Kopciuszek gubiacy bluzki cz.2

I |



Następnego dnia wybrałem się do miejsca pracy Uruhy. Dlaczego następnego dnia? Uznałem, że chuchanie alkoholem i pytanie się o jednego z pracowników było niezbyt wskazane- a poza tym Kouyou widząc mnie zaledwie po kilku godzinach mógłby pomyśleć, że jestem nachalny, czego dałem mu już namiastkę w nocy. Z resztą nie myślałem, żeby Uruha pojawił się w pracy tego samego dnia…
Wszedłem do sklepu muzycznego i rozejrzałem się. Nigdzie nie zauważyłem Uruhy.
-Przepraszam, czy pracuje tu Kouyou?- zapytałem jedną z dziewczyn, która tutaj pracowała.
-Kto?- zapytała, nie rozumiejąc.
-Kouyou, taki wysoki brunet- zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć o kogo mi chodzi.- Uruha…
-A Uruha!- wykrzyknęła.- Nie, on tu już nie pracuje. Dziś rano zadzwonił i powiedział, że rzuca tą robotę, gdyż może mieć przez to jakiś nieproszonych gości- wzruszyła ramionami, a mi zrobiło się smutno, gdyż dobrze wiedziałem, że to o mnie tutaj chodzi.
-Acha- przytaknąłem.- A nie wie pani gdzie on mieszka?
-Wiem, ale nie mogę udostępnić panu tej informacji. To byłoby naruszenie…
-Błagam! Nich pani mi powie, gdzie on mieszka!- jęknąłem żałośnie, przerywając jej.
-Nie- odpowiedziała twardo. Wiedziałem, że już nie ma szans na dyskusję.
Staliśmy tak w ciszy mierząc się wzrokiem aż w końcu mnie olśniło. Yuu, ty kurwo- skarciłem się w myślach, wzdychając, jednak wiedziałem, że nie ma innego wyjścia.
-Więc może mi pani doradzi jakąś gitarę akustyczną?- zapytałem kuszącym głosem.
Kobieta skinęła głową, lekko zdziwiona zmianą mojego zachowania. Przeszliśmy do miejsca, gdzie znajdowały się gitary. Zaznaczę, że seksownie kręciłem przy tym dupą. Już chciała coś powiedzieć, gdy ja popchnąłem ją w stronę otwartych drzwi, prowadzących do pseudo magazynu. Przyparłem ją do ściany i namiętnie pocałowałem, przy czym przy użyciu nadludzkiej siły powstrzymywałem odruch wymiotny. Po chwili oderwałem się od niej.
-Więc gdzie on mieszka?- zapytałem.
***
Spojrzałem na mały, szary blok, w którym najprawdopodobniej mieszkał Kouyou. Westchnąłem z rezygnacją i wszedłem do środka. Oczywiście nie było tutaj windy, więc na najwyższe piętro musiałem wspinać się po schodach (dobrze, że nie po drabinie xD od aut.). Gdy w końcu dotarłem na odpowiednie piętro, oparłem się o ścianę i łapczywie łapałem powietrze. Miałem ostrą kolkę. Moja forma leżała całkowicie i wołała o pomstę do nieba. Gdy w końcu uspokoiłem oddech, podszedłem do drzwi z cyfrą czterdzieści dwa i zapukałem. Cisza. Zapukałem drugi raz. Cisza. I trzeci. Cisza.
W końcu nacisnąłem klamkę, która otworzyła drzwi. Wszedłem do środka i spostrzegłem Uruhę, leżącego w salonie ze słuchawkami w uszach i laptopem przed nosem. Mieszkanko było małe i skromnie urządzone jednak bardzo przyjemne. Cichutko zamknąłem drzwi i przeszedłem do pokoju, gdzie leżał Uru. Był do mnie odwrócony tyłem, dlatego też nie widział mnie. Przez długą chwilę wpatrywałem się w jego plecy i nie wiedziałem, co zrobić. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że kompletnie nie mam żadnego planu, co mu powiedzieć, co zrobić, jak go przekonać… Mam tak po prostu go szturchnąć? Na to wygląda… Dotknąłem delikatnie jego ramienia. Chłopak wystraszył się i spadł z hukiem na podłogę, ciągnąc ze sobą laptopa. Wyjął słuchawki i spojrzał na mnie zaskoczony.
