I |
Następnego dnia spotkałem się z Uruhą. Usiedliśmy na
metalowych schodkach, prowadzących do mojego mieszkania i zaczęliśmy się
zastanawiać, co możemy porobić. Słońce smażyło, jak należy, a upał był nie do
wytrzymania.
-Masz może jakiś znajomych?- zapytał w końcu wyższy.
-No… nie- przyznałem.
-Nie masz? W ogóle? Tak nikogo tu nie znasz?- zdziwił
się.
-Nie no, kogoś tam znam, ale to jedynie ze szkoły. Nie
mam żadnych przyjaciół. Byłem na wymianie międzykrajowej w USA i tam chodziłem
do szkoły, zawierałem nowe znajomości- wyjaśniłem.
-A jacyś starzy przyjaciele, ci z którymi zadawałeś się
jeszcze przed wyjazdem?- dociekał.
-Rozsypali się po świecie. Jeden się wyprowadził, drugi o
mnie zapomniał, trzeci wpadł w złe towarzystwo i wiesz… Jakoś tak wyszło, że
nikogo tutaj zbytnio nie mam. No oprócz rodziców, rzecz jasna.
-Mhm… Długo byłeś w Stanach?
-Rok. Szlifowałem język. A wracając do znajomych- mam
wrażenie, że albo to ja się tak zmieniłem, albo Japonia. Teraz o wiele ciężej
jest mi nawiązać przyjaźnie…- wyznałem.
-Dlaczego?- zainteresował się.
-W Ameryce musisz być otwarty, bo inaczej nie poznasz
ludzi, a tutaj… Zupełnie odwrotnie. Kiedy podchodzę do kogoś nieznajomego i się
witam, chcąc zacząć rozmowę, patrzą na mnie, jak na idiotę. Niektórzy nawet się
obrażają, gdyż nie życzą sobie żeby ktoś obcy zaczepiał ich na ulicy. Moje
zachowanie jest odbierane jako niepoprawne. Dziwnie się czuję… Zupełnie jakbym
był obcokrajowcem we własnej ojczyźnie- mruknąłem posępnie.
-Nie łam się- pocieszył mnie i szturchnął w ramię, po
czym się podniósł.- Ja mam dobrych przyjaciół. Zapoznam cię z nimi- uśmiechnął
się. Widać, że przekonał się, co do mojej osoby.
Przeszliśmy kilkoma nienazwanymi uliczkami i wyszliśmy na
Yamanote-dori. Kouyou ciągnął mnie za
sobą i pokazywał różne nowe budynki, które pobudowały się w trakcie mojej
nieobecności w Tokio. Dużo się tutaj zmieniło… W końcu stanęliśmy przed jakimś
małym barem z przekąskami i różnymi Fast-food’ami. Usiedliśmy przy barze na
wysokich krzesłach, a po chwili podszedł do nas jakiś chłopak, mniej więcej
mojego wzrostu, tleniony blondyn, z opaską na nosie.
-Ohayo Uruha-
przywitał się z szatynem.
-Ohayo-
odpowiedział wyższy.- To mój nowy przyjaciel, Aoi- przedstawił mnie.
-Akira Suzuki, ale wolałbym Reita- podał mi dłoń.
-Yuu Shiroyama, ale wolałbym Aoi- zaśmieliśmy się, a ja
uścisnąłem jego rękę.
Chłopak wydał mi się miły, choć na pierwszy rzut oka
wygląda dość groźnie z powodu jego wąskich, zaciśniętych warg i małych
przenikliwych oczek.
-Co sobie życzycie?- zapytał.
-Pracujesz tu?- zapytałem głupio.
-Tak. Jego ojciec jest właścicielem tego baru- pośpieszył
z wyjaśnieniami Uruha.
-Tsa…- mruknął blondyn.- To co chcecie?
-Kawę mrożoną- odpowiedziałem.
-Ja też- dołączył się szatyn.
-To ja też- usłyszeliśmy za sobą.
Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą stojącego małego
chłopaczka. Nie był dzieckiem, choć był naprawdę niski, nawet jak na
Japończyka. Miał również blond włosy i ostry, ciemny makijaż. Mały usiadł na
wolnym miejscu obok mnie.
-Hej- przywitał się ze wszystkimi i spojrzał na mnie
ciekawsko.- Takanori Matsumoto, choć wszyscy mówią na mnie Ruki- przedstawił
się i również wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Yuu, choć wolałbym Aoi- uśmiechnąłem i przywitałem się.
-Ruki, czy ty nie powinieneś być w pracy?- zauważył
Reita.
-Ano powinienem, ale szefowa kazała mi zrobić sobie
przerwę. Siedziałem w sklepie już od godziny siódmej i nic nie jadłem, a ona
już zaczęła się o mnie martwić- wyznał. Spojrzałem na zegarek na moim
przegubie. Dwunasta. Boże, ja bym tyle godzina na czczo nie wytrzymał!
-Ech… Znowu zapomniałeś śniadania?- westchnął wyższy
blondyn.
-Nie stać mnie- maleństwo wzruszyło ramionami. Ta
wypowiedź uderzyła we mnie z siłą pędzącego pociągu.
-Jak to „nie stać”?- zdziwiłem się.
-No normalnie- odpowiedział i zaczął sączyć swoją mrożoną
kawę, którą przed chwilą Reita postawił mu przed nosem.- Jak zawsze wyborna,
kochanie- Takanori oparł się o blat baru i nachylił do wyższego, następnie
muskając jego usta.
-Ruki, ile razy mam ci powtarzać, że masz nie robić tego
publicznie! Choćby nie tutaj!- zbulwersował się Akira.
-A dlaczego?- wciąłem się.
-Jak już wiesz to jest bar ojca Reity, a z kolei jego
rodzice nie przepadają za Rukim i nie mogą znieść myśli, że ich syn jest w
związku z facetem- wyjaśnił Uruha.- Chyba ci to nie przeszkadza, że oni są
razem?- wskazał na dwóch blondynów. Widziałem, jak Reita przestaje oddychać.
-Nie, nie ależ skąd. Sam jestem Bi- wzruszyłem ramionami.-
A tak w ogóle to ile za tą kawę?
-Dwieście jenów- odpowiedział Suzuki.
-Tak tanio?- zdziwiłem się i wyjąłem z tylniej kieszeni
pieniądze.
-Dla znajomych obniżam ceny- wyszczerzył się i odebrał od
nas pieniądze, a następnie schował je do kasy. Od Rukiego nie wziął zapłaty, co
mnie zdziwiło.
-Ej, a ja?- zapytał najniższy, machając pieniędzmi przed
twarzą swojego chłopaka.
-A od ciebie nie biorę, bo nawet na śniadanie nie masz!
-Oj tam, oj tam- wywrócił oczyma.
-A w ogóle czynsz za mieszkanie opłaciłeś?- drążył Akira.
-Tak, tak- sapnął Ruki.- Przecież dzieckiem nie jestem,
nie musisz o mnie tak dbać- upił łyk kawy.
-Właśnie, że muszę, bo nie masz nikogo innego, kto by o
ciebie dbał- powiedział troskliwie wyższy blondyn i pogłaskał maleństwo po
głowie, na co ten odepchnął jego rękę.
-Jak to „nikogo”?- zdziwiłem się.- A rodzice?- zapytałem,
a wszyscy skamienieli. W końcu Taka westchnął i przystąpił do wyjaśnień.
-Dwa lata temu, w wakacje poznałem Reitę. Jakoś dobrze
nam się układało i po wielu staraniach ,gdyż oto ten tu obecny osobnik- wskazał
słomką od kawy na Akirę- był bardzo nieśmiały, zostaliśmy parą. Jego rodzice
znieśli to źle. Na początku było wiele krzyków, lamentów, gróźb i błagań,
jednak w końcu pogodzili się, że ich syn woli mężczyzn. Co prawda jego rodzice
nawet po tych dwóch latach mnie nie lubią i starają się ograniczyć możliwość
widzenia się Akiry ze mną do minimum, a nawet lepiej, do zera, ale to inna
sprawa… Wracając do mnie. Moi rodzice znieśli to jeszcze gorzej niż jego i…
wyrzucili mnie z domu. Wtedy się tym nie przejmowałem, obaj mieszkaliśmy w
Kanagawie i myślałem, że po prostu przez jakiś czas będę mieszkał u niego, a
później wszystko wróci do normy. Niestety nie było tak różowo, jak mi się
zdawało. Po trzech miesiącach naszego związku Reita powiedział, że wyprowadza
się do Tokio, a ja nie mam już u kogo mieszkać. Moi rodzice nawet nie chcieli
mnie widzieć, tak samo jak i reszta rodziny. Może wyda ci się to dziwne, Aoi,
jednak nie tym przejąłem się najbardziej- nie wyobrażałem sobie życia bez
Reiego. Nie mógłbym się pogodzić z tym, że już prawdopodobnie nigdy się nie
zobaczymy, więc znalazłem numer do mojej jakiejś ciotki mieszkającej w Tokio i
wręcz zmusiłem ją, żeby została moim opiekunem prawnym. Oczywiście i ona,
słysząc powód dlaczego chcę się przeprowadzić z Kanagawy wprawił ją w
osłupienie i kategorycznie zaczęła mi odmawiać, dlatego umówiliśmy się tak, że
ona jest moim opiekunem jedynie w papierach, a w rzeczywistości niczego od niej
nie wymagam. Mieszkam sam, w małym mieszkaniu niedaleko stąd. Pracuję w sklepie
z ciuchami i sam sobie jakoś radzę, choć przyznaję, że bez wsparcia Reity już
dawno by mnie tu nie było i wracałby do domu z podkulonym ogonem i błagał
rodziców o przebaczenie- zakończył opowieść.
-A co ze szkołą?- zainteresowałem się.
-Nie chodzę do szkoły, bo pracuję. Co prawda ciężko jest
znaleźć pracę dzieciakowi z niepełnym wykształceniem i to w dodatku na pełen
etat, ale jakoś się udało- dopił kawę do końca.
Odjęło mi mowę. Spojrzałem na tych dwóch z podziwem,
pomieszanym z szokiem. Nigdy bym czegoś takiego się nie spodziewał. Matko, ile
oni musieli przejść… Ruki dla swojej miłości nawet zrezygnował z nauki i
rodziny… To smutne i jednocześnie niesamowite. Ja pewnie nigdy bym się nie
odważył na taki krok. Pewnie bym się bał, jednak kto wie… Może gdybym znalazł
tego jedynego…
-Więc dlatego nie miałeś pieniędzy na śniadanie?-
zapytałem po chwili.
-Tak. Wiesz, w sklepie słabo płacą, a ja muszę opłacać
czynsz. I w dodatku ukrywać się. Gdyby policja mnie zgarnęła, albo zobaczyła,
że zamiast uczyć się, pracuję, trafiłbym do poprawczaka albo domu dziecka,
czego wolałbym uniknąć…- spojrzał wymownie na Reitę, a ja już domyśliłem się
dlaczego tak bardzo mu zależało żeby zostać niezauważonym. Nie chciał żyć bez
swojego ukochanego… Matko, myślałem, ze takie historie zdarzają się jedynie w
filmach i książkach, a tu proszę…
-To może coś ci postawię? Zapewne jesteś głodny, skoro
nic nie jadłeś od rana- zaproponowałem.
-Nie dzięki. Nie znamy się nawet jednego dnia, a już mam
cię naciągać?- zaśmiał się życzliwie.- Przestań…
-Wiesz… Jakoś dziwnie się tak czuję… Zrób mi tą
przyjemność i zjedz coś. I tak już jesteś wystarczająco chudy- zauważyłem. W
istocie Taka był wręcz zabiedzony. Zapadnięte policzki i kościste ciało
świadczyło o tym, że już nie pierwszy raz nie jadł… i to nie tylko śniadania.
-Ech… Mogłem ci tego nie mówić…- westchnął.
-Dlaczego?
-Mam dość tego, że wszyscy chcą mi coś kupować. Nie
jestem jakiś pokrzywdzony, ludzie! Ten chce mi śniadanie kupować- wskazał
dłonią na mnie- ten nie chce brać ode mnie pieniędzy- wskazał na Reitę.- Może
mi jeszcze willę z basenem i mercedesa zasponsorujecie, co?- żachnął.
-Pewnie- zaśmiał się Uru.- Ale to będzie musiała być
zrzutka, i będziemy musieli jeszcze iść do Kaia.
-Jakiego Kaia?- zapytałem.
-Do naszego jeszcze jednego przyjaciela- wyjaśnił
Suzuki.- Kai pracuje w restauracji, jako kelner.
-Hm…- udałem, że się zamyślam.- No to można by do niego
pójść. I kasę na zrzutę by się wzięło i przy okazji mógłbym postawić śniadanie
Rukiemu- uśmiechnąłem się.
-Ale ja nie chcę jeść!- zaprotestowało maleństwo.
-Nie dyskutuj, szkielecie- fuknąłem, a on udał, że się
obraził.
-Jeszcze pożałujesz, za tego szkieleta- prychnął.
-Chciałbym to zobaczyć- zaśmiałem się.
-W sumie to nie jest głupi pomysł- Uruha przerwał moje
„kłótnie” z Ruksem.- Możemy iść do Kaia i wcisnąć coś w Takę- uśmiechnął się
złowieszczo, popierając mnie.
-Maltretują mnie!- zaczął drzeć się Matsumoto.
-Cicho, debile- uciszył nas Reita.- Możecie iść, ale beze
mnie. Ja kończę pracę za trzy godziny, ale postaram się zerwać wcześniej-
wyjaśnił.- Ale wiecie… Tak nie żałujcie mu tego jedzenia, ja później zapłacę- uśmiechnął
się, a Ruki rzucił mu mordercze spojrzenie.
-I ty, Brutusie, przeciwko mnie?!- zacytował Cezara.
-Akira- ktoś zawołał, a chłopak odwrócił się. Do wyższego
blondyna podszedł jakiś niewysoki, pulchny facet, mniej więcej po
czterdziestce.- Cześć synu, witajcie chłopcy- przywitał się z nami i zmierzył
wzrokiem Rukiego, krzywiąc się, jednak maleństwo nie zareagowało na to choćby
mrugnięciem oka. Widocznie był do tego już przyzwyczajony.- Jak idą interesy?
-Dobrz…- zaczął Rei.
-Tragedia!- krzyknął Takanori, przerywając swojemu
ukochanemu.
-A to dlaczego?- zdziwił się pan Suzuki.
-Bo pański syn nie bierze ode mnie pieniędzy za kawę-
lamentował.
Ojciec popatrzył na syna złowieszczo, a jago oblicze
spochmurniało.
-Chyba będziemy musieli porozmawiać- mruknął zły do Reity
i odciągnął go na bok, a blondyn zdążył jeszcze rzucić Rukiemu spojrzenie typu
„Jak skończę pracę to cię zamorduję! I to nie jest śmieszne!”. Matsumoto zaczął
chichotać pod nosem. Wyszliśmy z baru i znów znaleźliśmy się na Yamanote-dori.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zdziwiłem się.- Przecież
wiedziałeś, że przez to będzie miał kłopoty…
-Taa… Niech się nauczy, że mnie nie można traktować
ulgowo. Chcę żeby wszyscy zachowywali się normalnie wobec mnie, a nie jakoś
żałowali czy coś… Wtedy czuję się tak głupio. W końcu on i tak już robi dla
mnie zbyt wiele, a ja nie mam jak mu się odwdzięczyć, więc przynajmniej nie
chcę żeby potrącał sobie z pensji pieniądze za moją kawę czy inne pierdoły,
które tam kupuję- wyjaśnił.
Poszliśmy w górę Yamanote-dori,
kierując się w stronę Kanamecho i
mijając przy tym ulicę Rikkyo-dori,
na której mieścił się uniwersytet Rikkyo,
który później zapadnie mi w pamięci… później (w rozdziale trzecim będzie
wyjaśnienie, choć zdradzę tajemnicę, że pojawi się zdezelowany rower xD od
aut.) Zatrzymaliśmy się przed jakąś średniej klasy restauracją. W środku było
kilka osób. Zajęliśmy miejsca przy stoliku, obserwując, jak jeden jedyny kelner
niesie jakieś danie. Z tego, co zauważyłem to było chyba doojo nabe, czyli takie małe rybki, które połyka się na żywo.
Chłopak roznoszący dania był wyraźnie zdegustowany i z obrzydzeniem patrzył na
danie. Gdy już obsłużył klientów, Ruki głośno gwizdnął, wołając go, przez co
kilka ludzi spojrzało na niego zawistnie.
-Siema!- przywitał się brunet, siadając na ostatnim
wolnym krzesełku przy naszym stoliku.
-Ohayo-
odpowiedzieliśmy mu wszyscy chórkiem.- To Yuu, ale Aoi, a to Tanabe, ale Kai- w
skrócie wyjaśnił Ruki.- Lepiej poznacie się kiedy indziej, a teraz Kai weź im
coś powiedz, bo oni chcę mnie upaść!
-No przydałoby się- zaśmiał się Tanabe, ukazując swoje
dołeczki.
-To, co tuczącego polecasz, panie kelner?- żachnął Uru.
-Nie wiem… Tuczącego… Tutaj serwujemy głownie owoce
morza, więc nic takiego nie dostaniesz. Chyba, że poczekasz aż zrobię jeszcze
jeden kurs z talerzami i mogę ci zwrócić pączka, chcesz?- zaśmiał się, a Taka
się skrzywił.
-Nie, dziękuję- odparł grzecznie.
-Nie smakują ci owoce morza?- zaciekawiłem się.
-Wiesz… Ja jestem Japończykiem, ale nie wychowywałem się
tutaj, tylko za granicą. Tam przyzwyczaiłem się do hamburgerów i hot dog’ów,
więc… W każdym razie preferuję dania całkiem martwe i nieruchliwe. Nazwijcie
mnie dziwakiem, ale lubię tylko takie sytuacje, kiedy tylko ja patrzę się na
jedzenie, a nie vice versa.
-Niech zgadnę. Wychowałeś się w Ameryce, w bostonie?
-Tak. Skąd wiedziałeś?- zdziwił się.
-Przez ostatni rok też mieszkałem w USA. Wymiana
międzykrajowa. Tylko, że ja ulokowałem się w Kalifornii. Poznałem po angielskim
akcencie- uśmiechnąłem się.
-Niezły jesteś- zaśmiał się.- A znasz zwrot: „I’m byczing!”?
-Pewnie! Ten kto był w Ameryce musi znać ten zwrot!-
śmieliśmy się, podczas gdy Ruki i Uruha przyglądali nam się z konsternacją.- To
znaczy „byczę się”- wyjaśniłem.- Tylko takie zmienione na potrzeby języka
angielskiego.
-Acha- mruknął Kouyou.- Dobra, a możecie pogadać o tych
amerykańskich zwrotach kiedy indziej?- zapytał, widząc, że Kai szykuje się do
kolejnych pytań z dziedziny łaciny amerykańskiego podwórka. W tym momencie
żołądek Rukiego zdradził go i głośno zaburczał, na co chłopak zrobił się cały
czerwony.
-Chyba będziesz musiał zrobić jeszcze jeden kurs z
talerzami- zaśmiałem się.- Tylko postaraj się nie zwrócić tego pączka…
-Postaram się, ale nic nie obiecuję- mruknął Kai,
wzdrygając się na samą myśl o kolejnych żywych daniach.
Muszę przyznać, że ten dzień był naprawdę miły. Coś
czuję, że dobrze dogadam się z przyjaciółmi Kouyou. Choć ze zdziwieniem muszę
przyznać, że coraz częściej o nim myślałem… i spoglądałem, co zdawało się, że
chłopak zauważył, gdyż zawsze, gdy przyglądałem mu się zbyt długo, peszył się i
oblewał rumieńcami. Czy ja się w nim zadurzyłem?
CDN
fajne to
OdpowiedzUsuńnoo w końcu kolejna super notka. uwielbiam twoje opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńczekam ma nexta i duzo czasu życzę na pisanie notek
Buziaczki:*
UWAGA!!! TERAZ BĘDĘ NATRĘTNA I NIE DAM CI MNIE PRZEPĘDZIĆ DOPÓKI NIE DOWIEM SIĘ CZY BĘDZIE KONTYNUACJA!!!!?
OdpowiedzUsuńWiem,że nie wypada,ale aktualnie to mnie to nie obchodzi i chce po prostu wiedzieć ,czy kiedykolwiek się to zakończy... Poruszyła mnie historia z Ruki'm
( Dokładam się do zrzuty) i po prostu mnie bardzo zainteresowała. A zatem nie mam nic do powiedzenia ,prócz tego ,że świetnie piszesz... Proszę o odpowiedź.
La lalalla lla
Oczywiście będzie kontynuacja, ale oczywiście nie wiem kiedy xD Skończyłam już pisać mega-shota i wysłałam go mojeje becie do sprawdzenia, ale ona nie odpisuje mi na razie, bo nie ma czasu. Jeszcze mam kilka niedokończonych serii, więc zobaczymy jak to wyjdzie...
UsuńPROSZĘ DALEJ PROSZĘ DALEJ! TO JEST GENIALNE! JUŻ GRUDZIEŃ, NO!!!!
OdpowiedzUsuńJuż styczeń !!!!! Ja czekam z niecierpliwością na kontynuacje, a ty o niej pewnie już zapomniałaś T_T *płacze*
OdpowiedzUsuńPLOSSSSSEEEEEEE. *.* *maślane oczka*
Teraz juz luty a ja tez czekam no ._.
OdpowiedzUsuńDawaj dawaj dawaj : D
blagam *.*
Czy będzie jeszcze?
OdpowiedzUsuńTo genialne jest *.*
Będzie next? Fajne opowiadanie czytałam wszystkie dodane opowiadania cały blog mi się bardzo podoba
OdpowiedzUsuń...Po cichu mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie kontynuacja... :)
OdpowiedzUsuńJuz kiedys pisałam, ze przerażające sa opowiadania których nie kontynuujesz. A wiesz dlaczego? Bo ja sie w nie wkrecam, podobają mi sie, a nie wiem co dalej! No ja cie błagam no :(. Wróć do tego i jeszcze do paru innych, bo sie poplacze. Tak! To szantaż. I kropka. Będziesz mnie miec na sumieniu :D
OdpowiedzUsuń