Odcinek: 1/?
Paring: Gara x Tetsu (Merry) [jeśli komuś nie pasuje to po prostu w miejscu "Gara" lub "Tetsu" możecie czytać sobie "Aoi" albo "Uruha" czy tam jak kto chce...]
Beta: Hoshii
Typ: dłuższe
Gatunek: ?
A teraz kilka słów wyjaśnień - o The Gazette piszę już bardzo długo (już wkrótce będzie rok od mojego pierwszego opowiadania z nimi), a w tym czasie napisałam jedynie 2 shoty z innymi postaciami... Wybacznie, ale trochę mi się oni już "przejedli". Oczywiście dalej będę kontynuować wszystkie serie z gazeciakami, ale kiedy indziej. Teraz zrobiłam sobie taką odskocznię z Merry. Nie słucham tego zespołu, ale bardzo podobają mi się postacie, które tutaj uwzględniałam (Gara -> wokalisa, Tetsu -> basista) Jak już wyżej wymieniłam, jak ktoś chce czytać tylko i wyłącznie o Gazetto to proszę bardzo, ale ja muszę "odpocząć". Jeżeli ktoś przełamie się i pozwoli sobie poznać nowe paringi oraz postacie i przeczyta to - wielkie arigato! W dodatku jak już wyżej napisałam, możecie sobie czytać jak chcecie - Gara -> Uruha czy tam Aoi, Tetsu -> Ruki czy tam Reita... nie ważne, tak jak wam się podoba. Nie przeciągając:
-
Gara! – krzyknąłem za wokalistą i pobiegłem w jego stronę przez długi, teraz
ciemny korytarz studia.
-
Słucham cię, mój beznadziejny basisto, czego chcesz? – odezwał się jak zwykle
szorstko i nieprzyjemnie.
-
Dobra… Wiem, że zawaliłem ostatni koncert… i dzisiejszą próbę też, ale…
-
Nie, Tetsu – przerwał mi w pół słowa. – Nie ma żadnego „ale”… i nigdy takowego
nie było. Wiem, co chcesz powiedzieć, więc daruj sobie… - powiedział jak zawsze
spokojnie i… po prostu odszedł, zostawiając mnie w ciemności.
Gara nigdy
się nie zmieniał. Zawsze był tym samym chudym, chłodnym i „obcym” chłopakiem. Zimne
spojrzenia, jakie potrafił nieraz posłać człowiekowi, mroziły krew w żyłach. Kiedy
robił którąś ze swoich wystudiowanych min, zawsze te same mięśnie leciutko
drgały i rozciągały się w pobłażliwym uśmieszku, nonszalanckim uniesieniu
jednej brwi lub, jak to zwykłem określać, „marmurowej twarzy”, czyli jego najpopularniejszym
grymasie. Czasami miałem wrażenie, że zmienia minę tylko dlatego, żeby pokazać,
że nadal umie to robić. Zawsze robił to tak sztucznie i nienaturalnie… choć
zdawało się, że tylko ja to zauważam.
Mimo,
że znałem go najlepiej ze wszystkich, traktował mnie bardzo ozięble. Wiedziałem
o nim więcej, niż jego matka i „przyjaciel” Die razem wzięci, jednak tylko
czerwonowłosy miał do niego dostęp. Daisuke był jedynym człowiekiem, którego
Gara do siebie dopuszczał. Szkoda… chociaż z drugiej strony, może właśnie
dlatego zacząłem interesować się wokalistą z mojego zespołu?
Uśmiechnąłem
się sam do siebie i ruszyłem samotnie w stronę wyjścia. Na klamce jak zawsze
wisiały klucze, między którymi uwięziony był papieros. Na używce widniały
pochyłe, napisanie w pośpiechu znaki „Nie zapomnij zamknąć”. Pokręciłem głową i
poszerzyłem uśmiech, wsuwając papierosa między wargi i odpalając go. Doprawdy…
Kto by pomyślał?
Wszystko
zaczęło się wiele lat wstecz. Gdzieś w epoce dinozaurów, kiedy uczęszczałem do
Tokijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pierwszy raz byłem w stolicy, która wydała
mi się istną dżunglą w porównaniu do mojej malutkiej prefektury. Byłem
przerażony rozmiarami miasta, ilością nauki, zajęć i brakiem czasu, jednak
jedyną rzeczą, która mnie tutaj zatrzymała, to piękno. Tak, Tokio jest piękne –
ktoś mógłby zapytać, gdzie odnalazłem je w takiej betonowej metropolii? Otóż
już wyjaśniam; w parku. Dokładniej w parku mieszczącym się dwie ulice dalej od
mojego akademika. Uwielbiałem tam przychodzić i rysować, a tamtego dnia
poszedłem wypróbować nową lustrzankę, którą dostałem na urodziny od rodziców.
Zdjęcia wychodziły wspaniale, ale trochę znudziła mi się już przyroda, z racji
tego, że po dziesięciu godzinach rysowania, malowania, podziwiania i uczenia
się, odnajdowania w niej inspiracji, jednak chciałem zająć się czymś innym.
Usiadłem na brzegu sztucznego stawu i rozejrzałem wokół. Otaczały mnie
rozłożyste drzewa, ich soczysta zieleń i płatki kwiatów wiśni, które wiatr strącał
z gałęzi. Kilku studentów siedziało na ławeczce i czytało jakieś opasłe tomy
ksiąg, które zostawiały jedynie znikome ślady wiedzy w ich głowach; ptaszki
śpiewały, a dzieci starały się je przekrzyczeć, drąc mordy w niebogłosy – nic
ciekawego, można by powiedzieć. No i racja, gdyby pominąć jeden, mały szczegół.
Przeczesałem dłonią włosy i spojrzałem w stronę małej, zaniedbanej altanki
stojącej przy prawie trzymetrowym żywopłocie. W dogorywającym, drewnianym
trupie siedział samotnie jakiś chłopak. Był nieprzeciętnie chudy i miał jasną
cerę oraz ciemne włosy. Na nosie figurowały okulary przeciwsłoneczne, a w
kąciku ust zapalony papieros. Zaciekawiła mnie jego postać, więc zwróciłem
obiektyw w jego stronę, szczególnie, że półleżał we wspaniałej pozie, zupełnie
jakby tylko czekał aż zacznę go fotografować. Chłopak opierał się plecami o
ścianę altanki, siedząc na ziemi z jedną ugiętą w kolanie nogą, na której
ułożył łokieć. Drugą ręką, co chwilę sięgał po fajkę i to wyjmował, to wkładał
ją z powrotem do ust, wypuszczając siwy obłok dymu. Wstałem i zbliżyłem się do
niego, stając tuż przy wejściu do altany, jednocześnie będąc zasłoniętym przez
dziki bluszcz, który obrósł całą konstrukcję. Zrobiłem mu kilkanaście zdjęć w
różnych ujęciach, z fleszem i bez, w kolorze i sepii. Wszystkie fotografie
wykonywałem stojąc, więc wyszły „z góry”. Przykucnąłem, aby zrobić kilka zdjęć
na poziomie jego twarzy, kiedy nagle rozległo się kilkukrotne piknięcie.
Chłopak wyjął z kieszeni telefon i spojrzał na wyświetlacz, po czym przeniósł
wzrok na mnie.
-
Sorry, ale muszę już iść. Ile płacę za tę prywatną sesję? – zapytał wręcz
wrednie, a jego głos przesiąknięty był ironią i kpiną.
Taak,
tak to właśnie się zaczęło. Uśmiechnąłem się sam do siebie, przekręcając klucz
w zamku. Kiedy tylko wyszedłem ze studia, moje rozgrzane i roznegliżowane ciało
spotkało się z lodowatym podmuchem wiatru. Zakląłem siarczyście pod nosem i
ruszyłem w stronę jedynego samochodu, który nadal stał na parkingu. Było już
ciemno. Podejrzewałem, że zbliżała się godzina dwudziesta druga, choć może było
nieco wcześniej; nie umiem sprecyzować. Wsiadłem do auta i włączyłem silnik,
przez chwilę zastanawiając się, czy powinienem wracać do siebie, czy też może
jechać do Gary? Po chwili uświadomiłem sobie, że… nie wiem, gdzie on mieszka… W
tym momencie rozdzwoniła się moja komórka. Chwyciłem brzęczące urządzenie,
które leżało na fotelu pasażera i odebrałem.
-
Spieprzyłeś – usłyszałem zawistny głos, zaraz po tym jak nacisnąłem zielony
klawisz. Nawet nie musiałem zastanawiać się, któż był jego właścicielem –
przepalony i przesączony dymem tytoniowym głos Die’a poznałbym nawet na sądzie
ostatecznym.