-Co ty do kurwy nędzy robisz?!- krzyknął.
-Ja… Znaczy…- zacząłem się jąkać.
-Co? Co znaczy? A wypierdalaj mi stąd!- poczerwieniał ze złości.- Nie chcę cię widzieć!- wstał i zaczął mnie pchać w stronę wyjścia.
W tym momencie to jego przyparłem do ściany i pocałowałem, wpychając język do jego ust. O dziwo brunet oddał pieszczotę. Nie spodziewałem się tego, jednak była to przyjemna niespodzianka. Całowałem go zmysłowo, smakując jego słodkich ust i obejmując go w pasie. Tym razem nie musiałem powstrzymywać żadnego odruchu wymiotnego, gdyż żadnego nie miałem. Przeszedł mnie dreszcz przyjemności. Mocnie przywarłem do niego, zmniejszając dystans między nami, który i tak był już minimalny, jeśli nie zerowy. Otarłem się o niego, na co Uru jęknął wprost w moje usta. Było to takie… ekscytujące- sam nie wiem dlaczego. Czułem się tak niezdarnie, tak bardzo nie na swoim miejscu. Zupełnie jakbym zaraz miał zrobić to po raz pierwszy w życiu. Jakbym nie wiedział, co mam zrobić, jak się zachować… Zupełnie, jakbym cofnął się w czasie. Ponownie się o niego otarłem, a Kou westchnął z podniecenia. Zszedłem z pocałunkami na jego szczękę, a następnie na szyję, którą całowałem dokładnie centymetr po centymetrze- może nawet z przesadną dokładnością. Wsunąłem ręce pod jego koszulę, a chłopakiem wstrząsnęły dreszcze. Byłem już przy obojczykach, kiedy odepchnął mnie i mocno uderzył w twarz.
-Nie dam ci się drugi raz wykorzystać- syknął.
Był rozpalony i wściekły, choć w jego oczach, gdzieś na dnie, odnalazłem nutkę nienasycenia. Wbiłem wzrok w podłogę. Przez chwilę milczeliśmy, aż w końcu brunet odezwał się.
-Wyjdź stąd- rozkazał.
-Nie, Kouyou proszę cię, wysłuchaj mnie…- zacząłem, jednak on mi przerwał.
-Nie mam ci nic do powiedzenia, tak samo jak ty mi- warknął.- Wyjdź stąd zanim moja cierpliwość się skończy.
-Nigdzie nie idę- powiedziałem twardo.- Musisz mnie wysłuchać. Wiem, że jesteś wściekły i masz, o co, jednak daj mi się wytłumaczyć! Możesz iść z tym nawet na policję, do sądu, gdzie chcesz, ale daj mi tę szansę- powiedziałem błagalnie, a moje oczy zaszkliły się.
-Powiedziałem wyjdź!- krzyknął i zamachnął się, żeby ponownie mnie uderzyć.
Szybko zamknąłem oczy, czekając na uderzenie. Poczułem, jak po moich policzkach płyną kolejne łzy. Cios nie nadszedł. Zdezorientowany otworzyłem oczy. Uruha stał naprzeciw mnie i wpatrywał się we mnie osłupiały. Po chwili jednak podszedł do mnie i… mocno przytulił! Wtuliłem twarz w jego ramię i próbowałem się uspokoić, jednak to nie było takie proste. Ten zapach, dotyk… on doprowadzał mnie do szału! Wczepiłem się w niego mocniej i zacząłem głośno szlochać.
-Ja… Ja naprawdę nie chciałem… Wy… Wybacz mi, ale, ale to… Ja nie… nie mogłem inaczej… Przepraszam- wychlipałem, między kolejnymi nawałnicami płaczu.
Brunet nie odpowiadał, jedynie głaskał mnie uspakajająco po plecach. Zamoczyłem mu całą bluzkę swoimi łzami. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem w takiej sytuacji… tak dziwnej, pokręconej i nieodpowiedniej. Czy to wszystko jest snem? Przecież ten normalny Yuu nie dałby się wrobić w coś podobnego. Czy to spawka tego chłopaka, czy to przez to jak na mnie działa?
