Tytuł: „Miłość od pierwszego potrącenia”
Paring: Karma (AvelCain) x Yuuki (Lycaon)
Gatunek: ?
Typ: oneshoot
Beta: -
Jechałem szybko, spiesząc się, aby zdążyć przed
zamknięciem zakładu. Co prawda jego właścicielem był dobry znajomy mojego ojca,
który, ze względu właśnie na tę znajomość, obiecał mi wstrzymać się godzinę z
pójściem do domu, jednak nie chciałem nadużywać jego życzliwości i kazać mu czekać
na siebie w nieskończoność.
Ale od początku – o co właściwie chodzi? Cóż, dziś
nie był mój najszczęśliwszy dzień, gdyż wszędzie się spóźniałem. Zaspałem,
przez co gnałem na złamanie karku do studia – z tej racji z kolei zostałem
zatrzymany przez policję. Nie dość, że musiałem zabulić za mandat za
przekroczenie prędkości, to także karę za jazdę bez ważnego przeglądu technicznego.
A mógłbym przysiąc na wszystkie szesnaście buddyjskich piekieł, że miałem go
zrobić dopiero za miesiąc…
W każdym razie, jako że dotarłem, mimo wszelkich
usilnych starań, do studia spóźniony, to wyszedłem z pracy również później niż
zwykle, co przekładało się na to, że nie zdążyłbym już dotrzeć na stację
diagnostyczną na czas, aby zrobić przegląd – a chciałem załatwić to jeszcze
dzisiaj, aby powtórnie nie płacić za to samo. Całe szczęście pan Saiki był na
tyle miły, żeby wstrzymać się z zamknięciem zakładu, aby mnie przyjąć po
wysłuchaniu mojej opowieści, którą uraczyłem go niemal płaczliwym głosem przez
telefon.
Także to naprawdę nie był mój szczęśliwy dzień.
Ale najgorsze w tym wszystkim, że się jeszcze nie
skończył – a to oznaczało, że pasmo nieszczęść, jakie za sobą ciągnął owy
dzień, również jeszcze się nie zakończyło.
Licho nie śpi. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem,
że po zmroku jego aktywność się wzmaga.
Nagle coś wyskoczyło mi przed maskę – a właściwie
ktoś. Ostro wcisnąłem hamulec, z żalem wsłuchując się w wysoki pisk opon.
Zatrzymałem się tuż przed blondwłosym chłopakiem, który właśnie wszedł na pasy
jakby nigdy nic. Przewrócił się, gdyż chyba nogi odmówiły mu posłuszeństwa ze
strachu, albowiem udało mi się wyhamować na czas i nie uderzyć go. Otworzyłem
drzwi, wyskakując z auta niczym z procy. W powietrzu unosił się nieprzyjemny
zapach palonej gumy, a na odcinku kilkudziesięciu metrów ciągnęły się teraz
czarne ślady świadczące o moim nagłym hamowaniu. Chłopak wyjął słuchawki z
uszu, spoglądając na mnie przerażony.
- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! – ryknąłem
na niego wściekle, a jako że byłem przecież wokalistą w metalowym zespole, to
mój wrzask przypominał nieco growlowanie. – Myślisz trochę?! – skarciłem go. –
Nie wiesz, że się, kurwa, rozgląda przed wejściem na pasy? – normalnie zapewne
podbiegłbym do niego, pytając czy nic mu się nie stało, ale dziś byłem naprawdę
rozwścieczony do granic możliwości i nie myślałem racjonalnie.
- A ty nie wiesz, że w terenie zabudowanym nie
jeździ się z taką prędkością?! – odkrzyknął, z trudem z powrotem windując się
do pozycji stojącej. – Poza tym piesi mają pierwszeństwo!
- Może i tak – prychnąłem – ale nie wtedy, kiedy
nadjeżdżający samochód jest już praktycznie na tych pasach! Jeśli jesteś jakimś
samobójcą, to błagam, wybierz sobie kogoś innego na twojego zabójcę, co? Mnie
się jakoś nie widzi iść do pierdla ze to, żeś mi wlazł pod maskę! – sapnąłem
wściekle. – A jeśli nie zamierzałeś robić tego specjalnie, to proponuję
następnym razem dla odmiany wyjąć słuchawki z uszu – uśmiechnąłem się
złośliwie.
- Jakim znowu samobójcą? – spojrzał na mnie jak na
idiotę, marszcząc groźnie brwi. – A ja z kolei proponowałbym tobie zacząć
używać oczu, do cholery! Kto dał ci prawo jazdy? Masz ty je w ogóle? – fuknął.
Westchnąłem ciężko, kręcąc głową – nie było sensu
się z nim kłócić. Traciłem tu tylko niepotrzebnie czas. Ta akcja była zarówno
moją jak i jego winą, jednak w napadzie złości niepotrzebnie zacząłem się od
razu na niego drzeć, sprowadzając naszą dwójkę na wojenną ścieżkę.
Wiedziałem, że zachowuję się nieodpowiedzialnie,
ale w tym momencie naprawdę niewiele mnie to obchodziło. Bez słowa z powrotem
wsiadłem do auta i odjechałem, przezornie spoglądając jeszcze w lusterko
wsteczne, aby ujrzeć jak chłopak pokazuje mi środkowy palec. Niby przecież nic
się nie stało, ale nie powinienem od tak się zabrać. Mogłem mu chociaż
zaoferować podwózkę na przeprosiny, ale naprawdę się spieszyłem; no i byłem
wkurwiony do tego stopnia, iż nie wiedziałem czy w przypływie „rzeźnickiej
weny” nie rozbiłbym mu głowy o kokpit, gdyby znów wypowiedział coś, co mogłoby
mi się nie spodobać.
Ale w końcu udało mi się dotrzeć na miejsce. Z
rezygnacją stwierdziłem, iż mimo pośpiechu spóźniłem się aż o pół godziny.
- Bardzo pana przepraszam – zacząłem, wysiadając z
samochodu i witając się z właścicielem stacji diagnostycznej oraz warsztatu w
jednym. – Wiem, że miałem być wcześniej, ale jakiś imbecyl wyskoczył mi tuż
przed maskę i mało jeszcze nie miałem wypadku… - westchnąłem ciężko.
- Nic się nie stało, Karma – starszy mężczyzna o
miłym uśmiechu machnął lekceważąco ręką. – Grunt, że dojechałeś szczęśliwie
cały i zdrowy, i bezwypadkowo – pokiwał głową, jakby na znak, że zgadza się z
własnymi słowami. – Ale teraz z kolei to ja muszę cię przeprosić, gdyż odesłałem
już pracowników do domu, nie chcąc ich dłużej zatrzymywać, a mój syn jeszcze
nie wrócił – wyjaśnił. – Obiecał mi pomóc. Wiesz, ja już stary jestem… Nie znam
się na tych nowych samochodach – rozłożył bezradnie ręce. – Na tej elektronice,
na tym wszystkim… Ja to pamiętam jeszcze auta o konstrukcji ramowej! – zawołał
z dumą. – Kto to widział, żeby teraz głównym elementem nośnym samochodu było
nadwozie? – oburzył się.
Skinąłem mu głową, gdyż nic innego nie mogłem
zrobić. Nie byłem jakimś wybitnym znawcą samochodów, więc wolałem nie zagłębiać
się w ten temat. Pan Saiki chyba to zauważył, gdyż uciął swój monolog w
zalążku. Uruchomił podnośnik, windując auto niemal pod sam dach warsztatu i
przyglądając się krytycznie, choć dość pobieżnie podwoziu.
- Pana syn tutaj nie pracuje, a mimo wszystko jest
mechanikiem? – zacząłem nieco inny temat, żeby nie trwać w ciszy.
- A kto powiedział, że jest mechanikiem? – zdziwił
się staruszek.
- A nie jest? – teraz to ja się zdziwiłem. – No
skoro ma zająć się przeglądem, to myślałem, że…
- Ach! – przerwał mi. – Nic się nie bój. Mój syn
jest bardzo zdolny. Nie jest mechanikiem tak dosłownie, ale zna się na tym
bardzo dobrze – jego słowa wzbudziły we mnie niepokój. – Chciałem, żeby przejął
po mnie zakład, bo to moje jedyne dziecko, ale samochody nigdy nie pasjonowały
go tak jak mnie. Jest technikiem awionikiem. Zajmuje się maszynami latającymi
wszelkiej maści, gdzie potrzeba dużo większej precyzji i wiedzy, więc naprawdę
możesz czuć się spokojny – rzeczywiście nieco mi ulżyło, że nie jest to jedynie
jakiś domorosły kadet, którego wiedza opierała się na toturial’ach z youtube.
Po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi.
- Wróciłem! – odezwał się głos z tej części
warsztatu, która była czymś w rodzaju łącznika między domostwem a halą zakładu.
- Co tak długo, Yuuki? – zapytał ojciec chłopaka.
- Jakiś idiota mało mnie nie zabił, kiedy
przechodziłem przez pasy – głos aż mu zadrżał ze złości. – I jeszcze dostałem
za to opiernicz, rozumiesz? Co za kretyn! – i właśnie w tym momencie wyszedł.
To jakiś głupi żart, tak?
Cała siódemka bogów szczęścia postanowiła sobie ze
mnie zadrwić, czy co?
Bo w progu stacji diagnostycznej stał właśnie on –
blondwłosy chłopak, który niemal rzucił mi się pod maskę. Stanął jak wryty i
wpatrywał się we mnie na wpół oszołomiony, na wpół wciąż wściekły.
- Widzę, że dziś wam obojgu szczęście na drodze nie
dopisywało – skwitował pan Saiki. – Cóż, pozwolicie, że was już zostawię.
Przyszły dziś nowe części zamienne dla tego klienta z zeszłego tygodnia i muszę
je w końcu rozpakować. Yuuki, resztę zostawiam w twoich rękach – i po tych
słowach wyszedł, naprawdę zostawiając nas samych sobie.
Naprawdę to zrobił.
Naprawdę…
Przez moją głowę przewinęło się w tej chwili wiele
czarnych scenariuszy, wedle których to spotkanie nie mogło zakończyć się
dobrze. Najbardziej realistyczny z nich wszystkich wydał mi się ten, w którym
owy Yuuki w „zadośćuczynieniu” zaraz miał przywalić mi jakimś kluczem
francuskim czy czymkolwiek innym posiadającym sporą masę w głowę, a następnie
zapakować mnie do bagażnika mojego własnego samochodu i wywieźć do jakiegoś
ciemnego lasu, gdzie dokończyłby „dzieła”, a następnie zakopałby mnie gdzieś
pod jakąś beziglastą sosenką.
Tak, nawet sosenka będzie właściwie bez igliwia.
To takie smutne.
Cholera, skąd mi się wzięła ta sosenka?
Blondyn narzucił na ramiona koszulę flanelową w
czerwoną kratę, którą znaczyło kilka plam, których pewnie nie dało się już
sprać, a która była odpowiednikiem jego uniformu, jak mniemałem. Ruszył
niepewnym, sztywnym krokiem pod podnośnik, próbując mnie ignorować.
Minęło kilka naprawdę długich chwil wypełnionych
ciszą, przerywaną jedynie cichym brzdękiem towarzyszącym poszukiwaniem różnych
przyrządów przez chłopaka. W końcu westchnąłem ciężko, stwierdzając, że nie ma
sensu w tym, abym zachowywał się jak dziecko z podstawówki.
- Przepraszam – wydusiłem.
- Co proszę? – młody Saiki (jest to rzecz jasna
wymyślone nazwisko, gdyż personalia Yuukiego nie są ujawnione od aut.) spojrzał
na mnie zdziwiony.
- Przepraszam za to, co się stało i za moje
zachowanie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc twój gniew jest
absolutnie na miejscu – przyznałem.
- Ach… - mruknął pod nosem.
- Wcale nie chodzi mi o to, że robisz mi przegląd
auta! Nie próbuję się podlizać! – zaoponowałem, domyślając się, co może mu
chodzić po głowie.
- Nie, wcale… - uśmiechnął się krzywo.
- Słuchaj, naprawdę mi przykro… - wziąłem głębszy
oddech. – Normalnie się tak nie zachowuję, ale dzisiaj to nie jest mój dzień i
wszystko idzie nie tak. Byłem wściekły i niesłusznie wyżyłem się na tobie.
- A gdybyś mnie potrącił, to co? – spojrzał na mnie
z naganą. – Też byś mnie tak zostawił, bo miałeś zły humor? – prychnął.
Spuściłem wzrok w akcie skruchy.
- Tak jak mówiłem, nie mam nic na swoje
usprawiedliwienie – rozłożyłem bezradnie ręce. – Mogę się jedynie cieszyć z
tego, że jednak cię nie potrąciłem. Miałeś rację, że jechałem stanowczo zbyt
szybko, ale, jak widzisz, spieszyłem się, żeby zdążyć tutaj na czas… co i tak
mi nie wyszło – westchnąłem. – Jeszcze raz wybacz – skłoniłem się w geście
przeprosin. Chłopak obrzucił mnie niepewnym spojrzeniem. – Szczerze to już
wolałem jak byłeś na mnie po prostu wściekły niż jak teraz spoglądasz na mnie z
tą rezerwą, myśląc, że podlizuję ci się, żebyś umyślnie czegoś nie zepsuł, na
przykład, przecinając przewody hamulcowe w ramach „rekompensaty”… - odezwałem
się burkliwie.
- Bez przesady – prychnął. – Nie jestem taki.
- Wiem – odparłem. – Dlatego próbuję ci też
uświadomić, że ja niekoniecznie jestem taki, jaki myślisz, że jestem… znaczy
jak mnie oceniłeś. Na ogół nie jestem niedoszłym mordercą, a potem żałosnym
lizusem…
- Cóż… Powiedzmy, że jestem skłonny w to uwierzyć –
zaśmiał się pod nosem. – Choć twój image może sugerować coś innego – zamrugałem
kilkakrotnie, nie rozumiejąc o co mu chodzi. – Mam na myśli twój sceniczny
image; ten stały rekwizyt w postaci noża czy zwyczaj chodzenia umazanym
substancją krwio-podobną – uśmiechnął się. – Znam twój zespół.
- Och… - wyrwało mi się. – Um… - zafrasowałem się.
Świetnie! Po prostu świetnie! W dodatku mnie
rozpoznał! Już to widzę, jak sprzedaje relacje z wydarzenia, w którym mało go
nie przejechałem, do jakiejś plotkarskiej gazety, rujnując mi i mojemu zespołowi
opinię. Cudnie! Zen i Kaede zabiją mnie jak nic!
- Spokojnie
– rzucił, wyrywając mnie z wiru własnych myśli. – „Niekoniecznie jestem taki,
jaki myślisz, że jestem” – zacytował moje słowa. – Założę się, że pomyślałeś,
iż pójdę z tym newsem do jakiegoś szmatławca, co? – cisza z mojej strony była
bardzo wymowna. – To ci teraz gwarantuję, że nie pójdę, okej? – spojrzał na
mnie już w zdecydowanie lepszym humorze. – Zapomnijmy o tej sprawie, co? To nie
była tylko twoja wina. Miałeś rację, nie rozejrzałem się, a ponad to powinienem
wyciągnąć wcześniej słuchawki z uszu, więc można powiedzieć, że jesteśmy tak
samo winni – wzruszył ramionami. – W sumie oprócz tego, że obiłem sobie tyłek,
a ty zdarłeś opony, to nic się nie stało, więc nie ma co tego dłużej roztrząsać
– spojrzałem na niego zdziwiony. Szczerze to nie przypuszczałem, że tak szybko
odpuści.
- To… miłe z twojej strony – wydukałem. – A więc…
Yuuki, tak? - chłopak skinął głową. – Twój ojciec wspomniał, że interesują cię
bardziej maszyny latające niż pojazdy poruszające się po ziemi, tak? (pomysł
ten wziął mi się stąd, iż Yuuki w jednym z wywiadów wspominał, że zanim
spróbował sił w muzyce pasjonował się właśnie awioniką oraz, a może przede
wszystkim, statkami kosmicznymi, jednak to muzykę [całe szczęście] ukochał
bardziej i postanowił się temu poświęcić od aut.) – próbowałem podtrzymać
rozmowę, aby nie było tak sztywno.
- Owszem – przytaknął.
- W takim razie co tu robisz? – dociekałem.
- Dorabiam sobie po godzinach – wyznał. – Wiesz,
biedny student wiecznie spłukany – zaśmiał się.
- A co cię bardziej pociąga; lotnictwo czy
mechanika? Wolałbyś zostać w przyszłości pilotem czy mechanikiem pracującym
przy maszynach latających? – drążyłem.
- Raczej mechanikiem – odparł po chwili namysłu. –
Może wstąpiłbym do wojska, żeby tam zająć się maszynami bojowymi? A może
zostałbym w cywilu i zatrudnił w jakimś lotnisku? – zastanowił się,
przykładając w zadumie do brody brudną część wskaźnika poziomu oleju, który
zostawił ciemną smugę na jego jasnej skórze. Orientując się, że się ubrudził,
wierzchem dłoni starł plamę, którą następnie przyozdobił koszulę. – Jeszcze nie
zdecydowałem…
Przyjrzałem mu się uważnie. Blondyn był niski i
cechował się drobną budową ciała; był szczupły, żeby nie powiedzieć po prostu
chudy. Jego jasne, farbowane włosy miękko opadały mu na ramiona i plecy.
Nieskazitelna, jasna cera oraz delikatny, podkreślający jego urodę makijaż
sprawiały, że nijak nie pasował do otoczenia takiego jak warsztat samochodowy
ani hangar lotniczy. Wyglądał jak wyciągnięty z obrazka, z plakatu, jakby
dopiero co zszedł z wybiegu dla modelek, więc nietrudno się dziwić, że nie
mogłem go sobie wyobrazić jako mechanika. Był bardzo przystojny, młody,
atrakcyjny… Moim zdaniem lepiej nadawał się na fotomodela czy hosta w klubie,
ale nie mnie o tym decydować. Był zniewieściały, ale za to bardzo piękny –
właśnie przez to tak bardzo nie pasował mi do tego jednego z najbardziej
męskich zawodów. Kiedy już rzucamy hasło „seksownego mechanika” to raczej na
ogół w większości głów pojawia się wyobrażenie „amerykańskiego ideału faceta”, wysokiego,
umięśnionego, często spoconego faceta w krótkich włosach, a nierzadko też z
kilkudniowym zarostem, a nie bisha rodem wyciągniętego z anime dla dziewczyn,
na którego widok przedstawicielki płci pięknej dostają masowego i zbiorowego
krwotoku z nosa.
Yuuki zatrzasnął maskę samochodu i podszedł do mnie
uśmiechnięty.
- Wszystko w porządku – oświadczył. – Wymieniłem
płyny i to w zasadzie byłoby na tyle – podał mi rękę, którą dość niedokładnie
oczyścił ze smaru, niemniej nie zawahałem się jej uścisnąć.
- Wielkie dzięki – również uśmiechnąłem się do
niego. – Ile jestem ci krewny?
- Co łaska – zaśmiał się. – Warsztat jest już
teoretycznie nieczynny, więc robię to na własną rękę i nie muszę się za to z
nikim rozliczać.
- Ach tak… - mruknąłem, nie przestając się
uśmiechać. – Właściwie to… Wiem, że nie zrobiłem na tobie dziś zbyt dobrego
pierwszego wrażenia… delikatnie rzecz ujmując – potarłem kark w nerwowym geście.
– Ale… ale czy dałbyś mi może szansę, żebym mógł to naprawić?
- Co masz na myśli? – spojrzał na mnie z
niezrozumieniem.
- Może spotkalibyśmy się jeszcze; co ty na to? –
zaproponowałem.
***
- Karma, nie powinniśmy – wydyszał chłopak,
próbując odtrącić od siebie moje ręce.
- Daj spokój – mruknąłem mu do ucha, całując go po
linii szczęki. – Połóż się – próbowałem zmusić go do tego, aby w końcu położył
się na tylnej kanapie samochodu, ale on wciąż był oporny.
- Tata zostawił nam otwarty warsztat tylko po to,
żebym zrobił ci przegląd – syknął.
- No to co? – rzuciłem się na niego, przewalając
go. – Najpierw ja zrobię ci przegląd (przypominam, że przegląd samochodu robi
się raz na rok, więc wychodzi na to, że przeniosłyśmy się w czasie właśnie o
rok kalendarzowy od aut.) – zaśmiałem się – a potem ty zrobisz przegląd mojemu
samochodowi; co nie pasuje ci w tym układzie? – uśmiechnąłem się, obsypując
jego szyję pocałunkami.
- A jak ktoś usłyszy? – panikował. – Karma, proszę,
potem pojedziemy do ciebie i będziesz mógł już zrobić ze mną wszystk… ACH! –
jęknął, kiedy zacisnąłem dłoń na jego erekcji, wsuwając rękę pod linię spodni i
bielizny chłopaka.
- Chyba sam widzisz, że ani ja, ani ty już dłużej
nie wytrzymamy – przesunąłem językiem po jego mostku, odsłaniając jego tors,
rozsuwając przy tym poły flanelowej koszuli. – Yuuki… - jęknąłem błagalnie.
Blondyn dyszał coraz ciężej.
- Och, niech będzie! – sapnął, unosząc biodra, aby
ułatwić mi pozbawienie go zbędnej odzieży. Prężył się rozkosznie, kiedy go
onanizowałem. – Um, Karma? – wydusił.
- Słucham cię, skarbie – zatoczyłem koło językiem
wokół jego sutka, owiewając jego wrażliwą w tym miejscu skórę ciepłym oddechem.
- Nie uważasz, że to dość wymowne? – zaśmiał się i
jęknął głośno, kiedy przyspieszyłem ruchy ręki.
- Co takiego, kochanie? – dociekałem.
- Rok temu… tym samym autem mało mnie nie
potrąciłeś – wydyszał – a dziś… chcesz się w nim ze mną kochać – zagryzł wargi,
kiedy zacząłem pocierać kciukiem jego żołądź.
- Masz rację – zgodziłem się i zaśmiałem się
krótko, gdyż przerwał mi mój ukochany, zamykając mi usta długim i namiętnym
pocałunkiem.
Piękna notka xD sosenka najlepsza ❤ i robienie przeglądu XD Jeju, uśmiałam się.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, Kita-san~ ❤
Pozdrawiam~
Takie to romantyczne na karmowy sposób. Ten psychopata jest świetny. Miałaś bardzo ciekawy pomysł na fabułę; oryginalny, jak zresztą w przypadku wszystkich Twoich opowiadań. Szkoda, że scenka taka krótka. ;; Ale patrząc na całokształt... Właściwie to nic, że seksów brak.
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać następnego opowiadania. Kiedy widzę, że w kolejce są "Książe z bajki", "Nowy świat" i Tsuzuku x Koichi, nie mogę się zdecydować, czego chcę bardziej.
Hehe, świetny one-shot, Karma najlepszy <3 Tak, tekst o robieniu przeglądu najlepszy x''D
OdpowiedzUsuńPiesi nie mają żadnego pierwszeństwa xd To szkodniki na drodze xd Kierowca ma obowiązek przepuścić jedynie rower na przejeździe rowerowym, kiedy piesi mają zielone światło na przejściu (najczęściej taka sytuacja występuje, przy skręcie warunkowym, na tzw strzałce. Bo zwykle jak samochody mają zielone to piesi nie.), osobę niepełnosprawną i osoby o kuli. Powinien przepuścić jesli na przejściu jest większa grupa osób, lub stoi kobieta w ciąży. Cała reszta musi czekać na swoją kolej (czyt: kiedy nic nie jedzie).
OdpowiedzUsuńPieszemu natomiast jest surowo zabronione wychodzenie tuz przed nadjeżdżający pojazd (za taki uważa się plus minus odległość 15-10 metrów i bliżej)
No chyba że juz jest na pasach... to wtedy zacisnąć zeby trzeba i przepuścić.
Ale jak stoi przy pasach jedynie zachowujemy szczególna ostrożność (w domysle bo samochód wazy więcej...) i jedziemy.
*Midziak szykuje się na teoretyczny na prawko :x*
A ficek był uroczy :3 Rozłożył mnie tekst "Najpierw ja zrobię ci przegląd – zaśmiałem się – a potem ty zrobisz przegląd mojemu samochodowi; co nie pasuje ci w tym układzie?" XD I sosenka. Właściwie skąd ona tam się wzięła ta sosenka xd? Przyjemne to było w czytaniu :3
Tylko szkoda, że krótkie... No ale dzięki temu mam kolejną istotę i grupę na liscie "do poznania" :D!
PS Widzę, że pojawił się Ideał w kolejce... Nie moge się doczekać <3
Ah jak ja dobrze rozumiem Karme, też zdążają mi się takie pechowe dni gdzie wszystko jest przeciwko mnie, fajnie że ten pechowy dzień przyniósł mu tak naprawdę szczęście. Bardzo fajny one shot. Miły i przyjemny. Bardzo dobrze się go czytało ^^ Pod koniec prawdę mówiąc nie zorientowałam sie że rok upłynął więc byłam trochę zdezorientowana tym ich przeglądem ale pod koniec już się zorientowałam xD Bardo urocze chodź krótkie. Z chęcią poczytałabym wiecej o nich i o tym jak się rozwijał ich związek ale bardzo mi się podobało. Już od pierwszego zdania trafił do mnie ten one shot i czytałam go oderwana od reszty świata, jakby tylko on istniał ^^
OdpowiedzUsuńDorobiłem właśnie klucze do mieszkania. Postawiłem na www.kluczykolsztyn.pl i nie żałuję!
OdpowiedzUsuń