Z rana obudziłem się kompletnie skołowany. W głowie mi
huczało, nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Po chwili zorientowałem się, że
jestem w łóżku… z kimś. Odwróciłem głowę w stronę tego kogoś. A no tak, to
Uruha. Uśmiechnąłem się do niego i wtuliłem w jego ciepły tors. Chłopak mruknął
coś, chyba przez sen, jednak nie zrozumiałem go. Nie przejmując się tym,
zaciągnąłem się jego zapachem. Trwaliśmy tak chyba z dobre dziesięć minut, aż w
końcu poczułem, jak coś głaszcze mnie po głowie. Z niechęcią ponownie otworzyłem
oczy i stwierdziłem, że owe coś to ręka Uru. Podniosłem się na łokciach i
pokonując mroczki, spojrzałem na szatyna, który nadal nie ruszając się
przyglądał się mi z uśmiechem. W jego oczach czaiły się te iskierki radości,
których od tak dawna nie widziałem. Po chwili dotarły do mnie wszystkie
wspomnienia- to było uczucie, tak jakbym zderzył się z pędzącą ciężarówką. Moje
kłamstwo, Die, plan Reity, Saga, wakacje, Tajlandia, Anglik, spotkanie z Uruhą
w drogerii- reszta była jakby zamazana. Uświadomiłem sobie, że wcale nie jest
tak pięknie, jak mi się wydawało na początku, po przebudzeniu. Nie jesteśmy w
jednym z naszych mieszkań, tuląc się do siebie w łóżku i żyjąc wręcz bajkowo-
doszły do mnie te wszystkie złe emocje, które w ostatnim czasie stały się
pasmem mojego nędznego żywota. Od razu posmutniałem i wbiłem wzrok w poduszkę.
-Pytałem, czy dobrze spałeś- powiedział Uruha,
przysuwając się do mnie i całując w policzek.
Nie odpowiedziałem. Jedynie skinąłem głową. Z trudem z
powrotem przeniosłem na niego wzrok, na jego słodki uśmiech, który był moim
sensem życia. Odwzajemniłem słabo ten gest.
-Czemu tak sposępniałeś?- zaniepokoił się i chwycił mnie
za brodę i zmuszając, abym spojrzał mu w
oczy.
-Kou-chan…- szepnąłem, a po moim policzku spłynęła
pojedyncza łza.- Przepraszam…- wyszeptałem i wręcz rzuciłem się na niego,
wtulając twarz w jego miękkie włosy.
Takashima ogłupiał, jednak odruchowo przytulił mnie.
Wbrew pozorom nie zacząłem szlochać. Było mi tak ciężko- tak głupio, jak mogłem
zrobić coś podobnego? Uruha zaczął mnie głaskać uspakajająco. Poczułem, jak
jego wilgotne, gorące usta przywarły do mojego obojczyka. Wzdłuż kręgosłupa
przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Zachłysnąłem się powietrzem i przymknąłem
powieki. Uru położył się na mnie. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę,
że jesteśmy nadzy. Co myśmy wczoraj robili? Kolacja… Dalej- czarna pustka w
mojej głowie.
-Za co przepraszasz?- zapytał, układając głowę na mojej
klatce piersiowej.
-Za to co ci zrobiłem- powiedziałem słabym głosem.
-Przecież to nie twoja wina. To ojciec cię do tego
zmusił- do tego związku. A tak w ogóle, to co się stało z tą twoją dziewczyną?
-No i właśnie tu mamy problem…- kolejna łza spłynęła po
mojej twarzy, kreśląc swoją wędrówkę srebrnym szlakiem, by zaraz zniknąć w pościeli.
Mocniej objąłem Uruhę i modliłem się, żeby, jeśli Bóg
istnieje, w tej jedynej chwili zlitował się nade mną…
[Ruki]
Reita od kilku dni był bardzo nerwowy. Wszystko go
wkurzało i nikt nie mógł z nim pogadać- nawet ja! Nie wiedziałem, co się z nim
dzieje, nie poznawałem go. Wszędzie chodził z telefonem, kurczowo ściskając go
w dłoni, jednak gdy próbowałem się do niego dodzwonić, nigdy nie odbierał.
