Miniaturka "Lekcja dobrego wychowania i jej skutki" Reita x Aoi (The GazettE)

Zgodnie z obietnicą... Mocno spóźnione, ale cóż...
Pisane w trakcie oczekiwania na część rejonową konkursu biologicznego - wszyscy uczą się ziół, a ja piszę miniaturki na bloga... Chyba nie jestem normalna...

Tytuł: „Lekcja dobrego zachowania i jej skutki”
Paring: Reita x Aoi (The GazettE)
Typ: miniaturka
Gatunek: obyczajowy
Bata: -

Znasz to uczucie, kiedy wracasz do domu w nocy, kiedy jest tak cholernie ciemno, że nie widzisz czubka własnego nosa, a w tej nieskończonej ciemności zdaje ci się, że jest tylko jeden realny punkt - punkt światła. I jest nim oczywiście nic innego, jak mdłe światło lampki nocnej wścibskiej sąsiadki, która nawet o tak później porze pełni rolę monitoringu miejskiego?
Jeśli tak, to wiesz, jak bardzo cierpiałem w tym momencie.
Westchnąłem ciężko, przyglądając się, jak mój oddech staje się ulotnym, białym kłębem pary. Wcisnąłem ręce głębiej w kieszenie, rozpaczliwie próbując nie poddać się osaczającemu mnie chłodowi. Pokręciłem głową, próbując przekonać sam siebie, że nie będzie gorzej niż zwykle.
No tak, miałem wrócić do domu przed północą, ale się nie wyrobiłem. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz, który mało mnie nie oślepił. 2:54. Tragedia…
Starsza kobieta wyglądająca z okna wciąż mnie obserwowała, co doprowadzało mnie do szału - poniekąd dlatego że w istocie była strasznie irytująca, ale głównie dlatego że moja złość została skropiona alkoholem. Co prawda szedłem prosto o własnych siłach i miałem wrażenie, że z każdym wdechem, podczas którego wypełniałem swoje płuca mroźnym powietrzem, trzeźwiałem, jednak sake zawsze podsycało moje zachowania; dobry humor zamieniało w euforię, a zły w nerwicę.
Zakląłem pod nosem na myśl o tym, że mimo iż jej mieszkanie (tak samo jak moje) mieściło się na trzecim piętrze, to ona doskonale widziała stamtąd, jaki maiałem kolor skarpetek. Cholera, byłem tego pewny!...
A może po prostu na starość w człowieku budziły się jakieś nadludzkie mocne?
Nie, głupie gadanie. Gdyby tak było w rzeczywistości, to ta stara… jak jej tam było? Shimora? No coś w ten deseń… W każdym razie nie potrzebowałaby za każdym razem pomocy w przyniesieniu zakupów oraz przejściu przez ulicę…
Wszedłem do odpowiedniego bloku i wjechałem windą na trzecie piętro. Kierowałem się do własnego mieszkania, kiedy dokładnie trzy kroki przed drzwiami starej Shimory zaczął ujadać jej głupi kundel. Ten pies był tak samo irytujący jak ona sama! W dodatku miał jakieś dziwne pole rażenia niczym przeciwnik w grze MMORPG – zaczynał szczekać zawsze kiedy stałem idealnie trzy kroki przed drzwiami. To samo działo się w drugą stronę – gdybym stał przez cały dzień trzy kroki za jej drzwiami, pies ujadałby przez cały ten czas. Niemniej gdybym wykonał jeden krok w przód – cisza jak makiem zasiał. Podsumowując, jego pole rażenia wynosiło sześć kroków (w mojej mierze). Ten pies też był nienormalny… W dodatku chyba potrafi wzrokiem przenikać przez drzwi albo miał wbudowany detektor ciepła, bo nawet jeśli się nie poruszałem, a stałem w jego „polu rażenia”, to on wciąż szczekał.
Już miałem przejść obok mieszkania Shimory szybkim krokiem, kiedy nagle zreflektowałem się. Obudziła się we mnie cząstka agenta 007. Przylgnąłem do ściany niczym maskujący się kameleon (pomińmy to, że ściana była biała, a ja ubrany prawie cały na czarno) i zamierzałem tym razem niezauważony przemknąć pod jej drzwiami. Niestety nie udało się. Piskliwe szczekanie zdawało się być nienaturalnie głośne w ciszy, którą jak do tej pory mącił tylko odgłos przesuwającego się kaptura mojej zimowej kurtki po ścianie. Wtem w szczelinie między drzwiami a podłogą dostrzegłem wąziutki paseczek światła - już wiedziałem, że poległem sromotnie.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w przejściu stanęła gruby babsztyl i wbił we mnie świdrujące spojrzenie małych oczek, zupełnie tak, jakby chciała zabrać mi duszę. Przewróciłem oczyma, na co ona zaczęła się „na dzień dobry” wydzierać:
- Trochę szacunku, młody człowieku!
- Taa… - mruknąłem.
- Gdzie ty się szlajasz po nocach?! Czy twoja matka wie o tym i ci na to pozwala?!
- No tak, teraz już z pewnością wie – wzruszyłem ramionami i odwróciłem się w stronę ciemnego korytarza, na którego końcu mieściły się drzwi do mojego mieszkania. Stamtąd dobiegł mnie cichy odgłos przekręcanego klucza w zamku. Chwilę potem w progu drzwi ukazała się moja mama w koszuli nocnej i szlafroku z zaniepokojoną miną. – Wielkie dzięki… - syknąłem.
- Bezczelny!
- Ta, już to dzisiaj słyszałem jakieś sześć milionów czterysta dziewięćdziesiąt jeden razy – pokiwałem głową, jakby podkreślając, że zgadzam się z własnymi słowami.
- Cham!
- O, poszerzamy swój słownik wyzwisk? – rzuciłem jadowicie.
- Akira! – krzyknęła moja mama. – Skończ!
- Z wielką przyjemnością – machnąłem lekceważąco ręką i skierowałem się w stronę rodzicielki.
- Jak mogła pani go tak nie wychować! On absolutnie nie umie się zachować! – wciąż wydzierała się Shimora.
- A przepraszam, kiedy przeszliśmy na „ty”, bo nie zauważyłem? – jak zwykle musiałem się odezwać, przy czym byłem całkowicie świadom tego, iż sam kopałem sobie grób.
- Akira! – ponownie upomniała mnie kobieta, kładąc mi rękę na ramieniu.
- No co? – prychnąłem, po czym udałem się do łazienki w celu wzięcia długiego i gorącego prysznica.
Po drodze całkowicie zignorowałem oburzone spojrzenia starszej siostry i ojca. No tak, wszyscy już zostali obudzeni… Pięknie, jutro prawdopodobnie zostanę wydziedziczony…

