Tytuł: „Stalker: Dlaczego tak trudno wyrwać barmana?”
Paring: Luvia (Canival) x Kai (Killaneth)
Typ: oneshot
Gatunek: obyczajowe, komedia (?)
Beta: -
Wszedłem do baru, a właściwie niezłej speluny,
gdzie przychodziłem co weekend tylko po to, aby popatrzeć na przystojnego
barmana. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o kruczoczarnych, długich włosach poprzetykanych
śnieżnobiałymi pasmami. Jedne z pasm jego włosów były dłuższe, inne krótsze, co
w efekcie składało się na niesymetryczną, alternatywną fryzurę, która nadawała
mu pazura. Z najniższych sekcji włosów zostały zaplecione cieniutkie
warkoczyki.
Brunet zwykle nosił mocny, ciemny makijaż i
dwukolorowe soczewki – dziś postawił na niemalże białą oraz czerwoną. Jego
alabastrowa, niepoznaczona żadnymi niedoskonałościami twarz lśniła w sztucznym,
klubowym świetle niczym gładka tafla lodu. Dodatkowego charakteru dodawały mu
kolczyki, których zarówno w uszach, jak i w twarzy miał wiele. W samych ustach
doliczyłem się czterech, plus jeszcze ten w brodzie… Tak, zastanawiałem się
jakie to uczucie całować osobę, która ewidentnie stała się fanem piercingu.
Musiałem kiedyś koniecznie spróbować…
Luźna, czarna bluza okrywała jego smukłe ciało.
Niemniej, głęboki dekolt oraz podkasane aż do łokci rękawy ukazywały zdobiące
go, prawdopodobnie jedne z najpiękniejszych, jakie w życiu widziałem tatuaże.
Miał ich naprawdę sporo. Z tego, co udało mi się zorientować, miał wytatuowane
obie ręce oraz większą część klatki piersiowej.
Cudo, po prostu cudo… Chodzące bóstwo, na które
rzuciłbym się z miejsca, gdybym tylko mógł… Gdyby tylko nie było tu tak wielu
ludzi i nie oddzielał nas od siebie wysoki kontuar baru.
Barman skinął na moją pustą już szklankę. Nie
odezwał się ani słowem, mimo iż lecąca w tle muzyka była na tyle cicha, iż
pozwalała na komfortowe prowadzenie rozmowy. Żałowałem, że się nie odezwał.
Chciałem w końcu poznać jego głos, gdyż jak na razie nie miałem ku temu okazji.
W odpowiedzi również skinąłem mu głową i popchnąłem
naczynie w jego stronę. Mężczyzna napełnił szklankę moim ulubionym alkoholem i
podał mi ją z powrotem. W geście podziękowania znów jedynie skinąłem mu głową.
I tak było zawsze. Jeden drugiemu tylko kiwał głową. Nie podobało mi się to.
Chciałem to jakoś zmienić. Wszak czasem udawało mi się zauważyć, jak wdawał się
w jakąś przelotną rozmowę z innymi bywalcami klubu. Wydawało się, że w jakiś
sposób byłem o to zazdrosny, gdyż ze mną nigdy nie rozmawiał i nie przejawiał
żadnej inicjatywy, aby to zmienić. Intensywnie myślałem nad tematem, który
mógłby nam pomóc nawiązać choćby przelotną znajomość, jednak nie mogłem znaleźć
żadnych słów, które w tej chwili nie zabrzmiałyby głupio lub desperacko. Upiłem
łyk napoju, jednak bursztynowy alkohol nie sprzyjał zintensyfikowanym procesom
myślenia.
A może by tak zrobić jakieś zamieszanie? Przyjść do
baru razem z pitbulem Nihita i spuścić go ze smyczy? Ludzie by pouciekali, a ja
wtedy miałbym okazję do zostania na moment z barmanem sam na sam. Mógłbym
chwycić chłopaka w szoku i wyciągnąć go na zewnątrz, a potem… no nie wiem, zgwałcić
za śmietnikiem? Bo nawet w takiej nierealnej sytuacji zapewne nie udałoby mi
się wyciągnąć z niego nic oprócz: „dziękuję” i „ale to było dziwne/straszne”… a
przynajmniej nie udałoby mi się zapewne usłyszeć nic innego bez naciskania. A
przecież chciałem, żeby to wszystko wyglądało naturalnie. Cholera, dlaczego
podrywanie barmanów musiało być takie trudne? Dużo łatwiej było poderwać
zwyczajnego klubowicza… po prostu dosiadasz się, stawiasz kolejkę, pytasz o
imię i gotowe. A z barmanem? Przecież on jest w pracy. Nie przyszedł się tutaj
odprężyć i ewentualnie kogoś poznać. Co więcej, nie mógł przecież pić, więc nie
mogłem mu nic postawić… Zresztą, jak mógłbym nawet to co? Miałbym zapłacić mu
za drinka, którego sam musiałby sobie zrobić? Trochę kiepsko…
I wtem dostałem olśnienia! Nie, chwila… To głupie,
niedorzeczne i niebezpieczne… Ale w zasadzie co mi szkodzi? Najwyżej przyjdzie
mi zapłacić za zniszczenia i posiedzieć sobie trochę w areszcie. Od tego się
jeszcze nie umiera, nie?
Nim dotarłem po raz drugi do dna szklanki, wstałem
i skierowałem się do toalety. Ktoś rzygał w jednej z kabin, ktoś inny usnął z
głową w pisuarze… Czyli jakby nie patrzeć, świadków, którzy mogliby podać mój
rysopis jako sprawcy, właściwie nie było wcale. Wzruszyłem ramionami sam do
siebie. Wszedłem do najbliższej kabiny i zamknąłem drzwi. Wygrzebałem z
kieszeni bluzy niewielką petardę, którą zabrałem dzisiaj rano na próbie 39. Serio,
ten chłopak był albo porypany, albo miał zdolności przepowiadania przyszłości,
gdyż zawsze znosił do studia jakieś dziwne, niebezpieczne rzeczy… które potem
okazywały się być przydatne i użyteczne. Dziwne, co?
Stanąłem nieruchomo i przez dłuższą chwilę
wpatrywałem się w stojącą w klozecie wodę, w glazurę zaciągniętą kamieniem i
zastanawiałem się czy to aby na pewno dobry pomysł. Może jednak nie powinienem
tego robić? Czy byłem aż tak zdesperowany? A może byłem już kompletnie pijany i
mi odwaliło?
Dobra, raz koziego…
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem
jednego między wargi, odpalając go. Zaciągnąłem się szarym dymem, aby uspokoić
się nieco. Zaraz potem odpaliłem ląd petardy i jakby nigdy nic ostrożnie
umieściłem ją na desce klozetowej. Wyszedłem z kabiny, a następnie z toalety.
Zdążyłem nawet wspiąć się po kilku schodkach, które prowadziły do obniżonego
korytarza z toaletami z parkietu do tańca. Kiedy stanąłem już na drewnianej,
lakierowanej, choć mocno już podniszczonej podłodze za mną rozległ się
ogłuszający huk. Wszyscy jak na komendę podskoczyli na swoich siedzeniach,
rozmowy ucichły. Klubowicze patrzyli na siebie nawzajem wytrzeszczając oczy. Ja
w tym czasie jednym łykiem dopiłem zawartość swojej szklanki.
- Co się stało? – w końcu ktoś zadał pytanie, na
które tak czekałem.
Niepewni, choć wiedzieni ciekawością imprezowicze
ruszyli powoli w stronę toalet, aby dowiedzieć się, co było przyczyną wybuchu.
Na całe moje nieszczęście nie wszyscy ruszyli się ze swoich miejsc. Wszak nie
wszyscy byli już w stanie to zrobić.
Drugi barman ruszył żwawiej, aby ocenić
zniszczenia. Ten, którym byłem zainteresowany otrzymał polecenie zostania za
kontuarem i obserwowania gości. Na przekór wszystkim ciekawskim ruszyłem w
stronę baru. Zasiadłem na swoim starym miejscu i podsunąłem chłopakowi puste
naczynie.
- Jeszcze raz to samo poproszę – odezwałem się w
końcu. Mężczyzna ściągnął brwi, ale ostatecznie bez słowa nalał mi alkoholu i
zwrócił szklankę. – Dziękuję – uśmiechnąłem się, starając wyglądać w miarę przyzwoicie
i niewinnie. – Wiesz… Obsługujesz mnie już od dłuższego czasu, a ja nawet nie
znam twojego imienia. Źle mi z tym jakoś – zaśmiałem się nieco spięty.
- Luvia – przedstawił się i zaraz uciekł
spojrzeniem w bok.
Oprócz nas przy kontuarze nie było już nikogo
przytomnego, więc nie miał komu serwować drinków, nie mógł zająć się rozmową z
kimś innym. To działało na moją korzyść, gdyż miałem dziwne wrażenie, że
barmanowi gadka ze mną była wyjątkowo nie w smak. Czułem, jakby chciał jak
najszybciej ode mnie zwiać…
- Jestem Kai – przedstawiłem się, a ten nawet na
mnie nie spojrzał. Niemniej, fakt, iż byliśmy niemal sami sprawiał, że nie
czułem się już tak skrępowany i skoro miałem już okazję się do niego odezwać,
to zamierzałem wykorzystać ją do cna. – Już wcześniej zwróciłem uwagę na twoje
tatuaże – paplałem jak najęty. – Bardzo mi się podobają – barman tylko spojrzał
na mnie spod byka. Obciągnął rękawy, chowając wytatuowane przedramiona. Nawet
nie zareagował zwykłym „dziękuję” na komplement. Kurde, co on taki płochliwy? –
Sam mam kilka tatuaży, ale w przyszłości chciałbym zrobić następne –
postanowiłem ciągnąć temat, udając, że jego zachowanie wcale mnie nie
zaskoczyło. – Może powiedziałbyś mi, gdzie ty robiłeś swoje? Widać, że
znalazłeś prawdziwego artystę – uśmiechnąłem się na zachętę.
- …mój brat… - usłyszałem tylko ciche burknięcie.
- Co proszę? – uniosłem brwi.
- Mój brat je zrobił – odezwał się oschle.
Jak na razie to była najdłuższa wypowiedź, na jaką
udało mi się go naciągnąć. Wyglądał na wyjątkowo niechętnego do prowadzenia
rozmów. Niemniej, właśnie dzięki temu krótkiemu zdaniu udało mi się dostrzec,
iż brunet miał rozcięty język. Na ten widok aż zadrżałem z podniecenia.
Pragnąłem go coraz bardziej, wręcz chorobliwie i nie mogłem się opanować!
Kurde, a może to ten temat mu nie pasował?...
- Mogę zapytać, ile masz lat? – spróbowałem zmienić
nieco tor naszej rozmowy.
Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę
intensywnie, zupełnie tak, jakbym dopiero co zdzielił go po głowie. W jego
oczach dostrzegłem niezrozumienie, strach i zdziwienie. Ej, przecież zapytałem
tylko o wiek! Dobra, rozumiem, że może kobiet nie powinno pytać się o ilość
wiosen, ale jego chyba mogę, nie? Wpatrywał się we mnie zaskoczony, jakbym
zapytał co najmniej o jego ulubioną pozycję seksualną i ilość osób, z którymi w
ten sposób się kochał, a nie o coś tak zwyczajnego jak wiek…
Swoją drogą, to niezadane wciąż przeze mnie pytanie
było o wiele bardziej nurtujące i kiedyś musiałem poznać na nie odpowiedź… a
przynajmniej na jego pierwszą część…
- Po co tu przychodzisz? – warknął w końcu po kilku
minutach.
- Jak to „po co”? – zdziwiłem się zarówno jego
pytaniem, jak i tonem, którego użył. –
To chyba oczywiste, w jakim celu przychodzi się do klubu, prawda? – rozłożyłem
ręce.
- Tak, ale dlaczego przychodzisz właśnie tutaj? –
zdenerwowany trzasnął ręką w blat. Oho, czyżbym go nieświadomie czymś uraził,
że pałał do mnie tak jawną niechęcią? – Możesz chodzić do innych barów… -
mruknął nieco ciszej.
- Wypraszasz mnie? – zdziwiłem się.
- Nie… Znaczy… nie mogę, ale… - plątał się we
własnych słowach.
- Nie mogę, ale bardzo bym chciał, co? –
parsknąłem, na co ten znów spojrzał na mnie w przestrachu. Czyżby obawiał się,
że doniosę jego koledze po fachu lub, co gorsza, samemu menagerowi lokalu o tym,
jak nieuprzejmych pracowników tu mają?
- Luvia! – doszedł nas krzyk drugiego barmana z
toalet. – Dzwoń po właściciela! Ktoś wysadził kibel!
Brunet zamrugał kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w
słowa kolegi. Mogłem założyć się, iż pomyślał, że ktoś wyciął popisowego orła
na śliskich kafelkach, że w przypływie żądzy mordu przedmiotów nieożywionych
ktoś wyrwał pisuar ze ściany, ale z pewnością nie spodziewał się, iż ktoś mógł
wysadzić muszlę klozetową. Tak, to była oryginalna zagrywka z mojej strony.
Dobra, teraz będzie dochodzenie, kto, jak i
dlaczego to zrobił. Czas było się zmywać.
Westchnąłem i zsunąłem się z siedziska, kładąc
zapłatę na barze. Poprawiłem ubranie i już szykowałem się do wyjścia, kiedy
nagle usłyszałem:
- Nie powiedziałem ci, że musisz wychodzić –
zauważył barman.
- Ale dobitnie to zasugerowałeś – zaśmiałem się
niewesoło pod nosem. – Nie chcę się z tobą kłócić – wzruszyłem ramionami, kiedy
ten już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Nie chciałem być nachalny. Wszak w
ten sposób mógłbym go do siebie tylko jeszcze bardziej zrazić. – Nie będę ci
utrudniał pracy – machnąłem w minimalistycznym geście pożegnania. – Na razie!
Wyszedłem z lokalu i złapałem taryfę, zanim
właściciel klubu zdążył się zjawić. Cóż, przypuszczałem, że w najbliższym
czasie wstęp do tego miejsca będzie dla mnie niedozwolony. Obawiałem się nieco,
że mimo wszystko ktoś mógłby połączyć fakty i zorientować się, że to była moja
sprawka. Nie mogłem się tam teraz pokazywać. Nie zamierzałem głupio kusić losu.
Lepiej było, żebym znalazł sobie jakieś inne gniazdko…
Poza tym Luvia ewidentnie mnie odpychał, mimo iż
ledwo zdążyłem mu się przedstawić. Gdybym od razu wrócił, z pewnością znów
zdenerwowałby się na mnie, choć nawet nie wiem za co. Może powinienem wrócić za
jakieś dwa-trzy tygodnie z bukietem róż na przeprosiny? Tylko na dobrą sprawą
na przeprosiny za co? Za oddychanie? Za pojawienie się w klubie, w którym
pracuje? Nie rozumiałem ani jego, ani tej sytuacji…
Musiałem przyznać, iż byłem rozczarowany. Postawa
chłopaka pozostawiała dużo do życzenia, a poza tym porwałem się na coś
niesamowicie głupiego tylko po to, żeby przekonać się, iż ten pałał do mnie
jakąś nieuzasadnioną nienawiścią. Cholera, nawet upić mi się nie udało… Przez
to wszystko w drodze powrotnej do domu musiałem jeszcze wstąpić do sklepu
nocnego i zaopatrzyć się w jakieś piwo…
Westchnąłem ciężko i opadłem już na kanapę we
własnym salonie. Tyle dobrego z tego, że przynajmniej nie wyjechałem z klubu
radiowozem. Niemniej, postawa bruneta wciąż nie dawała mi spokoju. Dla innych
nie wydawał się być taki szorstki. Słuchał pijackich historii i sprośnych
żartów, kiwał głową z politowaniem i dolewał alkoholu wszystkim dookoła… z
wyjątkiem mnie. No co ja mu takiego zrobiłem?
Z tą nierozwiązaną zagadką oraz puszką piwa w ręku,
zasnąłem.
***
Obudziłem się obolały dopiero gdzieś w okolicach
południa. Wypiłem jeszcze jedno piwo zanim zdecydowałem się podnieść. W końcu
jednak musiałem się dźwignąć z sofy, gdyż pęcherz wymuszał na mnie wizytę w
toalecie. Przy okazji zmyłem także resztki wczorajszego makijażu, wziąłem
prysznic i ogarnąłem się, doprowadzając do stanu używalności raz jeszcze.
Stanąłem przed lustrem w samym ręczniku i uważnie przyjrzałem się swojemu
odbiciu. No co było ze mną nie tak? Co mu się takiego we mnie nie podobało?
Ubrałem się i zjadłem śniadanie. Odczytałem
wiadomość od Nihita, który przypominał mi o dzisiejszym występie. No tak, w tym
uniesieniu miłosnym czy raczej zwyczajnym pożądaniu jeszcze gotów byłbym
zapomnieć o koncercie… Chociaż nie. W zasadzie to tylko dzięki niemu zaczynałem
pracę dzisiaj tak późno, przez co mogłem się spokojnie wyspać i zachowywać jak
typowy kloszard. Byłem tak wdzięczny temu występowi, iż nie musiałem zrywać się
z łóżka bladym świtem i jechać do studia, że po prostu nie byłem w stanie o nim
zapomnieć.
Mój zespół miał wziąć udział w jednym z wielu
koncertów typu multi-man. Nasz występ zaczynał się dopiero o dwudziestej
pierwszej, więc mogłem pojawić się w klubie o osiemnastej. Wciąż miałem mnóstwo
czasu do zmarnowania.
Znudzony i rozdrażniony wczorajszą sytuacją
zdecydowałem się wyjść z mieszkania. Kręciłem się po okolicy bez celu aż w
końcu przystanąłem przed niewielką cukiernią. Wszedłem do środka i zamówiłem
kawę oraz coś słodkiego na poprawę humoru, a następnie zasiadłem przy jednym ze
stolików. Oparłem głowę na ręku i wbiłem kwaśne spojrzenie w przechodniów za
oknem.
Wtem doszedł mnie odgłos tłuczonej porcelany.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na kelnera, który właśnie zbierał skorupy
filiżanki i resztki ciasta, które najwyraźniej wypadły mu z ręki. Kiedy chłopak
podniósł spojrzenie, sam mało nie spadłem z krzesła.
- Co ty tu robisz? – zdziwiłem się, ściągając brwi
w niezrozumieniu. To jakiś żart czy co?
- Ja… - zająknął się nie przestając sprzątać. –
Pracuję… - mruknął. – Na dzienne zmiany… pracuję tutaj… - przyznał. – Przyniosę
nowe… - dukał nieskładnie, wskazując na resztki mojego zamówienia.
- Dobra, wiesz co? Nie musisz – podniosłem się z
siedzenia. – Wychodzę.
- Ale twoje pieniądze…
- Nie potrzebuję ich – przerwałem mu, jednak nim
zdążyłem zbliżyć się do drzwi, Luvia złapał mnie za nadgarstek.
- Proszę, nie wychodź – szepnął niemal błagalnie. –
Będę miał kłopoty… - spojrzał na mnie niczym zbity szczeniak.
Przeniosłem wzrok z jego przystojnej twarzy na
starszą kobietę, która stała przy kasie i najwyraźniej oceniała całą sytuację.
Zastanawiałem się czy była to właścicielka lokalu lub przynajmniej wyżej
ustawiona w hierarchii pracownica, która mogłaby donieść przełożonym o
niekompetencji chłopaka.
Westchnąłem raz jeszcze i z powrotem zająłem swoje
miejsce. Zastanawiałem się, dlaczego w ogóle go posłuchałem. On w końcu nie
zachował się zbyt uprzejmie ostatniej nocy… Może jednak powinienem wyjść z
trzaskiem drzwi? Skoro był dla mnie taki opryskliwy, to nie miał prawa prosić
mnie o nic. Jeśli nie mogłem narobić mu problemów w jednej pracy, to
przynajmniej mogłem utrudnić mu życie w drugiej. Logiczne nie? Oko za oko, ząb
za ząb, nerka za nerkę, prawda? Chwilę potem jednak uświadomiłem sobie,
dlaczego nie mogłem zachować się jak ostatni dupek, nawet jeśli mogłem znaleźć
ku temu jakieś malutkie, idiotyczne powody. Przecież Luvia mi się podobał. Nie
mogłem narobić mu kłopotów, skoro chciałem się z nim umówić lub przynajmniej
przespać. W jakiś irracjonalny sposób wciąż miałem nadzieję na zdobycie go, a
co najważniejsze, wciąż nie przeszła mi na to ochota. Był tak bardzo w moim
stylu…
Zaraz potem dostałem już nową kawę i ciasto.
Starsza kobieta zniknęła gdzieś na zapleczu, więc znów zostaliśmy sami. No
prawie… Zostaliśmy zostawieni sami sobie, gdyż wszyscy inni klienci zdążyli już
złożyć swoje zamówienia i się nimi nacieszyć. Póki co nie przychodził nikt
nowi. Inni kelnerzy sprzątali po wychodzących klientach, jeśli zachodziła taka
potrzeba, więc brunet mógł spędzić ze mną trochę czasu.
- Dziękuję… - mruknął. Nie odpowiedziałem. W ciszy
bawiłem się ciastem, krojąc je na coraz to mniejsze kawałeczki. – Przepraszam
też za to, co wczoraj powiedziałem… - dodał ze skruchą, jednak byłem nieugięty.
– Czy mogę ci jakoś wynagrodzić moje zachowanie? – zapytał.
„Bingo, kochasiu! O to właśnie chodziło!” –
wykrzyknąłem uradowany w myślach, jednak nie dałem poznać po sobie swojego
entuzjazmu. Utrzymałem maskę obojętności.
- Umów się ze mną – rzuciłem lekko, nie spuszczając
z niego spojrzenia. Chłopak wytrzeszczył
oczy. – Na randkę – dodałem bezpośrednio. Luvia nie mógł wydusić z siebie ani
słowa. – Umów się ze mną albo będę się dąsał – uśmiechnąłem się chytrze, na co
zakłopotany brunet podrapał się w nieporadnym geście po głowie. – Umów się ze
mną - nalegałem.
***
- Ej, no ale dlaczego nie? – jęczałem, goniąc za
chłopakiem w tłumie płynącym z podziemi miasta. – Co ci szkodzi? Przecież to
tylko jeden wieczór… - dogoniłem go w końcu i złapałem za rękę, żeby ten mi nie
zwiał.
Chociaż… jakby nie patrzeć to i tak już znałem jego
adres, więc nawet gdyby mi się wywinął, to zawsze mogłem od razu pójść pod jego
mieszkanie. W końcu kiedyś wrócić musiał, nie?
- Jesteś namolny! – syknął.
- A ty bez serca – fuknąłem, przewracając oczyma. –
Poza tym cały czas nie dostałem mojego zadośćuczynienia! – wypomniałem mu. –
Więc mam prawo być na ciebie obrażonym!
- Więc może skorzystasz z tego prawa i pójdziesz
się dąsać? – prychnął. – Wiesz, ludzie jak są zazwyczaj na kogoś obrażeni, to unikają
spotkań z daną osobą, a nie łażą za nią
krok w krok! – wyrzucił ręce w powietrze w akcie desperacji. - Jesteś dziwny… -
skwitował.
- A ty uparty – burknąłem.
Pomimo tego, iż Luvia konsekwentnie mi odmawiał, ja
wciąż próbowałem się z nim umówić. Tak, wiem, każdy normalny człowiek na moim
miejscu już by się poddał i dał sobie spokój, szczególnie jeśli uwzględni się,
jak ostrą i nieuprzejmą odmowę dostałem, ale ja zwyczajnie nie mogłem tego
zrobić. Mimo iż chłopak był dla mnie oschły, wręcz wredny i cały czas mi odmawiał,
to ja wciąż nie dawałem za wygraną. Nawet jakbym chciał, to nie mogłem. Z jakiś
niezrozumiałych powodów ciągnęło mnie do niego.
A więc tak już od jakiś dwóch tygodni chodziłem za
nim prawie wszędzie, spędzałem z nim cały mój wolny czas. Za dnia nachodziłem
go w cukierni, w nocy w klubie (w którym mimo wszystko zdecydowałem się
pokazać, gdyż uznałem, że najciemniej pod latarnią, a więc nikt nie posądzi
mnie o wysadzenie muszli klozetowej skoro jakby nigdy nic znów tam regularnie
przewiadywałem), a w chwilach, kiedy brunet miał wolne, siedziałem u niego w
domu. Przez to wszystko zdarzało mi się trochę spóźniać na próby czy nagrania,
ale cóż… Próbowałem nawet dostosować swoje godziny pracy do jego, abyśmy mogli
spędzić ze sobą możliwie jak najwięcej czasu wolnego, dlatego też ostatnio
zaproponowałem chłopcom rozpoczęcie nagrania o dwudziestej… Oczywiście nikt się
nie zgodził i wszyscy kazali mi puknąć się w czoło, ale ostatecznie
przynajmniej próbowałem…
Mój obiekt westchnień wszedł do mieszkania, a ja zaraz
za nim. Widziałem jak w zastraszającym tempie narastał w nim gniew, ale nic
sobie z tego nie robiłem. Uparcie podążałem za nim i ani myślałem odpuścić, tak
samo jak i on ani myślał w końcu się ze mną umówić. Serio, co było ze mną AŻ
tak nie w porządku, że ten tak się zacietrzewił? A może to z nim było coś nie
tak…?
Luvia oparł się o kuchenny blat i odetchnął
głęboko, aby się uspokoić. Przymknął oczy i odwrócił się do mnie plecami.
Zamarł w takiej pozycji i przez dłuższą chwilę się nie ruszał.
- To co, dzisiaj nie będzie obiadu? – zagadnąłem,
przerywając ciszę. – Nie że coś, ale masz jakąś godzinę dwadzieścia do wyjścia.
Tak tylko przypominam… - rozłożyłem ręce, przyglądając się zegarowi
naściennemu.
W brunecie w końcu coś pękło, gdyż wściekły
trzasnął pięścią w blat, aż dało się słyszeć metalowy szczęk sztućców i noży
kuchennych w szufladach, które mieściły się poniżej. Chłopak odwrócił się w
moim kierunku i zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Czego ty tak właściwie chcesz, co? Przyznaj się!
– wymierzył we mnie oskarżycielsko palcem. – Chcesz mnie ośmieszyć? Zabawić się
moim kosztem? – zmrużył groźnie oczy.
- Co? O co ci chodzi? – ściągnąłem brwi w
niezrozumieniu. – Chcę się tylko z tobą umówić! – podniosłem dłonie w obronnym
geście.
- Ach, a więc mam rozumieć, że teraz, po latach
nasze role się odwróciły, tak? – sapnął poirytowany.
- Słucham? – znów nie pojmowałem, o czym mówił. –
Jakie role? Po jakich latach? – spojrzałem na niego z niezrozumieniem wypisanym
na twarzy.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś! – krzyknął.
- Aha, nie no fajnie… Dobrze, że przynajmniej bez
problemu potrafisz przyznać, że uważasz mnie za idiotę – skrzywiłem się. – Całe
szczęście nie za skończonego idiotę, bo wtedy to już bym się obraził –
założyłem ręce na piersi, spoglądając na niego z urazą.
- Więc co? Chcesz mi wmówić, że niczego nie
pamiętasz? – przewrócił oczyma. – Parę kolczyków i tatuaży zmieniło mnie aż tak
bardzo, że nie potrafisz już mnie sobie przypomnieć? Że nie pamiętasz, kiedy
spotkałeś mnie po raz pierwszy? – fuknął.
Zapadła między nami niezręczna chwila ciszy
przerywana jedynie ciężkim oddechem Luvii.
- To my się spotkaliśmy wcześniej? – zapytałem
cichutko.
Z miejsca poczułem się głupio, iż nie pamiętałem
naszego pierwszego spotkania. No tak, teraz już mniej więcej miałem nakreślony
obraz, dlaczego brunet był wobec mnie taki niechętny… Spieprzyłem sprawę…
- W liceum… - odezwał się niemrawo. – To ja
próbowałem się z tobą umówić, ale ty dobitnie dałeś mi do zrozumienia, żebym
dał ci spokój… - wyjaśnił.
Wróciłem pamięcią do czasów szkolnych, szukając
wspomnienia chłopaka z liceum, który chciał się ze mną umówić… Cóż, nie było
ich w tamtym okresie wielu, więc zaraz przypomniałem sobie niepozornego bruneta
w krótkich włosach, który był o rok młodszy ode mnie. Faktycznie, kouhai kręcił
się koło mnie przez jakiś czas. No dobra, był trochę zbyt nachalny, dlatego w
tamtych czasach uznałem go wręcz za prześladowcę… Niestety, pech chciał, że ten
akurat pojawił się na mojej drodze, kiedy dużo rzeczy potoczyło się inaczej, niżbym
sobie tego życzył, a w dodatku rzucił mnie mój dotychczasowy, długoletni
chłopak, więc byłem poirytowany. Kiedy po raz tysięczny zapytał mnie o wyjście,
wrzasnąłem na niego, żeby w końcu się odwalił i dał mi spokój. Byłem zły po
stracie chłopaka, który w dodatku zostawił mnie dla kogoś innego i nie miałem
ochoty umawiać się od razu z następnym delikwentem. Chciałem być przez chwilę
sam, próbowałem mu to jakoś jasno wyperswadować, ale ten nic sobie z tego nie
robił, więc któregoś dnia puściły mi nerwy. Zrobiłem mu awanturę, jakich mało…
Nie, żebym był z tego dumny czy coś… Przez następne tygodnie szukałem go, gdyż
zamierzałem go przeprosić, jednak ten unikał mnie z takim powodzeniem, iż nie
mogłem go spotkać. Po pewnym czasie wciąż trawiony wyrzutami sumienia po prostu
dałem sobie spokój i wróciłem do mojego starego porządku dnia, zapominając o
nim.
Poczułem się niezręcznie. Cóż, nie dało się ukryć,
że historia zatoczyła koło z tą drobną różnicą, iż tym razem obsadziła nas w
innych rolach.
- No wiesz… - bąknąłem nieśmiało. – Byłeś trochę
nachalny… - próbowałem się bronić.
- A ty to niby teraz jaki jesteś? – fuknął. –
Nachodzisz mnie w obu pracach i chodzisz nawet za mną do domu! Nie mogę się od
ciebie uwolnić chociażby na pół godziny! – jęknął. – Nie umówię się z kimś,
przez kogo zostałem już raz odrzucony… - mruknął znacznie ciszej.
Sytuacja, w której się znaleźliśmy była naprawdę
dziwna. Z jednej strony rozumiałem, dlaczego tak bardzo rozpamiętywał moją
odmowę… w końcu odrzuciłem go chyba w najbardziej chamski i bolesny sposób, w
jaki tylko da się kogokolwiek odrzucić, ale z drugiej strony… no właśnie, wciąż
tak bardzo mi na nim zależało…
- Nie da się ukryć, że swego czasu trochę
przesadziłeś – zacząłem już pewniej i nie zraziło mnie nawet mordercze
spojrzenie właściciela mieszkania. – Byłeś też po trosze stalkerem – rozłożyłem
ręce, czując wiszący w powietrzu miecz, którym Luvia z chęcią pozbawiłby mnie
głowy. – Wszystko było „trochę” – brunet spojrzał na mnie z niezrozumieniem. –
No właśnie – rozłożyłem ręce, jakby w tym momencie wszystko powinno stać się
dla niego jasne. – Ty przegiąłeś tylko trochę, bo tylko trochę ci na mnie
zależało – wysunąłem swoją teorię. – Ja z pewnością przesadziłem dużo bardziej
niż ty kiedyś… ale czy to nie dowodzi tylko tego, jak bardzo mi na tobie
zależy? Jak bardzo jestem zdesperowany, zdeterminowany i uparty? Jak wiele dla
mnie znaczysz i jak bardzo cię cenię? – spojrzałem na niego pewny siebie z
zawadiackim uśmieszkiem.
- Gdybyś tak mnie cenił, to potrafiłbyś także
uszanować moje zdanie – ten cały czasy obstawał przy swoim. – A więc dałbyś mi
w końcu spokój – odwrócił wzrok, zakładając ręce na piersi.
- Cóż, można i myśleć w ten sposób… - wzruszyłem
ramionami. – Jeśli tak bardzo chcesz, to mogę zniknąć z twojego życia –
zaoferowałem. Zaciekawiony brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. –
Zastanów się jednak czy chcesz, żeby historia faktycznie zatoczyła koło –
poradziłem. – Najpierw ty chciałeś się ze mną umówić, ale ja zachowałem się jak
skończony dupek, za co teraz przepraszam, a teraz ja chcę się umówić z tobą…
Jakby nie patrzeć chęć umówienia się z tą drugą osobą wyszła od nas obojga choć
z pewnym opóźnieniem w czasie – westchnąłem. – Poza tym musisz przyznać, że
moja determinacja i upór pokazują tylko, jak bardzo mi teraz na tobie zależy.
Jeśli chodzi o mnie, to wiesz, czego się możesz spodziewać – straciłem trochę
na pewności siebie. – Myślę, że udowodniłem ci, jak wiele dla mnie znaczysz…
Nie chciałbyś mieć chłopaka, który ceniłby cię ponad wszystko? – oczy Luvii
rozszerzyły się w zdziwieniu. – No co? A niby po co człowiek się z kimś umawia?
Chyba po to, żeby potem z tą osobą się związać, nie? – rozłożyłem ręce. –
Wiesz… Mówię tylko, że już teraz możesz być pewny, że zależy mi na tobie bardzo
mocno, więc gdybyś tylko zechciał się ze mną związać… - urwałem, nie do końca
wiedząc, jak powinienem dokończyć to zdanie. – Przez większą część życia
umawiamy się z różnymi ludźmi, szukając tej jednej, jedynej osoby, z którą
chcielibyśmy zostać… - postawiłem na zagrywkę uczuciową. – Niestety
odnalezienie jej nie jest takie proste, co? A jednak związanie się z osobą,
która po pewnym czasie okazuje się być samolubnym sukinsynem, który o ciebie
nie dba, boli, prawda? – spojrzałem na niego jednoznacznie. – Niemniej, fakt,
iż pozwoliłem sobie popaść w swoistą obsesję na twoim punkcie, dowodzi tego, że
ja raczej nie zachowywałbym się w podobny sposób już nigdy więcej, nie? –
próbowałem go do siebie przekonać. – Zawsze stawiałbym cię na pierwszym miejscu
– zapewniłem. – Znaczy… Jasne, miałem swoją szansę i ją spieprzyłem, ale… Cóż,
pewni ludzie potrzebują czasem coś stracić, żeby zrozumieć, co tak naprawdę
sami zniszczyli, nie uważasz? Nie mówię, że są to mądrzy ludzie… - zakłopotany
podrapałem się po karku. – Cholera, chyba jednak jestem tym idiotą, za którego
mnie masz… - uśmiechnąłem się rozbrajająco. – Luvia, przepraszam za to, co
zrobiłem ci wcześniej – niepewnie postąpiłem kilka kroków w jego stronę.
Chłopak nawet nie drgnął ze swojego miejsca, co było dobrym znakiem.
- Może… Może w sumie też niepotrzebnie wciąż
rozpamiętuję, co stało się w przeszłości… - mruknął niemrawo. – Co się stało to
już się nie odstanie, nie? – wzruszył ramionami. – Ja też przepraszam… za to,
że byłem taki uparty… i że byłem dupkiem… - zacisnął usta.
- Rozumiem, że cię to zabolało – oparłem się o
szafki koło niego. – Poza tym nawet nie przeprosiłem cię w czas, więc miałeś
prawo być obrażonym – niepewnie sięgnąłem po jego dłoń. Brunet posłał mi
ostrzegawcze spojrzenie, ale nie wyrwał ręki z mojego uścisku.
Powoli, delikatnie nachyliłem się w jego kierunku.
Chłopak szybko zorientował się, o co mi chodzi. Z początku jeszcze zdawał się
być oporny, ale ostatecznie przełamał się, co mnie niezmiernie cieszyło.
Przysunął się do mnie nieznacznie, a ja objąłem go w pasie. Luvia oparł jedną
dłoń na moim ramieniu, a drugą na biodrze. Moje serce zabiło mocniej. W
skroniach huczał mi bęben tętna. Nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu,
który cisnął mi się na usta. W momencie, kiedy nasze wargi już prawie się
spotkały, brunet odskoczył ode mnie jak oparzony.
- Cholera, za dziesięć minut muszę być w robocie! –
wykrzyknął przestraszony, wpatrując się z niedowierzaniem w zegar. – Kai, masz
telefon? – obszukał się po kieszeniach, jednak nie mógł znaleźć komórki. W
odpowiedzi skinąłem mu głową. – Dzwoń po taksówkę! Szybko! – ponaglił mnie. –
Metrem nie zdążę do pracy! – panikował.
***
O godzinie osiemnastej w poniedziałki mało kto
odwiedzał bary. Cieszyłem się z tego niezmiernie, gdyż dzięki temu mogłem
swobodnie porozmawiać z Luvią, który stał za kontuarem i właśnie polerował
szklanki.
- Jakby nie patrzeć, właśnie wyszliśmy razem do
klubu – zaśmiał się. – To prawie jak randka – parsknął.
- Taa… tylko ja bym się lepiej bawił, gdybyś mógł
tu usiąść koło mnie – wskazałem na wysoki stołek – a nie gdybyś był w pracy –
skrzywiłem się. Barman odstawił szklankę na miejsce i dosiadł się koło mnie.
- Proszę bardzo – zachichotał pod nosem. Uroczo się
śmiał… - Zadowolony? – spojrzał na mnie przelotnie.
- Mniej więcej – mruknąłem, niemal kładąc się na
blacie.
Chwilę potem jednak westchnąłem i znów się
podniosłem, upijając łyk wody ze szklanki, która miała imitować alkohol. Dziwnie
bym wyglądał, gdybym po prostu tutaj tak siedział, a jednak nie chciałem się
upić przy chłopaku, który dopiero co wydał mi niepewne pozwolenie na zbliżanie
się do siebie…
Zapatrzyłem się w jakiś nieokreślony punkt, przez
co nawet nie zauważyłem, kiedy barman przysunął się do mnie i szybko musnął
moje usta. Ledwo zdążyłem poczuć delikatne ukłucie jego kolczyków w dolnej
wardze i chłód metalu. Spojrzałem na niego zaskoczony, na co ten jedynie
odpowiedział mi uśmiechem.
- Luvia, szef chce z tobą rozmawiać – drugi
pracownik baru wyszedł z zaplecza i podał brunetowi telefon, który posłał mi
jeszcze przepraszające spojrzenie i wyszedł.
Chłopak stojący za kontuarem potraktował mnie
miażdżącym spojrzeniem, na co ja jedynie wyszczerzyłem się do niego
triumfalnie, momentalnie siadając dumnie, prosto. Nie ulegało wątpliwościom, iż
musiał zauważyć gest ze strony swojego współpracownika. Nie ulegało także
wątpliwościom to, iż był zazdrosny.
W sumie miał o co.
***
O piątej nad ranem ponownie siedzieliśmy już w
mieszkaniu bruneta. Cały dzisiejszy wieczór i noc spędziłem z moim obiektem
westchnień na rozmowie. Cieszyłem się, że ten w końcu zaczął ze mną rozmawiać.
Czułem się wręcz wyniesiony do chwały ołtarza, kiedy inni próbowali go
zagadywać, jednak ten szybko przepraszał i zaraz wracał do mnie, gdy tylko
skończył robić drinki. Byłem śpiący, ale szczęśliwy. Nie potrafiłem pojąć,
jakim cudem Luvia potrafił funkcjonować śpiąc zaledwie kilka godzin dziennie
oraz pracując w dwóch miejscach na raz.
- Ale jak to?! – ożywiłem się nieco spoglądając na
chłopaka z przyganą. – Dlaczego? Myślałem, że między nami już wszystko w
porządku…
- Nie powiedziałem, że będę się z tobą umawiać –
parsknął, po czym wytknął mi język. W odpowiedzi jedynie przewróciłem oczyma i
westchnąłem cierpiętniczo. – Głodny jestem – poinformował mnie. – Skoro już
mnie prześladujesz to przynajmniej się na coś przydaj i zrób śniadanie –
polecił. – Ja idę wybrać jakiś film na potem… - rzucił odchodząc w stronę
salonu.
Znów sapnąłem, ale posłusznie otworzyłem lodówkę,
aby zorientować się, jak w ogóle prezentują się zapasy barmana. Następnie
przeszukałem wszystkie szafki w poszukiwaniu garnka i patelni. Ostatecznie
wyszedłem zwycięsko z tej batalii, nawet jeśli przez senność mało nie wsadziłem
ręki do gotującej się wody i nie zaparzyłem kawy z dodatkiem pieprzu. Kto by
się jednak przejmował takimi drobnostkami?
Najpierw przeniosłem do salonu napoje, od razu
wręczając właścicielowi mieszkania kubek z mocną, czarną jak i jego dusza i
serce kawą. Serio, żeby po tym jak prawie się pocałowaliśmy wciąż nie chcieć
się ze mną umawiać? Ech… Wróciłem się do kuchni po talerze z jedzeniem, po czym
podałem Luvii jego porcję.
- Ładnie pachnie – pochwalił. – Wygląda też nie
najgorzej – uśmiechnął się delikatnie, jednak ja w odpowiedzi byłem w stanie
jedynie mruknąć coś niezrozumiale pod nosem.
Rozsiadłem się na kanapie, a chłopak włączył jakiś
film na laptopie podłączonym do telewizora. Próbowałem skupić się na fabule,
jednak nim lista sponsorów dobiegła końca mnie znów zaczęły się zamykać oczy.
Nawet nie udało mi się dokończyć mojej porcji, przez co w pewnym momencie
jedzenie mało nie wylądowało na moich kolanach, kiedy za sprawą zmęczenia mój
uchwyt niespodziewanie zelżał. Brunet bezpardonowo przejął ode mnie mój talerz
i dokończył za mnie śniadanie. Nie awanturowałem się o to. W zamian pozwolił mi
oprzeć się o swoje ramię. Czując przyjemne ciepło bijące od drugiej osoby
jeszcze bardziej zachciało mi się spać.
- Luvia… - jęknąłem. – Czemu ty się nie chcesz ze
mną umawiać, co? – zapytałem niewyraźnie, lawirując gdzieś między cienką
granicą jawy i snu.
- Cicho, nie słyszę, co mówią – zganił mnie,
ponownie skupiając się na produkcji filmowej.
- Luvia… - jęknąłem raz jeszcze, napierając na
niego całym ciałem.
- Cii! – syknął na mnie.
Trwaliśmy teraz w pozycji półleżącej. Chłopak
opierał się na boku, a ja wtulałem się w jego żebra. Jego klatka piersiowa
rytmicznie unosiła się i opadała, kiedy oddychał. To mnie w jakiś sposób
uspokajało.
Po pewnym czasie poczułem, jak brunet głaszcze mnie
po włosach, zapewne będąc przekonanym, iż już dawno odpłynąłem do Krainy Po
Drugiej Stronie Tęczy. Ja jednak wciąż jako-tako trzymałem się rzeczywistości.
Możliwość przytulenia się do niego była tak przyjemna, iż chciałem czerpać z
niej jak najwięcej i jak najdłużej, ale żeby to zrobić musiałem być przecież
przytomny.
- Głupi ty jesteś, Kai… - mruknął pod nosem. – Cały
czas pytasz czy się z tobą umówię, a nie widzisz, że nasze relacje są już dużo
dalej niż na etapie ludzi, którzy dopiero co zaczynają się ze sobą umawiać –
byłem pewny, że pokręcił głową z dezaprobatą dla mojej osoby. – Właściwie to
przecież już zachowujemy się, jakbyśmy od dawna byli razem… - zauważył. Jego
dłoń zsunęła się na mój kark. Zaczął mnie masować, a ja ledwo powstrzymałem się
od zdradzieckiego mruknięcia.
Znienacka jednak podniosłem się na łokciach,
zwisając nad chłopakiem, po którego obu stronach się opierałem, tym samym
odcinając mu jakąkolwiek drogę ucieczki. Spojrzałem na niego z wyrzutem.
- A pocałować to mnie nie chcesz! – zmrużyłem
groźnie oczy.
Brunet w pierwszej chwili wpatrywał się we mnie
zdziwiony, jednak ostatecznie zaśmiał się krótko. Przesunął dłonią po moim
policzku uśmiechając się ciepło. W następnej chwili złączył nasze wargi w
czułym, delikatnym pocałunku.
- Podrywanie barmanów jest strasznie trudne –
skwitowałem wzdychając, kiedy już się od siebie odsunęliśmy. Luvia w odpowiedzi
jedynie zaśmiał się serdecznie i pacnął mnie po głowie. Naburmuszyłem się. –
Wciąż mi wisisz randkę! – wypomniałem mu.
- Cóż… próbuj dalej, może kiedyś ci się uda umówić
ze mną – parsknął.
- Mówiłem ci już, że podrywanie barmanów jest
strasznie trudne? – spojrzałem na niego z przyganą, po czym przewróciłem oczyma
i ponownie złączyłem nasze usta.
Tak, podrywanie klubowiczów jest łatwe. Wystarczy
dosiąść się, postawić kolejkę, zapytać o imię i gotowe. Z barmanami jest dużo
gorzej. Trzeba się trochę nastarać. Czasem nawet trzeba wysadzić jakąś muszlę
klozetową, ale cóż… ostatecznie chyba warto, prawda?
To było boskie. Już dawno tak się nie uśmiałam. Opko jak zwykle genialne i akurat na poprawę humoru. Pozdrawiam i dużo weny życzę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się cię rozbawić C: Dziękuję też za to "jak zwykle" - miło przeczytać, iż ktoś uważa moje wypociny za coś stale nadającego się do czytania :D Czuję się wręcz dumna z tego powodu ♥
Usuń~Kita-pon
^ to samo.
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko czemu czekałem na obleśne seksy w kiblu.
Kita jak zwykle trzyma poziom. :D
No ja też czekałam na te seksy w kibelku hehe ;)
UsuńSerio czekaliście na jakieś scenki w kiblu? >.<'' Klubowe łazienki zazwyczaj nie grzeszą czystością i są miejscami, do których ludzie udają się z przymusu niżby z przyjemności xD Seksy w takim miejscu są fuuuuuj T_T Wiem, że kiedyś powielałam podobne schematy w starych opowiadaniach (no bo nie oszukujmy się, że to schematowa scenka w yaoi), ale obecnie staram się od czegoś podobnego stronić ^^''
Usuń~Kita-pon
O rany! Przeurocze w sumie xD.
OdpowiedzUsuńNie spodobało mi się początkowe podejście Kai'a. Po prostu nienawidzę tego we współczesnym świecie, że dzisiaj dla połowy ludności normą jest umawianie się na seks bez zobowiązań. Dla niektórych jest to prawieże codzienność... bierze mnie na wymioty, gdy mam świadomość jak człowiek potrafi się dziwkarsko zachowywać i nie mieć do siebie szacunku, przeobrażając się w zwierzę.
Nie spodobał mi się również opis Luvii. Na początku zapowiadało się obiecująco, ale potem narrator wjechał z make-up'em i toną kolczyków na mordeczce XDXDXD. Totalnie nie mój typ, ale o gustach się nie dyskutuje! W dodatku stwierdzenie, że twarz Luvii była nieskazitelna... no skoro miał na sobie mejka xDDDDDDDDDDD.
Świetny zwrot akcji👌, nie wiem jak tobie, ale mi się podobało xD.
Ogólnie to pozdrawiam! Dawno cię nie czytałam... to chyba z braku ochoty i czasu, ale zauważyłam, że nadrobiłaś "Księcia"! ^-^
P.s. Mieszkasz obecnie w UK? Jeśli tak, to jak tam brexit? X"DDDDDDDDDD Nie żebym pałała chęcią wywalenia cię stamtąd, ale po prostu jestem ciekawa xD
Według mnie fajnie że Kai musiał za nim biegać. Starał się i w końcu mu się udało. Dobrze że nie było seksu w klubowej łazience bo było bardziej ciekawie i lepiej się rozwinęło.
OdpowiedzUsuńW sumie tak powinno być, nie? Ktoś się stara i w końcu zostaje za to wynagrodzony - przynajmniej mam nadzieję, że ten świat tak działa xD Seks w klubowej łazience jest paskudny x.x Mam wrażenie, że takowa scena mogłaby tylko sprawić, że ten tekst stałby się bardziej obrzydliwy niżby... jakikolwiek inny? ^^'' No, w każdym razie z pewnością by nie zyskał na tym x''D
Usuń~Kita-pon
Zwyłam się ze śmiechu. Kai w tym opowiadaniu jest okrutny pod każdym względem! Cieszę się, że nie było seksu w łazience, bo tekst zdecydowanie by na tym stracił... A tak to był bardzo przyjemny!
OdpowiedzUsuńKai był okrutny? Myślałam, że to bardziej Luvia wyszedł na nieczułego xp Nie wiem dlaczego, ale wszyscy rozpisywali się o seksach w łazience, kiedy mnie nawet podobna scena przez myśl nie przeszła podczas pisania tego oneshota x''D Chyba czytelnikom już się kojarzy słowo "klub" ze scenkami w kiblu =.='' Albo po prostu głodnemu chleb na myśli xp
Usuń~Kita-pon