Bolało mnie jego zachowanie.
Było już po dwudziestej czwartej, a Reita dopiero wrócił
do domu. Obawiałem się najgorszego… Siedziałem na łóżku w jego pokoju. Sam. W
ciemności. Tępo wpatrywałem się w ścianę. Rei wszedł do sypialni, w której
przebywałem i spojrzał na mnie zaskoczony.
-Co ty tu robisz?- burknął.
-Siedzę- odpowiedziałem cicho, nie przenosząc na niego
wzroku.
-To widzę. Nie rób ze mnie idioty- warknął groźnie.- Po
co tu przylazłeś?- słyszałem, jak zaczyna zgrzytać zębami.
Blondyn zapalił światło, które mnie oślepiło. Zmrużyłem
oczy, jednak nie oderwałem wzroku od ściany. Była pusta. Biała. Tak, jak ja.
Identyfikowałem się z nią. Czy oszalałem?
-Dowiem się wreszcie, po co tu przyszedłeś?- basista
spojrzał na mnie wyczekująco.
Może i zaczynałem szaleć, ale…
-Już wychodzę- powiedziałem i wstałem z łóżka.
Zacząłem kierować się w stronę wyjścia, jednak Reita
mocno złapał mnie za ramię. Skrzywiłem się z bólu.
-Odpowiedz- zażądał.
-Już nic- spojrzałem na niego pustym wzrokiem.
Czułem się tak… dziwnie… Tak lekko… pusto. Tak, jakbym
zaraz miał odlecieć, jednak jedyną rzeczą, która uniemożliwiała mi to było moje
ciało, które jak balast, przytwierdzało mnie do podłoża, po którym stąpałem.
-Jesteś irytujący!- krzyknął, wywracając oczami.- Czy
chociaż ty możesz mnie nie denerwować?! No powiedz, czy tak dużo wymagam?!
Zamachnął się i uderzył mnie. Z otwartej dłoni. Cofnąłem
się kilka kroków do tyłu i zatoczyłem się do tyłu. Ugięły się pode mną nogi.
Upadłem na podłogę, przy czym jeszcze mocno uderzyłem głową o podłogę.
-Takanori!- wrzasnął Akira, podbiegając do mnie.
Chyba chciał mnie dotknąć, ale odtrąciłem jego ręce.
Próbowałem się podnieść, ale nic to nie dało. Ponownie znalazłem się na
podłodze. Poczułem, jak zbiera mi się na wymioty- torsje. Świat lekko
zawirował, ale tym razem udało mi się dźwignąć z podłogi. Bez słowa wyszedłem z
mieszkania Suzukiego. Coś do mnie mówił, ale nic nie rozumiałem. Słyszałem
jedynie niewyraźny bełkot. Znalazłem się na ulicy. Jakiś człowiek szturchnął
mnie. Uniósł dłonie, jakby w geście zapewnienia i wybełkotał coś, następnie
odchodząc. Poszedłem dalej. Miałem wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko.
Zdawało mi się, że tylko ja stoję w miejscu, podczas gdy wszyscy inni poruszają
się z zawrotną prędkością. Ludzie przepychali się, biegnąc i poganiając się
nawzajem. Co dziwne wszyscy bełkotali… Nie rozumiałem ani jednego słowa…
Słyszałem jedynie szmer, szum, warczenie… Jakby wokół mnie znajdowały się same
psy ze wścieklizną, a nie ludzie. Przeszedłem kolejne dwieście metrów, gdy
nagle mój wzrok zaczął się stopniowo pogarszać. Wszystko stawało się
niewyraźne, jakby znajdowało się za jakąś gęstą, nieprzebytą mgłą, przez którą
nie mogłem się przebić. Znów dopadły mnie torsje. Starałem się iść przed
siebie, jednak stawało się to coraz trudniejsze. Coraz mniej widziałem, a moje
nogi zdawały się być z ołowiu. Źle się czułem… tak źle…
Na szczęście nie mieszkałem daleko i drogę znałem na
pamięć, dlatego też wolno idąc, jedną ręką dotykając muru i witryn sklepowych
dotarłem pod swój blok. W każdym razie tak mi się zdawało… Wszedłem do budynku
i skierowałem się do małego oświetlonego pokoiku, który zapewne był windą.
