"Geisha no Furin" cz.2

Jedna z najważniejszych notek przed rozpoczęciem czytania~! :
Takie zasadnicze pytanko na wstępie, które właściwie może zaważyć na dalszych losach mojej zrytej psychiki - czy ktoś byłby zainteresowany tłumaczeniami niejakiej ankaraferus? Na początku myślałam o serii "Caged", gdyż jest ona genialna, a nie wszystkim jak wiem chce się czytać po angielsku. Zamierzam spróbować odezwać się do owej autorki i poinformować ją o moich zamiarach, o ile w ogóle ktoś porwałby się na czytanie czegoś podobnego. Dodam tylko, że ta seria natchnęła mnie właśnie do napisania "Geisha no Furin", choć "Caged" wcale nie rozgrywa się w tych czasach, co moje opowiadanie, a jedynie do nich nawiązuje w części trzeciej. 
Więc jak? Jest ktoś chętny do czytania?

„Geisha no furin” cz.2

- Źle! – huknął na mnie Hiro, ponownie uderzając mnie złożonym wachlarzem w potylicę z taką siłą, że stojąc na jednej nodze zostałem wyprowadzony z równowagi i upadłem na kolana.
- Ita-ta-ta-ta… - skrzywiłem się, dotykając ostrożnie obolałego miejsca
- Skup się, Takanori! – obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem. – Taniec kappore jest jednym z prostszych układów, a ty nie możesz zapamiętać nawet pierwszej części! – pieklił się. Sapnął ciężko pod nosem i z furgotem aksamitnych materiałów swojego hanfu usiadł pod ścianą. Ścisnął palcami obolałe skronie, rozmasowując je. W tym krwistoczerwonym stroju, czarnymi włosami i spojrzeniem ciskającymi gromami wyglądał jak jakiś youkai. Przeszły mnie dreszcze. Hiro potrafił przerazić człowieka…
Również wywindowałem się do pozycji siedzącej i odetchnąłem głęboko. Po całodniowym treningu byłem wykończony, gdyż taniec nie okazał się wcale taką prostą rzeczą, jak mogłoby się początkowo wydawać. Ponad to moja sprawność ruchowa okazała się być na poziomie ujemnym, toteż co chwila potykałem się o własne nogi lub następywałem na materiał ciągnącej się za mną yukaty, przez co w efekcie lądowałem twarzą na matach tatami. Brunet, jako perfekcjonista, z każdą moją wpadką wyraźnie tracił cierpliwość. Przez chwilę między nami panowała uciążliwa cisza, podczas której jedynie siedzieliśmy naprzeciw siebie po przeciwnych stronach pomieszczenia. Nie żeby coś, ale wolałem się odsunąć, żeby znowu nie zaliczyć z wachlarza, który, jak się okazało, był wzmacniany stalą, dlatego zadane nim ciosy należały do naprawdę bolesnych.
- Właściwie… - odezwałem się, żeby rozwiać nieco tę ciężką atmosferę i skierować myśli mężczyzny na inny tor niż obmyślanie planu jak mnie zamordować – dlaczego nosisz hanfu a nie kimono? – zaciekawiłem się.
Hiro drgnął, jakby wyrwany z głębokiego zamyślenia. Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym, jakby nagle uświadamiając sobie, że nie pytam o nic niestosownego. Uśmiechnął się łagodnie i wzruszył ramionami.
- Siła przyzwyczajenia – odparł zwięźle.
- Przyzwyczajenia? – drążyłem. – Pochodzisz z Chin? – może to stąd ta jego egzotyczna uroda? (przypominam, że w naszym pojmowaniu zarówno uroda Japończyków, jak i Chińczyków jest „egzotyczna”, jednak sami Japończycy także używają tego określenia dla Koreańczyków czy Chińczyków, gdyż uważają siebie za „białych Azji”; a zresztą te trzy nacje naprawdę mocno różnią się między sobą od aut.)
- A wyglądam ci na Chińczyka? – łypnął na mnie z politowaniem. (przypominam także, że Japończycy nie utrzymywali zbyt ciepłych stosunków z Chińczykami, a więc Hiro mógł odebrać to jako obrazę od aut.)
- No… w każdym razie jesteś wysoki… - bąknąłem.
- A więc uważasz, że jestem Chińczykiem ze względu na mój wzrost? – roześmiał się, jednak zaraz uciął, machając jakby w gniewnym geście wachlarzem, który znów rozłożył się w jego dłoni. – Teraz się śmieję, ale muszę przyznać, że jesteś nietaktowny – skarcił mnie… w zasadzie to jak zwykle. – Takie zachowanie przy kliencie mogłoby zostać odebrane jako nadmierne wścibstwo. Nie możesz tak bezczelnie wypytywać się o wszystko.
- Taa… jasne – mruknąłem, przewracając oczyma.
- Chwila przerwy – zarządził i podniósł się z podłogi, kierując się do wyjścia, jednak zatrzymałem go, chwytając go za obszerny rękaw.
- Odpowiedz mi – wbiłem nieustępliwe spojrzenie w jego czarne oczy - …proszę – dodałem pokornie, kiedy zdałem sobie sprawę, że wymuszeniem na Hiro nic nie wskóram.
Brunet posłał mi ciężkie spojrzenie, jednak nie ugiąłem się. Byłem zbyt ciekawski. W końcu jednak jedynie westchnął ciężko i dał za wygraną.
- Wiedzę, że póki nie zaspokoję twojej ciekawości, nie będziesz w stanie skupić się na poprawnym wykonaniu tańca kappore – niemalże jęknął boleśnie. – Więc jeśli ma to dla ciebie tak ogromne znaczenie, to powiem ci, że nie jestem Japończykiem czystej krwi – przyznał z ociąganiem. – Mój ojciec pochodził z Chin. Kiedy skończyłem siedem lat przeszedłem pod jego opiekę i kolejne dziesięć spędziłem na cesarskim dworze w Państwie Środka. Jako że nie jestem czystej krwi ani Japończykiem, ani Chińczykiem w obu krajach stawiało mnie to… hm… - skrzywił się nieznacznie – nieco niżej rangą, że tak ładnie się wyrażę – posłał mi jednoznaczny, krzywy uśmiech. Nie musiał mówić nic więcej. Domyślałem się, o co mu chodziło. – Z tej samej racji nie mogłem zostać także jednym z doradców cesarza Chin, tak jak życzył sobie tego mój ojciec.
- Przecież, żeby zostać doradcą to nie jest takie proste… - urwałem nagle. – Chwila, nie mówi mi, że twój ojciec…
- Owszem, sam jest doradcą cesarskim. Chciał, abym zajął jego miejsce i kontynuował rodzinną tradycję, a właściwie to piastował rodzinne stanowisko, które było zajmowane przez męskich przedstawicieli rodu mojego ojca od wielu pokoleń. Pech chciał, że mój ojciec ze swoją prawowitą małżonką miał jedynie dwie córki. Udało mu się spłodzić syna podczas wyprawy dyplomatycznej do Japonii; niemniej uznał, że jestem darem od bogów, dlatego chciał, abym stał się głową rodziny; jak widać, jednak nie wyszło… - uśmiechnął się kwaśno.
- Dlaczego wróciłeś do Japonii? – dociekałem.
- Cóż… - przeczesał palcami włosy. – Oficjalnie nie miałem żadnych wpływów na dworze cesarskim, ale w rzeczywistości było nieco inaczej… W Chinach teoretycznie wciąż panuje cesarz Chúndì (cesarz Chin panujący w latach 1735-1795 od aut.), ale w istocie jest on tylko postacią, która nie ma wiele do powiedzenia. Chúndì jest już stary i schorowany, a w rzeczywistości władzę zdobył już młody i niedoświadczony, a przede wszystkim rządny krwi Yongyǎn czy raczej Ruìdì, jak go obecnie nazywają (w Chinach jedno imię nadaje się przy narodzinach, drugie przy osiągnięciu pełnoletniości, a cesarze przyjmowali także trzecie w chwili objęcia tronu. Yongyǎn jest prywatnym imieniem cesarza panującego w latach 1796-1820, a Ruìdì jest imieniem, które przyjął jako władca od aut.) – mężczyzna posłał mi niepewne spojrzenie, jakby oceniając czy może przy mnie kontynuować opowieść swojego życia. – Kiedy jeszcze nie objął władzy, miałem z nim romans – odezwał się prawie bezgłośnie. – W chwili, kiedy zasiadł na tronie stałem się dla niego niewygodny. Obawiał się, że mógłbym wyjawić nasz sekret, przez co zostałby skompromitowany i musiałby popełnić samobójstwo. Chciał mnie zabić, dlatego musiałem uciec do Japonii – jego głos był jedynie odrobinę głośniejszy od szeptu. Zapewne ściszył głos tak bardzo ze względu na to, że ściany w naszym geisha-ya były cienkie, a co się z tym wiązało, miały uszy. Ponad to prawdopodobnie nie było mu łatwo mówić o tym, gdyż w naszych czasach związek dwóch mężczyzn był uważany za coś haniebnego. – Skoro opowiedziałem ci już moją historię – odezwał się na powrót normalnym tonem głosu – i zdradziłem ci swoje sekrety, mam nadzieję, że ty również zrobisz to samo – popatrzył na mnie znacząco, po czym wyszedł z pokoju.
Co za intrygant! Specjalnie podsycał moją ciekawość, karcąc mnie za nią, gdyż wiedział, że z pewnością nie uszanuję zasad, do których powinny stosować się gejsze. Wciąż nie mogłem oswoić się z myślą, że stałem się jedną z nich… Byłem niepokorny, na co Hiro nie raz zdążył mi już zwrócić uwagę podczas tego krótkiego czasu, jaki spędziłem w tym okiya, co teraz wykorzystał przeciwko mnie. Jako że zrobił mi tę przyjemność i zaspokoił moją ciekawość, przy czym zdradził swoje sekrety, teraz mógł oczekiwać tego samego, gdyż jego zachowanie świadczyło o tym, że obdarzył mnie zaufaniem, na które wypadało, abym odpowiedział, choćby miał to być tylko pozór. To tak jakby dał mi prezent – nie wypadało, abym go zignorował. Musiałem się zrewanżować; to już nawet nie była jedna z zasad bycia dobrą gejszą, ale zwyczajna uprzejmość japońska, która została wpojona mi od najmłodszych lat. Dzięki temu zyskał sojusznika – nawet jeśli w istocie miało oznaczać to, że zmusił mnie do stanięcia po swojej stronie. Jakby nie patrzeć łączyła nas teraz nić sekretów, które musieliśmy nawzajem chronić przed wyjściem na światło dzienne. Sapnąłem ciężko, złorzecząc w myślach brunetowi. Przeklęty Hiro!
Miałem nadzieję, że przynajmniej to, co mi opowiedział nie było kłamstwem wyssanym z palca. Od początku nie wyglądał mi na głupiego – może to wszystko wcześniej już ukartował? A może zwyczajnie szukam dziury w całym? W końcu to taka nierealna historia… Nie codziennie spotyka się osobę, której ponoć udało się uwieść Chińskiego cesarza, w dodatku mężczyznę… cóż, choć po głębszym zastanowieniu nie powiedziałbym, że Hiro nie byłby w stanie tego zrobić. Było w nim coś magnetycznego, pomimo jego powierzchownej oschłości – wciąż jednak nie odkryłem, czym jest ta przyciągająca część jego osobowości, którą tak skrzętnie próbował ukryć.
Bądź co bądź, mogłem mówić o nim naprawdę niepochlebnie, jednak musiałem przyznać, że bardzo mnie zaskoczył. Z jego opowieści mogłem wywnioskować, że znał przynajmniej dwa języki – chiński i japoński – o ile nie więcej. Było to dla mnie wyczynem, gdyż nigdy nie mogłem nauczyć się języka mandaryńskiego, który był tak mylnie podobny do mojego ojczystego. Ponad to skoro choćby pretendował na stanowisko doradcy cesarza, musiał być bardzo dobrze wykształcony. Pochodził z tak wysoko postawionego rodu… aż niesamowite, że komuś takiemu jak ja przyszło poznać tak znamienitą osobę, jaką jest Hiro. Wzbudził we mnie respekt.
Nim zdążyłem się obejrzeć, brunet wrócił do pokoju, a za nim dreptała drobna kobieta o włosach spiętych w misterny kok. W delikatnych dłoniach dzierżyła tacę, na której ustawiono dwa kubki z zieloną herbatą. Po jej pomalowanej twarzy i długim pasie obi wnioskowałem, że musi być maiko. Kobieta podstawiła jedno z naczyń koło mnie, a drugie koło mojego nauczyciela, który dla odmiany, zasiadł blisko mnie, po czym szybko umknęła pod twardym spojrzeniem mężczyzny.
- Dlaczego tu? – pytałem dalej, skoro i tak już dałem złapać się w jego pułapkę.
- Co masz na myśli mówiąc „tu”? – chwycił swój kubek i podniósł do ust, jednak nie upił ani łyku. Powąchał napar, a następnie wykonał okrężny ruch dłonią, przez co płyn w środku zawirował. Skrzywił się.
- Dlaczego trafiłeś do Yoshiwary, a nie na dwór cesarza japońskiego? – sprostowałem.
Hiro ponownie rozsunął drzwi i rozejrzał się po korytarzu.
- Suzume! – zawołał tę samą dziewczynę, której lekkie kroki dało się usłyszeć chwilę później. – Ponieważ tam czekałaby mnie tylko powtórka z rozrywki. Mało tego, gdyby na dworze chińskim wydało się, że udałem się do Japonii, zostałbym uznany za zdrajcę, a mój ojciec okryłby się hańbą – wyjaśnił pospiesznie. – Nareszcie! – sapnął, widząc maiko. – Co to jest? – wskazał na zawartość naczynia.
- H-herbata… - wyjąkała cicho speszona dziewczyna.
Brunet wziął głęboki oddech, aby nieco się uspokoić i nie wybuchnąć gniewem. Widziałem, że ledwo się powstrzymywał. Zgarnął mój kubek, którego nie zdołałem nawet dotknąć i bez słowa wylał zawartość obu naczyń na podłogę na korytarzu. Kobieta pisnęła przestraszona.
- Napar ma być klarowny i esencjonalny, a nie przypominać… - urwał. – Już nawet nie będę wyrażał się, czego to nie ma przypominać – ściągnął groźnie brwi. – W tej chwili posprzątasz to, a potem zaparzysz jeszcze jedną, tym razem porządną herbatę – rozkazał.
- T-tak jest, Hiro-sama – mruknęła płaczliwie dziewczyna kłaniając się głęboko, po czym zasunęła drzwi. Brunet jęknął żałośnie.
- Widzisz? – zagadnął do mnie. – Właśnie dlatego są bezużyteczne. Nie potrafią nawet herbaty zaparzyć – prychnął i ponownie usiadł koło mnie.
- Ale dlaczego właśnie Yoshiwara? Rozumiem, że chciałeś zniknąć, nie chciałeś rzucać się w oczy, więc nie mogłeś stać się jakąś ważną osobą w polityce, ale skąd pomysł, żeby zostać właśnie gejszą? – drążyłem.
- Cóż… - odchylił głowę do tyłu, przez co jego włosy płożyły się teraz po ziemi. – Szczerze powiedziawszy to w pałacu cesarskim pełniłem właśnie taką rolę; można powiedzieć, że byłem prywatną gejszą Yongyǎna – wyznał. Niesamowite… Nawet jeśli jego słowa były kłamstwem, to i tak w tej chwili robiły na mnie piorunujące wrażenie. - Poza tym, gdzie bym nie poszedł, fakt, że nie jestem ani rodowitym Chińczykiem, ani Japończykiem odbijał się na mnie, degradując mnie w hierarchii społecznej. Choć… może prawdą jest też to, że po prostu chciałem zajmować się tym, na czym znam się najlepiej, a więc dlatego znalazłem się w tym miejscu – rozłożył bezradnie ręce. – Nigdy o tym nie myślałem. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że pasowałbym gdzie indziej – zaśmiał się pod nosem.
- Dużo podróżowałeś?
- Po Chinach… całkiem sporo – przytaknął. – Byłem w Chongqingu, Szanghaju, Pekinie, Tianjinie, Chengdu, Kantonie, Shenzhen, Dongguan, Hanghzou, Hongkongu, widziałem też Żółte Góry…  Po Japonii podróżowałem znacznie mniej. Właściwie to byłem jedynie w Kioto, Osace i Edo.
- Zwiedziłeś tyle miejsc! – wykrzyknąłem zdumiony. – Ja nigdy nie opuściłem Edo… - przyznałem ze smutkiem.
- W zasadzie moja podróż po Japonii była... niezbyt turystyczna, jeśli mogę się tak wyrazić – skrzywił się nieznacznie. – Wychowałem się w Kioto, a więc tam też udałem się zaraz po przybyciu do Japonii. Odwiedziłem matkę, jednak nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwa, gdyż kiedy wydało się, że uciekłem, a jestem osobą ściganą rozkazem ścięcia przez samego cesarza, była ona pierwszą osobą, którą odwiedzili chińscy żołnierze. Wtedy trafiłem do Shimabary w Kioto (dzielnica rozkoszy od aut.), ale nie mogłem tam zostać, gdyż do stolicy ściągają najważniejsi przedstawiciele innych państw, którzy nie stronią od takich miejsc. Obawiałem się, że któryś posłaniec chiński w końcu mógłby mnie rozpoznać, a więc uciekłem do Shinmachi w Osace, a właściwie zostałem tam przeniesiony na prośbę mamy okiya, w którym w tamtym czasie pomieszkiwałem. Jej siostra prowadziła podobny przybytek i poprosiła mnie, abym nauczył tamtejsze gejsze swoich sztuk, na co zgodziłem się z ochotą. Nie zabawiłem tam jednak zbyt długo, gdyż miejsce to nie było zbyt przyjemne, dlatego z kolei przeniosłem się tutaj, do Yoshiwary i już tu ostałem.
- Twoje życie… - zająknąłem się – było strasznie zwichrowane – starałem się odpowiednio dobrać słowa.
- To mało powiedziane – zaśmiał się, jednak zaraz uciął, tak jak to miał w zwyczaju. Sięgnął do rękawa i wyciągnął swój nieodłączny wachlarz, który posłusznie rozsunął się w jego zwinnych palcach. – Koniec tej przerwy. Wracaj do treningu.
Westchnąłem pod nosem, jednak posłusznie podniosłem się z podłogi i zacząłem wykonywać układ od początku. Hiro również się podniósł i obchodził mnie dookoła, przyglądając mi się krytycznie.
- Ręka wyżej – pacnął mnie wachlarzem w przedramię. – Za bardzo wysuwasz prawą stopę do przodu – rzucał komentarze, ukrywając się za wachlarzem. – Dobrze. Teraz lepiej – dla odmiany pochwalił mnie. – Mocniej ugnij kolana – westchnął. – Niech mnie Budda wspomoże, bo nie wytrzymam! Więcej gracji! Więcej uczucia! Twoje ruchy są tak sztywne i nienaturalne, że to aż ciężko opisać!
- Lepiej pracowałoby mi się z muzyką – mruknąłem pod nosem.
- Co ci po muzyce, skoro nawet kroki mylisz? – prychnął. – Odsuń się – odgonił mnie ręką. – Pokażę ci, jak to powinno wyglądać.
Brunet zajął moje miejsce na środku pokoju i zaczął wykonywać te same ruchy, co ja przed chwilą, jednak w istocie wkładał w to o wiele więcej uczucia i gracji. Rozłożony wachlarz w jego dłoni, który od czasu do czasu był przez niego podrzucany i zręcznie z powrotem łapany oraz który co jakiś czas zakrywał jego twarz, nadawał mu nieco tajemniczego uroku. Jego ruchy były płynne, naturalne, zupełnie tak jakby wykonywanie tego układu było dla niego czymś oczywistym, podobnie jak oddychanie. Jego kroki były pewne, ale wciąż zachowywały swą lekkość, przez co występ był niesamowity. Zdawało się, jakby muzyka grała gdzieś wewnątrz jego duszy, jakby miał swój własny rytm, do którego się dostosował, z którym zgrał się do perfekcji. Żaden ruch nie był spóźniony czy wykonany zbyt szybko choćby o mrugnięcie okiem. Długi materiał jego aksamitnego hanfu wirował za swoim właścicielem, kiedy ten obracał się – niby nic nadzwyczajnego, a jednak tkwiła w tym jakaś niespotykana nuta magii. Wpatrywałem się jak zaczarowany w złote kwiaty wyszywane na jego ubraniu drogocenną nicią, która odbijała światło, przez co ozdoby mieniły się niczym prawdziwe złoto. Ruchy Hiro były szybkie, sprawne, a nie tak mozolne jak moje.
Był perfekcyjny.
Kiedy kończył już występ, przeszedł do półprzysiadu, a następnie usiadł pod ścianą i spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek.
- Míngbáile ma? (明白了od aut.) – zapytał.
- Co? – zamrugałem kilkakrotnie, będąc pewnym, że zachwyciłem się jego występem tak bardzo, iż przestałem rozumieć co do mnie mówi.
- Zapytałem po chińsku czy rozumiesz – wyjaśnił.
- Ale co rozumiem?... – czułem się otępiały.
- Gdzie popełniłeś błąd, oczywiście – westchnął.
- Aa… - mruknąłem. – Zdaje się, że tak…
W tym momencie drzwi rozsunęły się ponownie, a w nich pojawiła Suzume z nową tacą i kubkami z herbatą na niej. Skłoniła się przesadnie głęboko.
- H-Hiro-sama, mama cię wzywa – skłoniła się raz jeszcze.
- Już idę – mruknął, podnosząc się. – A ty – zerknął na mnie przed wyjściem – masz ćwiczyć. Kiedy przyjdę ponownie chcę zauważyć jakieś postępy  - wycelował we mnie wachlarzem, po czym zwinął go w dłoni i wyszedł.

***

- Nie jest już znowu tak najgorzej – brunet delikatnie uniósł brwi, co jak zdążyłem już zauważyć, było gestem, który zdradzał jego aprobatę. – Na jak tak krótki czas ćwiczeń tym razem zatańczyłeś prawie że przyzwoicie – pochwalił mnie. Takie słowa w jego ustach brzmiały równoznacznie jakby cały anielski chór wychwalał mnie pod same niebiosa. – Właśnie dlatego sądzę, że mężczyźni nadają się lepiej do pełnienia zawodu gejszy – powtórzył. – Jeśli będziesz dalej ze mną trenował, może będą z ciebie ludzie.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się promiennie. Stwierdziłem, że dla takich słów nawet warto było poświęcić tyle czasu na powtarzanie tego przeklętego układu, co obecnie skutkowało potwornym bólem każdego najdrobniejszego mięśnia mojego ciała.
Hiro był bardzo wymagającym nauczycielem, ale jednocześnie sam był perfekcyjny. Skoro sam był aż tak dobry, wydawało mi się być logicznym, że oczekiwał równie wspaniałych umiejętności od swoich uczniów. W końcu nie byle kto może uwieść przyszłego władcę Chin…
- Właściwie… - odezwałem się dość niepewnie. – Właściwie to zastanawiałem się czy mógłbym zająć się czymś innym niż taniec – zapytałem cicho.
- Co proszę? – brunet wydawał się być zdziwiony.
- No bo… - bąknąłem. – Nie wszystkie gejsze przecież tańczą. Wszystkie rozmawiają i zabawiają gości, ale jedne grają na instrumentach, a niektóre są mistrzyniami chadō (ceremonia picia herbaty od aut.) albo ikebany (japońska sztuka układania kwiatów od aut.)… - mruknąłem.
- Masz rację – przytaknął – jednak nie tak znowu do końca. Nie ma gejszy, która specjalizuje się tylko i wyłącznie w jednej sztuce. Jako gejsza musisz opanować wszystkie te sztuki w stopniu podstawowym, a więc nauka tańca kappore jest obowiązkowa i nie przeskoczysz jej. Kiedy ten etap już zakończysz, przejdziemy do następnego, a kiedy już będziesz gotów, sam zdecydujesz, która sztuka pociąga cię najbardziej i w której jesteś najlepszy, i to właśnie tę będziesz ćwiczył aż do perfekcji – tłumaczył. – Musisz spełniać zachcianki klienta. Jeśli gość powie, że ma ochotę obejrzeć twój taniec, co mu powiesz? Przeprosisz i zaproponujesz więcej sake? Powiesz, że twoją specjalnością jest coś innego i jeśli chce oglądać tańce, to musisz zawołać kogoś innego? – pokręcił głową. – Nie da się być idealnym we wszystkim, a więc nawet jeśli twój taniec nie zachwyci go, gdyż ten będzie przyzwyczajony do oglądania prawdziwych mistrzów, w każdej chwili możesz zaproponować mu, że umilisz mu czas w inny sposób, a będzie to twoja wyćwiczona umiejętność. Porwiesz go czymś innym, jednak nigdy nie może dojść do sytuacji, kiedy rozłożysz bezradnie ręce i powiesz „proszę mi wybaczyć, ale nie umiem tego zrobić” – zakończył swoją tyradę.
- Ech – westchnąłem. – Bycie gejszą wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać… - jęknąłem.
- A to dopiero początek – zaśmiał się. – Poza tym nikt nie mówił, że będzie lekko.
Skinąłem głową. Miał rację; nie obiecywał, że całymi dniami będę się wylegiwał i nic nie robił – powiedział jedynie, że da mi dach nad głową i posiłek… Niemniej musiałem zacząć się bardziej starać, gdyż nie mogłem tego stracić. To nie to, że przyzwyczaiłem się do despotycznego charakteru Hiro i jego metod nauczania, przez które byłem cały posiniaczony, ale zwyczajnie nie chciałem wrócić na ulicę. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
- Co jest twoją specjalnością? – zapytałem, zmieniając temat. – Taniec? – zgadywałem.
- Nie – pokręcił głową. – Właściwie to ja też za nim nie przepadam – zaśmiał się. – Śpiewam.
- Śpiewasz? – zdziwiłem się. – Nie słyszałem jeszcze o tym, żeby specjalnością jakiejś gejszy był śpiew. Co prawda często śpiewają podczas gry na instrumentach, jednak raczej gra jest tym, co ma urzec gościa…
- Zgadza się – skinął głową z uśmiechem. – Można powiedzieć, że śpiew to mój specjalny talent, którym się wyróżniam. Oczywiście również gram na instrumentach, ale częściej śpiewam acapella.
- Hm… ciekawe – mruknąłem. – Zaśpiewasz mi coś w takim razie? – poprosiłem.
- Może nie dziś – doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że tłumi w sobie śmiech.
- Powiedziałem coś zabawnego? – dopytywałem.
- Nie, to nic takiego – machnął wolną ręką, a w tej, w której trzymał wachlarz, zasłonił sobie nim twarz, żebym nie mógł zobaczyć  uśmiechu, którego próbował się pozbyć. Pierwszy raz widziałem Hiro w takim stanie, w którym nie mógł nad sobą zapanować.
- Nie rozumiem… - wzruszyłem ramionami.
- Póki co nie musisz – w końcu wybuchnął gromkim śmiechem, a ja przez chwilę wpatrywałem się w niego z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, aż w końcu sam zacząłem się śmiać. Brunet często się pieklił, toteż dziwnie było słuchać przez tak długi czas jego dźwięcznego i melodyjnego śmiechu, który był wręcz zaraźliwy. Sam nie wiedziałem z czego się śmieję, ale najwyraźniej było mi to potrzebne, gdyż kiedy w końcu się uspokoiliśmy, poczułem, jakby kamień spadł mi z serca.

- Dobrze się dziś spisałeś – Hiro położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Jego przystojną twarz wciąż rozjaśniał szeroki uśmiech. – Oby tak dalej.

5 komentarzy:

  1. O.O nadal mam to w głowie, bo od dłuższego czasu uczę się obu języków... Gdzie niby japonski podobny do mandarynskiego x.x koreanski jeszcze rozumiem XD
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka była... Mam wrażenie, że znacznie różniła się od większości rzeczy, któe napisałaś kiedykolwiek, ale przyznaję, że nie hcwilę odebrała mi dech w piersiach. Czekam z niecierpilowścią na część kolejną. Co do tłumaczonego opowiadania - autroki tej nie znam, ale chętnie przeczytam, jeśli się na to zdecydujesz c:
    ~Weny

    OdpowiedzUsuń
  3. *Komentarz miałam napisać dużo wcześniej, przepraszam*
    Zastanawiam się, czy kiedyś napiszesz jakąkolwiek książkę... jeśli tak, to zdobędę ją za wszelką cenę. Masz niesamowity talent, a Twoje opisy są naprawdę plastyczne. Powiem Ci szczerze, że jak długo czytam Twojego bloga, tak jeszcze nie przeczytałam tak wpływającego na moją wyobraźnię opowiadania. GENIALNE. Ten blog jest jak wielka księga, która mieści w sobie dziesiątki, w sumie nawet setki fantastycznych opowiadań, które zapierają dech w piersiach.
    Mam nadzieję, że będziesz dla nas pisać jak najdłużej, bo wyczekujemy tego z niecierpliwością! :) Pozdrawiam Cię ciepło i serdecznie, życzę powodzenia i weny, bo ta pojawia się i znika w określonych dla siebie terminach(jednak myślę, że dla takiej artystki zrobi wyjątek i będzie utrzymywać się jak najdłużej) :P
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako cicha fanka Twoich opowiadań czuje się w obowiązku przekazać ci tą wiadomość. Prosiłbym aby przekazywać ją dalej na inne blogi o tematyce Yaoi, slash czy inne +18. Dbajmy nowszych kochanych autorów i znajomych http://pclab.pl/news62208.html
    Bardzo ważna zmiana w polityce Google która tylko wszystko utrudni, ale co zrobić, nic co dobre nie trwa wiecznie.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dbajmy o naszych*
      (Pisanie na telefonie tak bardzo)

      Usuń