"Noworoczna gra z dreszczykiem"
(...miejmy nadzieję ^^'')
Przychodzę oto do Was z kolejną grą, gdyż... cóż, lubię pisać gry, gdyż uważam, że jest ich dość mało w sieci, a taka "interaktywna" forma tekstu jest ciekawa... lub przynajmniej mam nadzieję, że wymyślone przeze mnie fabuły są dla Was ciekawe ^^'' Tym razem mam w zanadrzu coś pseudo-noworocznego - mówię "pseudo", gdyż nie za bardzo poczułam magii świąt w tym roku, a moją przestrzeń międzyczaszkową wciąż wypełniają demony i tym podobne kreatury, toteż nie mogłam uciec od tej tematyki C':
Jakby ktoś się pytał i był zainteresowany poznaniem wszystkich historii i wariantów, które dla was przygotowałam, to wariant no 1 zaczyna się 1, wariant no 2 zaczyna się 7 i wariant no 3 zaczyna się 14.
Dajcie mi koniecznie znać, jak wam poszło i która część historii podobała wam się najbardziej! ♥
1
Właśnie wracałaś do domu po okresie świątecznym spędzonym w gronie rodzinnym na peryferiach miasta. Wybrałaś dość nietypowy czas na swój powrót, a był to właśnie tek krótki okres pomiędzy samymi świętami a Sylwestrem i Nowym Rokiem. Rodzice próbowali namówić cię do zostania w domu jak najdłużej, jednak musiałaś przyznać, że towarzystwo podstarzałych ciotek oraz kuzynostwa, które dorobiło się już uciążliwych latorośli było na dłuższą metę zwyczajnie męczące. Ogółem było miło i święta upłynęły wam w miłej atmosferze, obyło się bez niepotrzebnych sprzeczek i kłótni, jednak miałaś już ochotę wrócić do siebie. Koniec końców wciąż przecież byłaś młodą osobą i chciałaś się trochę rozerwać, a jednak doborowe towarzystwo krewnych nie zawsze sprzyjało ubawowi po pachy, szczególnie kiedy twoja mama zaczynała wspominać czasy, kiedy byłaś w pieluchach. Niby każdego roku było to samo, jednak ty nigdy nie mogłaś się do tego przyzwyczaić. To było zwyczajnie zawstydzające, dlatego chciałaś ukrócić wszelkie rozprawy na podobne tematy tak szybko i sprawnie, jak tylko było to możliwe. Z tej racji postanowiłaś ratować się zorganizowanym odwrotem. Całe szczęście zdecydowałaś się przyjechać do rodziców własnym samochodem, toteż teraz nie byłaś uzależniona od niekursujących w okresie świątecznym środków komunikacji miejskiej i podmiejskiej. Zabrałaś ze sobą zapas grubych skarpet i zestawów pod prysznic, którymi zostałaś obdarowana jako prezentami i ruszyłaś w drogę powrotną do miasta. Zamierzałaś spotkać się ze znajomymi i właśnie w ich nieco bardziej żywotnym towarzystwie spędzić Sylwestra.
Zastało cię już popołudnie, a przed tobą wciąż jeszcze była daleka droga. Zdążyło zrobić się już ciemno, jednak bardziej niż wina godziny samej w sobie była to charakterystyczna cecha pory zimowej. Westchnęłaś ciężko, podgłośniając radio, w którym akurat nadawano "Last Christmas", żeby się nieco rozbudzić. Droga, pojedyncza nitka asfaltu przeciągnięta między wiekowymi, imponująco wielkimi drzewami ciemnego boru była monotonna. Z początku może jeszcze potrafiła zachwycić cię swoim pięknem dzikiej natury, jednak w większej mierze była prosta, z rzadka tylko zdarzył się jakiś łagodny zakręt, toteż z czasem zaczęłaś ziewać znudzona. Otoczenie cały czas wyglądającego identycznie lasu sprawiało, że miałaś nieprzyjemne wrażenie, jakbyś stała w miejscu, mimo iż koła pojazdu obracały się, jakbyś utknęła w jakiś tunelu czasoprzestrzennym, przemierzając ten sam odcinek drogi raz za razem.
Zaczęłaś śpiewać pod nosem, żeby nie usnąć, jednak skupianie się na drodze przychodziło ci z coraz większym wysiłkiem. Ponad to warunki atmosferyczne nie były sprzyjające. Całe szczęście asfalt nie był pokryty lodem, gdyż w tym roku wyjątkowo zastawała was stosunkowo ciepła zima, przez co śnieg rozpuścił się w dodatniej temperaturze, zamieniając się w paskudną pluchę. Było ślisko, więc musiałaś być ostrożna. Jakby tego wszystkiego wciąż było jeszcze mało, w borze unosiła się szara mgła, która znacząco ograniczała twoją widoczność i zaczął siąpić zimny, drobny deszcz.
- Co jest? - zapytałaś sama siebie zaniepokojona, kiedy auto zaczęło zwalniać, mimo iż ty wciskałaś pedał gazu coraz mocniej.
To przecież niemożliwe, żeby skończyło ci się paliwo - jeszcze przed chwilą miałaś ponad połowę baku! Zdziwiona obserwowałaś, jak samochód samoistnie zatrzymuje się, a następnie gaśnie, mimo iż nie wyjęłaś kluczyka ze stacyjki. Tablica rozdzielcza przybrała barwę martwej czerni. Twój zaufany środek transportu ewidentnie odmówił ci posłuszeństwa, co było dla niego więcej niż tylko niesłychane. Przecież niedawno robiłaś przegląd i wszystko działało jak marzenie, mimo iż auto nie pochodziło oczywiście prosto z salonu i miało swoje lata na karku...
Kręciłaś kluczykiem w stacyjce, jednak samochód nie chciał ponownie zapalić. Utknęłaś. Przeklęłaś pod nosem, zastanawiając się, co też mogło pójść nie tak. Akumulator padł? Nie widząc żadnej innej możliwości znalezienia przyczyny awarii, niechętnie wyszłaś z ciepłej kabiny wprost w objęcia chłodu i wilgoci i otworzyłaś maskę samochodu. W twarz z miejsca buchnęła ci gorąca, śmierdząca spalenizną i olejami chmura pary. Przezornie zasłoniłaś nos i usta ręką, kaszląc. Cudownie. Nie ma co, już na pierwszy rzut oka sytuacja malowała się wręcz świetnie.
Nie byłaś mechanikiem i wątpiłaś, żeby udało ci się uporać z podobną usterką na własną rękę. W takim wypadku wyciągnęłaś telefon z kieszeni kurtki z zamiarem wybrania numeru telefonu ojca, żeby ten cię poinstruował, co zrobić lub, w najgorszym wypadku, przyjechał po ciebie własnym samochodem, jednak ku własnej wielkiej frustracji zauważyłaś, że nie miałaś zasięgu w tym miejscu. Zaiste doskonale... Lepiej być po prostu nie mogło.
Załamana oparłaś się biodrem o karoserię, zastanawiając się, co powinnaś teraz zrobić. Byłaś bezradna, znajdowałaś się dosłownie pośrodku niczego, a w dodatku zaczęło już zmierzchać, nie wspominając o tym, że zaczynałaś robić się głodna. Żołądek rozciągnięty po świątecznym obżarstwie domagał się kolejnych posiłków znacznie szybciej i w znacznie większych ilościach niż zazwyczaj...
Wtem dostrzegłaś światełko w tunelu - dosłownie. W naturalnym tunelu zbudowanych z nakładających się na siebie nawzajem ciężkich od igliwia gałęzi zobaczyłaś reflektory zbliżającego się pojazdu z przeciwnego kierunku. Wyszłaś na środek drogi, niejako blokując przejazd nadjeżdżającemu, który chcąc, nie chcąc musiał się zatrzymać, żeby cię nie potrącić, gdyż nie było możliwości, żeby mógł wyminąć cię na wąskiej, asfaltowej serpentynie, gdy po jednej jej stronie stał trup twojego auta.
Nadjeżdżający z przeciwnego kierunku samochód terenowy zatrzymał się wedle twojego życzenia. Z westchnieniem minimalnej ulgi podbiegłaś do okna kierowcy, który opuścił szybę.
- Przepraszam, ale mój samochód się zepsuł... - wyjaśniłaś sytuację. - Mógłby mi pan pomóc? - zapytałaś z nadzieją.
Kierowcą okazał się być młody, szczupły, przystojny mężczyzna o długich, czarno-białych włosach oraz wielkich, niemożliwie niebieskich oczach, których gigantyczne tęczówki niemal nie pozostawiały żadnego miejsca dla białka. Nieznajomy miał wiele kolczyków w brwiach, nasadzie nosa, dołeczkach w policzkach oraz ustach i brodzie. Na jego szyję oraz ręce, które trzymał na kierownicy, wypełzały misterne wzory tatuaży.
- Nie mam ze sobą żadnych narzędzi, przykro mi - odezwał się niskim, sykliwym głosem. - Nie mam też liny holowniczej, więc nie pomogę ci z samochodem, ale mogę zabrać cię ze sobą, jeśli to mogłoby ci jakkolwiek pomóc - zaproponował.
- O tak! - ucieszyłaś się. Jakoś nie widziało ci się spędzać nocy w tym miejscu całkiem samej. - Wybacz, że cię angażuję. Nie mam tutaj zasięgu, więc nie mogę nawet zadzwonić po pomoc - wytłumaczyłaś się.
- Mieszkam niedaleko - oznajmił. - Możesz zadzwonić ode mnie z domu, żeby ktoś cię stamtąd odebrał - podsunął.
- Tak, byłoby cudownie! - aż podskoczyłaś zadowolona z oferowanej pomocy.
- No to wsiadaj - wymownie wskazał na puste miejsce pasażera. Bezzwłocznie posłuchałaś mężczyzny. - Swoją drogą, jestem Luvia - przedstawił się, wyciągając do ciebie jedną z wytatuowanych dłoni.
- [twoje imię] - przedstawiłaś się. - Miło mi - uśmiechnęłaś się przyjaźnie. - I dziękuję za pomoc. Jesteś moim wybawcą - zaśmiałaś się nerwowo, rozmyślając o tym, jakie miałaś ogromne szczęście, że Luvia wracał do domu akurat teraz, akurat tą drogą. W innym wypadku byłabyś w niezłych tarapatach.
- No, jeszcze zobaczymy czy później też będziesz mi tak dziękować... - mruknął pod nosem, uśmiechając się do siebie krzywo.
Słysząc te słowa spojrzałaś na niego ze zmarszczonymi brwiami i niezrozumieniem wypisanym na twarzy, jednak ten nie zamierzał ci niczego wyjaśniać. Wlepił spojrzenie wielkich ślepi w drogę przed wami i ruszył z miejsca. Było już za późno, żeby się wycofać i wysiąść, nawet jeśli jego słowa mogły brzmieć zgoła podejrzanie...
Po niedługim czasie zatrzymaliście się ponownie, tym razem na podjeździe przed niewielkim, parterowym domem, którego bujny ogród płynnie przechodził w stopniowo rosnącą ścianę lasu. Zauważyłaś, że posesja nie była ogrodzona, co wydało ci się nieco dziwne, jednak z drugiej strony ciężko było spodziewać się włamywaczy i złodziei na kompletnym odludziu, prawda? Niemniej, wciąż pozostawała jeszcze kwestia podchodzącej zwierzyny leśnej... Może jednak zatem nie było to znowu aż takie pustkowie, na jakie wyglądało na pierwszy rzut oka? Może gdzieś niedaleko mieściła się jakaś wioska albo miasteczko, przez co w okolicach wcale nie kręciło się tak dużo dzikich zwierząt? Kto wie... W końcu nie dało się ukryć, że chłopak też musiał zaopatrywać się w jakiś sklepach i jakoś powątpiewałaś, żeby ten spędzał całe godziny w aucie tylko po to, żeby wybrać się do najbliższego spożywczaka po ryż, kawę i ewentualnie puszkę tuńczyka... Poza tym, był młody. Wszak nie było tajemnicą, że młode osoby potrzebowały się wyszumieć, tak jak to, między innymi, było także z tobą. Luvia mógł być od ciebie starszy o zaledwie kilka lat i nawet jeśli był jakimś pasjonatą natury i preferował jej towarzystwo od miejskiego zgiełku, to każdy od czasu do czasu potrzebował, jakiejś rozrywki, prawda? Jasne, można było polemizować, że spacery po lesie, zbieranie polnych kwiatów i grzybów było pewną formą rozrywki, jednak zdecydowanie nie taką, jaką mógłby zadowolić się młody organizm, w którym buzował nadmiar hormonów. Nie wierzyłaś, żeby ten mógł się tu zaszyć niczym jakiś pustelnik na własną rękę.
- Jest tu w pobliżu jakieś miasto albo wieś? - zapytałaś w końcu, gdyż twoja ciekawość nie dawała ci spokoju.
- Em... Jest... - przyznał niechętnie długowłosy. - Niewielkie miasteczko. To kawałek drogi stąd. Wolałabyś, żebym to tam cię zawiózł? - zapytał, wciąż nie gasząc silnika auta.
a) - Może to jednak będzie lepsze rozwiązanie... - przyznałaś, orientując się, że w miasteczku szanse na znalezienie mechanika z lawetą znacznie wzrastały. ⇻ przejdź do 7
b) - Nie, w porządku. Zrobiłeś dla mnie już wystarczająco wiele. Nie musisz marnować na mnie więcej benzyny - zaśmiałaś się odrobinę nerwowo. - Tylko skorzystam z telefonu i poczekam, aż mnie ktoś odbierze, jeśli nie masz nic przeciwko - odparłaś. ⇻ przejdź do 2
2
- Cóż, jak wolisz... - chłopak niby obojętnie wzruszył ramionami. - W takim razie zapraszam do środka - uśmiechnął się na zachętę, jednak w jego uśmiechu było coś tak dzikiego i nieludzkiego, że aż przeszły cię dreszcze.
Razem weszliście do środka. Stanęliście w szerokim, obszernym korytarzu, który teraz skrywał się pod zasłoną głębokich cieni, kryjąc ostro zakończone kanty mebli, na które z łatwością można było się nadziać. Zdjęłaś buty i kurtkę, mimo iż było ci strasznie zimno i ostrożnie podążyłaś za właścicielem domu wprost w jego główną gardziel. Gospodarz szedł szybko i pewnie, nie kłopocząc się włączaniem światła, podczas gdy ty dwa razy zastanawiałaś się nad każdym kolejnym krokiem, żeby przypadkiem na coś nie wpaść lub czegoś nie zniszczyć.
- Herbaty? - zaproponował Luvia.
- Z wielką chęcią - przytaknęłaś ochoczo.
- Tam jest telefon - wskazał na staromodny telefon domowy na kablu. - Ja też nie mam zasięgu - poinformował cię, obrzucając pobieżnym spojrzeniem wyświetlacz swojej komórki. - To często się tutaj zdarza - wzruszył ramionami. - Poza tym nie jestem pewien czy nawet z telefonu stacjonarnego gdziekolwiek się dodzwonisz. Zanosi się na burzę - zauważył.
a) Skoro ten mówił, że nie było sensu próbować, to zapewne miał rację. W końcu mieszkał w tym domu i wiedział, jak działają, tudzież nie działają w nim wszystkie sprzęty. Ponad to było już późno, więc wątpiłaś, żeby ktoś mógł wyjechać po ciebie o tej godzinie. Zapewne rodzice kazaliby ci poczekać do rana u Luvii. W miasteczku wszystkie warsztaty, o ile w ogóle jakiekolwiek się tam mieścił, też pewnie były już zamknięte, więc z której strony i jakby nie spojrzeć, musiałaś czekać na nadejście świtu i koniec burzy, żeby ruszyć się z miejsca. Do tego czasu byłaś uziemiona z twoim dobrodziejem. ⇻ przejdź do 3.
b) I tak postanowiłaś sprawdzić czy nie było sygnału w słuchawce. W końcu to nic nie bolało, a warto jednak było spróbować. Ponad to mama kazała zadzwonić ci, kiedy już bezpiecznie dotrzesz do domu, więc dobrze byłoby dać jej znać, że jednak żyjesz, choć nie udało ci się jeszcze wrócić do miasta, tak, jakbyś sobie tego życzyła. Niemniej, lepiej było dać jej jakikolwiek znak życia, gdyż w przeciwnym wypadku ta gotowa byłaby jeszcze zadzwonić na policję...
Ponad to, gdyby jednak udało ci się złapać sygnał, mogłabyś zadzwonić do jakiegoś mechanika i dotrzeć do miasta, otrzymując pomoc, której potrzebowałaś.⇻ przejdź do 7
3
Widząc, że nie garnęłaś się, żeby wynieść się z domu chłopaka, ten uśmiechnął się krzywo pod nosem. Oparł się biodrem o krawędź blatu kuchennego, obserwując, jak kręciłaś się niepewnie po nowym środowisku, rozglądałaś się, starając się poznać nowe otoczenie, jednak nie wyjść przy tym na wścibską lub nachalną. Nie słyszałaś szumu wody wstawionej na herbatę. Szkoda, bo naprawdę nie pogardziłabyś ciepłym napojem. Nie chciałaś się jednak od razu upominać o to, co przecież Luvia sam zaproponował ci zaledwie chwilę temu. Nie posądzałaś go o sklerozę. Może najzwyczajniej w świecie miał ważniejsze rzeczy na głowie niżby podejmowanie swojego gościa herbatą?
- Masz kogoś bliskiego? - doszedł cię głos właściciela przybytku.
Trudno jednak było teraz zlokalizować jego źródło. Mężczyzny nie było już w miejscu, w którym widziałaś go przed chwilą, a jego głos dochodził jakby znikąd i zewsząd zarazem ze względu na echo, które sprawiało, że nie byłaś w stanie określić, w jakim kierunku udał się twój dobroczyńca. Powietrze jakby zgęstniało i zaczęło... wibrować? Ciężko było opisać uczucie, które towarzyszyło ci w tej chwili, jednak napawało cię ono grozą i sprawiało, że drobne włoski stawały ci dęba na karku.
- Tak, mam bliskich - odezwałaś się dziwnie zdławionym głosem, przełykając z trudem. - Właśnie od nich wracałam do miasta... - wyznałaś.
Rozglądałaś się dyskretnie dookoła, jednak wciąż nie mogłaś zgadnąć, w którym cieniu zaszył się niebieskooki. Do akompaniamentu wibrującej, zgęstniałej ciszy dołączył się odległy odgłos przesuwania czegoś ciężkiego - czegoś miękkiego, co delikatnie sunęło po deskach podłogi, nie twardego takiego jak nogi krzesła czy fotela. Z końca korytarza dało się też dosłyszeć odgłos kapiącego kranu, pojedynczych kropel rozbryzgujących się na białej ścianie porcelany.
- Tam w mieście... czy tam też czeka ktoś na ciebie?
- Przyjaciele - wydusiłaś z trudem przez zaciskające się ze strachu gardło.
Coraz bardziej spanikowana rozglądałaś się dookoła, próbując zrozumieć, w co twój przygodny znajomy sobie pogrywał, jednak póki co nic z tego nie rozumiałaś.
- Ktoś jeszcze? - drążył temat. - Ktoś bliższy? Jakiś ukochany? - wymownie milczałaś.
Dlaczego niby miałaś nagle zwierzać mu się ze swoich relacji z innymi, tym bardziej z tych prywatnych? Co mu było do tego czy się z kimś umawiałaś, czy też nie i jakie to mogło mieć dla niego znaczenie?
- Dlaczego uciekałaś od swoich bliskich? Czy nie lepiej było jednak zostać z rodziną? - kontynuował swoje dość nietypowe przesłuchanie. - Przynajmniej nie musiałabyś się użerać z jakimiś nieznajomymi... - zauważył.
a) - Miałam już dość ich towarzystwa i chciałam wrócić do siebie. W mieście też mam pewne znajomości i kontakty, których nie mogę zaniedbywać. I tak, możliwe, że także czeka na mnie tam ktoś więcej niż tylko przyjaciel... - dodałaś na wszelki wypadek, mimo iż nie była to do końca pewna. Jego słowa wzbudziły w tobie niepokój, a od takiego jednego, małego kłamstewka jeszcze nikt nigdy nie umarł, prawda? ⇻ przejdź do 4.1
b) - Nie uciekłam od nich. Cenię sobie swoich bliskich, jednak nie oznacza to, że przez cały czas musimy być nierozłączni. Od czasu do czasu każdy musi od siebie nawzajem trochę odetchnąć. Poza tym nie uważam, żeby podjęta przeze mnie decyzja okazała się być dla mnie znowu aż tak niekorzystna. Przynajmniej dzięki temu miałam okazję poznać ciebie - zauważyłaś. ⇻ przejdź do 4.2
4.1
- Doprawdy? - niebieskooki podniósł nonszalancko jedną brew. - Coś mi się wydaje, że zmyślasz odnośnie tego, kto może na ciebie czekać w mieście - domyślił się. - Ponad to powinnaś bardziej doceniać swoich bliskich. W końcu nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie ci ich stracić lub kiedy ci zdecydują się od ciebie odwrócić - pouczył cię. - A ku twojemu zdziwieniu może się to stać zaskakująco szybko, jeśli cechuje cię takie właśnie podejście do sprawy... - przewrócił oczyma. - Szkoda jednak, że przyszło ci dowiedzieć się takiej rzeczy dopiero teraz... - westchnął.
- Niby dlaczego? - spojrzałaś na niego z niezrozumieniem.
- Cóż, dlatego, że teraz nie będziesz miała już okazji, żeby zrobić z tą wiedzą zbyt wiele - rozłożył bezradnie ręce.
W końcu doczekałaś się momentu, w którym niebieskooki zdecydował się wyjść ci naprzeciw po raz kolejny. Wyłonił się z głębokiego cienia korytarza prowadzącego do następnych pomieszczeń. Na początku wyglądał zupełnie zwyczajnie. Ta sama przystojna twarz, dwukolorowe włosy, szczupła sylwetka, szerokie, kościste ramiona... chociaż chwila, czy mężczyzna był znowu AŻ tak wysoki, kiedy widzieliście się wcześniej? Kiedy wychodziliście z auta chyba nie górował nad tobą aż tak dobitnie, prawda?
Wraz z tym, jak wypełzł - i to absolutnie poprawny zwrot w tym momencie, który nie miał na celu ujmowania mu w żadnym razie! - z ciemności w mdłe światło wpadające do salonu przez niezasłonięte okna zauważyłaś ciągnący się za nim gigantyczny, masywny, wężowy ogon. Niebiesko-srebrne łuski pobłyskiwały w słabym blasku księżyca, mieniąc się przy tym niczym wielkie cekiny. Luvia zatrzymał się kilka metrów przed tobą wznosząc się wysoko na swoim ogonie, przypominając kobrę gotującą się do ataku. Całe szczęście nie zapowiadało się, jednak, żeby ten zamierzał atakować już i natychmiast, gdyż w ostateczności zwinął swoje długie, wężowe ciało w sprężynę i umościł się w jego splotach niczym na siedzisku. Założył ręce na piersi i obserwował cię spod przymrożonych powiek, oceniając każda twoją najmniejszą reakcję. Nie umknęło mu to, że póki co wciąż jeszcze nie zerwałaś się ze swojego miejsca z wrzaskiem tylko i wyłącznie dlatego, że byłaś sparaliżowana strachem, dlatego potrafiłaś jedynie wpatrywać się w niego szeroko rozwartymi oczami, stojąc jak słup wbity w ziemię.
- Ty jesteś... - wydukałaś.
- Nagiem - potwierdził twoje domysły. - Głodnym nagiem - uściślił, szczerząc w uśmiechu długie, ostre, szpilkowate zęby z wyraźnie wydłużonymi kłami, które przypominały zęby jadowe. - Bon appetit! - zakrzyknął. - Podano do stołu!
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś pożarta przez węża! Całe szczęście jednak, że węże połykają w całości, a nie przeżuwają, prawda? Przynajmniej dzięki temu zaoszczędziłaś sobie nieco tortur ^^''
4.2
- Może i masz rację... - mruknął nieprzekonany. - Jednak co niby jest takiego dobrego w tym, że poznałaś w tym wszystkim mnie? Jakiegoś przypadkowego, nic nieznaczącego nieznajomego? - prychnął.
Odgłos szurania stawał się coraz głośniejszy, jakby coś wielkiego mogło zbliżać się do ciebie. Twoje mięśnie spięły się, przygotowując się do natychmiastowej reakcji, jaką mogła być obrona lub ucieczka. Rozglądałaś się dookoła, jednak wciąż nie widziałaś żadnego zagrożenia ani nawet właściciela domu, przez co miałaś wrażenie, że ten wodzi cię za nos i robi z ciebie kretynkę. Zaczynałaś się denerwować i to nie był tylko i wyłącznie wynik niezrozumiałego stresu. Miałaś dziwne i niepokojące wrażenie, jakby Luvia przeskakiwał z kąta w kąt, z cienia w cień za każdym razem, kiedy się odwróciłaś, żeby znaleźć go spojrzeniem. Jakby specjalnie się chował i wychodziło mu to szalenie dobrze - wręcz nieludzko. Bo jak to niby możliwe, żeby zwykły człowiek poruszał się w taki sposób? Niby już czułaś ciepło bijące od drugiego ciała, oddech na skórze lub we włosach, jednak gdy się odwracałaś za tobą stało jedno wielkie nic. Za każdym razem ciemna, ziejąca pustka i nic więcej. Jakim cudem? I przede wszystkim po jaką cholerę? W co ten się bawił i dlaczego? Czyżby miał jakieś powody ku temu, żeby stronić od stanięcia przed tobą w pełnym świetle w pełnej krasie? Dlaczego wciąż się ukrywał, okrążając cię przy tym niczym dzikie zwierzę czające się na swoją ofiarę?
- A co jest złego w poznawaniu nowych osób? Wszyscy na początku jesteśmy sobie obcy i nieznajomi - zauważyłaś. Dziwnie się czułaś mówiąc tak do mroku zacienionych pomieszczeń, nie wiedząc dokładnie, gdzie znajdywał się twój rozmówca. - Nawet dziecko tuż po urodzeniu nie zna swoich rodziców. Musi ich poznać. Wszyscy z czasem poznajemy nowe osoby, tworzymy nowe relacje, z których jedne decydujemy się pogłębiać, a inne nie - wyjaśniłaś swój tok myślenia. - Wystarczy trochę czasu i chęci, żeby zwykły nieznajomy mógł zmienić się w twojego przyjaciela - wydałaś osąd.
- A co jeśli życie nie jest takie proste, jak starasz się je przedstawić? - cmoknął z niezadowoleniem. Tym razem miałaś wrażenie, że coś zimnego i oślizgłego otarło się o twoje łydki, przez co podskoczyłaś przestraszona. Odwróciłaś się, jednak oczywiście w miejscu, w którym spodziewałaś się coś zobaczyć, nie było absolutnie nic. - Czy życie to bajka? Wychodząc naprzeciw kolejnym nieznajomym wychodzisz naprzeciw kolejnym niebezpieczeństwom - argumentował. - Nie znasz zamiarów innych. Nie wiesz, co ci mogą ukrywać - nie dawał za wygraną.
a) - Może i tak. Nikt w końcu nie jest idealny. Każdy z nas ma swoje słabości i niedoskonałości, jednak prawdziwie bliskie nam osoby powinny być w stanie zaakceptować nas pomimo naszych wad. Poza tym to, co dla kogoś może być defektem, dla drugiego może być zaletą. ⇻ przejdź do 5.1
b) - Wierzę, że nikt nie jest tak faktycznie zły do szpiku kości. Nawet ci, którzy uchodzą w naszym społeczeństwie za tych "złych" mają jakieś pozytywne cechy, jakieś ważne dla nich wartości, których chcą bronić, bliskich, dla których się starają. Czasem trzeba wyłącznie zmienić kąt, pod którym spogląda się na ludzi, żeby dostrzec w nich to, co najlepsze, żeby pozbyć się swoich uprzedzeń. ⇻ przejdź do 5.2
5.1
- Doprawdy? - Luvia roześmiał się w głos. - Pozwolisz zatem, że sprawdzę, ile prawdy jest w tym twoim gdybaniu? - zapytał. - Pozwolisz, że pokażę ci pewne swoje "wady" i sprawdzę czy będziesz w stanie zaakceptować mnie pomimo nich takim, jaki jestem, hm? - mruknął. Sama nie wiedziałaś dlaczego, jednak twoje gardło zacisnęło się ze strachu tak mocno, że nie mogłaś wykrztusić nawet słowa, toteż jedynie pokiwałaś głową. Mimo to byłaś pewna, że chłopakowi nie umknęło twoje przyzwolenie, gdyż byłaś świadoma, że ten uważnie obserwuje cię z ciemności. - Zaznaczę tylko, że póki co jeszcze nikomu nie udało się nawet spojrzeć na mnie bez obrzydzenia ze względu na te moje "defekty", więc naprawdę zdziwiłbym się, gdybyś była pierwszą, która nie odwróciłaby się ode mnie - zaznaczył.
W końcu doczekałaś się momentu, w którym niebieskooki zdecydował się wyjść ci naprzeciw po raz kolejny. Wyłonił się z głębokiego cienia korytarza prowadzącego do następnych pomieszczeń. Na początku wyglądał zupełnie zwyczajnie. Ta sama przystojna twarz, dwukolorowe włosy, szczupła sylwetka, szerokie, kościste ramiona... chociaż chwila, czy mężczyzna był znowu AŻ tak wysoki, kiedy widzieliście się wcześniej? Kiedy wychodziliście z auta chyba nie górował nad tobą aż tak dobitnie, prawda?
Wtem pojęłaś, co twój gospodarz nazywał swoimi "wadami". Wraz z tym, jak wypełzł - i to absolutnie poprawny zwrot w tym momencie, który nie miał na celu ujmowania mu w żadnym razie! - z ciemności w mdłe światło wpadające do salonu przez niezasłonięte okna zauważyłaś ciągnący się za nim gigantyczny, masywny, wężowy ogon. Niebiesko-srebrne łuski pobłyskiwały w słabym blasku księżyca, mieniąc się przy tym niczym wielkie cekiny. Luvia zatrzymał się kilka metrów przed tobą wznosząc się wysoko na swoim ogonie, przypominając kobrę gotującą się do ataku. Całe szczęście nie zapowiadało się, jednak, żeby ten zamierzał atakować już i natychmiast, gdyż w ostateczności zwinął swoje długie, wężowe ciało w sprężynę i umościł się w jego splotach niczym na siedzisku. Założył ręce na piersi i obserwował cię spod przymrożonych powiek, oceniając każda twoją najmniejszą reakcję. Nie umknęło mu to, że póki co wciąż jeszcze nie zerwałaś się ze swojego miejsca z wrzaskiem tylko i wyłącznie dlatego, że byłaś sparaliżowana strachem, dlatego potrafiłaś jedynie wpatrywać się w niego szeroko rozwartymi oczami, stojąc jak słup wbity w ziemię.
- Ty jesteś... - wydukałaś.
- Nagiem - potwierdził twoje domysły. - I co? Dalej myślisz, że każdy nieznajomy może zostać twoim przyjacielem? Że każdego można zaakceptować pomimo jego "defektów" bardziej lub mniej? Że każdy w końcu znajdzie sobie jakiś bliskich? - prychnął, ściągając gniewnie brwi.
a) No niestety, tym razem pomyliłaś się i musiałaś przyznać się do porażki. Koniec końców kto by się jednak spodziewał, że na twojej drodze pojawi się jakaś monstrualna krzyżówka węża i człowieka? Twoje rozmyślania dotyczyły zwykłych, jak najbardziej pospolitych ludzi, a nie istot, o których można było usłyszeć tylko i wyłącznie w mitach i legendach. Zdawałaś sobie sprawę, że na twojej twarzy zapewne nie maluje się nic poza ogłupiającym strachem. Nie było sensu w ukrywaniu faktu, że nie mogłaś go zaakceptować i nawet nie chciałaś. To była jakaś bestia, która w dodatku zapewne zamierzała cię pożreć! To po to cię tu sprowadziła! Czas było ratować się popisową ucieczką do drzwi frontowych! ⇻ przejdź do 6.1
b) - N-nie, dalej u-utzymuję, że mam rację... - wydukałaś z trudem, zmuszając się, aby stanąć prosto i prezentować się z godnością. Podejrzewałaś, że okazanie strachu w twoim wypadku równałoby się z natychmiastową śmiercią. Musiałaś pozostać wierna swoim przekonaniom i oszukać go, że wcale się nie bałaś. ⇻ przejdź do 6.2
c) Przełknęłaś z trudem. W ustach miałaś tak sucho jak jeszcze nigdy, cała drżałaś, jednak wydawało się, że z czasem oswajałaś się z jego widokiem. Starałaś nie gapić się nachalnie na jego ogon, mimo iż ten błyszczał tak hipnotyzująco. Skupiłaś się na jego twarzy, na której miałaś wrażenie, że mogłaś dopatrzeć się nie tyle co gniewu lecz zwyczajnie smutku i samotności. Nim sama się zorientowałaś, co robisz, postąpiłaś kilka kroków w jego stronę i położyłaś dłoń na jego twarzy, przeciągając palcami po jego policzku oraz uśmiechając się nieśmiało. ⇻ przejdź do 6.3
5.2
- Ach tak? - prychnął. - Więc zwyczajnie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? - parsknął.
- No cóż... poniekąd - przyznałaś z przekąsem.
- Więc wystarczy się przesiąść, żeby przestać dostrzegać pewne drażniące nas szczegóły i problem rozwiązuje się sam? - wyśmiał cię. - Cóż, może w tym szaleństwie jest jakaś metoda, jednak takim zachowaniem dowodzisz tylko tego, że jesteś ignorantką - cmoknął z niezadowoleniem. - To, że przymykasz oko na pewne problemy nie sprawia, że przestają one istnieć. Czasami trzeba stawić im czoła, nawet jeśli nie jest to przyjemne - wyraził swoją opinię.
- Nie jestem ignorantką - zaprzeczyłaś ostro. - Po prostu próbuję zrozumieć sytuację innych - upierałaś się przy swoim.
- Jasne - nie dawał za wygraną. - Niby w jaki sposób? Unikają kategoryzowania rzeczy na "dobre" i "złe" - prychnął. - Taki jest ten świat. Są na nim dobre i złe rzeczy, które trzeba rozróżniać. Oczywiście ocena zawsze jest subiektywna, ale to nie zmienia faktu, że to ona jest dla nas jakimś punktem odniesienia. W mojej opinii wymordowanie wszystkich twoich bliskich może być czymś dobrym, bo pomoże mi rozładować złość i się odprężyć albo mogę mieć zwyczajnie jakąś pokręconą religię, która nakazywałaby mi mordowanie rodzin poznanych przypadkowo osób. Czy ty jednak doszukiwałabyś się w takim postępowaniu czegoś dobrego? Czy zwyczajnie "przesiadłabyś się" ze swoimi poglądami, stwierdzając, że w ostatnim czasie faktycznie byłem spięty i właściwie to dobrze, że pozbyłem się tych negatywnych emocji, wyładowując się przy tym na twoich krewnych? - parsknął. - Wszyscy jesteśmy inni i postrzegamy pewne sprawy w nieco odmienny sposób. Z tymi, z którymi mamy więcej wspólnego dogadujemy się lepiej, preferujemy ich towarzystwo, a od całej reszty stronimy - wyjaśnił. - Odrzucamy tych, którzy są inni. I to w porządku. Takie jest życie - powtórzył. - Nie da się zaakceptować i ukochać wszystkich. Nie udawajmy, że ktokolwiek z nas jest święty - pokręcił z politowaniem głowy.
Chciałaś zaprzeczyć, jednak w końcu doczekałaś się momentu, w którym niebieskooki zdecydował się wyjść ci naprzeciw po raz kolejny. Wyłonił się z głębokiego cienia korytarza prowadzącego do następnych pomieszczeń. Na początku wyglądał zupełnie zwyczajnie. Ta sama przystojna twarz, dwukolorowe włosy, szczupła sylwetka, szerokie, kościste ramiona... chociaż chwila, czy mężczyzna był znowu AŻ tak wysoki, kiedy widzieliście się wcześniej? Kiedy wychodziliście z auta chyba nie górował nad tobą aż tak dobitnie, prawda?
- Żeby udowodnić ci, że mam rację, wystarczy, że na mnie spojrzysz, a sama się przekonasz, że kiedy różnice są zbyt wielkie nie da się zwyczajnie przymknąć na nie oka - oznajmił oschło.
Wraz z tym, jak wypełzł - i to absolutnie poprawny zwrot w tym momencie, który nie miał na celu ujmowania mu w żadnym razie! - z ciemności w mdłe światło wpadające do salonu przez niezasłonięte okna zauważyłaś ciągnący się za nim gigantyczny, masywny, wężowy ogon. Niebiesko-srebrne łuski pobłyskiwały w słabym blasku księżyca, mieniąc się przy tym niczym wielkie cekiny. Luvia zatrzymał się kilka metrów przed tobą wznosząc się wysoko na swoim ogonie, przypominając kobrę gotującą się do ataku. Całe szczęście nie zapowiadało się, jednak, żeby ten zamierzał atakować już i natychmiast, gdyż w ostateczności zwinął swoje długie, wężowe ciało w sprężynę i umościł się w jego splotach niczym na siedzisku. Założył ręce na piersi i obserwował cię spod przymrożonych powiek, oceniając każda twoją najmniejszą reakcję. Nie umknęło mu to, że póki co wciąż jeszcze nie zerwałaś się ze swojego miejsca z wrzaskiem tylko i wyłącznie dlatego, że byłaś sparaliżowana strachem, dlatego potrafiłaś jedynie wpatrywać się w niego szeroko rozwartymi oczami, stojąc jak słup wbity w ziemię.
- Ty jesteś... - wydukałaś.
- Nagiem - potwierdził twoje domysły. - Głodnym nagiem - uściślił, szczerząc w uśmiechu długie, ostre, szpilkowate zęby z wyraźnie wydłużonymi kłami, które przypominały zęby jadowe. - Bon appetit! - zakrzyknął. - Podano do stołu!
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś pożarta przez węża! Całe szczęście jednak, że węże połykają w całości, a nie przeżuwają, prawda? Przynajmniej dzięki temu zaoszczędziłaś sobie nieco tortur ^^''
6.1
Rozpaczliwie rzuciłaś się szczupakiem do drzwi wyjściowych, których, ku twojemu zdziwieniu, udało ci się dopaść. Słyszałaś, jak wąż sunie po drewnianej podłodze za tobą, jednak udawało ci się zachować prowadzenie. Wybiegłaś z domu, a następnie puściłaś się biegiem w stronę ulicy. Instynktownie wybrałaś kierunek i parłaś przed siebie z uporem maniaka nawet pomimo chłostających się lodowatych podmuchów wiatru, śniegu sypiącego coraz gęściej ci w oczy, rozmokłej, rozjeżdżonej przez samochody pluchy na asfalcie, na której twoje nogi rozjeżdżały się oraz faktu, że właśnie zostałaś pozbawiona kurtki. W duchu cieszyłaś się, że jednak nigdy nie byłaś tym typem dziewczyny, której mama wypisywała lewe zwolnienia z zajęć w-f'u ze względu na "niedyspozycję spowodowaną bolesną menstruacją".
Dopiero po przebiegnięciu dość sporego kawałka drogi zorientowałaś się, że Luvia najwyraźniej znudził się tobą i nie zamierzał cię gonić w tak niesprzyjających warunkach pogodowych. Mając nadzieję, że znalazłaś się już wystarczająco daleko, żeby nie być już dłużej w zasięgu naga, pozwoliłaś sobie nieco zwolnić tempo, modląc się, żeby w stosunkowo szybkim czasie okazało się, że jednak wybrałaś dobrą drogę i żeby udało ci się dostać do miasta lub żebyś przynajmniej natrafiła na jakieś domostwo, w którym ktoś zaoferowałby ci pomoc, ratując cię od zamarznięcia na śmierć. No, i żeby daleki sąsiad wężowego demona nie okazał się jakąś kolejną, przerażająco kreaturą...
Wyglądało jednak na to, że szczęście ci dopisało i udało ci się trafić do miasteczka, o którym zapewne wcześniej mówił twój przygodny znajomy. Ucieszyłaś się, gdyż w większym skupisku zabudowań miałaś większe szanse na znalezienie kogoś chętnego do pomocy oraz łudziłaś się, że prawdopodobieństwo natrafienia na jakiegoś youkai również malały...
⇻ przejdź do 7
6.2
Próbowałaś zabrzmieć wiarygodnie, jednak zbiegające się w gniewnym wyrazie brwi mężczyzny wskazywały na to, że ten nie dał się nabrać. Z łatwością mógł dopatrzeć się strachu malującego się na twojej twarzy i wiedział, że próbujesz go oszukać.
- Nie lubię kłamców - stwierdził prosto.- Chyba się jednak nie dogadamy... Szkoda... - westchnął.
W końcu doczekałaś się momentu, w którym niebieskooki zdecydował się wyjść ci naprzeciw po raz kolejny. Wyłonił się z głębokiego cienia korytarza prowadzącego do następnych pomieszczeń. Na początku wyglądał zupełnie zwyczajnie. Ta sama przystojna twarz, dwukolorowe włosy, szczupła sylwetka, szerokie, kościste ramiona... chociaż chwila, czy mężczyzna był znowu AŻ tak wysoki, kiedy widzieliście się wcześniej? Kiedy wychodziliście z auta chyba nie górował nad tobą aż tak dobitnie, prawda?
Wraz z tym, jak wypełzł - i to absolutnie poprawny zwrot w tym momencie, który nie miał na celu ujmowania mu w żadnym razie! - z ciemności w mdłe światło wpadające do salonu przez niezasłonięte okna zauważyłaś ciągnący się za nim gigantyczny, masywny, wężowy ogon. Niebiesko-srebrne łuski pobłyskiwały w słabym blasku księżyca, mieniąc się przy tym niczym wielkie cekiny. Luvia zatrzymał się kilka metrów przed tobą wznosząc się wysoko na swoim ogonie, przypominając kobrę gotującą się do ataku. Całe szczęście nie zapowiadało się, jednak, żeby ten zamierzał atakować już i natychmiast, gdyż w ostateczności zwinął swoje długie, wężowe ciało w sprężynę i umościł się w jego splotach niczym na siedzisku. Założył ręce na piersi i obserwował cię spod przymrożonych powiek, oceniając każda twoją najmniejszą reakcję. Nie umknęło mu to, że póki co wciąż jeszcze nie zerwałaś się ze swojego miejsca z wrzaskiem tylko i wyłącznie dlatego, że byłaś sparaliżowana strachem, dlatego potrafiłaś jedynie wpatrywać się w niego szeroko rozwartymi oczami, stojąc jak słup wbity w ziemię.
- Ty jesteś... - wydukałaś.
- Nagiem - potwierdził twoje domysły. - Głodnym nagiem - uściślił, szczerząc w uśmiechu długie, ostre, szpilkowate zęby z wyraźnie wydłużonymi kłami, które przypominały zęby jadowe. - Bon appetit! - zakrzyknął. - Podano do stołu!
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś pożarta przez węża! Całe szczęście jednak, że węże połykają w całości, a nie przeżuwają, prawda? Przynajmniej dzięki temu zaoszczędziłaś sobie nieco tortur ^^''
6.3
Mężczyzna spojrzał na ciebie szczerze zdumiony i powoli próbował się wycofać, widocznie czując się niekomfortowo pod wpływem twojego dotyku oraz bliskości, jednak wraz z tym, jak ten zaczął się odchylać do tyłu, ty postępowałaś do przodu, aby wciąż móc gładzić go po policzku, przez co w efekcie po paru chwilach byłaś już tak blisko niego, że bezpośrednio opierałaś się o jego klatkę piersiową. W końcu, orientując się, co tak naprawdę robisz, odsunęłaś się nieco speszona i uśmiechnęłaś się do niego przepraszająco.
- Luvia, ty nie pokazałeś mi swoich wad ani defektów tylko to, że jesteś zwyczajnie... inny - wzruszyłaś ramionami, następnie rozkładając je. - Nie ma w tym nic złego czy błędnego. Każdy z nas w jakiś sposób różni się od pozostałych...
- Ale ja jestem bardzo "inny" - prychnął, przerywając ci. - Trudno nie zauważyć, nie? - uśmiechnął się krzywo, smutno. - Ludzie się mnie boją - syknął. - Uciekają z wrzaskiem na mój widok, nawet jeśli nie mam wobec nich żadnych złych zamiarów - burknął urażony. - I tak non-stop latami, bez przerwy... - westchnął, uciekając gdzieś w bok spojrzeniem.
- Nie ma w pobliżu żadnych innych nagów? - zainteresowałaś się.
- Nie ma - pokręcił przecząco głową. - Moja rodzina, nawet dalecy krewni zostali dawno temu wybici albo ze względu na konflikty i utarczki z innymi demonami, albo ze względu na polowania na moją rasę, które niegdyś prowadzili ludzie - wyjaśnił. - Ale to stare, zamierzchłe czasy - machnął lekceważąco ręką. - W okolicach mieszkają inne youkai, ale dla nich jestem tak samo dziwadłem jak i dla ciebie i twoich bliskich - mruknął z przekąsem.
- Nie jesteś dziwadłem - zaprzeczyłaś, próbując go pocieszyć.
- Jeśli spróbujesz wmówić mi, że jestem wyjątkowy albo jedyny w swoim rodzaju, to serio zacznę rozważać możliwość zrobienia sobie z ciebie dzisiejszej kolacji... - zmrużył gniewnie oczy, przybierając zaciętą minę.
W końcu nie wytrzymałaś i roześmiałaś się pod nosem na te słowa. Chłopak był widoczny zaskoczony tym, gdyż fakt, iż się śmiałaś świadczył o tym, że czułaś się w jego towarzystwie coraz swobodniej, a paraliżujący strach, który pierwotnie wziął nad tobą górę, powoli tracił swoje wpływy.
- Ale to prawda - odezwałaś się z uśmiechem. - I jestem pewna, że ty też zdajesz sobie z tego sprawę. Ciężko jednak jest być wyjątkowym i unikatowym, kiedy wiąże się to z byciem samotnym, prawda? - odezwałaś się już nieco ciszej.
Nag podniósł głowę jak na komendę i wpierw posłał ci rozzłoszczone spojrzenie, jednak szybko spasował i pojął, że nie ma, co tu chwalić się przed tobą swoim kunsztem aktorskim. W końcu westchnął ciężko i zagryzł wargę, niechętnie przyznając ci rację.
Na moment spuściłaś z niego spojrzenie, gdyż odgłos kapiącej wody stał się jakby bardziej słyszalny i skupił twoją uwagę. W tym momencie niebieskooki podpełzł do ciebie i wcisnął ci w ręce kubek z gorącą herbatą, którą już wcześniej ci obiecał i którą wytrzasnął nie wiadomo skąd. Podziękowałaś mu zdawkowo, ciesząc się ciepłem bijącym od porcelanowego kubka. Wyglądało na to, że niebezpieczeństwo chyba zostało zażegnane, dlatego postanowiłaś usiąść na kanapie. Kiedy nerwy w końcu cię opuściły, poczułaś się bardzo zmęczona. Nim jednak zdążyłaś oddalić się od Luvii poczułaś, jak jego ogon polata się wokół twoich nóg, blokując twoje ruchy oraz podrywając cię nieznacznie z podłogi. Zaskoczona spojrzałaś na niego spojrzeniem żądnym wyjaśnień.
- No, to skoro już tak dobrze mnie rozumiesz i jesteś pierwszą osobą, która mną ani nie gardzi, ani się mnie nie boi ze względu na to, kim jestem... to chyba w samolubnym odruchu pozwolę sobie cię zatrzymać - uśmiechnął się szeroko, mocniej zaciskając sploty ogona na twoich biodrach i przyciągając cię do ciebie. Trzeba mu było jednak przyznać, że robił to z takim wyczuciem, że nie sprawiał ci przy tym bólu ani nie robił żadnej krzywdy. - Nie bój się, będę o ciebie dbał - zapewnił i pogładził cię po włosach, pełznąc wraz z robą w głąb kolejnego, nieznanego ci korytarza.
- Chwila, co? - wydusiłaś z siebie zszokowana. - Luvia, nie mogę z tobą tu zostać! Muszę wrócić do...
- Teraz ja będę bliską ci osobą - przerwał ci. - A ty będziesz moją ukochaną - błysnął w uśmiechu długimi, szpilkowatymi zębami o znacznie wydłużonych kłach, które przypominały zęby jadowe. - Nie słyszałaś nic o wężach? - zdumiał się. - Żądzą nami skrajne, mocne emocje - zaczął tłumaczyć. - Kiedy nienawidzimy lub kochamy, to na zabój - otworzył jedne z drzwi, wprowadzając was do, jak się okazało, sypialni. - Nie słyszałaś nigdy legendy o młodym mnichu, który podczas pielgrzymki do Kumano zatrzymał się u pewnej wdowy i zaczął sypiać z jej córką? Mnich obiecał dziewczynie, że wróci do niej po wizycie w świątyni, ale tak się nie stało. Rozsierdzona, rozżalona kobieta ze złości przemieniła się w węża i wyruszyła na jego poszukiwania. Mnich, dowiedziawszy się o tym, że jest ścigany, szukał schronienia w świątyni Dōjōji. Przeor kazał mu się schować pod wielkim dzwonem, żeby wężyca nie mogła go dosięgnąć, jednak to go nie uchroniło przez karą. Podczas pełni trawiona żalem nagini pojawiła się na terenie świątyni, owinęła się wokół dzwonu i zaczęła rodzić krwawe łzy. Zeszła z dzwonu dopiero o świcie i okazało się, że ten rozpuścił się pod wpływem ciepła jej ciała, a niewierny mnich spłonął - zakończył historię sadzając cię ostrożnie na łóżku. Słysząc jego słowa znów się spięłaś. - Z drugiej jednak strony dość często swego czasu słyszało się o wężach krzyżujących się z ludźmi. Pewna nagini urodziła dziecko człowiekowi i oddała mu je pod opiekę, gdyż sama nie mogła zamieszkać z nim w ludzkiej osadzie - zaczął kolejną opowieść. - Dziecko umarłoby z głodu oddzielone od matki, toteż ta wyłupała sobie oko i dała je mężowi, nakazując, aby dziecko je ssało. Ponoć dzięki temu miało nie czuć głodu i udało mu się przeżyć, a następnie wyrosnąć na pięknego młodzieńca - rozłożył ręce. - Jak widać zatem węże mają skłonności do popadania ze skrajności w skrajność - przybliżył się do ciebie, ostrożnie obierając ci kubek ze stygnącym naparem i odstawiając go na szafkę nocną. Zaraz potem objął cię delikatnie. - To, jak ty to wykorzystasz będzie już leżało tylko w twojej kwestii - uśmiechnął się cwaniacko. - Czy obrócisz to na swoją korzyść, czy też wręcz przeciwnie... - mruknął, po czym pocałował cię namiętnie i zachłannie.
Tym razem zostałaś ukochaną zaborczego węża, który postanowił samolubnie zatrzymać cię dla siebie! Udało ci się przeżyć, a w dodatku zdobyć kochanka... tylko co to z niego za kochanek? Bezwzględny tyran, od którego będziesz próbowała uciec za wszelką możliwą cenę czy może czasem z lekka przewrażliwiony, ale kochający do szaleństwa, wymarzony książę z bajki?... w łuskowej zbroi?
Daj znać w komentarzu o tym, jak dalej potoczył się twój romans z Luvią!
7
Wedle życzenia dotarłaś do miasta, gdzie zostałaś pozostawiona na własną rękę. Na twoje nieszczęście była już dość późna pora, toteż małe miasteczko pogrążyło się we śnie, zamknęło ciężkie, żelazne kurtyny powiek w postaci zasłon antywłamaniowych sklepów i innych miejsc użytku publicznego. Śnieg zaczął prószyć coraz mocniej, co również nie przemawiało na twoją korzyść. Zrobiłaś się już głodna i wystawiona na tęgi mróz szybko zaczęłaś szczękać zębami z zimna.
W wąskich uliczkach mrok rozpraszany był za sprawą żółtego, ciepłego światła latarni ulicznych. Przemierzałaś jedną za drugą, szukając jakiegoś punktu zaczepienia - żeby tu była chociażby jakaś speluna, w której mogłaś skryć się przed świszczącym ci w uszach wiatrem! Ale nie. Wszystko wydawało się być martwe i opuszczone. O tej porze wyglądało na to, że wszyscy już udali się do domów i tylko z okien prywatnych mieszkań dochodziły cię jakieś stłumione odgłosy oraz blask świateł. Jeśli nie znalazłabyś żadnego innego wyjścia, zapewne zmuszona byłabyś zapukać do czyiś drzwi, prosząc nieznajomych o pomoc, gdyż w końcu kwitnięcie na zimnicy do rana wydawało się mało przyjemnym oraz mało realistycznym planem do zrealizowania. Niemniej, rozważałaś takowe posunięcie jako ostatnią deskę ratunku. Nie miałaś za bardzo ochoty na siłę wpychać się do cudzego mieszkania.
W końcu wyszło na to, że przeszłaś całą senną mieścinę, gdyż nagle znalazłaś się na obrzeżach miasta, gdzie kończyły się już zabudowania, które dalej z powrotem ustępowały miejsca ścianie lasu. Westchnęłaś ciężko i zamierzałaś zawrócić, szukając pomocy w pierwszym lepszym domu, na który byś się natknęła, kiedy niespodziewanie usłyszałaś za sobą głośny świst powietrza i dziwny odgłos, który aż do złudzenia przypominał trzepot ogromnych skrzydeł. Zdziwiona obróciłaś się na pięcie, żeby stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który pojawił się za twoimi plecami dosłownie znikąd. Drgnęłaś zaskoczona, lustrując uważnie, podejrzliwie, nauczona poprzednimi doświadczeniami, żeby nie ufać byle komu jego przystojną, bladą twarz w oprawie kruczo czarnych, długich włosów, które spływały kaskadami na materiał jego również ciemnego, tradycyjnego stroju. Spod ukośnej grzywki wyglądały na ciebie orzechowe, głębokie oczy, które mierzyły cię chłodnym i bezlitosnym spojrzeniem.
- Zgubiłaś się, panienko? - zapytał uprzejmie.
- Ja... cóż... - westchnęłaś ciężko. - Wracałam do domu, ale mój samochód się zepsuł i został na drodze. Myślałam, że znajdę w mieście jakiegoś mechanika, ale zrobiło się już późno i wszystko jest zamknięte - wytłumaczyłaś.
- Och, co za szkoda - pokręcił głową z pożałowaniem dla twojej sytuacji. - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał.
a) - Doceniam twoją chęć pomocy, jednak poszukam jakiegoś schronienia w mieście i pójdę do mechanika rano - oświadczyłaś. ⇻ przejdź do 14
b) - Cóż... Nie chciałabym być dla ciebie ciężarem, jednak nie znam tu nikogo, a poza tym wygląda na to, że i tak nic dzisiaj nie wskóram - zaczęłaś niepewnie. - Czy mogłabym się u ciebie zatrzymać na noc, jeśli to nie problem i pójść do mechanika z samego rana? - zapytałaś z nadzieją. ⇻ przejdź do 8
8
- Ależ nie ma najmniejszego problemu - zapewnił cię brunet. - Właściwie to miałem nawet nadzieję, że zgodzisz się u mnie zostać i nie zdecydujesz się marznąć aż do rana na ulicy - zaśmiał się krótko. - Swoją drogą, nazywam się Isami - przedstawił się.
- Och, dziękuję, Isami - uśmiechnęłaś się w podzięce. - Ja nazywam się [twoje imię]. Jeszcze raz przepraszam za problem...
- Przecież mówię, że nie jesteś żadnym problemem - machnął ręką. - Jest tylko jeszcze jedna sprawa, o której nie zdążyłem ci wspomnieć. Mój dom jest położony kawałek drogi od miasta. Będziemy musieli się tam przejść. Czy to dla ciebie problem? - spojrzał na ciebie niepewnie, zapewne biorąc poprawkę na twoje szczękanie zębami i pociąganie nosem.
- Nie, chodźmy zatem - pospieszyłaś go. Skoro mieliście jeszcze jakiś czas iść, to lepiej, żebyście doszli do celu możliwie jak najszybciej, zanim rozchorujesz się na dobre. - Jak daleko stąd mieści się twój dom? - zapytałaś.
- Och, to nie tak daleko - zapewnił, po czym odwrócił się do ciebie plecami i ruszył przodem. Odwrócił jednak głowę, upewniając się, że podążasz za nim. - Widzę, że musiałaś już spędzić sporo czasu na dworze. Trzęsiesz się jak osika - zauważył.
- Cóż... Nie da się ukryć - przytaknęłaś, pociągając przy tym nosem. Wręcz czułaś, jak jakieś choróbsko zaczyna się w tobie zalęgać. Cudownie. Jeszcze tylko gorączki i bolącego gardła brakowało ci tu do szczęścia. - A co z tobą? Nie jest ci zimno w tym tradycyjnym stroju? - dopytywałaś.
- Nie, nie jest mi zimno. Widzisz, ja znoszę niskie temperatury całkiem nieźle - uśmiechnął się jakoś dziwnie, ni to krzywo, ni to przewrotnie, po czym przywołał cię do siebie gestem dłoni do siebie. - Chodź - wyciągnął rękę, czekając aż zbliżysz się do niego i pozwolisz się otulić ramieniem. - Spróbuję cię trochę ogrzać lub przynajmniej pomóc ci zachować te resztki ciepła, które się jeszcze w tobie ostały - wytłumaczył.
a) Podejdź do Isamiego zgodnie z jego wolą i kontynuuj marsz. ⇻ przejdź do 9
b) Ten gość jest jednak jakiś dziwny... Trąci od niego jakąś podejrzanie szybką chęcią spoufalania się. A co jeśli ma jakieś złe zamiary wobec ciebie? W końcu "od tak" zgodził się przyjąć pod swój dach zupełnie nieznajomą mu osobą, a teraz chce się z nią obściskiwać w śnieżycy w dodatku wyprowadzając cię gdzieś hen w nieznane w stronę lasu... Dobra, starczy tego dobrego. To nie może skończyć się dobrze. Nie było sensu ryzykować. Lepiej było poszukać pomocy w mieście. ⇻ przejdź do 14
9
Zaczęliście oddalać się od miasta, a ty zastanawiałaś się, dokąd tak właściwie zmierzacie. Czyżby ciemnowłosy był jakimś leśnikiem? Nie wyglądał ci na takiego... To może zwyczajnie był outsiderem, który nie lubił towarzystwa innych ludzi i wolał zaszyć się w głuszy lasu? Jakaś niezrozumiana, artystyczna dusza, która potrzebowała spokoju? Ale po co w takim razie wziąłby sobie na głowę taki problem, jakim byłaś ty? Ruszyło go sumienie? Miejmy nadzieję. Próbowałaś się uspokoić i zaprzestać czarnowidztwa, jednak miałaś mieszane uczucia, co do kierunku, w którym zmierzaliście. Miałaś tylko nadzieję, że długowłosy nie okaże się jednak jakimś maniakalnym mordercą...
Koniec końców musiałaś przyznać, że minimalnie, bo minimalnie, ale jednak jakoś udało ci się rozgrzać dzięki bliskości chłopaka. Wsunęłaś jedną ze zgrabiałych z zimna dłoni w poły jego ubrania, aby się ogrzać i to było całkiem niezłe posunięcie. Mężczyzna nawet nie zareagował, kiedy przytknęłaś lodowatą rękę do jego pleców, zupełnie tak, jakby mu to nie przeszkadzało. Chyba faktycznie był jakiś mało wrażliwy na temperaturę... może wychował się w górach albo coś?
Isami próbował zabawiać cię rozmową, żeby droga mijała ci szybciej i była choć trochę mniej męcząca, jednak z czasem szczękanie zębami stało się dla ciebie takim problemem, że nie mogłaś już nawet poprawnie artykułować słów w odpowiedzi. Nie umknęło jego uwadze także to, że z czasem zwalniałaś kroku, gdyż byłaś już nie lada zmęczona, miałaś przemoknięte buty i właściwie to miałaś już tego wszystkiego po dziurki w nosie i chciałaś do domu. Brązowooki widząc twoją kwaśną minę zatrzymał się w końcu i westchnął.
- No dobrze, zaszliśmy chyba wystarczająco daleko... - mruknął do siebie.
- Co proszę? - wydusiłaś z siebie zszokowana. No nie! Wizja zakładająca, że twój dobrodziej ściągnął cię do lasu tylko po to, żeby zrobić ci tu krzywdę nie mogła przecież okazać się prawdziwa! - Nie widzę tu żadnych zabudowań... - zauważyłaś, przełykając ślinę z trudem przez zaciskające się ze strachu gardło. - Mówiłeś, że idziemy do twojego domu - przypomniałaś mu.
- Bo tak jest - skinął ci głową. - Ale gdybyśmy faktycznie mieli tam iść pieszo, droga zajęłaby nam kilka dni - rozłożył bezradnie ręce.
- Że co?! - wytrzeszczyłaś na niego w niedowierzaniu oczy.
- Spokojnie, nie denerwuj się - uniósł dłonie w uspakajającym geście. - Nie będziemy już więcej iść. Powiedzmy, że teraz zmienimy trochę nasz środek transportu... - zaśmiał się pod nosem, po czym... stało się coś, czego z pewnością byś się nie spodziewała.
Mianowicie, brunet odsunął się na pewną odległość od ciebie, po czym rozłożył ogromne, czarne, krucze skrzydła, które wzbiły biały puch z ziemi w powietrze, wzniecając małą zawieruchę. Uśmiechnął się przy tym delikatnie, uważnie obserwując każdą twoją reakcję. Ty z kolei wpatrywałaś się z niego z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć w to, na co właśnie spoglądałaś szeroko otwartymi, wytrzeszczonymi ze zdumienia oczami.
- Ty jesteś...! - urwałaś, nie mogąc i nie chcąc wypowiedzieć na głos to, co cisnęło ci się na usta. Przecież to był jakiś czysty obłęd!
- Tengu, zgadza się - przytaknął, po czym skłonił ci się. - Czy dalej chcesz kontynuować ze mną swoją drogę? - zapytał, wyciągając w twoim kierunku rękę w szarmanckim geście. - Mogę zabrać cię do siebie i otoczyć opieką lub z powrotem odprowadzić do miasta - zaproponował. - Mieszkam tam, na górze Kurama - wskazał palcem na odległe wzniesienie zasypane śniegiem. - Szczególnie o tej porze roku szlaki są niebezpieczne, ale do mojej wioski możemy bezpośrednio wlecieć, nie kłopocząc się wspinaczką, jeśli nie masz nic przeciwko - wyjaśnił. - Jaka jest zatem twoja decyzja? - zapytał.
a) Tego było już stanowczo zbyt wiele jak na jeden raz! Miałaś dość i z pewnością nigdzie nie wybierałaś się z żadnym youkai! Chciałaś wrócić do miasta i poszukać jakiegoś prawdziwego, bezpiecznego miejsca na nocleg, a nie pchać się w kłopoty na własne życzenie! ⇻ przejdź do 14
b) Nie wiedziałaś, czego mogłaś spodziewać się po youkai i miałaś pewne obiekcje, co do tego czy udawanie się z nim do jego wioski, która była tak znacząco oddalona od jakichkolwiek ośrodków życia ludzkiego, było dobrym pomysłem, ale postanowiłaś zaryzykować. Możliwe, że to głód i doskwierające ci zimno wpłynęło w jakimś stopniu na twoją decyzję, jednak musiałaś także przyznać, że Isami wydał ci się być czarujący i nie wyglądał raczej na niebezpiecznego gościa... prawda? Postanowiłaś mu zaufać, nawet jeśli jakiś cieniutki głosik rozsądku darł się w twojej głowi na alarm, że powinnaś wiać, gdzie pieprz rośnie. ⇻ przejdź do 10
10
- P-pójdę z tobą.... - wydusiłaś z siebie, szczękając zębami.
Tengu uśmiechnął się, słysząc twoją odpowiedź. Zbliżył się do ciebie, po czym porwał cię w ramiona niczym pannę młodą. Odruchowo objęłaś go za szyję.
- W takim razie trzymaj się mocno! - krzyknął, przekrzykując świst rozrywanego, szarpanego przez jego ogromne, rozłożyste skrzydła powietrza, kiedy wbijaliście się razem w pustą, mroźną przestrzeń.
Isami był niesamowicie szybki. Kiedy spoglądałaś w dół, las pod wami wydawał się jedną wielką, ciemną, bezkształtną plamą, gdyż lecieliście z taką prędkością, iż nie mogłaś dopatrzeć się pojedynczych drzew, które go budowały. Za sprawą pędu zrobiło ci się także jeszcze zimniej. Traciłaś czucie w stopach w przemokniętych butach oraz dłoniach, które teraz kurczowo zaciskałaś na materiale ubrania youkai. Miałaś wrażenie, jakby całe twoje ciało, każde naczynie krwionośne i komórka pokrywała się lodem, krzyczała w bólu, rozrywana kryształami tworzonymi przez zmarzniętą wodę, która dostawała się w miejsca, w które z pewnością nie powinna. Puszyste, delikatne drobiny śniegu zamieniły się we wbijające się bezlitośnie igły, które przede wszystkim torturowały twoją zaróżowioną od niskiej temperatury otoczenia twarz. Oddychałaś z trudem. Twój oddech był wciskany z powrotem do płuc, przez co nie mogłam porządnie nabrać tchu. Nie dało się także ukryć, że zwyczajnie się bałaś. Znajdywaliście się na ogromnej wysokości, a ty byłaś zdana jedynie na swojego kompana, którego przecież znałaś nie więcej niż pół godziny. Ta świadomość zapewne także wpływała na to, jak mocno twoje palce zaciskały się na kimonie bruneta - a te zaciskały się tak, że aż pobielały ci knykcie. Serce kołatało ci się w piersi niespokojnie i marzyłaś tylko o tym, żeby jak najszybciej wylądować i znaleźć się na stałym gruncie. Dla mężczyzny takie loty zapewne były normalną rzeczą wpisaną w codzienny harmonogram, ale z tobą było przecież zupełnie inaczej. Wtuliłaś twarz w jego klatkę piersiową, próbując chronić się jakoś przed chłoszczącym wiatrem oraz śniegiem. Udało ci się dzięki temu zauważyć, że serce chłopaka także biło szybciej, jednak domyślałaś się, że w jego wypadku to nie z wybuchowej mieszaniny ekscytacji i strachu, ale zwyczajnie z wysiłku, bo przecież tym razem musiał dźwigać ciężar aż dwóch osób na raz, co zapewne dało mu się we znaki,
Po przeciągającym się w twojej opinii w nieskończoność locie w końcu wylądowaliście. Roztrzęsiona odkleiłaś się od kruka, rozglądając się ciekawsko dookoła. Od razu zauważyłaś, że wioska tengu była stosunkowo niewielka, mieściło się tu zaledwie kilkanaście prostych, małych chat, z których kominów wydobywały się szare obłoki dymu. Chciałaś z miejsca ruszyć w ich stronę, jednak twój błędnik wariował po locie w objęciach demona, toteż zachwiałaś się i byłabyś upadła, gdyby nie refleks Isamiego, który w porę cię złapał.
- W porządku? - zapytał, obrzucając cię zmartwionym spojrzeniem.
- W porządku... - pokiwałaś głową.
Próbowałaś wmówić sobie, że ta chwila słabości zaraz ci przejdzie i wrócisz do dawnej świetności, jednak nogi wciąż odmawiały ci posłuszeństwa. Nie czułaś stóp. Nie umknęło to uwadze mężczyzny, który bez zadawania kolejnych, zbędnych, kontrolnych pytań ponownie wziął cię na ręce i ruszył w kierunku największego, najbardziej okazałego z zabudowań. Po drodze minęliście kilku innych tengu - kobiety i mężczyzn oraz dzieci rzucające się śnieżkami - którzy rzucali ci zaciekawione i pełne nieufności spojrzenia. Zawstydzona pod ostrzałem ich spojrzeń mocniej wtuliłaś się w ciemnowłosego, zdając sobie sprawę, że w obecnej chwili zapewne nie prezentujesz się kwitnąco. Że też akurat wybrali sobie taki moment, żeby gapić się na ciebie jak sroka w gnat... tudzież kruk.
Kiedy znaleźliście się w środku od razu odetchnęłaś z ulgą. Ciepło owinęło się wokół ciebie, pieszcząc twoje zmarznięte kończyny. Chłopak pomógł ci pozbyć się twoich przemokniętych ubrań i butów, po czym odezwał się:
- Przydałoby się, żebyś wzięła gorącą kąpiel - zauważył. - Jesteś zziębnięta. Możesz także wpierw ogrzać się przy kotatsu, jeśli chcesz - zaproponował, wskazując palcem w stronę stolika owiniętego kocem, pod którym buczał cicho grzejnik w sąsiednim pomieszczeniu, w którego progu stanęliście.
a) Ogrzej się przy kotatsu. ⇻ przejdź do 11.1
b) Weź kąpiel. ⇻ przejdź do 11.2
11.1
- Zostanę przy kotatsu - oznajmiłaś.
Mężczyzna skinął ci głową i wskazał ci miejsce, żebyś usiadła. Wkrótce mały stoliczek kotatsu został nakryty przez służbę tengu i podano kolację. Beztrosko zaczęłaś jeść. Byłaś naprawdę głodna, ale co się dziwić? W końcu minęło już wiele czasu, odkąd mogłaś cieszyć się ostatnim posiłkiem, a poza tym przeszłaś dziś już ładne parę kilometrów, więc nieźle się zmachałaś. Musiałaś uzupełnić siły. Chłopak zasiadł wraz z tobą do kolacji.
Szybko jednak zorientowałaś się, że coś było nie tak. Jedzenie smakowało jakoś dziwnie. Z początku próbowałaś wmówić sobie, że to zapewne za sprawą przypraw lub kulinarnych metod, których nie znałaś i do których nie byłaś przyzwyczajona, jednak to nie to. W pewnym momencie twoje gardło zacisnęło się tak mocno, że nie byłaś już w stanie przełknąć ani kęsa, ani nawet... oddychać! Zadławiłaś się przeżuwanym kęsem, który stanął ci gardle okoniem. Przerażona, załzawionymi oczami spojrzałaś na długowłosego, który w spokoju kończył swój posiłek. Pałeczki wypadły ci z ręki na podłogę. Dopiero w tym momencie brunet podniósł wzrok na ciebie, jednak nie ruszył się z miejsca, żeby ci pomóc. Zamiast tego sięgnął po twoją niedokończoną porcję ryżu.
- Twoja porcja była zatruta - oznajmił lekko, z delikatnym, maniakalnym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. - Myślisz, że niby po co przytargałem cię tu taki kawal? Żeby ugościć cię za darmo, bo jestem taki dobry? - prychnął, przewracając oczyma. - Tu, w górach, nie mamy zbyt wiele wygód i musimy walczyć o przetrwanie. W zimę szczególnie ciężko jest o pożywienie, toteż czasem musimy sprowadzać je aż z miasta - wyszczerzył się krzywo. - Dosłownie - zaśmiał się mrocznie. - Zgadza się, demony żywią się ludźmi - wzruszył ramionami. - Swoją drogą to, co jadłaś - wskazał na miseczkę z dziwnie smakującym mięsem, które ponoć było zatrute - to również ludzkie mięso. To twoja poprzedniczka - poinformował cię.
Brakło ci powietrza. Zaczęło kręcić ci się w głowie. Obraz zaczął gasnąć, a ślina pienić w ustach. Słabłaś. W krótkim czasie nie byłaś już nawet w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej, przez co upadłaś na bok, a zaraz potem twój obraz został zakryty czarną, aksamitną kurtyną nicości.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś podstępnie otruta i zjedzona przez tengu! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała trochę więcej szczęścia ^^''
11.2
- Nie pogardziłabym kąpielą, jeśli nie byłby to problem... - mruknęłaś słabym głosem.
Isami skinął ci głową i usadził cię w pokoju z kotatsu, który wyglądał na obszerny salon i zostawił cię w nim Obiecał jednak, że niedługo wróci i w międzyczasie każe przygotować komuś dla ciebie kąpiel.
Po niedługiej chwili, w której zdążyłaś już zacząć niemal przysypiać zaplątana w kocyk kotatsu, ktoś ponownie wszedł do salonu. Nie był to znajomy youkai, a drobna kobieta-tengu, która poprosiła, abyś podążała za nią. Zaprowadziła cię ona do innego skrzydła domu, do łazienki, gdzie ogromnych rozmiarów wanna z gorącą, parującą wodą zaróżowioną od aromatycznych olejków oraz soli do kąpieli była już dla ciebie przygotowana, podobnie jak i ubrania na zmianę, które zostały zawieszone na wieszaku koło długiego, prostokątnego lustra. Obrzuciłaś krzywym spojrzeniem swoje zmarnowane odbicie i z trudem powstrzymałaś się od żałosnego jęknięcia na widok tych chodzących siedmiu nieszczęść, w jakie się zamieniłaś.
Służka zapytała czy potrzebujesz jakiejś pomocy przy kąpieli, jednak ty odprawiłaś ją z niecierpliwym podziękowaniem. Nie mogłaś się już doczekać, żeby wygrzać kości w gorącej wodzie i nie życzyłaś sobie, żeby ktoś oglądał cię w negliżu, nawet jeśli miała to być tylko inna kobieta.
Rozebrałaś się i szybko wskoczyłaś do wanny. Z początku woda wydała ci się być niemal wrzątkiem, jednak szybko zaczęłaś przyzwyczajać się do jej temperatury. Mięśnie zaczęły się rozluźniać i życie wróciło do zmartwiałych kończyn. Nie powstrzymałaś się od westchnięcia ulgi i rozkoszy, rozpierając się wygodnie na kamiennym oparciu.
Zaczęłaś odpływać do sennej krainy utulona pięknymi zapachami oraz kojącym ciepłem, którego szukałaś tak długo. Straciłaś czujność, przez co nawet nie usłyszałaś, jak ktoś wemknął się do łazienki.
- Dobrze widzieć, że już nie szczękasz zębami - usłyszałaś nad sobą znajomy, męski głos, na którego wydźwięk raptownie otworzyłaś oczy i ledwo powstrzymałaś się od wyskoczenia z wody, ratując się ucieczką, przypominając sobie, że jednak nie miałaś na sobie nic, co mogłoby cię zakryć.
- C-co ty tu robisz? - wydukałaś w ciężkim szoku.
- Może i jestem przyzwyczajony do niskich temperatur, przez to, gdzie się wychowałem oraz to, jak często latam po niebie, ale to nie zmienia faktu, że zima nie jest moją ulubioną porą roku i mróz po pewnym czasie również mnie daje się we znaki - wzruszył ramionami, po czym zbliżył się do wanny.
- Czekaj, czekaj... chyba ty nie chcesz...?! - spojrzałaś na niego spanikowana.
- Jak pewnie się domyślasz tak wysoko w górach nie mamy ani prądu, ani bieżącej wody, ani centralnego ogrzewania. Wszystkie te wygody musimy zapewniać sobie sami - kontynuował niezrażony oraz zupełnie nieprzejęty twoją reakcją. - A więc nagrzanie takiej ilości wody kosztuje niemało wysiłku oraz zachodu, nie wspominając już o tym, że wychodzi to nie najtaniej, bo trzeba rozniecić ogień pod kotłem i tak dalej... - machnął ręką. - Poza tym nie uważasz, że zużywanie takiej ilości wody na jedną osobę byłoby zwykłym marnotrawstwem? - uśmiechnął się przewrotnie.
Zdezorientowana, nie mogąc uwierzyć, że to ci się przydarzyło naprawdę obserwowałaś, jak mężczyzna bez wstydu zrzuca atłasowy szlafrok, który służył mu za jedyne okrycie, po czym szybkim i sprawnych ruchem wskakuje do wody, moszcząc się naprzeciwko ciebie. On również odetchnął z wielką ulgą, rozkoszując się temperaturą pachnącej wody. Ty z kolei nie czułaś się już tak odprężona. Czułaś, jak twoja twarz ponownie staje się czerwona, jednak tym razem zdecydowanie była to wina wstydu i zażenowania, które cię ogarnęło. Skuliłaś się w sobie, zastanawiając się, jak wybrnąć z godnością z tej sytuacji, jednak ciemnowłosy nie zamierzał pozwolić ci pozostać w takiej sytuacji na długo i nie pytając nawet o zgodę, przyciągnął cię do siebie.
- Chodź - mruknął, opierając twoje plecy o własną klatkę piersiową. - Nie bój się. Przecież nie gryzę - zaśmiał się pod nosem.
a) Sprzeciw się i spróbuj się odsunąć. ⇻ przejdź do 12.1
b) Zrób, co każe. Lepiej nie narażać mu się, próbując się sprzeciwiać. ⇻ 12.2
12.1
- Nie, Isami, przestań - sprzeciwiłaś się.
Nie podobało ci się, co ten wyprawiał i na co sobie pozwalał, toteż nie zamierzałaś na to przystać. Może to i był jego dom, jednak jakieś minimum prywatności ci chyba przysługiwało, prawda?
Brunet ściągnął brwi. Wyraźnie nie spodobała mu się twoja reakcja. Spojrzał na ciebie krzywo.
- Wybacz, nie przedstawiłem ci się swoim tytułem, więc chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia - odezwał się kwaśno. - Jestem Sōjōbō - przedstawił się oficjalnym imieniem, jednak tobie to niewiele mówiło. - Jestem liderem wszystkich tengu - wyjaśnił, widząc niezrozumienie malujące się na twojej twarzy. - Mnie się nie odmawia - burknął niezadowolony. - Więc teraz chodź - wyciągnął rękę w twoją stronę, czekając aż sama się do niego przybliżysz.
- Nie, przestań... - ponownie zaoponowałaś.
- Niesubordynacja w kręgu tengu jest wielce niemile widziana i surowo karana - warknął. - No nic - westchnął jednak po chwili. - I tak nie ma to żadnego większego znaczenia, kiedy lub w jaki sposób cię zabiję... - mruknął bardziej do siebie.
- Co proszę?! - spojrzałaś na niego zaalarmowana.
- Myślisz, że niby po co przytargałem cię tu taki kawal? Żeby ugościć cię za darmo, bo jestem taki dobry? - prychnął, przewracając oczyma. - Tak jak już wspomniałem, tu, w górach, nie mamy zbyt wiele wygód i musimy walczyć o przetrwanie. W zimę szczególnie ciężko jest o pożywienie, toteż czasem musimy sprowadzać je aż z miasta - wyszczerzył się krzywo. - Dosłownie - zaśmiał się mrocznie. - Zgadza się, demony żywią się ludźmi - wzruszył ramionami. - Będziesz robić dziś za naszą kolację - wyszczerzył się maniakalnie, po czym chwycił cię za kark i siłą wcisnął twoją głowę pod wodę.
Brakło ci powietrza. Próbowałaś się wyszarpnąć z jego uścisku, jednak ten był znacznie silniejszy od ciebie. Rozpaczliwie rozchlapywałaś wodę. Byłaś na straconej pozycji. Próbowałaś dosięgnąć swojego oprawcy i udało ci się go nawet podrapać. Czułaś, jak twoje paznokcie zanurzają się w miękkiej skórze, palce rozjeżdżają się na ciepłej krwi, jednak to w niczym ci nie pomogło. Zaczęło ci się robić ciemno przed oczami. Słabłaś. Twoje ruchy traciły na sile i gwałtowności z każdą chwilą aż w końcu twój obraz został zakryty czarną, aksamitną kurtyną nicości.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś utopiona i zjedzona przez tengu! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała trochę więcej szczęścia ^^''
12.2
Mimo iż było ci to wybitnie nie na rękę, nie odsunęłaś się. Koniec końców miałaś do czynienia z demonem, a nie byle jakim, pierwszym lepszym człowiekiem, więc lepiej było trzymać się z nim w możliwie jak najlepszych stosunkach. Tengu uśmiechnął się pod nosem widząc brak oporu z twojej strony. Zaczął gładzić boki twojego ciała leniwie, po czym przywarł ustami do twojego lewego ramienia, na którym zaczął składać drobne pocałunki. To zdecydowanie nie było zachowanie na miejscu, a już w szczególności, jeśli wzięło się poprawkę na to, jak krótko się znaliście, jednak musiałaś przyznać, że kruk nie był nachalny... znaczy... Uch, nie zachowywał się jak typowy gwałciciel, no! Był... delikatny. Poza tym nie pozwalał sobie na zbyt wiele. Poprzestał na tych delikatnych pieszczotach, jakby sam miał pewną granicę przyzwoitości, której nie chciał przekraczać na "dzień dobry". Cała ta sytuacja była dziwna i aż ciężko było uwierzyć, że coś takiego przytrafiło się akurat tobie, jednak po paru minutach zaczęłaś się przyzwyczajać i ponownie rozluźniać.
Próbowałaś przekonać sama siebie, że mętna, różowawa woda była na tyle nieprzejrzysta, że mężczyzna nie był w stanie zobaczyć, co znajdywało się pod jej taflą - a miałaś to szczęście, że woda sięgała ci niemal po samą szyję, więc właściwie nie było znowu aż tak źle, prawda? W chwili, kiedy podobna myśl zagościła w twoim umyśle Isami oparł brodę na twoim ramieniu, pozwalając sobie przymknąć powieki. Widocznie on także był zmęczony. Kiedy tak na niego spoglądałaś nie mogłaś opędzić się od myśli, że ten... zwyczajnie wyglądał uroczo. Aż miałaś ochotę wyciągnąć rękę i zmierzwić jego zwilgotniałe włosy... co zresztą zrobiłaś. Ten na moment uchylił powieki, będąc zaskoczony twoim dotykiem, ale nie ruszył się z miejsca i jedynie pogłębił delikatny uśmiech, który figurował na jego ustach.
Po naprawdę długim czasie, kiedy woda już znacznie wystygła i stała się zaledwie letnia wyszliście z wanny. Przebrałaś się w użyczone ubrania, które podobnie jak i nowy strój bruneta, były utrzymane w tradycyjnym stylu. Wróciliście do salonu, gdzie zasiedliście do kotatsu, na którym czekał już na was w pełni zastawiony niewielki stół z przyszykowaną kolacją.
a) Zacznij jeść. ⇻ przejdź do 13.1
b) Odmów jedzenia, kłamiąc, że nie jesteś głodna. Byłaś zbyt zawstydzona po tym wszystkim, co się stało, żeby jeść. ⇻ przejdź do 13.2
c) Zapytaj, kiedy będziesz mogła wrócić do siebie, bo przecież nie zamierzałaś spędzić tu całej wieczności. ⇻ przejdź do 13.3
13.1
Beztrosko zaczęłaś jeść. Byłaś naprawdę głodna, ale co się dziwić? W końcu minęło już wiele czasu, odkąd mogłaś cieszyć się ostatnim posiłkiem, a poza tym przeszłaś dziś już ładne parę kilometrów, więc nieźle się zmachałaś. Musiałaś uzupełnić siły. Chłopak zasiadł wraz z tobą do kolacji.
Szybko jednak zorientowałaś się, że coś było nie tak. Jedzenie smakowało jakoś dziwnie. Z początku próbowałaś wmówić sobie, że to zapewne za sprawą przypraw lub kulinarnych metod, których nie znałaś i do których nie byłaś przyzwyczajona, jednak to nie to. W pewnym momencie twoje gardło zacisnęło się tak mocno, że nie mogłaś przełknąć już ani kęsa, ani nawet... oddychać! Zadławiłaś się przeżuwanym kęsem, który stanął ci gardle okoniem. Przerażona, załzawionymi oczami spojrzałaś na długowłosego, który w spokoju kończył swój posiłek. Pałeczki wypadły ci z ręki na podłogę. Dopiero w tym momencie brunet podniósł wzrok na ciebie, jednak nie ruszył się z miejsca, żeby ci pomóc. Zamiast tego sięgnął po twoją niedokończoną miseczkę ryżu.
- Twoja porcja była zatruta - oznajmił lekko, z delikatnym, maniakalnym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. - Myślisz, że niby po co przytargałem cię tu taki kawal? Żeby ugościć cię za darmo, bo jestem taki dobry? - prychnął, przewracając oczyma. - Tak jak już wspomniałem, tu, w górach, nie mamy zbyt wiele wygód i musimy walczyć o przetrwanie. W zimę szczególnie ciężko jest o pożywienie, toteż czasem musimy sprowadzać je aż z miasta - wyszczerzył się krzywo. - Dosłownie - zaśmiał się mrocznie. - Zgadza się, demony żywią się ludźmi - wzruszył ramionami. - Swoją drogą to, co jadłaś - wskazał na miseczkę z dziwnie smakującym mięsem, które ponoć było zatrute - to również ludzkie mięso. To twoja poprzedniczka - poinformował cię.
Brakło ci powietrza. Zaczęło kręcić ci się w głowie. Obraz zaczął gasnąć, a ślina pienić w ustach. Słabłaś. W krótkim czasie nie byłaś już nawet w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej, przez co upadłaś na bok, a zaraz potem twój obraz został zakryty czarną, aksamitną kurtyną nicości.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś podstępnie otruta i zjedzona przez tengu! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała trochę więcej szczęścia ^^''
13.2
- Dziękuję, ale nie jestem głodna - skłamałaś.
Mężczyzna, który już zaczął jeść, podniósł głowę i spojrzał na ciebie krzywo.
- Nalegam - wymusił uśmiech.
- Podziękuję... - upierałaś się przy swoim.
- A więc odmawiasz wykonania polecenia Sōjōbō? - podniósł jedną brew, spoglądając na ciebie nieprzychylnie. - Czy ty wiesz w ogóle, z kim masz do czynienia? - zirytował się z niewiadomego powodu. Widząc jednak niezrozumienie malujące się na twojej twarzy postanowił kontynuować. - Jestem przywódcą wszystkich tengu - oświecił cię, prostując się dumnie. - Mnie się nie odmawia - zmrużył gniewnie oczy. - Jedz - nakazał, jednak ty dalej siedziałaś sztywno, wpatrując się i nie mogąc poznać osoby siedzącej przed tobą ze względu na jej drastyczną zmianę. Gdzie się podział ten opiekuńczy i kochany chłopak? - Nie chcesz jeść? Dobrze - prychnął. - Twoja porcja i tak była zatruta - oznajmił lekko, z delikatnym, maniakalnym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. - Myślisz, że niby po co przytargałem cię tu taki kawal? Żeby ugościć cię za darmo, bo jestem taki dobry? - prychnął, przewracając oczyma. - Tak jak już wspomniałem, tu, w górach, nie mamy zbyt wiele wygód i musimy walczyć o przetrwanie. W zimę szczególnie ciężko jest o pożywienie, toteż czasem musimy sprowadzać je aż z miasta - wyszczerzył się krzywo. - Dosłownie - zaśmiał się mrocznie. - Zgadza się, demony żywią się ludźmi - wzruszył ramionami. - Swoją drogą to, co leży na stole przed tobą - wskazał na miseczkę z mięsem, które ponoć było zatrute - to również ludzkie mięso. To twoja poprzedniczka - poinformował cię. Zszokowana wytrzeszczyłaś na niego oczy w niedowierzaniu. - Miałaś podzielić jej los, jednak jesteś bardziej nieposłuszna, więc muszę sięgnąć po inne środki... - westchnął, po czym wyciągnął zza pazuchy krótki miecz tanto. - Nie myśl, że twoja niesubordynacja mogłaby przynieść ci wolność. Twój los jest już przesądzony - oznajmił twardo, po czym wstał, kierując ostrze przeciwko tobie.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś zamordowana i zjedzona przez tengu! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała trochę więcej szczęścia ^^''
13.3
- A... kiedy będę mogła wrócić do siebie? - zapytałaś niepewnie, nie chcąc rozzłościć swojego gospodarza. - Cóż, nie da się ukryć, że nie mogę przecież resztę życia spędzić na twój rachunek... - zaśmiałaś się nerwowo, próbując się jakoś wytłumaczyć.
Isami podniósł wzrok znad miseczki z ryżem, którą trzymał w dłoni. W pierwszej chwili spojrzał na ciebie zaskoczony, jednak jego spojrzenie szybko złagodniało.
- A co? Źle ci tutaj? - uśmiechnął się półgębkiem. - Poza tym dopiero co tutaj przybyłaś - zauważył. - Może dałabyś sobie trochę czasu, żeby się rozejrzeć? - zaproponował. - A nuż znalazłabyś coś, co przypadłoby ci do gustu... - mruknął, po czym na powrót zajął się jedzeniem. Ty również zaczęłaś jeść.
- No tak, ale wiesz... mam też swoje obowiązki, których nie mogę zaniedbać - nie dawałaś za wygraną. - No i nie chciałabym, żeby moi bliscy niepotrzebnie się o mnie martwili - dodałaś.
- No tak, oczywiście... - mruknął jakoś bez przekonania. - Nie bój się. Tutaj też pewnie znalazłabyś sobie coś do roboty. Stare obowiązki i powinności zawsze można zastąpić nowymi. Podobnie jest z bliskimi. Może warto byłoby rozejrzeć się za jakimiś nowymi? - speszony odwrócił spojrzenie w bok.
- Więc chcesz, żebym...? - urwałaś, kiedy mężczyzna niespodziewanie sięgnął po twoją miseczkę z mięsem, po które właśnie miałaś sięgnąć, i zabrał ci ją, odstawiając na brzeg stołu.
- To... było niedogotowane. Nie chcę, żebyś się rozchorowała - usprawiedliwił się, jednak jego wymówka była co najmniej naciągana. Mimo to nie skomentowałaś jego podejrzanego zachowania. - Wydaje mi się, że jeszcze nie przedstawiłem ci się swoim tytułem - zmienił temat. - Jestem Sōjōbō, to znaczy liderem wszystkich tengu - wyjaśnił. - Mam władzę nad swoimi podwładnymi, jednak ty do nich bezsprzecznie nie należysz, dlatego nie mogę wydawać ci rozkazów... - znów uciekł gdzieś spojrzeniem w bok. - Nie mogę zatem wydać ci polecenia, abyś ze mną została, ale gdybyś tylko zechciała... znaczy!, polecenia, żebyś tutaj została, na górze Kurama - poprawił się szybko, orientując się, że zdradził zbyt wiele.
- Isami ty... - zająknęłaś się, spoglądając na demona, który spąsowiał pod wpływem twojego spojrzenia. - Ja... no dobrze... - westchnęłaś, uśmiechając się delikatnie. - Zostanę na jakiś czas - obiecałaś. - Pod warunkiem, że pozwolisz mi poinformować moich rodziców, gdzie jestem - postawiłaś warunek.
- Naprawdę? - ucieszył się, a jego oczy aż zalśniły z radości. - Oczywiście, że możesz ich poinformować! - zgodził się. - Ale oni nie będą mogli cię tu odwiedzić - zaznaczył. - To święte miejsce tengu. Ludzie nie mają tu wstępu...
- Więc dlaczego wziąłeś mnie tu ze sobą? - zdziwiłaś się.
- Cóż... obserwowałem cię już od jakiegoś czasu... - wyznał. - I prawdę mówiąc, nie mogłem oderwać od ciebie oczu - nachylił się nad stołem, przyciągnął cię do siebie, po czym złożył na twoich ustach delikatny pocałunek.
Brawo, udało ci się przeżyć i w dodatku zostać ukochaną tengu! Jak jednak dalej potoczą się twoje losy? Czy będziesz potrafiła zaakceptować swojego nowego kochanka pomimo pewnych sekretów, jakie ten skrywa? No i cóż, nie masz co liczyć, że Isami pozwoli ci się już opuścić górę Kurama! Albo zostaniesz z nim na dobre, albo... no właśnie, albo co? Musisz odkryć mroczne strony demonicznych kruków, żeby przekonać się o tym, jaką masz inną alternatywę do wyboru!
14
Wróciłaś do miasta, będąc przekonaną, że jeśli masz gdzieś znaleźć pomoc to tylko i wyłącznie tutaj. Kierując się pamięcią chciałaś wrócić na jedną z większych ulic, kiedy niespodziewanie na swojej drodze natknęłaś się na szczupłego mężczyznę w tradycyjnym stroju, który przechadzał się wśród padających płatków śniegu z niewielką, bambusową parasolką. Miał on bardzo jasne, niemal białe włosy, które w świetle latarni ulicznych mieniły się niemal srebrno. Prosta grzywka opadała mu na jasne, rozmyte oczy w kolorze górskich lodowców, które lustrowały świat bystro i chłodno. Nieznajomy stał pod latarnią i wpatrywał się w jej żarówkę niczym zahipnotyzowany, niczym w maleńkie, sztuczne słońce. Nie rozumiałaś jego zachwytu oświetleniem miejskim ani tym bardziej nie uważałaś go za wystarczająco dobry powód do tego, żeby wychodzić na dwór i marznąć, ale cóż... każdy miał prawo robić to, co mu się podobało prawda? Z tej samej racji ty właśnie zdecydowałaś się...
a) ...zaczepić nieznajomego i poprosić go o pomoc. Przynajmniej nie będziesz musiała pukać do czyichś drzwi niczym domokrążca. ⇻ przejdź do 15.1
b) ...zostawić nieznajomego w spokoju. To pewnie jakiś dziwak skoro gapi się tak na tę latarnię jak... no właśnie, jak jakiś dziwak! A co jeśli to męska prostytutka? W sumie wtedy stanie na zimnicy pod latarnią nie byłoby już znowu takie zaskakujące i bezsensowne, prawda? ⇻ przejdź do 15.2
15.1
Ruszyłaś zatem w kierunku blondyna. Ten nawet nie drgnął, słysząc skrzypienie śniegu pod twoimi stopami. Niemniej, odezwał się pierwszy, kiedy tylko znalazłaś się już wystarczająco blisko, aby usłyszeć go przez świst gwiżdżącego wiatru:
- Wolałem te stare. Takie ze świeczkami - odwrócił się do ciebie wskazując na latarnię. - Czy to staroświeckie podejście? - zapytał ze szczerze zmartwioną miną, toteż zdałaś sobie sprawę, że twoja odpowiedź będzie miała dla niego zapewne wielkie znaczenie.
- Um... Nie, nie wydaje mi się... - mruknęłaś wymijająco.
- Nie? - podniósł jedną brew. - W takim razie dzięki wielkiej Dakini! - zawołał. - Bo już myślałem, że się starzeję - zaśmiał się perliście. - Co tu robisz o takiej porze i to w dodatku w taką pogodę, aniołku? - zdumiał się.
- Właśnie... - westchnęłaś. - Mój samochód zespół się i musiałam zostawić go na drodze. Myślałam, że w mieście znajdę jakąś pomoc i mechanika, ale kiedy tu dotarłam wszystko było już zamknięte i teraz wygląda na to, że przydałby mi się jakiś nocleg...
- Szczękasz zębami! - zawołał. - Najwidoczniej musisz stać już na tej zimnicy całkiem długo - domyślił się. - Niestety, nie uświadczysz tu żadnego hotelu, motelu czy chociażby zajazdu. To mała mieścina, która nie jest często odwiedzana przez podróżnych, więc nie ma tu takich atrakcji - poinformował cię, a tobie zrzedła mina. - Mogę jednak zaproponować ci nocleg u siebie, jeśli taka opcja by ci odpowiadała - zaproponował.
W tej jednej chwili miałaś ochotę rzucić się na niego i wyściskać z wdzięczności, tym bardziej, że ten w swojej wspaniałomyślności sam wyszedł z taką propozycją i nie musiałaś się nawet prosić, żeby znaleźć dach nad głową na tę nadchodzącą noc.
- Tak! Dziękuję bardzo! - wykrzyknęłaś entuzjastycznie.
- Zatem zapraszam - przywołał cię do siebie gestem ręki i sam ruszył przodem, pokazując ci drogę.
Szliście w miarę szybko prowadząc niezobowiązującą rozmowę. W jej trakcie mężczyzna przedstawił ci się jako Aryu. Po kilkuminutowym spacerze dotarliście pod bramy domu jasnowłosego... czy raczej bramy świątyni shinto. Dobra, musiałaś przyznać, że tego się akurat nie spodziewałaś...
- Mieszkasz... w świątyni? - zdziwiłaś się.
- Owszem - przytaknął. - Jestem tutejszym kapłanem - otworzył przed tobą furtę. - Wchodzisz? - zapytał, choć pytanie to było zupełnie zbędne.
Świątynia, dom - jeden pies! Grunt, żeby się ogrzać i trochę odpocząć!
Przeszliście przez furtę ogrodzenia i dotarliście pod bramę torii.
a) Przeszłaś przez bramę, idąc środkiem schodów, kierując się w stronę temizuyi, fontanny służącej do oczyszczenia dłoni oraz ust przed wejściem do świątyni. ⇻ przejdź do 16.1
b) Stań z boku bramy toiri i wpierw wykonaj płytki, powitalny ukłon. Dopiero potem zacznij wspinać się po jednej ze stron schodów, mimo iż nie było tu żadnej poręczy. ⇻ przejdź do 16.2
15.2
Zdecydowałaś się nie szukać u dziwnego nieznajomego pomocy i ruszyłaś dalej w miasto. Niestety, nikt nie okazał się na tyle łaskaw, aby udzielić ci schronienia, przez co przyszło ci zamarznąć na ulicy.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
16.1
- A panienka to nie zna etykiety? - prychnął zły kapłan, widząc, jak sprintujesz po schodach w stronę fontanny. - Centralna część schodów jest zarezerwowana tylko i wyłącznie dla bóstw - zganił cię. - Zwykli śmiertelnicy powinni iść po bokach i wpierw ukłonić się przed przejściem przez bramę tori - pouczył się. - A może jesteś już tak wyniosła i pyszna, że postrzegasz samą siebie jako bóstwo? - prychnął niezadowolony. Dogonił cię, po czym zaciągnął do temizuyi, do której i tak zmierzałaś. - Skoro jesteś taka dumna, to powinnaś jako bóstwo móc wyratować się z tak banalnej sytuacji zgotowanej przez zwykłego sługę! - niespodziewanie chwycił cię za kark i siłą wcisnął twoją głowę pod taflę wody.
Brakło ci powietrza. Próbowałaś się wyszarpnąć z jego uścisku, jednak ten był znacznie silniejszy od ciebie. Rozpaczliwie rozchlapywałaś wodę. Byłaś na straconej pozycji. Próbowałaś dosięgnąć swojego oprawcy i udało ci się go nawet podrapać. Czułaś, jak twoje palce zaciskają się na materie jego ubrania, próbowałaś go bić, jednak to w niczym ci nie pomogło. Zaczęło ci się robić ciemno przed oczami. Słabłaś. Twoje ruchy traciły na sile i gwałtowności z każdą chwilą aż w końcu twój obraz został zakryty czarną, aksamitną kurtyną nicości.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
16.2
- Widzę, że ktoś tu przestrzega etykiety - pochwalił cię kapłan. - Miło mi to widzieć, szczególnie w tych czasach, kiedy ludzie zdają się mieć coraz mniej szacunku wobec... wszystkiego - westchnął. - Młode osoby z twojego pokolenia mają w zwyczaju wpadać do świątyni jak do baru - poskarżył się, krzywiąc się przy tym znacząco.
- Mama zawsze zwracała mi uwagę, jak odpowiednie zachowanie w świątyni jest ważne - wyznałaś.
Kiedy wspięliście się na szczyt, od razu skierowałaś swoje kroki do temizuyi, fontanny służącej do oczyszczenia dłoni oraz ust przed wejściem do świątyni. Twój towarzysz zrobił dokładnie to samo. Następnie zostawiliście buty na genkanie, a Aryu wprowadził cię do swojego domu, pokazując, gdzie mieściła się bardziej sakralna część budynku, a gdzie ta bardziej prywatna, mieszkalna.
- Przygotuję dla ciebie pokój - oznajmił. - Możesz w tym czasie się rozejrzeć - wydał ci przyzwolenie.
a) Przyjrzyj się części prywatnej, w której mieszkał blondyn. ⇻ przejdź do 17.1
b) Przyjrzyj się części sakralnej, w której sprawowano obrzędy. ⇻ przejdź do 17.2
17.1
Zamierzałaś zobaczyć, jak może wyglądać mieszkanie kapłana, gdyż nie miałaś żadnych znajomych wśród stanu duchownego. Szłaś korytarzem, mijając kolejne pomieszczenia. Kuchnia z jadalnią. Salon. Łazienka. Nic nadzwyczajnego. Nic interesującego. Aż wreszcie dotarłaś do sypialni, w której również znajdywał się mężczyzna. Nieśmiało zajrzałaś do środka i... zamarłaś na widok tego, co znajdywało się w środku.
- Co ty tutaj robisz?! - ściągnął groźnie brwi. - Mówiąc, że możesz się rozejrzeć miałem na myśli sakralną część świątyni, a nie tutaj! - sapnął ciężko.
Nie mogłaś wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa. Na podłodze leżała martwa, naga kobieta, a dwuosobowy futon pod nią był gęsto zbroczony jej dawno zaschniętą krwią.
- No i masz ci los, nie zdążyłem posprzątać... - mruknął do siebie niezadowolony blondyn.
Nie zamierzałaś czekać na nic więcej. Naoglądałaś się wystarczająco. Rzuciłaś się rozpaczliwie do ucieczki, jednak okazałaś się niewystarczająco szybka. Mężczyzna szybko cię dopadł i złapał za włosy, ciągnąc w swoją stronę. W twoich oczach stanęły łzy.
- Puść mnie! - zawyłaś.
- Wybacz, skarbie, ale jakoś śmiem wątpić w to, że zachowasz milczenie - wyszczerzył się maniakalnie, nachylając się nad tobą. - Pozwolisz, że sam zadbam o to, żebyś nic nikomu już nie powiedziała? - przekrzywił głowę niczym wielkie ptaszysko, po czym ruszył wraz z tobą z powrotem w stronę sypialni. - Ale najpierw trochę się zabawimy! - zaintonował śpiewnie, na co ty zalałaś się rzewnymi łzami, wiedząc już, że nie wyjdziesz z tej opresji cało.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
17.2
Już dawno nie miałaś okazji byś w świątyni shinto, więc postanowiłaś skorzystać ze swojego szczęścia w nieszczęściu oraz zwrócić się ze swoimi życzeniami do bogów, prosząc ich o łut szczęścia, które mogłoby ci w końcu zacząć dopisywać. Żeby zapewnić sobie pomyślność wrzuciłaś stujenową monetę do pudełka specjalnie pozostawionego na dary wiernych. Następnie podeszłaś do dzwona zawieszonego na jednej z krokwi i pociągnęłaś za jej biało-czerwoną wstęgę. Dzwon rozbrzmiał donośnie, co miało zwrócić na ciebie uwagę bóstw. Skłoniłaś się głęboko dwa razy, aby ich nie rozgniewać i zaczęłaś swoją modlitwę. Kiedy skończyłaś, klasnęłaś dwa razy, ukłoniłaś się głęboko raz jeszcze, po czym z lżejszym sercem i w lepszym nastroju wróciłaś do części mieszkalnej świątyni w poszukiwaniu kapłana.
- Słyszałem dzwon - mężczyzna niespodziewanie pojawił się za tobą, przez co aż podskoczyłaś przestraszona. - Praktykujesz modlitwy? - zainteresował się.
- Nie mam zbyt wiele okazji do odwiedzania świątyni, ale jeśli mam tylko czas lub w ważne dni, takie jak Nowy Rok, staram się nie zapominać o tradycjach... - wyznałaś nieco zakłopotana.
- Ach tak? - uśmiechnął się. - To się chwali - pogłaskał cię po głowie niczym małą dziewczynkę. - Jesteś głodna? - zapytał, jednak nie czekał na twoją odpowiedź. - Głupie pytanie... pewnie umierasz z głodu - pokręcił głową z dezaprobatą dla samego siebie. - Zapraszam do kuchni - wprowadził cię do wspomnianego pomieszczenia, gdzie wspólnie zaczęliście przygotowywać kolację. Przez cały ten czas oraz kiedy już zasiedliście do stołu, prowadziliście rozmowę. - Martwi mnie stosunek młodych osób do naszej rodzimej religii - wyznał. - Chciałbym jakoś przyciągnąć więcej wiernych do świątyni, ale nie wiem jak... Myślałem, żeby skupić się na najmłodszych, bo jeśli przyjdą dzieci, to rodzice też się zjawią. Poza tym zasadzenie w maluchach takiej "powinności" odwiedzania chociażby co jakiś czas świątyni może zaowocować w przyszłości - głośno myślał. - Tak jak to było w twoim przypadku - uśmiechnął się pięknie.
a) - Może powinieneś zorganizować lekcje gagaku dla najmłodszych? - zaproponowałaś. - Najpierw lekcje gry na ryūteki, shō lub hichiriki, później dzieci się przyzwyczają, same zaczną przychodzić, bo będą kojarzyły świątynię z czymś przyjemnym, będą zapewne chciały pomagać w pracach koniecznych, aby utrzymać świątynię w czystości i dobrym stanie... - wymieniałaś na palcach. ⇻ przejdź do 18.1
b) - Może powinieneś zorganizować festyn lub jarmark? - zaproponowałaś. - Wtedy przyszłyby całe rodziny, wszyscy spędziliby miło czas, wierni z pewnością zostawiliby sporo daniny... - wyliczałaś na palcach. ⇻ przejdź do 18.2
18.1
- Hm... niegłupie - przyznał twój rozmówca. - Przyznam, że nie pomyślałem o tym. Przyszło mi na myśl, żeby zorganizować jakiś festyn albo jarmark, ale muszę przyznać, że i tak mam już wystarczająco zachodu z cyklicznymi festynami wiosennymi, letnimi i tak dalej... do tego potrzeba sporo nakładu pracy, finansów i od groma sprzątania - przewrócił oczyma. - A faktem jest, że ja też potrzebuję pewnej pomocy, gdyż dbanie o tak wielki przybytek w pojedynkę może być wyzwaniem - przyznał. - Z tej racji wizja młodych osób w roli wolontariuszy jest mi bardzo droga - uśmiechnął się. - Wezmę sobie do serca twoje porady - zapewnił.
Odpowiedziałaś mu uśmiechem, szczęśliwa, że mogłaś się na coś przydać. Po posiłku blondyn pokazał ci pokój, który wcześniej przygotowywał. I wszystko byłoby w porządku... gdyby nie fakt, że na podłodze leżał tylko jeden futon. Był on co prawda dwuosobowy, bez dwóch zdań, jednak to nie zmieniało faktu, że był on tylko jeden, a dookoła pełno było osobistych drobiazgów, które wskazywały na to, że nie był to nieużywany pokój gościnny, ale prywatna sypialnia, w której ktoś sypiał na co dzień. Zdziwiona zwróciłaś się do długowłosego, który jedynie rozłożył bezradnie ręce.
- Uprzedzałem, że hotelu tu nie uświadczysz - wzruszył ramionami. - Wyobraź też sobie, że jako iż nie jest to zbyt często odwiedzane miasteczko przez turystów nikt nie zatrzymuje się tu na dłużej nawet w świątyni - wytłumaczył się. - Koniec końców chyba nie będzie tak źle, co? - szturchnął cię. - Lepsze to niż marznięcie na zewnątrz, prawda? - spróbował cię jakoś rozweselić, a ty nie mogłaś się z nim nie zgodzić.
Mężczyzna zostawił cię na moment w sypialni samą, tłumacząc się, że musi pozamykać wszystkie wejścia do świątyni na noc. Ty w tym czasie wpełzłaś już pod kołdrę, nawet jeśli miałaś dzielić ją z shinshoku (kapłanem od aut.). Byłaś zbyt zmęczona i zmarznięta, żeby zawracać sobie głowę prysznicem. Co prawda po posiłku rozgrzałaś się nieco, jednak wciąż nie było ci wystarczająco ciepło. Położyłaś się, przykładając głowę do poduszki, obiecując sobie, że rano weźmiesz kąpiel.
Jasnowłosy wciąż jeszcze nie wrócił, jednak ty już zdążyłaś się zarumienić na myśl, że będziesz dzielić z nim łóżko. Gdyby był to jakikolwiek inny, zwyczajny facet zapewne nie zawracałabyś sobie takimi mało istotnymi rzeczami głowy, ale... to był kapłan! To jakoś się tak... nie godziło się, nie pasowało, gryzło ze sobą! Z drugiej strony jednak shinshoku mogli przecież się ożenić i posiadać dzieci, rodzinę. Mogli się zakochać i oddawać się cielesnym przyjemnościom, co w niczym nie odróżniało ich od zwykłych mężczyzn... jedyną różnicą między zwykłymi mężczyznami a tymi należącymi do stanu duchownego było to, że ci drudzy pełnili funkcję pośredników z bogami. I to ci jakoś nie dawało spokoju. Sprawiało, że zapatrywałaś się na kogoś pokroju Aryu jak na kogoś "nietykalnego", a nie zwykłego chłopaka, swoją drogą pewnie nie tak znowu dużo starszego od ciebie, z którym możesz po "koleżeńsku" dzielić łóżko bez żadnych podtekstów seksualnych.
...albo i nie. Bo przecież ten nie był zmuszony do życia w celibacie. Po godzinach pracy mógł zamieniać się w namiętnego kochanka i nic nie stało temu na przeszkodzie. Nie zakładałaś, jakoby niebieskooki zamierzał się do ciebie dobierać, jednak same rozmyślania na temat seksualności kapłanów i stanu duchownego z jakiejś racji przyprawiał cię o soczysty rumieniec na policzkach.
Usiadłaś i potarłaś twarz, próbując się opanować. Twoje myśli zaczynały zmierzać w złym kierunku, a ty musiałaś je powstrzymać. Z tej racji zaczęłaś rozglądać się po pokoju, szukając czegoś, co mogłoby cię na tyle zainteresować, żeby odciągnąć twoją uwagę od wiadomych tematów. Twój wzrok padł na dużą, białą świecę, która z niewiadomego powodu przyciągnęła twoją uwagę. Bez namysłu wstałaś z futonu i pozwoliłaś sobie ją zapalić, używając do tego zapalniczki pozostawionej obok. Pokój zalał się miękkim, drżącym światłem pojedynczego płomienia, w którym tańczyły ruchliwe cienie.
Po chwili do sypialni wrócił jej właściciel i stanął jak wryty w przejściu wpatrując się w świecę. Zauważyłaś zainteresowanie malujące się na jego przystojnej twarzy, dokładnie to samo, z jakim wpatrywał się w lampę uliczną.
- Wszystko w porządku? - zapytałaś.
- Ach, tak!... - za sprawą twojego głosu mężczyzna wyrwał się z letargu. - Tak tylko się zamyśliłem... - wytłumaczył się i... chwila, czy to, co widziałaś było naprawdę realne?!
- Em... Aryu...? - zająknęłaś się, ponownie zwracając na siebie jego uwagę.
- Tak? - odwrócił się do ciebie przodem, a ty wskazałaś na srebrzyście połyskującą w świetle kitę, która wystawała spod pół jego tradycyjnego stroju. - Ups... - pacnął się otwartą dłonią w czoło. - Przez tę świeczkę straciłem czujność! - jęknął załamany. - Tak dać się podejść...
a) - Czym ty jesteś? - wydukałaś przerażona. ⇻ przejdź do 19.1
b) - To jakiś cosplay? - zapytałaś z niedowierzaniem. ⇻ przejdź do 19.2
18.2
- Festyn? - prychnął. - Nie, zdecydowanie nie! - zawołał i pokręcił głową. - Wiesz, ile ja mam już zachodu z cyklicznymi festiwalami wiosennymi, letnimi i tak dalej? Ile to nakładu pracy i funduszy? Nie wspominając już o sprzątaniu, które później mi zostaje, bo wszyscy przychodzą ochoczo, żeby się bawić, ale nikt nie zostaje i nie kłopocze się, żeby po sobie posprzątać - prychnął niezadowolony. - Ale takie to już to wasze młode pokolenie jest! Nic tylko zabawy w głowie i żeby o resztę zatroszczył się ktoś inny! Nie wspominając już o tym, że żeby zwabić was do świątyni to trzeba użyć podstępu, bo przecież w normalnych i spontanicznych warunkach nie zawitacie w świątynnych progach... - przewrócił oczyma. - Próbowałem, naprawdę próbowałem was zrozumieć, ale wy jesteście zwyczajnie irytujący i nic poza tym! - sapnął ciężko, po czym podniósł się z miejsca i spojrzał na ciebie z góry. - Lubisz się dobrze bawić? - wyszczerzył się krzywo, a w jego oczach zabłysnął obłęd. Byłaś tak zaskoczona jego nagłą zmianą zachowania, że nie mogłaś wykrztusić z siebie ani słowa. - Wspaniale! Zatem zabawmy się! - klasnął uradowany w dłonie.
Nie zamierzałaś czekać na nic więcej. To był jakiś świr. Pierwsze wrażenie jednak nigdy nie kłamało. Naoglądałaś się wystarczająco. Teraz czas było brać nogi za pas. Rzuciłaś się rozpaczliwie do ucieczki, jednak okazałaś się niewystarczająco szybka. Mężczyzna szybko cię dopadł i złapał za włosy, ciągnąc w swoją stronę. W twoich oczach stanęły łzy.
- Puść mnie! - zawyłaś.
- Przecież jeszcze nawet nie zaczęliśmy się bawić! - wyszczerzył się maniakalnie, nachylając się nad tobą. - Pozwolisz, że osobiście zadbam o to, żebyś dzisiejszej nocy się dobrze bawiła? - przekrzywił głowę niczym wielkie ptaszysko, po czym ruszył wraz z tobą w stronę sypialni. - Będzie bal! - zaintonował śpiewnie
Aryu zaciągnął cię do sypialni, gdzie na podłodze leżała martwa, naga kobieta, a dwuosobowy futon pod nią był gęsto zbroczony jej dawno zaschniętą krwią. Na jej widok zalałaś się rzewnymi łzami, wiedząc już, że nie wyjdziesz z tej opresji cało i że przyjdzie ci podzielić jej los.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
19.1
- Czym ty jesteś? - wydukałaś przerażona.
- "Czym"? - powtórzył zdecydowanie niezadowolony z określenia, jakiego wobec niego użyłaś. - Traktujesz mnie jak rzecz? - prychnął. - To bardzo niemiłe zostać skategoryzowanym jako "to", wiesz? - sapnął. - Czy ja ci wyglądam jak jakiś E.T.? - postąpił krok w twoją stronę, a ty przezornie odpełzłaś kawałek, żeby przypadkiem nie znaleźć się zbyt blisko demona. - Jestem kitsune - oświadczył poważnie. - Uściślając, to jestem Yako (dziki lis od aut.), ale powiedzmy, że staram się naśladować Zenko (dobre lisy od aut.) i udawać cywilizowanego - parsknął śmiechem. - Jestem wysłannikiem Dakini i, tak jak widzisz, jestem srebrnym lisem, ginko - wyjaśnił.
- Dlaczego próbujesz naśladować dobre lisy? - zapytałaś.
- Powiedzmy, że szerzenie chorób i nieszczęść już mi się znudziło i przeszedłem solidną metamorfozę, choć muszę przyznać, że czasem wciąż zdarza mi się popadać w gniew i robić coś, z czego niekoniecznie mógłbym być dumny - wzruszył ramionami. - No ale w końcu nikt nie jest idealny, prawda? - rozłożył ręce. - A i ja nie mogę do końca wyprzeć się swojej prawdziwej natury... - mruknął, uśmiechając się przy tym przewrotnie. - Ech, skoro i tak już ci o wszystkim powiedziałem, to nie ma, co dłużej się silić na udawanie - machnął lekceważąco ręką, po czym uwolnił kolejne osiem ogonów (dzieięć ogonów to max od aut.), które otoczyły go niczym srebrzysta aureola. - Wiesz, co oznacza ilość ogonów u kitsune? - zainteresował się. Pokręciłaś przecząco głową w odpowiedzi, gdyż niestety nie znałaś odpowiedzi na to pytanie. - Nie? Co za szkoda - westchnął. - Pozwolę sobie cię zatem oświecić. Im więcej ogonów, tym potężniejszy i mądrzejszy lis - wyjaśnił. - Szkoda, że nie przypadliśmy sobie do gustu - przysunął się do ciebie i przesunął palcem od twojego ramienia aż po dekolt, aby następnie zacisnąć stalowy uścisk na twoim gardle. Przerażona próbowałaś odciągnąć jego dłoń od siebie, jednak ten był dla ciebie za silny. - Niestety, masz pecha, dziewczynko, bo zaczęłaś mnie irytować - przewrócił oczyma. - Można powiedzieć, że szczęście ci nie dopisało podwójnie, bo trafiłaś akurat na mnie, na Nogitsune (zły lis od aut.), a takim jak ja zdarza się czasem popaść w namiętność zabijania, kiedy zaczynamy się złościć - wyszczerzył się od ucha do ucha, kiedy twój wzrok zaczynał już powoli gasnąć, a płuca zaczęły palić z powodu braku powietrza.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
19.2
- To jakiś cosplay? - zapytałaś z niedowierzaniem, na co chłopak roześmiał się szczerze i głośno.
- Nie, kotku - dosiadł się do ciebie na futonie, przez co miałaś okazję przyjrzeć się jego puszystemu ogonowi dokładniej. - Jestem kitsune - oświadczył poważnie. - Uściślając, to jestem Yako (dziki lis od aut.), ale powiedzmy, że staram się naśladować Zenko (dobre lisy od aut.) i udawać cywilizowanego - parsknął śmiechem. - Jestem wysłannikiem Dakini i, tak jak widzisz, jestem srebrnym lisem, ginko - wyjaśnił.
- Dlaczego próbujesz naśladować dobre lisy? - zapytałaś.
- Powiedzmy, że szerzenie chorób i nieszczęść już mi się znudziło i przeszedłem solidną metamorfozę, choć muszę przyznać, że czasem wciąż zdarza mi się popadać w gniew i robić coś, z czego niekoniecznie mógłbym być dumny - wzruszył ramionami. - No ale w końcu nikt nie jest idealny, prawda? - rozłożył ręce. - A i ja nie mogę do końca wyprzeć się swojej prawdziwej natury... - mruknął, uśmiechając się przy tym przewrotnie. - Ech, skoro i tak już ci o wszystkim powiedziałem, to nie ma, co dłużej się silić na udawanie - machnął lekceważąco ręką, po czym uwolnił kolejne osiem ogonów, które otoczyły go niczym srebrzysta aureola (dziewięć ogonów to max od aut.). - Wiesz, co oznacza ilość ogonów u kitsune? - zainteresował się.
- Im więcej ogonów, tym potężniejszy i mądrzejszy lis - odpowiedziałaś lekko drżącym głosem.
- Zgadza się - skinął ci głową z szerokim uśmiechem. - Mądra z ciebie dziewczynka - mruknął, przybliżając się do ciebie znacząco. - Aż szkoda byłoby zmarnować taką okazję, żeby dać ci odejść w świat i nie zatrzymać cię dla siebie - przyciągnął cię do siebie i złożył pierwszy pocałunek na twoim ramieniu, które obnażył poprzez mocne pociągnięcie materiału twojej bluzki.
a) Nawiąż do jego zainteresowania świeczkami, próbując go ponownie rozproszyć, aby się oddalić. ⇻ przejdź do 20.1
b) Pozwól kontynuować lisowi. ⇻ przejdź do 20.2
c) Spróbuj zmienić tok rozmowy na coś, co mogłoby być dla niego absorbujące... Noworoczny festyn? ⇻ przejdź do 20.3
20.1
Aryu wędrował z pocałunkami w górę wzdłuż twojego barku, obojczyka, szyi aż dotarł do linii szczęki. Przewrócił cię na plecy i zawisł nad tobą, a ty na szybko próbowałaś znaleźć coś, co mogłoby odwrócić jego uwagę od ciebie. Nic naprawdę dobrego nie przychodziło ci do głowy, toteż w końcu zdecydowałaś się dać szansę pierwszej myśli, która wpadła ci do głowy.
- A co ze świeczkami? Wspominałeś o nich, że to one cię rozpraszają - rzuciłaś.
- Myślisz, że w ten sposób mnie odciągniesz? - prychnął. - No niestety, kochana. Sam temat świeczek na mnie nie działa, choć muszę przyznać, że lisy mają tą słabość, że ulegają fascynacji świeczkom... - mruknął z przekąsem. - Ponoć jest z nami źle do tego stopnia, że moi poprzednicy potrafili nawet wykradać lampiony z ludzkich domów - dodał, po czym już bez zbędnej delikatności wrócił do przerwanej czynności, jakim było rozbieranie cię.
Próbowałaś stawiać opór, jednak twój trud był daremny. Blondyn nie był tej nocy delikatny ani trochę, co źle zapisało się w twojej pamięci. To jednak nie był koniec twoich tortur. Przez to, że oddałaś się kitsune, który był złym lisem, ten opętał cię, naznaczając cię plugastwem chorób oraz szaleństwa. Kapłan pozwolił ci po wszystkim odejść, jednak kiedy ktoś w końcu znalazł cię samotną, porzuconą na ulicy i zabrał do szpitala, twój los był przesądzony. W zastraszającym tempie traciłaś zarówno zdrowie fizyczne, jak i psychiczne, przez co w niedługim czasie przyszło ci się pożegnać z tym padołem łez.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem (w następnym życiu) będziesz miała więcej szczęścia! Może trzeba było więcej się o nie modlić w świątyni shinto albo składać więcej danin? ^^''
20.2
Aryu wędrował z pocałunkami w górę wzdłuż twojego barku, obojczyka, szyi aż dotarł do linii szczęki. Pozwoliłaś mu kontynuować, gdyż to, co robił było naprawdę przyjemne. Okazało się, że twoje rozmyślania odnośnie seksualności kapłanów okazały się prawdą i jasnowłosy okazał się w istocie być bardzo namiętnym kochankiem. W każdym jego ruchu można było doszukać się pasji i czystego pożądania, którego nie sposób było zaspokoić. Na jednej upojnej nocy się nie skończyło i niebieskooki stwierdził, że nie pozwoli ci odejść ze swojej świątyni, w której od teraz trzymał cię w zamknięciu. Był dla ciebie dobry i kochający, dbał o ciebie i opiekował się tobą, jednak od czasu do czasu brakowało ci kontaktu ze światem lub zwyczajnie tęskniłaś za bliskimi, których nie dane ci było już zobaczyć. Martwiłaś się, że rodzice odchodzili od zmysłów, zachodząc w głowę, co też mogło się z tobą stać, podczas gdy ty miałaś się całkiem nieźle, jednak zostałaś trzymaną w niewoli kochanką lisiego kapłana.
Brawo, udało ci się przeżyć! Co prawda straciłaś przy tym swoją wolność, ale to chyba lepsze od utraty życia, prawda? ^^''
20.3
Aryu wędrował z pocałunkami w górę wzdłuż twojego barku, obojczyka, szyi aż dotarł do linii szczęki. Przewrócił cię na plecy i zawisł nad tobą, a ty na szybko próbowałaś znaleźć coś, co mogłoby odwrócić jego uwagę od ciebie. Nic naprawdę dobrego nie przychodziło ci do głowy, toteż w końcu zdecydowałaś się dać szansy pierwszej myśli, która wpadła ci do głowy.
- A co z... z Nowym Rokiem? - zapytałaś. Blondyn na chwilę odsunął się od ciebie, spoglądając na ciebie z niezrozumieniem. - Nowy Rok już blisko, więc...
- Och, masz rację! - wykrzyknął, jakby nagle coś sobie przypomniał. - Na śmierć zapomniałem o spotkaniu w świątyni Ōji Inari pod drzewem enoki (wiązowca od aut.)! - sapnął ciężko. - A przecież już tak późno! - zerwał się na równe nogi. - Gdzie ja miałem dzisiaj głowę? - zapytał sam siebie, otwierając szafę wnękową i poszukując w niej czystego ubrania, po czym zaczynając się przebierając, zupełnie nie przyjmując się przy tym twoją obecnością. - Chodź! - pociągnął cię na równe nogi. - Musimy iść do Tokio! - wyciągnął cię z sypialni.
- Co proszę? - spojrzałaś na niego jak na wariata.
- W ostatnią noc każdego roku my, lisy, mamy spotkanie w dawnym Edo, obecnym Tokio, podczas którego rozdzielane są poszczególne zadania na następny rok oraz nadawane rangi! - prowadził cię do sakralnej części budynku. - Jestem dziewięcioogoniastym lisem i moja obecność tam jest niezbędna! - zawołał. - Zrobimy małe hokus-pokus - zaśmiał się, uprzedzając cię przed tym, co miało zdarzyć się za chwilę. - Będziesz moim wyjaśnieniem. Jakby co to przez ciebie się niemal spóźniłem - cmoknął cię szybko w policzek, uśmiechając się szeroko. - Fakt, iż tylko dzięki tobie przypominałem sobie o tym spotkaniu i dzięki temu uniknąłem poważnych problemów zostawmy między sobą. Później ci to wynagrodzę, kochanie - obiecał i tym razem pocałował cię w usta, zanim zabrał się za swoje "hokus-pokus", jak to określił, dzięki któremu mieliście w krótkim czasie dostać się do stolicy.
Brawo, udało ci się przeżyć, a w dodatku zyskałaś lisa-kochanka! I to w dodatku nie byle jakiego lisa! Miejmy nadzieję, że bóstwo Dakini wam pobłogosławi! ♥
Nie mogłam się powstrzymać by dodać ten komentarz ^^ Jak na razie zrobiłam pierwszą wersję i doszłam do wniosku, że Luvia mnie nie lubi -_-" btw. zaraz zrobię resztę i zobaczę jak bedzie dalej^^ A i Szczęśliwego nowego roku!<3
OdpowiedzUsuńNie ma, co powstrzymywać się od dodawania komentarzy xD
UsuńWzajemnie, szczęśliwego nowego roku i oby poszczęściło ci się z następnymi dwoma panami! C:
~Kita-pon
"szczególnie kiedy twoja mama zaczynała wspominać czasy, kiedy byłaś w pieluchach." Uf, na szczęście u mnie w rodzinie nie ma takich zwyczajów.
OdpowiedzUsuń"Nie mam też liny holowniczej, więc nie pomogę ci z samochodem, ale mogę zabrać cię ze sobą, jeśli to mogłoby ci jakkolwiek pomóc - zaproponował.
- O tak! -" Ależ ja nieodpowiedzialna :o
" - Miło mi - uśmiechnęłaś się przyjaźnie. - I dziękuję za pomoc. Jesteś moim wybawcą" Zobaczymy jak będę gadać gdy obudzę się w piwnicy bez nerek i śledziony xD Ale mam dzisiaj pesymistyczny nastrój, jeżu.
"- No, jeszcze zobaczymy czy później też będziesz mi tak dziękować... - mruknął pod nosem, uśmiechając się do siebie krzywo." Dokładnie!
"a) - Może to jednak będzie lepsze rozwiązanie... - przyznałaś, orientując się, że w miasteczku szanse na znalezienie mechanika z lawetą znacznie wzrastały. ⇻ przejdź do 7
b) - Nie, w porządku. Zrobiłeś dla mnie już wystarczająco wiele. Nie musisz marnować na mnie więcej benzyny - zaśmiałaś się odrobinę nerwowo. - Tylko skorzystam z telefonu i poczekam, aż mnie ktoś odbierze, jeśli nie masz nic przeciwko - odparłaś. ⇻ przejdź do 2" I to rozdarcie pomiędzy chęcią jak najszybszego wrócenia do domu, a ciekawością do może dalej stać się u tymczasowego gospodarza. Moja ciekawska natura kiedyś mnie zabije.
"Nie słyszałaś szumu wody wstawionej na herbatę. Szkoda, bo naprawdę nie pogardziłabyś ciepłym napojem." Chyba był to zły wybór #histeryczny śmiech# w horrorach zawsze jak ktoś obcy mówi, że wykona jakąś czynność ale nie widać oznak danej czynności zaczyna się jatka.
"- Masz kogoś bliskiego? - doszedł cię głos właściciela przybytku." Tak, ojca i jego kilku braci w policji i matkę prawniczkę (zawsze warto spróbować, może się przestraszy i odpuści x,D)
"Rozpaczliwie rzuciłaś się szczupakiem do drzwi wyjściowych, których, ku twojemu zdziwieniu, udało ci się dopaść." Jednak mam jakiś instynkt samozachowawczy :D Na przyszłość zapamiętać: Nie każdy z piercingiem jest dobrym człowiekiem, tu nie zadziałała solidarność metalu w twarzy XD
"W duchu cieszyłaś się, że jednak nigdy nie byłaś tym typem dziewczyny, której mama wypisywała lewe zwolnienia z zajęć w-f'u ze względu na "niedyspozycję spowodowaną bolesną menstruacją"." No, załóżmy ^^"
"a) ...zaczepić nieznajomego i poprosić go o pomoc. Przynajmniej nie będziesz musiała pukać do czyichś drzwi niczym domokrążca. ⇻ przejdź do 15.1" Zaryzykujmy.
"Świątynia, dom - jeden pies!" Byleby nie wąż.
"Praktykujesz modlitwy?" Nie, ale ty tak, więc czego się nie robi dla przypodobania i tym samym zachowania własnego życia. Lepsze shinto niż dominująca religia w moim ojczystym kraju (mam cichą nadzieję, że nikogo tu w tej chwili nie obraziłam ^^" proszę nie brać napisanych przeze mnie literek do serduszka).
"Powiedzmy, że szerzenie chorób i nieszczęść już mi się znudziło i przeszedłem solidną metamorfozę," Czyyyyli przeżyję?
"Brawo, udało ci się przeżyć, a w dodatku zyskałaś lisa-kochanka! I to w dodatku nie byle jakiego lisa! Miejmy nadzieję, że bóstwo Dakini wam pobłogosławi! ♥" Yay! :3
Pisałaś, że mamy mówić gdyby coś było nie tak z tekstem. Nie wiem czy to widzisz czy nie, ale w niektórych miejscach napisy są czarne zamiast białe, czarne z dodatkowym białym tłem, a na końcu i napisy i tło jest białe przez co nic nie widać. Podgląd:
https://zapodaj.net/57d15130874b9.png.html
https://zapodaj.net/9c67d1d4848ea.png.html
https://zapodaj.net/ee2485a2dd8e9.png.html
Matko,ale się uśmiałam czytając twój komentarz x''DDD Wiem, że główna bohaterka jest trochę (czyt. bardzo) ciapowata i nie ma "jaj" (bo ma jajniki i jajowody >.<''), ale ciężko jest napisać coś typu ... x reader tak, żeby główna bohaterka była w miarę możliwości mydłem, w którego rolę każdy może się wpasować, ale jednocześnie rzucała tekstami o mamie prawniku i ojcach w policji x''DDD Ale zapamiętam sobie twoje teksty i uprzedzam, że mogę je gdzieś użyć! Szczególnie te o solidarności ludzi z metalem w twarzy x''DDDDDDD
UsuńCo do zaznaczenia tła to blogger mnie nie kocha, kiedy wstawiam znaki z odległych i zapomnianych części uni code i mi to zaznacza, ale wydaje mi się, że już to poprawiłam =.='' Jeśli na twoim komputerze wciąż tekst jest nieczytelny, daj mi proszę znać ♥
Dziękuję za wyczerpujący komentarz (nawet nie wiedziałam, że blogger pozwala na taką ilość znaków xDDD) ♥ Mam nadzieję, że koniec końców gra się jednak podobała C:
~kita-pon
Cieszę się, że moje śmieszkowe teksty są w stanie kogoś rozbawić :D
UsuńA używaj do woli, przynajmniej na coś się przydam ^^
Blogger chyba nie ma ograniczenia znaków.
Oczywiście, że się podobała!
Faktycznie, z tekstem już wszystko w porządku.
Tak więc, widząc, jak gierka jest długa postanowiłam komentować na bieżąco, więc komentarz morze być trochę bez ładu i składu. Zostałaś ostrzeżona XDD
OdpowiedzUsuń"Westchnęłaś ciężko, pogłaśniając radio, w którym akurat nadawano "Last Christmas", żeby się nieco rozbudzić." - nienawidzę tej piosenki, więc idealnie nadaje się na rozbudzenie XD
Scena, gdzie auto nam się zatrzymało, akurat nie tak dawno słuchałam sobie jakiejś strasznej historyjki o taksówkarzu, który kursował przez las i tam przydarzały mu się dziwne straszne rzeczy... Moja rekcja była taka: "Gówniarko wracaj do samochodu i rozglądaj się czy w pobliżu nie ma dziwnej istoty składającej się z czarnych macek!"
"Kierowcą okazał się być młody, szczupły, przystojny mężczyzna o długich, czarno-białych włosach oraz wielkich, niemożliwie niebieskich oczach, których gigantyczne tęczówki niemal nie pozostawiały żadnego miejsca dla białka. Nieznajomy miał wiele kolczyków w brwiach, nasadzie nosa, dołeczkach w policzkach oraz ustach i brodzie. Na jego szyję oraz ręce, które trzymał na kierownicy, wypełzały misterne wzory tatuaży." - Luvia! <3 i życie staje się piękniejsze XD, w takim razie wybaczam wyjście ci z samochodu :3
"- Swoją drogą, jestem Luvia" - No przecież wiem, jak się nazywasz przystojniaku XDDDD
"i ewentualnie puszkę tuńczyka..." - kto normlany łazi po puszki tuńczyka!!! Co za marnowanie pieniędzy!
"każdy od czasu do czasu potrzebował, jakiejś rozrywki, prawda?" - … nie? XD ja jestem nolifem XD Ja nie muszę wyłazić z domu XD
"- Herbaty? - zaproponował Luvia." - jeszcze się pytasz? Herbata to napój bogów! Dawaj mi ją! XD
"- Masz kogoś bliskiego?" - koty się liczą? XD
"Do akompaniamentu wibrującej, zgęstniałej ciszy dołączył się odległy odgłos przesuwania czegoś ciężkiego - czegoś miękkiego" - ogromny królik! To musi być to, Luvia trzyma ogromnego królika, który zawadzał mu w przejściu i musiał go przesunąć, prawda? XDDDD
"a od takiego jednego, małego kłamstewka jeszcze nikt nigdy nie umarł, prawda?" - Karma, ten psychopata zabijał za kłamstwo, nie pamiętasz już jego nauk! Oj, on przyjdzie i ci się przypomni zobaczysz! (Po skończeniu ścieżki przeczytałam inne odpowiedzi i chyba raczej już nie przyjdzie, bo bohaterka została pożarta XDDD)
A czemu w odpowiedziach na reakcję wyglądu Luvii nie ma opcji, zamurowanie z zachwytu, że spotkałaś w połowie węża, w połowie człowieka? Ja bym była zachwycona! No, ale chyba nie jestem do końca normlaną personą XDDD
"- Chwila, co? - wydusiłaś z siebie zszokowana. - Luvia, nie mogę z tobą tu zostać! Muszę wrócić do..." - mojego narzeczonego! On nie będzie zadowolony, a szkoda byłoby, gdyby zabił tak cudownego faceta jak ciebie, więc dla dobra swojego zostaw mnie, choć sama tego nie chcę! :"C *tu powinna być smutna i pełna dramatu muzyka*
Jej przetrwałam! Czas na inne odpowiedzi, chyba jestem lepsza w te gry niż ty XDDDDD
"Nagiem" - to kale moje oczy, nie powinno być Nagą? Myślę, że to się nie za bardzo odmienia, bo jest to słowo pochodzenia obcego pochodzenia i jest po prostu męska naga, więc on jest nagą, a nie nagiem – prawie jakby był nagim magiem XDD
"Rozpaczliwie rzuciłaś się szczupakiem" - że kuźna czym? XDDD Szczupakiem? A nie lepiej rzucić nim w luvię? Jakoś za kota, obrońcy praw zwierząt się nie przyczepili, to za rybę tym bardziej XD
Idę czytać kolejną część, którą opiszę w nowym komentarzu, by nie wyszły zbyt długie XDD
Odnośnie tej historyki o taksówkarzu, czy przypadkiem nie pochodzi ona z kanału "BlindMaiden"?
UsuńTa, ale on chyba teraz ma inny kanał, gdzie jest kotem i nazywa się "Po drugiej stronie" o ile się nie mylę XD
UsuńDzięki! Ostatnio nawet przypadkiem trafiłam na ten kanał drugi kanał i przez kilka minut zastanawiałam się skąd znam ten głos.
UsuńNie ma sprawy, zawsze do usług ^^
UsuńNie lubisz "Last Christmas"? Obrażasz ulibionego wychowawcy mojej mamy - a może ty nie miałaś opcji ciśnięcia szczupakiem w Luvię, ale moja mama może cię rzucić rybą x''p
Usuńwiesz, to, że my lubimy Luvię to nie znaczy, że wszyscy go znają, więc się nie wymądrzaj - zresztą zawsze miło się przedstawić xD
JA CHODZĘ PO PUSZKĘ TUŃCZYKA! ale z kolei nie chodzę po ryż, bo moja dieta go nie uwzględnia ^^''
Tak, koty liczą się jako bliscy xD
Prawie trafiłaś z tym królikiem. Byłaś blisko. Naprawdę blisko xDDDDD
No widzisz, oszczędziłam Karmie zbędnego fatygowania się xp Ale fakt, pamiętaj nauki Karmy, bo Karma zawsze ma rację! ^^
Nie ma opcji, żeby rzucić się z zachwytem na Luvię, bo większość ludzi zapewne uciekłaby z wrzaskiem na jego widok - my w realnym życiu pewnie też ^^''
TRZYMAJ SWOJEGO HYDE NA WODZY, BO JAK MI POKIERESZUJE LUVIĘ, TO JAK KAIA KOCHAM, BIORĘ WSZYSTKIE MOJE PIEKIELNE ZASTĘPY I SKOPIĘ MU DUPĘ! WARA OD LUVII! x.x
Nie wiem, jak to jest z tym odmienianiem (deklinacja taka piękna ^^''). Myślę, że to trochę z tym, jak ludzie spierają się czy powinno pisać się Kaia czy Keiego, Aoia czy Aoiego etc... Mnie "nagowi' zamiast "naga" brzmiało lepiej w kontekście, ponad to wzorowałam się trochę na tym, jak odmieniała to słowo Kossakowska w sowjej książce, więc zostawię to już tak jak jest (głównie dlatego, że jak znów zacznę coś zmieniać to mi HTML template pierdyknie i dostanę wścieku - znowu, blogger mnie coś w ostatnim czasie nienawidzi ;_;)
Yep, jesteś lepsza ode mnie w te klocki. Ja mam naturalne skłonności i preferencje do zostania główną bohaterką w horrorze - czyli, żeby zginąć w męczarniach i katuszach C'':
Nie znasz takiego zwrotu "rzucić się szczupakiem"? xD Ja ci dam tu obrzucać rybami mojego Luvię! Usz, ty niedobra ty! Wracaj tam do swojego Hyde... ale chwila, najpierw sprawdź jeszcze kolejne dwa warianty xDDD
~Kita-pon
Okej cz.2 ^^
OdpowiedzUsuń"Wedle życzenia dotarłaś do miasta, gdzie zostałaś pozostawiona na własną rękę." - dzięki Luvia... nawet nie powiesz, w którą stronę do najbliższego mechanika? O ty dziadygo!
"Wszystko wydawało się być martwe i opuszczone." - och, czyżbym trafiła do Silent Hill? Gdzie radio wykrywające potwory, szybko idź go szukaj! O~O
"Swoją drogą, nazywam się Isami" - ach, niby wszystko fajnie... jednak jak bym jednak poszła szukać tego radia, wiesz uciekłaś od przerażającego węża, podejrzewam, że on też raczej człowiekiem nie jest! W końcu sam zagadał!!! Normlany mężczyzna nigdy sam nie zagaduje XD Bądź trochę bardziej podejrzliwa panienko! XD
"Jeszcze raz przepraszam za problem..." - ech to brzmi ja jak, przepraszająca tysiąc razy za to, że mogę być dla kogoś ciężarem XDD
"Mój dom jest położony kawałek drogi od miasta. Będziemy musieli się tam przejść. Czy to dla ciebie problem?" - oczywiście... Że tak! Kawałek drogi za miastem ma domek piękny waż, który chciał mnie pożreć, oj ty mnie nie nabierzesz, ja wiem, że nie jesteś człowiekiem! Gdzie moja broń? :C
"A co jeśli ma jakieś złe zamiary wobec ciebie?" - no nie mów mi? Ty jednak posiadasz coś takiego jak zdrowy rozsądek? Tylko jakoś przy sytuacji z Luvią to go zabrakło i ode razu wsiadłaś mu do auta, tak? XD
"Czyżby ciemnowłosy był jakimś leśnikiem?" - kobieto, przyjrzyj ty mu się uważnie. Czy on wygląda ci jak jakiś kurna leśnik? XD
"zaprzestać czarnowidztwa" - ze mną to niemożliwe XD
"Miałaś tylko nadzieję, że długowłosy nie okaże się jednak jakimś maniakalnym mordercą..." - to o wiele bardziej prawdopodobna sytuacja, niż taka, że Isami jest leśnikiem XDDD
"Isami wydał ci się być czarujący i nie wyglądał raczej na niebezpiecznego gościa... prawda?" - ech więc jednak wracamy do punktu wyjścia tak, więc jednak... twój zdrowy rozsądek pojechał na wakacje? T^T
"którego przecież znałaś nie więcej niż pół godziny" - co by powiedziała na to twoja rodzina! Nie wstyd ci!? XD
OdpowiedzUsuń"W porządku? - zapytał" - zamarzam prawie na śmierć, czy to wydaje ci się w porządku?!
"- W porządku... - pokiwałaś głową." - … aha, brak mi słów D: czyli to, że prawie zamarzłaś jest okej? Podać ci numer do psychiatry złotko?
"Weź kąpiel." - dobry pomysł, zbijamy go swoim fałszowaniem, nawet psy od niego w okolicy padają, więc tym bardziej padnie jakiś przerośnięte ptaszysko!
"parującą wodą zaróżowioną" - różowa woda, tak? Sprawdź czy to nie kisiel lub galaretka, a nuż nie przygotował ci kąpieli tylko jakąś przystawkę, którą zje razem z tobą! XD
"Obrzuciłaś krzywym spojrzeniem swoje zmarnowane odbicie i z trudem powstrzymałaś się od żałosnego jęknięcia na widok tych chodzących siedmiu nieszczęść, w jakie się zamieniłaś." - cud, że samoistnie się nie rozwaliło na twój widok XDD Ale to źle, bo zawsze może coś z niego wypełznąć... i tym razem to nie będzie seksowny wąż! XD
"Nie mogłaś się już doczekać, żeby wygrzać kości w gorącej wodzie" - masz rację, nikt nie lubi zimnych posiłków, nawet przerośnięte kruki.
"- Dobrze widzieć, że już nie szczękasz zębami" - tu powinna się pojawić scenka jak z jakiegoś animu, że bohaterka z piskiem rzuca w bohatera czymkolwiek co ma pod ręką, w naszym przypadku to byłby ciuchy, i wrzeszczy: HENTAI!!! XDDD
"Czekaj, czekaj... chyba ty nie chcesz...?!" - nie rób tego o.o nie...
"Zdezorientowana, nie mogąc uwierzyć, że to ci się przydarzyło naprawdę obserwowałaś, jak mężczyzna bez wstydu zrzuca atłasowy szlafrok" - EEEEK! O/////O Isami why T^T czy ty też jesteś samobójcą? Kita! Wymyśl coś, Hyde nie może się o tym dowiedzieć ;_;
"możliwie jak najlepszych stosunkach" - phi, co się ograniczać, od razu zostań jego nałożnicą! XDD choć raczej... pewnie byś nie narzekała, chyba, że na zimno jakie by panowała na zewnątrz, gdybyś z nim została XDD
"co znajdywało się pod jej taflą" - a co? Jesteś syrenką? Wiesz, myślę, że przerośnięte kruki, nie żywią się przerośniętymi rybami XDDD
"A co? Źle ci tutaj?" - tak, zostawiłam moje koty, źle mi z tym T^T
"spąsowiał" - nie udawaj -.- a jak nam wskoczyłeś do wanny, to to już nie było zawstydzające, tak?
"Pod warunkiem" - że mogę wziąć swoje koty, a nuż was wytrzebią XDD Dobra, dobra! Żartowałam, tylko rozpuszczę plotkę, że nie żyję, by mój niedoszły maż mnie nie szukał, bo jak nas znajdzie, to będzie z tobą krucho, a byłby szkoda ^^
"Cóż... obserwowałem cię już od jakiegoś czasu..." - och, czyli widziałeś mój piękny, rzut szczupakiem w węża? I ten szaleńczy bieg? Na pewno wyglądałam zjawisko XDDD
O żyję XDDD Bravo ja, już 2/3!
"Czy ty wiesz w ogóle, z kim masz do czynienia?" - z przerośniętym krukiem? BO NA PEWN NI Z LEŚNIKIEM XDDD
Ah, czyli trucicielem? O ty gadzino przebrzydła! XD Tylko... na hu marnować na nas truciznę? Nie lepiej spożytkować ją na jakiś większych wrogów, bo teraz zatrułeś mięso, które niby miało wam posłużyć byście mogli przerwać zimę... trochę nieprzemyślana ta decyzja XDD
Ej... My zjedliśmy ludzkie mięso, na górze, na świętej górze, w zimę... Ojoj... Isami, spartoliłeś sprawę XD teraz nasze martwo ciało opęta duch Wendigo i będziesz miał jazdę bez trzymanki w tym swoim miasteczku XDDD Zemsta gnoju! XDDD
O to lece do ostatniej historii XD
Nie zostałaś kochanką Luvii to się wal xDD Nie będzie pomagał komuś, kogo nie kocha x''p
UsuńNi ma broni, jesteś bezbronną dziewuszką zdaną na łaskę i niełaskę youkai xDD
Ej, kurna, nie czepiaj się, co? Ja to bym bez namysłu wskoczyła Luvii do auta i polazła za Isamim, nawet gdyby ten wproadzał mnie to Tartaru x''DD Chociaż racja, Isamiemu daleko do leśnika, a bliżej do maniakalnego mordercy ^^''
Poza tym jesteś taka mądra, bo wiesz, czego mogłabyś się spodziewać po tytule, tagach etc. a w prawdziwym rzuciu to, co? Dobra, może ty i twój rozsądek nie poszlibyście za Isamim i Luvią, ale ja serio tak... więc pewnie dlatego prawie zawsze ginę w twoich grach ^^''''''
Kurna, nie przewidziałam, że możesz chcieć śpiewać w wannie >.< Było mnie uprzedzić! x''D
Fakt, przekaski to tylko na ciepło xD I oto nowe danie: człowiek na słodko! Ciepła dziwuszka podana w wannie kiślu! Bon apettit! ♥
Cicho, Hyde o niczym nie wie. W końcu czego oczy nie widzą temu sercu nie żal, nie? xp Jakby co będę cię kryć xD
Dobra, bierz koty, żeby nie było ci smutno C:
Isami wstydzi się uczuć, ale nie ma oporów co do fizycznej nagości - coś jak Karma ^^'' ale w końcu to przyrodni bracia, więc musza mieć coś wspólnego, nie?
A co do trucizny to działa ona na ludzi, ale nie na tengu! Szach-mat!
Tak, Isami obserwował cię uważnie, widział twój popisowy rzut szczupakiem i to właśnie dlatego się w tobie zakochał xDD
~Kita-pon
Cz.3
OdpowiedzUsuń"kiedy niespodziewanie na swojej drodze natknęłaś się na szczupłego mężczyznę w tradycyjnym stroju, który przechadzał się wśród padających płatków śniegu z niewielką, bambusową parasolką." - no nie, kolejny? T^T Jak nie kruk, to kto teraz? Został tylko ON!
"A co jeśli to męska prostytutka?" - ja wiem, że Aryu czasem przypomina takową, no ale weź, tak nieładnie oceniać książkę po okładce! XD
"W takim razie dzięki wielkiej Dakini!" - przeczytałam bikini... XDDD Wiesz Aryu, w innym wymiarze pracował w sklepie... To musi być znak, bo wtedy udało mi się ciebie poderwać! XDD
"Co tu robisz o takiej porze i to w dodatku w taką pogodę, aniołku? - zdumiał się." - a nic wielkiego. Rzucam rybami w węże, potem robiłam maraton po lesie, przez moment myślałam, że napotkałam leśnika, ale to było tylko jakieś przerośnięte ptaszysko. Przez co musiałam uciekać, bo chyba nie spodobało mu się to, że jestem silną i niezależną kobietą, on nie lubił niesubordynacji : P
"Grunt, żeby się ogrzać i trochę odpocząć!" - i nie zostać wytaplana w kiślu.
"- Widzę, że ktoś tu przestrzega etykiety" - nie, ja tylko pinionzka znalazłam XDD
"Już dawno nie miałaś okazji byś w świątyni shinto, więc postanowiłaś skorzystać ze swojego szczęścia w nieszczęściu oraz zwrócić się ze swoimi życzeniami do bogów, prosząc ich o łut szczęścia, które mogłoby ci w końcu zacząć dopisywać" - no tobie to szczególnie się przyda, w mojej nowej grze na Halloween XDD
"pogłaskał cię po głowie niczym małą dziewczynkę" - okej, to było urocze. Ja chcę jeszcze raz! *^*
"Martwi mnie stosunek młodych osób do naszej rodzimej religii" - no, mnie też martwi, to, że już nie praktykuje się dziadów, teraz tylko te komercyjne święto Wszystkich Świętych! XD
"leżał tylko jeden futon" - o nie... no i się zaczyna XD
"zarumienić na myśl, że będziesz dzielić z nim łóżko" - no przynajmniej my mamy na tyle przyzwoitości, by się zarumienić, nie to co Isami XD
OdpowiedzUsuń"którym możesz po "koleżeńsku" dzielić łóżko bez żadnych podtekstów seksualnych." - kochanie, na pewno ci uwierzymy w to "po koleżeńsku", ja wiem jakie są najskrytsze marzenia : D
"...albo i nie." - do boju kocico! XD
"- Em... Aryu...?" - coś ci wystaje XDDD
"a ty wskazałaś na srebrzyście połyskującą w świetle kitę, która wystawała spod pół jego tradycyjnego stroju." - o zgadłam! XDD tylko to nie było to co miałam na myśli XDDD
"- To jakiś cosplay?" - ta wypowiedź wydaję się tak nierealna XDD, że aż ją wybiorę XDD
"Powiedzmy, że szerzenie chorób i nieszczęść już mi się znudziło" - no masz szczęście, po też byś oberwał rybą XD albo gorzej... królikiem od Luvii! Specjalnie bym się po niego wróciła i po rybę, dostałbyś podwójnie! XD A nawet potrójnie, po ściągnęłabym tu Luvię i nim też bym w ciebie rzuciła XDDD Jestem wampirem, więc spokojnie go udźwignę : D
"nie zatrzymać cię dla siebie" - niestety musiałbyś się podzielić, mam jeszcze narzeczonego XD i paru kochanków XD
"po czym zaczynając się przebierając, zupełnie nie przyjmując się przy tym twoją obecnością" - ech, kolejny, coś panowie lubią się przy nas rozbierać XDDD
Hokus pokus, czary mary, twoja stara, to twój stary XDD i tyle w temacie, jedyne prawilne zaklęcie XD
3/3 i kto tu jest miszczem? XD
No... Isami niby jak gwałciciel się zachowywał, ale przynajmniej tego nie rozbił, tylko prawilnie utopił T^T No i jeszcze zaraził, aż mi się Outlasy II przypomniał XD Ty gnojku XD
"Nogitsune" - te, lisku, gdzie twój Stiles? XD
Dobra teraz małe podsumowanie, bawiłam się świetnie, szczególnie u Luvii i rzut szczupakiem, króliś i takie tam XDDD Co do moich podejrzeń, więc u Luvii, od razu podejrzałam, że może być wężem, dzięki naszym rozmową, po pisałaś, że nie wyobrażasz go sobie inaczej. Isami, no on trochę narobił mi problemów, przez tą odporność na zimno podejrzałam na początku Wendigo, albo tengu, jednak postawiłam na ptaszora. No i Aryu, jak mi już powiedziałaś, że tym razem nie jest pająkiem to miałam wręcz pewność, że lisem! Ha zgadłam wszystkich, nie dość, że jestem dobra w przetrwaniu, to i w pamiętaniu rozmów XDDD
Małe podsumowanie. Podobało mi się bardzo XD Szczególnie to z Luvią, rzut szczupakiem i króliś <3 Co do moich podejrzeń, Luvia jako waż, mówiłaś, ze nie wyobrażasz go sobie jako lisa, więc zostałam przy wężu, to samo Aryu, nie syrenka, to lisio XD U Isamiego prze chwilę się zastanowiłam, czy aby nie mógł być własnie Wendigo, ale postawiłam na Tengu. Ha, nie dość, ze przeżyłam, to zgadłam wszystkich! XDD
Także standardowo. Śle pozdrowienia z Silent Hill, gdzie szukam radia i zabijam potwory szczupakiem, wraz z mym nieodłącznym towarzyszem. Ogromnym królikiem!
Ej, ja wcale nie sugoerowałam, że Aryu wygląda jak meska prostytutka! Chodziło mi tylko o to, gdzie stał, a ty zaraz... ^^''
UsuńChwalmy bikini! xDDD Tak, to zapewne również dzięki bikini udało ci się poderwać Aryu poprzednim razem xp
Co masz do kąpieli w kiślu? Ja to bym tam spróbowała xD Zdaje mi się, że MiA kiedyś powiedział, że chciałby wziąć kąpiel w budyniu, a ja bym z wielką chęcią do niego dołączyła xp
Faktycznie, też jestem zdania, że powinniśmy wrócić do praktykowania Dziadów C:
Nie mów "O nie, zaczyna się (...)", bo to przecież wiadome, że elementy romansu muszą się pojawić. Na tym to polega. Nie moja wina, że masz już narzeczonego i w dodatku go zdradzasz ^^''
"Coś ci wystaje"???!! x''DDD Ty ZUA kobieto! Tak, wystawał mu - OGON mu wystawał... a nawet dziewięć xp
A lubią panowie paradować półnago/nago, bo mają i co pokazywać, a dziewczyny mają, na co popatrzeć, więc nikt nie narzeka x'"D
Dobra, ty jesteś miszczem, a ja żyję tylko dlatego, że Kai wciąż mnie wskrzesza po każdym zgonie u ciebie ^^'' No co ja poradzę? Ma się ten naturalny talent do przyciągania kłopotów i dziwiaków (serio, w realu mam z tym czasem kłopot >.<)
Cieszę się, że ci się podobało i mam nadzieję, że jeszcze jakoś uda mi się namówić cię do napisania czegoś podobnego przed tegorocznym Halloween ^^''
~Kita-pon