Znalazłem panel sterowania i odliczyłem po guzikach do ośmiu. Gdy dźwig
ponownie zatrzymał się, wysiadłem i zaczepiłem jednego z ludzi, którzy stali na
korytarzu. Zapytałem go czy znajduję się w budynku, w którym mieszkam i czy
jestem na ósmym piętrze. Postać przede mną wybełkotała coś i skinęła głową, co
przyjąłem za zgodną odpowiedź. Poprosiłem tą osobę, aby zaprowadziła mnie pod
mieszkanie numer czterdzieści dwa. Zrobiła to i zostawiła mnie pod drzwiami. Na
szczęście nigdy ich nie zamykałem, więc nie miałem większego problemu z
wejściem do środka. Po zarysach, poznałem swoje mieszkanie. Zdjąłem buty w
przedpokoju, przy czym uderzyłem nogą o kąt szafy. W tym momencie poczułem się
odrobinę lepiej. W momencie, gdy rozkoszny ból rozszedł się po moim ciele.
Rozkoszny? Czy naprawdę użyłem tego określenia?
Po omacku, trzymając się ściany przeszedłem do kuchni,
która była połączona z przedpokojem. Otwierałem każdą z szuflad, po kolei, aż w
końcu znalazłem tą, w której znajdowały się sztućce. Skaleczyłem się o coś-
uznałem, że to musi być nóż. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem coś, co w
moim mniemaniu było nożem. Usiadłem na podłodze. Od jakiegoś czasu ból łagodził
wszystkie negatywne emocje… Znów chciałem się ich pozbyć… Nie, nie byłem taki
infantylny… Nie ciąłem się, o nie- robiłem coś znacznie gorszego. Wbiłem nóż w
dłoń, aż ostrze przeszło na wylot i … zacząłem się śmiać- histerycznie śmiać.
Torsje ustały. Co prawda wzrok nie polepszył się, ale czułem się znacznie
lepiej. Położyłem się na podłodze, śmiejąc się do łez i patrząc, jak niewyraźna
plama krwi pode mną z każdą chwilą powiększa się…
[Aoi]
Uruha podniósł się i spojrzał na mnie tępo. Podniósł
jedną brew i wybuchnął śmiechem.
-I to był ten powód? Tego bałeś mi się powiedzieć?- rżał,
turlając się po łóżku.
-Nom- mruknąłem, speszony jego zachowaniem.
Szczerze, myślałem, że się zdenerwuje, że mnie uderzy i
wyjdzie, że już nigdy więcej nie będzie chciał mnie zobaczyć, a on… śmieje się?
Uru w końcu trochę się opanował i otarł łzy śmiechu (co warto podkreślić)
wierzchem dłoni. Rzucił się na mnie i przewalił mnie, przez co znów leżałem pod
nim. Kouyou pocałował mnie mocno i zaczął się o mnie ocierać.
-A..aaach… Nie jesteś zły?- wyjęczałem.
-Nie- mruknął i znów się zaśmiał.- Jesteś groteskowy-
zachichotał i dał mi buziaka w policzek.- Pamiętasz?- zapytał.
-Co?- zdziwiłem się.
-Miała być powtórka, po dzisiejszej nocy- uśmiechnął się
szeroko i obślinił trzy palce.
Rozłożyłem szerzej nogi i ułożyłem się tak, aby mógł
wygodnie usiąść na mnie okrakiem.
