Liceum cz. 11


Uhuhu... ale wtopa >.<'' Zapomniałam o tym albo to gdzieś przez przypadek usunęłam... lub kochany blogger mi tego po prostu nie opublikował (zamorduję... *szczerzy się ślicznie*). Dobra... Ciicho, nic się nie stało xD 
Macie tu taki "wypełniacz", żeby ta historia miała, przysłowiowo, ręce i nogi...

„Liceum cz.11”

[Ruki]

– Wyjaśnijcie mi jeszcze jedno, dobrze? Co miał oznaczać ten pocałunek? – jej wyprany z wszelkich uczuć ton był jeszcze gorszy niżby miała na nas wrzeszczeć i pourywać nam głowy.

Spojrzałem przerażony na Reitę. Co odpowiedzieć jego matce? Przecież nie mogliśmy powiedzieć czegoś w stylu: „Proszę pani, to już nie pierwszy raz! Wcześniej nawet się kochaliśmy, więc ten pocałunek nie powinien pani dziwić!”. Może się jakoś z tego wykaraskać? Tylko jak? Ruki, myśl, myśl, myśl! Ścierałem coś z jego twarzy ustami, a nie mogłem zrobić tego ręką, bo mnie boli? Przecież to idiotyczne! Musiałem wymyślić coś sensownego, co przy okazji nie narobiłoby kolejnych problemów blondynowi. Widać było, że jego matka była już zmęczona tymi wszystkimi problemami, jakie Akira miał w szkole i jakie przysparzał w domu; jego bójkami, ciągłymi wezwaniami na komisariat albo do szpitala, groźbami dyrektora szkoły, że wyrzuci go z liceum, groźbami kuratorem, groźbami, że jej syn trafi do ośrodka wychowawczo-poprawczego, jego ucieczką z domu… a teraz miałaby się jeszcze dowiedzieć, że Rei jest prawdopodobnie gejem? Ona już nie miała siły nawet radować się z tego, że jej syn się odnalazł czy wrzeszczeć na niego za to, że w ogóle uciekł i mieszkał u mnie, piętro niżej w tym samym bloku, o czym ona nic o tym nie wiedziała. Miałem ją jeszcze tym dobić? O nie! Nie chciałem sprawić jej takiej przykrości! Zresztą… uważałem, że ta wiadomość mogłaby już przepełnić czarę goryczy, przez co matka mogłaby w końcu stracić cierpliwość do syna, czego oczywiście również chciałem uniknąć.
- Ja… - bąknąłem cicho. – To wszystko moja wina… - spuściłem pokornie głowę. Przez grzywkę obserwowałem Reitę i bezbrzeżne zdziwienie malujące się na jego twarzy. Już chciał temu zaprzeczyć, ale uprzedziłem go. – To ja pocałowałem Akirę – odsunąłem się od niego trochę. – Tak jakoś… pod wpływem dziwnego nawet dla mnie impulsu… Bardzo przepraszam – złożyłem ręce w geście przeprosin.
Pani Suzuki spojrzała na mnie zszokowana. Domyślałem się, że zapamiętała mnie jako roześmianego kurdupla, który godzinami przesiadywał z jej synem gadając o bezsensownych rzeczach. Jako małego blondyna, który zawsze uśmiechał się na widok Akiry i zapraszał go na ciasto czekoladowe z wiśniami, które upiekła jego babcia; jako chłopca, który niezbyt umiał radzić sobie w tym okrutnym, współczesnym świecie, ale zawsze miał oparcie w jej synu, który po pewnym czasie stał się jego prywatnym ochroniarzem… a potem ten piękny sen nagle prysnął. Reita stał się „niegrzecznym chłopcem” i znalazł sobie inne towarzystwo, a mały blondyn pozostawiony sam sobie odizolował się od wszystkich i wszystkiego. I nie dość, że sen prysł, to jeszcze stał się koszmarem – nagle ten chłopiec i Akira wylądowali razem na komendzie policji, a pozornie słodki i dobry kurdupel pocałował jej syna… co było, jak podejrzewałem, w jej mniemaniu nie do przyjęcia.
Babcia zaakceptowała moją orientację, gdyż według niej zawsze byłem dziwny. Uważała, że tak wpłynęła na mnie tragiczna śmierć rodziców – myślała, że w taki właśnie sposób odreagowywałem psychicznie, a później mi to przejdzie. Właśnie ze względu na to, że straciłem mamę i tatę tolerowała moje odmienności, między innymi to, że jestem gejem, że się maluję, że nie mam przyjaciół, zamykam się w pokoju, siedzę na parapecie i godzinami gapiąc się w okno skrobię coś w zeszyciku, a później wyrzucam to, uznając efekty swojej pracy za denne i bezsensowne. Babcia zrozumiała mnie, ale podejrzewałem, że matka Reiego nie byłaby taka wyrozumiała ze względu na to, że przecież on pochodził z „normalnej” rodziny, w której nigdy nie zdarzyła się żadna tragedia. W dodatku, gdyby dowiedział się o tym jego ojciec… Ech… Reita zapewne ponownie nie miałby dachu nad głową. Pan Suzuki był, według mnie, wręcz cholerykiem i to w dodatku stereotypową głową rodziny, która chce, żeby jego jedyny syn założył rodzinę i przekazał dalej nazwisko. Chłopak był w patowej sytuacji, dlatego koniecznie musiałem mu pomóc.
- A… Akira, czy to prawda? – zapytała kobieta, nagle mając problemy z oddychaniem. – Czy to Takanori cię pocałował?
Spojrzałem na chłopaka porozumiewawczo, ale ten nie dawał za wygraną i chciał wyznać prawdę. Nie miałem zbytnio pomysłu, co powiedzieć, aby ponownie mu przerwać, dlatego… zdecydowałem się na „nieco” drastyczniejszą metodę. Po prostu pocałowałem go jeszcze raz na oczach jego matki. To był krótki pocałunek i z pewnością nie przekazywał żadnych głębszych treści niż to, żeby Aki w końcu przestał kopać grób dla samego siebie.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale… najwyraźniej pani syn mi się spodobał – wypaliłem.
Przez chwilę panowała idealna cisza. Nawet mucha przestała latać po sali i nie odważyła się zmącić jej swoim irytującym bzyczeniem. Po chwili kobieta, jakby dopiero w tym momencie trafiło do niej co zrobiłem, ściągnęła groźnie brwi, po czym wstała i pociągnęła za rękę Reitę.
- Nie będziesz zadawał się z jakimś pederastą, Akiro Suzuki! – wydarła się, kierując w stronę wyjścia. Otworzyła z hukiem drzwi i wypchnęła przez nie Reiego, po czym jeszcze raz odwróciła się i spojrzała na mnie z niechęcią przemieszaną z obrzydzeniem. – Masz nie zbliżać się do mojego syna, albo przysięgam, że wytoczę ci sprawę w sądzie! – zagrzmiała.
Zacząłem się zastanawiać, o co też by mnie pozwała? O molestowanie Reity? Hm… Całkiem możliwe…
Słyszałem jeszcze jakiś wrzaski pani Suzuki, po czym kolejne trzaśnięcie drzwiami. Zgadywałem, że zjechała wszystkich policjantów i „na tarana” wyszła z komisariatu. Zastanawiałem się czy zastosowała na kimś cios z „This is Sparta!” a’la Leonidas, ale po chwili stwierdziłem, że jednak mnie to nie interesuje. W tym właśnie momencie, do pokoju przesłuchań, w którym nadal gniłem, pojawił się funkcjonariusz, który nas tutaj ściągnął.
- Co się stało? – zapytał zdziwiony, na co ja niewinnie wzruszyłem ramionami. – To ciebie, mały, wyzywała od tych pederastów?
- Mnie, nie mnie… Co za różnica? – ponownie wzruszyłem ramionami. – Słyszałem gorsze obelgi… Mogę już iść do domu? – zapytałem z nadzieją.
- No w sumie… Ty tu do niczego potrzeby nie byłeś, a skoro wasza zguba się znalazła i została zabrana do domu, to myślę, że tak – pokiwał głową. – Odwieźć cię, mały, czy ktoś po ciebie przyjedzie?
- Przejdę się – powiedziałem, wymijając go i również kierując do wyjścia.

[Uruha]

- Kochałeś się kiedyś z facetem? – upewniłem się.
Aoi wydawał się zaskoczony moją bezpośredniością, ale mimo wszystko pokiwał głową. Chyba zdziwiło go to, że jeszcze przed chwilą wyzywałem go i uderzyłem w twarz, a teraz tak nagle zmieniłem do niego nastawienie.
- Ale… Co ty?... Chcesz…? Teraz?! – Ha! Normalnie od dziś mówcie mi mentalista! Umiem czytać w myślach!
- A ty nie chcesz? – uśmiechnąłem się perwersyjnie i musnąłem jego usta. – Wiesz… myślę, że po tym całym męczącym dniu… - ostatnie słowa specjalnie przedłużyłem - … całym dniu w bólu i męczarniach, należy ci się na wieczór choć trochę przyjemności, co? – podniosłem jedną brew, obserwując jego reakcję. Brunet zamrugał kilkakrotnie, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – zapewnił, na co ja wywróciłem oczyma, wzdychając cierpiętniczo.
- Daj już spokój! Nie jestem ze szkła! – oburzyłem się. – Obchodzisz się ze mną jak z jakąś drogocenną, porcelanową lalką… - mruknąłem niezbyt tym pocieszony, przesuwając dłonią po jego torsie.
- Bo jesteś dla mnie drogocenny – odgarnął grzywkę, która spadła mi na lewe oko. – Nie chcę cię ponownie skrzywdzić – skrzywił się boleśnie. – Swoją drogą to masz coś, niecoś z tej lalki… a bardziej księżniczki – dodał cicho, chichocząc.
- Co? – zapytałem, starając się specjalnie mówić bardzo niskim i męskim głosem.
- Jesteś jak taka księżniczka, która musi mieć swojego rycerza – dokończył, gładząc mój policzek opuszkami palców.
- Ja ci zaraz dam księżniczkę! – udałem, że się obrażam i uderzyłem go lekko pięścią w ramię.
 Mimo wszystko doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem dość zniewieściały… ale co miałem z tym zrobić? Wybaczcie, operacji plastycznej nie planowałem! W sumie to nawet odpowiadało mi być taką „kobietą”. Wszyscy faceci, z którymi byłem, musieli wtedy o mnie dbać, dawać mi pieniądze na kosmetyki (choć często ja sam miałem ich więcej od nich), musieli mi kupować prezenty, nosić moją torbę z książkami w szkole, odprowadzać mnie do domu po długim i romantycznym spacerze i w razie gdyby coś mi się stało, jak na przykład wtedy, gdy skręciłem kostkę, musieli mnie nieść na rękach… Swoją drogą bardzo lubiłem, kiedy ktoś mnie nosił na rękach… czułem się wtedy jak… księżniczka! Niech go szlag, miał rację! Uśmiechnąłem się pod nosem..
– To jak będzie z tą „fizyczną miłością”? – zapytałem.
- Jestem do twojej dyspozycji… - mruknął nachylając się nade mną i wsuwając rękę pod moją bluzkę. Gładził mnie po brzuchu. Kiedy zaczepił o mój pępek, zrobił zszokowaną minę. - Masz kolczyk?
- Co się dziwisz… – zaskoczyło mnie… jego zaskoczenie. No tak, świetnie składam zdania… To dlatego z japońskiego mam tróję! – Ty masz kolczyk w wardze, a ja w pępku… co w tym dziwnego? – wzruszyłem ramionami. – Jeśli ci przeszkadza, mogę go wyjąć – zaoferowałem.
- Nie, nie! Nie przeszkadza mi – zaprzeczył szybko. – Tylko… nie wiedziałem o tym. W końcu jeszcze nie widziałem cię bez ubrań – uśmiechnął się.
- To teraz masz okazję – przygryzłem jego dolną wargę, po czym wpiłem się w jego usta.
Nasze usta pasowały do siebie idealnie – zupełnie tak, jakby ktoś specjalnie je do siebie dopasował. Jego gorące wargi i zimny kolczyk sprawiały mi ogromną przyjemność. Nagle chłopak wsunął ręce pod moje ugięte kolana i plecy, po czym podniósł mnie.
- Gdzie mnie niesiesz? – zdziwiłem się.
- Na tylnie siedzenia – uśmiechnął się. – Chyba, że wolisz to zrobić na masce twojego samochodu? – spojrzał na mnie z ciekawością.
Wygrzebałem z kieszeni kluczyki i otworzyłem samochód. Chłopak z kolei otworzył drzwi i położył mnie delikatnie na tylnich siedzeniach, po czym sam usiadł na mnie okrakiem. Pocałował mnie namiętnie, jedną ręką popierając się obok mojej głowy, a drugą przeciągając po moim udzie od biodra do kolana i z powrotem. Zaplotłem ręce na jego szyi, chociaż po chwili zacząłem robić się niecierpliwy i zacząłem podwijać jego koszulkę. Aoi, widząc to, załapał, o co mi chodzi i na chwilę oderwał się ode mnie, by zdjąć z siebie górną część garderoby. Potem znów powrócił do moich ust. Dłońmi ślepo błądziłem po jego gorącej skórze, gładząc jego tors, brzuch i podbrzusze. Kilka razy zahaczyłem nawet o jego spodnie, ale chciałem się nim nacieszyć, a nie wykorzystać. Chciałem, żeby nasz pierwszy raz był romantyczny i przepełniony czułością, a nie szybki, chaotyczny i pełny zwierzęcego pożądania, które do niczego nie prowadzi… bynajmniej nie w związku. Nie chciałem wyłącznie zaspokoić siebie czy jego – chciałem okazać mu moje uczucia, które na dobrą sprawę żywiłem do niego od samego początku naszej znajomości. Owszem, w międzyczasie byłem na niego trochę zły (czyt. z chęcią rozpierdoliłbym mu w tym centrum łeb krzesłem, ale akurat nie miałem żadnego pod ręką, a byłem za słaby, żeby rozbić mu głowę o ścianę), ale rzeczywistości cały czas zdawałem sobie sprawę, że nadal coś do niego czułem. Chłopak zboczył nieco ręką, którą przesuwał po moim udzie i zaczął masować moje krocze. Jęknąłem wprost w jego usta, co wywołało u niego uśmiech. Chyba chciał popatrzeć, jak wiję się podczas słodkich tortur, ale nie dałem mu tej przyjemności i chwyciłem go za kark, po czym przyciągnąłem do następnego pocałunku. Było mi naprawdę dobrze… Po chwili ciemnowłosy rozpiął guzik moich spodni, pozbawiając mnie ich. Mruknąłem zadowolony, kiedy zaczął obdarzać pocałunkami moją szyję. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy, jęcząc cicho, gdy on mnie podniecał. Przez cały ten czas masowałem jego plecy, od czasu do czasu lekko go drapiąc czy wbijając paznokcie w jego delikatną skórę, ale w końcu uznałem, że przydałoby się mu jakoś odpłacić za to, co robił. Jedną rękę nadal miałem przerzuconą przez jego plecy, przez co przyciągałem go do siebie, przytulając, a drugą przeniosłem na jego tors. Dotykałem go, aż w końcu dotarłem do jego sutków, które podszczypywałem i drapałem niezbyt mocno. Wywoływało to u Yuu ciche westchnienia i jęki, przez które owiewał moją szyję ciepłym oddechem.
Shiro zacisnął mocniej dłoń na moim kroczu i oderwał się ode mnie z ukontentowaniem wsłuchując się w mój głośny jęk i prośbę o więcej w nim zawartą. Niestety zabrał dłoń spomiędzy moich nóg i wziął się za moją bluzkę. Pomogłem mu trochę. Teraz leżałem przed nim w samych bokserkach.
- Jesteś śliczny – szepnął mi. – W końcu nie na darmo cię tak nazywają, prawda Uruha? – zachichotał i zaczął całować mnie wzdłuż mostka.
- Mhm… - mruknąłem nie mogąc sklecić jakiegoś sensownego zdania. Rozpraszały mnie jego usta, które błądziły po mojej klatce piersiowej.
Dotarł do mojego prawego sutka i zaczął go lizać. Wciągnąłem ze świstem powietrze, wyginając się delikatnie w łuk. Następnie zaczął go przygryzać zębami i bawić się, podczas gdy drugim zajmował się dłonią w ten sam sposób, co ja przed chwilą jego.
- Yuu! – jęknąłem, zaplatając nogi wokół jego bioder.
- Było się ze mną droczyć? – zaśmiał się.
- Ja się wcale z tobą nie… Ach! Nnn! – krzyknąłem, kiedy wsunął dłoń pod materiał moich bokserek, by mnie uciszyć. – Mmm… Dobrze mi… - poinformowałem go, przez co na twarzy Yuu pojawił się głęboki uśmiech.
Nie wiedziałem już, na czym mam się skupić bardziej – na tym, że lizał mój prawy sutek, a lewy podszczypywał dłonią, czy tym, że właśnie onanizował mnie ręką? W końcu dał sobie spokój z moimi sutkami i zsunął się z pocałunkami jeszcze niżej na mój brzuch. Przewidywałem, co chce zrobić i już nie mogłem się tego doczekać, jednak przypomniało mi się, że on ma na sobie jeszcze spodnie! Zacząłem dobierać się do jego paska, kiedy nagle… ktoś zapukał w szybę! Obaj zamarliśmy, po czym Shiro, w przeciwieństwie do mnie, odzyskał nieco jasności umysłu i odwrócił się, uchylając okno. Za nim stał jakiś starszy pan ubrany w zgniłozielony uniform. Spojrzał na nas… przestraszony?
- Em… Chłopcy – zaczął niepewnie, na co ja wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać. Aoi spojrzał na mnie z politowaniem i jedynie się uśmiechnął, chociaż widziałem w jego oczach, że również ma ochotę do mnie dołączyć.
- O co chodzi, proszę pana? – zapytał chłopak siedzący na mnie.
- Jestem tu leśniczym i… i chodzi o to, że… jakby to ładnie nazwać? Jesteście za głośni… - speszył się.
„No tak, zapewne niecodziennie wypraszasz dwóch gejów, którzy zamierzali uprawiać seks przed twoim laskiem, prawda dziadku?” – pomyślałem rozbawiony.
 – Zresztą jest już późno, a parking leśny jest czynny do godziny dwudziestej drugiej – dodał.
- Mamy… ten... – zmarszczyłem brwi. – No… Sobie jechać stąd? – bełkotałem.
- Tak – odpowiedział stanowczo leśniczy. – Do widzenia – pożegnał się i czym prędzej odszedł.
- A może raczej i nie „do widzenia” – zachichotałem, czując jakbym był pijany. – Yuu… proszę, kontynuujmy – uśmiechnąłem się do niego prosząco. Brunet pogładził mnie po włosach, po czym cmoknął w usta i sięgnął po moje spodnie, podając mi je.
- Kiedy indziej – odpowiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. – Jedźmy stąd…
- Ale ja nie chcę – jęknąłem i wywindowałem się do siadu, wysuwając spod niego nogi. – Pragnę cię… Tu i teraz… - szepnąłem mu na ucho, liżąc je.
- A kiedy indziej i w innym miejscu już nie będziesz mnie pragnął? – zapytał, stawiając mnie w wiadomej sytuacji. No przecież nie mogłem powiedzieć, że nie! Zresztą… gdybym powiedział „nie”, skłamałbym.
- No tak, ale… - westchnąłem, obejmując go czule. – Ja chciałem ci to wszystko TERAZ jakoś wynagrodzić… - szepnąłem, spoglądając na niego z żalem. Naprawdę było mi go szkoda.
- Nic mi się nie stało – uśmiechnął się. – Kocham cię – pocałował mnie w czoło, po czym wskazał dłonią moje spodnie.
- Ech… No dobra – byłem dość niepocieszony, a raczej niezaspokojony. Ten chłopak tak na mnie działał… Miałem taką ochotę… i co? I nic z tego nie wyszło! Ach, świat jest niesprawiedliwy!
Założyłem spodnie i koszulkę, będąc nadal nieprzytomnym i dalej bełkocząc jakieś nieskładne słowa pod nosem, gdyż emocje, jakie wywołał we mnie Shiro, nadal we mnie nie opadły.
- Kochanie, świetnie wyglądasz w mojej koszulce, ale muszę cię zaniepokoić, ponieważ ja niestety się w twoją nie wcisnę – rzucił mi rozbawione spojrzenie, na co ja spojrzałem na to, co ubrałem. Rzeczywiście! To była jego koszulka! Wiedziałem, że coś mi tu za luźno…
- A muszę ją zdejmować? – jęknąłem. – Nie mam na to siły… - była to prawda. Byłem jakoś tak… wykończony psychicznie. Tyle się dzisiaj działo, że nawet gdybym miał to wszystko streścić, to pewnie i tak znacznej części bym zapomniał dopowiedzieć, bo połowa mojego mózgu już nie działała. – Jaki ty wielki rozmiar nosisz! – zdziwiłem się. – A przecież jesteś taki szczupły! – dodałem, przesuwając opuszkami palców po jego barku, a następnie zagłębieniu między obojczykiem a szyją i błądząc dalej. Chłopak zatrzymał moją dłoń i przyłożył ją płasko do swojej klatki piersiowej. Czułem, jak biło mu serce.
- Kocham cię – powtórzył i cmoknął mnie. – A teraz zbierajmy się – dodał.
- Też cię kocham… - odpowiedziałem rumieniąc się, choć sam nie wiedziałem, co mnie tak speszyło.
Ściągnąłem z siebie koszulkę Aoia i oddałem mu ją, po czym ubrałem swoją bluzkę. Przesiadłem się do przodu, jednak tym razem to ja zająłem miejsce pasażera ze względu na to, iż obaj doszliśmy do wniosku, że nie jestem w stanie prowadzić. Poprosiłem Yuu, żeby poprowadził, jednak ten z początku wymigiwał się, lamentując, że z pewnością spowoduje wypadek. Mimo to w końcu zgodził się zasiąść za kierownicą z racji tego, że przecież jakoś musieliśmy wrócić do miasta. Szybko okazało się, że Shiro jest lepszym kierowcą ode mnie! Jechał szybko, sporo ponad dozwoloną prędkość, ale prowadził pewnie i nie dawał mi się sprowokować. Wiem, że to głupie prowokować kierowcę podczas jazdy, ale ja już wtedy nie myślałem. Skulony na fotelu pasażera przyglądałem się jego profilowi, co chwilę wzdychając. Byłem zmęczony, oczy same mi się zamykały. W dodatku miałem wrażenie, że naćpałem się… nie żebym wcześniej ćpał! Nie! Ale… miałem jakieś takie wrażenie… jakbym się naćpał, moim chłopakiem. „Mój chłopak, Yuu Shiroyama” – jak ładnie to brzmi. Zachichotałem.
- Co cię znów bawi, kochanie? – zapytał, a ja uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, słysząc jego ostatnie słowo.
- Myślę o tym, jakiego to mam cudownego chłopaka – pocałowałem go w policzek. – Mój Yuu-chan –westchnąłem zachwycony.
Sam nie wiedziałem, co mnie w tym tak zachwycało. Przecież miałem już wcześniej wielu chłopaków (nawet kilka dziewczyn, ale te związki nie trwały dłużej niż dwa tygodnie, dlatego ich nie liczyłem) i jakoś nigdy wcześniej nie fascynował mnie tak żaden partner. A teraz? Byłem w siódmym niebie, mogąc zaledwie na niego patrzeć. Mówiłem już, że się nim naćpałem? Wybaczcie wszystkie czytelniczki… ale chyba pierwszy raz w życiu zakochałem się… tak naprawdę, na dobre.
Oczy kleiły mi się. Chciało mi się spać...

***

Obudził mnie Yuu, który odpiął mój pas bezpieczeństwa i delikatnie wziął na ręce. Spojrzałem na niego zdezorientowany i bez zastanowienia ufnie wtuliłem się w jego tors. Wcisnął mi coś do ręki. Nie wiedziałem, co to jest, ale zgadywałem, że to zapewne kluczyki od samochodu. Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej, próbując ponownie zasnąć, ale uniemożliwiały mi to wstrząsy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Shiro wspina się po schodach z czerwonej kostki brukowej… byliśmy gdzieś w parku? Ale po co przywiózł mnie o tej porze do parku? Rozejrzałem się i po chwili poznałem znajome fikuśne zielone kształty, które były misternie przycinanymi krzewami. Byłem… w domu! A dokładniej w ogrodzie, który trzeba było pokonać, aby dostać się do mojego domu. On zapewne zaparkował na parkingu przed bramą, podczas gdy ja zazwyczaj wysiadałem z auta tuż pod drzwiami wejściowymi, dlatego w pierwszej chwili nie poznałem tego miejsca… szczególnie, kiedy wpatrywałem się w to, co było pode mną.
I nagle coś do mnie trafiło…
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – miałem zachrypnięty głos od snu.
- Jakoś trudno tego nie wiedzieć – zachichotał. – Kogokolwiek w szkole spytasz, gdzie mieszka Uruha, wyrecytuje ci z pamięci adres – uśmiechnął się. Ach, nie ma to jak być szkolnym „celebrytą”…
Aoi postawił mnie na nogi przed wejściem i pocałował w policzek, po czym odsunął się o jakieś dwa kroki.
- Do zobaczenia – pomachał mi, mając zamiar już odejść.
- No ty chyba żartujesz! – nagle otrzeźwiałem, a jego narkotyk przestał na mnie działać. – Niby gdzie chcesz iść? Sam powiedziałeś, że do domu ani do szkoły nie chcesz wracać! Przyznałeś, że nie masz tutaj przyjaciół, nie masz, gdzie się zatrzymać! Nie masz pieniędzy! – złapałem go za rękę i przyciągnąłem do siebie. – Nie zostawię cię w takiej sytuacji! Zamieszkasz przez ten czas u mnie! – poinformowałem go, nie bawiąc się w żadne „ale”.
Brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Po chwili jednak uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
- Mówiłem już, że anioł z ciebie? – zachichotał, pogładził mnie po włosach, po czym znów się do mnie odwrócił. Złapałem go za rękę, zatrzymując go. Shiro westchnął i niechętnie ponownie odwrócił się do mnie przodem. – Kyou… Proszę cię – jęknął. – Nie chcę ci się narzucać jeszcze bardziej niż to konieczne – pokręcił głową. – Nic mi się nie stanie. Zresztą… Chyba twoi rodzice nie byliby zbytnio zadowoleni, gdybyś przyprowadził do domu swojego chłopaka, z którym jesteś… może z półtorej godziny, a z którym wcześniej się jedynie kłóciłeś, prawda? – spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Nie gap się tak na mnie, bo nic jeszcze o mnie nie wiesz! – zganiłem go. – Moich rodziców praktycznie przez cały czas nie ma w domu! Zresztą mój ojciec wyjechał w delegacje do Ameryki, a moja matka zapewne jeszcze nie zdążyła wrócić, bo się kurw… bo siedzi u swojego kochasia w apartamencie w centrum miasta – wywrócił oczyma, poprawiając się. Co jak co, ale nawet przy nim musiałem jakoś wyrażać się o matce… – Poza tym oboje wiedzą, że jestem homoseksualistą i nie przeszkadza im, kiedy przyprowadzam swoich chłopaków na noc – wzruszyłem ramionami. – Więc się nawet nie wykręcaj, że nie zostaniesz! Nie pozwolę ci błąkać się po ulicach po nocy! – otworzyłem z rozmachem drzwi. – Właź! Ale już! – wydarłem się na niego jak na niegrzeczne dziecko. Aoi spojrzał na mnie zszokowany tym, że na niego nakrzyczałem. Chyba nawet w centrum handlowym na niego tak nie naskoczyłem…
- Ale… - szepnął.
- Shiroyama! – warknąłem, a on już zamilkł i w końcu wszedł do środka. Kiedy znalazł się w holu mojego domu, objąłem go czule w talii. – Chcesz coś do picia albo do jedzenia, skarbie? – zapytałem słodkim głosikiem, uśmiechając się.
Shiro spojrzał na mnie i strzelił „face palm”, po czym pokręcił głową.
- Jeszcze wiele razy mnie zaskoczysz, prawda? – zapytał.
- Ależ oczywiście – pocałowałem go w policzek i poprowadziłem do swojego pokoju, gdyż nie wyobrażałem sobie innej opcji niż ta, która zakładała, że mój chłopak miał spać ze mną w jednym łóżku.


10 komentarzy:

  1. Ah, to teraz wiem o co chodzi :D Się dziwiłam że 12 było takie.. ''przesunięte'' ? xD Nie ważne, cudowne :3

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie!! Czegoś mi tutaj brakowało, ale myślałam, że to tylko ma wyobraźnia płata mi figle:D Więc jednak brakowało :D To teraz wzystko jasne jak słońce i jak powiedziałaś ma to ręce i nogi :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za część 11^^

    I teraz wszystko jasne - dlaczego Ruki jest smutny a Uruha szczęśliwy. Fajny rudział, zwłaszcza Kouyou krzyczący na biednego Aoi'a... Zmienia charaktery szybciej niż pogoda w marcu.

    Pozdrawiam
    Rena X

    OdpowiedzUsuń
  4. KYAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!! <3 Fantastyczne <3
    Było wsyztsko czego było trzeba <3 I śmeichu ( rowalił mnei ten leśniczy xD Już wiedze jego minę xD Biedny xD albo toz tym ciosem ala leonidas XD Albo to jak Uru sie wział wydarł na Aoia xD Jestem z neigo dumna :3) i trochę szoku ... I smutku .___.
    Ale na szczeście wiem co jest dalej i sie nei muszę tak starsznie stresowac i msylec co bedzie dalej .... Chcoaiz w sumie 12 rodizał tez za wiele nie wyjasnia ttylko bardziej .. hmm .. powoduje większą chrapkę na 13 rodizał i koeljne .. Pisz dalej<3 Midziak czeka<3
    PS Dzieki za poprawę humoru <3 I sorry za literówki ... tak podjarana byłam ze pisałam szybko i nie chciało mi się tego poprawiać :<
    DUŻO WENY DUZO CZASU I wgl <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nie zauważyłam, że 11 nie ma xD Jestem ślepa.
    Ruki, nie daj się matce Akiry!

    OdpowiedzUsuń
  6. a już się wystraszyłam, że ja o czymś zapomniałam (np o wysłaniu rozdziału 11), ewentualnie grzmotnęłam się w numerowaniu, albo jeszcze coś innego. kamień spadł mi z serca^^'

    OdpowiedzUsuń
  7. Achhh, no tu było już tak słodko <3 Dlaczego jakiś leśniczy dziad musiał im przerwać akcję? xD A mogło być tak uroczo... ale i tak było ^^ Prędzej czy później i tak jakaś Aoiszka będzie, no nie?
    Serio, jestem ślepa, bo nie zauważyłam, że tego tu brakuje ;/ No, ale teraz przynajmniej wiem, co się działo na komisariacie. Biedny Taka-chan... Ale to było takie so cute, jak jeszcze raz pocałował Reiego! Arrrr <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, nie wiem co napisać, kocham cię normalnie~
    W momencie leśniczego myślałam, że umrę ze śmiechu(przy okazji zbudziłam cały dom w ten piękny sobotni poranek, ale opłacało się)XDD
    Ale smutłam, przez matkę Reity.. zła kobieta .___.
    Mimo wszystko nadal kocham to opo bezgranicznie i biorę się za czytanie dalszego ciągu(czy pisałam już, że przeczytałam wszystkie części naraz? xD)

    OdpowiedzUsuń
  9. didulka. ; *2 marca 2013 13:33

    Uwielbiam to opko! Jest po prostu cudowne, a szczerze mówiąc to rzadko kiedy tutaj takie spotykam! Uhh... Ja już chcę nexta! Więc pisz szybko, bo mnie ciekawość zżera wręcz. XDD Będę zaglądać tutaj codziennie z nadzieją, że w końcu wstawiłaś coś. Aooihę bym chciała... mam taki cholerny niedosyt tego paringu! : c Dobra, weny życzę i czekam z niecierpliwością na kolejną część! Pozdrawiam. Diana.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świeeeeeeeeeeetne i chcę więcej, więcej więcej więcej!!!!!!! Hahaha o_o Pisz szybko kontynuaację ;* mam nadzieje ze nie bede musiala dlugo czekac ^^ weeeeeeeeny!!!

    OdpowiedzUsuń