- Nie
spieprzyłem – zaprzeczyłem.
-
Właśnie, że spieprzyłeś. Spieprzyłeś całą waszą znajomość. Spieprzyłeś już na
samym początku i dobrze o tym wiesz. Kurwa, Tetsu, czy ty choć raz w życiu możesz
zrobić coś właściwie?
-
Nie, Die, ja robię wszystko poprawnie, tylko ty próbujesz zrzucić na mnie swoje
kompleksy – prychnąłem.
-
Zabawny jesteś – zaśmiał się gorzko. – Powiedz mi lepiej, gdzie jest Makoto –
nie odpowiedziałem, zastanawiając się, o co może mu też chodzić. – Makoto Asada
– dodał, a ja nadal uporczywie milczałem jak zaklęty. – No Gara! Kurwa, Tetsu
weź włącz myślenie! – huknął.
- Aa…
Gara… - mruknąłem mało inteligentnie. – Nie wiem. Zbył mnie i wyszedł,
zostawiając klucze do studia przy drzwiach…
- No
nie mów… - załamał się.
- Co?
– ściągnąłem brwi w niezrozumieniu.
- No
nie mów, że znów pozwoliłem mu odejść… - jęknął żałośnie.
- A
co? Miałem go zatrzymać dewiacją piechoty i oddziałem czołgów pancernych? –
odruchowo przewróciłem oczyma, mimo że mój rozmówca nie mógł tego zobaczyć.
- Czy
ty jesteś taki tępy, czy tylko udajesz? – fuknął. – Przez to, że pozwalasz mu
odejść, tracisz go! – krzyknął. – Słuchaj… Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz
mnie, ale pogódź się z faktem, że nie pozjadałeś wszystkich rozumów tego świata
i to ja jestem przyjacielem Gary. Szczerze, to z chęcią zadbałbym, żebyś już
nigdy więcej go nie zobaczył, ale on chce czegoś zupełnie odwrotnego.
Rozumiesz? – nie czekając na moją odpowiedź od razu kontynuował. – A więc bierz
się do roboty i nie pozwalaj mu odchodzić! – rozłączył się.
Spojrzałem
na telefon z pogardą, zupełnie jakbym patrzył w twarz czerwonowłosego i
prychnąłem. Wcale nie pozjadałem wszystkich rozumów tego świata, co nie zmienia
faktu, że znam Garę lepiej niż ktokolwiek inny. Może i nie wiem gdzie mieszka,
ani jak się naprawdę nazywa, ale znam każdy centymetr kwadratowy jego ciała i
znam wszystkie jego zachowania, grymasy i humorki. Wiem o nim na tyle dużo,
żeby przewidzieć, że jutro będzie zachowywał się tak jak zawsze i zapomni o tej
przepaści, która powstała między nami od ostatniego koncertu.
-Gara?
– zapytałem dość zmieszany.
- Hm?
– mruknął zaspany wokalista, przekręcając się w moją stronę
- Mam
do ciebie pewne bardzo osobliwe pytanie…
- To
znaczy?
-
Czemu nie zmieniasz wyrazu twarzy? Za dużo jadu kiełbasianego wstrzyknęli ci
razem z botoksem i nie możesz poruszać mięśniami twarzy?
-
Tetsu… - westchnął cierpiętniczo i posłał mi lodowate spojrzenie.
- No
co? Po prostu chcę wiedzieć… -
wzruszyłem ramionami.
- Czy
ty zawsze musisz zadawać takie głupie pytania, kiedy nawet nie mamy kaca, tylko
nadal jesteśmy pijani, cztery godziny po koncercie, dwie po naszym ostrym
seksie i o czwartej nad ranem? – wybełkotał, wtulając się w moje ramię. – Nie
miałem nigdy wstrzykiwanego botoksu…
-
Pewnie… - wywróciłem oczyma i przytuliłem go do siebie, oplatając rękami w
pasie.
Zaśmiałem
się na głos, na to wspomnienie, jednak uśmiech zaraz spełzł mi z twarzy, kiedy
przypomniałem sobie, co było potem. Ale cóż…
„Oj
Gara, Gara, dobrze wiesz, że nie ze mną te numery. Jesteś wybredny i gdybyś
mnie nie chciał, to nie zaciągnąłbyś mnie do łóżka. – pomyślałem, ściągając
buty w przedpokoju własnego mieszkania. – Mam nadzieję, że długo nie masz
zamiaru udawać obrażonego księcia…”
Westchnąłem
i wszedłem do kuchni. Odruchowo sięgnąłem po telefon, aby zadzwonić do
wokalisty i zapytać się, co mam dzisiaj zjeść na kolację, ale tym razem
zaniechałem tego. W tym momencie zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem od niego
uzależniony – zaczynając od tego, że dzwonię do niego z zapytaniem, co mam
zjeść; kończąc na tym, że używam tego samego żelu pod prysznic, co on.
Ostrożnie i bardzo powoli odłożyłem telefon na blat kuchenny, po czym oparłem
się o niego rękoma, biorąc głębszy oddech. Może Die miał rację… Może
spieprzyłem? „Spieprzyłem naszą znajomość, Gara?” – zapytałem siebie w myślach,
ściągając brwi i analizując wszystkie lata naszej znajomości. Może wcale nie
wiem o nim tak wiele, jak mi się wydaje? Może nie znam go aż tak? Może właśnie
to on ma mnie w garści, a nie ja jego? Może to ja powinienem wracać do niego z
podkulonym ogonem, a nie on do mnie? Może…
Bardzo mi się podobało, mimo że nie znam tego zespołu. Czekam na rozdział kolejny^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jak miło przeczytać coś z Merry... szkoda, że tak mało jest z nimi ff, co trochę dziwi zważywszy na to, że Gara to dość fanserwisowy facet :D Jeśli czujesz, że musisz odpocząć od gazeciaków to cię rozumie... czasem co za dużo to niezdrowo~~
OdpowiedzUsuńOgólnie to opowiadanie bardzo mi się podoba. W pewnym momencie przypominał mi inny ff z tą parą, ale tak jak każde opowiadanie, ma swój specyficzny urok. Bardzo podobało mi się pytanie o botoks :D to było takie w stylu Merry (ogólnie to zespół jest... specyficzny XD )~~
No to czekam na kolejny rozdział z nimi :D
>kiwa głową< Podobało mi się ^^
OdpowiedzUsuńNie znam tego zespołu, ale czytając, czułam się, jakbym znała i Garę i Tetsu.
Ech... kocham jak piszesz, więc nie robi mi różnicy o czym piszesz. Dla mnie możesz pisać o jajecznicy- i ta będzie to świetne ^^.
Cóż, czekam na kolejne rozdziały ^^
Pozdrawiam i weny życzę ;3
Ciekawe , nie powiem , podstawiłam Rukiego i Reite :) Pozdrawiam , czytelniczka stała , rzadko komentująca :)
OdpowiedzUsuńCo racja to racja - trzeba czasem odejść od rutyny (tu:pisania o gazeciakach) i odpocząć przy czymś nowym. Zapowiada się jak zawsze ciekawie, oczywiście kontynuacji starych serii też chcę, ale trochę nowości nie zaszkodzi. Bardzo obiecująca seria z nie aż tak znanym zespołem, za co wielki plus ode mnie (z resztą jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńObyś miała dużo weny i czasu...
Merry.. może ich dużo nie słucham, ale interesująca jest scena początków znajomości. Gara na razie pokazał charakterek, a Tetsu niech się lepiej postara :).
OdpowiedzUsuńLM
Zespołu nie znam kompletnie, ale posłucham . Ciesz się bo dzięki tobie xD Ty serio chcesz żebym ja ci tu spamowała "zajebistośćzajebistośćzajebistośćzajebistość........." ? Jak tak to spoko, mogę spamić ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część :D
dziwna jestem... mówie... "NIE PRZECZYTAM" ale oczywiście, że przeczytałam... i chce jeszcze??? CHCE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! xD
OdpowiedzUsuńno... nienzam panów ale no koFFam cię więc no... dla ciebie!
Oczy mnie bolą, ale to nic, idę czytać dalej. I padło na to. ♥
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc słyszałam kiedyś coś o tym zespole, ale nie słyszałam jeszcze żadnej ich piosenki. Oo Zaraz to się jednak zmieni. ^^
Mimo, że nie ma paringu z tG, to podoba mi się strasznie. W końcu ile można czytać (albo pisać) z nimi fick'ów? I czekam na drugą część. Mam nadzieję, że w końcu się pojawi, skoro tą publikowałaś we wrześniu.
I oczywiście dużo weny i czasu na pisanie życzę! =^o^=