Przed przeczytaniem tego odcinka radzę wrócić do odcinak trzeciego i
powtórzenie go, bo to jest jakby nawiązanie do niego. W tym tekście dużo rzeczy
się wyjaśni. Podpowiem, że musicie zwracać uwagę na imiona postaci i ich opisy
:)
Dawdzieścia jeden komentarzy! Jesteście boskie! WOW! Kocham was!
Właśnie za te dwadzieścia jeden komentarzy, macie nową część, którą
właśnie skończyłam pisać!
„Liceum cz.7”
[Uruha]
W piątek Aoi mnie wystawił. Kiedy przez cały dzień
czekałem jak na szpilkach na wiadomość od niego, gdzie mamy się spotkać, on nie
dawał znaku życia. Kilka razy próbowałem się z nim skontaktować, jednak zawsze
ignorował moje telefony i nie odpisywał na sms’y. Do godziny dwudziestej
pierwszej kręciłem się po centrum, licząc, że brunet może wreszcie zechce się
ze mną spotkać, jednak tylko straciłem piątkowy wieczór. W końcu Yuu wysłał mi
krótką wiadomość: „Sorry, że nie
przyszedłem, ale źle się czułem i nawet nie poszedłem dzisiaj do szkoły.
Prosiłbym cię, żebyś więcej nie dzwonił, bo boli mnie głowa od tego monotonnego
dzwonka, a nie chcę wyłączać telefonu, bo czekam na wiadomość od Ruki’ego.”
– taką treść miał sms, którego mi przysłał.
„Że co?! – wrzasnąłem w myślach, siadając na masce
swojego samochodu i krzywiąc się do ekranu telefonu. – Jaja sobie ze mnie
robisz?! Głowa cię boli, wiec mam do ciebie nie dzwonić?! Mnie odpisać to nie
łaska, ale czekać godzinami na wiadomość od Taki, to już możesz, co?!” –
wkurzyłem się. Co jak co, ale moja cierpliwość również miała swoje granice. Czy
nie mógłby się zlitować nade mną i moimi zszarganymi nerwami, i podarować sobie
to ostatnie zdanie? Gdyby napisał, że po prostu źle się czuł, nawet bym się nie
zdenerwował. Uświadomiłem sobie, że to wzmianka o Ruki’m doprowadziła mnie do
takiej furii.
- Pierdol się… - syknąłem do komórki, którą nadal
trzymałem w ręce.
Tak naprawdę miałem ochotę pojechać do niego, wybić
mu z głowy tego cholernego Matsumoto i sprawdzić czy nie dolegało mu nic
poważnego, jednak skoro nie chciał ze mną nawet rozmawiać, co wyraźnie
zaznaczył w treści sms’a, to zgadywałem, że tym bardziej nie chciałby mnie
widzieć na oczy. Byłem na przegranej pozycji – musiałem odpuścić.
Wsiadłem do auta i z piskiem opon, odjechałem.
Wkurzyło mnie to, w jaki sposób napisał tę wiadomość – czy musiał pisać to tak
grubiańsko? A może właśnie chciał mnie urazić – podkreślić, że nic dla niego
nie znaczę i woli nawet już siedzieć w domu z telefonem w drżącej ręce na znak
od Rukiego niż wyjść ze mną na miasto?
Jeśli tak, to właśnie mu się to udało…
- No, panie Shiroyama… - mruknąłem pod nosem,
zatrzymując się na światłach. – Muszę panu powiedzieć, że ludzie mojego pokroju
bardzo długo potrafią chować urazę…
[Aoi]
- Frajer… - mruknąłem, uśmiechając się pod nosem,
kiedy wysyłałem tego sms’a do Uruhy. – On naprawdę jest strasznie tępy. Myślał,
że nie widziałem, kiedy ktoś „z ukrycia” robił mi zdjęcia i mu przekazywał?
Myślał, że uwierzę, że on nagle się tak zmieni z zadufanego, rozpieszczonego
dzieciaka w normalnego nastolatka? Pff! Wolne żarty! – odrzuciłem telefon na
biurko i rozsiadłem się na głębokim obrotowym fotelu. – Chciał ze mnie zrobić
głupka, a sam na niego wyszedł! – zaśmiałem się obrzydliwie.
