-A co się zwykle robi z
nieprzytomnym wampirem?
-Nie wiem…
-No, kurwa, ja też nie…
Przez
dłuższy czas tępo wpatrywaliśmy się w ogłuszonego szatyna. W końcu poruszyłem
się i podszedłem do wampira na kolanach.
-Ym…
Reita? Jego serce bije, czy nie?- zapytałem.
-Skąd
mam wiedzieć? Sprawdź mu puls- polecił.
-A
jak się ocknie?- spanikowałem.- Zabije i mnie, i ciebie!
-Raz
próbował, nie udało mu się, to drugi też mu się nie uda- syknął wściekle
blondyn i machnął na mnie ręką, ponaglając mnie. Przełknąłem głośno ślinę i
przyłożyłem dwa palce do szyi Uruhy.- I co?- zaciekawił się.
-No…
taki słaby puls wyczuwam, chyba że to mój…- skrzywiłem się i nachyliłem się nad
nim przyglądając się, jak jego klatka piersiowa powoli podnosi się i opada.- W
każdym razie oddycha, to znaczy, że żyje…
-Kiedy
on jest martwy!
-To
jak mi wytłumaczysz, że się porusza i funkcjonuje mniej więcej jak człowiek?-
basista spojrzał na mnie z ukosa.- Pogubiłem się w tym…
-Ja
też…- mruknął.- Kurwa, jeszcze wczoraj oglądałem z Ruki’m horror i wbijałem mu
do głowy, że wampiry nie istnieją!- złapał się za głowę.
Spojrzałem
na twarz Kouyou. Nie chciało mi się wierzyć, że to on popełnił te wszystkie
straszne morderstwa. Delikatnie pogłaskałem jego policzek, samymi opuszkami
palców, nadal obawiając się, że zaraz może się przebudzić. Na tę myśl przeszedł
mnie nieprzyjemny dreszcz.
-Co
ty robisz?- Akira spojrzał na mnie jak na idiotę.
-Nic,
nic- szybko zabrałem rękę.- Co z nim zrobimy?
-Jak
to co- wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie tyłem. Chwycił za krzesło, o
które się opierał i rzucił nim o podłogę tak, ze roztrzaskało się. Podniósł
drewnianą nogę i przez chwilę przyglądał się jej, po czym uniósł ją w
triumfalnym geście.- Może nie osika, ale też się nada…- mruknął sam do siebie.
-Chcesz
go zabić?!- wrzasnąłem.
-A ty
chcesz go ratować?! Przed chwilą mało nie zrobił z nas mielonego na obiad, a
teraz wstawiasz się za nim?!
-Akira,
to jest nasz przyjaciel!!!
-Żaden
przyjaciel, zwykły morderca!
Zamarłem.
Spuściłem głowę, a grzywka zakryła mi twarz.
-On…
On nie jest mordercą- wyszeptałem.
-A
jak nazywa się ktoś, kto zabija niewinnych ludzi, co?!
-To
nie jest jego wina… On musi taki być. W końcu jest wampirem- delikatnie
przeczesałem włosy ogłuszonego.- Żywi się ludzką krwią…
-To
nie może się żywić krwią jakiegoś pijaka, za którym nikt nie będzie płakać, a
nie moją? Albo jak w filmach? Napije się trochę i puszcza wolno? Jestem pewien,
że gdyby chciał, to by tak potrafił. A zresztą… nie musi się tak pastwić nad
zwłokami…- zauważył.
-Jeżeli
już chcesz znaleźć winowajcę i zrobić nad nim sąd polowy, to powiem ci, że na
pewno nie jest nim Uruha…
-A
kto niby?- prychnął.
Przez
chwilę milczałem. Wziąłem głęboki wdech i w końcu przełamałem się.
-Ja…
To moja wina…- powiedziałem cicho. Reita roześmiał się krótko.
-Daj
spokój… Gdzie tu niby jest twoja wina, co? Przecież nie ty kazałeś mu zabijać,
więc nie rozumiem, o czym mówisz.
-On…
On zabija tych, z którymi kiedyś go…- zacząłem drżącym głosem-… go zdradzałem…-
po moich policzkach popłynęły łzy.- I to przeze mnie się taki stał… Kiedyś nie
wróciłem do domu na noc. Zaczął się martwić. Wiedział, że… że my…- spojrzałem
na niego z bólem wymalowanym na twarzy.-… Że go z tobą zdradzałem. Postanowił
sprawdzić, czy nie byłem u ciebie, więc ubrał się i wyszedł z mieszkania. Od
naszego mieszkania do twojego jest krótka droga, ale… ale trzeba przejść przez
ten pieprzony most! Tam dopadło go to coś… Mówił, że nie zdążył nawet krzyknąć…
Potem w rzece, przy brzegu znalazła go jakaś grupka dzieciaków… Twierdził, że jest
niedobitkiem, że został… wampirem przypadkowo, że miał zginąć…- załkałem.-
Kurwa, i to wszystko moja wina! Gdybym się nie kurwił na prawo i lewo, wszystko
byłoby w porządku! Uruha byłby szczęśliwy, ja byłbym szczęśliwy, zespół nie
rozpadłby się, a Kouyou nadal byłby człowiekiem!- zalałem się łzami i
zasłoniłem twarz dłońmi.
Blondyn
podszedł do mnie i uklęknął obok. Objął jednym ramieniem i przyciągnął do
siebie. Wczepiłem się w niego i głośno płakałem. Chłopak w drugiej ręce nadal
dzierżył nogę krzesła.
-To
nie twoja wina- pogłaskał mnie po głowie.- Choć muszę przyznać, że piękna
historia… Szkoda, że o happy end’y zawsze ja muszę dbać- westchnął i zamachnął się,
chcąc wbić drewno w pierś szatyna, które, sam nie wiem kiedy i jak, naostrzył.
Musiał to pewnie zrobić, kiedy oddałem się potokowi słów. Szybko złapałem rękę
Reity i jakąś nadludzką siłą odciągnąłem ją od ciała nieprzytomnego, przy czym
jego nadgarstek dziwnie się wygiął, a w stawie nieprzyjemnie strzeliło. Basista
krzyknął i zaklął siarczyście.- Co ty robisz?! Musimy się go pozbyć!
-Nie!
Nie pozwolę ci na to!
-Czy
ty, idioto, myślisz, że go oswoisz i wychowasz jak nocnego pieska? On jest
niebezpieczny!
-Może
i go nie oswoję, ale nie dam go skrzywdzić!- wrzasnąłem na Akirę, grożąc mu
zaostrzonym kijem.- Albo mi pomożesz, albo sam zaraz przebiję cię na wskroś!
Suzuki
zamknął się. Westchnął cierpiętniczo i uspokoił się, a ja wyrzuciłem nogę
krzesła za siebie. Reita bił się z własnymi myślami. Wiedziałem, że nie podoba
mu się ten pomysł, a on wiedział, że nie ustąpię i naprawdę zrobię mu krzywdę,
jeżeli jeszcze raz będzie czyhał na życie Kouyou.
-Więc
co chcesz z nim zrobić, panie łowco?- zmusił się do sarkazmu.
-Trzeba
będzie go jakoś stąd wynieść- puściłem mimo uszu jego ostatnie dwa słowa, nie
chcąc wszczynać nowej kłótni.
***
Wyciągnąłem
z szafy przyjaciela największe prześcieradło, jakie znalazłem. Rozłożyłem je na
podłodze, koło wampira i razem przeturlaliśmy otumanionego na białą płachtę i
chwytając za rogi materiału, podnieśliśmy go.
-Yuu,
jak to nie wypali, możemy trafić do pierdla, wiesz o tym? Wyjdzie na to, że to
my ukradliśmy zwłoki Takashimy!
-Wiem,
a teraz cicho- uciszyłem go, kiedy wychodziliśmy na korytarz.
Na
palcach doszliśmy do windy i wcisnęliśmy się do niej. W duchu tylko modliłem
się, żeby nikt nie wpadł na tak genialny pomysł, żeby przejechać się windą o pierwszej
nad ranem. Wysiedliśmy na podziemnym parkingu i skierowaliśmy się do auta
blondyna. Wszystko szło nam bardzo mozolnie i niesprawnie, gdyż ciężko jest
manewrować ciałem nieprzytomnego mężczyzny, który leży w poprzek, zawinięty w
prześcieradło. W dodatku Kyou był strasznie długi- weź zmieść w drzwiach prawie
sto osiemdziesiąt centymetrów faceta! Kilka razy obiliśmy go o ścianę, czy
framugę drzwi, ale to niechcący. Kiedy w końcu doszliśmy do samochodu,
wrzuciliśmy Uru do bagażnika i zamknęliśmy klapę.
-Kurwa,
jaki on ciężki- jęknął Akira, rozmasowując sobie barki.
Moją
odpowiedzią na tą uwagę było jedynie wywrócenie oczyma. Wsiedliśmy do auta. Ja
kierowałem, jako że Suzuki był poturbowany. Dojechaliśmy do mojego bloku i
powtórzyliśmy wszystkie czynności, tym razem od tyłu. Kiedy w końcu byliśmy w
moim mieszkaniu i położyliśmy szatyna do łóżka, obaj głośno odetchnęliśmy.
-Nigdy
więcej wampirów…- westchnął młodszy.
-Zawieźć
cię do szpitala?- zapytałem, zmieniając temat.
-I co
powiem na wywiadzie? Że chciał mnie zabić wampir-psychopata, który jest
odpowiedzialny za wszystkie morderstwa w Tokio? Daj spokój… Sam doprowadzę się
do porządku.
-Mieszkanie
też sam ogarniesz? Jakoś nie chciałbym zostawiać Uruhy samego na długo… Jeszcze
by gdzieś zwiał…
-Jasne,
rozumiem cię- mruknął.- Lepiej już pójdę- powiedział i wyszedł, zostawiając
mnie samego.
Poszedłem
do salonu i usiadłem na kanapie. Ziewnąłem. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo
byłem zmęczony. Odczułem to dopiero teraz. Ułożyłem się wygodniej i zamknąłem
oczy, chcąc chwilę się zdrzemnąć.
***
Obudziłem
się dopiero o siedemnastej. Matko, ile ja spałem! Przeciągnąłem się leniwie i
ziewnąłem, odruchowo kierując się do kuchni i nastawiając wodę na kawę. Wyjąłem
kubek z szafki i wsypałem do niego dwie czubate łyżeczki zmielonej kawy.
Bawiłem się brązowym proszkiem w kubku, rozgarniając go łyżeczką i czekając aż
woda zagotuje się, gdy nagle doznałem olśnienia. Takashima naprawdę jest
wampirem, a ja przebywam z nim pod jednym dachem! Dopiero teraz to do mnie
trafiło. Zadrżałem ze strachu i podszedłem do drzwi sypialni. Delikatnie je
uchyliłem i spojrzałem na Kouyou, leżącego na łóżku. Ok, nadal tam był. Chyba…
spał? Sam nie wiem, jak to nazwać… Czy wampiry śpią? A może robią coś bardzo
podobnego, ale to nie to? Wyłączają się na dzień? W każdym razie leżał na
brzuchu z rękami pod głową. Przekręcił się, co znaczy, że na chwilę musiał się
przebudzić. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uruha zawsze spał na brzuchu… nawet
teraz się to nie zmieniło.
Wróciłem
do kuchni i zalałem kawę wrzątkiem. Usiadłem przy stole, rozmyślając nad tym,
co tak właściwie się stało. Na tych rozmyślaniach, czas szybko mi upłynął. Ani
się obejrzałem, a słońce już zaszło. Spojrzałem na zegarek – po dwudziestej, a
Uruha jeszcze się nie obudził.
Z
drżącym sercem znów poszedłem do sypialni. Usiadłem na brzegu łóżka, obok
wampira i przeczesałem dłonią jego miękkie włosy. Mruknął coś sennie i mocniej
wtulił w poduszkę. Miałem nadzieje, że mnie nie zabije, kiedy go obudzę, Uru,
kiedy był jeszcze człowiekiem, bywał bardzo marudny i nie lubił, kiedy wyrywało
go się ze snu. Delikatnie gładziłem jego plecy, wsuwając dłonie pod materiał
jego ubrania. Znów zamruczał i zacmokał zadowolony. Przez chwilę zdawało mi
się, że jest tak jak kiedyś, że wszystko jest w porządku, ale zaraz zmieniłem zdanie,
kiedy w uśmiechu ukazał długie kły. Nieśmiało pogłaskałem go po policzku, a gdy
zobaczyłem, że i to mu się podoba, zyskałem trochę pewności siebie. Pocałowałem
go w szyję, a on uśmiechnął się szeroko i przewrócił na plecy, z czego ja
skorzystałem i usiadłem na nim okrakiem, po czym pocałowałem namiętnie w usta.
