Z dedykacją dla Akai Haruki za zrozumienie i motywację ♡
„Geisha no Furin” cz.3
W ostatnich dniach Hiro przepadł jak kamień w wodę. Najzwyczajniej w świecie zniknął. Z początku towarzyszył mi niemal przez cały czas, gdyż większa część mojego dnia była wypełniona treningami pod jego czujnym okiem, dlatego teraz dziwnie się czułem samotnie krążąc po korytarzach geisha-ya - na dobrą sprawę - bez celu. Nie ukończyłem jeszcze mojego treningu, a więc nie mogłem usługiwać gościom. Jedyne co mi pozostało to wciąż ćwiczyć ten przeklęty taniec kappore. Niestety, sam w sobie nie miałem tyle zapału i uporu, aby przez długie godziny powtarzać w kółko ten sam układ – Hiro był o wiele lepszą motywacją… a może raczej jego nieustanne wrzaski i karcące spojrzenie…
W każdym razie kręcąc się po okiya zdarzyło mi się kilka razy podejrzeć przez niedokładnie zasunięte drzwi ćwiczenia geisha-onna. Z tego co wiedziałem jako ostatni dołączyłem do kręgu mieszkańców tego domu, co wiązało się z tym, że również najkrócej trenowałem, a mimo to już mogłem zauważyć rażące błędy, które popełniały geisha-onna. Cóż, teraz przynajmniej po części rozumiałem irytację mężczyzny… Jak można tyle ćwiczyć i dalej tak nieumiejętnie wykonywać ten prosty układ?
Jednak bardziej niż brak zdolności kobiet z mojego geisha-ya martwił mnie fakt zniknięcia Hiro. Nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie pokazywał się od kilku dni, w nocy w jego pokoju nie paliło się światło, nie schodził na posiłki, nie przynoszono mu ich nawet do pokoju. Zdawało się również, że nie zachorował, gdyż nikt się nim nie opiekował, a leki nie zostały zamówione podczas ostatniej wizyty kupca. Zupełnie tak jakby wyparował… może odszedł? – ta myśl napawała mnie strachem. Nie to, żebym się do niego jakoś znacząco przywiązał czy coś, ale zwyczajnie czułem się bardzo niezręcznie będąc jedynym mężczyzną wśród tylu kobiet. Zacząłem zastanawiać się, jak Hiro znosił to przez tak długi czas… Poza tym, jeśli w istocie odszedł nikomu nic przy tym nie mówiąc, kto będzie dalej mnie szkolił? Brunet może i był estetą-perfekcjonistą, ale czy byłby zdolny porzucić mnie tylko dlatego, że nie spełniałem jego oczekiwań? Bądź co bądź nie był znowu aż takim złym człowiekiem…
- Takanori-san – z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Spojrzałem z niemym pytaniem na Suzume. – Mama prosiła, abyś i ty przygotował się należycie do dzisiejszego wieczoru.
- Dzisiejszego wieczoru? – zdziwiłem się.
- Owszem – skinęła głową. – Przybędą dziś goście, których Hiro-sama nakazał potraktować z najwyższą godnością.
Co ty znowu uknułeś, Hiro?
***
Przybyli goście byli… dość niecodzienni jak na standardy naszego okiya, jeśli mogę się tak wyrazić. Składało się na nich kilku zwykłych, prostych marynarzy. Z początku byłem zdziwiony, że brunet kazał specjalnie ugościć tak niedoborowe towarzystwo, tym bardziej, że sam był tayū, a więc tacy zwykli śmiertelnicy nie mieli prawa go nawet oglądać. Czymże zasłużyły sobie te podrzędne wilki morskie na uznanie kogoś takiego jak Hiro?
Minęła dość długa chwila nim całe to zgromadzenie zatarabaniło się do największej sali w naszym geisha-ya, gdzie zwykły się odbywać większe pokazy taneczne, których i tym razem nie zabrakło – bardziej doświadczone gejsze tańczyły, wykonując różne układy, których jeszcze nie poznałem. Łącznie występowało około piętnastu kobiet, które podzieliły się na mniejsze grupy, z których każda jedna w tym samym czasie wykonywała różne tańce, aby nie zanudzić widza. Trzeba przyznać, że odstawiły całkiem ładny spektakl, choć nie mogę powiedzieć, żeby porwało mnie to tak jak pozostałych mężczyzn. Cóż, mając w pamięci występ Hiro, geisha-onna nie mogły mnie oczarować.
Podczas występu wraz z kilkoma innymi maiko nalewałem jedynie alkoholu, co na całe szczęśnie nie należało do trudnych zadań. W pewnym momencie Suzume dyskretnie szturchnęła mnie, wskazując mężczyznę w najbogaciej zdobionym stroju, który siedział na środku pomieszczenia. Zrozumiawszy aluzję, przemknąłem do niego i uklęknąłem tuż przy jego boku, napełniając jego czarkę.
- Ho? – mężczyzna zwrócił na mnie uwagę, odrywając wzrok od pokazu. – A więc to ty jesteś jego uczniem? – uśmiechnął się szeroko.
Owy mężczyzna był wysoki, wyższy nawet od Hiro, ale z pewnością nie był Azjatą. Jego półdługie, blond włosy zostały związane w prosty węzeł. Zielone, przenikliwe oczy taksowały mnie ciekawsko. Ubrany był w typowo zachodnim stylu, a więc w białą koszulę, proste, czarne spodnie, wysokie, oficerskie buty z cholewami sięgającymi kolana oraz fioletową marynarkę z mankietami wyszywanymi złotą i srebrną nicią. U jego boku w pochwie tkwiła wąska szpada o bogato zdobionej rękojeści, która niestety, jak sądziłem, była jedynie ozdobą, gdyż dalej za pasem miał zatknięte dwa rewolwery o krótkich lufach.
Już chciałem prosić go o wyjaśnienie, kiedy nagle w tym samym momencie drzwi rozsunęły się, a w ich progu stanął nikt inny jak Hiro. Dziwnie było go widzieć w podobnym ubraniu, choć zamiast koszuli i marynarki nosił obszerną tunikę w tradycyjnym chińskim stylu. Jego włosy zostały splecione w mocny warkocz, który przerzucony przez jego ramię zwisał niczym gruby sznur. Od razu odszukał wzrokiem blondyna i skierował się do niego szybkim krokiem.
- Daan! – na twarzy bruneta malował się szczery uśmiech. – Jak zwykle mnie uratowałeś! – uścisnął przyjaciela w typowo Europejskim geście przywitania, co jak dla mnie było nieco zbyt wielkim spoufalaniem się.
- Przecież wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć! – owy Daan roześmiał się perliście.
Gdybym powiedział, że byłem po prostu zdziwiony to byłoby zwyczajnie za mało. Najpierw mój nauczyciel gdzieś znika, nie daje znaku życia przez kilka dni, żeby potem od tak wrócić sobie w zupełnie nie pasującym do niego stroju i uczesaniu, organizując przy tym zabawę rodem z jakiegoś festynu świątynnego, zapraszając przy tym stado nieokrzesanych, barbarzyńskich obcokrajowców (przypominam, że jesteśmy w czasach, kiedy Japonia mocno izolowała się od świata i podzielała niekoniecznie pochlebną opinię co do niego. Jest to czas, kiedy obcokrajowcy kojarzyli się z brudem i chorobami, które przenosili właśnie marynarze – stąd opór Takanoriego od aut.). Co tu się, do cholery, wyprawia?!
Wbiłem zdezorientowane, ale jednocześnie rządne wyjaśnień spojrzenie w bruneta, który odpowiedział mi ściągnięciem brwi. Już zapewne szykował się do zganienia mnie za to bezceremonialne wgapianie się, kiedy uprzedził go jego przyjaciel.
- Hiro, spokojnie – poklepał go po ramieniu. – Chłopak pewnie się martwił. Należą mu się wyjaśnienia – jego głos był miękki i łagodny; przyjemnie się go słuchało.
- Cóż… może i masz rację – mężczyzna skinął głową. – Takanori, to jest mój stary przyjaciel Daan de Vries; pochodzi z Fryzji – przedstawił go.
- Ech, a ty dalej to samo – Europejczyk wywrócił oczyma. – Nie z Fryzji tylko z Holandii i nie de Vries tylko Jassen – sprostował.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz Fryzyjczykiem – Hiro, który zawsze ganił mnie za brak kurtuazji, bezceremonialnie wzruszył ramionami, a w jego głosie pobrzmiewała mieszanka znudzenia i nonszalancji; zupełnie tak jakby w jednej chwili z półkrwi Japończyka, zmienił się w barbarzyńcę z sąsiedniego kontynentu.
- Tyle razy ci powtarzałem, że musiałem wyzbyć się przywiązania do swojego pochodzenia, żeby objąć to stanowisko. Musiałem poświadczyć, że w pełni czuję się Holendrem a nie Fryzyjczykiem; inaczej nie mógłbym pływać pod flagą Holandii - wyjaśnił.
- Twoje nazwisko mówi co innego (de Vries dosłownie oznacza „Fryzyjczyk” od aut.) – zauważył burkliwie brunet.
- Dlatego je zmieniłem – zaśmiał się blondyn.
- Na Jassen? – Hiro prychnął. – Z tego co pamiętam to twój ojciec nazywał się Lucas, prawda? (Jassen dosłownie oznacza „syn Jana” od aut.) Cóż za brak poszanowania dla własnej rodziny i pochodzenia! – oburzył się.
- Ech, wy Chińczycy przywiązujecie zbyt wielką uwagę do przeszłości – machnął lekceważąco ręką. – Liczy się przyszłość – uśmiechnął się przewrotnie.
- Za to wy, Fryzyjczycy, w imię bogactwa jesteście w stanie sprzedać swoją własną osobowość i przyjąć nową. Za bardzo asymilujecie się z Holendrami; to przez to wasza kultura zanika, a niedługo może dojść nawet do tego, że zniknie zupełnie – brunet uparcie trwał przy swoim.
- Jak zwykle uparty i wyniosły, co Hiro? – zaśmiał się. – Naprawdę, nic się nie zmieniłeś od czasów, odkąd opuściłeś dwór w Chinach… - pokręcił głową.
- Ano… - wtrąciłem się nieśmiało. – Jassen-san, długo znasz się z Hiro? – zaciekawiłem się.
- Znamy się od wielu lat! – wykrzyknął uradowany. – Właściwie to można powiedzieć, że wychowałem się na cesarskim dworze słuchając jego śpiewu! – klasnął w dłonie. – Ach, ilekroć brakował mi jego nocnych zawodzeń, kiedy wyjechałem do Petersburga lub kiedy już wróciłem do ojczyzny – zaśmiał się, widząc marsową minę bruneta, która była wymowną odpowiedzią za nazwanie jego śpiewu „nocnymi zawodzeniami”.
- Byłeś w Rosji, Jassen-san? – dociekałem.
- Owszem – skinął głową. – Jako nastolatek zostałem wysłany wpierw do Chin, a następnie do Rosji, gdzie pobierałem nauki u różnych doświadczonych dowódców wojskowych, aby później sam objąć zwierzchnictwo nad flotą Holenderską. Obecnie odpowiadam także za prowadzenie interesów z Japonią – odparł. Widocznie opowiadanie o sobie wprawiało go w dobry nastrój. – Interesują cię podróże, Takanori-kun? – uśmiechnął się do mnie ciepło. Jego pytanie i sposób, w jaki wymówił moje imię zawstydziło mnie tak bardzo, iż nawet nie zdziwił mnie fakt, że zna moje imię.
- Trochę… - bąknąłem nieśmiało. – A… - zająknąłem się. – Jeśli mogę spytać, przed czym uchronił pan Hiro?
- Uchroniłem? – zdziwił się. – Ja go przed niczym nie chroniłem, to ten drań jak zwykle przecenia moje czyny! – zaśmiał się i znów poklepał Hiro po ramieniu. – Chińska delegacja została wysłana do Japonii, o czym jedynie przezornie go poinformowałem – sprostował.
- To dlatego zniknąłeś? – zapytałem bruneta.
- Musiałem ukryć się, dopóki nie wyjechali; ostrożności nigdy za wiele. Nie wiadomo, który z przybytków w Yoshiwarze zechcieliby odwiedzić – westchnął ciężko. – Ale przynajmniej w tym czasie nie próżnowałem. Udając gościa odwiedziłem kilka innych okiya i poznałem umiejętności tamtejszych gejsz, toteż teraz łatwiej będzie mi cię oceniać i nauczać – posłał mi delikatny uśmiech.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że musisz uciekać?! – zdenerwowałem się.
- A od kiedy to ja muszę się przed tobą tłumaczyć? – wyciągnął swój nieodłączny wachlarz z obszernego rękawa i uderzył mnie nim w głowę. Zawyłem z bólu. – Ciesz się, że w ogóle dowiedziałeś się czegokolwiek!
- Nic się nie zmieniłeś, naprawdę, nic się nie zmieniłeś! – Daan roześmiał się po raz wtóry. – Wciąż nosisz ten wachlarz od Ruìdì’ego? – Hiro drgnął nagle i spojrzał na przyjaciela zdziwiony. Blondyn wykorzystał tę chwilę nieuwagi i wyjął mu z dłoni owy wachlarz. Rozłożył go i przyjrzał mu się krytycznie. – Musiałeś o niego naprawdę dbać, skoro pomimo upływu czasu nawet atrament nie wyblakł. Pewnie wielokrotnie poprawiałeś te znaki, co? – dopiero w tym momencie zauważyłem, że na kremowym papierze wachlarza w rzeczywistości coś jest napisane i ku mojemu zdziwieniu było to haiku! (zostawienie wachlarza z haiku w sypialni ukochanej było znakiem, że jej oblubieniec przyjdzie do niej w nocy od aut.) Zdaje się, że Hiro nie tylko uwiódł cesarza Chin, ale także się w nim zakochał, skoro zachował tę pamiątkę dawnego romansu. Kiedy jego były kochanek wydał na niego wyrok śmierci i zmusił do ucieczki z kraju z pewnością złamał mu tym serce… W tym momencie zacząłem myśleć o brunecie nieco inaczej. Może ta jego pozorna oziębłość była swego rodzaju pancerzem, który miał odstraszyć innych, aby się do niego nie zbliżali i nigdy więcej nie zranili? Spojrzałem na mojego nauczyciela, którego jeszcze nigdy nie widziałem w takim stanie. Hiro, zawsze dumny i władczy, teraz jakby skulił się w sobie i zmarniał. Wbił wzrok w maty tatami, na których siedzieliśmy, a na jego twarzy malował się grymas bólu spowodowany otworzeniem starej rany. Wydawał się być teraz taki kruchy i delikatny… - Piękno połączone z użytecznością – ciągnął Jassen, wyciągając ze wzmocnionych stalą żeberek wachlarza (przez które uderzenia były tak bolesne) ukryte w nich senbon (długie igły służące za broń. W ich używaniu szkolili się m.in. ninja z rodu Fūma od aut.). – Najlepszy prezent, jaki można sobie wyobrazić, prawda? Co jak co, ale trzeba przyznać, że Yongyǎn miał gust… - mruknął. Zapanowała niezręczna cisza. Hiro zagryzł dolną wargę i przymknął oczy, zapewne bezskutecznie próbując odepchnąć od siebie przykre wspomnienia. – No – odezwał się z powrotem Holender, oddając brunetowi jego własność – ale skro zostałem już twoim prywatnym informatorem, to zdradzę ci jeszcze jedną rzecz, która może ci się przydać.
- O co chodzi? – zainteresował się mężczyzna. – Mam nadzieję, że żadna afera nie wybuchła na cesarskim dworze w Chinach?
- Póki co żadne podobne wieści do mnie nie dotarły – Europejczyk wzruszył ramionami. – Tym razem jednak nie powinieneś przejmować się Chinami.
- W takim razie czym?
- Jak zapewne wiesz port jest wspaniałym miejscem do zasięgnięcia języka. Przybywają tam ludzie z całego kraju, więc właściwie możesz zdobyć informacje z różnych regionów, wystarczy tylko dobrze poszukać. Port jest także wylęgarnią plotek i największym skupiskiem marzeń o pięknych i utalentowanych gejszach…
- Do rzeczy – Hiro wrócił już do swojego poprzedniego stanu.
- Zauważyłem, że w ostatnim czasie coraz więcej mówi się o niejakim „chłopcu ze złotym głosem” z Yoshiwary – przybrał poważny wyraz twarzy. – Nie chcę cię straszyć na zapas, Hiro, ale dobrze by było gdybyś jednak nie rósł w sławę, gdyż to może sprawić, że skupisz na sobie uwagę swoich wrogów zza morza. Pozwolę sobie przypomnieć ci, że zniknięcie „złotego głosu” z cesarskiego dworu w Chinach wywołało niemałe poruszenie, a Yongyǎn z pewnością nie przepuści okazji, żeby sprawdzić chociażby plotki o tym chłopcu ze złotym głosem. Nie wiem czy rozsądnie nie byłoby dla ciebie przenieść się do Shinmachi na jakiś czas… - potarł brodę w geście zamyślenia. – Jesteś jednym z niewielu mężczyzn, którzy pracują w Yoshiwarze, a więc nietrudno będzie cię znaleźć…
Brunet zasępił się.
***
- Hiro, proszę, odpowiedz mi!
- Jak mam ci odpowiedzieć, kiedy nie podjąłem jeszcze decyzji?! – huknął na mnie, rozgniewany.
- Nie możesz wyjechać! – złapałem go za poły hanfu. – Proszę, nie rób tego! – mężczyzna westchnął ciężko.
- Chyba będę musiał… - westchnął raz jeszcze. – Jeśli mnie tu znajdą, mama będzie miała kłopoty… Przyjęła mnie pod swój dach, wiedząc kim jestem. Nie chcę sprawiać jej problemów… - rozmasował obolałe skronie.
- Więc zabierz mnie chociaż ze sobą! – wykrzyknąłem, nie myśląc nawet o tym, co mówię.
Cóż, mogłem się oszukiwać, że go nie znoszę i że nie przywiązałem się do niego, ale w gruncie rzeczy było inaczej. Hiro może i był wymagający, a przy tym potrafił irytować jak nikt inny na świecie, ale to dzięki niemu teraz miałem dach nad głową i pełny żołądek. Gdyby tamtej nocy, kiedy przyszedłem okraść jego okiya, wydał mnie, co najmniej straciłbym rękę o ile nie głowę. Nawet gdyby pozwolił mi odejść, nie pożyłbym zapewne zbyt długo, gdyż udało mi się zwinąć jedynie przyprawy, a więc pewnie nie uniknąłbym śmierci głodowej i wróciłbym do swojej zabłoconej uliczki, w której nieustannie unosił się kwaśny odór śmierci. Trenował mnie, aby mama pozwoliła zostać mi w swoim geisha-ya na stałe, żebym już nigdy nie musiał obawiać się o to, że czegoś mi zabraknie. Był pierwszą osobą, która okazała mi litość. Był pierwszą osobą, która potraktowała mnie jak człowieka, a nie jak zwierzę.
Nie mogłem dać mu od tak po prostu zniknąć z mojego życia, dopóki nie spłaciłem swojego długu.
- Nie – odpowiedział ostro. – Nikt inny niż ja nie powinien odpowiadać za moje poczynania. Nie wciągnę cię w to.
Zacisnąłem szczęki i dłonie w pięści, czując jak paznokcie wbijają się w skórę. Nagle jakby zabrakło powietrza w pomieszczeniu. Zaczerpnąłem go łapczywie, mrugając, aby łzy nie popłynęły po mojej twarzy – niestety, nie udało się. Pierwsze krople spłynęły po moich policzkach, skapując na materiał mojego prostego kimona, znacząc go ciemniejszymi plamami w miejscu, w który upadły.
- Czemu płaczesz? – Hiro przysunął się do mnie i wierzchem dłoni otarł moje łzy. – Tobie nic się nie stanie, obiecuję – uśmiechnął się łagodnie. – Możesz tu spokojnie zostać.
- Nie dbam o to, co stanie się ze mną! – wykrzyknąłem niemalże desperacko, dając upust wrzącym we mnie emocjom. – Nie chcę, aby to tobie coś się stało! – spojrzałem na niego poprzez łzy. – Jak długo zamierzasz jeszcze znosić samotnie wszystkie cierpienia tego świata?! – ukłoniłem się przed nim głęboko, niemalże dotykając czołem podłogi. – Proszę, pozwól mi wziąć choćby ich część! Chcę być ci przydatny!
- Huh… - brunet pogładził mnie po włosach. – Wzrusza mnie twoja postawa, ale nie mogę ci tego zrobić. Poza tym, nie ma nic, co mógłbyś zrobić dla mnie w tej chwili. Przykro mi to mówić, ale mógłbyś mi jedynie przeszkadzać. Z reguły łatwiej ukryć się jednej osobie niż dwóm. Jeśli w istocie chcesz mi pomóc, zostań tu i żyj własnym życiem – złapał mnie za podbródek i zmusił, abym ponownie wywindował się do siadu. – Sam pewnie jeszcze nieraz narobisz głupot, których później będziesz żałował i za które przyjdzie ci zapłacić; nie potrzeba ci dodatkowych zmartwień w postaci moich problemów.
- Nie mów tak! – wyszarpnąłem się. Jego ręka opadła bezwładnie. Dopiero w tej chwili dostrzegłem, jak bardzo Hiro jest zmęczony tym ciągłym uciekaniem i życiem w nieustannym stresie… - Dlaczego niby masz płacić za to, że jakiś idiota jest niezrównoważony psychicznie i wydał rozkaz, aby cię zabić?! Dlaczego masz płacić za to, że nie urodziłeś się ani jako pełnokrwisty Japończyk, ani Chińczyk?! Przecież żadna z tych rzeczy nie jest twoją winą!
- Przyszło mi za to zapłacić, bo ten idiota jest obecnym cesarzem Chin – zaśmiał się niewesoło. – Taki już mój los – wzruszył ramionami, rozkładając bezradnie ręce – i ty go nie zmienisz. Możesz za to zmienić swój los, więc skup się raczej na tym – podniósł się z miejsca i skierował ku wyjściu.
- Hiro, proszę cię! – wrzasnąłem, ale on pozostał niewzruszony. Nim zdążył wyjść, dopadłem go i objąłem od tyłu, przytulając się do jego pleców. – Proszę cię, nie odchodź… - szepnąłem cicho. Kątem oka mogłem dostrzec jego zasmucony wyraz twarzy. Brunet obrócił się w moich objęciach przodem do mnie i uśmiechnął boleśnie.
- Też cię polubiłem – odgarnął moje włosy i pocałował mnie w czoło. – Zostałbym z tobą, gdyby to tylko było możliwe…
Oparłem głowę o jego tors, pozwalając by moje łzy moczyły kosztowny materiał jego ubrania. Niekontrolowanie drżałem, choć nieco uspokoiłem się, kiedy Hiro również mnie objął. Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie on musiał zniknąć z mojego życia; właśnie on, który je uratował?
…
I wtem doznałem olśnienia!
Mężczyzna poluzował uścisk, chcąc mnie puścić, jednak ja tylko mocniej zacisnąłem palce na jego hanfu i ponownie uniosłem głowę, spoglądając w jego czarne, puste oczy.
- Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić! – odezwałem się, a mój głos był pewny, nie zadrżał ani przez chwilę.
- Niby co takiego? – spojrzał na mnie z politowaniem.
- Mogę cię zastąpić!
- Co proszę? – zdziwił się.
- Krążą plotki o „chłopcu ze złotym głosem”, tak? Ale nikt nie wie jak on wygląda! Naucz mnie grać na instrumentach, naucz mnie śpiewać, a zajmę twoje miejsce! Kiedy nawet pojawiliby się Chińczycy, pomyśleliby, że od samego początku chodziło o kogoś zupełnie innego! – ożywiłem się.
- Takanori… - westchnął. – To niemożliwe. Nie wiadomo, kiedy Chińczycy się pojawią, a ja nie jestem w stanie nauczyć cię grać i śpiewać w kila dni! – pokręcił głową.
- Moja starsza siostra grała na koto (lub kin - instrument wywodzący się z Chin. Składa się z wielkiego ok. 2-wu metrowego pudła rezonansowego, na którym naciągnięte są jedwabne struny – na ogół jest ich siedem, choć zdarzały się nawet trzynastostrunowce od aut.) i kiedyś co nieco mnie uczyła! W muzyce nie jestem tak beznadziejny jak w tańcu! – próbowałem go przekonać. Hiro jedynie zaśmiał się cicho pod nosem. – Błagam cię, będę się starał! Będę ćwiczył całymi dniami, tylko zgódź się! Z pewnością cię nie zawiodę!
Brunet spojrzał na mnie badawczo. Widząc w moich oczach prawdziwe zaangażowanie w końcu skinął głową.
- Daję ci półtora tygodnia. Jeśli po tym czasie nie oczarujesz mnie swoją grą i śpiewem, będę musiał uciekać z Yoshiwary – postawił warunek.
- Z pewnością cię nie zawiodę! – wykrzyknąłem, mocno go ściskając. – Możesz mi zaufać!
Uśmiechnąłem się do niego najpiękniej jak potrafiłem. Hiro również odpowiedział mi uśmiechem. Między nami zapanowała bardzo intymna atmosfera. Nasze ciała były tak blisko siebie… Czułem jego gorący oddech na policzku. Sam już nie wiem czy to ja, czy może on zainicjował pocałunek. Pamiętam tylko jak jego gorące usta powoli przesuwały się po moich i jak wspaniale czułem się w tamtej chwili. Nogi się pode mną ugięły, ale na całe szczęście brunet znów wzmocnił uścisk. Czułem jak jego serce szybko i nierówno kołacze się w jego piersi i to w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób napawało mnie szczęściem.
Nie zawiodę cię…
… z pewnością nie zawiodę…
Ta cześć była magiczna!!! Akcja zaczęła się rozkręcać i romanse jak widać też! No i nowa, śmieszna postać. Nie mogę się doczekać następnej części. Opisy były niesamowite, piękne. Czytałam chyba z 5 razy. Było to takie urocze, romantyczne i gdzieś w środeczku czułam nostalgie. Bardzo ci to wyszło.
OdpowiedzUsuńWielorybiego wena!
-Estera
Wiem, moje komentarze nie są epickie ale może się przydadzą.
UsuńWow... Moim zdaniem świetna część, choć Daan nieco mnie irytuje i mam co do niego złe przeczucia - jakby zaraz miał coś odwalić. Końcówka sprawia, że chcę więcej! Nie spodziewałam się takiego rozwinięcia fabuły. Mam nadzieję, że dodasz kolejną część jak najszybciej. Wena~
OdpowiedzUsuńMagia. Piękne to jest słodkie takie ciekawe nie moge się doczekać kolejnej części. Wielkiej weny.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie cudowne, gdzieś pod koniec stanęło mi serce
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
Ojej... Dziękuję! :) Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że pomogłam Ci się zmotywować ^w^
OdpowiedzUsuńWierna fanka zawsze do usług, postaram się robić to częściej, bo naprawdę warto dla przeczytania czegoś tak genialnego, jak powyższe opowiadanie. Jestem strasznie ciekawa, jak Takanori sobie poradzi. Mam nadzieję, że Hiro nic się nie stanie, bo lubię jego charakter w tym ficku. Trzymam kciuki za następne części, bo nie mogę się doczekać! :D
I jeszcze raz dziękuję za dedykację- nie spodziewałam się, że moja ulubiona autorka weźmie sobie moje słowa do serca... :3
Weny!
Ciągle myśle, że Hiro to Atsushi...
OdpowiedzUsuńHej :3
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga już od kilku lat, ale nie komentowałam, bo... Hm. Bo nie. Nie jestem dobra w komentowaniu xD W każdym razie, ostatnio wchodziłam tu rzadziej. Miałam wrażenie (po przeczytaniu "Monstersów" i kilku one-shotów), że piszesz dość schematycznie, że twoje opowiadania nie mają tej fabuły, co kiedyś, że za bardzo skupiasz się na samych emocjach (które, w gruncie rzeczy, w wielu opkach były do siebie podobne - nie przytoczę konkretnych przykładów, bo już nie pamiętam, po prostu takie odnosiłam wrażenie ^^''). Bohaterowie wydawali mi się tacy sami. Do tego zaczęłaś pisać o mało znanych zespołach, które mnie po prostu nie interesowały (mi też Gazetto się już przejadło, ale o Dir en Grey, D'espach czy BORN mogłabym jeszcze poczytać xD). No więc miałam już ostatecznie porzucić czytanie twojego bloga... I wtedy dodałaś "Geisha no Furin"!
To opowiadanie jest niesamowite! Po pierwsze, świetnie oddajesz klimat tej dawnej Japonii, widać, że naprawdę interesujesz się jej historią. Postacie, mimo że w większości są mi nieznane, mają świetne charaktery. Nie czuć, że to fanfiction, co dla mnie jest plusem. No i, hm, nie wiem, jak to powiedzieć, ale podczas czytanie czuję się tę atmosferę, tę magię, co już wspomniało kilka osób nade mną xD Po prostu wow xD
Obiecuję komentować częściej i życzę ci weny, dużo weny :3 Żeby kolejne opowiadania były równie cudowne jak to ^^
Btw. super jest ten nowy szablon :D