Bóg chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia cz.4

Napisałam to już dawno temu, ale myślałam, że mi Word wszystko zjadł i się obraziłam. Powiedziałam, że nie będę drugi raz tego samego pisać, a okazało się, że głupia ja zapisała to w innym folderze... Oj... Muszę poubolewać nad moją głupotą (/-)'' Wybaczcie za zwłokę ;_;

Bóg chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia cz.4

Denerwowałem się. Pierwszy raz w życiu denerwowałem się spotkaniem z Rukim. To dziwne, gdyż Takanori nieraz widział mnie już w „rozsypce”, to znaczy, kiedy lepiej było na mnie patrzeć od tyłu niż od przodu; często towarzyszył mi w chorobie, na kacu, a nawet stał nade mną przytrzymując mi włosy, kiedy rzygałem po zbyt dużej ilości kolorowych drinków. Pojechaliśmy kiedyś wspólnie w góry do onsenu, więc widział mnie nawet nago, a mimo to teraz bałem się spojrzeć mu w twarz – teraz kiedy miałem wykonany makijaż i byłem w pełni ubrany.
Usiadłem na łóżku i omiotłem spojrzeniem pokój. Mówi się, że tylko przed przyjściem prawdziwego przyjaciela się nie sprząta, dlaczego więc teraz ja porwałem się na gruntowne odgruzowywanie mojego pokoju? Powycierałem kurze, odkurzyłem, pozbierałem ubrania z podłogi oraz foteli; czyste schowałem do szafy, brudne dałem do prania, wyrzuciłem śmieci, zmieniłem pościel, ba!, nawet umyłem okna! Z zadowoleniem omiotłem spojrzeniem moje efekty pracy, by zaraz z niezadowoleniem spojrzeć na moje zniszczone i kruche paznokcie. Niestety, detergenty i kilkugodzinne moczenie dłoni w brudnej wodzie nie wpływało dobrze na paznokcie. Może powinienem je pomalować, żeby nie było widać jak bardzo są zniszczone?...
Co ja gadam?! Dlaczego tak staram się dla Matsumoto?
…Czy to o czymś świadczy?
Usiadłem przy biurku i chwyciłem fioletowy lakier. Zacząłem malować paznokcie. Wiedziałem, że blondyn lubił ten kolor, dlatego miałem nadzieję, że mu się spodoba. Dla odmiany paznokcie serdecznych palców pomalowałem na żółto, aby ładnie kontrastowały z resztą fioletowych.
Wykonałem ostatnie pociągnięcie pędzelkiem, nakładając drugą już warstwę lakieru na mały palec prawej ręki, kiedy do pokoju bez pardonu czy choćby pukania wszedł Ruki. Był inaczej ubrany niż w szkole – miał na sobie ciemne, dość szerokie jeansy, których materiał fałdami marszczył się wokół jego szczupłych nóg. Do szlufek obowiązkowo przyczepione nosił łańcuszki. Czarny t-shirt na ramiączkach opinał jego drobne ciało i tworzył ładną kompozycję z białą, luźną koszulą, którą miał jedynie zarzuconą na ramiona. Na jego szyi zawieszony został krótki naszyjnik z ciężkim wisiorkiem, który bujał się na wysokości jego obojczyków. Tym, co zdziwiło mnie w jego wyglądzie najbardziej było to, że nie miał makijażu. Nawet czarne „szramy”, które zawsze zdobiły jego szyję, teraz zostały zmyte. Mimo iż nie miał podkładu, jego cera wciąż miała ładny, jednolity kolor. Oczy, choć nie zostały podkreślone czarną kredką, to nadal wydawały się być bardzo duże przez gęsty wachlarz rzęs, który je okalał. Nie miał także kolorowych soczewek, dlatego mogłem podziwiać jego naturalny kolor oczu – czekoladowe tęczówki były o wiele cieplejsze, a ich spojrzenie dużo łagodniejsze niż tych sztucznych lodowato-niebieskich. Jego włosy również nie zostały jakoś misternie ułożone; od tak po prostu przeczesane szczotką, jednak, można by powiedzieć, że samoistnie ułożyły się tak, iż nadawały swojemu właścicielowi wyglądu niewymuszonej elegancji.
- Cześć – przywitał się.
- Cześć! – poderwałem się momentalnie z miejsca, jakby mnie prąd popieścił. Zauważyłem też, że powitanie to brzmiało bardzo sztywnie i wypowiedziane zostało stanowczo za szybko.
- Coś…?
- Nie, nic się nie stało – uśmiechnąłem się sztucznie, przerywając mu. – Aa… - zająknąłem się. – Taka-kun…?
- Tak? – chłopak podszedł do mnie bliżej.
Dzieliła nas teraz odległość zaledwie kilku centymetrów. Uderzył we mnie zapach jego perfum, który niby tak dobrze znałem, jednak teraz wydawał mi się być zupełnie inny… niemalże oszałamiający…
Co dziwne Matsumoto się nie uśmiechał. Przez większość swojego życia przeszedł z uśmiechem na ustach, zawsze żartował, dlatego teraz jego poważna mina i półprzymknięte oczy, które mimo iż traktowały mnie łagodnym spojrzeniem, to wciąż napawały strachem. Czyżby był wściekły?
- Ja… Przepraszam za tą scenę w stołówce… Zachowałam się okropnie… - spuściłem głowę i wbiłem wzrok w wykładzinę pokrywającą podłogę. Ze zdumieniem zauważyłem, że zacząłem kierować ku sobie stopy, co często robiły dziewczyny, gdyż gest ten uważany był za słodki.
- W sumie to ja też muszę cię przeprosić. Palnąłem totalną głupotę. Byłem chamski; wybacz – skinął głową. – Mimo wszystko zapowiedziałem, że będę się mścił, prawda? – w końcu na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. – Pomalowałaś właśnie paznokcie, tak? – upewnił się.
- Tak – przytaknąłem niepewnie.
Takanori uśmiechnął się diabolicznie i sięgnął do moich włosów. Wyjął z nich wsuwkę, jaką spiąłem przydługą grzywkę, która wpadała mi do oczu. Złapał mnie za nadgarstek lewej ręki i zmusił, abym położył płasko dłoń na blacie biurka. Zdziwiony obserwowałem jego poczynania. Chłopak zaczynając od małego paznokcia wyrył we wciąż świeżym lakierze swoje przezwisko, umieszczając na każdym z palców jedną literę, a kciuk ozdobił serduszkiem. Z drugą ręką postąpił identycznie.
- Nie waż się tego zmywać – zaśmiał się. – To twoja pokuta – wystawił mi język, po czym bezceremonialnie rzucił się na łóżko i wtulił twarz w poduszkę. – Fadnie pechnia fi pociel – wybełkotał.
- Co? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu.
- Ładnie pachnie ci pościel – podniósł na chwilę głowę. – Wybacz, ale jestem zmęczony – ponownie ułożył się wygodnie.
- Jasne, rozumiem… - mruknąłem i niepewnie usiadłem na skraju łóżka przy nim.
Czułem się dość skrępowany, jednak mimo to pozwoliłem sobie na ten ruch, który wykonałem niemalże instynktownie. Wyciągnąłem dłoń i zanurzyłem ją w miękkich włosach przyjaciela. Zacząłem go gładzić po głowie. Obserwowałem własne dłonie, place, między którymi przesuwały się jasne pasma i paznokcie ozdobione napisem „Ruki”. Taka otworzył oczy i przyglądał mi się, jednak nie protestował. Nie ruszył się ani o milimetr i pozwalał mi się głaskać. Przesunąłem palcami po jego karku.
- Masz zimne dłonie… - zakomunikował; odezwał się tak niespodziewanie, że momentalnie zabrałem rękę, jakbym się oparzył.
- Uch… Wybacz – znów się speszyłem. Dopiero teraz jakby trafiło do mnie, co przed chwilą zrobiłem. Byłem pewny, że na mojej twarzy pojawił się zdradziecki rumieniec.
- Nie mówiłem przecież, że to źle – uśmiechnął się kącikami ust. – Pogłaszcz mnie jeszcze prze chwilę. To przyjemne.
Jeszcze przez pewien czas sztywno siedziałem na krawędzi własnego łóżka i naprzemiennie wplątywałem i wyplątywałem palce z włosów przyjaciela. Ten znów przymknął oczy i odpoczywał… właściwie to nawet nie wiem, po czym. Drogą do mojego domu z pewnością się nie zmęczył, gdyż mieszkaliśmy od siebie zaledwie dwie ulice dalej, a spacer powolnym krokiem nie mógł mu zająć dłużej niż dziesięć minut. Z dziwnym uczuciem, którego nie umiałem do końca rozpoznać ani opisać, spojrzałem na wyryte w lakierze litery układające się w jego przezwisko. Sentyment?... coś w ten deseń, a jednak zupełnie inne uczucie…
