Liczeum cz. 5

Tak, tak, jestem szybka! Publikuję drugiego posta w ciągu dnia! Wow! Znaczy... ten wcześniejszy tekst nie był mojego autorstwa, ale pomińmy ten nieistotny fakt... xp
No nic, ten odcinek za ciekawy nie jest... W ogóle to taki wstęp do dalszych części, które mam nadzieję będę bardziej dynamiczne. A wiadomo jak to wstępy - są zazwyczaj nudne.

„Liceum cz.5”

[Ruki]

- Takanori, spakowałeś się już? – zapytała babcia, kiedy na dworze zaczynało już powoli robić się ciemno.
- Taa… - mruknąłem cicho, ześlizgując się z parapetu, na którym siedziałem i obserwowałem, jak zapalają się latarnie uliczne.
- W takim razie chodź już. Zawiozę cię do internatu. Będziesz miał weekend na rozpakowanie się i zapoznanie z nowymi kolegami…
- Nie trzeba. Przejdę się – wcisnąłem telefon do kieszeni i spojrzałem na nią oczami pełnymi bólu. Babcia podeszła do mnie i uścisnęła mocno.
- Wiem, że będzie ci ciężko… Wiem, że teraz znalazłeś sobie tego nowego kolegę, który do ciebie przychodził, jednak… nie mogę pozwolić, żeby działa ci się krzywda, rozumiesz? – kiwnąłem nieznacznie głową, wtulając się w kobietę. – Będzie mi cię tutaj brakowało… - zaśmiała się i pocałowała w czubek głowy, jednak widziałem, jak hamowała łzy. Nie chciała żebym się przenosił. Byłem jej tutaj potrzebny. – Zawiozę cię – powtórzyła.
- Przejdę się – upierałem się.
- Na drugi koniec miasta? – spojrzała na mnie krzywo, na co ja spuściłem wzrok na ziemię i westchnąłem, dając jej tym samym znać, że nie mam teraz ochoty na rozmowę i potrzebuję chwili na uporządkowanie myśli.
Kobieta odpuściła, rozumiejąc, że naciskając niczego nie wskóra. Ubrałem buty i kurtkę, po czym wróciłem się do pokoju i wziąłem swoje bagaże. Przerzuciłem pasek futerału gitary akustycznej przez ramię, przez co sam instrument niosłem na plecach. Drugie ramię obciążyłem dużą torbą, w której znajdowały się wszystkie moje rzeczy, które pomógł mi spakować Yuu. Jeszcze raz westchnąłem i bez słowa pożegnania wyszedłem.
Kiedy znalazłem się na ulicy owiał mnie przeszywający podmuch wiatru. Głowa pękała mi w szwach, ale z każdą minutą i każdym kolejnym krokiem czułem, jak emocje we mnie gasły. Miałem wrażenie, że kolejne masy powietrza, niesione wraz z wiatrem, zaglądały do mojego umysłu, penetrując go i zabierając ze sobą niepotrzebne, skotłowane myśli. Przeszedłem przez pasy, przy czym kierowca jakiego samochodu mało mnie nie przejechał. Mężczyzna za kierownicą otworzył okno i wydarł się na mnie, ale kiedy spojrzałem na niego, zamilkł. Nie znałem przyczyny jego nagłej zmiany nastawienia do mnie – czy wyglądałem aż tak marnie, jak mi się wydawało, czy też może UFO wylądowało za moimi plecami, a ja tego nie zauważyłem?
Mijałem kolejnych ludzi, wtapiając się w bezimienny tłum. Wszyscy oglądali się za mną… choć możliwe, że to jedynie głupie wrażenie, która mną zawładnęło.
Niebo stało się niemal czarne, kiedy znalazłem się na jakimś osiedlu, którego nie znałem. Między blokami dojrzałem wąskie przejście, które prowadziło wprost na schody punktu widokowego. To tam zawsze przesiadywał Reita i jego banda. Teraz jednak było tam pusto. Zastanawiałem się czy Akira przypadkiem nie trafi do poprawczaka… mimo iż sprawił mi wiele bólu i sam chętnie bym mu przyłożył, gdybym tylko był na tyle wysoki i silny, nie chciałem, żeby tak skończył. Zdążyłem go już znienawidzić i zamknąć rozdział, kiedy byliśmy przyjaciółmi, ale mimo wszystko w pewnym sensie było mi go żal…
Usiadłem na trzecim stopniu od dołu i podkuliłem nogi pod brodę. W tym miejscu wiało jeszcze mocniej, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłem taką pogodę. Lubiłem jesień i zimę. Normalnie pewnie bym się uśmiechnął, ale nie miałem na to siły. Czułem się, jakbym przebiegł maraton… z jakieś dwadzieścia razy…
Odłożyłem torbę z ciuchami na bok i zdjąłem futerał z gitarą. Sam futerał ułożyłem poniżej swoich stóp, a instrument położyłem na kolanach. Przesunąłem palcami po gryfie i nie myśląc, pozwoliłem opuszkom palcom dociskać struny, które się pod nimi znalazły. Nie wiedziałem i szczerze powiedziawszy to nie obchodziło mnie to zbytnio, czy grałem jakąś wcześniej skomponowaną przez siebie melodię, czy zasłyszałem ją gdzieś w radiu, a może była to moja ulubiona piosenka, której słuchałem każdego wieczoru przed pójściem spać. Możliwe też, że po prostu improwizowałem, choć muszę przyznać, że w takim razie wyszło mi to dziś nadzwyczaj dobrze, gdyż melodia bardzo spodobała mi się. Czułem się jakby słuchał piosenki wygrywanej przez kogoś innego, a nie przez siebie samego, jednak to nie miało znaczenia. Na chwilę zaprzestałem gry i odetchnąłem głęboko. W mojej głowie rozlała się pustka, która przystrojona była jakimś przyjemnym uczuciem odrętwienia i spokoju. Zacząłem wygrywać te same akordy, jakby ktoś wcisnął guzik „replay”. Sam nie wiem kiedy, zacząłem śpiewać:
- Face to face, in the depths of two he arts. Close, yes, but still far. I close my eyes, turn around, because I'm so bad. I'll find strength. Is there anything else we can come close? Do you ever say what we feel? Let's go back to the core and destroy the wall. Do be happy ending? Did you ever stop to pretend? Mystery does not issue any gesture. Does not give any of us. And if you feel what I do, how do I know this?
Wyśpiewałem wszystkie swoje myśli, niezbyt przejmując się faktem, że ktoś mógł to usłyszeć. Mężczyzna w garniturze, który właśnie przechodził obok, wrzucił kilka jenów do mojego futerału, zapewne myśląc, że jestem jakimś ulicznym grajkiem. Obejrzałem się za nim i wzruszyłem ramionami. Uśmiechnąłem się na widok kilku banktonów leżących na dnie futerału i zgarnąłem je do kieszeni, zanim zdążył porwać je wiatr, po czym wstałem i znów ruszyłem w trasę. Miałem jeszcze długą drogę do przebycia, a wolałem zdążyć dojść do akademika przed zmierzchem…


