Oneshoot "Oh shit... Have I killed him?" Yuuki x Rito (Lycaon)

No... Także tego... Co ja to chciałam?
A tak - po pierwsze to chciałam was poinformować, że jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że nie komentuje, bo nie umie tego robić, to jak wszelkie ostro zakończone rzeczy kocham, znajdę, wypatroszę i zamorduję albo (co bardziej prawdopodobne) powiem, że mam to wszystko w dupie i pójdę do szafy szukać przejścia do Narnii, a w niej z kolei będę szukać szczęścia. I może pójdę na poszukiwania jakiś elfów albo coś...
Poważnie, ludzie, czy wy macie jakieś inne klawiatury, które gryzą? O co chodzi? Gdzie jest trudność w napisaniu jednego słowa? Wystarczy "Podobało mi się/Nie podobało mi się". Na litość wszystkiego, co może się zlitować! Przecież napisanie czegoś takiego nie trwa wieków, a niecałą minutę! Poza tym, przypominam, że pod każdym postem jest taki ładny paseczek z tzw. "emocjami", gdzie wystarczy tylko kliknąć przy tej emocji, która towarzyszyła wam podczas czytania. Kliknięcie zawiera jeszcze mniej czasu niż napisanie pojedynczego nierozwiniętego zdania lub choćby jednego słowa.

No, a teraz dla równowagi coś miłego: rzecz jasna chciałam podziękować za te wszystkie miłe słowa i komentarze, za te wyznania miłości i całe referaty, które ostatnio do mnie dotarły zawierające wasze uczucia i oczekiwania. To naprawdę pokrzepiające :'] Aż się wzruszyłam ;D

No i zgodnie z obietnicą, dzisiejsza notatka z dedykacją dla Seiji ♥



Tytuł: „Oh shit… Have I killed him?”
Paring: Yuuki x Rito (Lycaon)
Typ: oneshoot
Gatunek: komedia
Beta: -


Zaraz po koncercie z całym zespołem poszliśmy oblać kolejną udaną trasę. Wszyscy byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Nikt z nas nawet nie myślał o tym, żeby się przebrać w normalne, wygodne ubrania – a nawet jeśli ktoś o tym pomyślał, to nie rzucił tak genialnego pomysłu. Bo niby po co? W końcu po ciężkiej pracy mieliśmy czas na zabawę i tylko to się liczyło; zabawę, na jaką od dawna mieliśmy ochotę.
Menager, jak zwykle, dyktował nam warunki: „Tylko nie pijcie za dużo, bo jutro wyjeżdżamy o piątej nad ranem!”, „Tylko wróćcie przed dwudziestą czwartą!” – do cholery! Przecież jesteśmy już dorośli, a jednak wciąż ktoś mówi, co nam wolno, a co nie. W czymś w rodzaju odwetu, na złość mężczyźnie, dla którego najważniejsze na świecie był terminarz, postanowiliśmy porządnie zaszaleć. Upić się do nieprzytomności, tańczyć dopóki będzie nam dane utrzymać się na nogach, śpiewać tak głośno, aż zedrzemy gardła…

I skończyło się to, rzecz jasna, źle.
Co najmniej źle.

Gdzieś w głębi mojej podświadomości, tam, gdzie mieściła się ta nikła część mózgu odpowiadająca za racjonalne myślenie (tak rzadko przeze mnie wykorzystywana) cieniutki głos podpowiadał mi, że menager miał całkiem słuszne powody, by traktować nas jak dzieci; a w szczególności mnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeszcze nie dorosłem, mimo iż dawno już powinienem był to zrobić. Jestem niepoważny i mam tego świadomość. Mężczyzna po prostu traktował mnie tak, jak sobie na to zasłużyłem. Wiedziałem o tym, ale nie mogłem, czy raczej nie chciałem, przyjąć tego do wiadomości. Zachowywałem się jak gówniarz, a reszta zespołu brała ze mnie przykład – dlaczego? Bo według nich byłem zabawny.
Jak na lekkoducha przystało wiecznie było mi mało imprez. Szczerze powiedziawszy to czasem miałem ich dość, ale próbowałem pozostać takim, jakim chcieli widzieć mnie inni – zwierzęciem imprezowym. Po prostu… czasem miałem takie dość przykre uczucie, że jeśli się zmienię, to nie będę ich już interesował. Nie wyróżniałem się niczym specjalnym, nie posiadałem żadnych umiejętności czy nie miałem cech charakteru, które sprawiałyby, że ludzie wciąż chcieliby pozostać w moim towarzystwie – w przeciwieństwie do Satoshiego, Rito, Hiyuu i Ichiro; a bynajmniej tak mi się zdawało. Zawsze czułem się nieco gorszy, jakbym snuł się na szarym końcu – ale nigdy nie dałem tego po sobie poznać.
Tak więc… Ta cała nieszczęsna impreza to był mój pomysł. Pomijam już szkody materialne, jakie wyrządziliśmy w pokoju hotelowym, to jak bardzo zdenerwowana była sprzątaczka, to, że nikt nie wstał o piątej rano, przez co wpakowaliśmy się w korki, spędziliśmy w busie łącznie ponad dwanaście godzin i zamiast przyjechać do Tokio o przyzwoitej godzinie trzynastej, przybyliśmy do domu o pierwszej w nocy… To wszystko nic w porównaniu do tego, co wyrządziłem mojemu kochanemu Rito…
Ups…
Czy ja powiedziałem „kochanemu”? „Mojemu”?
Jestem beznadziejny…

Gdzieś koło godziny drugiej w nocy wyciągnąłem gitarzystę z pokoju, gdzie toczyła się cała wrzawa. W sumie to już dokładnie nie pamiętam tego, co zaplanowałem (choć istnieje możliwość, że w mojej głowie zionęła wtedy jedynie bezkresna pustka o zapachu śliwkowego sake), ale wiem, że chciałem w końcu przyznać się do uczucia, którym obdarzyłem Rito. Roześmiani wyszliśmy, choć odpowiedniejszym określeniem powinno być to, iż wywlokłem chłopaka za sobą, ciągnąc go uparcie za rękę. Chciałem zaprowadzić go w ustronne miejsce, gdzie moglibyśmy swobodnie porozmawiać, nawet jeśli oznaczało to, że musiałbym się naprawdę głęboko doszukiwać sensu w bełkotaniu Rito. Gitarzysta był w znacznie gorszym stadium upojenia alkoholowego ode mnie, ale to tylko przemawiało na moją korzyść. Jak? Otóż liczyłem, że jeśli nawet mnie odrzuci, to nie będzie tego pamiętał. A ponad to, słowa pijanego to myśli trzeźwego… chciałem po prostu dowiedzieć się czy on także coś do mnie czuje…
Szliśmy dość szybko, a Rito szurał ciężko nogami po betonowych płytach chodnika i wciąż się śmiał, choć już przestałem rozumieć, z czego. Nocne, zimne powietrze zdawało się sprawiać, iż trzeźwiałem z chwili na chwilę… a to źle. Doskonale zdawałem sobie sprawę, iż jeśli chłopak mnie odtrąci, to będzie mnie to znacznie bardziej bolało, kiedy będę w pełni przytomny umysłowo. Zapisze się to w moich wspomnieniach.
I będzie bolało.
Jak cholera…
Dopadł mnie stres. Mój oddech przyspieszył, a szczęki samoistnie zacisnęły się, tak mocno, iż z pewnością wrzasnąłbym z bólu, gdyby nie to, że moje usta nie chciały się otworzyć. Czułem każdą pojedynczą plombę; wszystkie na raz, jakby się zmówiły, zaczęły boleć. Myśli skołtuniły się od dzielących się z prędkością dźwięku kolejnych obaw. Przełknąłem głośno ślinę…
Zwolniłem, kiedy znów znaleźliśmy się naprzeciw wejścia do sali, w której dzisiejszego wieczoru dawaliśmy koncert. Pociągnąłem za klamkę… i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wejście stanęło przed nami otworem. Gitarzysta zachichotał i powiedział coś do siebie (może i do mnie, ale w każdym razie już go nie słuchałem). Weszliśmy do środka. Było tu pusto, wszystko zostało posprzątane i wyglądało tak, jakbyśmy nigdy tu nie postawili nogi – ani my, ani rzesza naszych fanów. Poczułem coś w rodzaju… zawodu? Przemknęło mi przez myśl, że coś identycznego  stanie się ze mną w umyśle szatyna – jutro rano nie będzie pamiętał, że wyznałem mu miłość. Z jednej strony cieszyłem się z tego, gdyż dzięki takiemu obrotowi spraw nasza przyjaźń nie ucierpi, a chłopak nie będzie na mnie krzywo spoglądał, jednak… z drugiej strony wciąż odczuwałem smutek. Rito z pewnością nie odwzajemniał mojego uczucia; wiedziałem to niemalże ze stuprocentową pewnością, więc sam nie rozumiałem, dlaczego wciąż łudziłem się, że istnieje dla nas jakakolwiek szansa… Nie mogłem przestać o tym myśleć, nieważne, jak bardzo próbowałem wbić sobie do głowy najczarniejszy scenariusz tej rozmowy, aby później nie płakać nad rozlanym mlekiem.
Mimo wszystko wciąż chciałem mu powiedzieć, o tym co do niego czuję – nie umiałem już dłużej tego ukrywać. Po prostu musiałem się przyznać!... nawet, jeśli on miałby tego nie pamiętać.
Weszliśmy do miejsca, które uprzednio służyło nam za garderobę. Wystarczyło, żebyśmy przeszli przez dość wąski korytarz, następnie zeszli ze schodów i już moglibyśmy opaść na purpurową sofę; mógłbym powiedzieć to, co od tak wielu miesięcy nie dawało mi spokoju w taki sposób, w jaki to sobie wymyśliłem na poczekaniu…
…jednak nie było mi to dane.

W końcu powiedziałem, że wszystko poszło nie tak, jak powinno, nie?

Stąpałem już pewnie i nie chwiałem się (a bynajmniej tak mi się wydawało); zresztą nie wypiłem znowu aż tak dużo. Gorzej było z Rito. Kiedy schodziliśmy ze schodków (których było zaledwie trzy) coś mnie podkusiło, żeby wskoczyć mu na plecy. Chłopak stracił równowagę i padł na podłogę jak długi. Może moje lądowanie nie było zbyt miękkie, biorąc pod uwagę, że gitarzysta był dość kościsty, ale z pewnością byłem w lepszej sytuacji niż muzyk, który… nie dawał znaku życia!
Niepewnie zwlokłem się z jego pleców i przykucnąłem obok. Potrząsnąłem nim energicznie.
- Hej, Rito, nie wygłupiaj się! – zawołałem, jednak on ani drgnął.
W mojej głowie pojawiła się paniczna myśl: „Kurwa, czy ja go zabiłem?!”.
No co? W końcu nie wytrzeźwiałem AŻ do tego stopnia, jak mi się początkowo zdawało… Poza tym normalnie też zachowywałem się jak przewrażliwiona, niekiedy niestabilna emocjonalnie nastolatka, więc proszę, Drogi Czytelniku, nie bądź zdziwiony moją reakcją.
Drgnąłem.
Przełknąłem głośno ślinę.
Ja pieprzę, ileż to będzie zachodu ze znalezieniem drugiego, tak dobrego gitarzysty! No i menager mnie zabije! I reszta zespołu też! A co, jak to się wyda? Media nagłośnią całą sprawę! Z pewnością będzie czekała mnie sprawa sądowa – co jeśli trafię do więzienia?! Co zrobi jego rodzina, kiedy się o tym dowie? Pewnie będą mnie chcieli spalić na stosie! Jego matka popadnie w depresję! Jak będzie wyglądał jego pogrzeb? Czy będzie mi dane być na nim obecnym?
No i mój kochany Rito nigdy nie dowie się o tym, co do niego czuję!
Chwyciłem chłopaka pod pachami i zaciągnąłem go do kanapy. Położyłem go na niej i nerwowo zacząłem krążyć po pokoju. Co powinienem zrobić? Ukryć zwłoki? Ale co powiem reszcie – jak wytłumaczę zniknięcie Rito?
Wtem olśniło mnie! Przecież nie wiem czy on jest naprawdę trupem, czy tylko stracił przytomność! Przytknąłem mu dwa palce do szyi, ale nie mogłem wyczuć pulsu – może dlatego, że robiłem to dość nieudolnie, a może dlatego że wciąż mieszało mi się nieco w oczach, kiedy zbyt mocno skupiłem się na jednym punkcie. W każdym razie brak pulsu oznaczał tylko jedno…
Denat!
Padłem na kolana na podłogę i ukryłem twarz w dłoniach. Między palcami niby widziałem ledwo dostrzegalny ruch klatki piersiowej szatyna, ale nie mogłem w to uwierzyć. Uparcie powtarzałem sobie, że to jedynie mieni mi się w oczach, że to mi się zdaje, że tak bardzo chcę dostrzec to, jak oddycha, że moja wyobraźnia podsuwa mi taki obraz… Zalałem się gorzkimi łzami. Płakałem tak może przez pięć minut, może przed wiele godzin – straciłem poczucie czasu. Czas w obliczu śmierci ukochanego nie miał znaczenia.
Nagle usłyszałem dźwięk – coś pomiędzy westchnięciem a dźwiękiem powietrza uchodzącego z przebitego balonu. Czy to już zaczyna się proces gnilny zwłok? Czy to już gazy powstające w wyniku rozkładu próbują znaleźć jakiekolwiek ujście z martwego ciała? Załkałem jeszcze głośniej. Nie, nie chciałem na niego patrzeć w takim stanie. Chciałem zapamiętać go takim, jaki był za życia…
Mimo wszystko podpatrując przez rozczapierzone palce chciałem ostatni raz dotknąć jego gładkiego policzka. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, kiedy nagle… oberwałem po łapach.
- Nie wystarczająco już mnie uszkodziłeś? – warknął Rito.
W jednej chwili zabrakło mi łez. Odciągnąłem ręce od twarzy i spojrzałem na niego zszokowany. Gitarzysta trzymał się za obolałą głowę, a na jego twarzy malował się nieprzyjemny grymas. Zamrugałem kilkakrotnie zszokowany.
A ja już chciałem go grzebać!
- R-Rito… - wydukałem.
- Nie, Święty Mikołaj, wiesz? – prychnął i odwrócił się do mnie tyłem.
Żyje…
On żyje!
Byłem przeszczęśliwy, nawet jeśli moje zachowanie tego nie potwierdzało. Wciąż siedziałem na podłodze i z niedowierzaniem wpatrywałem się w jego odsłonięte plecy i wsłuchiwałem w kolejne warknięcia, które zapewne były przekleństwami.
A co jeśli to tylko moja wyobraźnia? Może zaczynam już szaleć? Choć z drugiej strony… chyba wolałbym zostać w wariatkowie niż w więzieniu; może jeśli udowodnią moją chorobę psychiczną to złagodzą mi wyrok albo coś?
- Długo jeszcze zamierzasz się tak na mnie gapić? – podniósł niechętnie głowę spoglądając na mnie kwaśno. – Boże! Wyglądasz jak siedem nieszczęść! – wywindował się gwałtownie do siadu, czego zaraz pożałował; zarówno od nadmiaru alkoholu, jak i od uderzenia, przez które stracił na pewien czas przytomność. – I czego ryczysz, durniu? – wywrócił oczyma, po czym złapał mnie za rękę i mocno przyciągnął do siebie.
Wylądowałem twarzą wprost w jego torsie. Rito objął mnie na wysokości pasa, po czym podniósł i posadził koło siebie. Popchnął mnie do tyłu, tak, że wylądowałem głową na oparciu sofy. Sam ułożył się obok i znów mnie objął, wciskając w swoją klatkę piersiową. Niepewnie odwzajemniłem uścisk. Przyjemnie było czuć ciepło jego ciała. Kiedy zamknąłem oczy, słyszałem jedynie jego rytmiczny oddech i bicie serca  - dwa odgłosy, które sprawiły, że tym razem po mojej twarzy popłynęły łzy szczęścia i ulgi.
- No już, uspokój się – mruknął opierając brodę na mojej głowie.
Wczepiłem się w niego mocniej, próbując opanować, co nie było takie proste. Łapczywie chwytałem ustami powietrze, po których błąkał się mimowolny, delikatny uśmiech. Wraz z upływem czasu, z którym uspakajałem się, ogarniało mnie coraz większe zmęczenie wywołane przez tę niedawną histerię; nocne imprezowanie też dało się we znaki.
- Matko… - jęknął chłopak. Odsunąłem się od niego nieznacznie, aby móc spojrzeć mu w twarz. – To ja tu jestem poszkodowany, a muszę cię pocieszać i tulić. Chyba powinno być odwrotnie, co? – posłał mi słaby uśmiech, który tonizowany był przez wciąż ściągnięte w bólu brwi. – Co to by było, gdybym nie miał do ciebie tyle cierpliwości; gdybym cię nie… - urwał nagle, jakby zorientował się, że jeszcze słowo, a mógłby żałować tego, co powiedział, do końca życia.
- Przepraszam! – podniosłem się na łokciu. – Tak bardzo cię przepraszam! Ja naprawdę nie chciałem! – zarzekałem się. – Ja… Ja tylko… tylko…
- Tylko co? – dopytywał. – I w sumie to po co mnie tu ściągnąłeś?
- Ja… Chciałem porozmawiać… - wydusiłem z siebie.
- Kiedy obaj jesteśmy pijani? Świetny pomysł! – zaśmiał się krótko zachrypniętym głosem. – Ty spychasz mnie ze schodów i wypłakujesz mi się w rękaw z tego powodu, ja tracę przytomność, chwilę przysypiam i nie wiem, gdzie jestem – pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co mówi. Spojrzał na mnie uważnie. – Wciąż masz mętne oczy – zauważył. – Dobra – machnął lekceważąco ręką – skoro już tu jesteśmy, gdziekolwiek to „tu” się znajduje, możemy porozmawiać o tym, o czym chciałeś, dopóki nie przestanie mi huczeć w głowie i nie będę w stanie wrócić o własnych siłach do hotelu – nie odrywał ode mnie wzroku, co trochę mnie peszyło. - Więc? Co to za ważna sprawa, dla której narażałeś moje zdrowie?
- Ja… Ja… - znów zacząłem dukać.
- Tylko nie mów, że zapomniałeś, bo się wścieknę! – zagroził. – I niby, co ja w tobie widzę? – westchnął cierpiętniczo. Ostatnie zdanie wypowiedział znacznie ciszej, z czego wnioskuję, że wcale nie miałem go usłyszeć; a jednak.
- Co we mnie widzisz? – powtórzyłem zdziwiony.
Rito spojrzał na mnie z paniką wypisaną na twarzy. Tym razem nawet jego brwi się uniosły, co znaczyło, że wprawiłem go w takie osłupienie i zakłopotanie, iż przez moment zapomniał nawet o doskwierającym bólu.
- Znaczy… No wiesz… – nerwowo zaczął bawić się swoimi bransoletkami na nadgarstkach. – Nie w tym kontekście; żeby nie było!
- Och… - wyrwało mi się zawiedzione westchnięcie.
- Jesteś z tego powodu smutny?
- Co? – otworzyłem szerzej oczy. – Nie! Oczywiście, że nie! Jak niby mógłbym cieszyć się z tego, że mój przyjaciel się we mnie zakochał? – zaśmiałem się nerwowo. To zaprzeczenie brzmiało cienko nawet w moich uszach…
- Yuuki – gitarzysta jednym ruchem sprawił, że leżałem pod nim, a on uparcie wpatrywał mi się w oczy – dorośnij w końcu, co? – spojrzał na mnie z prośbą. – Przestajesz już być zabawny. Zresztą… to naprawdę nie jest przyjemne, kiedy muszę oglądać, jak się męczysz – uśmiechnął się delikatnie i nachylił nade mną.
Pod wpływem chwili zamknąłem oczy. Kiedy poczułem jego gorące wargi na moich, miałem ochotę krzyczeć z radości. Wszystkie jednak te krzyki utonęły w ustach szatyna, który skorzystał z tego, że uchyliłem wargi i wsunął między nie swój sprawny język. Założyłem mu ręce na kark, a chwilę potem wiłem się pod nim z rozkoszy, kiedy pieścił mój język i podniebienie.

***

Historia ta skończyła się trzema szwami tuż nad skronią gitarzysty, porządnym opieprzem od menagera oraz bezbrzeżnym zdziwieniem, kiedy jedna z osób z naszej ekipy technicznej wróciła rano by zamknąć salę i znalazła nas wtulonych w siebie na wąskiej sofie.
Ach, no i co ważniejsze, skończyło się tym, że dorosłem… chociaż odrobinę. Jednak myślę, że mój kochany Rito dalej będzie mnie szkolił w tym zakresie.
A co najważniejsze – dostałem szczęście, o którym chciałem dyskutować po pijaku.

No i przynajmniej nikogo nie zabiłem…

11 komentarzy:

  1. He...hehe...hehehe...
    Od 2dni siedzę jak na szpilkach i co 3min sprawdzam Twojego bloga patrząc czy przypadkiem nie pojawiła się nowa notka. Wchodzę 10mi z myślą-"i tak pewnie moje guru nie dodało" a tu boom! Jest! Jest jest jest! I to dla mnie! Kituś go było zabawne! xD. To jak Yuuki zastanawiał się co teraz zrobi z "martwym" ciałem Rito było mega! Nie słucham Lycaon a przez Ciebie zacznę! I to na 100%! Nawiedzę Cię na fb i zamęczę o dawanie piosenek! Taaak to jest plan....
    Podsumowywując! Drogie Panie i...dobra same Panie...
    Macie wielbić Kitę za jej opowiadania i koniec kropka. Skarg nie przyjmujemy bo takowych nie będzie prawda?*morduje wzrokiem* Czyli wszyscy się zgadzają, bosko^^
    Czekam na "Bóg chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia" oraz kolejne notki! Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kiedyś zobaczyłam to zdjęcie prosiłam siły rządzące światem o takiego shota ^~^
    Kocham ich ~^~^~
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, biedny Rito... Choć zapewne moja reakcja byłaby podobna, i też zastanawiałabym się gdzie ukryć zwłoki. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Umarłam XD Ze śmiechu!

    Wsyztsko tu było zabawne xD i ta cała sytuacja.. a potem reakcja glównego bohatera xD i końcówka <3 Wszytsko <3 Genialny fick :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne! No po prostu ten jego wywód czy go zabił, czy nie. To było genialne, naprawdę. Uwielbiam czytać takie komedie. Człowiekowi od razu się humor poprawia :)

    Ps i rozumiem twoje oburzenie do komentarzy, mam to samo :D Przecież klawiatura nie gryzie ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamo.. hahaha xD Nie ważne, że chyba jedną ich piosenkę słyszałam i nie wiem kto jest kim - podobało mi się! Ale chyba powinnam iść spać... Potem jakiś konstruktywny komentarz skombinuję x.x Dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera, jak tylko zobaczyłam tytuł, to wiedziałam, że chodzi o to zdjęcie xd

    To mnie rozwaliło, serio xd Normalnie aż nie wiem co tu napisać... Powiem tylko tyle, że oneshoot genialny, i chcę więcej tego zespołu! Uwielbiam ich, ale ciężko znaleźć jakieś dobre opowiadanie z nimi :c Weny życzę! ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Buhahahaaahaaha to było pienkne, po prostu pienkne hahahah a reakcja Yuukiego na to jak "zabił" Rito...hahahah gdyby nie fakt że leżałam na łóżku to bym na ziemie spadła xpppp
    Ogólnie strasznie mi się podobało =^.^= (jak zawsze)
    I ten weny życzę i więcej opowiadań z Lycaon <333 i YAY PANDA xppppp

    OdpowiedzUsuń
  9. Lycaon!
    Oł jeaaaaa!!!
    More more more
    Kocham Cię za tą notke <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Taki osób, jak on jest wiele, co robią wszystko, żeby być zauważali i zachowują się jak dzieci. Znam kilka takich osób, ale człowiek nigdy do końca nie dorasta.
    Rozmyślania Yuuki' ego, co z nim będzie po zamordowaniu Rito, było zabawne. Miał się czego przestraszyć XD. W sumie to te myślenie było jakie można znaleźć wszędzie. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z filmem. Cóż, chyba jeszcze ciekawsza była scena przed wyznaniem miłosnym, jak skoczył na Riko i zwalił go ze schodów. Romantyzm pełną parą XD.

    OdpowiedzUsuń
  11. Shot średni. Nie jest słaby, ale nie jest też arcyciekawy. Przynajmniej nie ma błędów, które by przeszkadzały w czytaniu. ^^ No może jeden... Czy Rito przypadkiem nie zmienił ksywki na Zero ponad pół roku temu? Zdjęcie chyba pochodzi sprzed zmiany pseudonimu, ale i tak warto by było zaznaczyć, że Rito to Zero~
    Plus za inspirowanie się zdjęciem (bo po prostu lubię, gdy fanfick jest inspirowany wywiadem/cytatem/zdjęciem/sytuacją etc.). Miło poczytać coś o raczej mało znanym zespole, który akurat lubię, niż w kółko o tych samych. ^-^ Uwielbiam Yuukiego. <3

    OdpowiedzUsuń