Wsłuchiwałem się w jego miarowy i rytmiczny oddech, który z czasem stawał się coraz głębszy i spokojniejszy. Nagle poczułem, jakby ktoś wbił mi lodowatą szpilkę pod żebra torturując przy tym przy okazji płuco. Ponownie zebrałem w sobie odwagę, aby spojrzeć na blondyna, który, tak jak zakładał mój czarny scenariusz, zasnął. Spanikowany zesztywniałem nie wiedząc, co mam robić. Co prawda Ruki często u mnie sypiał, a ja u niego, jednak… teraz to nie było dla mnie tak oczywiste. Przecież, kiedy chłopak śpi u dziewczyny to jest takie… wymowne. Na myśl same nasuwają się jakieś domniemania o zaistniałych scenach „+18” między takową dwójką… Ech, dlaczego świat kobiet jest tak skomplikowany?! Nawet taka prosta rzecz jak nocowanie u przyjaciela staje się poważnym dylematem, istnie trudną rozgrywką, nad którą trzeba dłużej się zastanowić i ułożyć zmyślny plan, który pozwoliłby na ukrycie pewnych detali przed rodzicami oraz plotkującymi koleżankami. Doszedłem do dość smutnego wniosku, że kobiety muszą być świetnymi strategami, żeby zachować dobre imię, nie zostać zbluzganą przez inne przedstawicielki płci pięknej, a przy tym uniknąć umoralniającego ględzenia rodziców, później męża… Niestety, ja taktykiem byłem miernym, a w dodatku spanikowanym. Co robić?!
Było po dwudziestej, więc zarówno mama jak i tata byli już w domu, toteż potajemne wyprowadzenie Takanoriego nie wchodziło w grę; z pewnością ktoś by mnie nakrył, a zresztą nie wiem nawet  czy siostry, których pokoje musiałbym minąć po drodze, aby dojść do schodów, byłyby tak łaskawe, aby trzymać gębę na kłódkę – możliwe, że miałby niezły ubaw, gdyby mogły nakablować na najmłodszą z siebie… Kiedy byłem chłopakiem też zawsze były na tyle uprzejme, żeby donieść rodzicom za każdym razem, kiedy przyszła do mnie jakaś dziewczyna (najczęściej po to, aby wykonać jakąś pracę w grupach, jednak im to wyjaśnienie nie pasowało), więc dlaczego teraz miałby być inne? W końcu tylko ja się zmieniłem, inni ludzie pozostali tacy sami… Zresztą, jakoś nie miałem serca go budzić. W mojej głowie pojawiło się przeświadczenie, że gdybym to zrobił, poczułbym, jakbym sam wymierzył sobie w twarz. Nie mogłem… i już.
Inny plan zakładał, że mógłbym bezpardonowo wyrzucić Matsumoto przez okno, ale wątpiłem czy dałby się udobruchać zwykłym „przepraszam” za wrzucenie go z pierwszego piętra… nie wspominając o tym, że mogłoby mu się coś stać albo, gdyby źle upadł, mógłby się zabić… Potrząsnąłem głową. Co za głupie pomysły przychodzą mi do głowy! Dlaczego chciałem potraktować mojego najlepszego przyjaciela jak worek ziemniaków (czy może raczej ryżu od aut.)?
Westchnąłem ciężko i wstałem z łóżka. Wyciągnąłem z szafy czystą piżamę i skierowałem się do łazienki. Może zimne strugi wody pomogą mi odzyskać racjonale myślenie?...
Na całe moje nieszczęście nie miałem okazji prześlizgnąć się niezauważonym po korytarzu, gdyż moja mama właśnie skończyła rozwieszać pranie na suszarce mieszczącej się na końcu korytarza i posłała mi badawcze spojrzenie, jakby już się domyślała, że jest coś nie tak. Przystanęła z ręką na poręczy schodów i najwyraźniej czekała, aż zacznę mówić. Przez moją głowę przebiegło stado kłamstw, którymi mógłbym załagodzić sytuację, aby nie brzmiała tak wymownie, jednak w rzeczywistości zdołałem z siebie wydusić jedynie:
- Takanori będzie u nas nocował, dobrze? – palnąłem otwarcie, po czym momentalnie schowałem się w łazience nie dając nawet czasu na odpowiedź rodzicielce. Miałem tylko cichą nadzieję, że nie będzie czatować na mnie pod drzwiami, czkając aż skończę się myć.
Zrzuciłem ubrania i wszedłem do kabiny prysznicowej. Lodowata woda była dla mojego rozgrzanego ciała takim szokiem, że ledwo powstrzymałem się od pisku, jednak nie zamierzałem zmieniać jej temperatury. Oparłem się czołem o ścianę i ponownie westchnąłem.
Przeszło mi przez myśl, że może niepotrzebnie się bałem… W końcu mimo iż niespodziewanie zmieniłem płeć to fakt, że Ruki był moim przyjacielem, nie zmienił się. Przychodził do mnie często, codziennie razem jeździliśmy do szkoły… więc może to, że u mnie nocował nie było niczym niezwykłym dla mojej matki? W końcu skoro Taka mógł spać Kouyou to niby dlaczego nie u Kiyoko?
Może…
Mam nadzieję…
Wykąpany i pachnący wróciłem do swojego pokoju, gdzie Matsumoto leżał w tej samej pozycji, w której go zostawiłem. Przełknąłem głośno ślinę, a gardło mi się zacisnęło na myśl, że będę musiał spać z nim w jednym łóżku. Co prawda wcześniej też sypialiśmy razem (bez podtekstów, proszę), bo w końcu komu niby chciałoby się tachać dodatkowy materac albo futon – tym bardziej, że ten drugi był nieznośnie niewygodny w szczególności na twardej podłodze, która została wykonana w typowo „zachodnim” stylu, a więc nie została pokryta matami tatami czy choćby klepką (maty tatami są miękkie, dlatego kiedy położy się na nich cienki materac futonu wcale nie jest tak źle. Mimo wszystko na tatami nie wolno stawiać normalnego łóżka z ramą, gdyż to mogłoby je zniszczyć; jeżeli jakiś Japończyk chce mieć typowo „zachodnie” łóżko musi mieć wyłożoną podłogę tzw. klepką, czyli tworem nieco zbliżonym do tatami, jednak wytrzymalszym i dużo droższym. W futonie rozłożonym na klepce już się niewygodnie śpi, a co dopiero mówić o takiej naszej pospolitej betonowej podłodze wyłożonej panelami czy wykładziną – jeżeli chcecie sprawdzić to na własnej skórze to wystarczy, że rozłożycie z cztery koce na podłodze i się położycie; wygodnie? Oczywiście, że nie… od aut.) tylko panelami podłogowymi. Kiedy dziewczyna spała w jednym łóżku z chłopakiem znów nabierało to takiego… jednoznacznego wydźwięku. Krępowałem się, ale w końcu sam również musiałem się wyspać, a nie mogłem wycofać się do salonu i spać na kanapie – w końcu wyglądałoby to co najmniej dziwnie…
Zgasiłem światło i starając się stąpać jak najciszej, kierując się pamięcią, gdyż przed oczami miałem jedynie niezmąconą niczym ciemność, dotarłem do łóżka. Bezszelestnie wsunąłem się pod kołdrę i ułożyłem głowę na poduszce. Mnie, w piżamie składającej się z krótkich spodenek i bluzki na ramiączkach, było dość zimno, dlatego przykryłem się po samą szyję. W akcie, możliwe, że nawet litości chciałem przykryć również chłopaka, który leżał odwrócony do mnie plecami. Żeby to zrobić musiałem najpierw wyciągnąć spod niego kołdrę, gdyż Taka zasnął na pościeli, co było trudnym zadaniem, szczególnie, że starałem się nim nie szamotać za mocno, aby go nie obudzić. Kiedy w końcu udało mi się to zrobić, przykryłem go. W tym samym momencie Ruki odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie zaspanymi, błyszczącymi oczami, które zdradzały, że ich właściciel jeszcze nie do końca kontaktuje z otoczeniem. Matsumoto z ciężkim westchnieniem podniósł się do siadu i zdjął z siebie koszulę, odrzucając ją gdzieś na podłogę. Ułożył się ponownie obok mnie, tym razem przodem do mnie i objął mnie jedną ręką w talii, którą jako kobieta przecież miałem. Spojrzałem na niego zdziwiony, jednak blondyn zamknął oczy i ponownie szykował się do snu. Zostałem przyciśnięty do jego torsu, a od jego gorącej skóry oddzielał mnie jedynie cienki materiał jego czarnego podkoszulka. Czułem jego rytmicznie i spokojnie uderzające serce; aż się zarumieniłem – znów czułem jak policzki zaczęły mnie piec!
W jednej chwili zdałem sobie sprawę, że… Takanori jest ode mnie wyższy; i to dużo wyższy! Ten knypek?! Przecież, kiedy byłem chłopakiem nieraz śmiałem się, że mogłem mu napluć na głowę, kiedy teraz okazało się, że mnie przerósł. Nasze stopy znajdowały się na tym samym poziomie, a ja sięgałem mu zaledwie do wysokości obojczyków. Czyżbym przy przemianie w kobietę również stracił na wzroście? Jak dotąd nigdy nie rzuciło mi się w oczy, żeby Ruki był ode mnie wyższy aż o głowę…