Nagle poczułem, jak wampir zakłada mi ręce na kark i znieruchomiałem. Szybko
odsunąłem się od niego.
-Tak możesz
mnie budzić codziennie- uśmiechnął i przeciągnął się.
Spojrzałem
na niego zaskoczony, a chłopak przyciągnął mnie za przód koszulki do kolejnego
pocałunku. Bałem się, że coś zaraz może mu się odwidzieć i skopie mnie, a nawet
zabije, przez co byłem sparaliżowany. Mimo to zadrżałem z przyjemności, kiedy
wsunął język do moich ust i nieśmiało zacząłem oddawać pieszczotę.
Znieruchomiałem, kiedy językiem dotknąłem jednego z jego kłów.
-A
przed chwilą to taki inicjator byłeś- zachichotał.- A teraz koniec czułości-
odepchnął mnie tak, że wylądowałem na miejscu obok.- Gdzie Akira?- wywindował
się do pozycji siedzącej.
-Nie
ma. Jesteśmy w naszym mieszkaniu- odpowiedziałem cicho.
-To
wiem, poznałem miejsce i nawet nie pytam, co żeście zrobili, że mnie tu
przywlekliście, bo zakładam, że to przez to mam tyle siniaków. Zresztą nie
pytałem, czy Akira jest tutaj, tylko gdzie jest- podkreślił.
-Nie
wiem- wzruszyłem ramionami.
-Nie
kłam- zmarszczył brwi i spojrzał na mnie groźnie. Przełknąłem głośno ślinę.
-Naprawdę
nie wiem- powiedziałem cicho.- Zresztą zostań ze mną- sam nie wierzyłem w to,
co mówiłem.- Błagam, Kyou-chan- złapałem go za rękę, a jego spojrzenie wyrażało
jedno wielkie niezrozumienie.
-Co?-
podniósł jedną brew.
-Zostaw
Akirę w spokoju- pociągnąłem go, tym samym zmuszając, żeby położył się na mnie.
Mam nadzieję, że Reita już się spakował i właśnie wyjeżdża z miasta, bo ratuję
mu życie, wystawiając na ryzyko swoje własne.- Zostań ze mną- otarłem się o
niego, przełamując strach. Czułem, że zaczynam drżeć z przerażenia, co nie
umknęło jego uwadze.- Zrekompensuj sobie wszystkie moje zdrady- rozłożyłem
przed nim nogi. Uruha uśmiechnął się figlarnie.
-Niezłe
zagranie- zaśmiał się i ścisnął moje krocze bardzo mocno. Krzyknąłem.- Ale
zdajesz sobie sprawę, że to byłby bardzo brutalny seks, bo jestem teraz o wiele
silniejszy?- zachłysnąłem się powietrzem.
-T-tak…-
wydukałem. Teraz, Suzuki, musisz spierdalać z tego kraju, bo się dla ciebie
poświęcam.
Sięgnąłem
jego palców, zaciskających się wokół mojej męskości i próbowałem je jakoś
rozluźnić, co w ogóle mi nie wychodziło.
-Och…
Aż taki ból ci to sprawia?- dałbym sobie rękę uciąć, że w jego głosie zabrzmiało
zdziwienie.
Nie
odpowiedziałem, a jedynie zarumieniłem się. Uru przestał mnie dotykać i wyprostował
się, chcąc odejść, ale znów mu nie pozwoliłem.
-Zostań…-
wyszeptałem.- I weź mnie- oblizałem się lubieżnie, a na usta szatyna wpłynął
szeroki uśmiech.
-Będzie
bolało- ostrzegł.
-Nieważne.
Chcę żebyś mnie pieprzył, kochanie- szepnąłem mu na ucho, ciągnąc za jeden z jego
kolczyków.
-Też
tego chcę- zaśmiał się.
Jestem
małpa i przerywam w takim momencie buhahaha xD