„Liceum cz.2”
[Reita]
Niechętnie otworzyłem
oczy i przetarłem je dłonią. Sięgnąłem po telefon, który jak zawsze znajdował
się pod poduszką. Spojrzałem na wyświetlacz. Była już godzina 10:03 i żadnych
sms’ów, żadnych nieodebranych połączeń. Dziwne… W końcu była już sobota, a
chłopacy chcieli nakopać Rukiemu. Zawsze dzwonili do mnie, żebym przyszedł…
może mu odpuścili? Niemalże rozpromieniony tą myślą wstałem z łóżka, po czym
ubrałem się. Standardowo – czarne bojówki, obcisły, szary podkoszulek i
skórzana, czarna kurtka, a do tego niskie glany. W sumie byłem zadowolony z
tego, że mogłem się tak ubierać, gdyż mój styl rockmana nie odbiegał wiele od
stylu niegrzecznego chłopca z sąsiedztwa.
Wyszedłem ze swojego
pokoju i krótko przywitałem się z rodziną, komunikując, że wychodzę, nie wiem,
kiedy wrócę i kupię sobie coś w ramach śniadania. Wszedłem do windy, która
zatrzymała się piętro niżej. Do kabiny weszła babcia Rukiego. Momentalnie
zrobiło mi się głupio. Wbiłem wzrok w wypastowane czubki butów, nie mogąc
utrzymać z nią kontaktu wzrokowego.
-
Dzień dobry pani – przywitałem się.
Lubiłem tę kobietę. Była
wyrozumiała i ciepła. Czasami miałem wielką ochotę pójść do niej i jej wnuka,
ale oczywiście nie mogłem, ze względu na moich nowych przyjaciół.
-
Witaj, Akira – uśmiechnęła się ciepło. – Już dawno nie byłeś u Takanoriego –
zauważyła. – Pokłóciliście się? – widocznie jej nie powiedział… kiedyś będę
musiał mu się odwdzięczyć…
-
Nie – skłamałem… choć może i nie tak do końca. W sumie to się nie pokłóciliśmy,
tylko ja zachowałem się jak ostatni dupek, za co Ruki się na mnie obraził, co
było logicznym zachowaniem. – Dużo zadają nam w szkole i jakoś tak wyszło, że
nie miałem czasu… - wykręciłem się.
Taa… tylko żebym ja
jeszcze lekcje odrabiał…
-
To jak już go trochę znajdziesz, wpadnij. Upiekłam twoje ulubione ciasto
czekoladowe z wiśniami! – nie mogłem uwierzyć, że pomimo upływu czasu ona wciąż
pamiętała, jakie ciasto lubię. Ech, nigdy nie zapomnę tych czasów, kiedy
przychodziłem do Takanoriego i razem potrafiliśmy w jeden wieczór pochłonąć
dwie blachy ciasta… Heh…
-
Na pewno kiedyś was jeszcze odwiedzę – skłoniłem się i szybko opuściłem windę,
kiedy ta zatrzymała się na parterze. Nie lubiłem kłamać, a w szczególności
takim osobom jak pani Matsumoto. Ile razy ta kobieta usprawiedliwiała mnie
przed matką? Nigdy jej tego nie zapomnę i zawsze będę miał do niej wielki szacunek
za to, ile dla mnie zrobiła w przeszłości.
A teraz ja w ramach rekompensaty za
jej dobroć, w taki właśnie sposób odpłacałem się jej wnukowi… Cholera, czułem
się z tym naprawdę źle… Czułem się winny – bo w końcu miałem ku temu solidne powody.
Ponad to nawet we własnych oczach widziałem siebie jako skończonego dupka i
zdrajcę, także… Ech, może lepiej urwać ten wywód w tym miejscu.
Poszedłem na punkt
widokowy. Zdziwiłem się, kiedy zastałem puste schody, na których zazwyczaj przesiadywaliśmy
i spędzaliśmy wagary. Od tego miejsca do cmentarza nie było daleko. Wytężyłem
wzrok i dostrzegłem grupkę chłopaków ubranych na czarno oraz niższego
blondynka, nad którym się pastwili. Psia mać, Ruki…! Nagle zrobiło mi się
słabo… Dlaczego, do cholery jasnej, ta banda skończonych imbecylów nie
zadzwoniła do mnie, żebym wyszedł?! Zdenerwowałem się i ruszyłem biegiem w ich
stronę. Zatrzymałem się na małym skrawku zielonej trawy, gdzie niedługo mieli
zostać pochowani nowi „mieszkańcy” cmentarza, a teraz moja grupa okładała
Takanoriego.
-
Co tu się, do ciężkiej cholery, dzieje, co?! - ryknąłem.
-
O… Reita… - szepnął jakiś przerażony głosik. – Mówiłem ci Mizui, żeby do niego
zadzwonić!
-
Oj, zamknij się – syknął do przestraszonego chłopaczka, którego imienia nawet
nie znałem. – Cześć, stary – Mizui przywitał się ze mną i wyciągnął dłoń w moją
stronę, którą ja uścisnąłem. – Co się tak pieklisz, co? Zaraz ci wszystko
wyjaśnię…
Spojrzałem
na Matsumoto, który leżał na ziemi. Jeden z „czarnej grupy” kopnął go w brzuch.
-
A ty, co tu za szopki odstawiasz, kiedy ja rozmawiam?! – zganiłem go. – No
słucham, słucham Mizui, jak się wytłumaczysz? – warknąłem.
-
To nie tak jak myślisz… - próbował mnie udobruchać delikatnym tonem głosu. –
Zawsze jak coś się dzieje, to ty chronisz nam dupy, nie? No to sobie tak
wymyśliłem, że musisz być tym nadstawianiem karku strasznie zmęczony, mam
rację? – spojrzał na mnie porozumiewawczo. - Więc powiedziałem chłopakom, żeby dali ci
spokój, bo przecież co to za filozofia skopać jakąś Barbie jak on? – wskazał na
blondyna, który próbował się podnieść… z marnym skutkiem… - Nie raz, nie dwa, brałeś
udział w bójkach, więc oglądanie tego już cię tak nie rajcuje jak kiedyś. W
takim razie pomyślałem, że skoro jesteś zmęczony i nie masz nic do stracenia,
to chyba możesz sobie jeden dzień odpocząć, co? – zakończył szerokim
uśmiechem, który miałem wielką ochotę zetrzeć mu z twarzy pięścią.
Zmierzyłem
wszystkich lodowatym wzrokiem, po czym znów skupiłem się na brunecie przede mną.
-
Cholera, Mizui, czy ty myślisz, że jestem tak tępy, żeby uwierzyć w to, że się
o mnie martwisz?! – zapytałem wściekle. – Czy masz mnie za skończonego idiotę?!
A teraz – niemalże krzyknąłem – kto powie mi prawdę zanim poślę was wszystkich
do diabła?! Kto był na tyle genialny, żeby podejmować za mnie decyzje? –
rozejrzałem się. Niestety odnotowałem braki w liczbie ochotników. Wszyscy chyba
przestali oddychać, bo pobledli, a niektórzy zrobili się nawet niebieskawi. –
No kurwa, las rąk… - mruknąłem do siebie.
-
Dobra – syknął brunet i złapał mnie mocno za ramię. – Nie wiem, ile jeszcze
masz zamiar się tak wozić, ale ja mam cię już serdecznie dość! Zawsze bronisz
tego dziwoląga, jak tylko możesz, a ja mam wielką ochotę mu przywalić – warknął.
Zbliżyłem
się do chłopaka niebezpiecznie blisko i chwyciłem go za koszulkę. Nie złamał
się i dalej twardo patrzył mi w oczy. Zdziwiłem się, gdyż zazwyczaj tyle
wystarczyło, żeby przestraszyć przeciwnika, a tu proszę… nowy postrach dzielnicy
wyrósł na moich oczach! Uśmiechnąłem się krzywo, powstrzymując, aby nie
wybuchnąć mu niemalże obłąkańczym śmiechem prosto w twarz.
- A nie pomyślałeś,
debilu, że każda wasza bójka idzie na moje konto? – zapytałem przesłodzonym
głosikiem. – Że żaden belfer nie uwierzy, że mnie tutaj nie było, kiedy
Maleństwo się poskarży? Że mnie wyrzucą, cholera, ze szkoły, jak jeszcze raz
wmieszam się w takie gówno?! – mówiłem coraz głośniej i coraz mniej przyjemnie.
Odwaga szybko opuściła Mizuiego. Pod koniec darłem się tak głośno, jak tylko
mogłem. – Że nie chcę trafić do poprawczaka w innej prefekturze?! – pchnąłem
go, a chłopak zatoczył się i przewrócił na jakiś nagrobek, roztrzaskując przy
okazji kilka zniczów. – Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia? – zapytałem już
spokojnie, co wypadło bardzo drastycznie, biorąc pod uwagę, że przed chwilą
wrzeszczałem na całe gardło. Chłopacy popatrzyli po sobie.
-
No ale jak już zaczęliśmy go okładać i nie unikniesz konsekwencji, Reita, to
może dokończymy? – zaproponował Teru. Zanim jednak zdążyłem się odezwać on czy
zareagować w jakikolwiek inny sposób, on i czterech stojących koło niego
chłopaków rzuciło się na blondyna raz jeszcze.
W
tym momencie coś przemknęło między nagrobkami i odparło oprawców Rukiego. Pięciu
chłopców w mgnieniu oka znalazło się na ziemi, a ja mogłem zobaczyć, jak…
zaraz, zaraz… Co tu robi ten nowy?! Chłopak z kolczykiem w wardze ostrożnie
pomógł wstać poszkodowanemu i przełożył sobie jego rękę przez kark, a sam objął
go w pasie. Ruki kulał i nawet nie chciałem zastanawiać się, co mu się stało.
Nagle jakieś nowe, nieznane mi dotąd pokłady złości zostały we mnie uwolnione.
W tej chwili mógłbym się założyć, że wyglądałem, jak wcielenie samego diabła, gdyż
Mizui, który zdążył już pozbierać się i stanąć koło reszty, spojrzał na mnie
okrągłymi oczami. Wszyscy cofnęli się o dwa kroki w tył. Wolnym krokiem
podszedłem do bruneta i blondyna.
-
A ty to kto? Superman? – zapytałem sarkastycznie nowego, kpiąc sobie z niego i
dźgając go w mostek.
-
Nie - syknął i wyswobodził się z objąć Takanoriego, uprzednio upewniając się,
że chłopak utrzyma się o własnych siłach na nogach. – Ale mogę się w niego
pobawić – zmrużył groźnie oczy i popchnął mnie.
Za
moimi plecami rozeszło się głośne: „UUU!”, niestety z uznaniem dla mojego
przeciwnika. Odwróciłem się, chcąc zobaczyć, kto wydał z siebie ten odgłos. Zorientowałem
się, że zza siatki ogradzającej teren cmentarza całemu zajściu przypatrywała się
grupka szkolnych „cele brytów”. Wypatrzyłem wśród nich Uruhę, który spojrzał na
mnie ze strachem w oczach. Jego wyraz twarzy obrazował rozczarowanie moją
postawą. Nie wiedziałem, jak długo tutaj stali, ale byłem pewien, że nie było
ich w chwili, kiedy przybiegłem; z tej racji wnioskowałem, że Takashima musiał
uznać, że to ja pobiłem Matsumoto. Nie domyślał się, że nie maczałem w tym
palców i, jak zwykle z resztą, próbowałem ratować go od kłopotów, jednak tym
razem nie udało mi się to. Zrobiło mi się głupio, kolejny już raz tego dnia,
kiedy mocny cios w szczękę otrzeźwił mnie, wyrywając z wiru myśli. Że też
zebrało mi się niemalże na wywody filozoficzne w chwili, kiedy stałem na wprost
chłopaka, który bynajmniej nie przyszedł tutaj, aby porozmawiać ze mną o pogodzie
ani umówić się na herbatę… Czasami sam byłem rozczarowany moim zanikającym
procesem myślenia i instynktem samozachowawczym…
Zachwiałem się,
jednak nie upadłem. Nowy wykorzystał moment, kiedy odwróciłem się i uderzył
mnie. Teraz byłem już rozwścieczony do granic możliwości. Rzuciłem się na bruneta i przewaliłem go. Usiadłem na nim
okrakiem i zacząłem go okładać. Znowu rozległo się to: „UUU!”, tylko tym razem
z większą dozą strachu i niesmaku. Na całe moje nieszczęście ciemnowłosy nie
miał zamiaru poddawać się i złapał jedną z moich pięści, kiedy chciałem uderzyć
go w twarz i unieruchomił moją rękę w łokciu, po czym przewalił mnie.
Zaczęliśmy się turlać. Urządziliśmy sobie takie odpowiedniki zapasów, można by
powiedzieć. W końcu jakoś udało mi się wyprowadzić cios z kolana w jego brzuch.
Chłopak skulił się z bólu, co ja wykorzystałem i złapałem go za kark, rzucając nim
w kierunku nagrobków. Chłopak uderzył plecami o grafitową płytę, czemu
towarzyszył głuchy dźwięk. W tym momencie trzecie „UUU!” dobiegło moich uszu.
Podszedłem do wijącego się z bólu nowego i uśmiechnąłem się krzywo. Nie dość,
że przystawiał się do Rukiego, to jeszcze miał zamiar zająć moje miejsce w
szkolnej yakuzie? Niedoczekanie! Nachyliłem się nad nim i szarpnąłem za włosy,
chcąc pokazać, kto wygrał, kiedy ten nagle kopnął mnie w twarz, a dokładniej w
nos. Cały zalałem się krwią i chyba bardziej z szoku niż od siły ciosu, zachwiałem
się, a następnie usiadłem na rozmokniętej ziemi.
-
Yuu, przestań! – usłyszałem płaczliwy głos Matsumoto.
Ciemnowłosy
spojrzał na mnie z pogardą, splunął śliną pomieszaną z krwią pod moje nogi i
wrócił do blondyna. Ponownie go objął i odszedł z nim w przeciwną stronę do
tej, gdzie stała moja grupa, tym samym kierując się do odległego, zachodniego
wyjścia cmentarza. Wszyscy milczeli i nie wiedzieli, jak się zachować.
Wszystkie pary oczu skupiły się na mnie.
-
Na co się tak gapicie?! – burknąłem, podnosząc się z ziemi.
Bogacze
zza siatki szybko się zmyli, słysząc mój nadal groźny ton. Mizui szybko
podbiegł do mnie i podał mi zorganizowaną w magicznych okolicznościach
chusteczkę. Niedbale wytarłem twarz z krwi i syknąłem, kiedy nawet delikatnie
dotknąłem nosa.
-
Reita? – zapytał cicho skruszony chłopak.
-
Co?- warknąłem.
-
Przepraszam… - spuścił głowę.
-
Ty mnie nie przepraszaj, tylko zawieź do przychodni… -
westchnąłem.
[Uruha]
Byłem pod wrażeniem
tego, co zrobił ten nowy. Naprawdę trzeba mieć dużo odwagi albo nieźle narąbane
w głowie, żeby postawić się Reicie. Nie powiem, zaciekawiła mnie jego postawa,
a zwłaszcza to, że wstawił się za Rukim, którego nikt w szkole nie lubił.
Widocznie nie obchodziło go to, co mówią o nim inni; a to bardzo dobra cecha!… której
niestety ja nie posiadałem…
Mimo wszystko
rozpromieniłem się myślą, że w końcu może ktoś ochroni biednego Matsumoto. Kto
wie, może nawet coś do niego poczuje? Hm… Fajnie by było, gdyby Taka w końcu
nie był sam. Zawsze był samotnikiem, zachowywał dystans i nie pozwalał zbytnio
zbliżać się ludziom do siebie – jedynym wyjątkiem byłem ja, Reita i Kai, jednak…
cóż… każdy z nas wybrał swoją własną drogę…
Pod
jakimś błahym pretekstem wykręciłem i odłączyłem się od swojej grupy. Widziałem,
jak nowy wchodził do bloku Rukiego. Postanowiłem poczekać na niego i zagadać,
kiedy będzie już wychodził. Na całe moje nieszczęście ich spotkanie trwało
długo i brunet wyszedł dopiero wczesnym wieczorem. Do tego czasu kręciłem się w
okolicach domu blondyna. Dopadłem ciemnowłosego na przystanku autobusowym.
-
Cześć – przywitałem się dość nieśmiało.
-
Eee… Cześć, Uruha, tak? – zapytał.
-
Tak – przytaknąłem niezbyt zaskoczony faktem, iż mnie zna. W końcu wszyscy w
szkole mnie znali. – A ty jak się nazywasz?
-
Shiroyama Yuu, ale nie obraziłbym się, gdybyś mówił mi Aoi – odpowiedział i
wyjął z tylniej kieszeni spodni papierosy, po czym odpalił jednego. – Palisz?
-
Jako „celebryta” nie – zaśmiałem się nerwowo.
-
Ale jako rockman, to już inna sprawa? – zapytał, uśmiechając się lekko i częstując
mnie używką.
-
Skąd wiesz?! – niemalże krzyknąłem. – Ruki ci powiedział? – po chwili
uświadomiłem sobie, że to przecież całkiem możliwe.
-
Zgadza się – przytaknął, zaciągając się dymem. – Więc, czym zawdzięczam sobie
tę zaszczytną rozmowę? – zapytał z lekką kpiną.
-
No więc… nie przyszedłem do ciebie, jako ten popularny, rozpuszczony dzieciak,
tylko normalny chłopak z sąsiedztwa – zacząłem.
-
Z bogatego sąsiedztwa – zachichotał, a sarkazm opływał każdą jego wypowiedź.
Zmroziłem go wzrokiem.
-
Słuchaj, chciałem ci powiedzieć, że nieźle sobie poradziłeś z Reitą i dobrze
byłoby gdybyś przez jakiś czas zadawał się z Rukim. Dzięki temu może w końcu
przestaliby go dręczyć… - zakończyłem trochę za szybko, przez co było słychać, iż
denerwowałem się. Kurde, naprawdę chciałem żeby coś wyszło między nim a Rukim…
Yuu
spojrzał na mnie, a jego oczy rozbłysły jakoś bardziej pogodnie. Podszedł do
mnie i oparł się o przezroczystą, plastikową ścianę przystanku autobusowego.
-
Będę się zadawał, z kim mi się będzie podobać – mruknął niby beznamiętnie, choć
na jego usta wpłynął delikatny uśmieszek. – Choć wydaje mi się, że mimo tego,
iż to właśnie Ruki ma opinię „dziwaka”, to właśnie on jest właśnie
najnormalniejszy w tej szkole – rzucił niedopałek na chodnik i przydepnął go
nogą.
-
Możliwe… – dopiero po chwili zorientowałem się, że powiedziałem to na głos. –
Eee… Znaczy… Chodziło mi o to, że…
-
Nadal go lubisz, prawda? – przerwał mi.
-
Możliwe… - powtórzyłem i poczułem, jak policzki zaczęły mnie piec, kiedy chłopak
był już naprawdę bardzo blisko mnie. Dzieliło nas jakieś niespełna dziesięć
centymetrów wolnej przestrzeni.
Shiroyama
już otwierał usta, by coś powiedzieć, a właściwie szepnąć mi na ucho, gdyż
nachylił się nade mną, jednak w tym właśnie momencie przyjechał autobus. Brunet
spojrzał na mnie z uśmieszkiem i położył mi rękę na ramieniu, po czym wyminął
mnie i wszedł do pojazdu komunikacji miejskiej.
-
Do zobaczenia w szkole – rzucił przez ramię, odwracając się w moją stronę.
-
Yuu, czekaj, podwiozę cię do domu. Mam niedaleko samochód…
Drzwi
autobusu zasunęły się, a chłopak machnął mi jeszcze przez szybę ręką, po czym
odjechał. Ja natomiast jeszcze przez dłuższą chwilę stałem w miejscu z
otwartymi ustami. W jednej chwili przestało mi zależeć na tym, żeby Aoi zakochał się w Rukim… poprawka,
byłem w stanie zrobić wszystko, żeby do tego nie doszło…
Łiiii ^^ nowa część <3
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania!
>HA! tak a propos "Modelki" dobrze myślałam...<
Spodobało mi się, że Yuu wstawił się za Ruksem. To było... odważne. A Reiciak chyba zaczyna tracić autorytet? ^^"
Cóż, spodobało mi się, że napisałaś coś z perspektywy Uru. To było takie słodkie...
"I nagle przestało mi zależeć żeby Aoi zakochał się w Ruki… poprawka, byłem w stanie zrobić wszystko żeby do tego nie doszło…" podbiło moje serce.
Genialnie piszesz. Bądź mym guru *Q*
Weny życzę ^^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHe he he ... ciekawe czemu przestało mu tak na tym zależeć xD Opowiadanie...a co ja mam nowego do napisania.. jak zwykle genialne. Nic dodać nic ująć ^^ Wiesz, że cię kocham i tak dalej... no to jeszcze dodam, że jak znajdziecie w jakiejś rzece jakieś ciało to zapewne moje bo właśnie idę się rzucić z mostu TT Dlaczego ja tak nie umiem pisać?! Oh God Why?!!??!?
OdpowiedzUsuńCzekam na następne notki ;)
tu pisze.. a tu nowa część xD
OdpowiedzUsuńprzeczytałabym wcześniej ale czytałam mange xDDD
PODOBA MI SIĘ! chce jeszcze xDDDDDDDDDDDD
i nie mam weny na komenta (mama się drze na mnie a jak wróce to zapomne co bylo o.O)
Kurczę, dopiero teraz nadganiam (a miałam pisać swoje! ><). Strasznie mi się podobało i chyba dzięki Tobie znalazłam w końcu swoją wenę, którą musiałam zamknąć w klatce, ponieważ ona mnie nienawidzi. ;_;
OdpowiedzUsuńTak więc czekam niecierpliwie na ciąg dalszy! Robi się coraz ciekawiej. *ω*
Weny życzę! x3
Świetne. I więcej słów - nie trzeba.