***

Ziewnąłem kolejny raz i przetarłem oczy tym razem nie obawiając się, że rozetrę sobie makijaż, gdyż najzwyczajniej w świecie nie zdążyłem go wykonać. Tak jak możecie się domyślić, nazajutrz po nocy, którą spędziłem z Taką (bez podtekstów!), musieliśmy iść do szkoły. Nie, mój budzik zadzwonił i to wcale nie ja chciałem trochę dłużej poleżeć w objęciach przyjaciela – to on mnie przytrzymywał w stalowym uścisku, uparcie mamrocząc pod nosem: „jeszcze tylko chwilka…”. Przez te jego „chwilki” omal nie spóźniliśmy się na zajęcia, nie zdążyliśmy zjeść śniadania ani wykonać makijażu. Ja jeszcze kończyłem zapinać guziki mundurka w metrze, a czesałem się biegnąc w stronę  klasy od języka japońskiego, gdzie miała odbyć się moja pierwsza lekcja. Takanori pobiegł ze mną, nawet nie zawracając się do domu po mundurek, przez co został wezwany do dyrektora. Pewnie dostał naganę; możliwe, że nawet jego rodzice zostali o tym poinformowani, gdyż w końcu brak odpowiedniego stroju był traktowany jako brak kultury i szacunku, a on sam karnie odesłany do domu… może nawet został zawieszony? Mam nadzieję, że nie…
- Coś ty taka niewyspana? – z rozmyślań o blondynie wyrwał mnie szept Yui.
- Mało spałam… - odparłem zgodnie z prawdą, gdyż przez większość nocy jedynie wpatrywałem się w anielską twarzyczkę Taki i rozmyślałem o tym, jak zmieniły się nasze stosunki od tego feralnego dnia, w którym również i moja płeć postanowiła ulec zmianie.
Mimo iż niezaprzeczalnie stałem się kobietą, to wychodziło na to, że Ruki tak naprawdę nie widział tego. Traktował mnie wciąż tak samo jak dawniej – nie krępował się, że pewne zachowania względem mnie mogą zostać odebrane przez postronne osoby jako zalotne. Właściwie to miał nawet problem do przyzwyczajenia się, aby zwracać się do mnie w rodzaju żeńskim. Zdawało się, że pomimo tego, co się stało, on wciąż patrzył na mnie tak samo; w tym ciele nastolatki dostrzegał swojego starego przyjaciela, a przede wszystkim, chłopaka. Zastanawiałem się czy to nie skreśla mnie w jego oczach jako kogoś, kim mógłby się zainteresować, zakochać… No i przede wszystkim zastanawiałem się, dlaczego zastanawiam się nad takimi rzeczami?!
Kuzynka Shiroyamy widząc, że odpłynąłem myślami gdzieś daleko nawet nie próbowała mnie zagadywać, snując błędne domysły o tym, kto tak zaprzątnął mi umysł.

***

- Hej! – przy wyjściu ze szkoły złapał mnie Aoi. – Masz chwilę czasu?
- O, cześć… - mruknąłem. – Słuchaj, Yuu… Wiem, że obiecałam ci, że gdzieś razem wyjdziemy, ale dzisiaj jestem nie do życia…
- Jesteś chora? – zmartwił się.
- Nie, po prostu się nie wyspałam… - pokręciłem głową. – Wybacz, że z takiego błahego powodu odwołuję nasze spotkanie; możemy wyjść razem kiedy indziej? Serio, czuję się jakby mnie walec przejechał… - westchnąłem. Zawahałem się. – No chyba, że nie będziesz miał kiedy indziej czasu, to możemy wyjść dzisiaj, ale, proszę, nie miej mi za złe, jeśli zasnę przy najbliższej okazji… - lojalnie go uprzedziłem.
- Nie zamierzam cię do niczego zmuszać – uniósł ręce w obronnym geście. – Właściwie to ja też chciałem cię prosić o zmianę terminu naszego spotkania… Mam dzisiaj trening, a szykujemy się do zawodów, więc sama rozumiesz, nie chcę przegapić żadnej okazji do ćwiczeń, żeby nie zawieźć drużyny – uśmiechnął się przepraszająco.
- Jasne, rozumiem – odpowiedziałem mu tym samym gestem. Za naszymi plecami rozległy się nawoływania. Wśród krzyków udało mi się zrozumieć, że koszykarze wołają swojego kapitana.
- Muszę już iść – nachylił się nade mną i cmoknął mnie w policzek. – Makijaż wcale nie jest ci potrzebny – szepnął mi na ucho, po czym wyprostował się i dodał: - Do zobaczenia – pożegnał się i odszedł w swoją stronę. Przyłożyłem dłoń do policzka, w który mnie pocałował. Czułem, że się rumienię.
- Do zobaczenia… - odpowiedziałem cicho.
Czułem się źle myśląc o tym, że Shiro zakochał się w dziewczynie, która w istocie nie istnieje. Wciąż w jakimś stopniu byłem chłopakiem, przez co miałem nieustanne wrażenie, że go okłamuję. Czy w pewnym sensie byłem jakąś pokraczną wersją transwestyty, którym stałem się bez udziału własnej woli? Czy może raczej oyama* – tak, do tego chyba mi bliżej…
Co się stanie jeśli kiedykolwiek mój sekret wyjdzie na jaw? Czy Yuu wciąż wtedy będzie pamiętać o Kiyoko, czy może wszyscy zapomną ją tak jak Kouyou, kiedy zmieniłem płeć? Wtem dotarło do mnie, iż możliwe, że ze względu na te wszystkie pytania, na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi, wszystkie niepewności dotyczące osoby Shiroyamy, staram się utrzymać między nami pewien dystans; możemy być znajomymi, ale jeśli chodzi o coś więcej to wtedy najeżałem się niczym ryba fugu zawzięcie się przed tym broniąc – z tego samego powodu czy możliwym jest, że ze względu na fakt, iż Ruki wiedział, że w istocie jestem mężczyzną, znał prawdę i go to nie odrzucało, czułem do niego ten niewyjaśniony pociąg? Może dlatego, że gdybym znów z dnia na dzień stał się chłopakiem dla Takanoriego nie byłby to szok (bo w końcu gdyby odważył się związać ze mną musiałby liczyć się z takim ryzykiem), czułem się w jego obecności pewniej; czułem, że mogę mu zaufać bezgranicznie, jeszcze silniej niż kiedykolwiek – wiem, że tylko on znał mój sekret, przed którym cały świat zamykał oczy.

***

- Kiyoko, chodź do salonu, proszę – usłyszałem surowy głos matki, kiedy tylko przekroczyłem próg domu i nawet nie zdążyłem zakomunikować, że wróciłem.
Bez słowa ściągnąłem buty i udałem się do pomieszczenia, skąd nawoływała mnie rodzicielka. Nikogo oprócz nas nie było jeszcze w domu – tata wracał z pracy pod wieczór, a siostry kończyły później ode mnie zajęcia.
Mama siedziała na kanapie – sztywno, z rękami na kolanach i ściągniętą twarzą. Nie powiem, zaniepokoiłem się. Chyba to nocowanie Rukiego jednak nie pozostanie tak bez odzewu…
- Dziecko, wiesz, że zawsze chcę dla ciebie dobrze, prawda? – odezwała się ostro. Niepewnie spojrzałem jej w twarz siadając naprzeciw niej w fotelu; przyznam, że obawiałem się nieco, iż jeśli targnie nią złość, to mogę oberwać po łbie, dlatego wolałem znaleźć się poza zasięgiem jej ramion, a co za tym się wiąże, poza obszarem domniemanej strefy rażenia.
- Tak… - przytaknąłem niepewnie badając grunt, na którym przyszło mi stanąć.
- Cieszę się – skinęła głową, jakby do siebie. – Skoro o tym wiesz, to weź to – na niskim stoliku do kawy przede mną znalazło się nagle pewne opakowanie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało ono podejrzanie, jednak kiedy pod nazwą wypisaną kolorowymi znakami drobniejszym druczkiem zauważyłem napis: „antykoncepcja hormonalna” przeraziłem się.
- Ma… Mamo! – krzyknąłem piskliwym głosem.
- Żadne „mamo”! – rodzicielka ściągnęła brwi. – Ja wiem, że jesteś już w wieku, w którym buzują w tobie hormony i oglądasz się za chłopcami… Moim zdaniem nie powinnaś się jeszcze z tym tak spieszyć, jednak wiem również, że pewnych błędów młodości nie da się uniknąć. Uważam, że lepiej, żebym dała ci to teraz niż gdybyś miała przyjść do domu w ciąży! Wyobrażasz to sobie, co powiedzieliby o nas sąsiedzi?! – wyrzuciła ręce w powietrze.
Ta, nie ma to jak przejmować się sąsiadami… Ta sytuacja jest jedynie potwierdzeniem moich domniemań na temat, że kobiety są po prostu urodzonymi intrygantami. Planują wszystko po to, aby wyjść z twarzą z każdej sytuacji…
- Mamo… - udało mi się jedynie wydusić z siebie jedno słowo. Byłem zszokowany!
- Kiyoko, proszę cię… Znacie się z Takanorim od lat, my znamy się z jego rodzicami; to dobry chłopak i wierzę, że nie zawiedzie naszych oczekiwań, które miałby spełniać twój przyszły mąż… – wypaliła.
- Mamo, ale przecież między mną a Takanorim do niczego wczoraj nie doszło! Jesteśmy tylko przyjaciółmi! – próbowałem się bronić. – A zresztą… jaki mąż?! Mamo, czy ciebie ociupinkę nie poniosło? Przecież on tylko tutaj nocował… tak jak zwykle – dodałem
- „Tak jak zwykle”? – oczy matki zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. – Czyli to nie był pierwszy raz?... – zbladła.
Szlag, czyli Takanori mógł sypiać jedynie u Kouyou, u Kiyoko – nie.
- Mamo, daj spokój! Przecież mówię ci, że do niczego nie doszło! Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! – spanikowany zacząłem krzyczeć.
- Długo wczoraj na ten temat rozmawialiśmy z twoim ojcem… Myśleliśmy, że wy… że wy od niedawna jesteście razem; pozwoliliście sobie na coś takiego ze względu na to, że się długo znacie, nie potrzebowaliście dodatkowego czasu na poznanie się… próbowaliśmy znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla tego, co zrobiliście, ale wy… O mój Boże, Kiyoko! I to tak bez odpowiednich zabezpieczeń?! Od jak dawna jesteście razem?!
- Nie jesteśmy parą!
- To znaczy, że wy tak… tak bez uczucia? – moja matka spojrzała na mnie jak na kosmitę. – Chcieliście jedynie zaspokoić swoje… popędy?
- Mamo, Takanori po prostu zasnął wczoraj u mnie na łóżku, bo był zmęczony, a ja nie miałam serca go budzić! No jakoś tak… - sam słyszałem, że moja wymówka (prawdziwa przecież) brzmiała co najmniej cienko.
- Tego nie można tak zostawić! – przerwała mi. - Myślałam, że ta rozmowa ostudzi twój temperament, fakt, iż twoi rodzice domyślili się tego, co robiłaś z tym chłopakiem zniechęci cię, zastopuje, a te tabletki będą tylko przypominały ci o tym wstydzie, a ty…! Tu trzeba zasięgnąć pomocy specjalisty! Skoro tak późno zainterweniowaliśmy, spóźniliśmy się ze zniechęceniem cię do współżycia w tak młodym wieku, to przynajmniej musimy zadbać, abyś nie zaszła przedwcześnie w ciążę! Lekarz musi wypisać odpowiednią dla ciebie antykoncepcję hormonalną i nie tylko! Taki wstyd!... – jęknęła żałośnie.

***

- Kiyoko-chan…
- Zamilcz… – przerwałem ostro matce, kuląc się w sobie na tylnym siedzeniu samochodowym. Uparcie wpatrywałem się w okno.
- Córeczko…
- Milcz! – warknąłem.
Ginekolog orzekł, że w tu procentach jestem dziewicą, więc między mną a Takanorim nie doszło do stosunku. Moja pierwsza wizyta u tego lekarza bardzo źle zapadła mi w pamięci, gdyż matka zagroziła mi, że jeśli z nią nie pojadę, to wyrzuci mnie z domu. Widząc jej surową minę w tamtym momencie byłem pewien, że w rzeczywistości jest gotowa zrobić to swojej córce, która przyniosła jej taką „hańbę”. Dla Kouyou takie ultimatum było niczym – zwyczajnie spakowałbym kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyniósł się do Rukiego na kilka dni, jednak Kyioko… Kyioko nie miała się gdzie podziać. Jako dziewczyna nie mogłem tak ni z tego, ni z owego poinformować państwo Matsumoto, że zamierzam gościć u nich na czas „nieokreślony” (czyt. aż matce przejdzie chęć zamordowania mnie). Nie mogłem także wprosić się do Yui, gdyż najzwyczajniej w świecie nie wiedziałem, gdzie ona mieszka…
Coś czułem, że Taka też dostanie za to, co się stało, gdyż w końcu to wszystko jego wina. Czułem się okropnie z tego powodu, że własna matka mi nie wierzyła – nawet jeśli prawda brzmiała kiepsko, a wszystkie dowody świadczyły przeciwko mnie, to nigdy jej nie zawiodłem, dlatego bolało mnie teraz, że nie potrafiła obdarzyć mnie zaufaniem.
- Jeśli jest coś, co mogę zrobić, abyś…
- Cofnąć czas – syknąłem domyślając się, co chce powiedzieć.
Rozmowa urwała się. Całe szczęście. Nie miałem ochoty jej kontynuować. Czułem się… Czułem się niemalże zbrukany… W oczach miałem łzy, jednak tym, co obecnie zajmowało mój umysł było pytanie czy… czy jeśli w rzeczywistości jestem fizycznie kobietą to… to mógłbym uprawiać seks z Takanorim? Najgorsze było w tym, że odpowiedź sama mi się nasuwała i była twierdząca; to mnie przerażało…
Z dziwnym uczuciem, którego wciąż nie potrafiłem nazwać wpatrywałem się w paznokcie, na których został wyryty napis „Ruki

*oyama – aktor w teatrze kabuki, który odgrywa damskie role. Ponoć kiedyś chłopców o wątłej posturze i delikatnej urodzie specjalnie wychowywano jak dziewczynki, aby potem na scenie zachowywali się bardziej kobieco i naturalnie. Czasami naprawdę ciężko było odróżnić oyama od prawdziwej kobiety.


12 komentarzy:

  1. Bosze! To twoje najlepsze opowiadanie i jedno z moich ulubionych! Proszę! Napisz następne szybko i od razu wstaw! Genialne. Jak dla mnie Yuu może nawet wpaść pod samochod, jest hetero, Ruki jest genialny! Mam nadzieję, że w jakiś sposób choćby w akcie zazdrości ją pocaluje czy coś i się ogarnie! I nawet jak Kou już będzie facetem będą razem. Tak ginekolog dla niej to musiałabyc trauma... Niech wyzali się Takanoriemu!
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Kouyou ;_;
    Naprawdę mu współczuje ;_; bycie kobietą jest okropne ._. A jemu tu jeszcze los jakby specjalnie same kłody pod nogi kładzie, same różane łodygi pełne kolców...

    mam nadzieję, że się wszystko dobrze skończy ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie, nie wrzucaj Yuu pod samochód ;-; Moga mieć z Kou duzo ładniejsze dzieciaki niz z Taką ;P Zakładając ze biedaczek zostanie babą do końca swoich dni.
      Ale nie zostanie nie ;_;?

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Choć w sumie ciężko jest mi sobie wyobrazić jak bardzo Kouyou musiał zmaleć,że jest niższy od Ru...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak za tym teskilam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rety, co za fantastyczne opowiadanie! Dopadłam się do niego dzisiaj i przeczytałam całość od razu! Jestem zachwycona, wspaniale wykreowana damska wersja, nie mogę doczekać się następnej części. Życze dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej rozwalił mnie moment z matką, jak tłumaczył Kouyou o zabezpieczeniach xD nie ma to jak ufający Ci rodzice... na początku zdziwiło mnie, że Kouyou tyle się zastanawia nad błahymi sprawami, ale teraz już rozumiem. Opinia publiczna i inne takie bzdety -.-

    OdpowiedzUsuń
  7. e.e przypominam ci, że pairing to Aoi x Uruha, nie Uruha x Ruki ><
    Nawet nie wiesz jaka byłabym zła, gdybyś zniszczyła Aoihę ;___;
    Dłuuugo czekałam na tę 4 część, ale się w końcu doczekałam i bardzo dziękuję <l3 i to "Ruki♥" na paznokciach Kou.. :/ Nic tylko zamordować Ruksa...
    Mama Uru jest chooora xD trochę się przygasiłam, jak już był ten moment potwierdzający, że "Uru jest dziewicą" ( xD ). To takie smutne było w malutkim stopniu, ale smutne ;_;
    Czekam na 5 część! I na "Vampire Depression" też! Mam nadzieję, że znajdziesz czas na to, aby napisać te opowiadania jak najszybciej!
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, eh. Miałam trochę swojego na głowie -.- Nie ważne. Mam nadzieję, że Uruha się odmieni i już mu się odechce ochota na Takę! xD Pozdrowienia i całuję <l3 ~

    OdpowiedzUsuń
  8. Uhu, czekałam na to ;u; Przeczytałam poprzednie trzy części i ze smutkiem stwierdziłam że chyba chcę więcej, a wizja Uruszki jako dziewczęcia wydaje mi się niezwykle zabawna XD (chociaż przyznam szczerze zapomniałam kompletnie o tym opowiadaniu. Wchodzę tera i patrzę - nowy rozdział. Szczęśliwa Keru jest szczęśliwa ;3;)
    Pisze ten komentarz jeszcze przed przeczytaniem rozdziału, ale gdy tylko to zrobię postaram się uklepać coś konstruktywnego, chociaż nie wiem czy będzie to można nazwać krytyką, bo po przeczytaniu Twoich poprzednich wpisów po prostu zakochałam się w Twoim stylu pisania. Jest łatwy, lekki i przyjemny ;u;
    A teraz~ idę czytać to cudo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko jedno zastrzeżenie...
      Za krótko~ TTuTT

      W każdym razie, z niecierpliwością czekam na następny rozdział, życzę dużo weny ;u;

      Usuń