Smiech cz.4

I | II | III |



Przez kilka kolejnych dni próbowałem się do niego zbliżyć podczas przerw na posiłek, jednak lekarz, który uprzednio pozwał mnie do sądu, zakazał mi się z nim spotykać, gdyż, jak to określił, dewastuje go moralnie i przeze mnie może mu się jedynie pogorszyć. Ten mężczyzna nie był do mnie przyjaźnie nastawiony, co objawiał nawet w prywatnych sesjach, które u niego miałem zawsze we wtorki. Leżąc na kozetce u niego w gabinecie, miałem wrażenie, że tak naprawdę to on próbuje mi wmówić, że jestem psychiczny. Czułem się z tym dziwnie- przecież to nie jakiś pieprzony film! Lekarz powinien mnie leczyć i chcieć dla mnie, jak najlepiej, a nie wmawiać mi chorobę i wzmacniać moje poczucie winy- już wystarczająco byłem przybity. Przez kolejne cztery dni od kąt mało nie zabiłem swojego współlokatora i zbliżyłem się do Rukiego, chłopakowi się pogorszyło. Dostawał dziwnych skurczy mięśni szkieletowych, nad którymi nie panował, przez co często się przewracał i wszystko leciało mu z rąk. Z tego powodu znów wrócił na wózek inwalidzki i większość czynności wykonywała za niego pielęgniarka, lub przynajmniej pomagała mu w znaczącym stopniu. Na pewnym spotkaniu ze złym lekarzem, jak go zwykłem określać, chciałem mu powiedzieć, że to moja obecność sprawiała, że czuł się lepiej- on mnie potrzebował i zakazując mi spotykać się z nim, szkodzi Rukiemu, jednak jak zwykle zły lekarz mnie nie słuchał i dalej głosił swoje kazanie, którego ja nawet nie raczyłem wysłuchać. Przestałem po słowach: „Panie Suzuki…”. Oczywiście nie zważałbym na jego zakaz, gdyby nie to, że cały personel medyczny uważnie mnie obserwował i sprawdzał, co chwila czy zbytnio nie zbliżyłem się do blondyna.  Oprócz skurczy mięśni Takanori miewał jakby zaniki w pamięci. Na przykład opowiadał jakąś historię aż nagle przerywał i milczał. Rozglądał się dookoła i pytał, gdzie się znajduje, gdyż nic nie pamięta.
Na szczęście przenieśli go z izolatki do normalnego pokoju. Dzielił go z jakąś nastolatką, która pochodziła z patologicznej rodziny. Była ona na tyle miła, że udzieliła mi informacji o tym, że Ruki wołał mnie przez sen. Często budził się w nocy z krzykiem, cały spocony i przerażony- miał koszmary o tym, jak zostajemy brutalnie rozdzieleni- podobno opowiadał jej o tym. Mówiła też o tym, że Taka jest bardzo nieufny w stosunku do lekarzy, więcej mówił swojej współlokatorce niż lekarzom- wspomniała, że często ich okłamuje.
Leżałem na swoim łóżku i patrzyłem się tępo w sufit. Spojrzałem na cyfrowy zegarek, stojący na szafce obok łóżka. 01;23. Pięknie- nie mogłem zasnąć. Cały czas zastanawiałem się, jak mogłem się do niego zbliżyć. No przecież nie wywołam pożaru! A może… Wróć! Stop, Reita, spokojnie… Musisz wymyślić coś sensownego. Zostałem głównym podejrzanym w sprawie przesłodzonej herbaty, więc muszę być bardziej ostrożny. Na tyle ten facet z depresją poporodową jest na tyle głupi, że myśli, iż jestem miły i przyjazny, dlatego też wybronił mnie… ale następnym razem może nie pójść tak łatwo. Rozważałem wszelkie możliwości- od zadzwonienia do Uruhy i Aoia, żeby wpadli tu w kominiarkach i udali, że robią napad- nie, to nie wchodzi w grę. Na korytarzu znajdował się tylko jeden telefon, a wszystkie rozmowy były na nim nagrywane. Podkreślę fakt, że nie wszyscy mieli do niego dostęp, dlatego też nie chciałem stracić możliwości dzwonienia, gdyż może on mi się jeszcze kiedyś przydać. Od przebrania się za tą nastolatkę i udawania jej, podczas, gdy ona miałaby udawać mnie- kurwa, Reita to, to już jest kompletne dno! Użyj mózgu! Od poproszenia Kaia, żeby przyszedł na odwiedziny, podczas których miałby mi dać racę dymną, którą rzuciłbym podczas przerwy obiadowej i w dymie, kiedy nikt by mnie nie widział po prostu podbiegłbym do Rukiego, wziął na ręce i uciekł z tego przeklętego szpitala- nie. Na dworze mają kamery, a poza tym na pewno zawiadomiliby policję, że dwaj psychopaci są na wolności, przez co szybko zostalibyśmy znalezieni. Takanori znów trafiłby do izolatki, a ja do więzienia. Odpada. Do włamania się do kuchni i dodania do obiadu arszeniku (trucizna, z resztą bardzo silna- stosuje się ją do zabijania owadów od aut.) i otruciu wszystkich pacjentów i personelu medycznego, który również stołował się w szpitalu. Każdy z tych pomysłów wydawał mi się nierealny i zbyt trudny do zrealizowania. W pewnym momencie wpadłem na inny pomysł- tak genialny w swojej prostocie, że aż głupi. Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło- że też wcześniej na to nie wpadłem!
***
Nastał dzień. Wszyscy zeszli się na stołówkę, gdzie wydawane było śniadanie. Przysiadłem się do dziewczyny, która dzieliła pokój z Rukim. Omówiłem z nią mój plan, na który ona zgodziła się bezwarunkowo. Między zajęciami po śniadaniu, a przed obiadem mieliśmy jeszcze jedną półgodzinną przerwę. Podczas niej dziewczyna podeszła do pielęgniarki, która siedziała przy Takanorim. Usiadłem na krześle nieopodal, aby słyszeć ich rozmowę.
-Chciałabym zmienić pokój- oświadczyła dziewczyna.
-Dlaczego?- zdziwiła się pielęgniarka.
-Bo on mnie dotyka!- zapłakała, wskazując palcem na blondyna, siedzącego na wózku.
-Co?!!- zawołał zdziwiony Ruki.
Pielęgniarka spojrzała na nich oboje badawczym wzrokiem.
-To prawda?!- zapytała Takę, który nic nie rozumiał.
-Nie!
-On kłamie!- zawyła dziewczyna.
-Gdzie byś chciała się przenieść?- zapytała badawczo siostra oddziałowa.
-Jak najdalej! Może… Do pokoju dwadzieścia dwa,…- wymieniła numer mojego pokoju.
-Ja nie podejmuję takich decyzji. Obydwoje proszę stawić się w gabinecie waszego lekarza prowadzącego- oświadczyła i wstała, po czym zaczęła pchać wózek wraz z chłopakiem, na nim siedzącym w stronę owego gabinetu.
***
Coś długo stamtąd nie wychodzili. Obawiałem się, że coś poszło nie tak. Miałem tylko nadzieję, że dziewczyna nie puściła pary z ust, że to był mój genialny pomysł.
Było już po godzinie osiemnastej. Właśnie jadłem kolację, lub udawałem, że jem, gdyż ze stresu mój żołądek skurczył się do rekordowych rozmiarów, kiedy podeszła do mnie pielęgniarka.
-Pan Suzuki?- zapytała miękkim głosem.
-Tak- powiedziałem, odkładając plastikowy kubek z herbatą, którą właśnie piłem.
-Proszę się przenieść do pokoju czterdzieści osiem. Musimy pana przekwaterować.
Ledwo powstrzymałem się od uśmiechu.
-Dobrze- kiwnąłem głowę i wstałem  od stołu.
Skierowaliśmy się do mojego pokoju, gdzie zacząłem się pakować. Pielęgniarka stała i z uwagą przyglądała się każdemu mojemu ruchowi. Czyżby zły lekarz kazał jej mnie obserwować?
-Nie interesuje pana dlaczego musi pan zmienić pokój?- zainteresowała się.
-Szczerze to nie. Mój lekarz prowadzący (zły lekarz) nauczył mnie nie zadawać pytań, a jedynie wykonywać polecenia- skłamałem i zapiąłem zamek od torby.
Wyszliśmy na korytarz. Podążyłem za nią pod mój nowy pokój. Weszliśmy do środka. Na łóżku leżał Ruki, który udawał nadal, że jest obrażony.
-Panie Matsumoto- odezwała się.- w razie jakich problemów- w tym momencie spojrzała na mnie.- proszę wszystkie uwagi zgłaszać do swojego lekarza prowadzącego, dobrze?
Ruki prychnął i kiwnął głową, nawet nie zaszczycając jej swoim spojrzeniem. Odczekał aż kobieta wyjdzie z pokoju, po czym wstał i rzucił mi się na szyję.
-Zrobiłeś to specjalnie!- krzyknął uradowany.
-Oczywiście- mruknąłem i pocałowałem go namiętnie.
Objąłem go w pasie, mocniej przyciągając do siebie. Takanori rozchylił wargi, z czego ja skorzystałem i wsunąłem język do jego usta. Moja ręką „przypadkiem” zjechała z jego pleców na pośladki. Zacisnąłem palce, a Ruki pisnął mi prosto w usta.
-Najchętniej wziąłbym cię tutaj- uśmiechnąłem się.
-No to na co czekasz?- zaśmiał się.
-Ruki, przecież dobrze wiesz, że nie możemy… Nie tutaj…- popatrzyłem mu w oczy.
-Oj tam, oj tam- wywrócił oczyma.
Nagle ugięły się pod nim nogi. Dobrze, że mocno go trzymałem, bo inaczej upadłby na podłogę. Przestraszyłem się.
-To tylko skurcz- syknął.
-Bardzo boli?- zapytałem troskliwie, układając go z powrotem na łóżku.
-Troszkę- skrzywił się.- Gdy jesteś blisko, nawet ból jest bardziej znośny- zmusił się do uśmiechu.
-Lekarz mówił, że masz jakąś chorobę, przez którą odczuwasz ból jako przyjemność…- wspomniałem.
-Przestań…- znów wywrócił oczyma.- On tam się nadaje- zaśmiał się.- Dobrze, że jesteś ze mną- pogłaskał mnie wierzchem dłoni po policzku, a ja nie wytrzymałem i po moich policzkach popłynęły łzy- tym razem szczęścia.
-I już nigdy nie opuszczę. Wybacz mi… proszę- wyszeptałem i znów wpiłem się w jego ciepłe, wilgotne wargi.

CDN

2 komentarze: