Oneshot "Stalker: Dlaczego tak trudno wyrwać barmana?" (Luvia [Canival] x Kai [Killaneth])

Tytuł: „Stalker: Dlaczego tak trudno wyrwać barmana?”
Paring: Luvia (Canival) x Kai (Killaneth)
Typ: oneshot
Gatunek: obyczajowe, komedia (?)
Beta: -

Wszedłem do baru, a właściwie niezłej speluny, gdzie przychodziłem co weekend tylko po to, aby popatrzeć na przystojnego barmana. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o kruczoczarnych, długich włosach poprzetykanych śnieżnobiałymi pasmami. Jedne z pasm jego włosów były dłuższe, inne krótsze, co w efekcie składało się na niesymetryczną, alternatywną fryzurę, która nadawała mu pazura. Z najniższych sekcji włosów zostały zaplecione cieniutkie warkoczyki.
Brunet zwykle nosił mocny, ciemny makijaż i dwukolorowe soczewki – dziś postawił na niemalże białą oraz czerwoną. Jego alabastrowa, niepoznaczona żadnymi niedoskonałościami twarz lśniła w sztucznym, klubowym świetle niczym gładka tafla lodu. Dodatkowego charakteru dodawały mu kolczyki, których zarówno w uszach, jak i w twarzy miał wiele. W samych ustach doliczyłem się czterech, plus jeszcze ten w brodzie… Tak, zastanawiałem się jakie to uczucie całować osobę, która ewidentnie stała się fanem piercingu. Musiałem kiedyś koniecznie spróbować…
Luźna, czarna bluza okrywała jego smukłe ciało. Niemniej, głęboki dekolt oraz podkasane aż do łokci rękawy ukazywały zdobiące go, prawdopodobnie jedne z najpiękniejszych, jakie w życiu widziałem tatuaże. Miał ich naprawdę sporo. Z tego, co udało mi się zorientować, miał wytatuowane obie ręce oraz większą część klatki piersiowej.
Cudo, po prostu cudo… Chodzące bóstwo, na które rzuciłbym się z miejsca, gdybym tylko mógł… Gdyby tylko nie było tu tak wielu ludzi i nie oddzielał nas od siebie wysoki kontuar baru.
Barman skinął na moją pustą już szklankę. Nie odezwał się ani słowem, mimo iż lecąca w tle muzyka była na tyle cicha, iż pozwalała na komfortowe prowadzenie rozmowy. Żałowałem, że się nie odezwał. Chciałem w końcu poznać jego głos, gdyż jak na razie nie miałem ku temu okazji.
W odpowiedzi również skinąłem mu głową i popchnąłem naczynie w jego stronę. Mężczyzna napełnił szklankę moim ulubionym alkoholem i podał mi ją z powrotem. W geście podziękowania znów jedynie skinąłem mu głową. I tak było zawsze. Jeden drugiemu tylko kiwał głową. Nie podobało mi się to. Chciałem to jakoś zmienić. Wszak czasem udawało mi się zauważyć, jak wdawał się w jakąś przelotną rozmowę z innymi bywalcami klubu. Wydawało się, że w jakiś sposób byłem o to zazdrosny, gdyż ze mną nigdy nie rozmawiał i nie przejawiał żadnej inicjatywy, aby to zmienić. Intensywnie myślałem nad tematem, który mógłby nam pomóc nawiązać choćby przelotną znajomość, jednak nie mogłem znaleźć żadnych słów, które w tej chwili nie zabrzmiałyby głupio lub desperacko. Upiłem łyk napoju, jednak bursztynowy alkohol nie sprzyjał zintensyfikowanym procesom myślenia.
A może by tak zrobić jakieś zamieszanie? Przyjść do baru razem z pitbulem Nihita i spuścić go ze smyczy? Ludzie by pouciekali, a ja wtedy miałbym okazję do zostania na moment z barmanem sam na sam. Mógłbym chwycić chłopaka w szoku i wyciągnąć go na zewnątrz, a potem… no nie wiem, zgwałcić za śmietnikiem? Bo nawet w takiej nierealnej sytuacji zapewne nie udałoby mi się wyciągnąć z niego nic oprócz: „dziękuję” i „ale to było dziwne/straszne”… a przynajmniej nie udałoby mi się zapewne usłyszeć nic innego bez naciskania. A przecież chciałem, żeby to wszystko wyglądało naturalnie. Cholera, dlaczego podrywanie barmanów musiało być takie trudne? Dużo łatwiej było poderwać zwyczajnego klubowicza… po prostu dosiadasz się, stawiasz kolejkę, pytasz o imię i gotowe. A z barmanem? Przecież on jest w pracy. Nie przyszedł się tutaj odprężyć i ewentualnie kogoś poznać. Co więcej, nie mógł przecież pić, więc nie mogłem mu nic postawić… Zresztą, jak mógłbym nawet to co? Miałbym zapłacić mu za drinka, którego sam musiałby sobie zrobić? Trochę kiepsko…
I wtem dostałem olśnienia! Nie, chwila… To głupie, niedorzeczne i niebezpieczne… Ale w zasadzie co mi szkodzi? Najwyżej przyjdzie mi zapłacić za zniszczenia i posiedzieć sobie trochę w areszcie. Od tego się jeszcze nie umiera, nie?
Nim dotarłem po raz drugi do dna szklanki, wstałem i skierowałem się do toalety. Ktoś rzygał w jednej z kabin, ktoś inny usnął z głową w pisuarze… Czyli jakby nie patrzeć, świadków, którzy mogliby podać mój rysopis jako sprawcy, właściwie nie było wcale. Wzruszyłem ramionami sam do siebie. Wszedłem do najbliższej kabiny i zamknąłem drzwi. Wygrzebałem z kieszeni bluzy niewielką petardę, którą zabrałem dzisiaj rano na próbie 39. Serio, ten chłopak był albo porypany, albo miał zdolności przepowiadania przyszłości, gdyż zawsze znosił do studia jakieś dziwne, niebezpieczne rzeczy… które potem okazywały się być przydatne i użyteczne. Dziwne, co?
Stanąłem nieruchomo i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w stojącą w klozecie wodę, w glazurę zaciągniętą kamieniem i zastanawiałem się czy to aby na pewno dobry pomysł. Może jednak nie powinienem tego robić? Czy byłem aż tak zdesperowany? A może byłem już kompletnie pijany i mi odwaliło?
Dobra, raz koziego…
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem jednego między wargi, odpalając go. Zaciągnąłem się szarym dymem, aby uspokoić się nieco. Zaraz potem odpaliłem ląd petardy i jakby nigdy nic ostrożnie umieściłem ją na desce klozetowej. Wyszedłem z kabiny, a następnie z toalety. Zdążyłem nawet wspiąć się po kilku schodkach, które prowadziły do obniżonego korytarza z toaletami z parkietu do tańca. Kiedy stanąłem już na drewnianej, lakierowanej, choć mocno już podniszczonej podłodze za mną rozległ się ogłuszający huk. Wszyscy jak na komendę podskoczyli na swoich siedzeniach, rozmowy ucichły. Klubowicze patrzyli na siebie nawzajem wytrzeszczając oczy. Ja w tym czasie jednym łykiem dopiłem zawartość swojej szklanki.
- Co się stało? – w końcu ktoś zadał pytanie, na które tak czekałem.
Niepewni, choć wiedzieni ciekawością imprezowicze ruszyli powoli w stronę toalet, aby dowiedzieć się, co było przyczyną wybuchu. Na całe moje nieszczęście nie wszyscy ruszyli się ze swoich miejsc. Wszak nie wszyscy byli już w stanie to zrobić.
Drugi barman ruszył żwawiej, aby ocenić zniszczenia. Ten, którym byłem zainteresowany otrzymał polecenie zostania za kontuarem i obserwowania gości. Na przekór wszystkim ciekawskim ruszyłem w stronę baru. Zasiadłem na swoim starym miejscu i podsunąłem chłopakowi puste naczynie.
- Jeszcze raz to samo poproszę – odezwałem się w końcu. Mężczyzna ściągnął brwi, ale ostatecznie bez słowa nalał mi alkoholu i zwrócił szklankę. – Dziękuję – uśmiechnąłem się, starając wyglądać w miarę przyzwoicie i niewinnie. – Wiesz… Obsługujesz mnie już od dłuższego czasu, a ja nawet nie znam twojego imienia. Źle mi z tym jakoś – zaśmiałem się nieco spięty.
- Luvia – przedstawił się i zaraz uciekł spojrzeniem w bok.
Oprócz nas przy kontuarze nie było już nikogo przytomnego, więc nie miał komu serwować drinków, nie mógł zająć się rozmową z kimś innym. To działało na moją korzyść, gdyż miałem dziwne wrażenie, że barmanowi gadka ze mną była wyjątkowo nie w smak. Czułem, jakby chciał jak najszybciej ode mnie zwiać…
- Jestem Kai – przedstawiłem się, a ten nawet na mnie nie spojrzał. Niemniej, fakt, iż byliśmy niemal sami sprawiał, że nie czułem się już tak skrępowany i skoro miałem już okazję się do niego odezwać, to zamierzałem wykorzystać ją do cna. – Już wcześniej zwróciłem uwagę na twoje tatuaże – paplałem jak najęty. – Bardzo mi się podobają – barman tylko spojrzał na mnie spod byka. Obciągnął rękawy, chowając wytatuowane przedramiona. Nawet nie zareagował zwykłym „dziękuję” na komplement. Kurde, co on taki płochliwy? – Sam mam kilka tatuaży, ale w przyszłości chciałbym zrobić następne – postanowiłem ciągnąć temat, udając, że jego zachowanie wcale mnie nie zaskoczyło. – Może powiedziałbyś mi, gdzie ty robiłeś swoje? Widać, że znalazłeś prawdziwego artystę – uśmiechnąłem się na zachętę.
- …mój brat… - usłyszałem tylko ciche burknięcie.
- Co proszę? – uniosłem brwi.
- Mój brat je zrobił – odezwał się oschle.
Jak na razie to była najdłuższa wypowiedź, na jaką udało mi się go naciągnąć. Wyglądał na wyjątkowo niechętnego do prowadzenia rozmów. Niemniej, właśnie dzięki temu krótkiemu zdaniu udało mi się dostrzec, iż brunet miał rozcięty język. Na ten widok aż zadrżałem z podniecenia. Pragnąłem go coraz bardziej, wręcz chorobliwie i nie mogłem się opanować!
Kurde, a może to ten temat mu nie pasował?...
- Mogę zapytać, ile masz lat? – spróbowałem zmienić nieco tor naszej rozmowy.
Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę intensywnie, zupełnie tak, jakbym dopiero co zdzielił go po głowie. W jego oczach dostrzegłem niezrozumienie, strach i zdziwienie. Ej, przecież zapytałem tylko o wiek! Dobra, rozumiem, że może kobiet nie powinno pytać się o ilość wiosen, ale jego chyba mogę, nie? Wpatrywał się we mnie zaskoczony, jakbym zapytał co najmniej o jego ulubioną pozycję seksualną i ilość osób, z którymi w ten sposób się kochał, a nie o coś tak zwyczajnego jak wiek…
Swoją drogą, to niezadane wciąż przeze mnie pytanie było o wiele bardziej nurtujące i kiedyś musiałem poznać na nie odpowiedź… a przynajmniej na jego pierwszą część…
- Po co tu przychodzisz? – warknął w końcu po kilku minutach.
- Jak to „po co”? – zdziwiłem się zarówno jego pytaniem,  jak i tonem, którego użył. – To chyba oczywiste, w jakim celu przychodzi się do klubu, prawda? – rozłożyłem ręce.
- Tak, ale dlaczego przychodzisz właśnie tutaj? – zdenerwowany trzasnął ręką w blat. Oho, czyżbym go nieświadomie czymś uraził, że pałał do mnie tak jawną niechęcią? – Możesz chodzić do innych barów… - mruknął nieco ciszej.
- Wypraszasz mnie? – zdziwiłem się.
- Nie… Znaczy… nie mogę, ale… - plątał się we własnych słowach.
- Nie mogę, ale bardzo bym chciał, co? – parsknąłem, na co ten znów spojrzał na mnie w przestrachu. Czyżby obawiał się, że doniosę jego koledze po fachu lub, co gorsza, samemu menagerowi lokalu o tym, jak nieuprzejmych pracowników tu mają?
- Luvia! – doszedł nas krzyk drugiego barmana z toalet. – Dzwoń po właściciela! Ktoś wysadził kibel!
Brunet zamrugał kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w słowa kolegi. Mogłem założyć się, iż pomyślał, że ktoś wyciął popisowego orła na śliskich kafelkach, że w przypływie żądzy mordu przedmiotów nieożywionych ktoś wyrwał pisuar ze ściany, ale z pewnością nie spodziewał się, iż ktoś mógł wysadzić muszlę klozetową. Tak, to była oryginalna zagrywka z mojej strony.
Dobra, teraz będzie dochodzenie, kto, jak i dlaczego to zrobił. Czas było się zmywać.
Westchnąłem i zsunąłem się z siedziska, kładąc zapłatę na barze. Poprawiłem ubranie i już szykowałem się do wyjścia, kiedy nagle usłyszałem:
- Nie powiedziałem ci, że musisz wychodzić – zauważył barman.
- Ale dobitnie to zasugerowałeś – zaśmiałem się niewesoło pod nosem. – Nie chcę się z tobą kłócić – wzruszyłem ramionami, kiedy ten już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Nie chciałem być nachalny. Wszak w ten sposób mógłbym go do siebie tylko jeszcze bardziej zrazić. – Nie będę ci utrudniał pracy – machnąłem w minimalistycznym geście pożegnania. – Na razie!
Wyszedłem z lokalu i złapałem taryfę, zanim właściciel klubu zdążył się zjawić. Cóż, przypuszczałem, że w najbliższym czasie wstęp do tego miejsca będzie dla mnie niedozwolony. Obawiałem się nieco, że mimo wszystko ktoś mógłby połączyć fakty i zorientować się, że to była moja sprawka. Nie mogłem się tam teraz pokazywać. Nie zamierzałem głupio kusić losu. Lepiej było, żebym znalazł sobie jakieś inne gniazdko…
Poza tym Luvia ewidentnie mnie odpychał, mimo iż ledwo zdążyłem mu się przedstawić. Gdybym od razu wrócił, z pewnością znów zdenerwowałby się na mnie, choć nawet nie wiem za co. Może powinienem wrócić za jakieś dwa-trzy tygodnie z bukietem róż na przeprosiny? Tylko na dobrą sprawą na przeprosiny za co? Za oddychanie? Za pojawienie się w klubie, w którym pracuje? Nie rozumiałem ani jego, ani tej sytuacji…
Musiałem przyznać, iż byłem rozczarowany. Postawa chłopaka pozostawiała dużo do życzenia, a poza tym porwałem się na coś niesamowicie głupiego tylko po to, żeby przekonać się, iż ten pałał do mnie jakąś nieuzasadnioną nienawiścią. Cholera, nawet upić mi się nie udało… Przez to wszystko w drodze powrotnej do domu musiałem jeszcze wstąpić do sklepu nocnego i zaopatrzyć się w jakieś piwo…
Westchnąłem ciężko i opadłem już na kanapę we własnym salonie. Tyle dobrego z tego, że przynajmniej nie wyjechałem z klubu radiowozem. Niemniej, postawa bruneta wciąż nie dawała mi spokoju. Dla innych nie wydawał się być taki szorstki. Słuchał pijackich historii i sprośnych żartów, kiwał głową z politowaniem i dolewał alkoholu wszystkim dookoła… z wyjątkiem mnie. No co ja mu takiego zrobiłem?
Z tą nierozwiązaną zagadką oraz puszką piwa w ręku, zasnąłem.

***

Obudziłem się obolały dopiero gdzieś w okolicach południa. Wypiłem jeszcze jedno piwo zanim zdecydowałem się podnieść. W końcu jednak musiałem się dźwignąć z sofy, gdyż pęcherz wymuszał na mnie wizytę w toalecie. Przy okazji zmyłem także resztki wczorajszego makijażu, wziąłem prysznic i ogarnąłem się, doprowadzając do stanu używalności raz jeszcze. Stanąłem przed lustrem w samym ręczniku i uważnie przyjrzałem się swojemu odbiciu. No co było ze mną nie tak? Co mu się takiego we mnie nie podobało?
Ubrałem się i zjadłem śniadanie. Odczytałem wiadomość od Nihita, który przypominał mi o dzisiejszym występie. No tak, w tym uniesieniu miłosnym czy raczej zwyczajnym pożądaniu jeszcze gotów byłbym zapomnieć o koncercie… Chociaż nie. W zasadzie to tylko dzięki niemu zaczynałem pracę dzisiaj tak późno, przez co mogłem się spokojnie wyspać i zachowywać jak typowy kloszard. Byłem tak wdzięczny temu występowi, iż nie musiałem zrywać się z łóżka bladym świtem i jechać do studia, że po prostu nie byłem w stanie o nim zapomnieć.
Mój zespół miał wziąć udział w jednym z wielu koncertów typu multi-man. Nasz występ zaczynał się dopiero o dwudziestej pierwszej, więc mogłem pojawić się w klubie o osiemnastej. Wciąż miałem mnóstwo czasu do zmarnowania.
Znudzony i rozdrażniony wczorajszą sytuacją zdecydowałem się wyjść z mieszkania. Kręciłem się po okolicy bez celu aż w końcu przystanąłem przed niewielką cukiernią. Wszedłem do środka i zamówiłem kawę oraz coś słodkiego na poprawę humoru, a następnie zasiadłem przy jednym ze stolików. Oparłem głowę na ręku i wbiłem kwaśne spojrzenie w przechodniów za oknem.
Wtem doszedł mnie odgłos tłuczonej porcelany. Odwróciłem głowę i spojrzałem na kelnera, który właśnie zbierał skorupy filiżanki i resztki ciasta, które najwyraźniej wypadły mu z ręki. Kiedy chłopak podniósł spojrzenie, sam mało nie spadłem z krzesła.
- Co ty tu robisz? – zdziwiłem się, ściągając brwi w niezrozumieniu. To jakiś żart czy co?
- Ja… - zająknął się nie przestając sprzątać. – Pracuję… - mruknął. – Na dzienne zmiany… pracuję tutaj… - przyznał. – Przyniosę nowe… - dukał nieskładnie, wskazując na resztki mojego zamówienia.
- Dobra, wiesz co? Nie musisz – podniosłem się z siedzenia. – Wychodzę.
- Ale twoje pieniądze…
- Nie potrzebuję ich – przerwałem mu, jednak nim zdążyłem zbliżyć się do drzwi, Luvia złapał mnie za nadgarstek.
- Proszę, nie wychodź – szepnął niemal błagalnie. – Będę miał kłopoty… - spojrzał na mnie niczym zbity szczeniak.
Przeniosłem wzrok z jego przystojnej twarzy na starszą kobietę, która stała przy kasie i najwyraźniej oceniała całą sytuację. Zastanawiałem się czy była to właścicielka lokalu lub przynajmniej wyżej ustawiona w hierarchii pracownica, która mogłaby donieść przełożonym o niekompetencji chłopaka.
Westchnąłem raz jeszcze i z powrotem zająłem swoje miejsce. Zastanawiałem się, dlaczego w ogóle go posłuchałem. On w końcu nie zachował się zbyt uprzejmie ostatniej nocy… Może jednak powinienem wyjść z trzaskiem drzwi? Skoro był dla mnie taki opryskliwy, to nie miał prawa prosić mnie o nic. Jeśli nie mogłem narobić mu problemów w jednej pracy, to przynajmniej mogłem utrudnić mu życie w drugiej. Logiczne nie? Oko za oko, ząb za ząb, nerka za nerkę, prawda? Chwilę potem jednak uświadomiłem sobie, dlaczego nie mogłem zachować się jak ostatni dupek, nawet jeśli mogłem znaleźć ku temu jakieś malutkie, idiotyczne powody. Przecież Luvia mi się podobał. Nie mogłem narobić mu kłopotów, skoro chciałem się z nim umówić lub przynajmniej przespać. W jakiś irracjonalny sposób wciąż miałem nadzieję na zdobycie go, a co najważniejsze, wciąż nie przeszła mi na to ochota. Był tak bardzo w moim stylu…
Zaraz potem dostałem już nową kawę i ciasto. Starsza kobieta zniknęła gdzieś na zapleczu, więc znów zostaliśmy sami. No prawie… Zostaliśmy zostawieni sami sobie, gdyż wszyscy inni klienci zdążyli już złożyć swoje zamówienia i się nimi nacieszyć. Póki co nie przychodził nikt nowi. Inni kelnerzy sprzątali po wychodzących klientach, jeśli zachodziła taka potrzeba, więc brunet mógł spędzić ze mną trochę czasu.
- Dziękuję… - mruknął. Nie odpowiedziałem. W ciszy bawiłem się ciastem, krojąc je na coraz to mniejsze kawałeczki. – Przepraszam też za to, co wczoraj powiedziałem… - dodał ze skruchą, jednak byłem nieugięty. – Czy mogę ci jakoś wynagrodzić moje zachowanie? – zapytał.
„Bingo, kochasiu! O to właśnie chodziło!” – wykrzyknąłem uradowany w myślach, jednak nie dałem poznać po sobie swojego entuzjazmu. Utrzymałem maskę obojętności.
- Umów się ze mną – rzuciłem lekko, nie spuszczając z niego spojrzenia.  Chłopak wytrzeszczył oczy. – Na randkę – dodałem bezpośrednio. Luvia nie mógł wydusić z siebie ani słowa. – Umów się ze mną albo będę się dąsał – uśmiechnąłem się chytrze, na co zakłopotany brunet podrapał się w nieporadnym geście po głowie. – Umów się ze mną  - nalegałem.

***

- Ej, no ale dlaczego nie? – jęczałem, goniąc za chłopakiem w tłumie płynącym z podziemi miasta. – Co ci szkodzi? Przecież to tylko jeden wieczór… - dogoniłem go w końcu i złapałem za rękę, żeby ten mi nie zwiał.
Chociaż… jakby nie patrzeć to i tak już znałem jego adres, więc nawet gdyby mi się wywinął, to zawsze mogłem od razu pójść pod jego mieszkanie. W końcu kiedyś wrócić musiał, nie?
- Jesteś namolny! – syknął.
- A ty bez serca – fuknąłem, przewracając oczyma. – Poza tym cały czas nie dostałem mojego zadośćuczynienia! – wypomniałem mu. – Więc mam prawo być na ciebie obrażonym!
- Więc może skorzystasz z tego prawa i pójdziesz się dąsać? – prychnął. – Wiesz, ludzie jak są zazwyczaj na kogoś obrażeni, to unikają spotkań  z daną osobą, a nie łażą za nią krok w krok! – wyrzucił ręce w powietrze w akcie desperacji. - Jesteś dziwny… - skwitował.
- A ty uparty – burknąłem.
Pomimo tego, iż Luvia konsekwentnie mi odmawiał, ja wciąż próbowałem się z nim umówić. Tak, wiem, każdy normalny człowiek na moim miejscu już by się poddał i dał sobie spokój, szczególnie jeśli uwzględni się, jak ostrą i nieuprzejmą odmowę dostałem, ale ja zwyczajnie nie mogłem tego zrobić. Mimo iż chłopak był dla mnie oschły, wręcz wredny i cały czas mi odmawiał, to ja wciąż nie dawałem za wygraną. Nawet jakbym chciał, to nie mogłem. Z jakiś niezrozumiałych powodów ciągnęło mnie do niego.
A więc tak już od jakiś dwóch tygodni chodziłem za nim prawie wszędzie, spędzałem z nim cały mój wolny czas. Za dnia nachodziłem go w cukierni, w nocy w klubie (w którym mimo wszystko zdecydowałem się pokazać, gdyż uznałem, że najciemniej pod latarnią, a więc nikt nie posądzi mnie o wysadzenie muszli klozetowej skoro jakby nigdy nic znów tam regularnie przewiadywałem), a w chwilach, kiedy brunet miał wolne, siedziałem u niego w domu. Przez to wszystko zdarzało mi się trochę spóźniać na próby czy nagrania, ale cóż… Próbowałem nawet dostosować swoje godziny pracy do jego, abyśmy mogli spędzić ze sobą możliwie jak najwięcej czasu wolnego, dlatego też ostatnio zaproponowałem chłopcom rozpoczęcie nagrania o dwudziestej… Oczywiście nikt się nie zgodził i wszyscy kazali mi puknąć się w czoło, ale ostatecznie przynajmniej próbowałem…
Mój obiekt westchnień wszedł do mieszkania, a ja zaraz za nim. Widziałem jak w zastraszającym tempie narastał w nim gniew, ale nic sobie z tego nie robiłem. Uparcie podążałem za nim i ani myślałem odpuścić, tak samo jak i on ani myślał w końcu się ze mną umówić. Serio, co było ze mną AŻ tak nie w porządku, że ten tak się zacietrzewił? A może to z nim było coś nie tak…?
Luvia oparł się o kuchenny blat i odetchnął głęboko, aby się uspokoić. Przymknął oczy i odwrócił się do mnie plecami. Zamarł w takiej pozycji i przez dłuższą chwilę się nie ruszał.
- To co, dzisiaj nie będzie obiadu? – zagadnąłem, przerywając ciszę. – Nie że coś, ale masz jakąś godzinę dwadzieścia do wyjścia. Tak tylko przypominam… - rozłożyłem ręce, przyglądając się zegarowi naściennemu.
W brunecie w końcu coś pękło, gdyż wściekły trzasnął pięścią w blat, aż dało się słyszeć metalowy szczęk sztućców i noży kuchennych w szufladach, które mieściły się poniżej. Chłopak odwrócił się w moim kierunku i zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Czego ty tak właściwie chcesz, co? Przyznaj się! – wymierzył we mnie oskarżycielsko palcem. – Chcesz mnie ośmieszyć? Zabawić się moim kosztem? – zmrużył groźnie oczy.
- Co? O co ci chodzi? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu. – Chcę się tylko z tobą umówić! – podniosłem dłonie w obronnym geście.
- Ach, a więc mam rozumieć, że teraz, po latach nasze role się odwróciły, tak? – sapnął poirytowany.
- Słucham? – znów nie pojmowałem, o czym mówił. – Jakie role? Po jakich latach? – spojrzałem na niego z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś! – krzyknął.
- Aha, nie no fajnie… Dobrze, że przynajmniej bez problemu potrafisz przyznać, że uważasz mnie za idiotę – skrzywiłem się. – Całe szczęście nie za skończonego idiotę, bo wtedy to już bym się obraził – założyłem ręce na piersi, spoglądając na niego z urazą.
- Więc co? Chcesz mi wmówić, że niczego nie pamiętasz? – przewrócił oczyma. – Parę kolczyków i tatuaży zmieniło mnie aż tak bardzo, że nie potrafisz już mnie sobie przypomnieć? Że nie pamiętasz, kiedy spotkałeś mnie po raz pierwszy? – fuknął.
Zapadła między nami niezręczna chwila ciszy przerywana jedynie ciężkim oddechem Luvii.
- To my się spotkaliśmy wcześniej? – zapytałem cichutko.
Z miejsca poczułem się głupio, iż nie pamiętałem naszego pierwszego spotkania. No tak, teraz już mniej więcej miałem nakreślony obraz, dlaczego brunet był wobec mnie taki niechętny… Spieprzyłem sprawę…
- W liceum… - odezwał się niemrawo. – To ja próbowałem się z tobą umówić, ale ty dobitnie dałeś mi do zrozumienia, żebym dał ci spokój… - wyjaśnił.
Wróciłem pamięcią do czasów szkolnych, szukając wspomnienia chłopaka z liceum, który chciał się ze mną umówić… Cóż, nie było ich w tamtym okresie wielu, więc zaraz przypomniałem sobie niepozornego bruneta w krótkich włosach, który był o rok młodszy ode mnie. Faktycznie, kouhai kręcił się koło mnie przez jakiś czas. No dobra, był trochę zbyt nachalny, dlatego w tamtych czasach uznałem go wręcz za prześladowcę… Niestety, pech chciał, że ten akurat pojawił się na mojej drodze, kiedy dużo rzeczy potoczyło się inaczej, niżbym sobie tego życzył, a w dodatku rzucił mnie mój dotychczasowy, długoletni chłopak, więc byłem poirytowany. Kiedy po raz tysięczny zapytał mnie o wyjście, wrzasnąłem na niego, żeby w końcu się odwalił i dał mi spokój. Byłem zły po stracie chłopaka, który w dodatku zostawił mnie dla kogoś innego i nie miałem ochoty umawiać się od razu z następnym delikwentem. Chciałem być przez chwilę sam, próbowałem mu to jakoś jasno wyperswadować, ale ten nic sobie z tego nie robił, więc któregoś dnia puściły mi nerwy. Zrobiłem mu awanturę, jakich mało… Nie, żebym był z tego dumny czy coś… Przez następne tygodnie szukałem go, gdyż zamierzałem go przeprosić, jednak ten unikał mnie z takim powodzeniem, iż nie mogłem go spotkać. Po pewnym czasie wciąż trawiony wyrzutami sumienia po prostu dałem sobie spokój i wróciłem do mojego starego porządku dnia, zapominając o nim.
Poczułem się niezręcznie. Cóż, nie dało się ukryć, że historia zatoczyła koło z tą drobną różnicą, iż tym razem obsadziła nas w innych rolach.
- No wiesz… - bąknąłem nieśmiało. – Byłeś trochę nachalny… - próbowałem się bronić.
- A ty to niby teraz jaki jesteś? – fuknął. – Nachodzisz mnie w obu pracach i chodzisz nawet za mną do domu! Nie mogę się od ciebie uwolnić chociażby na pół godziny! – jęknął. – Nie umówię się z kimś, przez kogo zostałem już raz odrzucony… - mruknął znacznie ciszej.
Sytuacja, w której się znaleźliśmy była naprawdę dziwna. Z jednej strony rozumiałem, dlaczego tak bardzo rozpamiętywał moją odmowę… w końcu odrzuciłem go chyba w najbardziej chamski i bolesny sposób, w jaki tylko da się kogokolwiek odrzucić, ale z drugiej strony… no właśnie, wciąż tak bardzo mi na nim zależało…
- Nie da się ukryć, że swego czasu trochę przesadziłeś – zacząłem już pewniej i nie zraziło mnie nawet mordercze spojrzenie właściciela mieszkania. – Byłeś też po trosze stalkerem – rozłożyłem ręce, czując wiszący w powietrzu miecz, którym Luvia z chęcią pozbawiłby mnie głowy. – Wszystko było „trochę” – brunet spojrzał na mnie z niezrozumieniem. – No właśnie – rozłożyłem ręce, jakby w tym momencie wszystko powinno stać się dla niego jasne. – Ty przegiąłeś tylko trochę, bo tylko trochę ci na mnie zależało – wysunąłem swoją teorię. – Ja z pewnością przesadziłem dużo bardziej niż ty kiedyś… ale czy to nie dowodzi tylko tego, jak bardzo mi na tobie zależy? Jak bardzo jestem zdesperowany, zdeterminowany i uparty? Jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo cię cenię? – spojrzałem na niego pewny siebie z zawadiackim uśmieszkiem.
- Gdybyś tak mnie cenił, to potrafiłbyś także uszanować moje zdanie – ten cały czasy obstawał przy swoim. – A więc dałbyś mi w końcu spokój – odwrócił wzrok, zakładając ręce na piersi.
- Cóż, można i myśleć w ten sposób… - wzruszyłem ramionami. – Jeśli tak bardzo chcesz, to mogę zniknąć z twojego życia – zaoferowałem. Zaciekawiony brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Zastanów się jednak czy chcesz, żeby historia faktycznie zatoczyła koło – poradziłem. – Najpierw ty chciałeś się ze mną umówić, ale ja zachowałem się jak skończony dupek, za co teraz przepraszam, a teraz ja chcę się umówić z tobą… Jakby nie patrzeć chęć umówienia się z tą drugą osobą wyszła od nas obojga choć z pewnym opóźnieniem w czasie – westchnąłem. – Poza tym musisz przyznać, że moja determinacja i upór pokazują tylko, jak bardzo mi teraz na tobie zależy. Jeśli chodzi o mnie, to wiesz, czego się możesz spodziewać – straciłem trochę na pewności siebie. – Myślę, że udowodniłem ci, jak wiele dla mnie znaczysz… Nie chciałbyś mieć chłopaka, który ceniłby cię ponad wszystko? – oczy Luvii rozszerzyły się w zdziwieniu. – No co? A niby po co człowiek się z kimś umawia? Chyba po to, żeby potem z tą osobą się związać, nie? – rozłożyłem ręce. – Wiesz… Mówię tylko, że już teraz możesz być pewny, że zależy mi na tobie bardzo mocno, więc gdybyś tylko zechciał się ze mną związać… - urwałem, nie do końca wiedząc, jak powinienem dokończyć to zdanie. – Przez większą część życia umawiamy się z różnymi ludźmi, szukając tej jednej, jedynej osoby, z którą chcielibyśmy zostać… - postawiłem na zagrywkę uczuciową. – Niestety odnalezienie jej nie jest takie proste, co? A jednak związanie się z osobą, która po pewnym czasie okazuje się być samolubnym sukinsynem, który o ciebie nie dba, boli, prawda? – spojrzałem na niego jednoznacznie. – Niemniej, fakt, iż pozwoliłem sobie popaść w swoistą obsesję na twoim punkcie, dowodzi tego, że ja raczej nie zachowywałbym się w podobny sposób już nigdy więcej, nie? – próbowałem go do siebie przekonać. – Zawsze stawiałbym cię na pierwszym miejscu – zapewniłem. – Znaczy… Jasne, miałem swoją szansę i ją spieprzyłem, ale… Cóż, pewni ludzie potrzebują czasem coś stracić, żeby zrozumieć, co tak naprawdę sami zniszczyli, nie uważasz? Nie mówię, że są to mądrzy ludzie… - zakłopotany podrapałem się po karku. – Cholera, chyba jednak jestem tym idiotą, za którego mnie masz… - uśmiechnąłem się rozbrajająco. – Luvia, przepraszam za to, co zrobiłem ci wcześniej – niepewnie postąpiłem kilka kroków w jego stronę. Chłopak nawet nie drgnął ze swojego miejsca, co było dobrym znakiem.
- Może… Może w sumie też niepotrzebnie wciąż rozpamiętuję, co stało się w przeszłości… - mruknął niemrawo. – Co się stało to już się nie odstanie, nie? – wzruszył ramionami. – Ja też przepraszam… za to, że byłem taki uparty… i że byłem dupkiem… - zacisnął usta.
- Rozumiem, że cię to zabolało – oparłem się o szafki koło niego. – Poza tym nawet nie przeprosiłem cię w czas, więc miałeś prawo być obrażonym – niepewnie sięgnąłem po jego dłoń. Brunet posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, ale nie wyrwał ręki z mojego uścisku.
Powoli, delikatnie nachyliłem się w jego kierunku. Chłopak szybko zorientował się, o co mi chodzi. Z początku jeszcze zdawał się być oporny, ale ostatecznie przełamał się, co mnie niezmiernie cieszyło. Przysunął się do mnie nieznacznie, a ja objąłem go w pasie. Luvia oparł jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą na biodrze. Moje serce zabiło mocniej. W skroniach huczał mi bęben tętna. Nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. W momencie, kiedy nasze wargi już prawie się spotkały, brunet odskoczył ode mnie jak oparzony.
- Cholera, za dziesięć minut muszę być w robocie! – wykrzyknął przestraszony, wpatrując się z niedowierzaniem w zegar. – Kai, masz telefon? – obszukał się po kieszeniach, jednak nie mógł znaleźć komórki. W odpowiedzi skinąłem mu głową. – Dzwoń po taksówkę! Szybko! – ponaglił mnie. – Metrem nie zdążę do pracy! – panikował.

***

O godzinie osiemnastej w poniedziałki mało kto odwiedzał bary. Cieszyłem się z tego niezmiernie, gdyż dzięki temu mogłem swobodnie porozmawiać z Luvią, który stał za kontuarem i właśnie polerował szklanki.
- Jakby nie patrzeć, właśnie wyszliśmy razem do klubu – zaśmiał się. – To prawie jak randka – parsknął.
- Taa… tylko ja bym się lepiej bawił, gdybyś mógł tu usiąść koło mnie – wskazałem na wysoki stołek – a nie gdybyś był w pracy – skrzywiłem się. Barman odstawił szklankę na miejsce i dosiadł się koło mnie.
- Proszę bardzo – zachichotał pod nosem. Uroczo się śmiał… - Zadowolony? – spojrzał na mnie przelotnie.
- Mniej więcej – mruknąłem, niemal kładąc się na blacie.
Chwilę potem jednak westchnąłem i znów się podniosłem, upijając łyk wody ze szklanki, która miała imitować alkohol. Dziwnie bym wyglądał, gdybym po prostu tutaj tak siedział, a jednak nie chciałem się upić przy chłopaku, który dopiero co wydał mi niepewne pozwolenie na zbliżanie się do siebie…
Zapatrzyłem się w jakiś nieokreślony punkt, przez co nawet nie zauważyłem, kiedy barman przysunął się do mnie i szybko musnął moje usta. Ledwo zdążyłem poczuć delikatne ukłucie jego kolczyków w dolnej wardze i chłód metalu. Spojrzałem na niego zaskoczony, na co ten jedynie odpowiedział mi uśmiechem.
- Luvia, szef chce z tobą rozmawiać – drugi pracownik baru wyszedł z zaplecza i podał brunetowi telefon, który posłał mi jeszcze przepraszające spojrzenie i wyszedł.
Chłopak stojący za kontuarem potraktował mnie miażdżącym spojrzeniem, na co ja jedynie wyszczerzyłem się do niego triumfalnie, momentalnie siadając dumnie, prosto. Nie ulegało wątpliwościom, iż musiał zauważyć gest ze strony swojego współpracownika. Nie ulegało także wątpliwościom to, iż był zazdrosny.
W sumie miał o co.

***

O piątej nad ranem ponownie siedzieliśmy już w mieszkaniu bruneta. Cały dzisiejszy wieczór i noc spędziłem z moim obiektem westchnień na rozmowie. Cieszyłem się, że ten w końcu zaczął ze mną rozmawiać. Czułem się wręcz wyniesiony do chwały ołtarza, kiedy inni próbowali go zagadywać, jednak ten szybko przepraszał i zaraz wracał do mnie, gdy tylko skończył robić drinki. Byłem śpiący, ale szczęśliwy. Nie potrafiłem pojąć, jakim cudem Luvia potrafił funkcjonować śpiąc zaledwie kilka godzin dziennie oraz pracując w dwóch miejscach na raz.
- Ale jak to?! – ożywiłem się nieco spoglądając na chłopaka z przyganą. – Dlaczego? Myślałem, że między nami już wszystko w porządku…
- Nie powiedziałem, że będę się z tobą umawiać – parsknął, po czym wytknął mi język. W odpowiedzi jedynie przewróciłem oczyma i westchnąłem cierpiętniczo. – Głodny jestem – poinformował mnie. – Skoro już mnie prześladujesz to przynajmniej się na coś przydaj i zrób śniadanie – polecił. – Ja idę wybrać jakiś film na potem… - rzucił odchodząc w stronę salonu.
Znów sapnąłem, ale posłusznie otworzyłem lodówkę, aby zorientować się, jak w ogóle prezentują się zapasy barmana. Następnie przeszukałem wszystkie szafki w poszukiwaniu garnka i patelni. Ostatecznie wyszedłem zwycięsko z tej batalii, nawet jeśli przez senność mało nie wsadziłem ręki do gotującej się wody i nie zaparzyłem kawy z dodatkiem pieprzu. Kto by się jednak przejmował takimi drobnostkami?
Najpierw przeniosłem do salonu napoje, od razu wręczając właścicielowi mieszkania kubek z mocną, czarną jak i jego dusza i serce kawą. Serio, żeby po tym jak prawie się pocałowaliśmy wciąż nie chcieć się ze mną umawiać? Ech… Wróciłem się do kuchni po talerze z jedzeniem, po czym podałem Luvii jego porcję.
- Ładnie pachnie – pochwalił. – Wygląda też nie najgorzej – uśmiechnął się delikatnie, jednak ja w odpowiedzi byłem w stanie jedynie mruknąć coś niezrozumiale pod nosem.
Rozsiadłem się na kanapie, a chłopak włączył jakiś film na laptopie podłączonym do telewizora. Próbowałem skupić się na fabule, jednak nim lista sponsorów dobiegła końca mnie znów zaczęły się zamykać oczy. Nawet nie udało mi się dokończyć mojej porcji, przez co w pewnym momencie jedzenie mało nie wylądowało na moich kolanach, kiedy za sprawą zmęczenia mój uchwyt niespodziewanie zelżał. Brunet bezpardonowo przejął ode mnie mój talerz i dokończył za mnie śniadanie. Nie awanturowałem się o to. W zamian pozwolił mi oprzeć się o swoje ramię. Czując przyjemne ciepło bijące od drugiej osoby jeszcze bardziej zachciało mi się spać.
- Luvia… - jęknąłem. – Czemu ty się nie chcesz ze mną umawiać, co? – zapytałem niewyraźnie, lawirując gdzieś między cienką granicą jawy i snu.
- Cicho, nie słyszę, co mówią – zganił mnie, ponownie skupiając się na produkcji filmowej.
- Luvia… - jęknąłem raz jeszcze, napierając na niego całym ciałem.
- Cii! – syknął na mnie.
Trwaliśmy teraz w pozycji półleżącej. Chłopak opierał się na boku, a ja wtulałem się w jego żebra. Jego klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała, kiedy oddychał. To mnie w jakiś sposób uspokajało.
Po pewnym czasie poczułem, jak brunet głaszcze mnie po włosach, zapewne będąc przekonanym, iż już dawno odpłynąłem do Krainy Po Drugiej Stronie Tęczy. Ja jednak wciąż jako-tako trzymałem się rzeczywistości. Możliwość przytulenia się do niego była tak przyjemna, iż chciałem czerpać z niej jak najwięcej i jak najdłużej, ale żeby to zrobić musiałem być przecież przytomny.
- Głupi ty jesteś, Kai… - mruknął pod nosem. – Cały czas pytasz czy się z tobą umówię, a nie widzisz, że nasze relacje są już dużo dalej niż na etapie ludzi, którzy dopiero co zaczynają się ze sobą umawiać – byłem pewny, że pokręcił głową z dezaprobatą dla mojej osoby. – Właściwie to przecież już zachowujemy się, jakbyśmy od dawna byli razem… - zauważył. Jego dłoń zsunęła się na mój kark. Zaczął mnie masować, a ja ledwo powstrzymałem się od zdradzieckiego mruknięcia.
Znienacka jednak podniosłem się na łokciach, zwisając nad chłopakiem, po którego obu stronach się opierałem, tym samym odcinając mu jakąkolwiek drogę ucieczki. Spojrzałem na niego z wyrzutem.
- A pocałować to mnie nie chcesz! – zmrużyłem groźnie oczy.
Brunet w pierwszej chwili wpatrywał się we mnie zdziwiony, jednak ostatecznie zaśmiał się krótko. Przesunął dłonią po moim policzku uśmiechając się ciepło. W następnej chwili złączył nasze wargi w czułym, delikatnym pocałunku.
- Podrywanie barmanów jest strasznie trudne – skwitowałem wzdychając, kiedy już się od siebie odsunęliśmy. Luvia w odpowiedzi jedynie zaśmiał się serdecznie i pacnął mnie po głowie. Naburmuszyłem się. – Wciąż mi wisisz randkę! – wypomniałem mu.
- Cóż… próbuj dalej, może kiedyś ci się uda umówić ze mną – parsknął.
- Mówiłem ci już, że podrywanie barmanów jest strasznie trudne? – spojrzałem na niego z przyganą, po czym przewróciłem oczyma i ponownie złączyłem nasze usta.

Tak, podrywanie klubowiczów jest łatwe. Wystarczy dosiąść się, postawić kolejkę, zapytać o imię i gotowe. Z barmanami jest dużo gorzej. Trzeba się trochę nastarać. Czasem nawet trzeba wysadzić jakąś muszlę klozetową, ale cóż… ostatecznie chyba warto, prawda?

10 komentarzy:

  1. To było boskie. Już dawno tak się nie uśmiałam. Opko jak zwykle genialne i akurat na poprawę humoru. Pozdrawiam i dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się cię rozbawić C: Dziękuję też za to "jak zwykle" - miło przeczytać, iż ktoś uważa moje wypociny za coś stale nadającego się do czytania :D Czuję się wręcz dumna z tego powodu ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  2. ^ to samo.
    Nie wiem tylko czemu czekałem na obleśne seksy w kiblu.
    Kita jak zwykle trzyma poziom. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też czekałam na te seksy w kibelku hehe ;)

      Usuń
    2. Serio czekaliście na jakieś scenki w kiblu? >.<'' Klubowe łazienki zazwyczaj nie grzeszą czystością i są miejscami, do których ludzie udają się z przymusu niżby z przyjemności xD Seksy w takim miejscu są fuuuuuj T_T Wiem, że kiedyś powielałam podobne schematy w starych opowiadaniach (no bo nie oszukujmy się, że to schematowa scenka w yaoi), ale obecnie staram się od czegoś podobnego stronić ^^''

      ~Kita-pon

      Usuń
  3. O rany! Przeurocze w sumie xD.
    Nie spodobało mi się początkowe podejście Kai'a. Po prostu nienawidzę tego we współczesnym świecie, że dzisiaj dla połowy ludności normą jest umawianie się na seks bez zobowiązań. Dla niektórych jest to prawieże codzienność... bierze mnie na wymioty, gdy mam świadomość jak człowiek potrafi się dziwkarsko zachowywać i nie mieć do siebie szacunku, przeobrażając się w zwierzę.
    Nie spodobał mi się również opis Luvii. Na początku zapowiadało się obiecująco, ale potem narrator wjechał z make-up'em i toną kolczyków na mordeczce XDXDXD. Totalnie nie mój typ, ale o gustach się nie dyskutuje! W dodatku stwierdzenie, że twarz Luvii była nieskazitelna... no skoro miał na sobie mejka xDDDDDDDDDDD.
    Świetny zwrot akcji👌, nie wiem jak tobie, ale mi się podobało xD.
    Ogólnie to pozdrawiam! Dawno cię nie czytałam... to chyba z braku ochoty i czasu, ale zauważyłam, że nadrobiłaś "Księcia"! ^-^

    P.s. Mieszkasz obecnie w UK? Jeśli tak, to jak tam brexit? X"DDDDDDDDDD Nie żebym pałała chęcią wywalenia cię stamtąd, ale po prostu jestem ciekawa xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie fajnie że Kai musiał za nim biegać. Starał się i w końcu mu się udało. Dobrze że nie było seksu w klubowej łazience bo było bardziej ciekawie i lepiej się rozwinęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie tak powinno być, nie? Ktoś się stara i w końcu zostaje za to wynagrodzony - przynajmniej mam nadzieję, że ten świat tak działa xD Seks w klubowej łazience jest paskudny x.x Mam wrażenie, że takowa scena mogłaby tylko sprawić, że ten tekst stałby się bardziej obrzydliwy niżby... jakikolwiek inny? ^^'' No, w każdym razie z pewnością by nie zyskał na tym x''D

      ~Kita-pon

      Usuń
  5. Zwyłam się ze śmiechu. Kai w tym opowiadaniu jest okrutny pod każdym względem! Cieszę się, że nie było seksu w łazience, bo tekst zdecydowanie by na tym stracił... A tak to był bardzo przyjemny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kai był okrutny? Myślałam, że to bardziej Luvia wyszedł na nieczułego xp Nie wiem dlaczego, ale wszyscy rozpisywali się o seksach w łazience, kiedy mnie nawet podobna scena przez myśl nie przeszła podczas pisania tego oneshota x''D Chyba czytelnikom już się kojarzy słowo "klub" ze scenkami w kiblu =.='' Albo po prostu głodnemu chleb na myśli xp

      ~Kita-pon

      Usuń