- Wiesz… No może jakimś Newton’em to on nigdy nie
był, ale nie sądzę żeby był AŻ tak tępy – odezwał się Suga, leżąc na moim łóżku
na wznak i przyglądając się swoim paznokciom. – Masz pilniczek?
- Trzymaj – rzuciłem w niego przedmiotem, o który
prosił. – Nie na darmo wcisnąłem cię do tej jego paczki nowobogackich. Sam
widziałeś, jak oni się tam zachowują… Żerują na pieniążkach mamusi i tatusia, i
udają niewiadomo kogo – wywróciłem oczyma, zakładając nogę na nogę. – Wśród
nich nie ma czegoś takiego jak prawdziwa przyjaźń. Pewnie się z kimś założył, a
może wyznaczył to sobie jako swój prywatny cel…
- „To”, to znaczy co? – szatyn o dziecięcej urodzie
zwrócił głowę w moją stronę. – Upokorzenie cię? – zgadywał.
- Zapewne – wzruszyłem ramionami. – Pewnie czekał
tam z kolegami przed jakimś barem albo sam na parkingu przed szkołą i myślał,
co zrobi kiedy już się pojawię.
- Możliwe też, że już dawno wrócił do domu i bierze
kąpiel w złotej wannie – prychnął. – Mogłeś mu trochę wcześniej odpisać. Jeśli
nawet uznać, że twoja teoria dotycząca tego, że Uruha chciał cię ośmieszyć była
prawdziwa, to weź pod uwagę, że to pewnie byłby nie pierwszy i nie ostatni raz.
Może nawet już o tym zapomniał? – zapytał bardziej sam siebie niż mnie.
- Może – wzruszyłem ramionami. – Grunt, że ja nie
dałem się ośmieszyć i nie dałem mu tej satysfakcji z poniżania mnie –
powiedziałem z dumą i wyższością w głosie.
- A ja nadal utrzymuję, że on się w tobie zakochał
– Suga z tego wszystkiego najbardziej przejmował się swoimi paznokciami, o
które tak nabożnie dbał. – Widziałem jak wpatrywał się w twoje zdjęcie
maślanymi oczami… Zresztą to widać kiedy ktoś się zakocha i to zawsze wyjdzie
na jaw, nawet jeśli starałbyś się to ukryć za wszelką cenę… Cholera, no, drugi
raz w tym tygodniu złamałem paznokieć! – krzyknął oburzony.
- Myśl i mów, co chcesz. Ja i tak wiem swoje –
odwróciłem się do niego tyłem i włączyłem laptopa. – Rozpracowałem tego głupka,
tak samo jak Reitę… Czy już wytoczyli mu sprawę, żeby przenieść go do
poprawczaka?
- Jeszcze nie… Znaczy, nic mi o tym nie wiadomo,
jednak zgaduję, że stanie się to niebawem. Podobno upił się i trafił do izby wytrzeźwień.
Kiedy wróci do domu własna matka przerobi go na mielone. Nie wiem nawet czy
będzie, co wysyłać do tego ośrodka wychowawczo-poprawczego – zaśmiał się
wrednie.
- Bardzo dobrze – wyszczerzyłem się, stukając w
klawiaturę. – Trzymaj Rukiego z dala od Reity… - poleciłem.
- Spoko. To akurat nie jest trudne zadanie, ze
względu na to, że Akira chodzi do innej szkoły, a Taka mieszka ze mną w jednym
pokoju. Gorzej raczej będzie z Sakim… - odwróciłem się w jego stronę i
spojrzałem na niego znacząco. Chłopak zrozumiał, że oczekuję rozwinięcia tej
myśli, dlatego kontynuował. – Mojemu bratu również zaczęło „ciut” za mocno
zależeć na Rukim. Na razie staram się trzymać go na smyczy, ale wiesz jaki jest
Saki… Ciężko jest go poskromić i zaczyna się już wyłamywać spod mojego
zwierzchnictwa… - mruknął, krzywiąc się.
- Nie obchodzi mnie to, jak masz zamiar sobie z tym
poradzić; masz zrobić z nim porządek. Jeśli nawet będzie trzeba, to zacznij go
traktować jak Shimizu, może wtedy trochę zmądrzeje i zrozumie, że co moje, to
nietykalne – syknąłem.