[Reita]

Kopnąłem puszkę, która nawinęła mi się pod nogi i naciągnąłem kaptur bluzy, którą miałem pod skórzaną kurtką na głowę, gdyż zerwał się mocny wiatr, od którego świszczało mi w uszach. Nie wiedziałem, dokąd mam pójść. Kręciłem się po mieście od dłuższego czasu, aż w końcu zaczęły boleć mnie nogi. Westchnąłem i przełożyłem ręce z kieszeni kurtki do kieszeni spodni… sam nie wiem dlaczego… ot tak jakoś, kiedy nagle poczułem kilka szeleszczących papierków pod palcami. Wyjąłem je i rozradowany spojrzałem na pieniądze. Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc jak je „mądrze” wydać. W dodatku jakimś takim dziwnym trafem zatrzymałem się pod nocnym klubem ze striptizem…

***

Wydałem wszystko i upiłem się. Upodliłem się do takiego stanu, że stałem się agresywny, za co wyrzucili mnie z baru. Było gdzieś po drugiej w nocy… a przynajmniej tak mi się wydawało. Zataczając się i wpadając na przypadkowych ludzi, znów zacząłem krążyć po mieście. Skręciłem w jakąś boczną uliczkę, kiedy nagle oślepiło mnie cholernie jasne światło… jakby światło mogło być ciemne, brawo Rei, ale… ale to było jakieś nieludzkie, które sprawiało, że oczy wcisnęły mi się głębiej w oczodoły i starały się zbić z mózgiem w jedną całość. Zachwiałem się i wpadłem na ścianę, która mieściła się za mną. Światło zdawało się zbliżać do mnie, aż w końcu minęło mnie i ujrzałem ciągnącą się za blaskiem ciemną smugę. Owa smuga wydała z siebie dziwny dźwięk, jakby ktoś otwierał drzwi od samochodu, po czym wynurzył się z niej jeszcze jeden cień. Był znacznie wyższy od tej smugi ciągnącej się za światłem i szczerze to wyglądał jak granatowy, wielki patyk z beżowym pączkiem nierozwiniętego kwiatu na samym czubku. Cień-patyk podszedł do mnie i kiedy znalazł się na tyle blisko, żeby zaciągnąć się moim zapachem, w beżowym pączku poznałem twarz; twarz groźną, ze zmarszczonym czołem i ściągniętymi brwiami.
- Zabalowało się, co kolego? – zagadnął cień. – Czy ty chłopcze nie myłeś się od tygodnia? – prychnął, czując słodkawy, aczkolwiek gryzący zapach alkoholu, którym byłem przesiąknięty na wylot. – Wyglądasz mi na licealistę… Proszę, powiedz mi tylko, że masz osiemnaście lat, pokaż dowód osobisty i zostawię cię w spokoju – westchnął, kiedy nie ruszyłem się ani o milimetr, nie dając mu tym samym żadnej odpowiedzi. – Dokumenty, proszę – sprostował, widząc, że nie załapałem, o co mu chodziło.
- Bo co? – warknąłem, nie panując nad tym, co mówiłem.
- W takim razie mama będzie musiała odebrać cię z izby wytrzeźwień… - wzruszył ramionami policjant, pakując mnie do radiowozu.
Ale o tym, że cholerną jasnością miały być reflektory, ciemną smugą radiowóz, a cieniem-patykiem policjant, miałem dowiedzieć się dużo później.


[Ruki]

Odetchnąłem, widząc budynek internatu. Nie myślałem, że ta droga będzie aż tak daleka i wyczerpująca! Mimo iż byłem szczupły, to za sportem nie przepadałem i niewiele się ruszałem, przez co mogłem przewidywać, że jutro będę miał zakwasy.
Ogarnąłem wzrokiem szarego kolosa z małymi okienkami i skrzywiłem się z niesmakiem. Budynek bardziej przypominał więzienie niż akademik dla licealistów, jednak zawsze lepsze już to niż codzienne zrywanie się o piątej rano i wydawanie majątku na miesięczne bilety…
- Taa… Do światowej klasy zabytków UNESCO to, to się nie nadaje, co? – usłyszałem za sobą głos. Gwałtownie obejrzałem się i zobaczyłem stojącego za sobą chłopaka.
Był niski, mniej więcej mojego wzrostu, choć biorąc pod uwagę to, że miałem buty na koturnach, a on zwykłe trampki, byłem od niego wyższy. Miał farbowane blond włosy, które sięgały mu do połowy szyi. Ubrany był w czarne spodnie i rozpiętą flanelową koszulę, pod którą nosił białą bokserkę. Całości jego stroju dopełniał długi, ciężki naszyjnik i kilka bransoletek na prawym nadgarstku.
- Jestem Ōta – uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Takanori – uścisnąłem jego dłoń. – Takanori Matsumoto, ale wolałbym żebyś mówił na mnie Ruki – niepewnie uśmiechnąłem się.
- Ostatnio stałeś się tematem rozmów całego akademika… To ty jesteś ten nowy? – zapytał ciekawsko.
- Ee… Na to wygląda – mruknąłem, dziwnie się czując, gdyż jeszcze niedawno słyszałem jak większość uczniów z mojej poprzedniej szkoły mówiło tak na Aoia. – Uczysz się tutaj?
- Nie, ale mieszkam w pobliżu – ruszył w stronę internatu i machnął na mnie ręką, żebym dołączył do niego.
- W takim razie co tu robisz? Możesz sobie tutaj od tak wchodzić i wychodzić? – zdziwiłem się.
- No… teoretycznie nie, ale wiesz jak jest z tą teorią – uśmiechnął się szerzej. – Przychodzę tutaj do mojego chłopaka.
Zdziwiło mnie, jak otwarcie o tym mówił. Przecież mogłem okazać się jakimś homofobem… Czy on nie bał się odrzucenia ze strony środowiska? No dobra, to jest męska szkoła i na pewno znajdzie się tu parę gejów, ale bez przesady… nie każdy chłopak, który uczęszcza do takiej szkoły lubi tę samą płeć…
- Ach… Zapomniałem… Nie przeszkadza ci to, że jestem homoseksualistą? – zapytał, jakby czytając mi w myślach. – Przyzwyczaiłem się, że tutaj większość to geje, a pozostała mniejszość heteryków jest przyzwyczajona do… no wiesz… takich widoków – zaśmiał się. – Pomóc ci z tą torbą? – szybko zmienił temat, widocznie nie wiedząc, jak kontynuować rozpoczętą rozmowę dotyczącą jego orientacji.
- Nie, dzięki…
- Oj, daj spokój – wziął ode mnie bagaż, a ja aż odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem, że to tyle waży…- Który masz numer pokoju? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Ōty.
- Ee… Znaczy… Nie wiem – podrapałem się w tył głowy. – Jestem tu pierwszy raz i… w sumie to nie wiem, co sobie myślałem, kiedy tutaj szedłem… - przystanąłem na dużym holu wejściowym.
- No widzę, że pierwszy raz – wskazał na torbę. – Spoko. Pewnie dadzą ci klucz w poniedziałek – powiedział spokojnie. – Mogę zapytać się Sugi, gdzie na te kilka dni mógłbyś zająć miejsce… - mruknął zamyślony sam do siebie.
- Kto to jest Suga? – zapytałem zainteresowany.
- Suga? To mój chłopak – uśmiechnął się. – Wydaje mi się, że chyba nawet w jego pokoju jest jedno wolne łóżko, ale nie wiem czy będzie odpowiadało ci takie towarzystwo….
- Jakie towarzystwo? – podniosłem jedną brew. Chłopak pociągnął mnie w stronę schodów.
- Jak poznasz Shimizu, to się dowiesz… - zachichotał.
