Paring: Aoi x Uruha
Wszedłem do mojego ulubionego klubu i od razu zająłem
swoje stałe miejsce przy barze. Przywitałem się z barmanem i zamówiłem drinka.
Rozejrzałem się dookoła i zlustrowałem wzrokiem ludzi tańczących na parkiecie.
Szukałem kogoś. Ale nie na jedną noc- na dłużej. Miałem już dość samotności.
Nie miałem wymagań, co do tego czy ma to być kobieta czy mężczyzna- grunt, że
ma mnie porwać. Mam na nią/jego spojrzeć i pomyśleć: „Tak! Właśnie takiej osoby
szukałem!”. Ale nikt taki jak na razie się nie pojawił. Dostałem swojego drinka
i upiłem łyk alkoholu ze szklanki. Po niedługim czasie obok mnie zjawił się
Kai.
-Chcesz się zabawić dzisiaj?- zachichotał.- Jeśli tak, to
wiesz…- oblizał wyzywająco usta i uśmiechnął się znacząco.
-Kai, proszę cię…- spojrzałem na niego z dezaprobatą.-
Nie bawi mnie już takie materialne podejście do wszystkich…- wyznałem.
-Szukasz kogoś na stałe?- zdziwił się.
-Na to wygląda- wyjąłem paczkę papierosów i poczęstowałem
kolegę, po czym sam odpaliłem jednego peta.
-Szok- Kai zaciągnął się dymem.- Ale wiesz… Słabe miejsce
wybrałeś na szukanie jakiegoś obiektu westchnień. Tu nie przychodzą osoby z
charakterem, tylko ładną dupą. Równie dobrze mógłbyś szukać w burdelu- żachnął.
-Może i masz racje- wypuściłem szary obłoczek.- Ale chcę
żeby mnie coś tknęło. To ma być… takie spontaniczne. Tutaj jest dużo ludzi,
więc chyba ktoś się tu dla mnie znajdzie- zaśmiałem się gorzko.
-No to powodzenia- mruknął.- Ale jakbyś zmienił zdanie,
to wiesz, gdzie mnie szukać- powiedział i pocałował mnie w policzek, następnie
ode mnie odchodząc.
Siedziałem tak z dobre trzy godziny, kolejno domawiając
alkohol, który po pewnym czasie dawał mi się już we znaki. W tym momencie obok
zjawił się jakiś chłopak. Anielska twarzyczka i świetne ciuchy- wyglądał w nich
nieziemsko. Stwierdziłem, że musiał je sam uszyć, gdyż wyglądały, jakby były
przeznaczone tylko i wyłącznie dla niego. Były luźnie, jednak opinały go w
odpowiednich miejscach. Miał dwukolorowe włosy- na górze ciemny brąz, a spod
spodu wychodziły blond końcówki. Usiadł koło mnie i zamówił piwo. Kiedy
opróżnił butelkę, postawiłem mu mocnego drinka. Barman podał mu szklaneczkę z
czerwono zabarwionym alkoholem i coś powiedział, po czym wskazał na mnie.
Chłopak zdziwiony spojrzał na mnie, a ja jedynie uniosłem szklankę w geście
toastu. Brunet przez chwilę się wahał, jednak po chwili przytknął naczynie do
ust i upił odrobinę płynu. Przysunąłem się do niego.
-Jestem Yuu, ale wszyscy mówią na mnie Aoi- uśmiechnąłem
się do niego i wyciągnąłem rękę.
-Uruha- uścisnął moją dłoń.
-Śliczny? W istocie, pasuje do ciebie to przezwisko-
zachichotałem, a chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.- Jesteś sam?-
próbowałem kontynuować rozmowę, czego on mi w żadnym razie nie ułatwiał.
-Hai*- odpowiedział.- Ty chyba też, co?
-Hai- kiwnąłem głową. Spojrzałem na jego pustą już
szklaneczkę. Ten to ma spust!- Coś szybko ci poszło- zauważyłem.- Próbujesz
zapić smutki?- zaciekawiłem się.
-Aż tak widać?- zaśmiał się gorzko.- Dziewczyna mnie
rzuciła- wyznał.
-Oj, przykro mi- położyłem dłoń na jego ramieniu.- W
takim razie była głupia, że zostawiła takiego przystojniaka- zachichotałem.
Uruha spojrzał na mnie zdegustowany.
-E… Dzięki… chyba- mruknął i zamówił jeszcze jednego
drinka.
Już wyjął pieniądze z kieszeni i chciał zapłacić, gdy go
ubiegłem i dałem barmanowi duży napiwek.
-Co ty robisz?- zapytał, patrząc na mnie jak na wariata.
-Stawiam ci drinka, nie widać?- zaśmiałem się. Coś mi się
zdawało, że go nie interesują faceci. Musiałem to zmienić, jednak nie chciałem,
żeby to była tylko jedna noc. Musiałem tak go podejść, żeby chciał ze mną
zostać, a w tym najlepszy jest alkohol i pieniądze.
-Nie musisz- burknął. Czyżby się obraził? Facet, ja tu
wydaję na ciebie kasę, a ty się dąsasz?
-Ale chcę- posłałem mu najpiękniejszy uśmieszek, na jaki
udało mi się zdobyć. Brunet mimowolnie odwzajemnił gest.- Chciałbym się o tobie
czegoś dowiedzieć- zacząłem.
-Niby dlaczego?- zapytał niepewnie. Aoi, zwolnij, stąpasz
po cienkim lodzie. On zaraz może się zmyć, jeśli czegoś nie wymyślę!
-Zainteresowałeś mnie- oparłem głowę na dłoniach i
przyjrzałem się mu dokładniej. Taaak, o wiele lepszy niż Kai…- pomyślałem i zachichotałem.-
Jak masz naprawdę na imię?
-Kouyou, ale nie lubię, gdy ktoś się tak do mnie zwraca-
powiedział upijając łyk alkoholu.
-A gdybym mówił do ciebie Kou-chan?
Chłopak zakrztusił się napojem. Wytrzeszczył oczy i
spojrzał na mnie zszokowany.
-Że co proszę?!
-Myślę, że taki zwrot jest bardzo miły. Nie musisz zaraz
odbierać tego w sensie miłosnym czy coś w tym stylu- uśmiechnąłem się, ukazując
przy tym zęby.- Ile masz lat?
-Czy to jakieś przesłuchanie?- spojrzał na mnie dziwnie.
-Uch…- westchnąłem, wywracając oczyma.- Nie chcesz
rozmawiać, to nie- wzruszyłem ramionami. Zaczynało mnie to irytować. Ile można
robić dobrą minę do złej gry? Choć trochę mógłby wykazać się zainteresowaniem…
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, znaczy względnej
ciszy, bo wszędzie znajdowały się głośniki,
z których leciała głośna muzyka.
-Dwadzieścia trzy- odpowiedział w końcu.
-Czyli chcesz kontynuować rozmowę?- znów uśmiechnąłem
się.
-Tak. Tak samemu siedzieć i chlać to żadna przyjemność-
poklepał się po kieszeniach i wyjął paczkę papierosów.- Szlag! Skończyły mi się
szlugi!- warknął sam do siebie.
Wyjąłem swoją paczkę i poczęstowałem go. Chłopak przyjął
fajkę i odpalił ją.
-Dzięki- w końcu się uśmiechnął.- Ale następną kolejkę ja
ci stawiam- zaśmiałem się.
-Jak chcesz- również zapaliłem papierosa.
-Malboro Menthol?- spojrzał na papierosa.- Palę
identyczne- roześmiał się. Posłałem mu uśmiech.- A ty, ile masz lat?- wreszcie
zainteresował się mną.
-Dwadzieścia cztery- odpowiedziałem, zaciągając się
dymem.- Mieszkasz gdzieś w okolicy?
-Hai- kiwnął głową.- Ty zapewne też- potwierdziłem,
przytakując.- Często tu przychodzisz?
-Od czasu do czasu, kiedy mam wolne. A ty?
-Jestem tutaj pierwszy raz- zawołał barmana i zamówił nam
po drinku. Tym razem nie przeszkodziłem mu w płatności.- Pracujesz?
-Iie**. Na razie utrzymuję się z dawania korepetycji.
-Chcesz zostać nauczycielem?- przygryzł dolną wargę.
-Iie. Uczę grać na gitarze. Chciałbym kiedyś grać
zawodowo, a może nawet założyć zespół- rozmarzyłem się.- A ty? Co byś chciał
robić lub już robisz?
-Pracuję w sklepie muzycznym i również gram na gitarze-
uśmiechnął się.- Tak, jak ty myślę o zawodowej grze.
-Fajnie. Może kiedyś razem zagramy?- zaśmiałem się.
-Może kiedyś wpadnę do ciebie na korepetycje?- również
się zaśmiał.
-A zapraszam- uśmiechnąłem się szeroko.- Mogę wiedzieć,
gdzie znajduje się sklep, w którym pracujesz?
-Na rogu tej ulicy, na której znajduje się ten klub-
odpowiedział.
-Mhm- mruknąłem.
Już wiedziałem, ze go zainteresowałem i nie odejdzie tak
łatwo, choćby ze względu na to ile wypił. Przysunąłem się do niego jeszcze
trochę i położyłem rękę na jego kolanie. Nieznacznie przesunąłem nią w górę.
Chłopak zadrżał.
-Może kiedyś cię tam odwiedzę- powiedziałem i znów
zjechałem na jego kolano.
-Może- mruknął, a na jego twarzy już nie pojawił się
uśmiech.
Obejrzałem się za siebie i spojrzałem na tańczących
ludzi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Pociągnąłem go za rękę w stronę parkietu.
Obaj byliśmy nieźle wstawieni i gibaliśmy się na wszystkie strony. Kiedy
wstałem, zakręciło mi się w głowie.
-Gdzie ty mnie ciągniesz?- zdziwił się.
-Chodź potańczyć- posłałem mu szeroki uśmiech.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, ale widocznie alkohol
zrobił swoje, bo nie sprzeciwił się. Zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Nasza
koordynacja była już osłabiona, ale mimo to nieźle się bawiliśmy. Co jakiś czas
celowo się o niego ocierałem. W końcu piosenka się skończyła i puścili jakiś
wolny kawałek. Wszyscy do siebie przylegli i zaczęli się obściskiwać. Uruha
chciał zejść z parkietu, ale złapałem go za rękę i przyciągnąłem go do siebie.
Objąłem go za szyję i splotłem dłonie na jego karku.
-Co… Co ty robisz?- spojrzał na mnie jak na debila.
-Tańczę z tobą- zaśmiałem się i objąłem się jego
ramionami w pasie.
-Prze… Przestań- zaczerwienił się.- To takie… żenujące-
spuścił głowę i chciał mnie odepchnąć, jednak ja tylko mocniej się do niego
przytuliłem.
-Dlaczego tam uważasz?
-Bo… No rozejrzyj się!- zrobiłem, co kazał i spojrzałem
na niego, ściągając brwi w niezrozumieniu.- No wokół nas… no wiesz…
-Iie. Wakarimasen***- spojrzałem na niego wyczekująco.
-No bo… Wszyscy tańczą… Tu są same… „normalne” pary…- szepnął
mi do ucha.
-A my to co? Nienormalni?- zaśmiałem się.
-Ale ludzie się gapię- znów spłonął rumieńcem.
-A niech się gapią! Co ci to przeszkadza?- spojrzałem na
niego i musnąłem jego wargi.- Mam pomysł… Zabawimy się?
-C.. Co?!
-O Jezu,….- wywróciłem oczyma.- Chodziło mi o to, czy
powkurzamy ludzi?- sprostowałem.
-Ale jak?- zdziwił się.
-Właśnie tak- mocniej objąłem go za szyję i otarłem się o
niego. Ledwo powstrzymałem się od jęku. Ten chłopak tak na mnie działał…
Jego ręce położyłem na swoich pośladkach, a sam znów
musnąłem jego wargi, po czym nie widząc sprzeciwu pocałowałem go mocniej. Brunet odepchnął mnie.
-Ej… Przecież to tylko żarty- szepnąłem mu do ucha.-
Zobacz jak się wszyscy gapią- zachichotałem i pocałowałem go w policzek.
-Tylko żarty?- spojrzał na mnie ze znakiem zapytania w
oczach, a ja kiwnąłem głową.- No dobra…- szepnął, nadal nie przekonany i
pocałował mnie niezdarnie.
Całowałem go delikatnie i zmysłowo. Na początku chyba
przeszkadzał mu mój kolczyk, jednak po chwili zaczął się nim bawić, na co ja
uśmiechnąłem się samymi kącikami ust i zacząłem lizać jego dolną wargę. Uruha,
chyba odruchowo, uchylił usta, z czego ja z przyjemnością skorzystałem i
wtargnąłem do środka. Chłopak był w szoku. Zatrzymał się w miejscy, nie
wiedział co ma zrobić, a ja nie przestawałem. Podobało mi się, a w dodatku
dopiero się rozkręcałem. Moje ręce zjechały z jego karku na tyłek. Zacisnąłem
palce na jego prawym pośladku. Odskoczył ode mnie. Spojrzałem na niego z
politowaniem, a on już wiedząc, o co mi chodzi, wrócił do mnie i znów
zaczęliśmy się całować. Jedną rękę dalej trzymałem na jego pośladku, a drugą
wsunąłem pod jego bluzkę. Zacząłem głaskać jego plecy, na co Uru zadrżał.
Poczułem, jak oddala się ode mnie, jednak w trybie natychmiastowym znów się
przysunął, przy czym nawet nie przerwał pocałunku. Ponownie uśmiechnąłem się
kącikami ust. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zabrakło nam powietrza. W tym
momencie chwyciłem go za rękę i pociągnąłem pod zaciemnioną ścianę, gdzie
znajdowały się cztery kanapy, ustawione w okrąg. Mieliśmy na tyle szczęścia, że
nikogo tam nie było. Popchnąłem go na jedną z nich i usiadłem na nim okrakiem.
-Co.. Co ty robisz?! Aoi, przesadzasz!- spanikował.- Po
co mnie tu zaciągnąłeś?
-Bo tutaj nikt nie będzie nas widział. Przez gapiów się
denerwujesz- powiedziałem spokojnie.
-Chciałeś porobić sobie z ludzi bekę, okej, ale na chuj
mnie tu zaciągnąłeś, skoro tu nie ma ludzi?!
-Właśnie po to- powiedziałem i zatkałem mu usta swoim
językiem.
Pocałowałem go mocno i brutalnie, może zbyt brutalnie.
Chłopak próbował mnie zepchnąć ze swoich kolan, ale nie udało mu się to.
Podparłem się rękami po obu stronach jego głowy, na oparciu kanapy. Zacząłem
się o niego ocierać i wręcz z niedowierzaniem poczułem coś twardego, co wbijało
mi się w brzuch. Nie zaprzestając pocałunku, spojrzałem w dół i zobaczyłem
wypukłość na jego spodniach. O tak, to mi się bardzo podobało. Uśmiechnąłem się
i znów zamknąłem oczy. Znów zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie.
-No nie mów, że ci się nie podobało- zaśmiałem się, a
chłopak spłonął rumieńcem.- Nie wstydź się- uśmiechnąłem się i złapałem go za
podbródek, po czym zmusiłem go, żeby na mnie spojrzał. Złożyłem motyli
pocałunek na jego słodkich ustach.- Wiesz, co? Mam kolejny genialny pomysł-
pogłaskałem go wierzchem dłoni po policzku.
-Ee… Jaki?- zapytał, trochę przestraszony.
-Ale znów musimy zmienić miejsce- pociągnąłem go i
wyszliśmy z jednej z sali klubu, w której obecnie była impreza.
Doszliśmy do schodów, po których szybko wbiegłem, ciągnąc
go za rękę. Kiedy znaleźliśmy się na pierwszym piętrze, przeszliśmy długim
korytarzem i stanęliśmy pod pokojem czternaście. Wyjąłem klucz i otworzyłem
drzwi. Wepchnąłem chłopaka w środka. Już wcześniej wynająłem pokój, właśnie na
taki wypadek lub gdybym po prostu się zachlał i nie mógł trafić do domu.
Zamknąłem drzwi na klucz i wrzuciłem go do wazonu, stojącego na stoliku tuż
koło drzwi. Brzdęk, i klucz znalazł się na dnie. Podszedłem do bruneta i popchnąłem
go na łóżko, po czym znów usiadłem na nim okrakiem.
-Co… Coś ty znowu wymyślił? Aoi?- spytał przerażony,
spoglądając w moje zamglone oczy.
-Spokojnie, będzie fajnie- zapewniłem go i uśmiechnąłem
się, po czym znów go pocałowałem.
Kouyou odepchnął mnie mocno, tak że omal nie spadłem z
łóżka.
-Przestań!- krzyknął.- Nie chcę!
Już nie zważałem na to, co mówił. Nie obchodziło mnie to.
Alkohol uderzył mi do głowy, zawładnęło mną pożądanie. Zmusiłem go, żeby się
położył i wpiłem się w jego wargi. Próbował mnie odepchnąć, ale tym razem tak
łatwo się nie dałem. Jednym sprawnym ruchem pozbawiłem go koszulki, po czym
chwyciłem jego ręce i przyszpiliłem jego nadgarstki do materaca nad jego głową.
-Ładny tors- szepnąłem i zacząłem go całować, po szyi, po
czym zjechałem na klatkę piersiową i brzuch.
-Przestań!- krzyknął i zaczął się wyrywać, jednak w
niczym mu to nie pomogło.
Jedną ręką nadal trzymałem jego skrępowane ręce, a drugą
zacząłem rozpinać jego spodnie.
-Zostaw mnie ty zboczeńcu!- wrzasnął i próbował się
oswobodzić.
Zsunąłem z niego spodnie i odrzuciłem je w najdalszy kąt
pokoju. Szybko pozbyłem się swojej koszuli i spodni, po czym zacząłem całować
go po idealnie płaskim brzuchu, cały czas zjeżdżając niżej.
-Przestań… Proszę…- szepnął.- Błagam… Zostaw mnie- po
jego policzku popłynęła jedna łza, by potem kilka następnych poszło w jej
ślady.
Spojrzałem na niego, rozczulając się. Scałowałem jego łzy
i musnąłem jego wargi. Zetknąłem się z nim czołem. Spojrzałem w jego
ciemnobrązowe oczęta.
-Nie mogę- szepnąłem.- Ale obiecuję, że nie pożałujesz-
pocałowałem go w czubek nosa.- Radzę ci się tak nie wiercić, to nie będzie tak
bolało- powiedziałem i wróciłem go składania pocałunków na jego brzuchu.
Po chwili pozbawiłem go bielizny, przez co musiałem
puścić jego ręce. Wtedy zaczął wierzgać i próbować się czymś zakryć, jednak
mocno złapałem go w biodrach i unieruchomiłem go. Ucałowałem jego członka, po
czym wziąłem go do ust. Zacząłem leniwie, naprzemiennie ssać i lizać. Chłopak
wydał z siebie głośny jęk. Przestał się wyrywać. Zacząłem szybko poruszać głową.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Brunet krzyknął głośno, obwieszczając w
ten sposób swój orgazm i doszedł w moich ustach. Przełknąłem wszystko i
oblizałem się. Znów złożyłem pocałunek na jego ustach, co dziwne oddał go.
Uśmiechnąłem się do niego uspakajająco i przewróciłem go na brzuch.
-Będzie mniej boleć- szepnąłem mu do ucha i zacząłem
całować jego kark i plecy.
Odpowiednio zwilżyłem trzy palce i zmusiłem go, aby
wypiął się w moją stronę. Chłopak podpierał się na łokciach i oddychał nerwowo.
Po jego policzkach nadal płynęły łzy. Wbiłem w niego pierwszy palec. O dziwo
jedynie westchnął.
-Kochałeś się już z mężczyzną?- zapytałem zaskoczony.
-… I… Iie…- wychlipał.
-Nie płacz- pocałowałem go w kark i zacząłem poruszać
palcem, po czym dodałem drugi. Jęknął głośno.- Będę starał się być delikatny,
jednak trochę będzie bolało- przyznałem i zacząłem go przygotowywać na swoje
wtargnięcie.
Dodałem trzeci palec, przy którym krzyknął z bólu.
Szeptałem mu uspakajające słówka i rozciągałem go. W końcu, gdy uznałem, że
jest już odpowiednio przygotowany, wyjąłem palcem, co spotkało się z jego z
cichym westchnieniem ulgi.
-To nie koniec- powiedziałem i zacząłem napierać penisem
na jego wejście. Uruha zacisnął mięśnie.- Nie spinaj się tak. To będzie
przyjemne- starałem się go uspokoić, jednak marnie mi to szło, gdyż on cały
czas się denerwował i płakał, przez co, co jakiś czas krztusił się własnymi
łzami.
Wbiłem się w niego. Wrzasnął, a potoki łez na jego twarzy
wezbrały. Chwilę odczekałem aż przyzwyczai się do mojej obecności.
-No dalej… Chcę… Chcę mieć to już… za sobą- wyjąkał, a ja
nie poruszałem się w nim.- Pieprz mnie!- krzyknął przez łzy.
Spełniłem jego rozkaz. Zacząłem się w nim poruszać.
Kouyou jęczał głośno, sapał, wzdychał i nawet pokrzykiwał. Wiedziałem, jak
pierwszy raz misi być dla niego bolesny. Ręką onanizowałem go, chcąc dać mu jak
najwięcej przyjemności. Szukałem jego czułego miejsca, a gdy w nie trafiłem
krzyknął iw ugiął się w łuk dochodząc w
moją zaciśniętą dłoń. Czując, jak jego mięśnie zaciskają się na moim członku
rozlałem się w nim z przeciągniętym jękiem. Wyszedłem z niego i położyłem się
obok. Oblizałem palce z jego nasienia. Obaj regulowaliśmy oddechy. Uru spojrzał
na mnie szklistymi oczami, po czym zamknął je i zasnął. Przykryłem nas kołdrą i
również odpłynąłem w słodką krainę snów.
Obudziłem się, przez padające promienie słońca na moją
twarz. Otworzyłem oczy i spostrzegłem, ze Uruha już nie śpi. Przyglądał mi się.
Jego twarz była wykrzywiona grymasem bólu… nie tylko fizycznego…
-Chociaż jak śpisz wyglądasz niewinnie- powiedział i
zmusił się, aby podnieść się do siadu.
Zaczął się ubierać. Przez chwilę go obserwowałem.
-Nie idź- wyszeptałem.- Przeprasza…
-Nie odzywaj się!- warknął i wyszedł, trzaskając
drzwiami.
Załamałem się. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Jak mogłem zrobić coś podobnego? Przecież go zgwałciłem! On tego nie chciał!
Sam również zacząłem się ubierać i w tym momencie spostrzegłem, że pomylił się
i ubrał moją koszulę, zostawiając tutaj swoją bluzkę. Ubrałem ją, bo nic innego
nie miałem. Zatęskniłem za moim Kopciuszkiem, gubiącym bluzki. Chciałem
zobaczyć go i wszystko mu wyjaśnić… W tym momencie zorientowałem się, że
przecież wiem, gdzie pracuje! Może jeszcze nie wszystko stracone?
CDN
0 komentarze:
Prześlij komentarz