Closer to Ideal cz.3
Zjadając czwarty ołówek z rzędu, przekreśliłem
kolejną pięciolinię. Chwilę uporczywie wpatrywałem się w kartkę z nutami i
tekstem pod nimi zapisanym, po czym zorientowałem się, że przekreśliłem nie to,
co trzeba!
- Cholera! – warknąłem wściekły, sięgając po raz
wtóry po szklankę z alkoholem.
Ogółem stroniłem od alkoholu. Nie lubiłem pić;
nie ciągnęło mnie do tego, mimo iż byłem zapraszany na rozmaite imprezy, gdzie
napoje wysokoprocentowe lały się strumieniami – wtedy jedynie udawałem, że
piję, wylewając alkohol za kołnierz, a następnie odstawiałem grę pt. „potrafię
obić się o wszystkie ściany, a ty nie” przy publiczności, a gdy ona już
zniknęła za zakrętem, drzwiami czy tego podobnym przeszkodom, prostowałem się i
szybkim krokiem kierowałem się do swojego mieszkania. Teraz natomiast piłem,
pisząc piosenkę; dwoiło mi się już w oczach, dlatego przekreśliłem nie tę
pięciolinię, co powinienem.
Pierwszy
raz w życiu zdarzyło mi się uciekać przed problemami w taki sposób. Byłem
zażenowany swoją postawą, ale nie umiałem inaczej. To wszystko było winą tego
pieprzonego Osamu i Shimizu! Tak mnie zdenerwowali! Ale Tsukasa nie był lepszy;
jego podejście do sprawy wyrzucenia mnie z zespołu było tak lekceważące, że aż
trudno opisać to słowami! Jego postawa, która jednoznacznie wyrażała: „Tak,
Hizumi, mam cię kompletnie w dupie.” podziałała na mnie jak czerwona płachta
na, zaznaczę, rozjuszonego już byka. Karyu też nie był święty; udawał, że nic
się nie stało i świetnie się bawił, podczas gdy ja traciłem ostatnie nerwy.
Wszyscy mieli coś na sumieniu… a najgorsze z
tego wszystkiego, że ja również…
Westchnąłem ciężko i oparłem się na oparciu
kanapy, stwierdzając, że w takim stanie jestem zdolny jedynie zjeść kolejne
ołówki, ale na pewno nie napisać coś sensownego. Rzuciłem kartki na niski
stolik mieszczący się przed sofą i upiłem kolejny łuk alkoholu. Chyba się
pogrążam…
***
Coś nagle spadło mi na głowę. Po chwili zdałem
sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie spadło, a po prostu zostałem uderzony. Z
gniewnym wyrazem twarzy odwróciłem się i zobaczyłem za sobą…
- Co ty tu, do cholery, robisz? – burknąłem na
chłopaka, który obszedł dookoła kanapę i stanął naprzeciw mnie. Następnie
wyrwał mi szklankę z ręki i odstawił ją.
- Co TY robisz, Hizu… - westchnął rozżalony
Zero. – Nie tak to miało się potoczyć… - pokręcił głową.
- Weź się zamknij i wypierdalaj z mojego
mieszkania! – krzyknąłem. – Nie mam ochoty oglądać mojego ostatniego gwoździa
do trumny przed śmiercią – skrzywiłem się i próbowałem sięgnąć po szklankę,
jednak on mnie uprzedził i zdzielił po palcach.
- Zostaw! – pogroził mi palcem. – Hizumi…
- Mówiłem, że masz się zamknąć! – przerwałem mu.
- Nie chcę, żebyś mnie dobijał we własnym domu!
- Człowieku, weź się uspokój! – nie wytrzymał i
w końcu krzyknął na mnie. Mimo moich protestów usiadł obok mnie na kanapie i
uwięził moją dłoń w uścisku. Obejmował ją obiema rękami i palcami delikatnie
gładził jej grzbiet oraz wewnętrzną stronę. – Wcale nie chcę dla ciebie źle…
- Nie, wcale! – wywróciłem oczyma, ponownie mu
przerywając. – Właśnie dlatego, że chcesz dla mnie jak najlepiej, sprowadziłeś
tego przygłupa i wystawiasz na ciężką próbę moje nerwy, z których niedługo nie
zostaną nawet strzępy! Dziękuję za taką troskę! – prychnąłem.
- Uspokój się… - wziął głębszy wdech. – Nie chcę
dla ciebie źle, naprawdę. Musisz mi uwierzyć. To wszystko, czego ci
przysporzyłem, a i owszem, było celowe, abyś w końcu zrozumiał, że nie możesz
wiecznie oszukiwać siebie i innych – ścisnął moją dłoń i spojrzał na mnie z
bólem. – Nie mogę dłużej oglądać jak doprowadzasz do własnej autodestrukcji…
- Oszukiwać? – zaśmiałem się. – Czy ja cię
kiedykolwiek okłamałem? Jestem szczery aż do bólu!
- Cały czas mnie oszukujesz! Nawet teraz!
Udajesz, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku… kiedy tak naprawdę
doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, że tak nie jest. Męczysz się z tym;
widzę to. Wystarczy chwilę dłużej cię poobserwować, aby zauważyć, że twój
uśmiech wcale nie jest szczery; nigdy. Nawet kiedy spotykasz się ze swoimi
„przyjaciółmi” i wychodzisz z nimi na piwo, nie bawisz się tak jak oni.
Odliczasz sekundy do momentu, aż będziesz mógł zakończyć to żałosne przedstawienie
i będziesz mógł uciec do swoich bezpiecznych czterech ścian, gdzie ukrywasz się
przed złem całego świata. Nie jesteś awanturnikiem; wręcz przeciwnie, jesteś
przygnębiony i sam sobie szkodzisz. Zamykasz się w jakiś dziwnych,
wyimaginowanych przez siebie ideałach gwiazdy rocka i osoby towarzyskiej,
zmuszając się do czegoś, czego nie lubisz robić. Męczysz siebie i osoby, którym
na tobie zależy. W ten dość drastyczny sposób, którego się podjąłem, chcę ci
pokazać, jak twoje zachowanie jest dla mnie, Tsukasy i Karyu niewygodne;
uświadomić ci, że nie jesteś wszystko lekceważącym narcyzem-pijakiem –
przysunął się do mnie i delikatnie przygarnął do siebie. – Wyrażasz się jedynie
w muzyce, dlatego jesteś wspaniałym wokalistą. Gdyby nie muzyka, która daje ci
pełne pole do popisu, już dawno załamałbyś się. Więc na szali stawiam coś
bardzo ważnego dla ciebie i daję ci ultimatum; albo zrozumiesz, że wyniszczasz
sam siebie i przestaniesz to robić, albo pożegnasz się z muzyką i będziesz
musiał radzić sobie ze swoim problemem sam. Pamiętaj, że masz przyjaciół… ale
takich prawdziwych, a nie takich, którzy od czasu do czasu wyciągną cię tylko
na bilard i piwo – spojrzał mi głęboko w oczy, a mi zakręciło się w głowie. Sam
już nie wiem czy to przez to jego głębokie wejrzenie, którym zdawało mi się, że
lustruje moją duszę, czy przez zbyt dużą dawkę alkoholu.
- Shimizu… - chłopak słuchał mnie z uwagą
napiętą jak struna - … pierdolisz jakieś kacabaje – wybełkotałem.
- Mam nadzieję, że obudzisz się w porę i
naprawdę nie będziemy musieli wyrzucić cię z zespołu; uwierz, że tego nie chcę
– pokręcił głową.
- Chcesz, chcesz! – zaśmiałem się gorzko. –
Chcesz mnie wyrzucić z zespołu i lizać się na koncertach ze swoją Żyrafą, ot
co!
- Nie masz pojęcia, co wygadujesz – powiedział
smutno i wstał, ciągnąc mnie za sobą. Zatoczyłem się i ponownie usiadłem na
tyłku na kanapie. Zero przerzucił sobie moją rękę przez barki i pomógł mi
utrzymać się w pozycji pionowej. – Położę cię w sypialni… - mruknął cicho.
***
Obudziłem się w nocy nie dość, że z potwornym
bólem głowy to w dodatku zlany zimnym potem. W mojej głowie, wciąż odbijały się
słowa basisty, choć… nie wiedziałem czy nasze spotkanie było prawdziwe, czy
było jedynie moim pijackim urojeniem.
Zapaliłem nocną lampkę, która stała na stoliku
koło łóżka, czego zaraz pożałowałem. Zakląłem cicho pod nosem i zacząłem
wściekle mrugać, aby przyzwyczaić się do panującej jasności. Kiedy w końcu
udało mi się to zrobić, obok lampki dostrzegłem tabletki i szklankę z wodą. Do
szklanki przyczepiona była mała, żółta karteczka z napisem „przeciwbólowe” i
narysowana strzałka w dół, wskazująca leki. Nigdy nie byłem aż tak przezorny,
dlatego zdziwiło mnie to, co zobaczyłem. Uniosłem wysoko brwi, zastanawiając
się, skąd to się mogło tutaj wziąć. Po zaledwie niepełnej minucie zrezygnowałem
z tak intensywnego myślenia, gdyż ból głowy wzmógł się. Bez zastanowienia
łyknąłem tabletki, po czym ponownie opadłem na poduszki, a po kolejnych kilku
minutach, zasnąłem.
***
Po godzinie dwunastej, czterech mocnych kawach,
z okularami na nosie i gryząc już szósty ołówek, ponownie przybrałem się do
komponowania piosenki. Siedziałem na podłodze przed stolikiem w salonie,
podczas gdy gitara akustyczna leżała na kanapie. Uderzałem pogryzionym ołówkiem
w kant blatu, wystukując rytm i próbując dobrać do niego słowa. Niestety na
moje nieszczęście nic, tak jak wczoraj, nie szło po mojej myśli. Nawet mój
ojczysty język sprzeciwił się przeciwko mnie, gdyż słowa piosenki, które co i
rusz powstawały w mojej głowie, okazywały się albo zbyt długie, albo zbyt
krótkie, aby równomiernie i z sensem rozłożyć je pod nutami.
Piosenka, którą zamierzałem stworzyć, choć
marnie mi to szło (miałem dopiero zapisane dwie pięciolinie i trzy linijki tekstu),
miała nosić nazwę „R.E.M. -Fuyu no genchou”. Skrót „R.E.M.” wziął się od fazy
snu, a pomysł na wykorzystanie akurat tego słowa w tytule podsunął mi mój
wyimaginowany basista – tak, uznałem, że nasze spotkanie nie mogło być realne
ze względu na to, że Zero nigdy się tak nie zachowywał. Był tak samo wredny,
zgryźliwy i nie do wytrzymania jak ja. Nie umiałby być troskliwy w żaden sposób
– tym bardziej w tak pogmatwany, jakim był ten, który wymyślił sobie mój senny
Michi; karząc mnie chciał udowodnić mi, że udawałem kogoś innego, dobijając tym
samego siebie. Zresztą… ten plan Shimizu z mojego snu był niezrozumiały nawet
dla mnie, więc z jakiej racji niby basista miałby zrozumieć moje sny? I przede
wszystkim, wiedzieć o nich?
Nie umiałby być troskliwy względem mnie.
Nie umiałby.
I kropka.
Ten sen był dziwny, dlatego zainspirował mnie.
Chciałem przedstawić swój punkt widzenia, który obejmował to, że wszystko, co
się wokół nas dzieje jest jak ten sen – ulotne i przede wszystkim dziwne; i
trzeba być dziwnym, żeby utrzymać się na powierzchni, żeby coś osiągnąć, coś
mieć… żeby umieć w tym świecie żyć.
Tylko szkoda, że tak marnie mi to szło… Czy to
wina tego, że zżerała mnie niepewność? Po części na pewno, choć nie chciałem
się do tego przyznać. Bałem się, że Osamu, mimo moich złorzeczeń i zapewnień
samego siebie, że w praktyce to ja okażę się lepszy, będzie górą, a ja znów się
zbłaźnię. Cholera, nie dość, że do napisania piosenki do pomocy miał Shimizu,
to w dodatku Michi był w „jurach”, przez co z pewnością wesprze swojego
chłopaka! Ech, życie jest niesprawiedliwe… O, kolejny wers do teksu piosenki!
A… a może jednak nie? Przecież to takie płytkie… Muszę wymyślić jakieś lepsze
sformułowanie… ale co ma „niesprawiedliwość” do „dziwności” i „snu”?
Czemu pisanie piosenek na „zamówienie” jest
takie trudne?
Wsunąłem ołówek między zęby i znów zacząłem go
gryźć. Po chwili zacząłem pluć drewnem, krzywiąc się. W końcu doszedłem do
wniosku, że przydałoby się zjeść coś pożywniejszego niż drzazgi, którymi
żywiłem się od rana. Z ciężkim westchnieniem dźwignąłem się z podłogi i udałem
się do kuchni. Otworzyłem lodówkę, gdzie wiał halny, albowiem nic jadalnego tam
się nie znajdowało. Nie licząc dwóch przeterminowanych jogurtów, kilku czarnych
lakierów do paznokci, widelca (?), który nie wiem, jak się tam znalazł oraz
ogryzka nie było tam kompletnie nic. No i jak ja mam niby przybrać na wadze?
Wzruszyłem ramionami i zamknąłem z powrotem lodówkę,
po czym odwróciłem się w stronę okna. Wyjrzałem przez nie… kiedy nagle poczułem
się zupełnie tak, jakby kopnął mnie prąd! Wzdrygnąłem się, a w mojej głowie
znów zahuczało, jednak tym razem z pewnością nie była to wina alkoholu.
„Miałem
sen... Zachowałem profil twojej twarzy.”
(D’espairsRay – R.E.M -Fuyu no genchou)*
„Obejmuję
mój ambitny sen, śpiąc ostrożnie… obudzony przez czyjeś słowa, w intrygach losu
(…) Ulotne, usychające myśli… Skoro masz otwarte oczy, jakie sny śnisz?”
(D’espairsRay – Tsuki no Kioku –fallen-)*
Powtarzałem te wersy uparcie w myślach,
dochodząc do wniosku, że sen jest tym samym, co marzenie; z tą malutką różnicą,
że do marzenia ludzie potrafią się przyznać, a sen to marzenie umysłu, do
którego człowiek nie chce się już przyznać.
„Przytrzymany siłą, okradziony
nawet z marzeń, wznoszę ręce do nieba”
(D’espairsRay – Hai to Ame)*
„Gdziekolwiek jestem, gonię za
tym życzeniem…. Tonę… Nawet jeśli to nie przybliży prawdy, wciąż będę jej
szukał”
(D’espairsRay – Tsuki no Kioku –fallen-)*
Zdałem sobie również sprawę, że życzenie i sen
to wiara. Marzenia i sny nie miałby racji bytu w naszym umyśle, gdybyśmy w nie
nie wierzyli. Człowiek najpierw śni, wmawiając sobie, że to, co wyśnił, jest
niemożliwe, potem, zdawałoby się, że na przekór samemu sobie, zaczyna wierzyć i
robić pierwsze kroki w stronę spełnienia ów snu – aż w końcu go osiąga. Ale czy
zawsze? Czasami ograniczamy się jedynie do wiary…
„Chcę wierzyć, że nawet z
poszarpanymi skrzydłami, lecąc pod wiatr, możesz iść na koniec świata”
(D’espairsRay – Brillant)*
Przeróżne, nieskładne zdania, słowa i sentencje
dryfowały na powierzchni mojego umysłu. Nie mogłem zrozumieć ich głębszego
sensu, ale zdawało mi się, że go posiadają. Nie wiedziałem już czy sam je
wymyśliłem; teraz, czy wcześniej; czy może zasłyszałem je gdzieś, może
przeczytałem…?
Wiara i marzenia są również wspomnieniami.
Człowiek jest sentymentalny. Nie uwierzę nikomu, kto powiedziałby mi, że nigdy
nie oglądał się za siebie. Ludzie tak po prostu mają, że rozpamiętują – ale przez
to uczymy się na własnych błędach… czasami. Spoglądając wstecz zauważamy także
swoje postępy. Dostrzegamy to, że rozwijamy swoje umiejętności; dzięki temu z
kolei potrafimy wierzyć w siebie i wyznaczać sobie coraz to trudniejsze cele,
do których droga jest bardziej wyboista i usłana przeszkodami. Spoglądając na kolejny
problem, myślimy: „Skoro wcześniej udało mi się pokonać coś większego, to teraz
to wyzwanie nie będzie to dla mnie problemem!”. Więc wspomnienia też mają tu
dużo do „powiedzenia”.
„Moje
wspomnienia spłukane letnim deszczem (…)”
(D’espairsrRay – Squall)*
Ale z tymi wspomnieniami, życzeniami, marzeniami
i snami trzeba uważać – jak ze wszystkim. Trzeba zawsze liczyć się z ryzykiem,
że sen może przerodzić się w koszmar…
„Koszmar o
niekończącym się wydźwięku (…)”
(D’espairsRay – Screen)*
Trzeba także wziąć poprawkę na to, że to
wszystko może być iluzją – i w rzeczywistości zapewne nią jest. Te wszystkie
wyobrażenia są iluzjami dopóki człowiek nie zacznie wprowadzać ich w życie.
Dopóki nie podejmę trudu osiągnięcia swojego marzenia, to marzenie jest tylko
iluzją – tak samo jak koszmar, którym w przypadku niepowodzenia, może okazać
się ów marzeniem…
„Muszę
porzucić niezłamane iluzje, spalić na proch wszystko, co widzę”
(D’espairsRay – Maze)*
… dlatego zawsze dobrze jest mieć coś trwałego,
czego zawsze można się złapać i wyrwać z iluzji i koszmarów, wrócić do
rzeczywistości, która mimo iż nie zawsze jest różowa, to zawsze prawdziwa i
pewna. Dobrze jest mieć taką „linę bezpieczeństwa” w razie niebezpieczeństwa.
Przezorny zawsze ostrożny…
„Jedynie twój głos jest do mnie
przywiązany, dlatego go szukam (…) Nie potrzebuję już tej szarady, zatarłem
kłamstwa (…) Dalej gubię się, więc chwytam twoje ręce. Szukam ich po omacku;
myśli, które wyślizgnęły się by igrać z ciemnością”
(D’espairsRay – Maze)*
…
Zaskakujące, jak wszystko jest ze sobą
powiązane.
Wszystko ma swoją przyczynę i skutek.
Nic nie jest bezsensowne, choć z pozoru mogłoby
się tak wydawać.
I ja wymyśliłem to na kacu?
______________________________
*Wszystkie
tłumaczenia zapożyczyłam ze strony tekstowo.pl; Hoshii. nie podjęła się
tłumaczeń tych piosenek.
piękne. jak bardzo musiałaś się napracować z cytatami piosenek. ubóstwiam <3
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga już jakiś czas, ale dopiero teraz zdecydowałam się dodać komentarz. Nie napisze nic oryginalnego, ale powiem tak, ze strasznie podoba mi się to co piszesz, pokuszę się o stwierdzenie że to jedne z lepszych opowiadań jakie przyszło mi czytać. Oby takich więcej. Na blogach yaoi jest mało opowiadań o D'espairsRay, ciągle tylko The Gazette i The Gazette, dlatego cieszę się że Ty nie ograniczasz się do jednego zespołu i piszesz również o innych.
OdpowiedzUsuńTak więc mam nadzieję że weny Ci nigdy nie zabraknie. ;P
Rozdział był hmmm EPICKI!!!!!!!! :D. Najbardziej podobało mi się ŻARCIE OŁÓWKA!!!! (tak ja też uważam że to chore). Po pierwszym zdaniu się wyłączyłam i cały czas myślałam o ołówkach (powinnam iść z tym do psychiatry ?). Ale potem przeczytałam jeszcze raz i stwierdzam że to było słodkie, że Zero przyszedł i ogółem ten no... echhhhh ciągle myślę o tych przeklętych ołówkach. Nic sensownego nie wymyślę już wiec na tym zakończę.
OdpowiedzUsuńWeny życzę :D (Czekam na Monsters!!)
Jej, Hizumi :D Och widać, że bycie na kacu ci sprzyja !! :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? XD Tak się wciągnęłam że nie mogę się doczekac <3 Jaką on napisze piosenkę? O co chodzi Zero? (Chociaż to chyba wiem XD) Ale śmiesznie jakby się pytali go jak napisał piosenkę to bym im tak powiedziała:
OdpowiedzUsuń-Pierwszy dzień byłem na kacu, gryzłem ołówki i miałem dziwny sen...- Zero popatrzył na niego i przyodział na twarz zadziorny uśmieszek co nie uszło uwadze Hizumiego- A na drugi jak przestałem jeśc już te cholerne ołówki postanowiłem zobaczyc co mam w lodówce. Jak zobaczyłem że za licho nic tam nie znajdę, to zamknąłem lodówkę, odwróciłem się do okna dostałem napływ weny i jest.- Powiedział beznamiętnym tonem i rzucił kartki na stół. Wszyscy stali z rozdziawionymi minami a Hizumi nie wiedząc co się dzieje usiadł na parapecie.
Takie tam XD Masz kawałek następnego rozdziału xD Ale lałam jak to pisałam i sobie wyobrażałam jak to mówił XD Coś pięknego *.* :D Ale rozdzialik piękny! Czekam na dalsze rozdziały :)
Akwilia
''I ja wymyśliłem to na kacu?'' >D >D
UsuńAle żem się rozpisała O_O :D
Akwilia
Ty tyn tyn zero tu mnie wkurza ;_;
OdpowiedzUsuńOn najpierw jest taki wredny nie miły i wgl a potem sie podlizuje... >_>
Weź sie stary zastanów nad sobą xd I albo sie liżesz z zyrafa albo przystawiasz do tego chudzielca ;x Nie am an dwa fronty kurde ;x
Ogólnie opko mi sie niesamowicie podobało i ja chce dalsza cześć ;_;
I monstersyyyyyy ! ;_;!
Buziaki! Weny zycze i wgl :*
PS Ja tez uwielbiam jesc ołówki jak nad czymś myslę :D
UsuńZawsze na sprawdzianach np. mam 5 i 2 minimum gdzieś .. znikają O_O
O jaa, to było piękne ;-; Nie mogę się doczekać momentu, gdy już będą oceniać jego piosenkę ;3;
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to nie miało być teraz ,,Monsters"...?
Weny C:
zamknąć się w czterech ścianach.. jak ja dobrze to znam. może to dziwne, ale nie lubię większości ludzi. irytują mnie, denerwują.. wolę samotność ^^" tylko lepiej by było gdyby te 4 ściany były puste.
OdpowiedzUsuńdzięki za przypomnienie piosenki Brilliant. uwielbiam ją. to właśnie przy niej powstały chyba wszystkie moje smęty :D
rozdział jak zwykle świetny. nie wiem co jeszcze mogę do niego napisać bo mi się wydaje, że za każdym razem piszę to samo, mimo że te teksty są naprawdę dobre. ale co odkrywczego można napisać do czegoś, do czego brakuje określeń ze względu na świetny kunszt autorki xD tak, zachwalam Cię i to bardzo :)
pozdrawiam i weny życzę
Uwaga, cytuję:
OdpowiedzUsuń"Nie licząc dwóch przeterminowanych jogurtów, kilku czarnych lakierów do paznokci, widelca (?), który nie wiem jak się tam znalazł oraz ogryzka nie było tam kompletnie nic" - ogryzek w lodówce? któż to taki śmieciarz, że zostawia tam ogryzki? Hizu...? Czyżby to twoja sprawka?
"W końcu doszedłem do wniosku, że przydałoby się zjeść coś pożywniejszego niż drzazgi, którymi żywiłem się od rana." - Hizu stosuje dietę drzazgową! No proszę ;] normalnie, bardziej drakońskiej diety nie mógł wybrać, biedaczek, tak się katuje... niech no mi tylko stanie przed lustrem i powie, że jest gruby, to niechże go ktoś walnie w łeb! XD
Ale nie, tu może jest w drugą stronę...! Bo: " No i jak ja mam niby przybrać na wadze?" - A więc to tak... No, Hizu, żryj dalej drzazgi, to daleko zajdziesz, normalnie tak się utuczysz, jak po miesiącu wyżerania z Mc'donalda XD Powodzenia, ołóweczki smaczne, prawda? ;D
Rozdział pełny przemyśleń, uczuć. Jak dla mnie, zawsze świetny. I jeszcze dobrze sobie dobrałaś cytaty z piosenek, oddają klimat i nastrój.
Nie wiem, co mam jeszcze napisać, po prostu te zdania zapadły mi w pamięć <3
uwielbiam to opowiadanie :3
OdpowiedzUsuńjesteś genialna,senpai
*bije pokłony*
Ten rozdział jest najpiękniejszym ze wszystkiego, co do tej pory napisałaś Q_Q ta część, w której przeplatasz teksty ich piosenek z przemyśleniami Hizumiego... Czytaam to jak zahipnotyzowana <3
OdpowiedzUsuńHahaha xD Zero "ostatnim gwoździem do trumny" <3 Ładnie basista rozgryzł Hizumi'ego... rozłożony na części pierwsze. Szkoda tylko wokalisty~
OdpowiedzUsuńZaskakująca i głęboka interpretacja fragmentów piosenek *-* Naprawdę przyjemnie się to czytało.
No i trzymam kciuki za Hizu, żeby ta wymyślona piosenka wstrząsnęła szanownym jury <3.