„Liceum cz.12”
[Ruki]
Przez całą drogę do domu kopałem jakąś puszkę,
która nawinęła mi się pod nogi. Szedłem, rozmyślając o wszystkim i niczym.
Teoretycznie myślałem, ale… praktycznie już nie. W sumie tylko sprawiałem
wrażenie człowieka zamyślonego, gdyż w mojej głowie odbijało się jedynie echo
świszczącego wiatru. Byłem niepocieszony tym, że z pewnością ponownie
zostaniemy rozdzieleni z Retią… Znaczy, nigdy nie byliśmy razem! Ale... Znowu
będziemy od siebie odseparowani... Nie sądziłem, że powiem to jeszcze kiedyś,
ale… teraz już wiem, że będę za nim tęsknił.
Ponad to martwiła mnie kolejna sprawa – mówiąc po
ludzku i wprost, zostałem pozbawiony swojego rycerza na białym koniu. I kto
teraz, do cholery, miał mnie bronić przed Sakim? Przecież ja się bałem tego
psychopaty! Wolałbym już wejść do klatki z lwem niżby znów znaleźć się w pokoju
ciemnowłosego!
Westchnąłem ciężko i odtrąciłem nogą puszkę.
Zorientowałem się, że już od dłuższego czasu stałem przed drzwiami mieszkania
babci. Normalnie pewnie poszedłbym się jeszcze przejść i poudawałbym jeszcze
trochę, że jestem zamyślony, ale strach przed spotkaniem z bratem Sugi
skutecznie mnie demotywował. Westchnąłem jeszcze raz i wszedłem do środka.
- O dobra Kannon, dziecko, jak ty wyglądasz! –
wykrzyknęła babcia, kiedy tylko mnie zobaczyła. – Czemu nie założyłeś kurtki?
Chcesz się przeziębić?
- Ee… Mam to gdzieś – machnąłem ręką i odwiesiłem
kurtkę na wieszak, którą w istocie, cały czas miałem jedynie przewieszoną przez
przedramię.
- Jak ty się wyrażasz! Może trochę szacunku do
starszych, co? – warknęła i zmierzyła mnie złowieszczym spojrzeniem pt. „Zaraz
dostaniesz szlaban, gówniarzu!”, ale zaraz potem jej oblicze złagodniało. –
Takanori… Co się dzieje? Od kilku dni chodzisz smutny ze zwieszoną głową między
ramionami… Wyglądasz jak swój własny cień!
- No bo… wszystko się tak nawarstwiło – wydusiłem z
siebie. – Długa historia…
- Zgaduję, że nie będziesz mi chciał o tym opowiedzieć,
prawda?
- No... Ee… Niezbyt – ściągnąłem buty.
- A dzisiejsza historia? Co się stało dzisiaj? –
dopytywała troskliwie.
- Bo… Akira tu był, w sensie u nas nocował, bo… on
uciekł z domu. Błąkał się po ulicach i spotkał takiego psychopatę z mojej szkoły,
który… pomagał takiemu jednemu – przecież nie mogłem powiedzieć, że Saki
pomagał Yuu, bo moja babcia poznała już Aoia, kiedy ten do mnie przychodził. –
Ale ten psychopata już działa na niekorzyść tego chłopaka, któremu pomagał na
początku. Rozumiesz, babciu?
- Na razie jeszcze tak – pokiwała głową. – A co to
ma wspólnego z tobą?
- Bo ten chłopak… nazwijmy go X, będzie łatwiej –
westchnąłem. – No to ten X nie dawał mi spokoju i jak się potem okazało, chciał
mnie zmusić do… do takiej jednej rzeczy, której ja nie chciałem wykonać – tak,
babciu, Yuu to pederasta i chciał mnie zmusić, abym był z nim związku… Matko,
jak ona by na to zareagowała?! – A teraz tak się to wszystko zagmatwało, że
wyszło, iż ten psychopata chce mnie zmusić do tego samego, co ten chłopak X,
któremu na początku pomagał tylko, że… w „odrobinę” brutalniejszy sposób. Ale
wracając do tematu; Reita błąkał się po ulicach i zobaczył, że ten psychopata
mnie zaczepia, więc się z nim pobił i obronił mnie. W ramach rekompensaty
przenocowałem go. Ale to było kilka dni temu… - jednak musiałem jej to
powiedzieć, żeby zrozumiała dzisiejszą historię. – No, a dzisiaj poszliśmy się
z Akirą przejść i na punkcie widokowym zgarnęła nas policja – oblicze kobiety
stężało. – Nic nie zrobiliśmy złego! Przysięgam! – wybroniłem się od razu. – Na
początku nie wiedzieliśmy, o co chodzi, ale później wyszło, że Akiry szukała
policja, bo jego mama złożyła wniosek o zaginięciu syna. I my, znaczy ja i
Suzuki, trafiliśmy na komisariat. Zaczęliśmy rozmawiać i tak jakoś wyszło, że…
dzięki niemu się nie bałem. Przy nim wszystko wydawało się być takie błahe.
Czułem się bezpiecznie… A przez te wszystkie dni, kiedy Rei mi pomagał,
zbliżyliśmy się do siebie i… jakoś tak samo wyszło… Nie no, - oświeciło mnie
nagle – w sumie to on to zainicjował! – zdziwiłem się.
- Co zainicjował? – zapytała babcia.
- Ee… - zaciąłem się. Spuściłem głowę i wbiłem
wzrok w podłogę, oblewając się rumieńcami. – Pocałunek – szepnąłem cicho. – No
i wtedy weszła mama Akiry! I wszystko zepsuła! – aż tupnąłem nogą ze złości. –
Musiałem wziąć całą winę na siebie, bo Aki i tak ma już wiele kłopotów, więc
nie chciałem obarczać go jeszcze tym… więc powiedziałem, że to ja go
pocałowałem, a jego matka zaczęła się na mnie drżeć, że jestem nienormalny i że
już nigdy więcej nie spotkam się z Akirą – skrzywiłem się i posmutniałem. – No
i… w sumie to jest mi przykro i dlatego jestem taki przybity. Bo… między nami
już się układało; tak jak kiedyś i myślałem, że może… może moglibyśmy być znów
przyjaciółmi… Zależałoby mi na tym… Zresztą… Aki mnie bronił. A teraz… teraz
znów jestem sam, a ja po prostu boję się tego psychopaty! – wzdrygnąłem się.
Kobieta spojrzała na mnie z politowaniem i
westchnęła ciężko, kręcąc głową.
- Czy poprzednie liceum nie nauczyło cię, że Akira
to nie jest już grzeczny chłopiec, którybył twoim przyjacielem? – prychnęła. –
On cię jedynie wykorzystał!
- Nieprawda! Aki nigdy nie był grzeczny i lubił się
awanturować, ale nigdy mnie nie skrzywdził! – już chciała coś powiedzieć, ale
ją uprzedziłem. – Nie wiesz, jak było naprawdę! On nigdy mnie nie uderzył! Po
prostu śmiał się ze mnie, ale to było spowodowane presją, jaką wywarli na niego
ludzie, z którymi zaczął się zadawać! Teraz się od nich odsunął! Znów jest dla
mnie dobry!
- Takanori… Masz już szesnaście lat… Więc nie
zachowuj się jak sześciolatek! Nie bądź taki naiwny!
- Ale on mnie pocałował! – nagle kobieta uspokoiła
się i widać było, że już nie zamierzała krzyczeć. Chyba tym argumentem ją
zaskoczyłem. – Musi mu na mnie zależeć! Gdyby tak nie było, to przecież by mnie
nie pocałował! Z pewnością nie zrobił tego dla żartu czy po to, żeby wzbudzić
we mnie sztuczne zaufanie! Przecież ci „normalni” chłopcy się tego brzydzą,
więc musiał naprawdę się przełamać, żeby zrobić coś takiego… - dokończyłem już
znacznie ciszej.
Przez chwilę między nami panowała cisza. Oboje
musieliśmy „przetrawić” moje ostatnie słowa. Sam byłem zdziwiony tym, co
powiedziałem. Nawet nie zastanawiałem się nad słowami, które wydostały się z moich
ust jak potok. To było takie… samoistne. Takie… prawdziwe; z głębi serca. Ja…
ja rzeczywiście tak myślałem… Czy on mógłby się…
- W takim razie pójdę porozmawiać z panią Suzuki, a
ty idź zjedz kolację i wypij ciepłą herbatę, bo od dłuższego czasu nie widziałam,
żebyś zjadł coś porządnego.
… we mnie zakochać?
[Reita]
W absolutnej ciszy dojechaliśmy do domu. To
milczenie było ciężkie i przygnębiające, jednak nie chciałem się odzywać, gdyż
wiedziałem, że paplaniną mógłbym tylko pogorszyć sytuację. Nastawiłem się na
„co ma być, to będzie” i z założonymi rękami wpatrywałem się w widok zza szybą.
Kiedy matka zaparkowała na parkingu przed blokiem, nie czekając na nią,
wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę budynku. Po chwili dogoniła mnie,
jednak nie odezwała się i milczała z takim samym zacietrzewieniem jak ja.
Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro, po czym weszliśmy do naszego
mieszkania. Na „dzień dobry” siostra rzuciła się na mnie i zaczęła ściskać –
widać ona, jako jedyna, żywiła do mnie jeszcze jakieś ciepłe uczucia.
Pogłaskałem ją po plecach, po czym bez zbędnych czułości odsunąłem od siebie.
Ojciec rzucił mi jedynie twarde spojrzenie znad gazety.
- Jak wycieczka krajoznawcza? – rzucił kąśliwie.
- Dobrze – uśmiechnąłem się wrednie.
- Tak? Gdzie byłeś?
- Tu i tam – machnąłem ręką. – Długo by opowiadać.
- Rzym zwiedziłeś? – parsknął.
- Tak. Do Paryża nawet dotarłem – pokiwałem głową.
- A jaką drogę wybrałeś? Przez ląd czy ocean?
- Wiesz, że zawsze lubiłem pływać – wzruszyłem
ramionami.
- Prezenty dla staruszków przywiozłeś?
- Pieniądze mi zamokły, kiedy płynąłem i nic nie
mogłem kupić.
- Ach tak… A gdzie cię złapali?
- Na Mount Everestcie – ojciec spojrzał na mnie
zdziwiony. Chyba nie zrozumiał tej aluzji i pytał poważnie. – No na punkcie
widokowym – odpowiedziałem rzeczowo.
Taka sobie miła pogawędka….
- A wiesz, z kim tam był?! – wcięła się moja matka.
- No niech zgadnę… Z jednorożcem i siedmioma
krasnoludkami?
- Nie pleć bzdur i skończ z tymi durnymi gadkami! Z
Takanorim Matsumoto! – wykrzyknęła oburzona.
W tym momencie odezwał się dzwonek do drzwi. Wszyscy
spojrzeliśmy po sobie, po czym w końcu moja siostra, która stała najbliżej
drzwi, otworzyła je.
- Dzień dobry. Słyszę, że rozmawiacie o moim wnuku,
więc chyba przyszłam w odpowiednim momencie – odezwała się babcia Takanoriego,
a mnie nagle zrobiło się gorąco.
- Akira, idź do swojego pokoju. Z tobą porozmawiam
później – mina matki wskazywała, że to nie była pora na licytacje, dlatego też
bezzwłocznie wykonałem jej polecenie.
Poszedłem do siebie i usiadłem na łóżku, po czym
stwierdziłem, że nie będę tu tak sam siedział. Otworzyłem okno i wychyliłem się
za nie. Jedną ręką trzymałem się parapetu, nogami zaczepiłem się o kaloryfer i
zwisając tak, niczym nietoperz głową w dół, zapukałem w okno mieszczące się
piętro niżej. Po chwili ktoś je otworzył.
- Matko, Akira, wystraszyłeś mnie! – krzyknął.
- Cicho! – zganiłem go. – Bo zaraz ktoś przyjdzie…
Mogę do ciebie wejść?
- Em… Jasne – uśmiechnął się i odszedł od okna. –
Pomóc ci?
- Nie, dzięki. Nieraz już tak robiłem.
Obiema rękami teraz chwyciłem się okna pokoju
Maleństwa, po czym puściłem się nogami grzejnika i wykonując pół-salto,
przykucnąłem na parapecie okna piętra niżej. Następnie elegancko wślizgnąłem
się do pokoju blondynka.
- Powinieneś zostać włamywaczem – zaśmiał się i
spojrzał na mnie z podziwem.
- To nic trudnego – powiedziałem pewnie. Tak
naprawdę robiłem to pierwszy raz i bałem się jak cholera, że jeśli się puszczę,
to spadnę z drugiego piętra na bruk, ale ciii, on o tym nie musiał wiedzieć. –
Mogę zostawić otwarte okno? Chcę słyszeć, jak ktoś będzie się zbliżał do mojego
pokoju, żebym zdążył jeszcze wejść z powrotem do siebie – uśmiechnąłem się.
- Nie ma problemu – pokiwał głową i usiadł na
obrotowym krześle, po czym zaczął wycierać biurko. – Przez ciebie wylałem
herbatę – spojrzał na mnie „zawistnie”, na co ja jedynie się uśmiechnąłem.
- Wybacz – pogładziłem go po włosach, po czym
zgarnąłem jedną kanapkę z jego talerza.
- Ej! – zbulwersował się. – To ja tu jestem
niedożywiony!
- A ja głodny! – zaśmiałem się. Chłopak pokręcił
głową i wycelował we mnie palcem w oskarżycielskim geście.
- Ja to sobie zapamiętam! – strzelił „focha”.
- Czego się burzysz? – prychnąłem. – I tak nie
przytyjesz, i tak! – zaśmiałem się.
- A kto w ogóle powiedział, że ja chcę przytyć? –
zdziwił się.
- Przecież sam powiedziałeś, że jesteś
niedożywiony, więc pomyślałem, że… A zresztą – złapałem go za ramię – ty masz
niedowagę!
- Odwal się od mojej wagi – zaśmiał się. – Mam
idealną wagę i nie zamierzam ani schudnąć, ani przytyć! Chociaż w sumie… -
zamyślił się. – Zawsze lepiej za mało niż za dużo tych kilogramów, nie? –
spojrzał na mnie wyczekująco, jednak w odpowiedzi tylko podniosłem jedną brew.
– W takim razie masz – podsunął mi talerz kanapek. – Jedz. Ty przynajmniej to
wybiegasz, a ja się nie ruszam, więc lepiej żebym na tyle sobie nie pozwalał –
pokiwał głową jakby dla potwierdzenia, że zgadza się z własnymi słowami.
- No, co ty, Ruki! – krzyknąłem. –Ty ważysz
stanowczo za mało! Musisz właśnie zacząć jeść, szkielecie jeden! – dźgnąłem go
palcem w zapadnięty brzuch.
- „Szkielecie”? – spojrzał na mnie zdziwiony. – Bez
przesady!
- Nie przesadzam!
- A kiedyś to ważyłem jeszcze mniej i ci się
podobałem… - mruknął cicho.
- Co? – zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu.
- Nic, nic – pokręcił głową i uśmiechnął się
sztucznie.
- Taka – usiadłem na jego łóżku. – Nie chciałem cię
obrazić… Wiesz, to, co było kiedyś…
- To, co było kiedyś, było kiedyś i nie
roztrząsajmy tego, tak, wiem i rozumiem – wywrócił oczyma, przerywając mi.
- Nie! Chciałem powiedzieć coś zupełnie innego! –
zaprotestowałem. – To, co było kiedyś… Może nie uda nam się odzyskać tego w stu
procentach, ale… zawsze chyba możemy spróbować… Jak mylisz? – spojrzałem na
niego. Blondynek siedział z otwartymi ustami i patrzył na mnie, jakby doznał
objawienia pańskiego.
- Ty tak… poważnie to mówisz? – wydukał.
- Tak – kiwnąłem niepewnie głową i spojrzałem na
niego spod grzywki. Maleństwo uśmiechnęło się do ucha do ucha, po czym rzuciło
mi się na szyję.
- Uda nam się! Uda w stu procentach, jeśli tylko
będziemy się starać! – pisnął uradowany i… pocałował mnie. Było to krótkie
muśnięcie ust, jednak… - Przepraszam! – krzyknął i odskoczył ode mnie jak
oparzony. – Przepraszam, ja nie chciałem! Nie wiem, co we mnie wstąpiło… jakoś
tak wyszło… Chyba poczułem się zbyt swobodnie i… - próbował się tłumaczyć,
jednak marnie mu to szło, dlatego pociągnąłem go za rękę i zmusiłem, aby usiadł
mi na kolanach, po czym ponownie pocałowałem go w usta.
- Dobrze, że czujesz się przy mnie swobodnie –
uśmiechnąłem się i musnąłem jego wargi. Chłopak zaczął angażować się w
pieszczotę i wtedy, kiedy akurat chciałem ją pogłębić, rozległ się kolejny
krzyk:
- ON ZNOWU UCIEKŁ! – rozpoznałem głos mojej matki.
Odsunąłem się od Takanoriego i spojrzałem na niego przepraszająco.
- Wybacz, ale muszę już iść – cmoknąłem go w policzek,
po czym szybko wdrapałem się na parapet, a następnie po rynnie wspiąłem się na
wyższe piętro i stanąłem w oknie swojego pokoju. – Jestem! Nie rób znowu
awantury! – wywróciłem oczyma.
- Gdzieś ty znowu był?! – warknęła matka, na co
posłałem jej spojrzenie pt. „No zgadnij”… - Wyszedłeś z kolegami?!
- Oczywiście, że nie! Byłem u Takanoriego! –
powiedziałem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
[Aoi]
- Matko! Ty masz większą łazienkę niż ja pokój! –
przeraziłem się. – Zgubię się tu! – zaśmiałem się.
- W takim razie zostanę twoim prywatnym
przewodnikiem – Uruha objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
Jeszcze raz rozejrzałem się po pomieszczeniu. Prysznic
wielkości mojej szafy, wanna z hydromasażem, wszędzie gigantyczne lustra i
porozrzucane na trzech wielkich blatach kosmetyki. Mimo, że kosmetyki były
porozrzucane, panował tu względny porządek, gdyż mniej więcej wiadomo było,
gdzie można co znaleźć – na blacie koło umywalki (gigantycznej, jak wszystko
inne tutaj) - kosmetyki do twarzy, na blacie pod prawą ścianą – kosmetyki do
włosów, a na trzecim blacie – lakiery do paznokci i inne takie tam wynalazki,
których z pewnością nigdy na oczy jeszcze nie widziałem i nigdy w życiu nie
zgadłbym, jak się nazywają.
Z jego mokrych włosów nadal kapała woda i moczyła
moją koszulkę. Uru przytulił się do mnie i wtulił twarz w moją szyję. Jego
oddech łaskotał mnie.
- Pocałuj mnie – usłyszałem jego szept.
Odwróciłem się w jego objęciach i najpierw musnąłem
jego wargi, by zaraz potem smakować ich z zachłannością. Kouyou oddawał
pocałunki z pasją i czułością. Czułem się taki szczęśliwy, kiedy nagle...
odezwał się mój telefon, cholera! Niechętnie oderwałem się od mojego chłopaka i
wyciągnąłem urządzenie z kieszeni, po czym nawet nie patrząc, kto dzwoni,
odebrałem.
- Moshi, moshi – odezwałem się.
- Yuu, gdzie ty się podziewasz! – matka była
wściekła.
- Em… Jestem u chłopaka. Przepraszam, że nie
zadzwoniłem, że zostanę u niego na noc… - zacząłem się już tłumaczyć.
- U tego Rukiego?
- Nie. U Kouyou – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Na zmiankę o blondynie wyraz twarzy Uruhy stężał. – Muszę kończyć. Obiecuję, że
wrócę rano – rozłączyłem się szybko.
- Więc… Jednak zamierzasz wrócić do domu? – zapytał
niby obojętnie, jednak wiedziałem, że jest podenerwowany ze względu na pytanie
o Takę ze strony mojej matki. Cholera, czemu ona musi tak głośno gadać? Byłem
pewien, że rudzielec to usłyszał, bo echo głosu wydobywającego się z głośnika
komórki odbiło się nawet od kafelek, więc…
- Ee… W sumie, palnąłem to tak na szybko, żeby
więcej nie dzwoniła – podrapałem się po głowie. – Nie przemyślałem tego. Wiesz…
Emocje trochę we mnie opadły, ale to nie oznacza, że chciałbym wrócić już do
domu – westchnąłem. – Ale nie mogę także u ciebie zamieszkać, więc…
- A kto powiedział, że nie możesz? – zdziwił się.
- A co na to twoi rodzice?
- Mówiłem ci, że ich praktycznie cały czas nie ma.
Zresztą… jestem pewien, że nawet nie zwróciliby na ciebie uwagi – wzruszył
ramionami. – Może nawet wzięliby cię za swojego drugiego syna albo za mnie… -
wywrócił oczyma.
- No nie przesadzaj… Aż tacy nieczuli i obojętni
wobec ciebie to chyba nie są… - spojrzałem na niego z naganą.
- Nie znasz ich – pokręcił głową – więc prosiłbym
cię, abyś nie wypowiadał się na ten temat – warknął i wyszedł z łazienki.
Podążyłem za nim do pokoju. Takashima usiadł na łóżku i westchnął ciężko, po
czym położył się i jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że idzie spać.
- Kyou-chan… - odezwałem się cicho i przykryłem go
kołdrą. – Nie chciałem cię urazić… W istocie, nie znam twoich rodziców, ale
myślę, że nikt nie potrafi być AŻ tak nieczuły względem własnego dziecka –
ułożyłem się za nim i objąłem go w pasie.
- To źle myślisz – odwrócił się do mnie przodem. –
Możemy zmienić temat? Nie chcę o tym rozmawiać… - skrzywił się.
- Oczywiście – zgodziłem się, jednak mimo to
obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu i zmuszę go do rozmowy.
– O czym chciałbyś porozmawiać?
- O Rukim – odpowiedział szybko.
- Ee… - poczułem się bardzo niezręcznie. –Czemu
niby chciałbyś o nim rozmawiać?
- Bo twoja matka uważa go za twojego chłopaka –
powiedział niezadowolony i wtulił się w mój tors. – A ja nim jestem – burknął.
– Dlaczego myśli, że jesteś z Takanorim?
- Ech… Ona zawsze tak gada. Jak przyjdzie do mnie jakiś
kolega czy koleżanka, to zaraz uważa go za mojego chłopaka albo dziewczynę. A
Taka był u mnie kilka razy – wzruszyłem ramionami.
- Przecież widzę,
że kłamiesz – zganił mnie. – Gadaj prawdę! – zażądał.
- No… dobrze – westchnąłem. – Chociaż już wiesz… Interesowałem
się Rukim, ale już mi przeszło. Teraz interesuję się tylko tobą – zapewniłem. –
Saki teraz chce zdobyć Takanoriego, ale on ma Reitę jako obrońcę, więc nic mu
nie grozi – machnąłem ręką. – Saki, no on może trochę rzadziej, częściej Suga,
bywał u mnie i rozmawiałem z nim na temat Taki. Wtedy… mówiłem o nim tak, jakby
już należał do mnie… Pewnie moja matka to usłyszała i z tego taki wniosek –
wzruszyłem ramionami.
- Kto to jest Saki? – zdziwił się.
- To brat Sugi.
- Wiem, kim jest Suga– warknął. – Ten, którego
podesłałeś do mojego grona, żeby mnie szpiegował – dźgnął mnie palcem w mostek.
– Ale Saki? Nigdy go nie wiedziałem… - pokręcił głową.
- Widziałeś, tylko nie pamiętasz. O, wiem! Kiedy
Saki kręcił się koło Akiry, podawał się za Mizui’ego. Już kojarzysz? –
rudzielec zamyślił się na chwilę.
- Taki wysoki brunet, który był zawsze najbliżej
Reity? – zachłysnął się powietrzem.
- Tak, to on – potwierdziłem. Uru nagle zbladł. –
Co się stało, kochanie?
- To on! To jego Ruki nazywa psychopatą! – zerwał
się z łóżka i stanął na materacu na równych nogach. –Yuu, on jest nienormalny!
Wiesz, w co ty wpakowałeś Rukiego?! – krzyknął na mnie.
- No… tak nie do końca rozumiem, o co ci chodzi… -
zrobiłem głupią minę.
- Reita nie może trzymać się blisko Rukiego! Taka
przeniósł się do innej szkoły właśnie dlatego, że jego babcia dowiedziała się,
że Akira nie dość, że nie jest już przyjacielem jej wnuka, to w dodatku był
jego prześladowcą; wyśmiewał się i wyzywał Takę, żeby przypodobać się swoim
nowy koleżkom i utrzymać swoje stanowisko najgroźniejszego w szkole! Jeżeli
Akira będzie chciał chronić Takanoriego, to będzie musiał się bić z Sakim. Bo nie
wyobrażam sobie, aby Suzuki znalazł inne rozwiązanie, a jeśli znów będzie się
bił, może trafić do poprawczaka! Wtedy już nijak nie będzie miał jak mu pomóc,
a Taka zostanie na łasce tego psychopaty! Musimy jakoś ochronić tych dwóch
bęcwałów, bo sami sobie nie poradzą!
- Niech zgadnę… i przy okazji zeswatać ich ze sobą?
– uśmiechnąłem się krzywo.
- Co? – zdziwił się.
- Ruki opowiadał mi kiedyś, że… przespał się z
Akirą. Potem niby było wszystko pięknie, ładnie, układało im się jak w bajce,
dopóki nie poszli do liceum, gdzie ich drogi się rozeszły no i… no i jest tak,
jak teraz – wyjaśniłem.
- Nie wiedziałem o tym – spojrzał na mnie
zainteresowany. – Będziesz mi musiał kiedyś o tym opowiedzieć, ale najpierw
musimy wyciągnąć ich z tego bagna!
- Tylko jak?
- Słuchaj. Zrobimy tak…
***
Zapukałem mocno do drzwi i uśmiechnąłem się
szeroko, kiedy kobieta o tlenionych włosach, tak samo jak jej syn, otworzyła mi
drzwi.
- Dzień dobry, czy Akira jest w domu? – zapytałem
przesłodko.
- Tak, jeszcze nie wyszedł do szkoły. A mogę
wiedzieć, kim ty jesteś, chłopcze? – zapytała, a ja ledwo powstrzymałem się od
parsknięcia śmiechem.
- Nazywam się Yuu Shiroyama. Czy mógłbym
porozmawiać z Akirą?
W tym momencie, jak na zawołanie, w przedpokoju z
torbą na ramieniu ukazał się blondyn z przepaską na nosie. Spojrzałem na niego
i spróbowałem się nie skrzywić.
- Co ty tu robisz? – burknął i kiedy matka odsunęła
się z przejścia, wyszedł. Drzwi zamknęły się, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Tak, ja też nie cieszę się na to spotkanie. Ale
spokojnie! – krzyknąłem, widząc jak mierzy mnie spojrzeniem spod byka. – Nie
przyszedłem się tutaj z tobą bić!
- To w takim razie, po co przylazłeś?
- Uświadomić cię, w jak patowej sytuacji jesteś i
powiedzieć, że mogę ci pomóc, jeśli będziesz chciał. Chodź. Porozmawiamy o tym
w drodze do szkoły.
Suzuki, niechętnie, bo niechętnie, ale ruszył ze
mną w drogę. Zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z budynku. Kiedy znaleźliśmy się
na ulicy, blondyn rzucił mi wyczekujące spojrzenie, abym w końcu wyjaśnił mu, o
co też mi chodzi.
- Wiem, że z pewnością będziesz się bronił przed
moją pomocą jak przed ogniem, ale musisz zrozumieć, że bez niej chyba się nie
obejdziesz. Wiem, że zależy ci na Rukim – Reita zgrzytnął zębami i już chciał
zacząć protestować, ale uprzedziłem go. – Oj, daj spokój! Doskonale o tym wiem!
Taka opowiedział mi, co było kiedyś między wami, więc daruj sobie – chłopak
spojrzał na mnie przerażony, dlatego dodałem dla otuchy. – Jeśli to cię
pocieszy, powiem ci, że jestem z Uruhą – uśmiechnąłem się.
- Acha… I co w związku z tym? – burknął. Jego
policzki były czerwone; dostrzegłem to, mimo iż próbował ukryć się za włosami.
- Wiem także, że nie możesz się bić, bo inaczej
możesz trafić do poprawczaka. Saki interesuje się Takanorim, a ty chcesz go
obronić, ale nie możesz się bić. I tu jest twój problem – wskazałem na niego
palcem. Zacząłem żywo gestykulować, jakbym był na jakiejś debacie. – Saki i
Suga również o tym wiedzą i będą chcieli to wykorzystać. Ale tu zjawiam się ja
z pomocą…
- Taa… - przerwał mi. – Gdybyś w ogóle się tu nie
pojawił, nie potrzebna by mi była niczyja pomoc – wywrócił oczyma. – To twoja
wina. Narobiłeś bałaganu, a teraz wszyscy musimy ponosić tego konsekwencje –
poczułem się urażony.
W sumie miał rację, ale… chyba wcześniej nie do
końca zdawałem sobie z tego sprawę; aż do teraz. Reita powiedział to tak
ostentacyjnie. Jego słowa uderzyły we mnie z wielką siłą. Spuściłem głowę i
wbiłem wzrok w chodnik.
- Wiem. przepraszam za to, ale czasu już nie cofnę.
Byłem idiotą, ale chcę naprawić swoje błędy. Pozwolisz mi na to? – spojrzałem
na niego spomiędzy kosmyków już trochę przydługiej grzywki.
- No więc, jaki masz ten plan awaryjny? – mruknął.
- Będę ci pomagał w nauce i ewentualnych bójkach.
Będę cię odprowadzał od domu do szkoły i z powrotem. Jeżeli gdzieś w pobliżu
znajdzie się Saki, a ty będziesz chciał mu przyłożyć, pozwolę, a nawet pomogę
ci w tym.
- A co mi da ta twoja eskorta? Jeszcze pomoc w
nauce to rozumiem, chociaż nie jestem z tego powodu szczęśliwy – prychnął. –
Ale rzeczywiście, moje oceny są gorzej niż marne…
- Moja eskorta da ci to, że jeśli nawet ktoś
doniósłby, że znów się biłeś, wszystko zrzucisz na mnie. Powiesz, że próbowałeś
mnie odciągnąć albo coś w ten deseń…
- Myślisz, że ktoś mi uwierzy? – skrzywił się.
- Może tobie nie, ale mi tak. Jestem dobrym uczniem
i nigdy nie sprawiałem przesadnych problemów, ale nie byłem też świętoszkiem.
Właśnie dlatego jestem dobrym kandydatem na twoje sumienie. Wyjdzie na to, że
nie dość, że się nie biłeś, to w dodatku próbowałeś odciągnąć mnie od walki; a
nuż może jeszcze choćby za „chęci” ściągnięcia kolegi ze złej drogi
zapunktowałbyś w oczach dyrektora? – zachęciłem go.
- Ty tak poważnie czy znowu próbujesz mnie jakoś
wkręcić? – spojrzał na mnie sceptycznie. – Wiesz… nie ufam ci za grosz, ale
muszę chwycić się każdej możliwej deski ratunku… A lepsza twoja propozycja niż
patrzenie, jak ten psychopata znęca się nad Takanorim… Tylko jakoś ciężko mi
uwierzyć, że tak sam z siebie nagle postanowiłeś mi pomóc…
- To nie był mój pomysł tylko Uruhy. W sumie nie
robię tego dla ciebie, a dla niego, więc siedź cicho – wywróciłem oczyma. – Ty
nie lubisz mnie, ja nie lubię ciebie, ale kocham Kouyou. On również zdaje sobie
sprawę, że całe to zamieszanie to moja wina, ale mimo wszystko potrafił się we
mnie zakochać i okazać mi trochę serca. Chcę mu się odwdzięczyć i pokazać, że
nie jestem taki zły…
- Chcesz się wybielić w jego oczach? – zaśmiał się.
- A ty nie chciałbyś się wybielić w oczach Rukiego?
– zapytałem śmiertelnie poważnie. Uśmieszek zniknął z jego ust. Chłopakowi
zrobiło się głupio. Mimo wszystko, delikatnie pokiwał głową. – Plan Uruhy
obejmuje również Takę. Kyou będzie codziennie odwoził i przywoził go do domu
samochodem, a on sam nie będzie już mieszkał w internacie. W ten sposób
zmniejszymy pole manewru dla Sakiego. Będzie mógł spotkać Rukiego jedynie w
szkole na przerwach, a i o to zadbaliśmy, aby przesadnie się do niego nie
zbliżał. Powiedzmy, że mam w tamtej szkole swoje znajomości i skontaktowałem
się z pewnymi osobami, które będą miały oko na Sakiego i Sugę.
- Plan rodem z Matrixu. Nic, tylko jeszcze dodać
muzyczkę z „Mission Impossible”!
- Mów, co chcesz, ale musisz przyznać, że Uruha ma
łeb…
- Ano muszę – westchnął. – I muszę mu podziękować.
Serio robisz to tylko dla niego?
- Tak – przytaknąłem.
- Dobra, ty dostaniesz w zamian wieniec laurowy od
Uruhy… a co w zamian dostali od ciebie ci kolesie z twojej poprzedniej szkoły,
z którymi rzekomo się dogadałeś? Skoro mają pilnować rozjuszonego lwa, to nie
myślę, żeby były to jakieś ułomki, z którymi poszedłeś na ugodę, co?
- To kilku chłopaków ze szkolnego klubu
zapaśniczego, koszykarskiego i strzelniczego – wyznałem.
- Więc co dałeś im w zamian? – dopytywał z chytrym
uśmieszkiem.
- Bardzo atrakcyjną możliwość…
- Jaką?
- Dołożenia Sakiemu i Sudze – skrzywiłem się.
- To chyba nie wszystko, mam rację? Oj, dawaj!
Powiedz! Zapłaciłeś im? – zaśmiał się.
- Nie. Dałem im bardzo atrakcyjną możliwość…
- No, ale teraz gadaj prawdę! – doszliśmy już pod
szkołę.
- Dołożenia…
- To już słyszałem! – wywrócił oczyma.
- … „trzem wspaniałym”.
- Kto to są ci „trzej wspaniali”? – zdziwił się.
- Ale nie mów Uru, jasne? – rozejrzałem się czy
nigdzie w pobliżu nie ma rudzielca. – „Trzej wspaniali” to trzy osoby, które
najbardziej gnębiły wszystkich w szkole. Byli nietykalni… aż do teraz. Wiele
osób chce się na nich zemścić… Są to: Saki, Suga i… ja – dodałem cichutko.
- Ty?! – wykrzyknął. – Za bezpieczeństwo Rukiego
dasz sobie dołożyć połowie szkoły?! – wrzasnął.
- Cicho! – zganiłem go. – I uwierz mi, że jest to
więcej, niż połowa szkoły… - pokręciłem głową załamany. Opadłem na schody
prowadzące do wejścia do szkoły i złapałem się za głowę. – Nie miałem innej
możliwości. Nie chcieli niczego innego jak zemsty. W sumie… rozumiem ich –
potarłem skronie.
- Uruha o tym nie wie?!
- Oczywiście, że nie wie! Inaczej by się na to nie
zgodził i szukał innego rozwiązania! Ale… Ja chcę po prostu zakończyć to
najszybciej, jak się da. Próbowałem przekupić ich pieniędzmi, ale powiedzieli,
że nic nie jest cenniejsze od rozłupania głowy wyzyskiwaczom…
- Oni cię zabiją! – zaczął panikować. – Jak tyle
osób się na ciebie rzuci, to nawet nie będzie, co z ciebie zbierać!
- Ja… Po prostu musiałem się zgodzić… Tak przynajmniej
mam pewność, że Rukiemu nic nie grozi. Są tak szczęśliwi na myśl o tym, że mi dołożą,
że nawet nie pytaj… Ty też powinieneś się cieszyć…
- No patrz, a jakoś nie skaczę z radości – pokręcił
głową i spojrzał na mnie z bólem. – Musi być inne rozwiązanie…
- Nie ma! – krzyknąłem. – Muszę ponieść konsekwencje
swoich czynów i koniec! Nie chcę o tym myśleć! Reita, skończmy ten temat! –
wstałem i zachwiałem się. – Muszę zaznać bólu, który sprawiałem innym przez
wiele lat – pokręciłem głową i zacząłem wspinać się po schodach. – Zaraz zaczną
się lekcje. Chodźmy – machnąłem na niego ręką i obróciłem się do niego tyłem.
Nigdy nie widziałem jeszcze wyrazu twarzy Akiry,
który wyrażałby taki żal jak teraz. Kiedyś uważałem go za maszynę do rozbijania
nosów – teraz przekonałem się, że to jednak
przyjacielski gość, który miał po prostu trudny charakter i na pierwszym
miejscu zawsze stawiał bezpieczeństwo blondyna. Miło, że i mnie okazał w
minimalnym stopniu miłosierdzie, ale tym razem musiałem stawić czoła swoim
problemom – bez żadnych wykrętów i taryf ulgowych. Po prostu musiałem…
To było.. cóż. Jak to określić? Kochane?