- Aoi, spokojnie – szatyn podniósł ręce w obronnym
geście. – Cnota Takanoriego należy do ciebie i każdy o tym wie, i nie pozwolę
go tknąć Sakiemu choćby palcem, okej?
- On cały należy do mnie, nie tylko jego cnota –
podkreśliłem.
- Taa… - przytaknął bez werwy, a ja spojrzałem na
niego krzywo. – No bez jaj! – prychnął. – Ja mam Ōtę! Pamiętasz, jak pomagałeś
mi go zdobyć w podobny sposób? No właśnie… Mnie interesuje mój blondynek,
ciebie interesuje twój blondynek… - usiadł i wbił wzrok w podłogę. – Ale… ale
nie powiedziałem ci jeszcze jednej rzeczy…
- Jakiej? – zapytałem bez zbędnego zainteresowania.
- Shimizu… Myślę, że on może mieć zły wpływ na
Takę… Wiesz jak Shimizu zareagował na twój plan rozkochania w sobie Rukiego…
Boję się, że on może pokrzyżować nam wszystkie plany…
- Niby dlaczego? – zdziwiłem się. – To, co mu
zrobiliśmy nie wystarczyło? W takim razie nie odwiązuj go od łóżka wcale i
przypomnij, że mamy na niego kilka haków, za co on również mógłby wylądować z powrotem
w poprawczaku – powiedziałem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świcie.
- Tylko jest jeden mały problem, bo… Shimizu nam
uciekł… - szepnął cichutko.
- Co?! – ryknąłem, wytrzeszczając na niego oczy.
- No… Uciekł. W nocy, kiedy wszyscy spaliśmy.
Obawiam się, że Ruki mógł mu pomóc, a ten mógł mu coś nagadać… Taka strasznie
boi się Sakiego, przez co moje obawy tylko rosną… Co prawda Shimizu mógł
również sam się wyswobodzić, jednak… to jest raczej mało prawdopodobne. Wiesz
przecież, że razem z Sakim uczęszczaliśmy do szkoły morskiej i potrafimy
zasupłać linę i zrobić z niej niemalże supeł Gordyjski…
Zapadł długa chwila milczenia, podczas której
starałem się opanować i nie wybuchnąć gniewem.
- Znajdź go – powiedziałem ostro. – Zabrał ze sobą
rzeczy?
- Nie…
- A więc po nie wróci. Czekaj na niego i bądź
przygotowany razem z bratem. A jak już go złapiecie, przyprowadźcie go do mnie.
Najwidoczniej osobiście będę musiał się z nim rozprawić…
[Reita]
Rzuciłem wyzywające spojrzenie Sakiemu, który
uśmiechnął się krzywo i cierpko.
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy?
Rei-super-bohater? – prychnął. – Od kiedy to ci się zachciało bawić w super
man’a? – zapytał zgryźliwie.
- Hm… Pomyślmy… - udałem, że się zastanawiam. –
Odkąd cię poznałem… jak to było? Mizui? Czy nie takie przybrałeś imię, kiedy
udawałeś jednego z członków mojej grupy?
- Masz dobrą pamięć… - wycedził.
- Twoje pochlebstwa są dla mnie obrazą – syknąłem.
– Zastanawia mnie tylko to, dlaczego ty przyjąłeś inne imię, a Suga nie, co?
- Bo Uruha jest tępy! Tak jak przewidywałem ty masz
trochę więcej oleju w głowie, nawet więcej niż bym się spodziewał, dlatego mnie
przejrzałeś… Jesteś również bardzo spostrzegawczy, skoro zauważyłeś Sugę w
szeregach twojego przygłupiego przyjaciela – uśmiechnął się wrednie. – Wszystko
pięknie, ładnie i w ogóle masz same zalety, tylko szkoda, że jednak
zorientowałeś się za późno, co się wokół ciebie dzieje i przegrałeś –
wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu. – Zapewne trafisz do poprawczaka, a
Ruki zostanie tutaj – wskazał na blondyna. – Z nami – dodał znacząco.
Zagrzmiało, a chmury nad nami stały się niczym z
ołowiu. Po chwili zaczęło mżyć. Drobne kropelki wody zrosiły wszystko, czego
były w stanie dosięgnąć.
Ruki spojrzał po nas zdezorientowany, szukając w
naszych wyrazach twarzy odpowiedzi – zauważyłem to kątem oka, gdyż nadal mierzyliśmy
się spojrzeniami z Sakim. Prawie zapomniałem, że Takanori o niczym nie ma
pojęcia.
- Co się dzieje? – zapytało Maleństwo, wbijając we
mnie wzrok. – Akira, odpowiedz mi.
Westchnąłem ciężko, opuszczając wzrok najpierw na
trawę, a następnie przenosząc go na chłopaka siedzącego na brzegu stołu.
- Ech… Mizui, chłopak, który tak naprawdę nigdy nie
istniał, to Saki. Saki udawał kogoś innego i przyłączył się do mojej grupy w
naszej szkole… znaczy… już poprzedniej szkole – starałem się panować nad
emocjami, jednak wyszło mi to nieudolnie, gdyż ujrzałem na twarzy Rukiego
odbicie własnego żalu. – Od początku tego roku szkolnego podlizywał mi się i starał
się zdobyć moje zaufanie, co nie powiem, wyszło mu nawet – posłałem szybkie,
zimne spojrzenie ciemnowłosemu. – Tak samo postępował Suga wobec Uruhy.
Wszystko po to, żeby trzymać nas na odległość od ciebie, Takanori. Wszystko
dlatego, że zakochała się w tobie nie ta osobo, co trzeba… - szepnąłem, nie
będąc pewnym czy blondynek mógł usłyszeć te słowa. – Wszystko to dzięki twojemu
kochanemu Ao… - powiedziałem już głośniej, jednak mój rywal przerwał mi w pół
słowa.
- Może już wystarczy tych informacji? – warknął. –
Takanori na pewno potrzebuje czasu na przyswojenie tych wiadomości…
- On nie jest ograniczony umysłowo – wywróciłem
oczyma. – No tak, ale kryj swojego „pracodawcę”, kryj… - uśmiechnąłem się
kwaśno. – Choć muszę przyznać, że to wszystko było bardzo pomysłowe. Ty z Sugą
chodziliście na lekcje do swojej szkoły, a spotykaliście się ze mną i Uruhą po
lekcjach, twierdząc, że nie chciało wam się przyjść do szkoły, która jest nudna
i bezsensowna. W ten sposób podkreślaliście jacy jesteście „fajni” –
prychnąłem. – Doprawdy… ciekawy pomysł. Nadałby się na scenariusz do jakiegoś
filmu dla nastolatek – założyłem ręce na piersi.
- Och, już nie przesadzaj… - pogłębił uśmiech. –
Czasem pojawialiśmy się w waszej szkole, zrywając się z lekcji z naszej –
dodał. – Ale dość tych gadek… Może załatwimy to w końcu jak należy? – zapytał,
zbliżając się do mnie.
- No, wypadałoby, nie? – powiedziałem lekko, jednak
nie miałem najmniejszej ochoty bić się. Byłem obolały, niewypoczęty i całkiem możliwe,
że w mojej krwi krążyły jeszcze jakieś pozostałości po wczorajszym
imprezowaniu. W dodatku Saki był ode mnie wyższy i był mocnym przeciwnikiem.
Jakoś nie widziałem tej walki w różowych kolorach…
Przez chwilę zataczaliśmy koła, przyglądając się sobie
i czekając aż ten drugi zrobi pierwszy ruch. Taka zsunął się ze stołu i z
bezpiecznej odległości przyglądał się wszystkiemu z otwartymi ustami. W końcu
brunetowi znudziły się te „podchody” i zaatakował jako pierwszy. Rzucił się w
moją stronę z dłonią zaciśniętą w pięść. Zamierzał uderzyć mnie w skroń, ale ja
uchyliłem się. W odpowiedzi chciałem podciąć mu nogi, jednak ten uskoczył
sprawnie. Znów zaczęliśmy krążyć. Następnym razem to ja wymierzyłem cios. Dla
zmylenia wysoko uniosłem lewą rękę, podczas gdy z prawej chciałem wyprowadzić
mu cios w szczękę. Niestety chłopak nie dał się nabrać i chwycił mój
nadgarstek, niemalże miażdżąc mi kości śródręcza. Stłamsiłem krzyk w ustach i
obróciłem się, chcąc wyrwać rękę z jego uścisku, jednak mało to dało. Szybko
zmieniłem taktykę – stojąc do niego plecami, niemal wciągnąłem go na swoje
plecy za rękę, za którą mnie trzymał i przerzuciłem go przez siebie. Saki upadł
głucho na ziemię. Zgodnie z tym, jak zwykle walczyłem, powinienem teraz usiąść
na nim okrakiem i okładać go po twarzy pięściami, jednak popełniłem wielki
błąd. Emocje wzięły górę nad doświadczeniem w walce i chcąc mu zadać więcej
bólu, postanowiłem kopnąć go w twarz. Najpierw wymierzyłem mu cios w żebra, a
następnie przymierzałem się do kopnięcia w policzek, jednak chłopak złapał moją
nogę i pociągnął, przez co upadłem. Zaczęliśmy się szamotać na trawie, walcząc
o dominację. Okładaliśmy się nawzajem pięściami, kopnięciami; nawet ugryźliśmy
się kilka razy – walka wrzała, a ja miarowo opadałem z sił. W pewnym momencie
Sakiemu udało się wstać. Próbowałem zrobić to, co on wcześniej – pociągnąć go
za nogę i sprowadzić do parteru – jednak nie udało mi się to, gdyż chłopak
wyprowadził mi potężne kopnięcie w mostek. Uderzenie było tak silne, że aż
zatrzymałem się kilka metrów dalej. W ustach poczułem metaliczny smak. Nie
miałem siły się podnieść. Przekręciłem się na bok i kuląc się, wyplułem krew.
Ciemnowłosy niespiesznie podszedł do mnie i szarpnął za ramię, tak, że leżałem
teraz przed nim na wznak. Uśmiechnął się obrzydliwie i miał zamiar kopnąć mnie
w głowę. On również nosił glany, dlatego podejrzewałem, że po tym ciosie
mógłbym nawet stracić przytomność, kiedy… nagle Saki osunął się na kolana i
padł niecały metr ode mnie jak długi. Uniosłem się na łokciu i spojrzałem na
niego zaskoczony, a następnie przeniosłem wzrok na drżącego Rukiego, który
trzymał w dłoniach kawałek deski.
- Ja… Znaczy… Tam ławka… - wskazał paluszkiem w
stronę betonowego tarasu, gdzie w istocie mieściły się ławki, których metalowe
nogi były przyspawane do stołów. – Połamana… I ja… Wziąłem tą deskę… I… - jąkał
się, kiedy ja zdążyłem się już podnieść z ziemi. – Czy ja go…? Znaczy… Czy on
żyje? – zapytał z przerażeniem.
Spojrzałem na chłopaka, który jak na zawołanie
drgnął.
- Niestety żyje – wysepleniłem i wyplułem krew,
która ponownie zebrała się w moich ustach. – Uciekajmy stąd –
złapałem go za rękę i już chciałem zacząć biec, kiedy nagle zabrakło mi tchu.
Uderzenie w mostek zbierało swoje żniwa…
Takanori bez chwili namysłu podszedł do mnie i
przełożył sobie moją rękę przez ramiona. Pozwolił mi oprzeć się na sobie, tym
samym pomagając mi iść. Miałem problemy z oddychaniem, jednak starałem się iść
szybko, bo nie wiadomo w końcu, kiedy Saki nagle mógłby się ocknąć.
- Niedaleko akademika jest przystanek autobusowy.
Musimy tam dojść. To niedaleko, Aki – odezwał się pokrzepiająco blondynek.
„Aki?” – zdziwiłem się. Tylko moja siostra tak do
mnie mówiła… Ja go w szkole dręczyłem, a on mi tu teraz ze zdrobnieniami
wyjeżdża? Dziwne… Z miłym zaskoczeniem przypomniałem sobie, że Ruki zawsze mnie
tak nazywał, kiedy jeszcze byliśmy przyjaciółmi…
Ze wspomnień wyrwały mnie odgłosy ruchu ulicznego.
Znaleźliśmy się na ruchliwej drodze. W oddali dostrzegłem majaczący mi przed
oczyma rys przystanku autobusowego, do którego mknął już niebiesko-biały
autobus.
Oczywiście nie mogło być tak pięknie i nie mogliśmy
tak po prostu sobie uciec miejskim środkiem lokomocji bez kolejnych dawek
adrenaliny, o nie. Usłyszeliśmy za sobą ciężkie tupanie. Odwróciłem się i
zobaczyłem zmierzającego w naszą stronę brata Sugi. Próbował biec, ale co kilka
metrów zwalniał i zwijał się z bólu, łapiąc za głowę. Jego włosy były posklejane
krwią, która spływała po jego jasnej skórze szyi i wsiąkała w ciemny materiał
koszuli. Gwałtownie przyspieszyłem, ciągnąc za sobą Takanoriego.
- Aki, spokojnie, spokojnie – starał się mnie
uspokoić, choć sam strasznie się bał; do tego stopnia, że cały drżał.
Zdrobnienie mojego imienia wypowiedzianego przez te śliczne usteczka, odbiło
się w mojej głowie echem.
Brunet zbliżał się nieustannie, a mi serce
gwałtownie przyspieszyło, kiedy zauważyłem, że dzieli nas zaledwie kilka
metrów. Autobus zatrzymał się na podjeździe, a ja chwyciłem blondyna za rękę i
zacząłem biec, siłą woli nie pozwalając sobie na omdlenie, na które notabene
miałem wielką ochotę. Wskoczyliśmy do autokaru, kiedy drzwi już zamykały się i
mało nie przycięły mi ręki. Popchnąłem Rukiego, przez co ten wylądował na
siedzeniach. Saki został na przystanku, a autobus odjechał.
Amen.
Żem wzięła i znowu umarła.
OdpowiedzUsuńTy chcesz mnie zabić .__.
...
Rób tak dalej XD
Odcinek boski.
BOSKI.
To takie...niespodziewane.
Ale w sumie, to...
WOW.
Aż nie wiem, co napisać .__.
Jestem pod wrażeniem. I...
Mam tylko jedną uwagę- literówki.
Nie przeszkadza to jakoś straszliwie, jednak...trochę razi w oczy XD
Ale cóż, ja mistrzem ortografii (głupi dwukropek zniszczył moje szanse na ten zacny tytuł ;__;") nie jestem.
Ale ty jesteś wspaniała ;3
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <3
Bajoszkaa i weny życzę c:
HA! jestem pierwsza <3
UsuńJezu, Jezu, Jezu! Cudowne, przecudowne. Czekam na następną część. <3
OdpowiedzUsuńNieeeeeeeeeeeeeeee! Nie w takiej chwili! To powinno być srogo karane :c Serca nie masz!
OdpowiedzUsuńOch... a ja mam wyczucie ^ ^ Akurat weszłam na bloggera, żeby zobaczyć, czy są jakieś nowe posty na obserwowanych bloga, a tu niespodzianka! "Kita o tajemniczy ogród – 53 sek. temu". Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, na myśl o kolejnej części tego cudeńka ^ ^
Oczywiście czekam na następną część i mam nadzieję, że pokaże się szybko, bo przerywasz w takich momentach, że spać po nocach nie mogę.
Aoi ty wredoto ;_; Już go pzrestaje lubić z wolna >_>
OdpowiedzUsuńUruś biedny...
A Akirze przywalili ._. Za to Ruki jak odważny <3 Dzielne maleństwo Uratowało Reite <3 ! *Dumna*
Opowiadanie genialne ! Wciągnęło mnie tak, że się nie mogłam oderwać O.O! I poprawiło mi humor zjebany od wczoraj ._. Dzięki ci :* Ale przerywać to ty wiesz kurde w jakim momencie ;x
Czekam z niecierpliwością na kolejną część <3
Weny zyczę!