Wpełzliśmy na drugie piętro i zatrzymaliśmy się pod jakimiś obdrapanymi drzwiami, na których nawet nie było numerka. Ōta złapał za klamkę i pchnął drzwi, jednak te nie ustąpiły. Westchnął i wywrócił oczyma, po czym spróbował jeszcze raz otworzyć drzwi, tym razem pchając je ramieniem. Po chwili mocowania, blondyn w końcu odniósł zwycięstwo i mogliśmy wejść do środka.
- Suga! Mówiłem ci, żebyś w końcu tu posprzątał! Drzwi się nie da otworzyć, bo wielka sterta twoich ciuchów pod nimi leży! – krzyknął od progu.
Pierwszy pokój, do którego bezpośrednio wchodziło się z korytarza był czymś w rodzaju przedpokoju. Stało tutaj pod ścianą kilka par butów, wieszak z kurtkami i lustro. Po lewej stronie mieściły się drzwi, które prowadziły do łazienki. Drugim, i ostatnim zarazem, pokojem była sypialnia, w której mieściły się cztery jednoosobowe łóżka i stolik na środku. Ogólnie całe to „akademickie mieszkanko” było malutkie i na pewno nie miało więcej niż dwadzieścia metrów kwadratowych. Na łóżku pod oknem leżał chłopak – miał półdługie, rude włosy. Wyglądało na to, że spał. Leżał na brzuchu, więc nie mogłem o nim powiedzieć za dużo. Miał na sobie granatowe spodnie i białą koszulę, tak samo jak dwóch następnych, przez co wywnioskowałem, że musiał to być ich mundurek.
Drugi chłopak siedział przy stoliku i albo odrabiał lekcje, albo rysował. Był bardzo wysoki, co było widać nawet, kiedy siedział. Miał czarne włosy i ostre rysy twarzy. Odniosłem wrażenie, że gdybym znalazł się za blisko niego, mógłbym skaleczyć się o jego policzek. Dodatkowo miał przenikliwe spojrzenie i dziwnie niepokojący uśmiech. Spojrzał na mnie i przekręcił ciekawsko głowę, lustrując mnie dokładnie.
Trzeci siedział na łóżku pod ścianą i bawił się telefonem. Był przystojny, choć miał nieco dziecinną urodę. Wielkie oczy, szeroki uśmiech i gigantyczne dołeczki, które mógłbym śmiało porównać z dołeczkami Kai’a. Był szatynem. Ōta podszedł do niego, na co chłopak rozpromienił się. Blondyn usiadł mu na kolanach i pocałował czule w usta, po czym przesunął dłonią po jego policzku i zetknął się z nim czołem. Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy, a następnie szatyn ponownie musnął usta chłopaka. Chciał pogłębić pieszczotę, jednak Ōta odsunął się od niego i wskazał na mnie. Krótko mnie przedstawił i powiedział, że potrzebuję miejsca do spania.
- Chwila, chwila… - zaprotestował szatyn. – Ōta, skarbie, spokojnie… Powoli – machnął ręką na blondyna, po czym zsunął go ze swoich kolan, wstał i podszedł do mnie. – Mój chłopak dostał słowotoku… - zaśmiał się i podał mi rękę. – Jestem Suga. Ten tam – wskazał na bruneta siedzącego przy stoliku i przyglądającego mi się uważnie – to Saki, mój brat – wymieniony kiwnął mi głową i uśmiechnął się. – A to coś – wskazał na rudego – to Shimizu.
- Jak mnie tylko rozwiążesz, to ci wyjebię, Suga! – zagroził „śpiący”.
- Tak, tak, mówiłeś już to – szatyn jakoś niezbyt przejął się groźbami kierowanymi pod jego adresem.
- Em… Nie chcę się wtrącać, ale… Czemu on jest przywiązany do ramy łóżka? – zdumiałem się.
- Jakbyś mieszkał z Shimizu, to wiedziałbyś, że jego można poskromić tylko i wyłącznie w taki sposób. Kiedyś przywiązywaliśmy do grzejnika, ale urwał rurę i znów narobił nam kłopotów, dlatego teraz preferujemy to bezpieczniejsze rozwiązanie – odezwał się Saki. – On jest niebezpieczny… - syknął.
Rudzielec posłał mi błagalne spojrzenie zbitego szczeniaka, od którego zmiękło mi serce. Już chciałem do niego podejść i go rozwiązać, kiedy Suga położył rękę na moim ramieniu.
- Nie daj mu się zwieść! On tylko czeka na to, żebyś go uwolnił! To dzikie zwierzę – zagroził mi. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jakich szkód mógłbyś narobić, odwiązując go – pokręcił głową. – Dobra… ale wracając do twojego tematu… Dobrze trafiłeś – uśmiechnął się. – W sumie to mamy jedno wolne łóżko – wskazał na mebel mieszczący się za plecami Sakiego.
- Zgaduję, że to twoja torba… chyba, że maluch się do nas wprowadza? – ciemnowłosy wskazał na torbę, którą nadal trzymał Ōta.
- Jeszcze raz spróbuj mnie tak nazwać… - syknął blondyn.
- Tak, to moja – skinąłem głową brunetowi, ignorując zbulwersowanego chłopaczka.
- Świetnie, w takim razie chyba możesz się już rozpakować, co Suga? – najwyższy zadał pytanie bratu.
- Pewnie – przytaknął szatyn, momentalnie znajdując się przy swoim chłopaku, obejmując go czule i jednocześnie uspakajająco. Odciągnął Ōtę od Sakiego, który najwyraźniej świetnie się bawił grając na nerwach niższemu.
Odebrałem swój bagaż i ściągnąłem futerał z gitarą z barków, po czym starannie oparłem go o ścianę. Położyłem torbę na łóżku i rozpiąłem suwak, kiedy odezwał się ponownie Saki.
- Tu nie ma jako takiej szafy. Ubrania i wszelkie rzeczy, które chcesz uchronić przed lepkimi łapkami Shimizu, układamy tutaj – wskazał na coś w rodzaju wielkiej szuflady, która mieściła się pod materacem w łóżku.
- Acha… Dzięki… za objaśnienie – uśmiechnąłem się sztucznie i skinąłem głową, na co on wyszczerzył się drapieżnie. Jego oczy błysnęły, odbijając sztuczne światło lampy. Wyglądał co najmniej groźnie, zupełnie tak jakby szykował się, żeby zrobić mi jakąś krzywdę. Ten gość zaczynał mnie przerażać. Niby z pozoru uśmiechnięty i miły, jednak coś mi w nim nie pasowało…
„Nie! Takanori opanuj się! – zbeształem się w myślach. – Saki jedynie powiedział ci, gdzie masz zostawić rzeczy, a ty już wyobrażasz sobie Kannon wie, co… Nie można oceniać ludzi tak powierzchownie.” – pouczyłem sam siebie. Mimo tych obiektywistycznych myśli, nadal coś nie dawało mi spokoju. Może nie odpowiadało mi to, w jaki sposób ci dwaj bracia odnosili się do Shimizu? I jeszcze ta obojętność ze strony Ōty…
- Zgaduję, że teraz pewnie myślisz, dlaczego też jesteśmy tacy okrutni dla naszego kochanego Shimizu? – zapytał Suga.
„Skąd on wie?!” – zdziwiłem się, jednak nie dając nic po sobie poznać, odwróciłem się do szatyna przodem i spojrzałem na niego uważnie.
- Nie myślałem o tym – skłamałem.
- Och… - zmarszczył brwi. – W takim razie uprzedziłem twoje myśli – jego ton głosu był pełen wyższości, co przyczyniło się do przyjęcia przeze mnie buntowniczej pozy. – Wszyscy się nad tym zastanawiają, kiedy nas poznają. Żeby nie było niejasności – zrobił surową minę – sam zasłużył sobie na takie traktowanie… - syknął, a mi żołądek zrobił fikołka.
Dobra, ewidentnie stwierdzam, że ci goście są dziwni. I wcale nie muszę ich poznawać, żeby to stwierdzić… Szczerze, to chyba nie zamierzam nawet poznawać ich lepiej…
Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem, że rzeczą niewykonywaną jest obojętne przejście obok Sugi i Sakiego, i niepoznanie ich dokładnie…
- Better a diamond with a flaw than a pebble without one..*. – usłyszałem głos Shimizu. Odwróciłem się i spojrzałem na niego.
- Co proszę? – chłopak posłał mi spojrzenie pełne bólu i skrzywił się, po czym zamknął oczy, a nasza rozmowa zakończyła się. – Możesz powtórzyć? – nie odpowiedział. Zostawił mnie samego z mętlikiem w głowie i dziwną zagadką, jaką były jego słowa…

