Tytuł:
Red Desire
Paring:
Ryoga x Kifumi (BORN) dlaLilien :*
Typ:
oneshoot
Gatunek:
yaoi-cuspospolituj
Beta:
Hoshii.
Dedykowane dla Lilien :*
- Ja i tak was nie
rozumiem… - przewrócił oczyma basista.
- Boże, czego ty znowu
nie rozumiesz? – westchnął cierpiętniczo K.
- No tego całego klipu…
Dlaczego wy jesteście tacy sztampowi? Czemu zawsze musi występować tam
dziewczyna? Przecież to jest już nudne! – prychnął i opadł na kanapę, zajmując
ją całą dla siebie, dlatego ja i Tomo musieliśmy usiąść na podłodze.
- Nie podoba ci się
oglądanie półnagiej kobiety w naszym klipie? – zdziwił się Ray, który podczas
nagrywania owego teledysku, który nie podobał się Kifumi’emu, jak
zahipnotyzowany wpatrywał się w dziewczynę bez stanika. – Dziwny jesteś… -
machnął na niego ręką. – Jak dla mnie to cycków nigdy za wiele… - rozmarzył
się.
- A ja nie wiem, co was w
tym tak podnieca – kontynuował swój wywód Kifumi, zakładając ręce pod głowę. –
Nie umiecie nikogo wyrwać na imprezie? Internet wam odcięli i dostępu do Red
Tube nie macie? – prychnął.
- A co? Wolałbyś oglądać
półnagiego mężczyznę w naszym klipie? – wciął się Tomo.
- No na przykład! –
basista ożywił się nieco. – To przynajmniej byłoby coś innego! Teraz,nieważne
jaki klip włączysz:wszędzie gołe baby. Mnie się to nie podoba! Mam tego dość!
Jakbym chciał obejrzeć porno, poszedłbym do burdelu! – lamentował.
- A czego ty się
spodziewałeś? – zganił go K. – Przecież piosenka nosi nazwę „Red Desire”.
Myślałeś, że pokażemy tam teletubisie na łące i wycięte zdjęcia Kai’a z The
GazettE zamiast tego śmiejącego się słoneczka?
- A propos tego
słoneczka… - odezwał się Ray, ale zaraz został uciszony przez perkusistę.
- Nawiązując do tego
faceta, o którym wcześniej mówiliśmy… Kifumi, czy ty się dobrze czujesz? Chcesz
pokazać jakieś yaoi w naszym klipie?! Wiesz jakby na to zareagowała
publiczność?! – wydarł się.
- A co mnie publiczność?
– rozwalony na kanapie muzyk wzruszył ramionami. – Fankom by się spodobało.
Zresztą, narobilibyśmy dużo szumu, więc pisaliby o nas w gazetach! Zyskalibyśmy
na popularności!
- Ta… Bylibyśmy znani
jako pederaści i zboczeńcy – fuknął K.
- A tak uważają nas za
normalnych facetów, którzy gapią się na cycki baby, która w samych majtkach i
jakiejś dziwnej masce, której także nie rozumiem, wystąpiła w naszej piosence,
tak?
- Dokładnie –
potwierdził gitarzysta.
- I to niby ja tu jestem
dziwny… - Kifumi załamał się i pokręcił głową z politowaniem dla całego,
zboczonego świata. – I jest jeszcze jedna rzecz, której nie rozumiem…
- Jezu, zlituj się nad
nami – westchnął Ray, łapiąc się za głowę. – Będziesz roztrząsał sprawę tej
maski? Dobra, jest dziwna, ale, cholera, nie my ją projektowaliśmy, więc daruj!
- Nie o tym chciałem
powiedzieć – warknął basista, przewracając się na bok, po czym pogładził mnie
po włosach. – Ryoga – zwrócił się do mnie. Drgnąłem na wydźwięk mojego imienia
– możesz mi wyjaśnić, dlaczego, do kurwy nędzy, ty gryzłeś tą dziewczynę po kolanach?
I dlaczego to zostało wyemitowane?!
Wyrwany z letargu
spojrzałem zdumiony na basistę, po czym potrząsnąłem głową, aby się w niej
rozjaśniło. Kiedy trafiły do mnie jego słowa, odpowiedziałem z głupią miną:
- A miałem ciebie gryźć
po kolanach? – zdumiałem się, na co wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Tylko
ja i ciemnowłosy mierzyliśmy się spojrzeniami. Ja nie wiedziałem, co zrobić (a
tym bardziej nie rozumiałem, co tak rozśmieszyło pozostałych), a Kifumi wydawał
się intensywnie nad czymś myśleć. Gdy w końcu śmiech ucichł, basista odezwał
się:
- To nie jest głupie! –
reszta zespołu spojrzała na niego jak na idiotę, jednak on się tym nie przejął
i wpatrywał się wciąż we mnie. – Z tym facetem, to rzeczywiście byłaby
przesada… Miałeś rację Tomo, mogłoby to zostać przez wielu uznane za
niesmaczne, ale gdybyśmy tak ograniczyli siętylko do naszej piątki?