Buziaki, cmokasy i internetowe uściski ! <3
No nie wierzę! Kolejny dzień pod rząd i już jest nowa notka! Ale ty masz powodzenie ;] Ja tu przeżywam kryzys twórczy, a ty dodajesz kolejne rozdziały z prędkością światła XD Ale cieszę się, że mogę sobie poczytać, na co niekonicznie mam czas, ale twojemu opowiadaniu nigdy nie odmówię >.<
OdpowiedzUsuńJuż się trochę pogubiłam... ale no nie moge się doczekać, co będzie w następnym! Pisz kolejny, życzę ci dużo weny, żebyś ładnie skończyła tą uroczą histroyjkę. I proooszę, napisz coś więcej o tym Shimizu
i znowu koniec w takim momencie! wchodziłam na blogspota co 5 min. nie mogłam się doczekać. ale muszę to napisać. chcę 8! + popieram poprzedniczkę. też chcę tego Shimizu ^^
OdpowiedzUsuńlol jaki zwrot akcji. biedny poobijany Rei i bohaterski Ruki:D
OdpowiedzUsuńuwielbiam twojego bloga:) pozdrówka i weny życzę
buuu mój Aoś QnQ jak on tak mógł on miał sie za Uru brać a nie jakies plany na Ruksa robić i tak traktować K'you buuuu QnQ czekam <3
OdpowiedzUsuńAkacja się zaczęła. Nie spodziewałam się, że Aoi tak potraktuje Uruhe, poza tym wyszło jaki on jest przebiegły. Ciekawe, jak to się skończy
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że z Aoi'a zrobisz takiego.. CHAMA!!
OdpowiedzUsuńAoi miał być z Urusiem szczęśliwy,
Jej! Tak się cieszę, że Rei uratował Ruksa!
Mam nadzieję, że się dokadają.
Podoba mi się to opowiadanie chociaż muszę przyznać, że nie czytam go regularnie :( Np. dzisiaj miałam do czytnięcia 2 rozdziały.. No ale cóż xD
Najważniejsze, że nadrabiam ne? ^^
Pozdrawiam i życzę weny
Ai~chan
Aoi-kun taką mendą społeczną?
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Ruki-sama zrozumiał to całe zagmatwanie wokół niego?
Coś mi się zdaje, że nim bohater Suzuki trafi do poprawczaka, to czeka go jeszcze minimum tydzień w szpitalu...
Shimizu... Shimizu... Shimizu... - cały czas o nim myślę i nie mogę przestać! To jest straszne! Mam nadzieję, że się jednak rozliczy z Aoi-kun. Tak porządnie oraz bardzo dotkliwie, za to, że przez niego leżał związany!
Szkoda mi Ślicznego/Pięknego, tak strasznie się zakochać i cierpieć przez ukochanego. =/ Smutne.
Rozgląda się...
A Kai? Siedzi gdzieś pewnie w krzakach z Yune i nie wyjdzie na scenę buu...
W każdym razie teraz są wszyscy będą wściekli na Aoi-kun, ciekawe jak sobie poradzi. No i ciekawe co jak Uruha mu się odwdzięczy.
Awww przerywać w takim momencie!
Kiedy next rozdział??? Oby szybko, choć faktycznie tępo w jakim je ostatnio piszesz jest zabójcze, no ale co tu dużo mówić - to jest obłędne! Chcemy dużo więcej! ;)
Pozdrawiam
Cruel
Aoi cham i świnia!
OdpowiedzUsuńBidny Uruś ;/ No i mosz teroz. Nie ma co , Aoś pięknie go spławił :D
Reita... oj Mistrzu Dyplomacji...
Ruki nasz bohater *_*
WIĘCEJ!
Ja chcę ciąg dalszy!! i błagam Cię nie kończ w takich momentach bo człowiek później spać nie może!!
OdpowiedzUsuńKochana wstawaj kolejną część jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńOwdupe! Biję pokłony przed twoim geniuszem! Myślałam...byłam pewna...ale trollujesz! Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńAoi wredny padalcu ty uedgduwjdyvdodvfycksoaziejdk!
Wciąż mnie zastanawia jak Rei znalazł się w tym samym miejscu co Ru i Saki. Teleportował się? No nic najważniejsze, że wszyscy żyją. A teraz pewnie nastąpi odnowienie starych przyjaźni. Czy masz przygotowane dla nas coś innego?
To nie zmnienia faktu, że nie mogę się doczytać nexta.
Weny!
Pozdrawiam
Chizuru
Co ja ci mogę napisać? No co? No kuźwa po prostu bijęci pokłony bo jestes moim bogiem ^w^
OdpowiedzUsuń