-No to zaczynaj- uśmiechnąłem się.
Uruha wbił jeden palec…
[Reita]
Zżerały mnie wyrzuty sumienia. Wyładowałem całą moją
złość na Rukim- a przecież on nic nie był winien! Od tygodnia czekałem na
wiadomość od Aoia, czy nasz plan się powiódł, ale to nie jest żadne
usprawiedliwienie.
Od jakiegoś czasu Taka zaczął się dziwnie zachowywać.
Godzinami siedział w ciemności i wpatrywał się w ścianę. Niepokoiło mnie to,
ale byłem na tyle samolubny i „zajęty” sprawą Yuu, że „nie miałem czasu”.
Teraz, leząc w łóżku, sam, usiłując zasnąć na wszelkie znane mi sposoby, doszła
do mnie myśl, że z nim może dziać się coś niedobrego. W dodatku uderzyłem go…
Tak bardzo czułem się winny. Nie mogąc
dłużej znieść tego uczucia, ubrałem się i wyszedłem z mieszkania, nawet go nie
zamykając. Pobiegłem w stronę, gdzie mieszkał Ruki. Po krótkiej przebieżce
byłem na miejscu. Wjechałem na ósme piętro i wszedłem do jego mieszkania. Od
razu go spostrzegłem. Siedział w kuchni. Kolana miał podkulone pod samą brodę,
palił papierosa. Dotknąłem jego kolana. Drgnął i spojrzał na mnie zaszklonymi,
nieobecnymi, zamglonymi oczami.
-Kim jesteś?- zapytał.
-To ja… Akira!- wystraszyłem się. Czy on mnie naprawdę
nie poznawał czy jedynie udawał?
- Nie rozumiem, co mówisz… Nie widzę cię- zaśmiał się i
zgasił papierosa o swoje nagie udo.
-Co ty robisz?!- wrzasnąłem i spojrzałem na oparzenie.
Miał ich znacznie więcej. Znacznie więcej niedopałków
leżało wokół niego. Śmiał się. Dopiero w tym momencie zauważyłem wielką ranę, a
właściwie dziurę w jego dłoni, na której widać było, dopiero niedawno zakrzepła
krew. Na jego łydce mieściła się podobnych rozmiarów wyrwa, z której nadal
sączyła się krew. Obok niego leżał zakrwawiony nóż kuchenny.
-Kto ci to zrobił?!- krzyknąłem przerażony.
-Co tam bełkoczesz?- zaśmiał się. Bujał się, jakby był
pijany, jednak nie śmierdziało od niego alkoholem.- Nic nie rozumiem!- zaczął
się histerycznie śmiać.
Czy on oszalał?
Na jego ciele widniało wiele ran i zadrapań. Zmartwiło
mnie to.
Wyciągnął swoją chudą rączkę w moją stronę i przejechał
opuszkiem palca po mojej twarzy, drapiąc mnie przy tym długim tipsem.
-Akira…- zaśmiał się.- Zawsze poznam cię po tej szmacie
na ryju- zachichotał i odnalazł po omacku nóż. Zaczął nim groźnie obracać,
raniąc sobie przy tym dłonie.
-Co się z tobą stało, Takanori?- zapytałem, wyrywając mu
nuż z rąk.
-Chciałem cię zapytać o to samo- zaśmiał się gorzko.
-Rozumiesz, co do ciebie mówię?!- zirytowałem się. Więc
to tylko przedstawienie?!
Znów zbliżył rękę do mojej twarzy.
-Oko, oko, nos, usta- zachichotał. Przejechał
zakrwawionym palcem po mojej dolnej wardze, po czym odepchnął mnie, tak że
usiadłem na podłodze.- Zostaw mnie. Chcę się bawić… sam- wybełkotał nieprzytomnie.
Już wiedziałem, że to nie żadne przedstawienie. Wyjąłem
telefon i zadzwoniłem na pogotowie…
[Uruha]
Aoi leżał jeszcze długo, regulując oddech.
