Mini-seria "Pan i sługa" Kai x Nihit (Killaneth)

No mimo wszystko to ja chyba w ostatnim czasie biję jakieś rekordy "płodności", jeśli chodzi o strefę blogów yaoi, co? C'': Post za postem, a oneshoty rosną do rozmiarów mini-serii - i się mnożą! (pączkują chyba xD)

PRZEDMOWA:
NIE OMIJAJ PRZEDMOWY, BO CIĘ KARA BOSKA SPOTKA!
...ALBO RACZEJ SZATAŃSKA!
...ALBO W SUMIE TO WHATEVER... C'':

Dobra, przemowa jest taka, że to opowiadanie w jakiś sposób mi się podoba (szok, konsternacja, niedowierzanie - w końcu jakaś odmiana, co? x'"D No, ale co zrobić, jest Kai, są demony [SPOJLER~!], to jest i miłość Kity-pon ♥). Z tej racji miło by było, gdybym mogła uzyskać pod tą publikacją jakiś szeroko rozumiany odzew czytelników (bardzo ładnie proszę) ^^
POWOŁUJĘ SIĘ NA MOC 116 OBSERWATORÓW, KTÓRYM UDZIELAM PRAWA GŁOSU - KOMENTUJCIE! ~(^-^)~ (duck time, sorry ^^'')
Odbija mi? No, może troszeczkę... C'':
Tak swoją drogą to przebiłam już Salomona xp Jest was więcej niż duchów Goecji xD Tak, zdaję sobie sprawę, że może nie wszyscy z obserwatorów wciąż czytają tego bloga albo w ogóle istnieją w sieci, ale cóż... Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Salomon też utrzymywał jakieś stałe, bliższe kontakty ze wszystkimi swoimi demonami (/.-)'' No co? Wtedy nie było telefonów i facebooka, więc facet miał utrudnione zadanie xD

To jest dopiero część pierwsza, a części pierwsze i prologi zazwyczaj mają to do siebie, że są bardziej wprowadzające i informujące niżby pełne akcji i przewrotów, więc jeśli komuś wciąż będzie mało wybuchów, trzęsień ziemi i fal tsunami, to wyjaśnię, że takowych rzeczy więcej będzie w następnej części/częściach. Więc apeluję, żeby się nie zrażać po pierwszych dwóch wersach - jeśli wciąż będziesz mogła oderwać wzrok od ekranu i mój wymyślony świat z miejsca cię nie urzeknie, to po prostu daj mu drugą szansę C: Obiecuję, że druga część będzie bardziej intrygująca :D
Z takich bardziej technicznych spraw to wyjaśnię, że nie mogłam inaczej podzielić pracy na rozdziały, bo w przeciwnym wypadku od razu za dużo bym zdradziła i tekst na końcu nie pozostawiłby czytelnikowi pewnych pytań. A tego przecież nie chcemy, prawda? ^^
Ilość rozdziałów (2 lub 3) zależy właściwie od odzewu pod opowiadaniem. Już w całości skończyłam tę mini-serię, ale sama się przyznam, że zastanawiam się nad machnięciem trochę bardziej rozbudowanego zakończenia. Jeżeli będziecie zainteresowane, to oczywiście zdecyduję się na 3 części, a jeśli nie, to zostawię wszystko tak jak jest i prawdopodobnie zamkniemy się w 2.

Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu - tak samo jak moje wyobrażenie Kaia x''D

A tak jeszcze btw. to ta część jest krótsza niż następna, więc tam będzie już nad czym się zasępić; będzie to już taka nieco dłuższa lektura na nudną podróż w autobusie albo posiadówkę w kibelku... albo co tam jeszcze sobie życzycie ^^''

Nie przedłużając dłużej, endżoj!:


Tytuł: „Pan i sługa”
Tytuł alternatywny: „Król i demon”
Paring: Kai x Nihit (Killaneth) [gościnnie występuje Mia z Mejibray]
Typ: mini-seria
Część: 1/ 2 lub 3, jeszcze się nie zdecydowałam ^^’’
Gatunek: fantasy
Beta: -

Kiedy urodzisz się w niewielkim kraju między co najmniej trzema wielkimi państwami ościennymi, to zdecydowanie możesz mówić o pechu. Sąsiedzi z łatwością, a co więcej z lubością ignorowali fakt, iż prowadząc wojnę z jednym krajem, najeżdżali na terytoria drugiego. Żołnierze palili, gwałcili i plądrowali. Prości mieszkańcy tracili dorobek całego życia, dach nad głową, a zdarzało się, że i nawet samo życie… właściwie bez powodu. Z tej racji moi rodzice dokładali wszelkich starań, aby możliwie jak najbardziej odciążyć swój lud. Mieli przez to wiele zobowiązań, które odciskały swoje piętno na całej rodzinie.
Ano tak… Zapomniałem wspomnieć o tym drobnym fakcie, iż nie byłem jedną z ofiar sytuacji, którą opisałem powyżej. Pech, jakim zostałem naznaczony w chwili przyjścia na świat właśnie w tym, a nie innym kraju, niwelował fakt, iż należałem do rodziny królewskiej. Szczerze powiedziawszy to nigdy nie spotkałem się z żadną tragedią twarzą w twarz. Niczego w życiu mi nie brakowało – jedzenia, luksusów, czasu wolnego… Jako książę, a w dodatku ten młodszy z dwójki synów pary królewskiej, miałem wszystkiego pod dostatkiem. Przez pierwsze kilkanaście lat życia jedynie spacerowałem po pałacowych korytarzach, uczyłem się grać na różnych instrumentach wraz z bratem, malowałem, pokazywałem się na oficjalnych paradach i machałem przesadnie wolnym i wyniosłym ruchem ręki do poddanych z okna karety.
Tak, w gruncie rzeczy nie robiłem nic…
…do czasu.
Tak jak już wspomniałem, moi rodzice zmuszeni byli do zawiązywania mnóstwa układów z władcami państw ościennych, aby zapewnić poddanym jako-takie spokojne życie i dobrobyt. Niestety, kiedy nie dysponuje się potężną armią czy terenami ważnymi ze względów na mieszczące się tam surowce naturalne, ciężko o respekt. Z tej racji moi rodzice musieli znaleźć jakieś inne wyjście z patowej sytuacji… chociaż, jakby się tak zastanowić, to wcale nie oni to zapoczątkowali, a podobna „tradycja” w naszej rodzinie była kontynuowana już od pokoleń, choć nie mówiło się o tym głośno. Zazwyczaj para królewska posyłała jedno ze swoich dzieci odpowiedniej płci na obcy dwór, gdzie miało odbyć się ustawiane małżeństwo. Fakt, iż członek naszej rodziny stawał się również częścią rodziny władającej sąsiednim państwem sprawiał, że nasza ojczyzna nie musiała obawiać się najazdów czy wybuchu wojny. Wszak własnej rodziny się nie atakuje. Nawet jeśli czasami jest to tak naprawdę siódma woda po kisielu.
Mój starszy brat, Mia, dwa tygodnie temu został właśnie posłany na obcy dwór, co było równoznaczne z tym, że miałem się już z nim nigdy więcej nie zobaczyć. Przyjąłem tę wiadomość straszliwie źle. Mia był przy mnie, odkąd sięgałem pamięcią. Spędzał ze mną cały swój czas, dlatego nawet nie potrzebowałem mamki czy później opiekunki, kiedy byłem mały. Brat był jedynym członkiem rodziny, z którym czułem rodzinną więź. Zawsze się mną opiekował, bawił się ze mną, uczył… zaraził mnie nawet swoją pasją do muzyki, przez co często razem grywaliśmy. Naszym popisowym numerem był występ na cztery ręce na fortepianie podczas oficjalnych wernisaży wydawanych na cześć polityków i konsulów przybyłych z obcych krajów. A teraz nagle go zabrakło.
Nawet się ze mną nie pożegnał. Mało tego, nawet mi o niczym nie powiedział! Z tej racji przez ostatnie dni, które spędził w naszym rodzinnym pałacu, żyłem w słodkiej nieświadomości faktu, iż lada moment miałem na dobre stracić brata. Z jednej strony rozumiałem jego pobudki. Nie chciał mi nic mówić, gdyż wiedział, że będę odciągał go od tego pomysłu, że będę rozpaczał, a w ostateczności mogę nawet porwać się na coś głupiego. Zapewne chciał zapisać sobie w pamięci obraz uśmiechającego się młodszego braciszka, a nie szalejącego z niepokoju dzieciaka, który łamie wszelkie zasady dobrego wychowania. Nie pożegnał się, gdyż pożegnanie byłoby dla niego zbyt trudne. Nie zostawił nawet listu czy choćby szczątkowej informacji. Po prostu zniknął.
Dopiero jedna z moich prywatnych guwernantek wyjaśniła mi, co się stało, zanim zdążyłem przewrócić całe królestwo do góry nogami. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że go porwano, ale do tego nie pasowała nadzwyczaj obojętna reakcja moich rodziców, którzy jakby udawali, że nic się nie stało. Guwernerka wyjaśniła mi także, że tak naprawdę to ja miałem być tym z naszej dwójki, który miał zostać posłany na obcy dwór, podczas gdy Mia miał sprawować rządy tutaj, na miejscu. Cały plan jednak szlag trafił, kiedy przyszła wiadomość o gotowej do zamążpójścia księżniczce z sąsiedniego państwa. Wielce dama była starsza ode mnie i nie życzyła sobie mieć za męża „małolata”. Z tej racji, żeby utrzymać pokój, pojechać musiał Mia.
Opłakiwałem nie tylko zniknięcia brata, ale także jego fatalną sytuację. Nie wątpiłem w to, że z pewnością nie przyjmą go na obcym dworze z otwartymi ramionami. Mój brat doskonale znał języki obce, jednak już na zawsze miał pozostać tym „z zewnątrz”, któremu nie do końca można było ufać. Z pewnością nie znajdzie tam odpowiedniego szacunku, z którym powinno się go traktować. Nie znajdzie także miłości w małżeństwie aranżowanym z politycznych pobudek. A co najgorsze w tym wszystkim, w razie konfliktu z sąsiadami, będzie pierwszą osobą w kolejce do likwidacji, gdyż bezzwłocznie z pewnością zostanie posądzony o szpiegowanie. Oczywiście będzie to nieprawdą i nie będzie ku temu żadnych dowodów, ale i tak przyjdzie mu za to zapłacić życiem, które od teraz będzie prowadził w wiecznym stresie i poniżeniu.
Wściekłem się na rodziców, którzy do załatwiania spraw politycznych używali swoich dzieci. Czułem się zdradzony. Nie podejrzewałem, że któryś z nas zostanie kiedyś odprawiony. Naiwnie liczyłem, że fakt, iż nie garnąłem się do władzy i uznałem brata za mojego władcę pozwoli nam w zgodzie żyć w jednym królestwie. On miał zostać królem, a ja pozostać księciem aż do końca. Nie przeszkadzałby mi taki porządek rzeczy. Wspierałbym brata tak, jakbym tylko potrafił bez żywienia do niego urazy. Naprawdę nie zależało mi na koronie i berle. Wiedziałem, jak wielka odpowiedzialność się z tym wiązała i wolałem od tego stronić. Chciałem żyć w państwie kierowanym przez brata. Nie doczekałem się jednak tak wspaniałych czasów.
Wściekłem się na rodziców również za ich słabość. Uciekali się do tak żałosnych posunięć właściwie po to, żeby nie przestać istnieć. W mojej opinii powinni zawiązać sojusz z dwojgiem z sąsiadów i napaść na trzeciego, podzielić się terytoriami i wpływami. Potem utrzymać koalicję tylko z jednym z państw ościennych, z tym silniejszym i napaść na kolejne z nich. Stłumić rewolty, bunty i pucze, przyłączyć nowe terany, urosnąć jako potęga militarna. Wtedy pozostałyby już na mapie tylko dwa sąsiadujące ze sobą państwa – nasze oraz to jedno obce. Z jednym potencjalnym wrogiem było łatwiej utrzymać dobre stosunki niż z trzema na raz. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że to wszystko było takie piękne i proste tylko w teorii, a znacznie gorzej było z wprowadzeniem planu w działanie, ale… Och, na litość boską, nie mogłem wybaczyć im tej słabości! Tego, że nawet nie próbowali znaleźć innych rozwiązań tylko od razu kładli uszy po sobie i podporządkowywali się innym! Tego, że popełniali dokładnie te same błędy, co poprzednie pokolenia i nic z nich nie wyciągali! Tego, że cała moja rodzina była taka słaba, a więc podobne sytuacje miały już miejsce wielokrotnie w przeszłości!
Przestałem być już dumny z tego, że należałem do tej właśnie rodziny królewskiej…
Dopiero po dwóch tygodniach odważyłem się wejść do pokoju brata. Od jego wyjazdu, który odbył się w wielkiej tajemnicy w środku nocy, zabroniłem komukolwiek tam wchodzić, a więc wszystko pozostało tak, jak w chwili, kiedy wychodził stąd Mia. O dziwo nie było tu wcale schludnie i czysto, a więc tak jak zazwyczaj. Ogromne okno było niedokładnie zasłonięte na wpół zerwaną z karnisza, ciężką kotarą. Pościel na wielkim łożu była zmięta i skopana. Drzwi szafy i kilka szuflad było otwartych. Wystawały z nich pojedyncze rękawy lub nogawki ubrań, co naprowadziło mnie na myśl, iż Mia musiał pakować się w wielkim pośpiechu. Na zamkniętej klapie fortepianu oraz podłodze walały się kartki z nutami. Na biurku zalegały opasłe tomiszcza poustawiane w chwiejne wieże. Niektóre były otwarte, inne nawet poniszczone. Powydzierane stronice zaścielały blat i krzesło. Książki walały się również na podłodze. W biblioteczce brakowało wielu pozycji, jednak już po samej ilości książek z łatwością mogłem ocenić, iż nie wszystkie należały do prywatnego zbioru brata. Część z nich musiał przynieść z pałacowej biblioteki lub nawet biblioteki uniwersyteckiej w centrum miasta. Wyrwane strony z książek, zapiski brata i kartki w pięciolinie mieszały się ze sobą na podłodze. Na blacie biurka stały jakieś dziwne przyrządy, które przypominały nieco szkło laboratoryjne. Znalazłem także kilka kawałków kredy, węgla, różnych kamieni, w tym również kamieni szlachetnych oraz metali. Moją uwagę przykuły dyski wykonane najprawdopodobniej ze srebra, złota i rtęci, które przypominały ogromnych rozmiarów przyciski do papieru. W powietrzu unosił się kurz i swąd palonego drewna. To było naprawdę dziwne…
Wiedziony instynktem odrzuciłem zalegający na podłodze dywan z długim włosiem. Pod nim skrywał się wypalony w parkiecie symbol, którego znaczenia nie mogłem odgadnąć. Nie wyglądał na żaden herb rodzinny ani symbol państwowy. Był bardzo skomplikowany. W jego wnętrzu znajdywały się jakby zapiski w obcym języku w nieznanym mi alfabecie. Przeszły mnie dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Nagle uświadomiłem sobie, że mimo wszystko mogło okazać się, że tak naprawdę zupełnie nie znałem własnego brata. Nigdy wcześniej nie posądziłbym tego eterycznego młodzieńca o coś podobnego…
Wtem drzwi otworzyły się z rozmachem. Z przestrachu aż podskoczyłem w miejscu. Odwróciłem się, spoglądając gniewnie na jedną ze służek, która weszła bez pukania do książęcej komnaty.
- Och, książę! – zakryła dłonią usta, które uchyliła ze zdziwienia. – Ja… ja… - dukała. – Przepraszam! Nie wiedziałam, że książę tu jest! Kazano mi tu posprzątać! – wytłumaczyła się, kłaniając mi się niemal w pas.
- Wybaczam – mruknąłem burkliwie. – A teraz odejdź – odprawiłem ją. – I niech nikt więcej tutaj nie wchodzi. Wszystko ma tu zostać tak, jak jest – zastrzegłem.
- Oczywiście książę! Oczywiście! – zakrzyknęła. – Przekaże całej służbie twoje słowa! – obiecała i szybko wycofała się z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałem pod własne nogi, orientując się, że nadepnąłem na wypalony w podłodze znak. Przezornie z powrotem zakryłem go dywanem. Kręciłem się bez celu po komnacie jeszcze przez jakiś czas. W końcu zdecydowałem się wziąć z biurka ulubiony, srebrny pierścień brata, aby mieć po nim jakąś pamiątkę. Zabrałem ze sobą także jeden z intrygujących dysków, aby później w spokoju móc mu się dokładnie przyjrzeć. Zamierzałem dowiedzieć się, czym w istocie był i w jakim celu używał go Mia. Chciałem dowiedzieć się, czym parał się mój brat i o czym mi nie mówił – a przede wszystkim, dlaczego nic mi o tym nie mówił…

***

Po zajęciach z szermierki byłem zmęczony, ale i w jakiś sposób także nieco uspokojony. Podczas treningu wyżyłem się fizycznie, więc czułem się odrobinę lżej. Wciąż nie mogłem jeszcze powiedzieć, żebym pogodził się ze stratą brata, ale przynajmniej już mnie tak nie nosiło.
Wykończony opadłem na własne łóżko i westchnąłem ciężko. Na zewnętrz było już ciemno. Odkąd Mia wyjechał, zacząłem absolutnie izolować się od wszystkich, a więc nie pozwalałem nawet służbie pomagać sobie podczas porannej i wieczornej toalety. Z tej racji ubierałem, myłem się oraz kładłem się spać sam. Nie zasłaniałem zasłon, dzięki czemu codziennie budziłem się wraz z nadejściem świtu, a w nocy mogłem jeszcze przez chwilę popodziwiać rozgwieżdżone niebo.
Wykąpany już i przebrany siedziałem w ciemności przez dłuższą chwilę bez ruchu, aż w końcu zdecydowałem, że rozmyślanie i rozpamiętywanie nie jest dobrym lekarstwem na ranę powstałą po zniknięciu brata. Westchnąłem raz jeszcze i wpełzłem pod kołdrę, próbując usnąć. Dziś miało mi się to udać nadzwyczaj szybko, gdyż byłem naprawdę zmęczony po porządnym treningu.
Zaczynałem dopiero przysypiać, kiedy nagle w mojej komnacie rozbłysło światło. Przestraszony momentalnie zerwałem się do siadu, szukając źródła srebrzystego, oślepiającego promienia. Ze zgrozą stwierdziłem, że musiało znajdować się ono właśnie w moim pokoju, a nie gdzieś na zewnątrz. Moje serce przyspieszyło. W powietrzu dało się wyczuć swąd palonego drewna.
- O cholera! – rozległ się wrzask, a zaraz potem usłyszałem głuchy odgłos, jakby ktoś zwalił się na podłogę. Światło tak samo niespodziewanie zgasło, jak i się pojawiło. – Szlag by to! Idioto, mówiłem ci, żebyś nie kład sigili w takich miejscach! – usłyszałem oburzony głos, który z pewnością należał do mężczyzny. – Porąbało cię?! Chcesz mnie połamać?! – prychnął z wyrzutem.
Zmrużyłem oczy, próbując przyjrzeć się właścicielowi głosu w ciemności. Dostrzegłem postać, która powoli gramoliła się z podłogi na równe nogi. Nie mogłem zlustrować nieproszonego gościa zbyt dobrze, dlatego też na pierwszy rzut oka udało mi się jedynie zauważyć, że był to wysoki, szczupły mężczyzna o długich, najpewniej ciemnych włosach. Moje serce w piersi wciąż galopowało dziko. Głos uwiązł mi w gardle, tak, że nawet zapomniałem o krzyczeniu na pomoc. Kim on był? Czyżby porywaczem? A może szpiegiem wysłanym z obcego dworu, na który udał się Mia?
Nie, chwila, stop… Na skrytobójcę zachowywał się zdecydowanie za głośno. Ponad to był zbyt gadatliwy. Odzywał się niepotrzebnie i zwracał się do mnie w luźny, może nawet nieco niegrzeczny sposób, co sugerowało, jakoby poczuwał się mi równym. Kim on jednak był, żeby tak myśleć? I jak w ogóle się tu dostał? Przecież teren pałacu był strzeżony przez rycerzy, a ten nie dość, że zjawił się jakby znikąd, to nigdzie nie było słychać żadnych odgłosów towarzyszących zamieszaniu. Najwidoczniej nikt nawet nie podejrzewał, że intruz wtargnął na królewską posesję.
- Co jest? Zaniemówiłeś? – ponownie rozległ się męski, lekko nosowy głos. Mężczyzna wywindował się do pozycji stojącej i ruszył w moim kierunku, na co ja odruchowo odsunąłem się w tyłu na materacu. – Boisz się mnie? Od kiedy? – zaśmiał się i pstryknął palcami, przez co świeczki w stojącym w pobliżu łóżka świeczniku na wysokiej nodze zapłonęły. – Ej, nie jesteś Mia… - zauważył, marszcząc brwi. – Blond włosy i niebieskie oczy się zgadzają, masz podobne rysy twarzy, ale z pewnością nim nie jesteś… - nachylił się nade mną. – Niemożliwe! To ty jesteś mały Ni? – zapytał rozbawiony.
W słabym blasku świec mogłem lepiej przyjrzeć się swojemu rozmówcy. Tak jak już zauważyłem wcześniej, był to wysoki, szczupły mężczyzna ubrany w fikuśny, skórzany strój. Składały się na niego długie, czarne spodnie z paskiem o ciężkiej, srebrnej sprzączce oraz krótka kurtka w tym samym kolorze, która sięgała jedynie wysokości jego żeber. Spod narzuconego jakby niedbale ubrania wyglądała jasna skóra na bladej piersi i brzuchu, na którym ładnie rysowały się krzywizny mięśni. Brzuch skośnie przecinał czarny, materiałowy pas, który przytraczał do jego pasa niewielką torbę. Tuż pod prawym obojczykiem malowała się rzymska czwórka, która z pewnością nie została wymalowana jedynie ciemną farbą lub tanim, kupieckim barwnikiem. Jego szyję ciasno oplatał czarny rzemyk z metalową, sczerniałą ze starości miniaturką słońca w postaci zawieszki. Długie, czarne włosy spływały gęsto kaskadami na szczupłe ramiona. Na jedno z nich opadało także kilka stalowo-szarych pasm. Odgarnięte do tyłu włosy eksponowały ucho o nienaturalnym dla człowieka, spiczastym kształcie. Wąskie, czarne usta rozciągały się w chytrym uśmieszku. Intensywnie zielone, niemal świecące w ciemności oczy lustrowały mnie czujnie, jednak nie nazbyt chłodno z czarnej oprawy długich, gęstych baldachimów rzęs i sinych obwódek powstałych zapewne w skutek niewyspania. Pod nimi z kolei malowały się dwa bliźniacze znaki, które były swoimi odbiciami lustrzanymi i przypominały odwróconą, kanciastą literę „j”. Tuż nad nasadą niewielkiego, delikatnie spłaszczonego nosa widniał symbol odwróconego krzyża.
- „Mały Ni”? – powtórzyłem, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
- Nihit, tak? – upewnił się. – Młodszy brat Mii?
- Zgadza się – przytaknąłem niepewnie.
- No, to przynajmniej kwestię podobieństwa mamy załatwioną… - mruknął do siebie. – Ale dlaczego to ty mnie wezwałeś? Skoro nie zrobił tego Mia, to znaczy, że… - urwał. – Mia już wyjechał? – zapytał, unosząc brwi w zdziwieniu.
Zareagowałem podobnie. Byłem zszokowany faktem, że ktoś poza rodziną królewską wiedział o tym, co stało się z moim bratem. Przecież ja sam do niedawna nic nie wiedziałem! Nie byłem pewien czy aby na pewno mogłem potwierdzić tę informację. W końcu wciąż nie wiedziałem, kim był mężczyzna stojący przede mną i jakim cudem znalazł się w mojej komnacie.
- Kim jesteś? – zapytałem w końcu. – Jesteś przyjacielem Mii?
- No… - przeciągnął. – Chyba można tak powiedzieć – wzruszył ramionami. – A teraz sprawdźmy czy faktycznie jesteś tak błyskotliwy, jak to zarzekał się twój brat – zachichotał. – Przyjrzyj mi się i sam spróbuj zgadnąć, kim jestem – uśmiechnął się bezczelnie.
Obrzuciłem nieznajomego spojrzeniem raz jeszcze. Na usta cisnęło mi się tylko jedno określenie, jednak nie chciałem wypowiedzieć go na głos. Po pierwsze byłoby to dość sporym nietaktem z mojej strony, a po drugie to nie mogła być prawda…
- Kim jesteś? – powtórzyłem. – Chcę znać twoje imię. Odpowiadaj, jak cię pyta ktoś z wyższego stanu! – zażądałem ostro.
- Uu… - zawył i zarechotał paskudnie. – Całe szczęście ja nie podlegam pod twoje rządy – rozłożył bezradnie ręce.
- Nawet jeśli nie należysz do mojego ludu to…
- Nie należę do twojego gatunku – sprostował, wcinając mi się w zdanie.
- Co proszę? – wydusiłem z siebie z trudem.
- Spójrz na mnie jeszcze raz i powiedz głośno pierwsze słowo, które przychodzi ci do głowy – dalej brnął w tą głupkowatą gierkę.
A prawdą było, że pierwszym słowem, które przychodziło mi na myśl było „demon”.
Demon.
- Twoje imię? – zapytałem i, o zgrozo, zauważyłem, że mój głos załamał się nieznacznie, co zdradzało moją słabość.
- Kai – przedstawił się, na co ja jedynie uniosłem jedną brew w niedowierzaniu. – A co, spodziewałeś się czegoś bardziej dramatycznego? – fuknął. – Czegoś w rodzaju „umrzesz-w-męczarniach” albo „zbeszczeszczę-twoją-duszę”? – przewrócił oczyma. Nie odpowiedziałem na zadane pytanie.
- Jak się tu dostałeś? – próbowałem zachować spokój.
- Jak to „jak”? – Kai wykonał nieokreślony ruch dłonią. – Przez sigil – wskazał na dysk odlany prawdopodobnie ze srebra. – Najpierw sam się do mnie dobijałeś, a teraz pytasz się, jak tutaj wszedłem? – zdziwił się.
- Że niby jak sam się do ciebie dobijałem? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu, zapominając już nawet o tym, aby skarcić go za ton, jakim się do mnie odzywał.
- Stanąłeś w pentagramie, więc myślałem, że to coś ważnego, dlatego zjawiłem się najszybciej jak mogłem – westchnął. – Chociaż z drugiej strony myślałem, że to Mia… - założył ręce na piersi. – Ty o niczym kompletnie nie wiesz, co? – fuknął.
- No… - zająknąłem się. – Niekoniecznie… - przyznałem niechętnie.
- W takim razie na dzisiaj zapamiętaj tylko tyle, że demony zazwyczaj przemieszczają się albo przez pentagram, na który musiałeś nadepnąć przez nieostrożność w pokoju swojego brata, albo przez sigil, inaczej mówiąc personalną pieczęć – sapnął ciężko poirytowany, że musi mi to wszystko tłumaczyć. – Zapamiętaj też, że są to sposoby, którymi posługują się DEMONY, nie ludzie! – zaznaczył. – Niech ci tylko nie przyjdzie do głowy coś głupiego! – ostrzegł. – Jak na przykład stawanie w pentagramie… - wywrócił oczyma. – Takie rzeczy możesz robić tylko w prawdziwych sytuacjach kryzysowych, kiedy się pali, wali albo co tam jeszcze dramatycznego sobie wymyślisz – machnął lekceważąco ręką. – Rozumiesz? – upewnił się.
- Rozumiem… - przytaknąłem. Brunet skinął mi głową. – Chwila… - mruknąłem. – Skoro stawanie w pentagramie wskazuje na sytuację kryzysową, to dlaczego ty pojawiłeś się dopiero po kilku godzinach? Przecież myślałeś, że Mia ma kłopoty czy nie tak?
- Wyobraź sobie, że mam też swoje życie i swoje problemy – burknął, pochmurniejąc. – Nie jestem twoim sługą, który tylko czeka na twoje wezwanie – zacisnął gniewnie szczęki.
- Ale sytuacja kryzysowa…
- Byłem zajęty – warknął głośniej i dobitniej, ucinając temat. – Dobra, skoro to już wszystko, a ja jak ten ostatni idiota zjawiłem się tutaj po nic, to może już sobie pójdę – z krzywą miną obrócił się na pięcie, kierując w stronę biurka, gdzie leżał sigil.
- Zaczekaj! – zawołałem, szybko wyplątując się z pościeli. – Proszę! – dodałem, widząc, że demon trzyma już w rękach metalową pieczęć.
- Szybko się ukorzyłeś – uśmiechnął się półgębkiem. – Szybciej niż Mia – przypomniał sobie. Kai posłusznie zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Chcę wiedzieć więcej o Mii – wyjaśniłem, stając naprzeciw niego. – Chcę wiedzieć, co robił i dlaczego – oświadczyłem. – Do tego jednak potrzebuję kogoś, kto mi to wszystko wyjaśni i opowie, jak to było z moim bratem. Pomożesz mi? – zapytałem z nadzieją.
- A co ja będę miał z tego układu? – zapytał chytrze.
- Mogę cię dobrze wynagrodzić…
- Nie chcę złota ze skarbca twojego państwa – prychnął. – Chcę czegoś od ciebie – wyszczerzył się zwycięsko. – Co TY możesz mi zaoferować w zamian za moją pomoc? Jak bardzo zależy ci, żeby poznać brata? Ile jesteś w stanie dla niego poświęcić? – przekrzywił ciekawsko głowę, przyglądając mi się z zainteresowaniem.
- Ja… - zająknąłem się.
Nie chciał złota, kamieni szlachetnych, kosztownej biżuterii i ubrań, zaszczytnych tytułów… Chciał czegoś bezpośrednio ode mnie… Więc w zasadzie czego? Co ja sam, bez powoływania się na rodzinny majątek i status, mogłem mu zaoferować?
- Prosisz mnie o pomoc, a nie masz nawet, co zaoferować mi w zamian? – prychnął. – Żałosne… - zaśmiał się pod nosem. – Rozumiem jednak, że tym pytaniem mogłem cię trochę zaskoczyć. W końcu jesteś księciem, który przywykł do tego, że wszyscy spełniają jego zachcianki bez szemrania – wzruszył ramionami. – I tak jestem szczerze zdziwiony, że wciąż potrafisz o coś poprosić, a nie tylko rozkazywać – skinął mi głową jakby z uznaniem. – Nie śpiesz się. Mam czas – rozłożył ręce, jakby chciał mnie przytulić. – Dobrze zastanów się nad tym, co możesz mi dać – jego uśmiech pogłębił się. – Kiedy już będziesz miał przygotowaną jakąś propozycję, zapukaj do mnie – zaśmiał się. – Wtedy porozmawiamy o tym czy twoja oferta jest warta mojego zachodu – uśmiechnął się drapieżnie.
W tym momencie właśnie zdałem sobie sprawę, że pertraktowałem z demonem…

***

Przejrzałem zapiski brata w poszukiwaniu wskazówki, czym też mógł zadowolić się demon. Niestety, pojedyncze strony, które udało mi się znaleźć nie zawierały zbyt przydatnych treści. Zazwyczaj dotyczyły one przebiegów reakcji chemicznych lub zawierały wskazówki, jak w najodpowiedniejszy sposób powinno oczyszczać się metale, aby później odlać z nich sigil… Podejrzewałem, że Mia zabrał większość swoich notatek ze sobą, aby nikt nie posądził go o paranie się alchemią czy, co gorsza, o konszachty z diabłami. To, co udało mi się znaleźć, to zapewne jedyne pojedyncze kartki, które wypadły z jego notatnika przez pośpiech i przypadek.
Sięgnąłem również po literaturę, którą posiłkował się mój brat. Tam jednak także nie znalazłem nic przydatnego. Mało tego, naczytałem się bzdet o demonach z rogami, ogonami i kopytami lub racicami, które zachowywały się niczym dzikie, pozbawione rozumu bestie. Opis ten jednak nijak nie pasował do Kaia, a więc wnioskowałem, że informacje mówiące o tym, iż z takowym delikwentem targować się nie dało, również nie pokrywały się z prawdą. Znalazłem kilka przestróg dotyczących nawiązywania kontaktów z istotami potępionymi. Z grubsza treści książek powtarzały się, a więc ich przekaz był podobny pomimo zastosowania różnego słownictwa. Koniec końców wszyscy radzili, żeby trzymać się od demonów jak najdalej, zwiewać na ich widok i ewentualnie odganiać się od nich krucyfiksem lub wodą święconą. Całe rozdziały poświęcone zostały różnorakim technikom odpędzania się od natręta nie z tego świata, jednak nikt ani słowem nie wspominał o tym, co należało zrobić, kiedy komuś zależało na zbrataniu się z nim. Demony były przedstawiane jako kwintesencja zła, bólu, cierpienia i bezmózgiej rządzy zabijania. Z tego wynikało, że spoufalać się z nimi mógł tylko skończony idiota lub desperat.
Co ja mu mogłem zaoferować bezpośrednio od siebie? Nic nie przychodziło mi do głowy… Nawet do końca nie rozumiałem, co oznaczać miało to „ode mnie”. Byłem księciem i czerpałem z tego faktu pewne przywileje. Utożsamiałem się z moją pozycją, a więc fakt, iż mogłem mu zaoferować wynagrodzenie w moim mniemaniu wychodził bezpośrednio „ode mnie”. W jakim sensie mogłem inaczej to rozumieć? Miałem mu zaproponować własną nogę czy rękę?
Westchnąłem podenerwowany i zirytowany. Nie mogłem nic wymyślić. W końcu w akcie desperacji, nie będąc do końca pewnym, co tak na dobrą sprawę robię, przyklęknąłem na jedno kolano niedaleko pentagramu wypalonego na podłodze w pokoju brata i zapukałem w drewniany, zniszczony parkiet. Nie wiedziałem, jak przyzywa się demony. W książkach też nie znalazłem opisu żadnego rytuału czy czegoś podobnego. Te opisywały tylko sytuacje, co zrobić, kiedy demon już się pojawił, a ty chcesz się go koniecznie pozbyć. Wiedziałem tylko, że z pewnością nie powinienem już przekraczać linii pentagramu. Zdecydowałem się niemalże kulturalnie zapukać za sprawą jego ostatnich słów: „Kiedy będziesz miał już przygotowaną jakąś propozycję, zapukaj do mnie.”.
Po krótkiej chwili symbol rozjarzył się słabym, fioletowym blaskiem. W pomieszczeniu zaczęło robić się duszno od szarego dymu cuchnącego spalenizną. W krótkim czasie komnata była już pełna gryzącego dymu, przez co moja widoczność została mocno ograniczona. Głośne tupnięcie uświadomiło mnie jednak w tym, że ktoś pojawił się w pokoju. Niemal na oślep, krztusząc się i kaszląc, dotarłem do okna i otworzyłem ja na oścież.
- Co się stało?! – wydusiłem z siebie z trudem, rozpoznając znajomą, teraz niewyraźną sylwetkę demona w siwych obłokach dymu.
Brunet również kaszlał paskudnie. Czym prędzej wydostał się w zadymionego epicentrum i stanął koło mnie przy oknie. Wychylił się przez nie i niemal spazmatycznie łapał powietrza w płuca. Miał załzawione oczy. Kilka pojedynczych łez spłynęło po jego policzkach, kiedy mężczyzna zanosił się kaszlem, jednak, co ciekawe, zauważyłem, że znaki wymalowane na jego twarzy nie rozmazywały się. To było coś więcej niż tylko fantazyjny makijaż…
- Co się stało?! – powtórzyłem pytanie. – Skąd tu tyle dymu? Czy to normalne podczas przejścia przez pentagram? – dopytywałem.
- Nie – wycharczał ciężko.
- Więc co się stało?! – nie ustępowałem.
- Spaliłem obiad… - przyznał się niechętnie. - Dobra, mniejsza o to – machnął lekceważąco ręką. – Namyśliłeś się już? – zapytał. – Trochę ci to zajęło… - zauważył.
- Właściwie… - zająknąłem się. – I tak, i nie – rozłożyłem ręce. Kai podniósł jedną brew, niemo nakazując mi rozwinięcie tej myśli. – Nie wiem, czego mógłbyś ode mnie oczekiwać – wyznałem. – Nie znam twoich pobudek, więc nie wiem, co mogłoby cię zadowolić i usatysfakcjonować – próbowałem się usprawiedliwić. – Więc… Więc może jest coś, czego mógłbyś ode mnie chcieć? Jakaś konkretna rzecz, którą mógłbym ci dać? – zapytałem niepewnie.
- A więc dalej nie masz mi nic do zaoferowania, a teraz w dodatku jeszcze pytasz mnie samego, czego mógłbym chcieć? – prychnął. – Idziesz na łatwiznę – skrzywił się nieznacznie.
- Minęły już trzy dni! – westchnąłem ciężko. – Przejrzałem to wszystko – wskazałem na książki i zapiski zajmujące blat biurka i podłogę – i nic tu nie znalazłem. Nic, co mogłoby mnie w jakiś sposób nakierować na to, czego mógłby oczekiwać ode mnie pertraktujący demon ani nic, co przybliżyłoby mnie do brata – podniosłem głos, co zdradzało jak emocjonalnie podchodziłem do tej sprawy. – Nie chcę więcej tracić bezczynnie czasu! Postaw sprawę jasno, to może jakoś się dogadamy! – zażądałem.
- No dyplomatą to ty nie będziesz… - skwitował kwaśno i zaśmiał się pod nosem. – Właściwie… - zamyślił się na moment. – Nie chcę niczego od ciebie – wzruszył ramionami. – Nie jesteś mi do niczego potrzebny, mały Ni – uśmiechnął się paskudnie, zwracając się do mnie w ten niegodny sposób.
- Skoro niczego ode mnie nie chcesz, to jak niby miałem znaleźć rzecz, którą mógłbym ci dać w zamian za informacje o Mii? – zapytałem, ignorując jego jawną zaczepkę. Nie było sensu wszczynać kłótni podczas tych i tak wystarczająco fatalnych negocjacji.
- Nie wiem – wzruszył obojętnie ramionami. – Liczyłem, że zabłyśniesz geniuszem i zaoferujesz mi coś kuszącego… - mruknął pod nosem.
- A czego chciałeś od Mii? Co on ci zaoferował?
- Nic – brunet usiadł na szerokim parapecie i założył ręce na piersi. Jego postawa wskazywała na to, że był znudzony tą rozmową.
- Jak to „nic”? – zdenerwowałem się. – Mam rozumieć, że „od tak sobie” odwiedzałeś go i pomagałeś mu… - zaciąłem się. - …w czymkolwiek potrzebował pomocy? – parsknąłem.
- Nie – zaprzeczył. – Spotkaliśmy się przypadkiem – rzucił oschle. – Zainteresował mnie ten dzieciak, więc po prostu wpadałem do niego od czasu do czasu na herbatę, ciasteczka i sprawdzić, jak sobie radzi – przewrócił oczyma. – Czasem coś mu tam podpowiedziałem… - oparł czoło o zimy mur. – I to tyle w temacie. Nie byłem z nim w żaden sposób związany – wyjaśnił.
- Więc odwiedzałeś go ze względu na badania, które prowadził, tak? To one cię interesowały? – dopytywałem.
- Jeśli chcesz to tak nazwać… - mruknął.
- Nie powiesz mi, czego one dotyczyły, prawda? – zapytałem, żeby się upewnić. Demon w odpowiedzi wyszczerzył się paskudnie.
- Wtedy wyjawiłbym ci już większą część sekretu Mii – rozłożył ręce. – Poza tym… to mogłoby być dla ciebie trochę bolesne… – na przekór jego słowom jego uśmiech pogłębił się. Przełknąłem rosnącą mi gulę w gardle. Zachodziłem w głowę, co też aż tak ciekawego mógł robić mój brat, że zainteresował się nim nawet potępieniec…
- Mia parał się czarną magią? – zadawałem jedno pytanie za drugim.
- Powiedzmy, że traktował ją jako alternatywne źródło rozwiązań – odparł wymijająco. – Ostatecznie jednak nieskuteczne, jak widzę. Cóż… na niektóre problemy nawet magia nic nie pomoże – westchnął.
- Jak się spotkaliście?
- Przypadkiem – powtórzył.
- Jak można spotkać demona przypadkiem? – niedowierzałem.
- Wyobraź sobie, że mam prawo chodzić po tej planecie tak samo jak i ty – przewrócił oczyma. – O ile mnie pamięć nie myli to zauważyłem go po raz pierwszy na jakimś targu, jak kupował dość niecodzienne przedmioty opatulony w chusty i łachmany od stóp do głów, żeby nikt go nie poznał – uśmiechnął się półgębkiem.
- Masz na myśli przedmioty tego pokroju? – wskazałem na dziwaczne szkło laboratoryjne z kolorowymi odczynnikami, które wciąż spoczywały na spodzie powykręcanych fiolek, rurek i kolb.
- Możliwe… - skinął mi głową. Przez chwilę między nami panowała cisza. – I tak już całkiem sporo ci powiedziałem – zauważył nieco burkliwie.
- Czy istnieje jakaś szansa na to, że się dogadamy? – zapytałem z nadzieją. – Proszę, potrzebuję twojej pomocy… - jęknąłem niemal błagalnie. Brunet nie przejął się tym jednak za bardzo, gdyż zsunął się ze swojego siedziska i niespiesznym krokiem ruszył z powrotem w stronę pentagramu. – Proszę, Kai! – zawołałem, łapiąc go za rękę i zatrzymując w miejscu. Demon spojrzał na mnie zdziwiony. – Mia jak dotąd był niemal dla mnie całym światem! A teraz to wszystko, w czym żyłem przez te lata, zawaliło się i okazało się być kłamstwem… lub przynajmniej nie do końca prawdą… - zagryzłem wewnętrzną stronę policzka. – Nie znałem brata, który mnie wychowywał… - spuściłem wzrok.
- Jesteś zdesperowany – stwierdził. – A ja nie lubię desperatów – skrzywił się malowniczo. – Ludzie zdesperowani zazwyczaj popełniają straszliwe głupoty… - mruknął jakby bardziej do siebie. – Nie wezmę takiego kłopotu na własną głowę – prychnął. Pomimo mojego oporu postąpił kolejny krok do przodu, ale zaraz z powrotem go unieruchomiłem, tym razem zastępując mu drogę.
- Dobra, może i jestem zdesperowany – przyznałem. – Może i będę robił głupoty… ale czy ty właśnie na tym nie skorzystasz? – próbowałem go do siebie przekonać. – Narobię głupstw, a ty zabawisz się moim kosztem i dostaniesz wszystko, czego będziesz chciał w zamian za kilka odpowiedzi! Czy to nie jest korzystny układ? – spojrzałem na niego niczym zbity szczeniak. Demon zamyślił się.
- Może nie będzie to jakaś ekscytująca przygoda… ale od biedy może okazać się przydatna – skwitował w końcu. – Więc ostatecznie w zamian za moją pomoc pozwalasz mi się wykorzystać w dowolny sposób? – uśmiechnął się szeroko.
- T-tak… - przytaknąłem niepewnie.
Już właśnie w tym momencie czułem, że zrobiłem jedną z największych głupot w swoim życiu, ale było za późno, żeby się wycofać. Co więcej, chciałem znać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nic więcej nie miało już znaczenia…
- Świetnie – brunet ucieszył się. – W takim razie zgadzam się na taki układ – wyciągnął w moją stronę zimną, bladą dłoń o długich palcach, z których każdy jeden zwieńczony był czarnym, długim i ostrym pazurem. – Umowa stoi? – upewnił się. Z wahaniem uścisnąłem jego rękę i skinąłem mu głową.
Będę tego żałował…

Z pewnością będę tego żałował… jak cholera.

CDN ~(^_^~)~(^_^)~(~^_^)~

17 komentarzy:

  1. Koniecznie zrób 3 części!!
    Opowiadanie wciągło mnie od samego początku i z niecierpliwością czekam na kolejne części c;
    Bardzo lubię motyw z demonami
    I przy okazji pozwolę sobie wspomnieć o Inkubie którego uwielbiam i do którego często wracam. Ostatnimi czasy natknęłam się na piosenkę The GazettE o tym samym tytule. Cóż nie wiedziałam że Ruskiego kusza demony ;) (tekst jest baaaardzo ciekawy XD)

    Mam nadzieję że Wena w najbliższym czasie cię nie opuści c:

    ~Ayako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się spodobało i to opowiadanie, i to o inkubie C: Jestem maniaczką, jeśli chodzi o takie tematy, więc uwielbiam pisać w podobnych klimatach ♥
      Właściwie to przypominając mi o tej piosence dałaś mi pewien zarys pomysłu na inne opowiadanie - dzięki za podpowiedź :D

      ~Kita-pon

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę bo ja też uwielbiam tą tematykę c:

      Usuń
  2. Po tytule już mi się podoba :D
    Lecę czytać dalej! Później napiszę jak się podobało ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał, jest to szczerze mówiąc co innego niż się spodziewałam, ale taki obrót spraw podoba mi się dużo bardziej :D
    Na początku było troszku smutno, ale jak Kai się pojawił to zrobiło się tak fanie fajno ^-^
    Trzecia część będzie doskonałym wyborem :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że w drugiej części będzie jeszcze fajniej, bo będzie więcej Kaia xD Cieszę się, że to opowiadanie przypadło ci do gustu i że chciałabyś przeczytać kontynuację w dłuższej wersji C:

      ~Kita-pon

      Usuń
  4. Aaaa skasowałam sobie cały komentarz T.T to zaczynając od początku. Kiedyś cię zamorduje za pisanie takich ciekawych opowiadań. Błagam nie czekaj na te 116 komentarzy tylko wstaw kolejną część najlepiej już teraz! ^^ zakochałam się w panu demonie i już się nie mogę doczekać na ciag dalszy tej zacnej historii. Oczywiście chętnie przeczytam 3 części

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból skasowanego komentarza albo komentarza, który się nie wstawił, bo zawalił internet... =.='' Uch, najbardziej boli, kiedy już wysmarujesz cały referat, rozpoczynając swoje retrospekcje od powstania dinozaurów a na współczesności kończąc, a tu nagle... bum! i nic nie ma ;_;
      Proszę o litość! Nie morduj mnie - mam kredyty i dzieci na utrzymaniu (tak naprawdę to nie ^^'')... ale mimo wszystko chciałabym przynajmniej dożyć opublikowania końca tej mini-serii xD
      Spokojnie, nie będę czekać aż na 116 komentarzy xp Cieszę się, że tak bardzo przypadł ci "mój" (dobra, niech będzie, że przyznam - Nihita T^T) demon ♥ Jego dalsze losy będą opisane w następnym już poście, więc nie powinnaś długo czekać C:

      ~Kita-pon

      Usuń
  5. Dobrze, że chociaż tutaj Kai nie robi za dziecko, któremu na chama trzeba wcisnąć spodnie XD Chyba bym tego nie przeżyła po raz kolejny.
    Szczerze powiedziawszy, to pochłonęłam to opowiadanie jak wczorajszą czekoladę, i nie wiem, czy lepszym rozwiązaniem byłyby trzy części... kusząca propozycja, ale rozumiesz, można bardziej przywiązać się do opowiadania... Zresztą, nieważne. Zrobisz, jak będziesz uważać ^^
    Ja w tym kontrakcie wyczuwam coś, od czego Nihiciątko będzie mieć ból dupy (interpretacja dowolna). Tak więc, czekam na ciąg dalszy. ^^
    - Kokyuu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kai robi gdzieś za dziecko bez spodni? O.o'' A gdzie, że się zapytam? Muszę to koniecznie sprawdzić xD W sumie sama mogłabym się zajmować takim "dzieckiem" i pomagać mu się ubierać... chociaż z drugiej strony, gdyby faktycznie był niepełnoletni to może bym sobie odpuściła - w końcu nie chciałabym zostać pozwana o moletowanie dzieci (/.-)''
      Cieszę się, że przypadła ci do gustu ta mini-seria C: Twoje stwierdzenie co do tyłka Nihita i kontraktu z demonem mnie rozwaliło xD Chociaż w sumie poniekąd jest prawdziwe... W końcu wszysty przestrzegali, żeni nie bratać się z kimś, kto ma wymalowany odwrócony krzyż na środku czoła, nie? x''p

      ~Kita-pon

      Usuń
  6. Ten tytuł mnie nieco zaniepokoił. ;;
    Ale czytam dalej... Oja. Oja. Oja.
    Diżaskrajstpornostar, jakie to supi! Borze, chcę tak bardzo kolejną część. Demony, pentagramy, ojaaa, kocham mocno. I przez swoje kindersatanistyczne zapędy fazuję na Kai'a - jak tu nie kochać kogoś, kto ma odwrócony krzyż na czole? :") Mia jako brat Nihita - jakie to idealne. XDDD
    Zawyłam ze śmiechu przy fragmencie o spalonym obiedzie. <3
    Chociaż, z przedmowy wynika, że to wymyślony świat, tak? Więc... Dobra, nie chciałam się niczego czepiać, ale... Symbole. Gryzie mi się to. Chyba, że Rzymianie i ich cyfry oraz chrześcijaństwo (wiesz, odganianie się od demonów wodą święconą i krzyże) zawędrowało i tu, wtedy spoko. ^^''
    Życzę weny i czekam na kolejną część. ;w;

    Wybacz, proszę, nieskładność i ''pokemoństwo'' wypowiedzi. :|

    ~Rozemocjonowana Sedżi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, tytuł może trochę kojarzyć się z jakimś BDMS i wykorzystywaniem sługi przez pana, ale... no, jak już sama wiesz w tym opowiadaniu nie o to chodzi x''D Nie lubię takich klimatów, więc u mnie raczej czegoś podobnego nie uświadczysz (chociaż kto wie, kobieta zmienną jest x''p).
      Widzę, że mamy te same zainteresowania ♥ Z tego samego powodu również fazują na Kaia - jest boski; tak, facet, który udaje demona i ma odwrócony krzyż na czole jest BOSKI xD taki sobie oksymoron ^^''
      Wiesz, co do miejsca to akurat nie uściśliłam go, nie wymyśliłam żadnej nazwy kraju czy miasta głównie ze względu na to, że mogłoby mnie to ograniczać w jakiś sposób. Mój pomysł zakładał, że Nihit musi koniecznie pochodzić z "pokrzywdzonego" kraju oblężonego przez mocarstwa, ale nie chciałam robić z niego księcia Watykanu czy San Marino x''D To by było wtedy dziwne =.='' Dlatego stwierdziłam, że zostawię miejsce akcji swoistą niewiadomą - krainą, która może istnieć w naszym świecie, która ma pewne cechy wspólne z rzeczywistością, jaką znamy, ale jednocześnie niekoniecznie faktycznie musi być z nią związana. W tym miejscu jest interpretacja dowolna C:
      Dziękuję za życzenia i komentarz ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałam się różnych rzeczy, ale nie czegoś takiego. Nie wiem, jak Ty wymyślasz tak świetne opowiadania. Jesteś genialna! Twoja wizja Kaia to złoto. W sumie to Nihit też jest ciekawy, a MiA mnie intryguje...
      Znając Cię, napiszesz trzy części. Albo i więcej. xd
      Mam tylko uwagę, co do cyfry rzymskiej pod obojczykiem naszego demona. To VI ( https://pp.vk.me/c633526/v633526064/30ec4/9lvTkKWQ2ZI.jpg ), więc jeszcze bardziej szatańsko. Hue hue.
      Zastanawiam się, czy w kolejnej części będzie takie sado-maso jakiego się spodziewam...

      Usuń
    2. Cieszę się, że moja wizja Kaia tak bardzo ci się spodobała ♥ Starałam się przedstawić go zgodnie z moimi wyobrażeniami najwierniej jak tylko potrafiłam :D
      Znając mnie i mój słowotok pewnie masz rację xD Z chęcią napisałabym całą "książkę" o tym albo mega-shota, ale cóż... muszę się trochę ograniczyć ze względu na ilość czekających w kolejce, niedokończonych opowiadań ^^'' W ogóle teraz miałam się nimi zająć i nie pisać nic nowego, ale... no siła wyższa, nie? Co ja zrobię, że Kai jest taki cudowny? </3
      Zdaję sobie sprawę, że tatuaż to VI, ale zmieniłam w opowiadaniu na IV ze względu na jej znaczenie - wątek z numerologią pociągnę w dalszych częściach C: Po prostu IV bardziej pasowała mi do fabuły x''D
      Jeśli chodzi o sado-maso to z miejsca mogę już zdradzić ci tajemnicę, że... raczej się go nie doczekasz ^^'' ani w tym opowiadaniu, ani w innym. Powodem tego jest fakt, iż nie przepadam za BDMS i mimo iż na co dzień sama jestem diabłem wcielonym, to jestem raczej zwolenniczką tulenia się na kanapie podczas udawania, że oglądamy jakiś film... Tak, wiem, trochę się to ze sobą gryzie, ale cóż... jak widać, pełna sprzeczności ze mnie osoba x''p

      ~Kita-pon

      Usuń
  8. Tak wchodzę dość często na tego bloga, bo kocham twój styl pisania, ale dopiero teraz komentuję, bo... bo tak, o!
    Doczekałam się polskiego fanfica o KILLANETH i to o Nihicie i Kai'm. Moje serce się raduje!
    W ogóle czytając zaczęłam słuchać "Apocrypha" i tak jakoś wizerunek Kai'a mi przypasował xD
    W ogóle "mały Ni" brzmi uroooczo >.<
    Nie umiem pisać komentarzy ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zdecydowałaś się wyjść ze sfery "ninja-czytelników", którzy nie pozostawiają po sobie żadnego śladu obecności ♥
      Wizerunek Kaia w opowiadaniu wzorowałam na jego wyglądzie właśnie z tego teledysku, więc... cóż, nie powinno być zbyt wiele rozbieżności xp
      Komentarzy nie trzeba "potrafić" pisać - je po prostu się pisze C: Są zaznaczeniem swojej obecności, faktu przeczytania danego tekstu i ewentualnym komunikatem zwrotnym dla autora (który w tym wypadku bardzo je sobie ceni ♥)
      Mam nadzieję, że będziesz odzywać się częściej :D

      ~Kita-pon

      Usuń