"Nowy Świat" cz.17

          Zgodnie z życzeniem (żeby mi ktoś nie zarzucił, że jestem gołosłowna!) wskrzeszam tę serię! Czas wziąć się za porządki w niej, gdyż zrobił się tu mały... bajzel ^^'' Zdaje się, że chciałam uwzględnić w tym opowiadaniu zbyt wiele gwiazd j-rocka na raz C'': Ale to nic! Ja to jeszcze jakoś ogarnę!
            Możecie w komentarzach typować swoich ulubieńców, z którymi shippujecie Alexa! (to byłoby bardzo pomocne, huh... ^^'' ♥)

             Swoją drogą, już jakiś czas temu dopatrzyłam się na liście obserwatora o nicku Harleen Doushito - chciałam bu tylko pogratulować absolutnie fantastycznego wyboru zdjęcia profilowego ♥ Serio, to tyle, co chciałam x''DDD (Wybaczcie... ^^'')


„Nowy Świat” cz.17

Wsparłem się, a właściwie to uwiesiłem się na barierce niewielkiego mostku dysząc ciężko. W boku czułem przeszywające kłucie, a w płucach tępy ból i ciężar. Moja klatka piersiowa jakby nie unosiła się wystarczająco szybko, przez co wciąż brakło mi powietrza. Przełknąłem z trudem gęstą, lepką, zbryloną ślinę i obrzuciłem spojrzeniem miniaturowy ekran sprytnego urządzenia na moim nadgarstku, który mierzył mój czas biegu, pokonany dystans i przybliżoną wartość spalonych kalorii. Sapnąłem ciężko wściekając się na siebie, kiedy zorientowałem się, że nie udało mi się pokonać wyznaczonego przez siebie dystansu. Nigdy nie byłem wielkim fanem siłowni, podnoszenia ciężarów lub gier zespołowych, jednak musiałem przyznać, że lubiłem biegi i byłem w nich całkiem dobry. Nie byłem amatorem wielkich prędkości, choć wiedziałem, że podkręcenie sobie tempa od czasu do czasu rzutowało na ogólne podniesienie kondycji i osiągów. Byłem dobry w biegach długo i średniodystansowych… przynajmniej zazwyczaj, gdyż dziś coś wyjątkowo mi nie szło. Przez zamieszanie związane z przeprowadzką, zmianą pracy i całym tym chaosem, który skutkował wywróceniem mojego życia do góry nogami, nie trenowałem zbyt regularnie w ostatnich miesiącach. Dziś jednak osiągnąłem już chyba swoje apogeum. Zdawało mi się, że byłem wściekły na siebie jak nigdy wcześniej.
Z trudem wywindowałem się do pozycji stojącej, co nie było łatwym zadaniem ze względu na doskwierający mi ból w dole pleców. Bolały mnie także uda, płuca wciąż paliły. Musiałem przyznać, że dzisiejszej nocy nie spałem zbyt dobrze, co mocno rzutowało na moją sprawność fizyczną i wciąż zżerały mnie różne stresy, przez co nie mogłem w pełni skupić się na wysiłku. Nie próbowałem się jednak usprawiedliwić przed samym sobą. Poirytowany własną postawą godną pożałowania względnie otarłem czoło zroszone drobnymi perełkami potu i sięgnąłem po bidon z wodą zatknięty za pasek elastyczny na moim udzie. 
- No proszę, kogo ja widzę… Alex? – na dźwięk tego znajomego głosu od razu przeszły mnie dreszcze, przez co mało nie zadławiłem się napojem. Zdziwiony odsunąłem butelkę od ust, spoglądając na Isamiego, który zmierzał w moją stronę. Po jego sportowym stroju mogłem wywnioskować, że on również musiał biegać. – Nie spodziewałem się spotkać akurat ciebie w tym miejscu – uśmiechnął się nieco pobłażliwie. Niemniej, jego głos wciąż pozostawał ciepły, a spojrzenie nienaszpikowane cynizmem i prowokacją.
- Nie wyglądam ci na biegacza, co? – prychnąłem.
- Wybacz, nie chciałem cię urazić – podniósł dłonie w obronnym geście i postąpił kilka kroków w moją stronę, aby następnie oprzeć się o barierkę plecami, tym samym wybierając sobie miejsce tuż obok mnie.
Tym razem przyrodni brat Karmy nie nosił kolorowych soczewek. Spojrzał na mnie oczami czarnymi niczym bezgwiezdna noc, a ja odniosłem dziwne wrażenie, że mógłbym się w nich utopić, gdybym nie odwrócił w porę wzroku. Serce w klatce żeber znów zaczęło mi się kołatać niespokojnie, nierówno, szybko. Krew uderzyła mi do głowy, co odbiło mi się echem w postaci pulsu łupiącego w skroniach. Brunet miał jakąś niezwykłą moc i aurę, którą boleśnie dobitnie na mnie wpływał, powiedziałbym, że nawet przejmował na nade mną kontrolę. Za każdym razem, kiedy tylko się odzywał, czułem niepokojącą słabość w nogach. Niczym zahipnotyzowany słuchałem każdego jego słowa z osobna, jakby każde z nich mogło kryć w sobie jakąś głęboką mądrość i przesłanie. Jego bliskość odbierała mi jasność myślenia, stając się bodźcem nadrzędnym, którego nie mogłem zignorować. Z jednej strony przyciągał mnie do siebie w jakiś niewyjaśniony sposób, a z drugiej jakbym… dopatrywał się w nim czegoś mrocznego, co nieco mnie odstraszało i wzbudzało we mnie niepokój. Próbowałem nie zwracać uwagę na tę drugą stronę medalu, próbując sobie wmówić, że to tylko moje dziwne uprzedzenie. Może patrzyłem na niego przez pryzmat jego brata, który był… no cóż, dość ekscentryczną postacią? Z drugiej strony jednak on sam wystawił mu pozytywną ocenę. Mój współlokator twierdził, że początkujący muzyk był dobrym dzieciakiem. To powinno mnie w pewien sposób uspokoić… prawda?
O ile mogłem zawierzyć opinii i jej adekwatności wystawionej przez osobę, która sama twierdziła, że nie rozumie ludzkich uczuć i emocji. 
Syknąłem, kiedy pulsowanie w moich skroniach wzmogło się. Przytknąłem dłoń do czoła i skuliłem się w sobie, gdyż najwyraźniej intensywne myślenie po wzmożonym wysiłku fizycznym nie było jednak najlepszym pomysłem.
- W porządku? – zapytał zaniepokojony. 
- Tak, tak… - machnąłem na niego uspokajająco ręką.
- Na pewno? – upewnił się. – Nie wyglądasz najlepiej… Może chcesz usiąść? – zaproponował i rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś ławki, jednak tej jak na złość nie było nigdzie widać na horyzoncie. 
- Spokojnie, nic mi nie jest – próbowałem przekonać go słabym uśmiechem, do którego się zmusiłem.

***

Powoli zaczynałem doszukiwać się pewnych podobieństw pomiędzy Karmą a Isamim, nawet jeśli ci w istocie byli braćmi tylko z „nazwy”, gdyż mieli inne matki i nawet nie byli razem wychowywani. Niemniej jednak łączyła ich jedna cecha – zaborczość. Wokalista AvelCain stwierdził, że nie podoba mu się pomysł, który zakładał, że miałem wyjechać w trasę koncertową z Nocturnal Bloodlust i uważał to za wystarczający powód do tego, żebym porzucił wszystkie swoje plany. Z kolei wokalista Archemi. zmartwiony moim stanem zaprosił mnie do siebie, gdyż ponoć mieszkał niedaleko, żebym odpoczął i nie zaważał na moje jakże liczne protesty i zapewnienia, że wszystko przecież jest w porządku. Nie. Po prostu nie. Nie i koniec. Słowo się rzekło. Dziękuję za uwagę. Wszyscy muszą się dostosować. W planach nie było miejsca na żadne odchyły od normy, bo na didaskalia przecież i tak nikt nie zwracał uwagi.
Jeżeli wierzyć w reinkarnację lub cykliczność życia po życiu to ta dójka miała całkiem spore szanse na objęcie funkcji dyktatora w jednym ze swoim przeszłych lub przyszłych żywot...
Brunet w istocie mieszkał całkiem niedaleko, w stosunkowo niewielkim bloku jak na tokijskie standardy. Przepuścił mnie przodem, instruując, gdzie iść i deptał mi po piętach, kiedy wspinaliśmy się po schodach na drugie piętro, jakby w każdej chwili gotowy łapać mnie, gdyby nagle zachciało mi się mdleć niczym teatralnej księżniczce. Pomimo jego zaborczości, którą wykazał się na przedzie, wyglądało też na to, że mimo wszystko był bardzo troskliwą i przezorną osobą.
Mieszkanie brata mojego współlokatora było… co najmniej specyficzne. Kiedy tylko jego właściciel otworzył przede mną drzwi frontowe, uderzył we mnie silny, kadzidlany, nieco duszący zapach wypełzający się na korytarz w postaci półprzezroczystej, mlecznej mgły. Od razu zwietrzyłem charakterystyczny zapach topiącej się stearyny, a w zaciemnionym mieszkaniu dostrzegłem pojedyncze, jasne punkty będące zapalonymi świecami. Jak już wspomniałem, w mieszkaniu było ciemno, mimo iż na zewnątrz świeciło słońce, a na zegarze nie wybiła jeszcze dwunasta. Rolety były zaciągnięte przynajmniej do połowy, a w środku i tak dominowały ciemne barwy, takie jak głęboka, winna czerwień czy śliwkowy fiolet. Tu i ówdzie dostrzegłem zawieszone jako ozdoby pergaminy ze spisanymi zamaszyście modlitwami i błogosławieństwami lub drewniane obrazki przedstawiające różne bożki shinto. Na komodzie w przedpokoju stała wiązka tlących się kadzideł. Świece porozstawiane były w różnych kątach właściwie w każdym pomieszczeniu, wliczając w to nawet łazienkę. Na szafce w SJS (salono-jadalnio-sypialni) stał złoty, masywny posążek kreatury, którą naprawdę chciałem nazwać kolejnym bożkiem pochodzenia religii politeistycznej, jednak zwyczajnie nie mogłem. Jej spiczaste, długie uszy, ostre szpony i kocie oczy znacznie bardziej przywodziły mi na myśl demona, z której strony bym na to nie spojrzał. Złoty posążek trzymał ręce złożone jak do modlitwy, a wokół nich opleciony miał łańcuszek z nawleczonymi nań dużymi, drewnianymi kulami, który w jakiś pokraczny sposób przywodził mi na myśl powiększoną wersję różańca. Kolorowe kamienie, które w słabym świetle do złudzenia przypominały te szlachetne, tkwiły i lśniły niebezpiecznie intensywną czerwienią w źrenicach demonicznej kreatury oraz zimną bielą pojedynczych kropek na jej wysokich kościach policzkowych oraz dłoniach. 
Poczułem się dziwnie spięty – głównie dlatego, że odniosłem wrażenie, jakbym wszedł do jakiejś mrocznej kapliczki, a nie do przeciętnego mieszkania jeszcze bardziej przeciętnego dwudziestoparolatka. Chociaż chwila… Już chyba sam sposób, w jaki Isami się wypowiadał dyskwalifikowało go z listy „szary, nudny i pospolity”.
Odwróciłem się do gospodarza, starając się nie okazywać tego, jak bardzo czułem się nie na miejscu i jak bardzo byłem zagubiony.
- Kawy? Herbaty? – zapytał uprzejmie jakby nigdy nic, zupełnie nie zwracając uwagi na dziwaczny grymas, który wpłynął na moją twarz, kiedy naprawdę dawałem z siebie wszystko, żeby nie dać po sobie poznać tego, co właśnie pomyślałem sobie o tym miejscu. Szło mi to marnie, jednak muzyk okazał się być wyrozumiały. Ciekawe, jak często przyjmował gości w domu…?
- Nie, jest w porządku… - mruknąłem, nie mając ochoty zabawić tu na zbyt długo.
- A więc herbata – zadecydował. – Nie obrazisz się, prawda? Piłem już dziś kawę – usprawiedliwił się i przeszedł do kuchni, gdzie nastawił czajnik elektryczny.
Ta, zdecydowanie coś musiało łączyć go z Karmą…
- Mieszkasz tu sam? – zapytałem, żeby przerwać dość niezręczną i ciężką niczym kolory otaczających nas ścian ciszę.
- Tak – przytaknął. – Nie krępuj się tak – polecił i uśmiechnął się.
Gest ten powinien jakoś rozładować napięcie, gdyż nie był ani nieszczery, ani wymuszony, jednak przyniósł on zupełnie odwrotne rezultaty. Momentalnie poczułem, jak zimny, elektryzujący dreszcz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa, jak oblewa mnie zimny pot, który bynajmniej nie ma nic wspólnego z moim uprzednim wysiłkiem fizycznym. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że towarzyszyło temu oślizgłe, mrożące krew w żyłach uczucie, jakby ktoś chwycił zmrożoną ręką moje wnętrzności i bezceremonialnie zaczął nimi wywracać w tą i z powrotem. W odpowiedzi potrafiłem jedynie skinąć sztywno głową mojemu rozmówcy. Na niemal słaniających się nogach przeszedłem do SJS, gdzie pozwoliłem sobie zająć miejsce przy niskim stoliku kotatsu.
Siedząc tak i czekając na mojego towarzysza rozglądałem się ciekawsko po pomieszczeniu. Moją szczególną uwagę zwrócił regał z książkami, z których, jak mogłem wnioskować po tytułach wytłuczonych na grzbietach, wiele odnosiło się do tematu religii shino, buddyzmu, wierzeń ludowych, folkloru poszczególnych prefektur japońskich, a nawet demonologii i mitologii. Interesujące… i w jakiś sposób także niepokojące, musiałem przyznać.
Isami wrócił po chwili z dwoma kubkami zielonej herbaty. Zasiadł naprzeciw mnie i bez słowa upił łyk parującego naparu, który w moim mniemaniu wciąż był wrzątkiem, gdyż był na tyle gorący, że nie mogłem nawet objąć naczynia palcami, a co dopiero mówić tu o piciu. Między nami znów zapanowała cisza.
- Jak ci się mieszka z moim bratem? – zapytał w końcu. – Zdaję sobie sprawę, że momentami może być dość… ekstraordynaryjny – mruknął.
- W porządku, nie naprzykrza się jakoś znacząco – odparłem. – A ty… nie czujesz się czasem samotny mieszkając w pojedynkę? – poczułem się w obowiązku zrewanżowania się pytaniem za pytanie.
- Niekoniecznie – wzruszył ramionami. – Choć rozumiem, do czego zmierzasz – uśmiechnął się znacząco znad kubka. – Nie, nie miewam wielu gości – wyznał. – Właściwie to nie lubię zapraszać znajomych do siebie. Wolę spotykać się z nimi gdzieś na mieście. Mój dom jest… mój. Jest moją oazą spokoju, w której nie życzę sobie czyichś interwencji ani tym bardziej czyichś brudnych butów – wyjaśnił.
- Więc dlaczego ty… mnie…? – dukałem, aż w końcu zająknąłem się i umilkłem pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, którym zaczął mnie taksować.
- Zaprosiłem cię, bo cię lubię – stwierdził prosto.
- Czy to ma coś do rzeczy z tym, co powiedział ci na mój temat Karma? – zainteresowałem się.
- Poniekąd – przyznał. – Cóż, nieczęsto zdarza się, żeby mój brat miał na czyjś temat tak pochlebną opinię – wziął głębszy oddech. – To sprawiło, że mnie zainteresowałeś i że zapragnąłem cię poznać osobiście. Muszę przyznać, że póki co nie żałuję – posłał mi uśmiech, jakiego nie powstydziłby się nawet sam miłosierny Budda, na co mnie przeszedł kolejny dreszcz. Ten chłopak zdawał się być jakąś mieszanką sprzecznych ze sobą sił…
- Czy to oznacza, że oczekujesz po mnie czegoś konkretnego? – dopytywałem.
- Konkretnego? – uniósł brwi w zdziwieniu. O dzięki wszystkim bożkom tego i innego świata, i siłom transcendentnym, i wszelkiemu innemu podobnego tałatajstwu, ten z „niecodziennych braci”, jak zacząłem w myślach nazywać Isamiego i Karmę, przynajmniej potrafił w jakiś ludzki sposób okazywać swoje uczucia i emocje! Chwała mu za to! – Nie, nie powiedziałbym. Niczego po tobie nie oczekuję. Może jedynie liczę na zaistnienie pewnych sytuacji i możliwości. To tyle. Ale nie przejmuj się – machnął ręką, widząc moją zapewne spłoszoną minę. – Nie musisz nic robić. Po prostu pozwól mi się obserwować. To tyle – rozłożył ręce, na co ja przełknąłem głośno, jakby brunet w istocie mógł mi grozić, a nie dopiero co powiedział, żebym niczym się nie przejmował. – Więc? Jakieś plany na dziś? – zainteresował się, zmieniając przy tym temat, za co byłem mu ogromnie wdzięczny.

***

W gruncie rzeczy nie miałem żadnych planów na dzień dzisiejszy. Miałem wolne i zamierzałem w bezczelny sposób zmarnować mój czas na coś prozaicznego i niezbyt wymagającego wysiłku fizycznego, tudzież umysłowego. Gdybym nie spotkał wokalisty Archemi., zapewne wróciłbym do siebie i zajął się czytaniem jakiejś przypadkowej książki, możliwe, że wzorując się na Genshō, podprowadziłbym jakiś tomik poezji Karmie lub zajął się oglądaniem jakiegoś filmu na laptopie, gdyż w telewizji głównie puszczano dziwaczne programy rozrywkowe, które nie były na nerwy przeciętnego śmiertelnika. Można więc było powiedzieć, że brunet uratował mnie od próżnowania w samotności, choć nie mogłem powiedzieć, żebyśmy razem zajęli się czymś o wiele bardziej produktywnym.
Zostałem u Isamiego znacznie dłużej niż mógłbym sobie tego życzyć, choć w istocie wcale nie czułem się z tym źle. Z czasem zacząłem przyzwyczajać się do specyficznego otoczenia, a chłopak nawet odsłonił zasłony, wpuszczając do środka co nieco promieni słonecznych, z czym od razu poczułem się lepiej. Przez dłuższy czas siedzieliśmy przy kotatsu i rozmawialiśmy, a rozmowa z czasem szła nam coraz lepiej. Coraz płynniej przechodziliśmy z tematu w temat, coraz rzadziej zdarzały nam się chwile wypełnione pustą ciszą. Zaczynałem czuć się w jego towarzystwie coraz swobodniej, choć kiedy zdarzało mi się mówić przez dłuższy czas i Isami nagle odzywał się po pewnej przerwie, wciąż czułem ten dziwny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa i to niepokojące napięcie kumulujące się gdzieś w okolicach lędźwi. Niemniej, nie było to nieprzyjemne. To też zaczynało mi się podobać, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że w pewnym momencie zacząłem wręcz wyczekiwać z niecierpliwością chwili, w której znów mogłem poczuć to elektryzujące doznanie, które nie do końca potrafiłem opisać ani się w nim rozeznać, jasno stwierdzając, o czym ono świadczyło i czym było w istocie.
Później zrobiło się już naprawdę późno, a więc minęło już południe, a my zgłodnieliśmy, więc przenieśliśmy się na chwilę do kuchni, gdzie wspólnymi siłami udało nam się stworzyć coś na lunch. Następnie znów wróciliśmy do salono-jadalnio-sypialni, ale tym razem ulokowaliśmy się na o wiele wygodniejszej kanapie, jedząc, śmiejąc się i oczywiście rozmawiając niczym małolaty podczas pierwszego, wspólnego nocowania w amerykańskim serialu. To wszystko wydawało się banalne, jednak było niezaprzeczalnie przyjemne.
Muzyk fascynował mnie. Był inny niż większość ludzi, których znałem, jednak nie był przy tym, bądźmy szczerzy, dziwakiem jak jego brat, cholerykiem jak Daisuke czy nie wiadomo kim jeszcze. Jego „inność” nie ograniczała się tylko do prezentowania jego wad czy „usterek” w jego charakterze i usposobieniu, ale przejawiała się w jakiś niewymuszony i przyjazny sposób. Niedługo po tym stwierdzeniu odkryłem z niemałym zresztą zaskoczeniem, że tak właściwie… to Isami oczarował mnie. Fascynował mnie jego głęboki, wibrujący głos, którego mógłbym słuchać godzinami, jego głębokie uduchowienie, które szło z niepojętą tolerancją wobec wszystkiego i wszystkich, którzy nie zgadzali się z jego poglądami, jego zamiłowanie do różnych kultów i kultur, a nawet same jego sanctrum, które przywodziło na myśl zakazaną świątynię. To wszystko w jakiś sposób wydawało mi się być odległe, wręcz nierealne, a z drugiej strony tak ciekawe, inne, niecodzienne, na wyciągnięcie ręki. 
Pożegnaliśmy się dopiero, kiedy na dworze zrobiło się już ciemno. Nie znaliśmy się wystarczająco długo i dobrze, żeby któryś z nas mógł wyjść z propozycją wspólnego spędzenia nocy, choć towarzyszyło mi silne przeczucie, że gdybym zapytał, brunet nie wyrzuciłby mnie na bruk. Coś podpowiadało mi, że zgodziłby się, jednak nie chciałem już na "dzień dobry" nadużywać jego gościnności. Wszak sam stwierdził, że nie bardzo lubił przyjmować gości w domu, a ponad to uraczył mnie już obiadem, więc to i tak wystarczająco jak na jeden raz. 
Wyszedłem z mieszkania chłopaka w naprawdę dobrym humorze. Isami był zdecydowanie osobą, z którą chciałem pogłębić znajomość. Ten bardzo przypominał swojego brata, jednak nie był tak pokręcony jak on i miał chociażby jakieś względne pojęcie o relacjach międzyludzkich, co znacznie ułatwiało komunikowanie się z nim. Byłem szczęśliwy, że miałem okazję go poznać.
Wracałem właśnie do domu, kiedy nagle usłyszałem za sobą nawoływanie. Odwróciłem się, dostrzegając za sobą Hiro, który kierował się w moją stronę szybkim, sprężystym krokiem. Nie wyglądał na złego, jednak jego mina zdradzała także, że ten nie posiadał się ze szczęścia. Przystanąłem na moment, czekając aż ten mnie dogoni.
- Hej...
- Czemu nie odbierasz telefonu? - przerwał mi, od razu przechodząc do sedna.
- Jak to nie odbieram? - zdziwiłem się. - Przecież nie dzwoniłeś... - wyjąłem telefon z kieszeni, żeby sprawdzić czy faktycznie mogłem nie zauważyć jakiegoś nieodebranego połączenia, jednak zamiast tego przekonałem się, że bateria wyzionęła ducha. - Oh... - mruknąłem pod nosem.
Byłem tak zaaferowany spotkaniem z bratem Karmy, że nawet nie zauważyłem, kiedy moja komórka odmówiła posłuszeństwa. Przez cały ten czas, który wspólnie spędziliśmy, nie zmarnowaliśmy ani chwili na grzebanie w social media czy oglądanie telewizji. Nic podobnego. Spędziliśmy razem dzień w "staroświecki" sposób, obchodząc się bez wszelkich elektronicznych gadżetów. Musiałem przyznać, że to była miła odmiana. Odświeżająca, powiedziałbym. Miło było mieć kogoś, z kim można było spędzić czas bez potrzeby zasłaniania się portalami społecznościowymi i wirtualną rzeczywistością. Rozmawialiśmy, skupiając całą naszą uwagę na tej drugiej osobie, patrząc na siebie wzajemnie, a nie w martwe tafle wyświetlaczy. To było naprawdę przyjemne. Z całą pewnością chciałbym to jeszcze kiedyś w przyszłości powtórzyć. Odciąć się od nierealnego świata i skupić się na jednej, wybranej osobie, prawdziwie cieszyć się jej obecnością i bliskością, zrobić sobie odwyk od telefonu, laptopa i telewizora, od których znaczna część społeczeństwa w dzisiejszych czasach była uzależniona - wliczając w to także mnie. Miło było także przekonać się, że jeszcze nie zatraciłem wszelkich zdolności socjalizowania się z innymi twarzą w twarz, bez zbędnego pośrednictwa przedmiotów nieożywionych.
- Wybacz, mój telefon się rozładował, a ja nawet nie zauważyłem - wytłumaczyłem się. Wokalista Nocturnal Bloodlust westchnął na te słowa i przewrócił oczyma. - Coś się stało? - zapytałem.
- I tak, i nie... - mruknął wymijająco. - Nie było cię dzisiaj w pracy - zauważył.
- Miałem dzień wolny - odparłem. - Chciałeś ode mnie czegoś konkretnego?
- Właściwie to tak - przytaknął. - Pamiętasz, jak wspominałem o Europejskiej trasie, do której przygotowuje się mój zespół, prawda? - upewnił się, na co ja skinąłem mu głową. - No właśnie. Wstępny plan został już zatwierdzony i teraz pewne akcje muszą zostać podjęte. Powiedziałeś, że chcesz jechać ze mną - przypomniał mi. W tym momencie moje serce zabiło mocniej. Z trudem przełknąłem ślinę przez zaciskające się gardło. Cholera... - Jeśli faktycznie chcesz z nami lecieć do Europy, musimy dopełnić pewnych formalności - wyjaśnił. - Wszystko w porządku? Zbladłeś... - zauważył.
- Tak, wszystko gra - machnąłem lekceważąco ręką, odwracając od niego spojrzenie.
Prawdą było, że zapomniałem na moment o całej tej nadchodzącej trasie i znów dopadły mnie wątpliwości. Dzień spędzony z Isamim był dla mnie niemal jak wycięty z osi czasu. Kilkanaście godzin wyciętych z życiorysu, przez które zdążyłem zapomnieć o całym, bożym świecie. Cudownie. Teraz jednak nastał czas, żeby ponownie wrócić do rzeczywistości. Niby wcześniej podjąłem już decyzję, że będę wspierał wokalistę Nokuruby, że skupię się na nim i na kwitnącym do nim uczuciu, jednak... teraz znowu się wahałem. Czy aby na pewno powinienem jechać? Czy powinienem się na to pisać?
Lubiłem go. To fakt. Był miłym gościem. Ale czy to był wystarczający argument, żeby na własne życzenie spędzić z nim kilka miesięcy w separacji od wszystkich innych, którzy byli mi bliscy? W końcu zarówno Yuuki, jak i Karma wytknęli mi, że tutaj, w Tokio miałem już wystarczająco niedokończonych spraw. Wokalista InitialL namawiał mnie do rzucenia wszystkiego w diabły, z kolei brunet chciał, żebym został na miejscu i żebym sprostował moje relacje z innymi po kolei. Z jakiejś racji nie uważał Hiro za adekwatne dla mnie towarzystwo. Ponad to wciąż pozostawała sama kwestia mojej niepewności. Gdybym się w nim zakochał, to już dawno siedziałbym jak na szpilkach na spakowanej walizce, wyczekując z niecierpliwością taksówki na lotnisko, czyż nie tak? Zamiast tego ja jednak raz za razem traciłem głowę dla kogoś innego - dla Aryu, dla Isamiego. - i zapominałem o nim, spychając go na dalszy plan. To dowodziło chyba jednak tego, że wokalista Nocturnal Bloodlust nie był moją wielką i jedyną miłością, prawda?
- Będziesz jutro w pracy? - kontynuował niezrażony brunet.
- Tak, jasne - przytaknąłem.
- W takim razie znajdę cię na przerwie i zaprowadzę do mojego managera. Musimy przedyskutować kilka spraw - uprzedził.
- Um, oczywiście... - mruknąłem nieprzekonany.
- Właściwie to tylko tyle dziś od ciebie chciałem - wzruszył ramionami. - Pofatygowałem się do ciebie, bo chciałem się upewnić, że jeszcze się nie wycofałeś z danego słowa - uśmiechnął się zadziornie. - Poza tym to ważne, żeby załatwić wszystkie sprawy papierkowe możliwe jak najszybciej - zaznaczył. - Skoro jednak wciąż jesteś zdecydowany, to dobrze. Nie będę ci już zawracał dłużej głowy. Spotkamy się jutro - obiecał. - Umówiłem się na mieście z Masą i Natsu - wytłumaczył się, kiedy potraktowałem go pytającym spojrzeniem.
- W porządku - zgodziłem się. - W takim razie do zobaczenia jutro - pożegnałem się słabnącym głosem.
Hiro pomachał mi na odchodne, po czym zawrócił w kierunku, z którego tu przyszedł. Ja w tym czasie wróciłem do domu. W salonie, zgodnie już z naszą niepisaną tradycją, czekał na mnie Karma. Chłopak podniósł na mnie leniwe spojrzenie znad czytanego tomu poezji.
- Spotkałeś się z Isamim? - zapytał, kiedy zaledwie przekroczyłem próg mieszkania, zrzucając buty z ciężkim westchnięciem.
- Zgadza się - potwierdziłem.
- Nie wyglądasz kwitnąco - skomentował. - Posprzeczaliście się? - zgadywał.
- Nie, tu nie chodzi o Isamiego - odpowiedziałem, zajmując miejsce na kanapie obok niego. - Spotkałem Hiro pod blokiem, kiedy wracałem - wyznałem. Brunet niemo nakazał mi kontynuować, wpatrując się we mnie intensywnie. - Przyszedł upewnić się, że nie zmieniłem zdania, co do trasy Nocturnal Bloodlust po Europie - zacząłem tłumaczyć. - Chce, żebym jutro dopełnił jakiś formalności... - westchnąłem raz jeszcze.
- Powiedziałem ci już, że nigdzie nie jedziesz - odezwał się twardo, na co ja spojrzałem na niego zaskoczony. Temu dalej nie przeszło to władcze podejście?
- Ale powiedziałem mu, że z nim pojadę... - podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową. - Teraz to już trochę za późno, żeby się wycofać. Poza tym i tak nie mam żadnej dobrej wymówki... - sapnąłem. - Myślałem też, że może udałoby mi się spotkać z rodziną, gdybyśmy zahaczyli o Norwegię, więc może w sumie nie byłoby znowu aż tak źle... - próbowałem pocieszyć sam siebie i przekonać się do tego, żeby spojrzeć na całą tę sytuację z nieco większym optymizmem.
- Nie jedziesz - muzyk nie dawał za wygraną.
- Nie? - prychnąłem. - Bo co? Mam mu jutro powiedzieć, że nie podpiszesz mi zgody na wycieczkę? - parsknąłem.
- Alex, czy ty nie widzisz, że masz pewien problem? - spojrzał na mnie z przyganą. - Nie chcesz jechać. Zgodziłeś sie tylko dlatego, żeby uszczęśliwić Hiro. I to jest właśnie twój problem. Przytakujesz i zgadzasz się na wiele rzeczy, żeby nie rozczarować i nie sprawić przykrości innym, jednak przy tym sam nie bierzesz pod uwagę tego, co ty chcesz i czujesz, przez co w ostatecznie motasz się, jesteś niezdecydowany i rozsiewasz wokół siebie istny chaos, angażując w niego wszystkie napotkane osoby. Chcesz być przyjacielem wszystkich i wszystkiego, przez co pozwalasz zbyt wielu osobom zbliżyć się do ciebie - aż uchyliłem ze zdziwienia usta, słysząc taki wywód z jego strony. - Może teraz jeszcze nie masz takich problemów i nie jesteś tego świadom, ale w przyszłości przez takie zachowanie twoja opinia może ucierpieć, mimo iż ty cały czas będziesz się starał robić wszystko najlepiej tak, jak potrafisz, żeby wszystkim dogodzić - prychnął. - Jeśli choć przez chwilę będziesz ze sobą szczery i pomyślisz o tym, czego ty tak naprawdę chcesz, ludzie, którzy powinni ci być bliscy, sami ostaną się po twojej stronie, podczas gdy inni odejdą. To stanie się dla ciebie jasne, kiedy wreszcie przejrzysz na oczy - odezwał się pewnie. - Nie jedziesz i tyle - uparł się. - O powód się nie martw. Zostaw to mnie - polecił, po czym bez słowa wyjaśnienia ponownie wrócił do przerwanej lektury.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Karma nie był raczej człowiekiem czynu. Zdecydowanie wolał zaszyć się gdzieś w ciszy i spokoju, czytając lub komponując niżby pchając się na środek sceny, odwalając teatralny show. Był mrukliwy, nie odzywał się zbyt często, a nawet jeśli, to zazwyczaj pozostawał lakoniczny i zwięzły. Dziwiła mnie ta nagła, przejawiona przez niego inicjatywa, jednak nie zamierzałem krytykować jego postawy. Ostatecznie machnąłem tylko ręką, nie oczekując po nim zbyt dużo. 
Z trudem podniosłem się z siedzenia i ruszyłem w stronę łazienki, żeby wciąć prysznic i zmyć z siebie zmęczenie całego dzisiejszego dnia. Po kąpieli i kolacji nie pozostało mi już nic innego, jak tylko czekać na nadejście następnego dnia, żeby przekonać się, co ten trzymał dla mnie w zanadrzu - jak przebiegną ów formalności, które miały ten irytujący zwyczaj iść zawsze nie po myśli człowieka? Co w istocie planował wokalista AvelCain? O ile w ogóle miał jakiś plan i zamierzał coś zrobić... Karma nie był osobą rzucającą słowa na wiatr, jednak z drugiej strony jego niezdrowa chęć rozkazywania mi, sprawowania nade mną władzy, wręcz traktowania mnie jak przedmiotu posiadanego na własność sprawiała, że miałem silne wrażenie, jakoby ten tylko bełkotał bez składu i ładu, będąc ponownie zainspirowanym jakąś postacią z książki, mangi czy anime. 
No cóż, o wszystkim tym miałem przekonać się dopiero jutro. Póki co wolałem nie nastawiać się na nic konkretnego, nie kreować żadnych wyimaginowanych, wyidealizowanych lub karykaturalnie przerysowanych scenariuszy najbliższych wydarzeń. Zamierzałem grzecznie poczekać w kolejce, żeby zostać obdarowany przez dary losu i podziękować za nie lub z miejsca zacząć je zwalczać. Do tej pory przyszłość była jednak jedną wielką niewiadomą i nie pozostawało mi nic innego jak czekać. 
Czekać.

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam całość, jeszcze raz... siedziałam do piątej i czytałam. Kurna nie wyspałam się xD Jednak jakoś nie żałuję ^^

    Z kim widzę Alexa? Hm... Chyba najbardziej z Hiro, czemu? Proste, Alex swoją biernoscią na to co się z nim wyprawia przypomina mi laleczkę w rękach marionetkarza. Bez problemu daje się całować nowo poznanym osobą, obmacywać, nawet śpi u nich! Choć tutaj akurat zrobił wyjątek dla Isamiego i nie poszedł do niego spać, tylko kulturalnie wrócił na swoją chatę. Chłopak ewidentnie potrzebuje kogoś kto się nim zajmie. Powiedzmy sobie szczerze, Karma kompletnie się do tego nie nadaje, z tym swoim wybrakowaniem społecznym. O Crenie i Dai nawet nie wspomnę, szkoda komentarza. Aryu, jest zbyt niegrzeczny i może z łatwością narzucać swoją wolę komuś takiemu jak Alex, a nie tego dla niego chcemy. Isami... niby okej, ale chłopak wydaje mi się jakoś podejrzany, wiesz dom-kaplica, przerośnięte kruki, zręczny manipulator i te sprawy xD A Hiro, wydaje się tu być naprawdę dobrą partią dla Alexa, jest opiekuńczy, ale nie ogranicza, jest z nim szczery, ma ludzkie odruchy, nie jest totalnym zboczeńcem, nie wydaję się jakby należał do jakiejś sekty (albo by był jakimś przerośniętym ptaszorem), nie wygląda jakby chciał nim zmanipulować, czekał na niego i nie naciskał... poza tym ma dwa koty! XD i to jest argument wygrywający wszystko xD Chętnie popatrzę jak się potoczą losy naszej lale... znaczy naszego Alexa xD No i racja, masz tu całkiem niezły bajzel do sprzątnięcia xD A tak na marginesie Only Karma x Yuuki i Only Patrik x Aryu! XDDDD

    Ślę pozdrowienia z mojej własnej Oazy... muszę w końcu przytaszczyć ten posążek od znajomego plemienia xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam twoje poświęcenie i pięknie dziękuję za nie ♥
      Spokojnie, Isami w tym opowiadaniu jest w pełni człowiekiem, więc izi ^^'' A co do twojego wyboru odnośnie partnera dla Alexa... cóż, pożyjemy, zobaczymy, Alex sam będzie musiał zadecydować, a ja nie mogę narzucać mu swojej woli C'':

      ~Kita-pon

      Usuń
    2. Czemu mam wrażenie, że chłopak źle wybierze? XD Jakoś nie pokładam wiary w jego wybory xD Lepiej dla niego by było, gdybyś ty za niego zdecydowała XD

      Usuń
  2. Przeczytałam ale zdałam sobie sprawę że jestem kompletnie nie w temacie (^ ^"... Muszę przeczytać całość od początku a pewnie trochę mi to zajmieXD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, to moja wina, że wypadłaś z historii, bo długo jej nie publikowałam ^^'' Niemniej, cieszy mnie to, że jesteś w stanie przeczytać całą serię od nowa, żeby ponownie być w temacie! To naprawdę pokazuje twoją determinację, za którą jestem ci niezwykle wdzięczna! ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  3. Właściwie, na czym ostatnio stanęło jeśli chodzi o narodowość Alexa? Wiem że było kiedyś głosowanie, ale wyniki mi umknęły.

    "Nigdy nie byłem wielkim fanem siłowni [...] lub gier zespołowych" popieram, gry zespołowe to zło stworzone osobiście przez Szatana by męczyć fizycznie i psychicznie Bogu ducha winnych uczniów.

    "Mój współlokator twierdził, że początkujący muzyk był dobrym dzieciakiem. To powinno mnie w pewien sposób uspokoić… prawda?"W taki sam sposób mówię o moim bracie, nie zmienia to faktu, że kamienia do pilnowania bym mu nie powierzyła ¯\_ツ_/¯

    "Niemniej jednak łączyła ich jedna cecha – zaborczość. Wokalista AvelCain stwierdził, że nie podoba mu się pomysł, który zakładał, że miałem wyjechać w trasę koncertową z Nocturnal Bloodlust" Popieram Karmę rękami i nogami.

    "Z kolei wokalista Archemi. zmartwiony moim stanem zaprosił mnie do siebie, gdyż ponoć mieszkał niedaleko" To chyba dość niepodobne do Japończyków, nie? Z tego co wiem nie są zbyt chętni zapraszać nowo poznane osoby do mieszkania.

    "ta dójka miała całkiem spore szanse na objęcie funkcji dyktatora w jednym ze swoim przeszłych lub przyszłych żywot..." Heil Karma! (jeżu, spłonę w piekle)

    Mieszkanie Isamiego to moje skryte (chociaż nie tak bardzo) marzenie
    (✧﹏✧)

    "jakby ktoś chwycił zmrożoną ręką moje wnętrzności i bezceremonialnie zaczął nimi wywracać w tą i z powrotem." Wczoraj dostałam okres, wiem co czujesz ᗒ ͟ʖᗕ

    "Nie musisz nic robić. Po prostu pozwól mi się obserwować. To tyle" Stalking jest złotko karalny xd

    "telewizji głównie puszczano dziwaczne programy rozrywkowe, które nie były na nerwy przeciętnego śmiertelnika" Mignęły mi wszystkie japońskie programy tego typu, których wycinki widziałam kiedyś na YT. Zgadzam się, uderzanie gumową (chyba) pałką w męskie narządy płciowe to nie jest coś co z chęcią oglądałabym do obiadu.

    "bo chciałem się upewnić, że jeszcze się nie wycofałeś z danego słowa" poczekaj, poczekaj.

    "Powiedziałem ci już, że nigdzie nie jedziesz" Ilu ludzi mogłoby przypisać to zdanie swoim rodzicom xD Swoją drogą, ten tryb zabraniająco-oznajmujący u Karmy zaczyna mnie irytować, coś jakby był święcie przekonany, że faktycznie może zabronić cokolwiek Alexowi. Choociaż z drugiej strony się z nim zgadzam, Alex nie powinien jechać.

    "O powód się nie martw. Zostaw to mnie" Zabrzmiało jakby planował co najmniej morderstwo na starszym muzyku (⌐■_■)

    Przeczytałam właśnie komentarz Nivy Cross i po części się z nią zgadzam. Alex jest okropnie bierną osobą.

    Życzę miłego dnia! ʢ◉ᴥ◉ʡ *bo czemu by nie napisać czegoś zupełnie od czapy*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii narodowości Alexa stanęło na to, że został Polako-Norwegiem x''D
      Owszem, Japończycy nie garną się do zapraszania nieznajomych do siebie i to właśnie miało zwrócić waszą uwagę - szczególnie, że mieszkanie Isamiego nie wygląda całkowicie "zwyczajnie" ^^'' Chciałam tym samym zasugerować, że... coś może się kroić - więcej nie zdradzę! C":
      Spoko, nie spłoniesz, mam wtyki tam na dole x''DD Zresztą, mnie taki dyktator wcale by nie przeszkadzał xp wymachiwałabym łapami na jego cześć jak natchnięta xDD
      Tak, japońskie programy rozrywkowe to... zUo, pisane przez duże "U" =.= Nawet dla miłośnika Japonii to zdecydowanie za wiele x.x
      Och, co wy tak na tego Karmy się przyczepiłyście? Jak zobaczycie (przyczytacie), co zaplanował, to (mam nadzieję), że wrócicie mu honor! ^^'' A co do tego domniemanego morderstwa... no dyktatorzy bywają bezwzględni, prawda? ^^''
      On nie jest bierny! W końcu podjął samodzielnie wiele ważnych decyzji i w ogóle... (nie, to wcale nie tak, że próbuję bronić jego postaci tylko dlatego, że jest to moje odzwierciedlenie, które spędziłoby większość życia tuląc się do drugiej osoby ^^'' a pozostałą część biegając ^^''''')
      Dziękuję pięknie za komentarz i dokarmienie Wena! ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  4. Kita, ja będę komentować, serio, tylko zrobię sobie maraton "Nowego Świata", bo nie pamiętam poprzednich części. xD

    ~Ann

    OdpowiedzUsuń