-Jeszcze raz- jęknął.
-Yuu… Może trochę zwolnij… Piąty raz pod rząd? Jutro nie
będziesz mógł chodzić- zauważyłem.
-Nie obchodzi mnie to- rozłożył nogi i przyciągnął mnie
do siebie.- Chcę cię w sobie poczuć- mruknął odchylając głowę i przymykając
oczy.
Zacząłem całować go po szyi, jednak nie zjeżdżałem niżej.
-Nie- odpowiedziałem stanowczo.
-Proszę…- jęknął żałośnie.- Błagam… Nie odmawiaj mi tej
przyjemności…- zachłysnął się powietrzem.
-Od kiedy ty tak bardzo lubisz być uke?- zaciekawiłem
się.- Zawsze wolałeś być seme.
-Od dziś- powiedział, przytulając się do mnie.- Proszę…
-Nie- powtórzyłem i skierowałem się w stronę łazienki.-
Idę się wykąpać- oświadczyłem i zamknąłem za sobą drzwi.
***
Wyszedłem z łazienki. Aoi nadal leżał w łóżku i nadal był
nie ubrany. Ja będąc jedynie obwiązany ręcznikiem, również nie mogłem
wypowiadać się na temat ubioru, jednak…
-I co? Nie możesz się ruszyć?- zaśmiałem się.
-Boli…- syknął i spojrzał na mnie uśmiechając się.
-Boli, a się uśmiechasz?- podszedłem do niego i
pocałowałem go w czoło.
-Bo się cieszę na twój widok…- mruknął i przyciągnął
mnie, całując w usta.
-Mam coś dla ciebie- mruknąłem.
-Co?- zaciekawił się czarnowłosy.
Zadzwoniłem mu kluczami przed samym nosem.
-Do czego te klucze?- zapytał zdezorientowany.
-Do naszego nowego, wspólnego mieszkania- uśmiechnąłem
się subtelnie. – To dla ciebie- podałem mu i znów ruszyłem do łazienki, po
drodze biorące ze sobą czyste ciuchy.
-Kouyou, otwieraj!!!!- Aoi zaczął dobijać się do drzwi
łazienki.
Posłusznie spełniłem jego życzenie.
-Co się stało?- zapytałem.
-Tak, tak, tak! Po stokroć tak! Zgadzam się!!!- rzucił mi
się na szyję.
-Ale co skarbie? Na co się zgadzasz?
Yuu pokazał mi
klucze i „kółeczko”, na którym były one wszystkie zawieszone. W istocie był to
pierścionek zaręczynowy.
-A więc znalazłeś- uśmiechnąłem się.
-To było słodkie- pocałował mnie.
-To było słodkie- pocałował mnie.
Całowaliśmy się długo i namiętnie aż zabrakło nam tchu i
musieliśmy przerwać ten pocałunek.
-Ciekawe, co robi reszta zespołu, nie?- zapytał.
-Ano- kiwnąłem głową, uśmiechając się.
KONIEC
CDN
Ruki mnie przeraża, co mu się stało? o_o Mam nadzieję, że nie trafi do psychiatryka D:
OdpowiedzUsuńM.
O matko... jestem nowa na tym blogu i muszę przyznać, że jest genialny... *^*
OdpowiedzUsuńOdnośnie tego posta - Ruki tutaj tak bardzo przypomina mnie... to smutne, a zarazem intrygujące @.@""
A Aoi jakiś taki niewyżyty jest x'D
Krótko mówiąc - uwielbiam C:
Kiedy będzie next? D: Ja tu się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńBiedny Rukiś T_T Reita pomóż mu !! grrrr...
OdpowiedzUsuńSuper... Ale Rukiś co ci ?!? <3
OdpowiedzUsuńGdzie można przeczytać "Dzień, jak co dzień"?
OdpowiedzUsuńBo chyba to trzeba najpierw, zanim się weźmie za "Śmiech"?
oO to może być bardzo ciekawe...
OdpowiedzUsuń