OdpowiedzUsuńBardzo mi ie podobało i czekam na więcej.
Weny, weny i weny.
no i to mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńReita zazdrosny o maluszka XD idealnie
no i Uru zauroczony Aosiem
jeszcze tylko Kaiowi trzeba coś y kogoś przygruchać...
Lalalulu;)
Ja chcę więcej ^^
OdpowiedzUsuńZaczyna się robić coraz ciekawiej :P
Już nie mogę się doczekać na nexta :P
tak ma być, Aoiha XD
OdpowiedzUsuń"I nagle przestało mi zależeć żeby Aoi zakochał się w Ruki… poprawka, byłem w stanie zrobić wszystko żeby do tego nie doszło…" piękneee cudo pisz kolejną część *.*
Ostatnie zdanie - brak słów *q* . zaczyna się robić ciekawie XD oj Reita zazdrosny, ale mu się dostało ^.^ Uruś się nam tutaj chyba zauroczył Aosiem słoodko XD
OdpowiedzUsuńReita w swoim prawdziwym żywiole... xD Ale nad słodkim Rukim się na pewno zlituje i może zostanie jeszcze jego prywatnym ochroniarzem. *_*
OdpowiedzUsuńA Aoi niech tak nie ucieka od Uru, tylko niech się nim porządnie zajmie :3
To było cudowne i czekam niecierpliwie na next part of this. ;)
zacny rozdział, nie powiem. Najlepsza końcówka :3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ^^
Miku
Jak można znęcać się nad Ru? Przecież wystarczy na niego spojrzeć a już cukier szeleści w zębach. XD
OdpowiedzUsuńPiękne opowiadanie, czekam na następną część.
TO JEST GE.NIAL.NE~
OdpowiedzUsuńJej, biedny Ruks ;_; Aoi SuperHero, yay.
Aoiha. Taktaktak <3
Chcę nexta! ♥
Świetne ^^ Już się nie mogę następnej części doczekać :D
OdpowiedzUsuńA tak btw. to mam pytanko co do ankiety ... a można wszystko naraz ? :3
OdpowiedzUsuńNie, bo nie nadążę z pisaniem! Zresztą teraz jeszcze ta szkoła...
UsuńWybieraj to, czego kontynuacji nie możesz doczekać się najbardziej, choć bardzo mi miło, że wszystko ci się podoba :) :*
Kita... stawiasz mnie przed bardzo trudnym wyborem >.< a finał tego taki, ze nie umiem wybrać! Hmm ... coś się pokombinuje, ale wiedz, że i tak czekam na wszystkie z niecierpliwością ♥ ^^
UsuńWOW!!!!!! zajebiste kurwa zajebiste chce więcij kurwa więcej!!!
OdpowiedzUsuńPS.Sory za slowa ale ja tak zawsze.
Tylko na to czekałam. Na koejną część! To jest wspaniałe, geniane, niesamowite! Um... dwa paringi, lubię takie "zbiorowe". Jak już napisłam w 1 części, to opowiadanie kojarzy mi sie z serią "Szkolne Czasy", jakby kontynuacja ale zmieniona. Czekam na część 3
OdpowiedzUsuń~Kayl
nosz kurcze no, szczerzę się jak głupia przez ostatni akapit i nie mogę przestać :), ale się będzie działo pomiędzy uruhą, a aoi'em! no dobra teraz trochę poważniej, ale tak tylko troszkę ;), co sobie reita myśli! idiota z niego! nie może po prostu przeprosić, czy może aż tak bardzo ceni sobie reputację? ale chcę i myślę, że i tak skończy się happy endem :)
OdpowiedzUsuńUhuhuh ^^ Reita taki skurwiel?! Mógł obronić Maleństwo, noo <33
OdpowiedzUsuńWgl. to trzeba ich wszystkich opierdzielić xDD Żadne kurde grupki, tylko znowu się przyjaźnić mają!
No i nie mogę doczekać się Aoihy, po ostatnich słowach mordka mi się sama w uśmiech wykrzywia (^.^)
Buźka ; **