na siłowni w końcu się na coś przydały. Zaniosłem go do sypialni i delikatnie położyłem na łóżku, po czym usiadłem na nim okrakiem, uśmiechając się figlarnie. W jednym momencie cała melancholia ze mnie uleciała, a zastąpiło ją dzikie podniecenie i nienasycenie Uruhą.
-Skoro ty masz na mnie ochotę… ja na ciebie…- przesunąłem dłonią po wewnętrznej stronie jego uda, zatrzymując się niebezpiecznie blisko jego krocza.- To w sumie, dlaczego by nie?- poszerzyłem uśmiech, na co chłopak odpowiedział mi tym samym gestem i rozłożył przede mną nogi.
-Weź mnie…- szepnął mi do ucha.
Znów się całowaliśmy, jednocześnie zdejmując z siebie ubrania. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy.
***
Obudziłem się, kiedy Uru nie było już w łóżku. Usiadłem i przeciągnąłem się leniwie ziewając. Zauważyłem, że światło w łazience jest zapalone, co dało mi podstawy do myślenia, że mój ukochany bierze prysznic. Uśmiechnąłem się pod nosem i znalazłem swoje bokserki wśród porozrzucanych po całej sypialni ubrań. Wszedłem do łazienki spoglądając na szatyna, który był jedynie przepasany białym ręcznikiem i przecierał dłonią zaparowane lustro.
-O matko boska, obojętnie, z którego kościoła…- szepnął sam do siebie widząc swój rozmazany makijaż.
Wywróciłem oczyma, uśmiechając się i przyglądając, jak mój kochanek bierze płatki kosmetyczne i płyn do demakijażu, doprowadzając się do naturalnego wyglądu. Podszedłem do niego i objąłem go od tyłu, przytulając się do jego pleców. Aż podskoczył ze strachu.
-O… Yuu… Przepraszam, że wziąłem twój…
-Przestań- uciszyłem go.- Możesz brać wszystkie moje rzeczy bez pytania- pauza.- I przestań mnie w końcu za wszystko przepraszać- mruknąłem, mocniej się do niego przytulając i zaciągając się jego zapachem.- Kocham cię…
-Wiesz…- odwrócił się do mnie przodem i założył mi ręce na szyję.- Przyglądałem ci się, kiedy spałeś, i rozmyślałem nad wszystkim, co stało się wczoraj. Doszedłem do pewnego wniosku…- powiedział smutno.
-Jakiego?- zmartwiłem się, że to nie będzie miła wiadomość.
-Też cię kocham!- wykrzyknął uradowany i pocałował mnie.
-Matko…- odetchnąłem z ulgą.- Bałem się, że zaraz powiesz, że wolisz… Em… kogoś innego…
-Chciałeś powiedzieć, Reitę?
-Nie no, przecież nie użyłem imienia…
-Przecież słyszałem. Nie pytam, co powiedziałeś, tylko, co chciałeś powiedzieć- zauważył. Przez chwilę milczałem.- Aoi?
-Może…- bąknąłem. Uruha widząc moją kwaśną minę zaraz mnie pocałował.
-Ale tak nie jest- uśmiechnął się.- Kocham tylko ciebie- przytulił się do mnie mocniej, a ja zaraz rozpromieniłem się.- Byłeś boski w nocy- szepnął mi na ucho.- Nie miałem siły ci tego wczoraj powiedzieć- zachichotał.
-Ty też byłeś wspaniały- pogładziłem go po plecach i nagle znów spoważniałem.
-Co się stało?- Uru zauważył mój stężony wyraz twarzy.
-Sprawę Reity mamy załatwioną, tak?
-No tak- kiwnął głową.- A co?
-Właśnie… A co z Rukim?

CDN

0 komentarze:

Prześlij komentarz