-Uruha?
-Hm?- zapytał, nadal mnie głaszcząc.
-Przepraszam- siorbnąłem głośno nosem.
-Wiem- odpowiedział.
-Jesteś zły- powiedziałem z wyrzutem.
-Nie jestem- zaprzeczył.
-Jesteś!- jego dłoń zatrzymała się na moich plecach.
-Nie jestem, ale zaraz mogę się zdenerwować- zagroził, a ja umilkłem. Znów wrócił do głaskania mnie po plecach. Wtuliłem się w niego mocniej.- Nigdzie nie wniosę oskarżenia- powiedział po chwili.
-Arigato*- chlipnąłem.
-Doitashimashite**- drugą rękę wplótł w moje włosy i zaczął się nimi bawić.
Staliśmy tak jeszcze długą chwilę, dopóki nie uspokoiłem się całkowicie. Było mi tak dobrze, że nie chciałem się od niego odrywać, ale wiedziałem, że w końcu nadejdzie ta pora, kiedy będę zmuszony to zrobić.
 -Co teraz?- zapytałem.
- No możemy tutaj tak stać do usranej śmierci, albo wypijemy coś i obejrzymy film, co wolisz?
-Możemy jeszcze chwilę tak postać?- chlipnąłem nosem.
-Hai- odpowiedział i zaczął masować skórę mojej głowy, a ja przymknąłem oczy.
-Ja naprawdę nie chciałem- szepnąłem.
-Wiem- mruknął.- Nogi mnie już trochę bolą- jęknął.
-Szczerze, to mnie też- przyznałem.
-Napijesz się czegoś?- zapytał, puszczając mnie.
-Iie- pokręciłem głową.
W ciszy przeszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy. Kouyou podniósł laptopa z podłogi i wyłączył go. Włączył telewizję. Przez chwilę patrzyliśmy tępo w migające obrazki jakiejś bajki.
-Nie rozumiem… Ja zrobiłem ci coś takiego, a ty od tak zapominasz o tym i udajesz, że nic się nie stało?- spojrzałem na niego.
-Nom- kiwnął głową.
-To nie logiczne! Powinieneś wrzeszczeć i rzucać we mnie czym popadnie, a nie przytulać mnie i zapraszać do siebie- popatrzyłem na niego jak na idiotę.- Przecież ludzie się tak nie zachowują!
-Więc sugerujesz, że nie jestem człowiekiem?- zapytał, teraz to on patrząc się na mnie, jak na debila.
-Dlaczego się nie wściekasz?- zapytałem cicho.
-Już mi przeszło- poprawił się na kanapie, co wyraźnie sprawiało mu ból.
-Uruha…- spojrzałem na niego wymownie.- Nie kłam…
Długo wpatrywał się we mnie, po czym przysunął się i położył mi rękę na kolanie. Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Chłopak delikatnie musną moje usta, a ja poczułem, ze wielkie rumieńce, niczym kwiaty wykwitły na moich policzkach. Brunet uśmiechnął się pod nosem i jeszcze raz mnie pocałował, tym razem trochę bardziej pewnie.
-Sam nie wiem… Nie umiem się na ciebie gniewać- powiedział, uśmiechając się lekko, choć w jego uśmiechu nadal nie było tego szczęścia.
-A wrócisz do pracy?- zapytałem z nadzieją. Przecież nie pozwolę, żeby przeze mnie nie miał pieniędzy!
-Już chyba wiem, skąd znałeś mój adres- zaśmiał się cicho.- Wrócę, wrócę- powtórzył.
Uśmiechnąłem się do niego blado i spojrzałem w jego piękne, czekoladowe tęczówki.
-Jesteś aniołem- mruknąłem mu do ucha i pocałowałem go w policzek, po czym podniosłem się.
-Już idziesz?- zapytał.
-Hai, zaraz mam korepetycje- powiedziałem i ruszyłem do drzwi.- Mata Ne***!
-Sayonara****!

*Arigato- dziękuję
**Doitashimashite- proszę (nie ma za co) (proszę podając coś- dozo)
***Mata Ne- na razie
****Sayonara- do zobaczenia/ do widzenia

CDN

0 komentarze:

Prześlij komentarz