* Lepszy diament ze skazą, niż kamień bez niej (rozwiązanie zagadki w następnych częściach opka)


13 komentarzy:

  1. Zajebioza ale proszę cię dodawaj szybciej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągneło mnie *-*
    Ja chce więcej! ;_; Czemu urywasz w takim momencie xd ?
    Wgl mam okropne wrażenie że ruksiątko wpadło w nieodpowiednie towarzystwo i będą chcieli zrobić mu krzywdę ._. Moje biedniątko .... ;_;
    Współczuje Reicie ... Ale w sumie sam sobie tego piwa naważył ;/
    Czekam na ciąg dalszy, weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. awww!! To było cudowne!! ja chcę jeszcze !!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. No i głupota ludzka i zez... Dobra , co było w tamtym:

    Dzięki za umilenie wieczoru , część jak zwykle świetna ( wielbię tematykę Gazetto- licealistów).
    Zrób mu krzywdę! Zrób! Skrzywdź Rukusia!

    OdpowiedzUsuń
  6. cudne :3 naprawde dziwne towarzystwo, najbardziej zastanawia mnie Shimizu... czekam na kolejna czesc :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuudoo *ślini się* Już nie mogę się doczekać kolejnej części... Czyżbym się uzależniła??? C:
    Ale... Chyba nie napastują tam Ru, p-prawda???
    Chociaż wtedy włączyłby się Aoi'emu radar wybawiciela i wyciągnąłby Maleństwo z opresji. A kto pomoże Reicie...? I Kaczuszcze????
    Bardzo zaintrygował mnie Shimizu. Ogónie dobrze nakreślłaś tamte postacie... Mają takie odchyły od normy
    Już nie mogę się doczekać nexta !!!!
    Szlifuj ten diament!!! Zapomniałabym, dziękuję za dodanie mi sił do...wszystkiego
    Weny!!
    Chizuru

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Omnomnomnomnomnonomnomnom fapfapfapfapfap ... Co oni mają do Shimizusia? ;___; Ja tam już go lubię ... A SAKI ZGWAŁĆ RUKSA!!! PLIIIIIIS !!! A w mojej głowie tylko seks i gwałty XD piszaj szybciutko. Wszystko co napiszesz zostanie przeze mnie przeczytane :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Yaay, znakomite. Czekam na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy dostanę więcej? :3 Cudo...

    OdpowiedzUsuń
  12. Super, najlepsze było na końcu......

    OdpowiedzUsuń
  13. ...no ja chcę, żeby ruki wrócił do starej szkoły! no ale cóż mogę zrobić? rozdział genialny i nie mogę nie przeczytać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń