Tytuł: „Obracasz lufę w ustach z takim uczuciem”
Paring: Ruki x Uruha
Typ: oneshoot
Gatunek: obyczajowe, yaoi
Beta: -
„Ten człowiek
wepchnięty w mrok,
Jak czarna łza na moim
policzku, pokrytym białym pudrem
Za tą maską, misternie
malowaną białą maską, jest człowiek, którego nie poznał świat
Dla niego nawet
gwiazdy nie chciały lśnić…
I to wszystko, do
czego dążyłeś przez wiele lat, rozsypało się, jak domek z kart, pozostawiając
kwitnącą czerwoną plamę w miejscu, gdzie niegdyś mieściło się serce
Zatracając się w tych
czerwonych kwiatach, rozpamiętujesz
To słońce, dzieci,
uśmiech i wszystko, co razem z nimi odeszło,
Co jedynie zostało w
twoich czarno-białych myślach
Wmawiałeś sobie, że na
drugim końcu świata będzie lepiej, że tu cię nie znajdą… że to minie, że to
przejściowe…
I dalej śnisz o tym
tak odległym lądzie, ale tam nie znajdziesz spokoju; rozgrzeszenia za stare
zbrodnie
To tak bardzo boli -
nie bardziej niż szkarłatne cięcia na twoich przedramionach…
Obracasz w ustach lufę
z takim uczuciem; pocałunek śmierci
I nagle wszystko mija,
ale nie jest lepiej…
Ten głos znów się
odzywa, choć ze wszelkich sił starałeś się zepchnąć go do podświadomości
Krzyki w mojej głowie -
staram się trzymać je w sekrecie, jednak tęczowe pigułki z szarych opakowań już
nie pomagają
Pomimo kolejnych
nakłuć na twoich rękach, nie jest lepiej…
Chwilowa ucieczka od
rzeczywistości nie jest rozwiązaniem, o czym świadczą twoje zaczerwienione oczy
i powiększone źrenice
Myślisz, że to wypełni
tę pustkę, zwaną samotnością?
To wszystko jest takie
żałosne, bo sam do tego dążyłeś
Chciałeś być samotny,
a teraz nie ma, kto złożyć kwiatów na twoim grobie
To takie zabawne -
dążysz do autodestrukcji człowieku”*
Skończyłem czytać tekst nowej piosenki Rukiego,
wchodząc do jego pokoju. Opuściłem kartkę z tekstem sprzed nosa i co
zobaczyłem…?! Takanoriego, który siedział na kanapie z… pistoletem w ustach! „Obracasz lufę w ustach z takim uczuciem;
pocałunek śmierci” – przypomniałem sobie jeden z wersów piosenki i aż mnie
zamurowało. Matsumoto orientując się, że nie jest już sam, spojrzał na mnie.
- Spokojnie, to lizak - powiedział wyjmując „broń”
z ust. Nadal stałem i patrzyłem na niego niepewnie. - No zobacz!
Poszedłem ostrożnie do wokalisty i spojrzałem na
pistolet. W istocie na końcu lufy znajdował się… biało-czerwony lizak.
Odetchnąłem głęboko i uspokoiłem się.
- O dobra Kannon, ale się wystraszyłem - zwaliłem
się na kanapę, zajmując miejsce obok niego.
- Wiesz, jakoś jeszcze mi nie spieszno do samobójstwa
- odpowiedział i znów zaczął ciumkać (jak to mówi moja polonistka xD od aut.)
swojego lizaka.
- A co to jest? - zapytałem, pukając w plastikową
obudowę pistoletu.
- Chyba zabawka - wzruszył ramionami. - Kupiłem to
tylko dlatego, że był to największy lizak, jaki mogłem dostać w sklepie na
parterze hotelu - wyznał. - A tak w ogóle to, po co przyszedłeś? –
zainteresował się.
- Właśnie… Chciałem porozmawiać o nowej piosence…
Dokładniej o tekście- usiadłem „po
turecku”.
- A co ci się w nim nie podoba?
- No wieeesz… - przeciągnąłem. - Nie każdy lubi
słuchać o depresji, używkach, antydepresantach i samobójstwie…
- A kto tu mówi o samobójstwie? Nigdzie o tym nie
wspomniałem! - bronił się.
- A to: „(…)
obracasz w ustach lufę z takim uczuciem; pocałunek śmierci, I nagle wszystko
mija, ale nie jest lepiej… (…)”? - zapytałem.
- Interpretacja dowolna - wzruszył ramionami.
- Ruki… Nie mógłbyś choć trochę zmienić tego
tekstu? - poprosiłem.
- Ale ja się nad tym namęczyłem… Zresztą fani i tak
będą się zachwycać jakie to jest głębokie i jakie przekazuje nauki życiowe,
nawet jeśli pisałbym o ziemniakach - wywrócił oczyma.
- No to już lepiej pisz o tych ziemniakach -
popatrzyłem na niego błagalnie. - Proszę… - jęknąłem.
- No wiesz Uru… - cmoknął niezadowolony.
- Proszę! - spojrzałem na niego niczym zbity
szczenię. – Proszę, proszę, proszę! - wyszczerzyłem się pięknie.
- Ale menager to kupił… - upierał się.
Wpatrywałem się w niego uporczywie, robiąc przy tym
moją najsłodszą minkę, na jaką było mnie stać, co widocznie wprowadzało
młodszego w zakłopotanie. Z tego powodu nawet się zarumienił, ale mimo to nie
zmienił zdania. Widząc brak postępu, postanowiłem ponownie spróbować rozmowy.
- Proszę! Proszę! Proszę! Proszę! Proszę! Proszę! -
rozmowa jak nic…
- Em… Wiesz… - podrapał się po głowie, szukając
jakiejś wymówki.
Przybliżyłem się do blondyna, następnie ładując mu
się na kolana. Objąłem go za szyję i zmniejszyłem odległość między naszymi
twarzami. Chłopak oblał się jeszcze bardziej intensywną czerwienią na
policzkach. Lubiłem się z nim tak droczyć, gdyż zawsze tak reagował, a mnie to
bawiło… do czasu. Od niecałych trzech miesięcy, zauważyłem, że robiłem to nie
dlatego, iż było to zabawne, a… sprawiało mi przyjemność. Jego bliskość
sprawiała mi przyjemność…
- Ciężki jesteś! Złaź! - próbował mnie zwalić, na
co ja jeszcze mocniej się go uczepiłem.
- Zrób to dla mnie - powiedziałem niewzruszony,
udając, że nie słyszałem tego, co mówił wcześniej o mojej wadze. Za to dostanie
mu się później…
Wokalista zafrasował się. Jego miny przypominały
wręcz gamę akordów, od molowych po durowe - od niepewności do radości. Po
chwili jednak coś się w nim zmieniło. Uśmiechnął się szyderczo i już nie
próbował mnie zrzucić ze swoich kolan. Objął mnie w pasie i plecami oparł się o
oparcie sofy.
- Dla ciebie wszystko, ale… pod jednym warunkiem… -
mruknął kusząco.
- Jakim? - zapytałem równie uwodzącym głosem.
- Pocałuj mnie - pogłębił uśmiech, a ja zbliżyłem
się do niego i musnąłem jego wargi.
Niby to nie był pierwszy raz - całowaliśmy się
podczas fanservisów i gry w butelkę po pijaku, ale ten pocałunek był wyjątkowy.
Nie był na pokaz ani pod wpływem alkoholu. Chciałem się od niego oderwać, ale
nie mogłem. Moja głowa pękała w szwach od myśli takich jak: „Co on sobie
pomyśli?! Że jestem jakiś niewyżyty?! Albo, że chcę go przelecieć?!”, jednak
mimo tego moje ciało nie słuchało się impulsów wysyłanych z mózgu. Tym razem
pocałowałem go bardziej pewnie, smakując jego pełnych i słodkich od cukru warg.
Zdziwiłem się, kiedy chłopak oddał pocałunek, jednak dalej nie zaprzestałem
pieszczoty. Po chwili polizałem jego dolną wargę, a on uchylił usta, z czego ja
ochoczo skorzystałem, wsuwając język między jego lekko spierzchnięte wargi.
Wplotłem palce w jego włosy i pociągnąłem go tak, że teraz ja leżałem na
kanapie, a on siedział na mnie okrakiem. Nie tak miało wyjść, ale musiałem przyznać,
iż ta pozycja była o wiele wygodniejsza niż ta, którą zamierzałem osiągnąć.
Niespodziewanie poczułem, jak jego kolano napiera na moje krocze. Jęknąłem
wprost w jego uchylone usta, na co Ruki uśmiechnął się.
- Mmm… - mruczałem, wsuwając ręce pod jego koszulkę
i gładząc jego plecy.
- Już się podnieciłeś? Ech, nawet nie zdążyłem się
z tobą zabawić - wydął seksownie wargi.
- Ty też nie jesteś gorszy - uśmiechnąłem się i
złapałem go za krocze, na co on zareagował jękiem przyjemności, pomieszanym z
westchnieniem zaskoczenia. - Jesteś twardy… - mruknąłem sam do siebie, a moja
dłoń powędrowała z jego krocza, na rozporek, który powoli zacząłem rozpinać. -
Masz ochotę? - zapytałem.
- Na ciebie? Zawsze - uśmiechnął się zawadiacko i
znów złączył nasze usta.
Oddałem pocałunek, jednocześnie zsuwając z niego
spodnie. Takanori trochę mi pomógł, dzięki czemu jego dolna część garderoby
zaraz wylądowała w kącie pokoju. Następnie wziąłem się za jego koszulkę. Z nią
akurat nie miałem żadnych problemów, dlatego po kilku sprawnych, szybkich
ruchach dołączyła ona do spodni Rukiego. Mężczyzna zaczął rozpinać guziki mojej
koszuli. Po chwili pozbawił mnie jej i zamieniliśmy się miejscami, tak, że
teraz to ja byłem na górze. Tak, teraz o wiele bardziej podobała mi się ta
sytuacja. Matsumoto szybko zdjął ze mnie spodnie. Gdy byliśmy już w samej
bieliźnie, zacząłem się o niego ocierać. Chłopak jęknął donoście i odchylił
głowę do tyłu, a ja zacząłem całować go po szyi.
- Musimy być cicho… Za ścianą jest Kai - szepnął
Ruki, zakładając mi ręce na kark.
- Pieprzyć Kaia - fuknąłem, następnie przysysając
się do jego obojczyka i zostawiając na nim pokaźnych rozmiarów malinkę.
- Wolę pieprzyć ciebie - zaśmiał się i poruszył
biodrami tak, że ponownie otarliśmy się o siebie.
- Miło mi to słyszeć - mruknąłem, zataczając
językiem kółka wokół jego sutka.
Zacząłem drażnić jego prawy sutek, a drugim
zajmowałem się dłonią. Gdy ta zabawa już mi się znudziła, zsunąłem się niżej.
Wsunąłem język do pępka chłopaka, na co on odpowiedział mi cichym
westchnieniem. Po chwili znajdowałem się już tuż przy linii jego bokserek,
kiedy Takanori znów zamienił nas rolami. Mój chwilowy seme całował mnie po
torsie, wzdłuż mostka, następnie po brzuchu i podbrzuszu. Ściągnął ze mnie
bieliznę i uśmiechnął się nieznacznie, widząc moją męskość. Zaczął drażnić
językiem żołądź mojego penisa, następnie ucałował go i przesunął palcami po
całej jego długości. Westchnąłem.
- Nie ba… baw się! - odruchowo wypchnąłem biodra do
góry, ocierając się erekcją o policzek Matsumoto.
- Ale dlaczego? - zachichotał i zaczął stymulować
moje jądra dłonią. Widocznie chciał mi zrobić na złość.
- Bo przez najbliższy tydzień nie usiądziesz! -
zagroziłem mu, uśmiechając się, na co on prychnął i wziął moje przyrodzenie do
ust ssąc, liżąc i przygryzając je. Jęknąłem głośno.
Ponownie wplotłem palce w jego włosy, tym samym
kontrolując ruchy jego głowy. Nadałem swoje ulubione tempo. Wiłem się pod
blondynem, będąc już bliskim szczytu. Chłopak wyczuł to i całkowicie zaprzestał
pieszczoty. Wyprostował się i zrównał ze mną twarzą. Obrzuciłem go złowieszczym
spojrzeniem.
- Zły z ciebie… człowiek - wydyszałem.
- Wiem, skarbie - uśmiechnął się promiennie i
pocałował mnie.
Ściągnąłem z niego bokserki i odrzuciłem je, po
czym znów to ja znajdowałem się na górze.
- Teraz pożałujesz - wyszczerzyłem się szeroko i
rozejrzałem się po pokoju.
Dostrzegłem, że na stoliku, mieszczącym się koło
kanapy, na której leżeliśmy, stał krem do rąk. Uznałem, że to wystarczy. Może
nie był to jakiś drogi lubrykant, ale zawsze coś… Wycisnąłem na dłoń trochę
kremu i dokładnie nawilżyłem trzy palce. Ruki rozstawił przede mną nogi,
widocznie pogodził się z myślą, że to on będzie na dole. Wsunąłem w niego jeden
palec, na co ten zachłysnął się powietrzem i wbił paznokcie moje plecy.
Skrzywiłem się, jednak nic nie powiedziałem i dodałem drugi palec. Chłopak
jęknął głośno, a w jego oczach wezbrały łzy. Zacząłem go rozciągać i poruszać
palcami. Po chwili dodałem trzeci palec, za co zostałem nagrodzony tym samym
efektem, co przy drugim palcu. W końcu, gdy uznałem, że był już wystarczająco
przygotowany, nawilżyłem swojego penisa i wyjąłem z niego palce, zastępując je swoim
członkiem. Takanori krzyknął, a po jego policzkach popłynęły łzy. Mocniej wbił
w paznokcie w skórę na moich plecach. Zacząłem scałowywać jego łzy, nie
szepcząc mu przy tym żadnych uspakajających słówek - wiedziałem, że to nie był
jego pierwszy raz, przez co doskonale zdawał sobie sprawę, że to zaraz minie.
Ta gadanina była całkowicie zbędna.
- Już… Dalej! - pośpieszał mnie, poruszając
biodrami.
Zacząłem się w nim poruszać. Po jego twarzy
popłynęły kolejne słone potoki, które ja zlizywałem. Starałem się być
delikatny, jednak było to trudne. Ciężko było mi zapanować nad całą gospodarką
hormonalną, która w tym momencie właśnie szalała, podczas gdy podniecenie
uderzało mi do głowy. Moje ruchy stawały się coraz szybsze i przybierały na
sile. Matsumoto jęczał coraz głośniej, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. W
jego głosie pomału wyczuwałem coraz więcej przyjemności, a co się z tym wiązało,
także coraz mniej bólu. Chłopak miał przymknięte powieki i uśmiechał się,
wychodząc naprzeciw moim ruchom. Na ślepo odnalazłem i sięgnąłem jego ust, tym
samym zaczynając onanizować go dłonią. Blondyn nie wiedział już na czym miał
się skupić - na pocałunkach, na samym stosunku czy mojej dłoni, mieszczącej się
między jego nogami. Doprawdy, cudny widok… Robiło się coraz bardziej gorąco, co
sprawiało, że nie potrafiłem już trzeźwo myśleć. Oddałem się przyjemności. W
pewnym momencie sięgnąłem jego prostaty.
- Ach! TAK! - krzyknął rozanielony. - Mocniej!
Mocniej! Kouyou, szybciej!
Spełniałem jego wszystkie prośby. Trafiłem jeszcze
kilka razy w jego czuły punkt. Nie wiedziałem, ile dokładnie razy jeszcze mi
się to udało. W takiej sytuacji nie myślałem o matematyce.
Chłopak doszedł, wyginając się rozkosznie w łuk. Ja
osiągnąłem szczyt chwilę po nim. Wyszedłem z niego i opadłem na miejsce obok
niego, po czym obaj regulowaliśmy oddechy.
- Kocham cię - szepnął nieśmiało Ruki.
- Ja ciebie też - uśmiechnąłem się i pocałowałem go
w spocone czoło, na którym perliły się kropelki potu. - To popracujesz nad tą
piosenką?
Takanori popatrzył na mnie jak na idiotę, a
następnie roześmiał się serdecznie.
- Tak - kiwnął głową i chwycił swój pistolet-lizak
ze stolika.
- Daj, też chcę pocałować śmierć - zaśmiałem się i
wyjąłem mu lizaka z ust, następnie liżąc go zachłannie.
- EJ! - wystawił rękę po swoją własność.
- Jeszcze się nie nalizałeś? - zaśmiałem się, za co
dostałem w łeb.
- Lubię obracać lufę w ustach - również się
zaśmiał.
- A ja lubię uczucie, z jakim to robisz -
uśmiechnąłem się i musnąłem jego wargi.
Patrzyłem, jak Ruki obraca w ustach lizaka, a w jego
oczach tańczą iskierki szczęścia i miłości. Pocałowałem go w policzek.
„Obracasz w
ustach lufę z takim uczuciem; pocałunek śmierci” - więc tak wygląda
śmierć?
Mam nadzieję…
*Błagam o łagodny wymiar kary! Przepraszam! Nigdy w
życiu Ruki nie napisał czegoś równie tragicznego, to mój wiersz, który został
wymyślony na potrzeby opowiadania - jeszcze raz przepraszam, że odważyłam się
coś podobnego tutaj zamieścić, a tym bardziej oskarżyć Rukiego o napisanie
takiego ścierwa!
ja chce lizaka-pistolet do ciumkania! chcechcechcechcechcechce! (haha jak to nazwalas inteligentna rozmowa)
OdpowiedzUsuńbesposredniosc Ruksa mnie powalila!
Przestań wiersz był genialny . Pozazdrościć talentu
OdpowiedzUsuńSuper. Chcę więcej tego paringu!! :3
OdpowiedzUsuńHahahhahahahah dobre :D Też chcę lizaka-pistolet, Lillien ^^ A wiersz - zajebisty!!! Naprawdę piękny!
OdpowiedzUsuńTeż chcę takiego lizaka!
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie!