Kurde, komentowanie idzie wam teraz jak burza xD To jest już mój ostatni tekst pisany "na zapas", więc będę musiała siąść nad klawiaturą i coś naskrobać dla fana Alexa ^^ Cieszy mnie to, bo wasze uznanie naprawdę dużo dla mnie znaczy C:
No... może przydałoby się też porwać na coś innego niż historia Alexa, co? W końcu muszę dokończyć shota z Hiro x Crena, "Vampire Depression" cz.3 i "Dorośnij!"... no i "Monsters" by się przydało, ale na to naprawdę nie mam weny, a myślę o tym codziennie... no i jeszcze mam shota Zero x Hizumi, którego nie skończyłam od jakiegoś pół roku... no tak, trochę tego jest... i dlaczego każde zdanie zaczynam od "no"? Ale wieśniak ze mnie... =.=''
A, a tak w ogóle to jeszcze 73 komentarze i na tym blogu ogólnie będzie ich opublikowanych 2000~! ♥ Ktoś ma pomysł, jak można to uczcić? ~(^-^~)~(^-^)~(~^-^)~
A, a tak w ogóle to jeszcze 73 komentarze i na tym blogu ogólnie będzie ich opublikowanych 2000~! ♥ Ktoś ma pomysł, jak można to uczcić? ~(^-^~)~(^-^)~(~^-^)~
Dobra, a teraz wyznanie:
Kurde, źle się czuję pisząc o Crenie…
Wpisując jego imię i nazwisko w google od razu znalazłam link do swojego bloga
i to mnie trochę niepokoi… Dlaczego? Ano dlatego, że z nim piszę (ma się te
znajomości na fb), wiem, że on ma dzieci (dwie córki - jedna ma 3 lata, a druga kilka miesięcy), a ja tu robię z niego
homoseksualistę… To trochę takie… nie na miejscu, nie uważacie? No i już to
widzę, jak może (mam nadzieję, że jednak nie), ogarnie, że jakaś nie do końca
normalna dziewczyna pisze o nim yaoi w dodatku w paringu z nieistniejącą
postacią… Chyba nieźle mi odpierdzieliło… (/.-)’’ Już widzę tego maila ze
skargą…
Crena: „Bitch,
why are you writting about me yaoi?!”
Kita: „Cause I
can. U’re public person and u must be ready for more text like this…”
C: „Fuck…”
K: „Don’t use
this word…”
C: „Why?”
K: „Cause… U
musn’t use this word and dot, ok.? I know, u don’t like me now but I really
please u, don’t use this word cause it isn’t good for you. Fangirls associate
it with… u know what I mean?”
C: „$%^&*(„
K: „Yeah, yaoi everywhere.”
Chyba nie czuję się ostatnio za dobrze…
(/.-)’’
No dobra, to jeszcze z innej beczki; oj już obiecuję, że nie będę bardziej zniewieściała (istnieje takie słowo? O.o'') Alexa, ale już nie narzekajcie proszę. Kto wie, może zrobię go trochę bardziej męskiego?...
No dobra, to jeszcze z innej beczki; oj już obiecuję, że nie będę bardziej zniewieściała (istnieje takie słowo? O.o'') Alexa, ale już nie narzekajcie proszę. Kto wie, może zrobię go trochę bardziej męskiego?...
Alex i tak jest lepszy od Shindi'ego z Anli Pollicino, przy którym nawet ja, która od co najmniej 5 lat jest zapoznana z wyglądem japońskich muzyków sceny visual-kei musiałam zastanawiać się czy to nie jest dziewczyna...
„Nowy
świat” cz. 8
Ziewnąłem rozdzierająco i przeczesałem
palcami włosy. Zamknąłem książkę i odłożyłem ją na biurko. Skończyłem –
książkę, rzecz jasna, nie godziny pracy. Spojrzałem na zegar na monitorze
laptopa i westchnąłem ciężko. Pięknie, po prostu pięknie. Czekają mnie dwie
godziny nic nie robienia i gapienia się w sufit; była dopiero piąta, a moja
zmiana kończyła się o godzinie siódmej. Cudnie…
***
Głowa strasznie mi ciążyła na ręce, którą
ją podpierałem. Miałem wrażenie, że łokieć owej ręki niedługo zespoli się z
plastikowym oparciem krzesła w jednolitą całość, jeśli nie zmienię pozycji,
jednak moje ciało było tak ociężałe, a ja sam tak ospały, że zwyczajnie nie
miałem na to siły. Właściwie to już zaczynałem przysypiać, kiedy z odrętwienia,
które zawsze poprzedza zapadnięcie w sen, wyrwał mnie ten charakterystyczny
odgłos otwieranych drzwi. Zmusiłem swoje zdrętwiałe mięśnie do nadludzkiego
wysiłku, dzięki czemu udało mi się usiąść prosto. Jeśli to potencjalny klient,
należy się jakoś prezentować, nie?
Wychyliłem się zza kamiennego blatu,
przywołując na usta kolejny sztuczny uśmiech.
- Dzień dobry – przywitałem się pogodnie.