- W sensie, że mamy
lizać się między sobą i pokazać to w klipie? – upewnił się Ray.
- A co? Już nie raz tak
robiliśmy! Trochę fanservice’u nie zaszkodzi, a spodoba się fanom! Nagrajmy to
jeszcze raz!
- Bez urazy, ale nikt
nie będzie cię gryźć po kolanach, Kifumi – westchnął perkusista.
- Ja mogę –
zdeklarowałem się i położyłem dłonie na kolanach basisty, opierając się o niego
i jednocześnie odwracając tyłem do reszty. – Ładne masz te kolanka… -
uśmiechnąłem się i w zaczepny sposób zacząłem ciągnąć zębami za materiał rurek,
które miał dziś na sobie. Przez to, że były obcisłe, od czasu do czasu
przygryzałem także jego skórę… a wcale nie robiłem tego delikatnie. Ciemnowłosy
przeczesał palcami moje włosy, odgarniając grzywkę, która wpadała mi do oczu.
- Ryoga… to wygląda
conajmniej… źle… - zauważył K. – Wiesz… siedzisz na podłodze między
rozchylonymi nogami Kifumi’ego, przez co wyglądasz, jakbyś miał mu zaraz… no wiesz…
- przewrócił oczyma.
- Obciągnąć? –
dokończyłembezwstydnie.
- Ta, właśnie…
- Ej! To będzie fajne! –
wykrzyknąłem. – Ogólnie ten pomysł Kifumi’ego może wypalić! Wiecie… Możemy
nagrać to właśnie w taki sposób!
- Taki, to znaczy jaki?
– dociekał K.
- Możemy „sklecić” ten
klip z takich dwuznacznych urywków! Nikt nie będzie się z nikim pieprzył ani
rozbierał, ale będziemy pokazywać właśnie coś takiego – że niby wygląda, jakbym
chciał obciągnąć naszemu basiście, ale przecież tego nie zrobię!
- To byłoby przynajmniej
oryginalne, a nie takie sztampowe! – dodał chłopak, który chwilę po tym, jak to
powiedział, podniósł mnie i usadził na własnych kolanach, po czym zaczął
gładzić moje udo. Pozostali spojrzeli na nas krzywo.
- No nie wiem…
- Nie jestem przekonany…
- Może lepiej zostawmy
to tak jak jest… - próbowali się wymigać.
- Oj, dajcie spokój!
Możemy tylko spróbować! Jeśli w trakcie nagrywania, czy po obejrzeniu pełnych
efektów naszej pracy,uznamy, że to jednak nie jest dobre, nie musimy tego
publikować! – próbowałem ich zmotywować.
- Bez urazy dla nikogo,
ale nie chciałbym wylądować na jakiejś stronie xxx w filmiku, w którym wyglądam
jakbym któremuś z was miał się zarazsprzedać… - odezwał się jasnowłosy
gitarzysta,który wyglądał jakby zjadł właśnie całą cytrynę.
- Dajcie nam szansę! –
jęknął błagalnie basista, zaciskając dłoń na moim kolanie.
- No dobra – westchnął
perkusista, który również nie był zachwycony naszym pomysłem. – Szansę możemy
wam dać. Napiszcie scenariusz, który pokazywałby jak wy to widzicie. Potem to
przeanalizujemy i stwierdzimy, czy w ogóle ktoś oprócz was będzie chciał w tym
wystąpić…
***
- Matko! To też odpada!
Kifumi, nie oszukujmy się! To jest niewypał! – załamałem się. – Oni nie będą
chcieli w tym wystąpić!
- Ryoga, nie trać
nadziei! – próbował mnie pocieszyć. – Nie gnieć tej kartki! No nie wyrzucaj
jej! – sapnął wściekły, kiedy wrzuciłem kolejną papierową kulkę do śmietnika.
Basista wstał i podszedł do papierowej góry wyglądającej z plastikowego kubła i
zaczął szukać w niej kartki, którą tam dorzuciłem. – Nie możesz nastawiać się
na „anty”. Ty już wymyślasz… A to w tym Ray nie będzie chciał zagrać, a na to K
się nie zgodzi… daj spokój! Przedstawimy im sześćdziesiąt tysięcy wersji i na
którąś będą musieli się zgodzić! – rozwijał zgniecione kartki jedną po drugiej
aż w końcu zalazł to, czego szukał. – Ha! Mam! – przebiegł wzrokiem po tekście.
– A nie… to jednak nie to – westchnął. – Ale to też się nada. Łap! – rzucił we
mnie papierową kulką, która odbiła się od mojej głowy. Zacząłem kląć pod nosem.
– No mówiłem, żebyś złapał… - podszedł do mnie i uderzył mnie lekko pięścią w
ramię. Spojrzałem na niego zawistnie, jednak w moim wyrazie twarzy wyłapał inne
uczucie, które za wszelką cenę chciałem ukryć. – Wiem, że jesteś smutny – objął
mnie ręką. – Ja też chciałbym, żeby to przeszło…
- Ja nawet nie mam nic
do tej półnagiej baby, ale chciałbym zrobić coś oryginalnego! Narobić dużo
szumu! – wyrzuciłem ręce w powietrze. –Jednak, jak zawsze, musi być jakieś
pierdolone „ale”! – wkurzyłem się. Z jednej strony niby byłem wściekły, a z
drugiej totalnie wykończony tą wściekłością i bezradnością zarazem. Ułożyłem
głowę na ramieniu chłopaka i ziewnąłem. Była już noc, a my nadal siedzieliśmy w
tej naszej nieszczęsnej salce w studiu…
- No wiesz, zawsze
istnieje taka opcja, że oni będą sobie tańczyć, grać i tak dalej – machnął
ręką, podkreślając, iż jest to nieistotne – a my możemy się całować – wzruszył
ramionami. – Jeśli oni nie będą chcieli być oryginalni to my będziemy!
- Jak tylko nasza dwójka
tak zrobi, to nie będziemy oryginalni! Bo to już było! BREAKERZ tak zrobili w
„Real Love”! Tak samo zachowywała się ta dwójka z ADAMS!
- Tych ostatnich, o
których mówisz nie znam, ale wierzę ci na słowo… Myślisz, że żeby wzbudzić
prawdziwe zainteresowanie i wywołać skandal, to musi wziąć w tym udział cały
zespół?
- No! – jęknąłem. –
Wiesz… dwójka to nic, ale piątka… to już coś!
- Pięciokącik? –
zachichotał.
- Fajnie by było, ale
oni się nie zgodzą… - westchnąłem i wyrwałem się z jego objęć, po czym
położyłem się na sofie, zwijając w kulkę. – Jestem zmęczony… - wyznałem.
Kifumi ułożył się za mną
i objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Miałem na sobie grubą bluzę i
było mi zimno, a on był w samej koszulce z krótkim rękawem i grzał jak piecyk.
Odwróciłem się do niego przodem i przywarłem do jego torsu, chcąc się nieco
ogrzać.
- Masz zimne dłonie –
zauważył, chwytając moje ręce i bawiąc się moimi palcami.
- Bo mi zimno –
mruknąłem.
Basista wsunął moje
dłonie pod swoją bluzkę, układając je na swoim brzuchu. Kifumi był tak gorący,
że jego rozgrzana skóra niemal parzyła mi palce. Kiedy poczułem to gorąco aż
zachłysnąłem się powietrzem z wrażenia. Po chwili przytuliłem się do niego
całym ciałem, chcąc odebrać mu trochę tej wysokiej temperatury. Ciemnowłosy
gładził mnie po głowie, a następnie zaczął masować mój kark. Jego długie,
szczupłe i przede wszystkim gorące palce były przyczyną przyjemnych dreszczy,
które mną wstrząsały. Kiedy chłopak zauważył to, wsunął dłoń pod moją bluzę i
raz za razem przejeżdżał palcami wzdłuż kręgosłupa. Chichotałem wtedy i
wyginałem się w różne strony; łaskotało mnie to. Kiedy znudziła mu się już ta
zabawa, przeszedł do następnej. Zaczął wciskać mi palce między żebra i
podszczypywać mnie, przez co śmiałem się jeszcze głośniej i wierzgałem nogami.
Rękami próbowałem jakoś bronić się przed jego kolejnymi atakami, ale moje próby
spełzły na niczym, gdyż nie umiałem zmusić go, żeby wyjął ręce spod mojej
bluzy.
- Ki… Kifumi! Przestań!
– zwijałem się ze śmiechu i próbowałem go jakoś odepchnąć, ale nie wychodziło
mi to.
- Ale dlaczego? Mnie się
to podoba – zachichotał i przewalił mnie na plecy, po czym usiadł na mnie
okrakiem i rozpiął moją bluzę. – Chyba już ci cieplej? – uśmiechnął się, kiedy
pokiwałem głową. Wyjął moje ręce z rękawów, a następnie nachylił się nade mną.
Przez chwilę zastanawiałem się, co zamierzał zrobić, kiedy nagle… znów wbił mi
palce między żebra, przez co zaśmiałem mu się prosto w twarz! – Nie pluj, z
łaski swojej – zaśmiał się.
- Ja? Ja nie pluję, ot
co! – zachichotałem, a on znowu mnie zaatakował. – No, przestań! – znów
zacząłem się śmiać i wiercić.
- Miałeś mi coś
zaoferować w zamian! – przypomniał.
- Au! – zawyłem. – To
boli! Przestań, bo nie mogę się skupić, żeby wymyśleć, co ci dać w zamian!
- Nie możesz się skupić…
Słaby argument – zaśmiał się i znów zaczął mnie maltretować.
- A czego… Au!... byś
chciał w zamian za to, że przestałbyś robić mi krzywdę? – poszedłem na
łatwiznę; nie mogłem wymyślić niczego sensownego.
- Hm… - wyprostował się,
nadal siedząc na mnie okrakiem i przez chwilę zastanowił się. – Odpowiesz mi
trzy razy tak.
- Ale… Na co? – nie
rozumiałem, o co mu chodziło.
- Po prostu przytaknij,
a przestanę się nad tobą „znęcać” – uśmiechnął się.
- No… dobra – pokiwałem
głową. W sumie to… conibymogłem stracić na takim układzie?On przestałby mnie
dręczyć, a ja po prostu miałem mu trzy razy powiedzieć tak. – Mam powiedzieć
tak, tak, tak. I tyle? – zdziwiłem się.
- Nie – zachichotał i
zszedł ze mnie. – Red desire?
- Co? – zgłupiałem,
jednak pod siłą nacisku jego wzroku mniej więcej zrozumiałem. – Aaa… Kumam!
Tak!
- Sex on the beach?
- Tak!
Kifumi wstał i nic już
więcej nie mówiąc, pociągnął mnie za rękę. Wyprowadził mnie ze studia,
uprzednio nawet nie zabierając stamtąd naszych rzeczy, czy zamykając drzwi na
klucz. Wyszliśmy na parking, gdzie chłopak władował mnie do swojego samochodu.
Byłem totalnie zagubiony i nie rozumiałem jego zachowania, przez co przez
chwilę czułem się jak uprowadzony główny bohater w filmie akcji.
- Gdzie jedziemy? –
zapytałem, jednak on mi nie odpowiedział, a jedynie uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
Znaleźliśmy się na
obrzeżach miasta. Basista zboczył z głównej trasy i zaczął manewrować po coraz
węższych uliczkach. W prawo, w lewo, w prawo, w prawo, w lewo… i zgubiłem się.
Kompletnie nie wiedziałem, gdzie się znajdowaliśmy. Z dziwną miną spojrzałem na
ciemnowłosego, który nadal uśmiechał się pod nosem. Nagle przed nami jakby spod
ziemi wyrosła zielona ściana lasu.
- Chyba się zgubiliśmy…
- powiedziałem cicho, na co on zachichotał i wjechał do lasu.
Wtedy to już w ogóle
poczułem się jak w filmie – jak w tych wszystkich horrorachklasy B, a nawet C,
kiedy morderca wywozi swoją ofiarę do lasu, przywiązuje ją do drzewa, a potem
zabija w bestialski sposób siekierą. Po udanej masakrze zazwyczaj jeszcze
przygląda się swojemu „dziełu”, a nieraz nawet obliże swoje palce, które są w
hektolitrach keczupu albo czerwonej farby, która miała być imitacją krwi.
Zaśmiałem się, kiedy wyobraziłem sobie Kifumi’ego w roli takiego mordercy. To
wyglądało wręcz groteskowo!
Jechaliśmy po jakiejś
piaszczystej drodze, a właściwie dróżce, która nie była przeznaczona dla
samochodów, o czym świadczyła choćby jej szerokość – co chwilę jakieś gałęzie
bębniły o boczne lusterkai szyby.Bałem się, że auto się zakopie i za chwilę
razem będziemy musieli je pchać, na co nie miałem najmniejszej ochoty, jednak
obyło się bez tego. Dojechaliśmy… na plażę. Na dziką, niestrzeżoną plażę, która
chyba była częścią parku krajobrazowego, a może nawet i narodowego, chociaż nie
byłem tego pewien. W końcu basista zatrzymał się i wyłączył silnik, po czym
wysiadł, dając mi ręką znak, żebym poszedł w jego ślady. Zrobiłem to
bezzwłocznie i podbiegłem do niego.
- Po co tutaj
przyjechaliśmy?
- Pięknie, prawda? –
udał, że nie usłyszał mojego pytania.
Co, jak co, ale musiałem
przyznać, że miał rację. Niebo było bezchmurne, a wielki talerz księżyca wyglądał
urzekająco w towarzystwie cudownie migających setek gwiazd. Woda leniwie, wręcz
ospale falowała. Wydawała się być srebrna od blasku księżyca, który się w niej
odbijał. Od strony morza wiała delikatna i rześka bryza, która unosiła nasze
włosy. Uśmiechnąłem się – lubiłem takie widoki. Piasek, po słonecznym dniu,
nadal był ciepły i czysty. Wszędzie było cicho i pusto; istny raj dla weny,
która nagle do mnie zawitała. Zacząłem przeszukiwać kieszenie w nadziei, że
znajdę długopis, czy choćby kredkę do oczu (już nie potrzebna była mi kartka –
mogłem pisać na rękach), kiedy basista znów złapał mnie za rękę i przyciągnął
do siebie. Objął mnie w pasie i poprowadził w głąb plaży. Zaprowadził mnie na
wydmy, po czym pchnął mnie tak, że usiadłem na piasku. On również usiadł; naprzeciwko
mnie i uśmiechnął się pięknie.
- Po co mnie tutaj
przyprowadziłeś? – zapytałem, a muzyk popchnął mnie jeszcze raz, tak, że tym
razem położyłem się.
Zawisł nade mną i
spojrzał mi w oczy. Jego oczy lśniły i widziałem w nich płomyczki radości,
której z pewnością nie umiałbym opisać słowami. Nie wiedziałem, z czego się tak
cieszył. Zacząłem o tym rozmyślać, kiedy nagle… pocałował mnie! Delikatnie
muskał moje usta, a kiedy nie wyczuł z mojej strony żadnego oporu, polizał moją
dolną wargę. Uchyliłem usta, choć sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Może to
była chwila słabości, a może chciałem tego już od dawna… Może myślałem, że
ciemnowłosy chciał „poćwiczyć” do tego klipu? To wytłumaczenie chyba było
najgłupsze, ale tak wiele zrodziło się ich w mojej głowie, że nawet nie
zauważyłem, kiedy objąłem go za szyję i zacząłem oddawać pocałunki. Nasze
języki splotły się i zaczęły razem bawić. Co chwilę przechodziły mnie dreszcze,
co chłopak doskonale mógł wyczuć.
W pewnym momencie Kifumi
wsunął rękę pod moją bluzkę i zaczął mnie dotykać. Na początku spiąłem się, ale
kiedy zaprzestał, poczułem niedosyt. Sugerując mu, że ma wznowić pieszczotę,
sam zacząłem go dotykać. Nie chciałem się spieszyć, ale… nie wyszło. Po prostu
nie dałem rady i po chwili zdarłem z niego koszulkę, odrzucając ją. Pożądanie
wzięło nade mną górę. Basista pozbył się także mojej górnej części garderoby,
po czym zszedł z pocałunkami na szyję. Raz całował, raz lizał, a od czasu do
czasu nawet przygryzał skórę na mojej szyi, pozostawiając na niej drobne malinki.
Kiedy tak się ze mną bawił, wzdychałem głośno, dając mu tym samym znak, że mi
się podoba. Dotarł do torsu, gdzie nie zabawił długo – na chwilę jedynie
zatrzymał się przy sutkach, ale w jego planach było coś zupełnie innego.
Zjechał od razu na podbrzusze i dopiero wtedy zrozumiałem, że tutaj zaczyna się
zabawa. Chłopak wsunął mi język do pępka i przez moment się tak bawił, a
następnie po prostu zaczął mnie lizać. Czułem jak podniecenie zbierało swoje
żniwa w postaci ubywającego w zastraszającym tempie miejsca w moich spodniach.
Nie wiedziałem, że, zpozoru, taka drobna pieszczota, mogła być tak przyjemna…
Kifumi nie zaprzestając kreślenia językiem na moim podbrzuszu szlaczków,
rozpiął mi rozporek, a po chwili zdjął ze mnie spodnie, co dało mu możliwość zejścia
jeszcze niżej. Pojękiwałem cicho, kiedy od czasu do czasu wsuwał język za linię
bokserek. W momencie, kiedy myślałem, że zdejmie ze mnie ostatnią część
garderoby, on zaczął całować mnie po wewnętrznych stronach ud. Zachłysnąłem się
powietrzem i rozsunąłem przed nim nogi, dając mu do zrozumienia, że tego chcę.
Robiło mi się coraz goręcej, mimo że piasek stawał się coraz zimniejszy. Kiedy
był już naprawdę blisko mojego krocza, próbowałem zacisnąć dłonie na sypkim
piachu tak jak na pościeli, ale oczywiście nie wychodziło mi to.
- Proszę… Zrób to
wreszcie… - wyjęczałem, kiedy lizał moją męskość, przez materiał bielizny.
Basista uśmiechnął, po
czym w końcu zlitował się nade mną i ściągnął ze mnie bokserki. Polizał żołądź,
po czym, już bez zbędnych gier, wziął mnie w usta. Powoli poruszał głową do
przodu i do tyłu, chcąc tym samym przedłużyć zabawę. Było mi cholernie dobrze…
Korzystając z tego, że chłopak wybrał tak ustronne miejsce, pozwoliłem sobie
na… jakby to ładnie ująć? Głośne potwierdzanie przyjemności, jaką on mi
sprawiał. Krzyczałem na całe gardło, wplątując palce w jego włosy i delikatnie
go za nie ciągnąc. Na początku chciałem, żeby przyspieszył, ale potem
zrozumiałem, że takie „słodkie tortury” są o wiele przyjemniejsze. Zresztą… to
przedłużanie dawało mu więcej czasu na „popisy”. Muzyk wyczyniał ze mną cuda, a
ja krzyczałem jego imię, wychwalając go pod same niebiosa. Miałem wrażenie, że
złapałem Boga za nogi… a kiedy pomyślałem, że to dopiero początek, uznałem, że
moim Bogiem właśnie został Kifumi. Ssał, lizał i przygryzał moje przyrodzenie
sprawiając mi niewyobrażalną przyjemność. Mimo, iż było mi tak dobrze,
wiedziałem, że przy takim tempie nie dojdę. Jak się okazało basista też o tym
wiedział (mentalista jeden, no!) i w pewnym momencie nagle ostro przyspieszył,
przez co po kilku chwilach spuściłem się w jego usta.
- Aaach! – krzyknąłem. –
Prze… Przepraszam – wyszeptałem, kiedy zauważyłem, że ciemnowłosy wszystko
przełknął.
Pocałował mnie, jakby
chciał powiedzieć „nie przepraszaj”, po czym zdjął swoje spodnie. Wtedy nagle
mi się przypomniało, że on nie rozebrał się jeszcze! Zacząłem szamotać się z
jego bielizną; Kifumi trochę mi pomógł i już był od niej uwolniony. Kiedy
ogarnąłem go wzrokiem, uśmiechnąłem się do siebie, po czym przyciągnąłem go do
jeszcze jednego pocałunku. Chłopak na oślep sięgnął do swoich spodni i wyjął
coś z ich kieszeni. Po tym, oderwał się ode mnie, a ja otworzyłem oczy i kiedy
zobaczyłem, co trzyma w ręku, zaśmiałem się.
- No chyba żartujesz –
prychnąłem i wyrwałem mu z ręki prezerwatywę, po czym wyrzuciłem ją gdzieś za
siebie. – Jestem czysty jak łza. Niczym się nie zarazisz – powiedziałem
dobitnie.
Chłopak uśmiechnął się i
pocałował mnie jeszcze raz. Potem podstawił mi trzy palce, które ja dokładnie oblizałem,
pozostawiając na nich grubą warstwę śliny. Basista podniósł mnie delikatnie i
zaczął napierać na moje wejście pierwszym z palców, jednocześnie znów
przywierając do moich ust. Na początku nie było przyjemnie… Krzywiłem się,
jednak wiedziałem, że później mi to zrekompensuje. Kiedy dodał drugi palec i
zaczął mnie rozciągać, gryzłem go w dolną wargę, ciągnąc za nią, kiedy bolało i
wyginałem się w przeróżne strony. Przy trzecim palcu, jęczałem z bólu i
mrugałem wściekle, starając się nie uronić łzy. Muzyk widząc, że źle to
znosiłem, zaczął onanizować mnie drugą ręką, aby odciągnąć moją uwagę od bólu.
Kiedy uznał, że byłem wystarczająco dobrze przygotowany, wyjął ze mnie palce, a
ja poczułem się dziwnie pusty w środku. Zaraz potem jednak zaczął na mnie
napierać swoją erekcją, a ja zachłysnąłem się powietrzem. Wchodził we mnie
powoli, mocno zaciskając dłoń na moim przyrodzeniu – mimo to i tak odczuwałem
ból. Dawno już nie kochałem się z mężczyzną, dlatego musiałem swoje
„ścierpieć”. Ciemnowłosy scałowywał moje łzy. Wszedł we mnie do końca, jednak
nie poruszał się, dając mi czas na przyzwyczajenie się do jego obecności we
mnie. Wziąłem kilka głębszych wdechów i rozluźniłem się na tyle, na ile w tym
momencie mogłem i zacząłem się pod nim poruszać, dając mu znać, że już jestem
gotowy.
- Nie jestem ze szkła… -
uśmiechnąłem się mimo łez, co on odwzajemnił i pocałował mnie ponownie.
Jego pierwsze ruchy były
bardzo powolne i płytkie; mimo to i tak głośno jęczałem. Z czasem ból zamieniał
się w przyjemność, a ja rozluźniłem się już całkowicie i zacząłem go popędzać.
Powtarzałem jego imię jak mantrę, wychodząc naprzeciw jego pchnięciom, aby wbił
się we mnie jeszcze głębiej. Kochanek wchodził we mnie pod różnymi kątami,
szukając mojego czułego punktu. Jęczałem wprost do jego ucha, wbijając
paznokcie w delikatną skórę na plecach. Nasze oddechy stawały się coraz
płytsze, a pchnięcia głębsze. Co chwila zalewały mnienowe fale gorąca. Obaj
byliśmy już blisko, gdy nagle Kifumi trafił w moją prostatę.
- Tak! Tak! Nnn!...
Właśnie tu! – krzyczałem wijąc się pod nim z rozkoszy.
Teraz trafiał już raz za
razem, przez co po chwili doszedłem i zacisnąłem na nim mięśnie. Chłopak
wykonał jeszcze kilka chaotycznych ruchów, po czym sam rozlał się we mnie,
zalewając moje wnętrze spermą. Kiedy to poczułem, zadrżałem z przyjemności.
Ciemnowłosy opadł na mnie wykończony. Przez chwilę obaj regulowaliśmy oddech, a
gdy jemu jako-tako już się to udało, ponownie podniósł się, wyszedł ze mnie, na
co jęknąłem rozżalony i położył się koło mnie, obejmując ręką w talii. Przylgnąłem
do jego torsu i ukryłem nos w zagłębieniu jego szyi, nadal ciężko dysząc.
- Byłeś wspaniały… -
szepnąłem mu na ucho.
- Ty również –
odpowiedział mi i pocałował mnie w ramię, po chwili układając na nim głowę.
Przez moment jeszcze
odpoczywaliśmy, po czym Kifumi delikatnie odsunął się ode mnie i pocałował mnie
krótko. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym odezwał się:
- Red desire – dotknął
mojej męskości, na co ja cicho westchnąłem i zarumieniłem się, zrozumiawszy, o
co mu chodzi. – Sex on the beach – zatoczył dłonią koło, pokazując wszystko, co
nas otaczało. Również uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego jeszcze mocniej.
- Ale jak do tej pory
powiedziałem tylko dwa razy tak – zauważyłem.
- Nie jesteś zły? –
zapytał z wątpliwością, która odbiła się w jego głosie.
- Niby za co? –
zdziwiłem się.
- Za to, że… praktycznie
cię do tego zmusiłem – spuścił wzrok.
- Praktycznie, to ty
jesteś debilem, Kifumi – przewróciłem oczyma i pocałowałem go w szyję. –
Obiecałem ci, że powiem trzeci raz tak, więc… słucham. Co jest tą trzecią
rzeczą?
- Wiesz… Chyba do końca
nie przemyślałem tej gry – podniósł się na łokciu i wyraźnie sposępniał. –
Obawiałem się, że w ogóle się nie zgodzisz… że mnie odrzucisz… Potem, kiedy już
się niemo zgodziłeś, bałem się, że później będziesz na mnie zły… Zresztą… to
nie był najdelikatniejszy sposób w jaki chciałbym ci przekazać coś... bardzo
ważnego…
- Dobra, zgodziłem się
na seks, nie jestem zły, wręcz przeciwnie; jestem zadowolony i zaspokojony –
zbyłem go, chcąc wreszcie usłyszeć „kocham cię”. Boże, to tak trudno
powiedzieć? Przecież już się kochaliśmy! Włożenie jest łatwiejsze od
wypowiedzenia dwóch słów? Przecież nie brał ze mną ślubu! Najpierw będzie
związek, poznawanie się etc. A dopiero później coś ewentualnie dalszego… - Więc
co to za trzecia rzecz? – udawałem, że się nie domyślam.
- Ryoga – zganił mnie
wzrokiem. – Nie popędzaj mnie…
- No dobrze, dobrze –
uśmiechnąłem się słodko, przewracając oczyma i kreśląc niewidoczne znaczki na
jego torsie.
- To, co chcę ci
powiedzieć jest bardzo ważne… i nie powinno występować w tej mojej głupiej
grze. To bardzo poważna sprawa i broń Boże, nie odpowiadaj „tak” tylko dlatego,
że zgodziłeś się na nią, jasne? – rzucił mi poważne spojrzenie.
- Jasne – uśmiechnąłem się.
– Ale ta gra jest fajna… I uczy angielskiego – zaśmiałem się. – Kontynuuj to! –
zmroził mnie wzrokiem. – Wiem, wiem… Mam nie zgadzać się ze względu na grę… ale
chodzi mi o to, żebyś powiedział to w taki fajny sposób – wyszczerzyłem się. –
Wiesz… Było Red desire, Sex on the beach… i? – „Areyou love me?”;
dopowiedziałem sobie trzecią rzecz w myślach. Albo nie… to chyba nie ma być w
formie pytania tylko równoważnika zdania, więc powinno być „Love me”, nie?
Rozmyślałem, w jaki sposób Kifumi w końcu to powie, kiedy z letargu wyciągnął
mnie właśnie jego głos.
- Jak chcesz… Red desire?
- Yes – „zabłysnąłem”
znajomością języków obcych.
- Sex on the beach?
- Yes.
Chwila ciszy.
- Marry me?
- Ye… - zatkało mnie. –
Co? – wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Marry me? – powtórzył
wyraźnie zestresowany. Zza siebie wyjął małe pudełeczko i otworzył je. W środku
oczywiście był pierścionek… Na chwilę zapomniałem jak się oddycha. Płuca
zaczęły mnie palić żywym ogniem, łzy napłynęły mi do oczu…
- Yes! – krzyknąłem w
końcu i rzuciłem się na niego, przytulając mocno.
Chłopak na ślepo włożył
mi obrączkę na palec i pocałował namiętnie. Zastygliśmy w pocałunku, smakując
naszego niezatwierdzonego przez państwo ani Kościół małżeństwa.
DODATKI:
- Kifumi! Pobawimy się
jeszcze raz w tą twoją grę? Ale teraz ja będę mówił!
- No dobrze, skarbie…
- Ale zmienimy trochę
zasady, ok? Ja będę mówił seriami, bo mam znacznie więcej wymyślonych rzeczy
niż ty… I niech stracę… Możesz powiedzieć tak lub nie.
- Zaczynajmy.
- Buy me a dog… no, no…
Buy me a cat! Yeah! I want acat! And buy me a car. Buy house with garden
for us. Give me more sex. Give me something sweet to eat.
- Yes, yes, yes, yes, yes – uśmiechnął się.
- Give me a baby. I want know your parents. Go with me to sex shop.
- No, no, yes.
- Czemu nie chcesz mieć
ze mną dziecka?!
- Chcę, ale to fizycznie
niemożliwe, skarbie!
- Pierdolony ginekolog
się znalazł… A czemu nie poznasz mnie ze swoimi rodzicami?!
- Bo cię kocham i nie
chcę żeby stała ci się krzywda. Zresztą… Gdybyśmy się razem u nich pojawili, jestem
pewien, że przeprowadziliby na nas takie eksperymenty, że żaden z nas nie
mógłby mieć dzieci….
- Chcę mieć z tobą
dzieci!
- Mogę ci kupić lakę
BabyBorn…
- Taką z logo naszego
zespołu?
- Co?
- No mówisz: Baby Born.
To znaczy, że to lalka, która wygląda jak dziecko i ma logo naszego zespołu? No
bo przecież żadna kobieta nie mogła urodzić lalki – nie mogła jej zrobić „born”!
Cholerne kobiety, czemu tylko one mogą rodzić?!
- BabyBorn to nazwa tej
lalki…
- Aaa… A kupisz mi taką
z logo naszego zespołu?
- Oczywiście kochanie.
Dla ciebie wszystko.
ect. xD
Pierwsza. Cudeńko rozwalił mnie początek. Powiem tak więcej. Dodatek milusi aż się uśmiechałam i śmiałam w duszy. :))) Powodzenia weny jak najwięcej :) czekam na kolejne notki twego autorstwa
OdpowiedzUsuńKońcówka była najlepsza!! Kup lalkę kup!:D To było super, już dawno się tak nie uśmiałam :D
OdpowiedzUsuńI'm dead x_x hahahahah uwielbiaaam. O nawet ADAMS się znalazło - moja kolejna miłość gdzieś tam za Despami. więc co z moją propozycją? :)
OdpowiedzUsuńPewnie! Możemy coś razem napisać - napisz do mnie na maila, który jest podany wyżej to się jakoś dogadamy <3
UsuńKońcówka mnie zabiła. Kifumi miał genialny pomysł, jak zdobyć Ryoge
OdpowiedzUsuńa Lilien dostała pięknego i cudownego yaoica *dansu dansu* i już się nie focha na BORN... znaczy nie focham się chwilę ;3 no i w ogóle Kifumi-chan~! *takie tam odpały po jednym komencie*
OdpowiedzUsuńno ale co mi się nie podobało >.> to to BREAKERZ... nie no ja wiem, że powinnam napisać to yaoi (DaigoxAkihide) ale czy ty nieświadomie musisz mi to uświadamiać kochana~! TT^TT idę pisać... tak idę pisać... ALE NIE MOGE, MOJA WANE JEST PRZY MOIM DZIECKU~! >.> dobra nieważne... nie przejmuj się mną XD (ale wstawka fajna XD)
A to ADAMS *śpiewa 'yes dizzy love, dizzy love'* no tego... a już myślałam, że się od tego uwolniłam...
PATRZAJ JAKI DŁUGI KOMENT *^* pamiętaj, że jestem twoją wierną fanką~! która nie czyta opków z tG i jara się najnowszym singlem MERRY (tylk Gara taki biedny T^T zdrowij chłopczyno kochany, zdrowiej)
Dobra kończę bo to kurcze nie jest już koment tylko... w sumie nie wiem co...
KOCHAM CIĘ~!!!!!!! (´ ▽`).。o♡
Też cię kocham i usprawiedliwiam się, że nie wiedziałam, że masz do napisania coś z BREAKERZ o.O w każdym bądź razie czekam już z utęsknieniem skoro coś tam skrobiesz <3
UsuńKto jest twoim dzieckiem? O.o Ja też chcę mieć yaoicowatą rodzinkę! :'( *płakusia*
jakby ktoś miał jeszcze jakieś życzenia to pisać!
moje dziecko to ByouxKazuki ;3 za niedługo dorośnie *płakusia* pójdzie w świat...
Usuńpuki co się betuje >.>
więc coś poczytasz... takie tam 10,5 strony o.O
widzisz? masz już swoją yaoicowatą rodzinę ;3 może dorosłą poniekąd ale masz ^^
zajefantastyczne <3
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze śmiechu :D Zwłaszcza na końcu i w dodatkach XD
Końcówka była genialna!
OdpowiedzUsuńŚmiałam się w głos i uroniłam ze śmiechu łezkę... Przyjemnie i lekko się czytało, lubię takie one-shoty. Przyjemna odskocznia od tekstów obrośniętych słowami i fabułą.
ADAMS to jeden z moich ulubieńców, zwłaszcza piosenka "Dizzy Love", która znowu błądzi mi po głowie...
Pozdrawiam i weny życzę^^
Rena X
Nie no kilka razy WYBUCHNĘŁAM ŚMIECHEM po 2 w nocy... -.-
OdpowiedzUsuńOpowiadanie nieziemskie!