***

Po długiej rozmowie w stylu „narady rodzinnej”, podczas której byłem wytykany palcami dla podkreślenia, że to właśnie ja (nikt inny!) byłem winowajcą zaistniałej w nocy sytuacji, zostałem skazany na przymusowe prace, aby odkupić swoje winy. Ponad to matka stwierdziła, iż konieczne muszę zacząć uczęszczać na lekcje dobrego zachowania. Kiedy usłyszałem ten „werdykt”, pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, co tylko zmotywowało mamę do tego, aby iść w zaparte.
Po skończonej pracy, na którą składało się odkurzenie, umycie oraz nawoskowanie (litości!) dwóch samochodów, pozmywania podług, pościerania kurzu wszędzie, gdzie tylko on osiadł, wymienieniu pościeli w całym domu oraz pozmywaniu po obiedzie padłem ledwo żywy na łóżko. Ukryłem twarz w poduszce. Plusem tego wszystkiego było to, że przynajmniej czysta pościel przyjemnie pachniała kwiatowym płynem do płukania.

***

Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Czego? – warknąłem wciąż ledwo żywy po karze nałożonej przez rodziców.
Siedziałem na podłodze oparty plecami o nogi łóżka. W rękach trzymałem kontroler konsoli, który i tak co chwila spadał z hukiem na podłogę, przez co moja postać raz po raz ginęła albo przynajmniej zostawała poważnie ranna. Do pokoju weszły dwie osoby właśnie wtedy, kiedy znów moje zdrętwiałe palce zawiodły, a postać zginęła.
- Cholera… - syknąłem pod nosem.
Spojrzałem na nowoprzybyłych. Pierwsza weszła dziewczyna. Była niezbyt wysoka, miała krótkie czarne włosy i duże ciemne oczy. Urodą nie powalała na łopatki, ale brzydka też nie była. Pod maską grzecznej dziewczynki czaił się dyktator; zauważyłem to za pierwszym razem – w końcu sam miałem starszą siostrę, która przybierała identyczną minę. Dzięki nabytemu doświadczeniu już dawno nauczyłem się rozróżniać miłą dziewczyną od tej, która tylko takową udawała.
Za brunetką szedł o głowę wyższy od niej chłopak. Miał takiego samego koloru włosy oraz oczy; byli do siebie podobni, przez co wnioskowałem, że musieli być rodzeństwem. Chłopak miał kolczyk w wardze i szczerze powiedziawszy to on sam bardziej podobał mi się niż dziewczyna. Półdługie, wycieniowane włosy nadawały mu niegrzecznego wyglądu, a ładnie wykrojone, pełne usta wyglądały dość ponętnie…
Zamrugałem kilkakrotnie orientując się, że w moim pokoju stoi dwójka osób, których kompletnie nie znam.
- Wycieczka się zgubiła? – prychnąłem. – Jeśli tak, to mogę zagwarantować, że to nie jest kolejny punkt zwiedzania – sarknąłem i znów sięgnąłem po kontroler.
- Mam uczyć cię dobrego zachowania, młocie – warknęła dziewczyna i bez pardonu trzasnęła drzwiami, po czym padła na łóżko.
- Niby z jakiej racji? – spojrzałem na nią jak na kosmitkę odrywając się od gry, przez co po raz miliardowy moja postać została zabita.
- Bo mi babcia kazała – westchnęła. – Też nie jestem z tego powodu zadowolona – skrzywiła się. – A tak w ogóle to jestem Shiemi Shiroyama – przedstawiła się.
- Jestem Reita – przedstawiłem się kwaśno. – A ty to kto? – spojrzałem na chłopaka, który sięgnął po drugi kontroler i włączył się do gry.
- Yuu Shiroyama, ale wolałbym Aoi – uśmiechnął się cierpko. – Jestem jej bratem i zostałem wysłany jako rycerz cnoty Shiemi, bo, cholera, nie mam nic ciekawszego do roboty tylko łazić za nią krok w krok – wywrócił oczyma.
- Ty klniesz, – wskazałem na Yuu – ona w ogóle nie przestrzega żadnych zasad dobrego zachowania, a mimo to macie mnie czegoś nauczyć? – zaśmiałem się. – Wolne żarty – prychnąłem. Nagle coś do mnie dotarło… - Ta stara jędza to wasza babcia? – wypaliłem. – Oj, sorry… Nie chciałem być aż taki grubiański…
A rękę dałbym sobie uciąć, że ona nazywa się Shimora, a nie Shiroyama… No cóż; dobrze, że się z nikim o to nie zakładałem, bo straciłbym rękę i ciężko byłoby mi grać na konsoli…
- Nie przejmuj się – mruknął chłopak wciskając kolejne przyciski. – Też za nią nie przepadamy; szczególnie, że nasi rodzice postanowili zwiać do gorących źródeł, a nas zostawić na jej pastwę – pokręcił głową, jakby wciąż nie mógł się z tym pogodzić. – Szczególnie nie znoszę jej, kiedy każe mi kąpać tego durnego pchlarza… - warknął pod nosem.
- Albo sprzątać po nim, kiedy zesra się na dywan – dodała dziewczyna ukrywając twarz w dłoniach. – Zresztą… Serio myślisz, że przeprowadzę ci jakąkolwiek lekcję? Z dwojga złego wolę siedzieć tu niż u babci.
- Shiemi tylko przy rodzicach, babci i nauczycielach jest miła i potulna. Między nami jest coś w rodzaju zmowy. Kiedy ja nie dostanę tego, czego chcę, wysyłam Shiemi. Ona robi słodkie oczka i oddaje mi to, co dadzą jej rodzice, za co pobiera ode mnie „prowizje” – wyjaśnił Shiroyama.
- W sumie… niegłupie – pokiwałem z uznaniem głową. – Szkoda, że z moją siostrą nie da się dojść do takiego konsensusu…
- Dlaczego? – dociekała dziewczyna. – To jest czysty biznes. Wystarczy, że ładnie się uśmiechnę, co nic dla mnie nie znaczy, a on  - wskazała na brata – płaci mi za to. Same zyski.
- No, a jakby nie patrzeć gitary elektrycznej nigdzie nie znajdę za pięć tysięcy jenów (ok. stu złotu od aut.) – kontynuował Aoi. – Wystarczy, że Shiemi powie, że „zaraziłem” ją miłością do muzyki, a tata kupuje jej gitarę. Postoi tydzień w jej pokoju, potem ona mówi, że już jej przeszło, więc gitarę rekwiruję ja, a ona jest pięć tysięcy do przodu.
- Niby fajnie, ale moja siostra woli dolewać oliwy do ognia, kiedy już mam kłopoty. Ona też jest córeczką tatusia, ale wykorzystuje to jedynie dla swoich potrzeb. Mnie ma w głębokim poszanowaniu… no chyba, że może się na mnie wyżyć, bo ja i tak nie mogę nic jej zrobić; zaraz szlaban i tak dalej… - westchnąłem ciężko. – Właśnie, ta egocentryczka chyba jest u siebie w pokoju; Shiemi, nie chcesz z nią pogadać? Jako dwie dziewczyny chyba lepiej się dogadacie, nie? – zaproponowałem.
- Gdzie jest jej pokój? – dziewczyna zwlekła się z łóżka. – Nudzi mnie ta wasza gra…
- Następne drzwi po lewej – odparłem. – Cholera… - warknąłem, kiedy znów przegrałem, na co Yuu zaśmiał się. – I czego rżysz?
- Jesteś do dupy – parsknął śmiechem.
- Jakbyś wykonał tyle prac domowych, co ja dzisiaj, też palce nie działałyby ci poprawnie – fuknąłem. – Ledwo utrzymuję kontroler w rękach…
- Pomogę ci – zaoferował i przysunął się bliżej. Uruchomił grę od początku i naciskał odpowiednie przyciski lub poruszał dżojstikiem, kiedy ja nie zdążyłem tego zrobić.
- Niezły jesteś – przyznałem z uznaniem.
- Dzięki – uśmiechnął się pod nosem. – Aa – mruknął, jakby coś właśnie się mu przypomniało. – Ale od mojej siostry wara – warknął.
- I vice versa – zaznaczyłem. – Inaczej będę miał znów problemy – westchnąłem. – Zresztą, spokojnie; jakoś nie interesuje mnie twoja siostra.
- Wolę zaznaczyć to na początku, żeby potem nie było zdziwienia w razie, gdyby coś nagle ci się odwidziało – spojrzał na mnie uważnie. – Ty też nie musisz martwić się o to, że zainteresuję się twoją siostrą.
- Nawet jej nie widziałeś – zauważyłem. – Aż tak bardzo zniechęcił cię do niej mój opis? – zaśmiałem się.
Nastała chwila ciszy.
- Żadna dziewczyna nie jest w moim typie – wydusiliśmy z siebie w jednym momencie.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, przestając interesować się grą. W oddali słychać było odgłos towarzyszący śmierci postaci, ale żaden z nas nie zwrócił na to uwagi.

*kilka miesięcy później*

Naciskałem wszystkie przyciski na kontrolerze z prędkością dźwięku, jakby od tego zależało moje własne życie. Z niepokojem obserwowałem, jak pasek z punktami HP mojej postaci zmniejszał się w zastraszającym tempie. Z tego powodu aż zapomniałem kontrolować także tegoż samego paska u mojego przeciwnika, dlatego nawet nie możecie wyobrazić sobie mojego zdziwienia, kiedy na ekranie telewizora pojawił się napis obwieszczający moją wygraną.
- Co…? – wydusiłem z siebie zdziwiony zanim chwilę potem zacząłem drzeć się jak opętany, ciesząc się ze zwycięstwa. – W końcu mi się udało! – krzyknąłem uradowany skacząc w miejscu. – Siedem miesięcy zajęło mi opracowanie taktyki, jak cię pokonać! – zaśmiałem się, a Yuu uśmiechnął się pod nosem.
- Taktyka polegająca na wciskaniu wszystkiego co popadnie? – podniósł jedną brew.
- Grunt, że skuteczna! – założyłem ręce na piersi.
- Masz rację – przysunął się do mnie i pocałował mnie krótko. – Cieszę się, że ty się cieszysz.
Nieważna jest taktyka; grunt, żeby była skuteczna – i nieważne czy dotyczy to lekcji dobrego zachowania, czy gry video. Bo faktem jest, że mojemu zach0waniu nie można było już nic zarzucić, a i podszkoliłem się w grach video… 
No i co najważniejsze zyskałem nowego chłopaka, którego nazwiska byłem stuprocentowo pewny – Shiroyama.
Yuu Shiroyama.

13 komentarzy:

  1. Ooooookrooooopnieeeeee nie lubię Reity z kimkolwiek innym niż Ruki. Zwłaszcza Reituhy nie trawię... Ale to przeczytałam, bo to przecież opowiadanie "yaoi"... I całkiem fajne :'3
    Hehe, ważne żeby była skuteczna :3
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale.. hehe jakoś mi tu charakter Reity na końcu nie pasuje xD
      //Yuuko-san

      Usuń
  2. Super :D Tylko szkoda, że takie krótkie ://

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak~ Polubilam ta parke. Fajnie by bylo widzieć więcej tego paringu. Fajna miniaturka ;) Ten pies rozwala system >.<
    ~Kayl

    OdpowiedzUsuń
  4. Seme z seme? Nie pasuje mi to...wgl....

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się :D Nawet bardzo!
    // Yumi

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne!!! Nie spodziewałam się tego po tym paringu, ale zaciekawiło mnie. Szkoda tylko, że takie krótkie. Mam nadzieje, że jeszcze coś z nimi napiszesz. I od razu przepraszam, że nie komentuje, ale nie umiem tego robić. Możesz być pewna jednak, że czytam już od dawna twojego bloga. Parę razy już komentowałam, ale z anonimowego.

    OdpowiedzUsuń
  7. jeden z moich ulubionych paringow =w= omnomno swietne szkoda ze nie dluzsze

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę 'hipsterski' paring, ale miniaturka zacna ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Hah, to było genialne. Z początku jak przeczytałam paring Reita&Aoi już wiedziałam że będzie super :D Haha Reita i lekcje dobrego wychowania udzielane przez Aoi'a :D tego jeszcze nie było :D Miniaturka genialna, świetnie się ją czytało, a co za tym idzie czekam na następne twoje prace i te krótkie i te dłuższe :D
    // Ju-chan

    OdpowiedzUsuń
  10. Oooooo... Reita i Aoi? Genielne. Pierwszy raz spotykam taki paring, ale jest spojo. Weny

    OdpowiedzUsuń