Do hallu wszedł mężczyzna; w zasadnie to
chłopak, zapewne niewiele starszy ode mnie. Był dość niski, albowiem mierząc go
na oko, stwierdziłem, że jest mniej więcej mojego wzrostu. Ubrany był w długi
granatowy płaszcz, którego poły ciągnęły się za nim niczym ciemne smugi, kiedy
ten kroczył sprężystym i energicznym krokiem w moją stronę. Moją uwagę zwróciło
jego obuwie - glany sięgające do kolan. Elegancki płaszcz i glany? – cóż,
najwidoczniej kolejny awangardzista na mojej drodze; choć w zasadzie muszę
przyznać, że wyglądało to całkiem nieźle.
Z jednego z korytarzy, zapewne zwabiony
odgłosem otwieranych drzwi, wyłonił się Fujimaru, host. Już chciał się witać z
gościem, już przywołał na usta ten sam sztuczny uśmiech, co ja, kiedy nagle zatrzymał
się w pół kroku i zamarł; jakby się w sobie skulił.
- Genshō… - wyszeptał, patrząc na
zmierzającego w stronę recepcji chłopaka.
Czyżby jakiś stały bywalec? –
zastanawiałem się. W tej samej chwili chłopak podszedł do kontuaru. Przyglądał
mi się uważnie, ciekawsko, podobnie jak i ja jemu. Chciałem wyjechać ze
standardowym tekstem dotyczącym oferty hotelu, jednak pod naciskiem jego spojrzenia
głos jakby uwiązł mi w gardle; mrożącego krew w żyłach spojrzenia. Potrafiłem
jedynie stać i z uchylonymi ustami bezmyślnie wpatrywać się w niego.
Genshō miał jasne, niemalże białe włosy
sięgające łopatek. Miał jasną, cerę, powiedziałbym, że pergaminową, gdyż spod
niej prześwitywała drobna, sina siateczka naczyń krwionośnych. Drobny, lekko
zadarty nos znaczyła na nasadzie niewielka blizna, jednak tym, co najbardziej rzucało
się w oczy… były właśnie jego oczy. Były… niepokojące. Źrenice były jakby
nienaturalnie zwężone, przez co wyglądały niczym ziarenko piasku otoczone z
każdej strony przez intensywnie niebieskie bezdenne jeziora. Błękit jego oczu
był zimny niczym wszystkie lodowce Antarktydy; wydawał się wręcz fluorescencyjny
ze względu na to, że białka jego oczu nie były wcale białe a czarne. Nie
ulegało wątpliwości, że to tylko soczewki, jednak… Dobra, przyznam się
otwarcie, że nieco się przestraszyłem. Spojrzenie jego oczu było twarde, zimne
niczym zamieć śnieżna, podczas gdy antagonistycznie jego usta rozciągnięte były
w delikatnym uśmiechu, przez co wyraz jego twarzy wydawał się być dość pogodny.
Niestety, nie był to wcale przyjemny uśmiech; nie był nawet prześmiewczy czy
wyzywający… tylko niepokojący – jak i sam jego właściciel.
Świdrował mnie spojrzeniem, którym,
miałem wrażenie, że bezpośrednio może dotknąć mojej duszy. Zadrżałem. Przeszły
mnie nieprzyjemne dreszcze.
Chłopak już szykował się, aby coś
powiedzieć, już rozchylił wargi, kiedy nagle z głębi korytarza doszedł nas kobiecy
głos.
- Genshō! Nareszcie jesteś! – wykrzyknęła
pani Yukimoto.
Blondyn odwrócił się w jej stronę. Rzucił
mi ostatnie spojrzenie przez ramię, po czym bez słowa ruszył do gabinetu
właścicielki hotelu. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia, odetchnąłem z
niewyobrażalną ulgą. Opadłem ciężko na krzesło i przywołałem do siebie gestem
ręki Takarę.
- Kto to jest? – zapytałem szeptem; tak
na wszelki wypadek.
- Jak to, nie wiesz? – zdziwił się. – To
Genshō Ryūdōin, bratanek pani Yukimoto i twój zmiennik – wyjaśnił.
- Mój zmiennik? – powtórzyłem. No tak…
dopiero teraz dotarło do mnie, jak dziwnym jest to, że aż do tej pory nie
widziałem mojego zmiennika. – On jest… niepokojący… - mruknąłem.
- To mało powiedziane – skwitował host.
Było to niespotykanym zjawiskiem, gdyż Fujimaru był miłym chłopakiem i nigdy
wcześniej nie słyszałem, aby wypowiadał się na czyjkolwiek temat niepochlebnie.
- Pani Yukimoto nie ma żadnych obiekcji odnośnie
jego wyglądu? – dopytywałem. – Wiesz, te oczy…
- Może ma, może nie ma – brunet wzruszył
ramionami. – Ale to w końcu rodzina, nie? A rodzinie zawsze więcej się wybacza.
Zresztą… Postaw się na jej miejscu. Nawet jeśli byłbyś jego ciotką, pracodawcą,
powiedziałbyś mu, że ma zmienić swój image choćby na czas pracy?
- Pewnie nie… - przyznałem. – On mnie…
przestraszył… - wyznałem.
- Nie ciebie pierwszego i nie ostatniego
– prychnął host. Pierwszy raz widziałem, żeby był taki oschły. – Widzisz,
zatrudnianie rodziny w spółce ma swoje plusy i minusy. Plusem dla Genshō jest
to, że może sobie na więcej pozwolić, ale minusem dla pani Yukimoto jest z
kolei to, że najzwyczajniej w świecie głupio jest jej porosić bratanka o zmianę
wyglądu czy, nie wspominając już o sytuacji, gdyby chciała go zwolnić… Wiesz,
to mogłoby wpłynąć na jej relacje z rodziną; i z pewnością nie byłby to dobry
wpływ. A po co się kłócić? – rozłożył ręce. – Z tego właśnie powodu, zdaje mi
się czasem, że to Ryūdōin dyktuje tu warunki, a nie pani Yukimoto…
- Mówisz, jakby była to jakaś mafia… -
zauważyłem.
- W każdym razie coś na podobieństwo –
chłopak wzruszył ramionami, po czym odszedł w swoim kierunku, zostawiając mnie
ponownie samego.
Mimo iż moje godziny pracy dobiegły już
końca, to nie mogłem zostawić stanowiska pustego. Musiałem czekać kolejne
półgodziny zanim Genshō łaskaw był ponownie się pojawić. Wszedł na recepcję już
w uniformie i spojrzał na mnie przepraszająco – aż dziw, że te lodowate oczy
mogą mieć taki wyraz! Delikatny uśmiech wciąż błąkał się na jego ustach, choć
wcale nie był przyjemny. Przez moment przeszło mi przez myśl, że możliwym jest
to, iż zbyt szybko, zbyt powierzchownie go oceniłem. Może on po prostu wygląda…
średnio przyjaźnie, powiedziałbym delikatnie, a w rzeczywistości jest to miły
chłopak?
- Cześć – ustąpiłem mu miejsca, uprzednio
zabierając książkę z biurka. – Nie mieliśmy okazji wcześniej się poznać. Jestem
Alexander Wright – przedstawiłem się i wyciągnąłem rękę w jego stronę, którą on
uścisnął. Skinął mi głową, a uśmiech na jego ustach na chwilę pogłębił się,
jednak blondyn nie odezwał się.
Najwidoczniej małomówny z niego typ… ale
w takim razie, dlaczego pracuje na recepcji?
***
- Wróciłem… (chodziło mi o to
charakterystyczne japońskie „Tadaima” od aut.) – mruknąłem, jednocześnie serdecznym
kopniakiem zamykając za sobą drzwi.
Zrzuciłem z siebie kurtkę i buty, po czym
wszedłem do kuchni, gdzie krzątali się Saitou i Daisuke, którzy dopiero
szykowali się do wyjścia do pracy i szkoły.
- Jak tam w pracy? – zainteresował się
blondyn.
- Tak sobie – przyznałem, nalewając sobie
do szklanki soku. – Skończyłem czytać książkę i dwie godziny siedziałem
bezczynnie – wyznałem.
- Ależ ty masz w tej pracy urwanie głowy
– prychnął Ochida. – Żebyś się tylko nie przepracował – fuknął.
- Dai! – skarcił go Ito. – Co ty się tak
czepiasz Alexa, co? Nie pracuje – źle, pracuje – też źle. Skoro nie musi się przemęczać,
to niby dlaczego miałby to robić? – zapytał,
jednocześnie napychając usta płatkami z mlekiem.
Nie odpowiedziałem na zaczepkę bruneta.
Już nawet nie chodziło o to, że coś do niego czuję. Nie mogłem przestać myśleć
o Ryūdōinie… Dziwny z niego chłopak… Trochę się go bałem…
Usiadłem przy stole z tą nieszczęsną
szklanką, która zdradzała, jak bardzo trzęsą mi się ręce. Im więcej myślałem o
Genshō, tym bardziej drżały mi dłonie i przechodziły mnie dreszcze. Moja
siostra zapewne powiedziałaby, że ten chłopak wysyła jakieś złe fluidy…
Wokalista Kagerou odłożył pałeczki i
spojrzał na mnie uważnie. Podparł dłońmi głowę, przekrzywiając ją odrobinę w
prawo, jakby oglądał ciekawe zwierzę w klatce w zoo, a nie współlokatora w
rozsypce.
Zakochałem się w cholernym tetryku, a we
mnie z kolei, żeby było śmieszniej, zakochał się szczery aż do bólu dziwak, no
i na dokładkę teraz pojawił się on – Genshō Ryūdōin, który zamrażał wszystko spojrzeniem
i już przy pierwszym naszym spotkaniu potrafił sprawić, że mój żołądek skurczył
się do minimalnych rozmiarów, fikał koziołki, przy okazji przybijając „piątki”
ze zdjętym trwogą sercem, które zachowywało się jakby dostało arytmii, chcąc
wysłać mnie do Krainy Wiecznego Uśmiechu za sprawą zejścia na zawał.
Cudnie.
Po prostu zajebiście.
Co za chora sytuacja… Czy to jakieś
cholerne opowiadanie dla nastolatek?!
- Jesteś blady i masz dreszcze – zauważył
muzyk. – Ostatnio miałeś też gorączkę. Zdaję mi się, że jesteś chory.
Powinieneś pójść do lekarza.
- Nic mi nie jest… - mruknąłem.
- No pewnie, że nie! – prychnął. –
Posłuchaj, Alex, możesz starać się otrzymać tę prestiżową plakietkę pracownika
miesiąca – wywrócił oczyma – ale nie polecam ci przy tym ignorować własnego
zdrowia. Odbije się to na tobie, zobaczysz. Pamiętaj, że wszystkie poważne
choroby zaczynają się od zwykłego przeziębienia. A! No i jeszcze jedno, ja do
ciebie z kwiatkami do szpitala jeździć nie będę, wybij to sobie z głowy! –
zastrzegł. – A twój pogrzeb biorę na siebie tylko jeśli zejdziesz na zawał, tak
jak rozmawialiśmy o tym wcześniej, jasne?
Spojrzałem na niego zdziwiony. W jednej
chwili przypomniałem sobie naszą niecodzienną rozmowę w łazience… Cóż, w każdym
razie, dobrze jest czasem wysłuchać takich motywujących słów, prawda?
- Normalnie zaraz pomyślę, że się o mnie
martwisz… - uniosłem nonszalancko jedną brew.
- Śnij dalej – Daisuke prychnął, po czym
podniósł się od stołu i skierował do przedpokoju. Jego miejsce momentalnie
zajął Saitou.
- Stało się coś? – zainteresował się.
- Nie nic – machnąłem lekceważąco ręką. –
Tylko spotkałem dzisiaj wcielenie diabła i dowiedziałem się, że jest on moim
zmiennikiem – zaśmiałem się nerwowo.
- Serio? Jest aż tak źle? – zdziwił się,
jednocześnie wymownie wskazując kciukiem za siebie kierunek, w którym udał się
Dai.
- Uwierz mi, Daisuke to przy nim naprawdę
miły człowiek – skwitowałem, nie martwiąc się tym czy wokalista Kagerou może to
usłyszeć, czy też nie.
Z przedpokoju odpowiedziało mi jedynie
głośne prychnięcie, a chwilę potem jeszcze głośniejsze trzaśnięcie drzwiami.
***
Ochida usadził mnie na kanapie. Niepewnym
spojrzeniem omiotłem to, co stało na stoliku przede mną. Brunet bez skrępowania
sięgnął po jedną ze szklanek, a drugą wcisnął mi w ręce.
- No nie patrz się na to jak na jakiś
kwas – wywrócił oczyma. – Chociaż… chwila. W zasadzie to jest kwas… - spojrzał,
jakby dla upewnienia się czy mówi prawdę, na zawartość swojej szklanki; a na
nią składała się, rzecz jasna, wódka i cola.
-A myślałem, że Japończycy preferują
słabsze alkohole, takie jak sake czy wino śliwkowe… - mruknąłem do siebie.
- Ta, jasne. Bo my wszyscy jak jeden mąż;
gustujemy w tym samym, ba!, nawet sramy tym samym! Jesteśmy jak z taśmowej
produkcji! – sarknął, łypiąc na mnie nieprzychylnie. – Weź ty użyj czasem tej
mózgownicy, co Alex? Każdy człowiek jest inny, więc każdy może gustować w czym
innym. Ja akurat lubię mocne alkohole… ale skoro ty jesteś gaijinem, to
powinieneś mieć mocną głowę, nie? – prześmiewczo naśladował ton, którym
wypowiedziałem wcześniejsze pytanie.
- Niekoniecznie… - przyznałem z
niechęcią.
- Abstynent? – zdziwił się.
- No nie, no… Aż tak źle nie jest –
westchnąłem.
Nigdy przesadnie nie ciągnęło mnie do
alkoholu. Możliwe, że przyczyną tego było to, że po każdej libacji alkoholowej
na następny dzień umierałem na kaca-giganta. Raz zdarzyło się nawet, że targały
mną torsje i migreny przez dwa dni (to było po tym, jak mieszałem i nieco
eksperymentowałem, co oczywiście nie mogło skończyć się dobrze…); wtedy
myślałem, że zwrócę nie tylko treść żołądkową, ale i sam żołądek. No i królowa Bon
ze swoją migreną mogła się schować, bo mnie głowa po prostu napierdalała, jakby
ktoś mi wewnątrz czaszki umieścił tę cholerną, irytującą małpę, która
bezlitośnie nawala talerzami, a sam łeb miałem 3:8 (skala od aut.) i naprawdę
obawiałem się, że szwy mi pękną…
- A mogę dowiedzieć się, cóż to za
święto, że postanowiłeś się ze mną napić? – zapytałem, upijając pierwszy łyk.
Lód. Zdecydowanie przydałby się lód.
- To nie ja piję z tobą, tylko ty ze mną.
- Co? – spojrzałem na niego z
niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
- Po ciężkim dniu w pracy przyda ci się
coś, co pomoże ci się odstresować – rozsiadł się wygodniej. – No, ale picie w
samotności nie jest jednak dobrze postrzegane; kojarzy się raczej z desperacją
niż odpoczynkiem – rzucił mi głębokie spojrzenie, od którego przeszły mnie
dreszcze. – Dlatego jesteś skazany na mnie. Saitou jest niepełnoletni –
przypomniał.
- Gdybyś jeszcze nie był taki
despotyczny, to uznałbym, że to miły gest z twojej strony…
W odpowiedzi zostałem potraktowany morderczym
spojrzeniem. Już otwierałem usta, aby ponownie się odezwać, jednak szybko
przekalkulowałem, że nie opłaca mi się. Kurde, znów coś chlapnę i Dai gotów
jeszcze się na mnie obrazić…
To ja może pójdę po ten lód…
***
Ogromna piłka na przemian odbijała się od
sufitu i podłogi. Skakała tak po całym pokoju, aż w końcu zaczęła zbliżać się w
moim kierunku. Chciałem się odsunąć, żeby mnie nie trafiła, jednak ona wtedy
jakby ominęła łóżko i trzasnęła tuż przed drzwiami szafy, które jak na komendę,
rozsunęły się. Zza połyskującego szkła w chabrowym kolorze wyłonił się krowi
łeb. Zwierzę postąpiło kilka kroków do przodu, stukając racicami o drewniany
parkiet. Wyszło z szafy mniej więcej do połowy, by zaraz potem zamuczeć
przeraźliwie głośno. Krówsko wlepiło we mnie spojrzenie tępych ślepi, które w
dodatku mrugały niezależnie od siebie (krowy naprawdę tak mają od aut.).
Środek Tokio.
Blok.
Trzecie piętro.
Krowa.
Skąd tu się, kurwa, wzięła krowa?!
Taa, to nie jest możliwe… To zapewne
jedno z moich pijackich urojeń. Ciekawe, co Daisuke dosypał mi do tych drinków?
Kuźwa, wiedziałem, żeby tego nie pić… Śmierdziało od tego podstępem na
kilometr!
***
Przeczesałem palcami włosy, które opadały
mi na twarz. Chwyciłem się mocniej futryny drzwi, kiedy świat zawirował mi
przed oczami. Chwiejnie ruszyłem do przodu.
- Jak się spało, śpiący królewiczu? –
doszedł mnie złośliwy komentarz z kuchni.
Niechętnie oderwałem spojrzenie od
własnych stóp, co stawiało mnie w sytuacji zwiększonego ryzyka upadku, ale
przecież nie mogłem kontemplować własnych nóg podczas rozmowy z wokalistą
Kagerou. Jeszcze gotów pomyśleć, że stałem się pokorny! Spojrzałem na niego
nienawistnie, jednak mój wzrok szybko stał się pobłażliwy, kiedy dostrzegłem
jak brunet nieudolnie próbuje ukryć przede mną opakowanie leków przeciwbólowych
za cukierniczką. Więc on też miał porządnego kaca – pomyślałem niemalże
triumfalnie, co, o dziwo, poprawiło mi nieco humor.
- To wszystko twoja wina – warknąłem.
- Jak zwykle – wzruszył ramionami. –
Kogoś musi być, nie? – zgarnął z kuchennego blatu kubek, z którego uprzednio
dopił kawę i wstawił naczynie do zmywarki.
- Zrobiłeś to specjalnie – syknąłem.
- Niby co?
- Upiłeś mnie! - wycelowałem w niego oskarżycielsko palcem.
– Nie poszedłem do pracy – zorientowałem się, że moja dzisiejsza zmiana już
dawno się zaczęła, spoglądając na cyfrowy zegarek wbudowany w piekarnik. –
Chcesz, żebym stracił robotę?! Najpierw ględzisz, że jestem nierobem, a teraz
chcesz, żeby wyrzucili mnie z pracy?! – byłem wściekły.
Wymowna cisza.
Sapnąłem ciężko.
- A co jeśli powiem, że w rzeczywistości
zrobiłem to celowo? – spojrzał na mnie zagadkowo. – Alex, przecież wiem, że
uwielbiasz narzekać i zrzucać winę za wszelkie zło tego świata na mnie –
przysunął się tak blisko, że czułem zapach jego mocnych perfum i słabo
wyczuwalną nutę przetrawionego alkoholu, którym wciąż od niego trąciło; zapewne
za sprawą wczorajszych ubrań... – Wiem, że tak naprawdę o nic mnie nie
obwiniasz. Po prostu dajesz ujście swojej frustracji, wyładowując się na mnie –
spoglądałem na niego zszokowany. – Chcesz wiedzieć, dlaczego to zrobiłem? Och,
oczywiście, że chcesz – zachichotał. Nachylił się nade mną i zaczął mi szeptać
do ucha. – Chciałem cię mieć dziś dla siebie – powiedział wprost, po czym
pocałował mnie za uchem, wyprostował się i bez słowa skierował do salonu.
Stałem skołowany i nie bardzo wiedziałem,
co mam myśleć, a co dopiero mówić o jakimkolwiek działaniu. Czyżbym znów
wybiegł zbyt daleko myślami? Nie… Sięgnąłem do miejsca, które ucałował
mężczyzna i przesunąłem po nim opuszkami palców.
On naprawdę mnie pocałował.
Daisuke mnie pocałował…
Poczułem nagły napad mdłości. Cóż, pech
chciał, że bliżej miałem do kosza na śmieci, który mieścił się pod ścianą niż
do zlewu, jaki znajdował się w przeciwległym kącie kuchni. Nachyliłem się nad
śmietnikiem, jednak nie zwymiotowałem. Czułem w gardle palący kwas, łzy zebrały
mi się w kącikach oczu, ale udało mi się opanować torsje. Odetchnąłem z ulgą.
Tym, co zwróciło moją uwagę była
zawartość kosza. Nic ciekawego, można by powiedzieć, ani tym bardziej godnego
opisywania, jednak uwzględnię, że pojemnik był pusty i znajdował się w nim
czysty worek. No… pojemnik był prawie pusty. Na jego dnie dostrzegłem podarty
arkusz papieru, a z jednego ze strzępów odczytałem: „Wrig…”. To było coś
adresowanego do mnie? Jakim cudem znalazło się to w śmietniku? Nie przypominam
sobie, żebym coś podobnego wyrzucał… Chociaż z drugiej strony mogę wiele rzeczy
nie pamiętać…
Sięgnąłem po owy papier. Maiłem
szczęście, że został porwany jedynie na czworo, przez co łatwo mogłem go złożyć
w spójną całość. Rozłożyłem skrawki na blacie i dopasowałem je do siebie. Udało
mi się złożyć kopertę, która niezaprzeczalnie była zaadresowana do mnie oraz
krótki list, który się w niej znajdował:
„Dawno się już nie
wiedzieliśmy, prawda? Myślę, że dobrze byłoby to w końcu zmienić, bo liczę, że
propozycja Naszego spotkania wciąż jest aktualna. Przyjeżdżam dzisiaj około
godziny jedenastej, więc mam nadzieję, że uda mi się złapać Cię jeszcze dziś.
Mam Ci wiele do powiedzenia, ale na rozmowie skupimy się, kiedy już się
spotkamy. Tymczasem przesyłam Ci pały prezent. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
PS. Przez pewne „nieścisłości”
mój poprzedni numer telefonu trafił do sieci i musiałem go zmienić. Zadzwoń do
mnie, kiedy znajdziesz czas: 555 462 122 (wpiszcie sobie tu swój numer, licząc, że
Alex zadzwoni xD A tak serio to potraktowałam was trochę jak idiotów, to znaczy
jak Amerykanów, bo tam w filmach wszelkie numery zaczynają się od „555”, żeby
nikt na nie nie dzwonił ;p od aut.)”
Nadawca nie podpisał się, jednak nie
ulegało wątpliwościom, że tylko jedna osoba mogła zaadresować do mnie podobny
list – Crena. Swoją drogą, ciekawe cóż to za „nieścisłości, jak to nazwał…?
Zajrzałem jeszcze raz do śmietnika.
Wygrzebałem z jego dna dość masywny pierścień fikuśnie wijący się srebrnymi
ramionami wokół palca. Jego zwieńczeniem było duże, szafirowe oko pośrodku jego
długości, które… nie wiem jak to opisać, ale wydawało mi się być tak pogodne
jak i sam jego nadawca. Jego błękit kojarzył mi się z uśmiechem Ketsuekiego i
budził we mnie jakieś bliżej nieokreślone pozytywne uczucia, których nie
umiałem nazwać…
Kurde, mam nadzieję, że to nie jest
kamień szlachetny!... Gdyby Dai go wyrzucił, byłoby szkoda…
Właśnie, Daisuke. Tylko on był w domu.
Ito dawno temu wyszedł do szkoły, biorąc pod uwagę, że dochodziła dwunasta.
Zresztą blondyn nie znał Creny. Tylko Ochida go widział i od początku dawał mi
do zrozumienia, że go nie lubi. Kazał mi się trzymać od niego z daleka. To z
pewnością musiała być jego sprawka…
Spojrzałem w stronę, w którą udał się
muzyk, jakby stamtąd miała nadejść odpowiedź – ale, rzecz jasna, nie
nadchodziła. Przezornie z powrotem wrzuciłem podarte kartki do śmietnika, ale
pierścień zachowałem.
Jaki był jego cel? Dai powiedział kiedyś,
że mimo iż nie jestem jego protegowanym, to martwi się o mnie tak samo jak i o
Saitou. Czy kierowało nim coś na kształt troski rodzicielskiej, poczucia
odpowiedzialności za mnie? Wokalista Kagerou widział Ketusekiego raz i od
tamtego momentu usilnie próbuje namówić mnie do zerwania z nim wszelkich
kontaktów. To nieco… nie na miejscu. Tak jakby… przemawiała przez niego
zazdrość? Nie – pokręciłem głową – chyba znów zbyt wiele sobie wyobrażam…
Przesunąłem palcem wskazującym po
pierścieniu, który wsunąłem na palec serdeczny drugiej ręki. W takim stanie
wątpię, aby dobrze przyjęto mnie w pracy… Cóż, skoro Ochida chciał nie dopuścić
do mojego spotkania z Creną, będzie musiał za to zapłacić. Nie chciał, żebym
się z nim spotykał? – no to teraz w dodatku będzie go znosił we własnym domu.
Wygrzebałem telefon z kieszeni (bo oczywiście po pijaku nie pomyślałem o tym,
aby pozbyć się jeansów) i napisałem do niego krótkiego sms’a na nowy numer z
prośbą o spotkanie u mnie. Mam nadzieję, że trafi bez problemu…
Zauważyłem, że mam nieodebraną wiadomość.
Wszedłem w skrzyknę odbiorczą. Od Fujimaru? Dziwne… Jego akurat spodziewałbym
się w tej chwili najmniej…
„Wziąłem twoją zmianę. Nie
wiem, gdzie jesteś ani co robisz, ale jesteś moim dłużnikiem.”
Oj, z pewnością – uśmiechnąłem się do
siebie. O dzięki ci Buddo, że na tym świecie są jeszcze tacy dobrzy ludzie jak
ten host!
Zastanawiam się, czemu z każdym nowym rozdziałem to opowiadanie coraz bardziej mi sie podoba :) Było super. Mam nadzieje, że wena będzie ci sprzyjać za cokolwiek się weźmiesz. Obyś miała jej baaardzo dużo.
OdpowiedzUsuńNiech się z Creną prześpi! Tak!! I niech nosi jego pierścionek...niech bedą razem i wgl...
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie robi się coraz lepsze! Uwielbiam je! Szybko kontynułuj! I piesz Crena x Hiro i z despami i o wampirkach(wynika z tytułu)
Wodospadów weny!
/Theru
Okay.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze. Shindy tak dziewczecy? Gosh, nie rozsmieszaj mnie! XD na początku myślałam, że sobie zartujesz xD!
A co do rozdziału... Super!!! Więcej takich i nie mam nic przeciwko temu opowiadaniu pod rząd : )
Coraz bardziej wciąga, a nowa postać jest taka w moim stylu, już go kocham!
Widzę spojrzenie jak ja na lekcjach.
Nauczyciele do mnie z przestrachem "XXX, wszystko w porządku?" xD a minę mam taką neutralną xD no ja nie wiem! Może in ma tak samo? XD
//Yūko-san
Dai to zazdrosna świnia! Cham i prostak! Tak nie można...
OdpowiedzUsuńLiczę na więcej!
Łe, za krótko! Rozdział był super. Jestem ciekawa co dalej, wiec proszę, pisz! Cieszę się, że sprawa z blogiem wygląda już lepiej - czy też - cieszę się twoim szczęściem? Weny, czasu, zdrowia..... Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Idealne, po prostu cud, miód i malinki! Uwielbiam Daisuke, Alexa i nawet Crene :) Opowiadanie z rozdziału na rozdział jest coraz lepsze, a co za tym idzie? Coraz bardziej mi się podoba! Jestem ciekawa również nowej postaci, która się pojawiła, jest całkowicie w moim guście xD. Życzę dużo, dużo weny oraz czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńNana.
Ten facecik, w sensie Genshoo, mnie interesuje, ciekawe, jaka role odegra w opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńCo do tej krowy w srodku Tokio to przypomnial mi sie skecz z Kabaretu Moralnego Niepokoju, w ktorym to syn chwalil sie rodzicom, jak zyje mu sie w Tokio (oczywiscie rodzice przyjechali go odwiedzic). No i powiedzial, ze ma kota, na co jego ojciec sie rozglada po domu i mowi tak: "Srodek miasta, wiezowiec, 10-te pietro... I dalej myszy sa!!" xD
No co ja ci moge powiedziec? Rozdzial super, oczywiscie nie moge sie doczekac nastepnego.
Uszczesliwilas mnie z tym, ze jednak piszesz szota o Hiro i Crenie. ^^
Ja tez jestem gadzinem i tez nie przepadam za alkoholem, ale to dlatego, ze mi nie smakuje. Chociaz piwa smakowe i jakies delikatne wina lubie :p
Oj, biedny Daisuke... Chyba nie ogarnia swoich uczuc, tak mi sie przynajmniej wydaje...
Weny zycze :D
Kobiecino, rozwaliłaś mnie tą swoją przyszłościową rozmową z Creną. Myślę, że nawet gdyby jakimś cudem udało mu się wygrzebać Twojego bloga z wyszukiwarki, to nie kapnąłby się o co chodzi. Przecież nie za polskiego, a tłumacz nie przetłumaczyłby zawartości bloga zbyt dokładnie. Całe szczęście, że piszesz w pierwszej osobie, a Alex to imię i dla chłopaka i dla dziewczyny, więc nie jest jeszcze tak źle. Poza tym, co tu się dziwić? To przecież Japończycy wpoili w damską część europejskiej młodzieży miłość do yaoi, więc wcale nie jesteś niczemu winna. Zawsze możesz zwalić winę na niego bądź udawać, że nie wiesz o co chodzi. xD Nie ma nic złego w tym, że wykorzystujesz jego postać w takim, a nie innym celu. Wielu znanych mężczyzn, których spotykamy w gejowskich opowiadaniach ma żony i dzieci. Nikt nie patrzy na to, jakiej orientacji są w rzeczywistości. Można ich ukazywać w takim świetle, jakim chcemy. Nie jest to przecież żadnym zniesławieniem, więc nie masz się czym przejmować kochana. Kita, Kita, Kita~. Wieśniakiem byłabyś gdybyś po każdym zdaniu mówiła/pisała "nie?". Jest to dla mnie irytujące, a co najgorsze weszło już w nawyk nawet obcokrajowcom mieszkającym w naszym kraju. A Polak bez "no" jest jak chiński turysta bez aparatu. Rozdział jak zwykle fantastyczny. Długość była odpowiednia. Wcale nie za krótko, bo w sam raz. Może dlatego, że czytałam bardzo powoli, aby utrwalić sobie w głowie słowo za słowem, by odpowiednio się nacieszyć. Już rozdziały Ci się skończyły? Kurczę. A ja już zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że dodawałaś je co tydzień. Mam nadzieję, że szybko uda Ci się wyklikać kolejny, bo niecierpliwość zaczyna zżerać mnie od środka. Tak się wkręciłam w to opowiadanie, że kompletnie zapomniałam o innych Twoich niedokończonych tworach, które są tak samo świetne jak „Nowy Świat”. Po chwili zastanowienia stwierdziłam, że nie ważne jest co dodasz w najbliższym czasie, ja i tak przyjmę to z otwartymi ramionami, bo wszystko co piszesz wręcz ubóstwiam. Co do rozdziału. Wiem, że niektórzy uważają, że Daisuke jest gadem za to co zrobił i takie tam. Ja myślę odwrotnie i uważam, że jest megamegamega uroczy. W końcu chyba coś czuję do Alexa, więc nie dziwne jest to, że może być zazdrosny i robi coś, aby odciągnąć go od „konkurentów”. Crena. Jeśli chodzi o tego typka, to lubię go jakoś troszkę mniej, co nie oznacza, że mam coś przeciwko temu, aby w niedalekiej przyszłości związał się z Alexem. Jest spoko, ale wolę Daia. Chociażby z samego charakteru. Lubię takie wredotki i tyle. (ʃƪ ˘ ³˘) Zaciekawiła mnie nowa postać. Choć nie jest zbyt rozmowny i na razie nie jestem w stanie określić czy darze go sympatią czy też nie, za sam "odstraszający" wygląd daję mu plusika. Mam nadzieję tylko, że okaże się jednak być pozytywną postacią i nie wpadnie Ci do głowy by zrobić z niego postać działającą na niekorzyść Alexa, bo jego wszyscy mają ciumciać, kochać, wznosić ponad ołtarze oraz ekscytować się jego osobą i wyglądem, o. Oby w następnym rozdziale Genshō pojawił się na dłużej, bo chcę się z nim zapoznać. Nie, no. Kiedy Alex wpadł na tak GŁUPI pomysł, aby zaciągnąć Crenę na chatę, musiałam pacnąć się z otwartej dłoni w czoło. No bo jak to?! Coś czuję, że źle się to skończy. Alex to głupek. Kochany, ale wciąż głupek. Co gdyby tak Daisuke zastał ich w nieodpowiedniej sytuacji...? O Matko Boska, Buddo i Allahu. Jest kilka opcji. Uważam, że najbardziej rzeczywiste byłoby to, że Dai najnormalniej w świecie wywaliłby Crenę za fraki za drzwi, a biorąc pod uwagę charakter Alexa i jego pyskowanie wtedy kiedy to nie jest potrzebne, wyleciałby zaraz za nim. Ale może jeszcze być tak, że przeszedłby obok tego obojętnie. Tak dla zmyły uda głupa, że niby go to nie obchodzi czy coś. Nie wiem, ale chcę się dowiedzieć dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. ♥(ˆ⌣ˆԅ)
OdpowiedzUsuńTo mój pierwszy komentarz w tym miejscu i mam nadzieję, że nie ostatni. Postanowiłam przyłączyć się do grona komentatorów i przyczynić się do tego, aby stuknęło Ci te 2000 komentarzy. Muszę przyznać, że to dość spora suma. Ale należy Ci się za ponad dwa lata ciężkiej pracy i poświęcania czasu. Jest tu tak wiele notek…Oczywiście przeczytałam je wszystkie i śmiało mogę stwierdzić jedno. Postęp jaki zrobiłaś, jest OGROMNY. To, co dodałaś choćby rok temu było bardzo dobre, ale to co piszesz teraz, jak dla mnie, jest po prostu perfekcyjne. Kocham, kocham, kocham. ♥
UsuńŻyczę Ci dużo weny, bo chyba to jest dla autora najważniejsze.
P.S - Awww~ Shindy jest taki śliczniutki~. ≧ω≦
Miałam to samo, jeśli chodzi o zweryfikowanie jego płci, dejm. ._.
Ja się upominam o opowiadanie Yo-ka x Ruki ;-;.
OdpowiedzUsuńPrzeleciałam między postami w poszukiwaniu momentu, na którym stanęłam (wybacz, nie jestem w stanie przeczytać opowiadania "Książę z bajki" czy jakoś tak D: ) i okazało się, że przeczytałam ten rozdział do połowy już jakiś czas temu... /.-
OdpowiedzUsuńByło śmieszne, szczególnie ten epizod z krową xD nie spodziewałam się tego.
Mam taką małą prośbę. Próbowałam czytać twojego bloga na swoim starym telefonie, lecz włącza się jedynie motyw na komputer, co dla Nokii xpress music nie jest zbyt fajne (długie ładowanie się strony itd). Mogłabyś włączyć też opcję dla telefonów o ile jej nie masz? ._.