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że Yuu tak stara się dla Kou. Ma wielkiego +.
Warto było czekać. Wyszło na prawdę niesamowicie. Przyznam, że nie spodziewałam się takiej reakcji Matki Akiry. Od kiedy to taki spokojny Takanori miałby być nienormalny? To trzeba na prawdę.. Zakazać się spotykać. To straszne.
Pierwszy raz przez okno.. i nie zleciał ani nic.. już myślałam, że na prawdę spadnie. Salto przez okno.. ale czego się nie robi dla Taki, ne?
Taka łazienka.. Ow, marzenie. Też bym tak chciała.. wcale bym z łazienki nie wychodziła.. ciągle tylko jacuzzi, jacuzzi, jacuzzi~! A Kou chyba mało wtajemniczony był w tych całych SS, więc skąd wiedział o psychopacie? Najwidoczniej coś mi się zapomniało. Nie szkodzi, przeczytam wszystko jeszcze raz. Czas na to.
Jakoś Kou złapał -. Tylko polecenia. ''Pocałuj mnie'' itd. a potem z tymi rodzicami taki wyprany z uczuć. No dobra, podaruję mu. Każdy ma jakąś sprawę, o której nie chce rozmawiać.
Wyczekuję następnego.
Ps. Pozdrawiam autorkę jak i betę.
Yey! Liceum! No czekałam, czekałam i się doczekałam. Spodziewałam się odpowiedzi Aoi'a... i "czegoś więcej", ale za to mamy Genialny Plan Ochrony Ruksa (GPOR). Po co Aoi wciskał się do rr, jak powinien zauważyć Kouyou, który darzył go sympatią od początku? Ale dobrze, że są razem... podobał mi się ten rozdział, no i czekam na 13 część! Już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńWeny życzę (bo czego innego? ;))
~Kayl
A teraz promuje swoją stronkę (no, blog) "kayarts" zapraszam! ^^
To było extra! :) brakuje mi słów na komentarz :( Chciałabym tu tyle napisać, ale nie jestem wstanie: Tak więc mam nadzieję, że jak napiszę, że bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało wystarczy :D
OdpowiedzUsuńO matko, to już 12 część! Kochana! A ja tu widzę, że jeszcze cała akcja do rozwinięcia! Musiałam sobie jakoś szybko przypomnieć, co było w poprzedniej części, bo mi się miesza z lekka wszystko, ale już wiem! Skończyło się tak poniekąd... uroczo XD
OdpowiedzUsuńNie no, tego to się nie spodziewałam po Yuu! Trzech wspaniałych? Co, może jeszcze siedmiu, nie lepiej?! Chłpocze, zadziwia mnie i szkouje twoja przeszłość, ale to dosłownie! Jeszcze mi się tu do takich haniebnych rzeczy przyznajesz, a pójdziesz do kąta, to się skończy! Z Sakim i Sugą, ty, poczciwy młodzieńcze?! Wstyd i hańba! A niech ci tak Reita porządnie wjebie za to, że z wrogami się zadawałeś! (Nie no, raczej żart, chyba nie chcę widzieć pobitego Aoia...xD) Skończy się babci sranie (hah, ile razy ja to w domu słyszę xDD).
Chociaż z drugiej strony to Yuu jest bardzo dobry, skoro tak się dla Uruszki i Taka-chana poświęca... Ale tam to ja o tym, do czego się przyznał XD Widać poprawił się. I jest taki słodki ^^
A Reita to już naprawdę nie ma co robić... Chciał utrzymać swoje stanowisko najgroźniejszego w szkole? Ludzie, takiego szmaciarza się boicie? xP Ale ja chcę Reituki!! Czymprędzej, bo to takie urocze będzie. SO CUTE <3 (chyba wiesz już jak co XD) A i Aoiszka też by się przydała. No, niech się nie leją, tylko wiesz... ^^
Jeny, ty chyba na serio zostałaś zamknięta w tej naszej yakuzowni, bo piszesz cały czas coś! ;) Ja nie wiem, jak się wyrabiasz... No, do tego rzeczywiście trzeba być zamkniętym w yakuzowni, bo jak się tam siedzi 24 na dobę, to z desperacji zaczyna się pisać te 24/dobę XDD Chyba że cię nasza yakuza z krzywymi zębami zajęła... Powiem Kyo, żeby poszedł do dentysty, a Hizu też wyślę, jak się podniesie w końcu (tak, dla twojej wiadomości, nadal leży ;3) A Kai to już chyba umówioną wizytę ma.
Już nie wiem, na czego next czekać, uwielbiam wszystkie twoje opowiadania, więc co będzie następne i tak się ucieszę =]
Pozdrawiam, i pamiętaj, że cię kocham ;***
Chwila chwila .. a gdzie liceum 11 ? Skoro to jest 12 ? ;_;
OdpowiedzUsuńA tak wgl to to było fantastyczne <3 Jak cała seria! Na początku było mi żal i Ruka i Reity... Jak można byc takim no .. chcieć rozdzielić ta dwójkę ;__; ? Jak bezdusznym tzra byc ? i wgl ;__; Ale potem ta sytuacja w pokoju ruksa była słodka <3 Kurdeee ja chce więcej <3 Więęceej <3
I wgl Uru na łeb na karku O__o Jestem w szoku...
Dobry plan obmyslił .. ciekawe cyz wypali... mam dziwne wrażenie, że Ru komuś oczy wydrapie ... Nie wiem czemu...
Wgl zrobilo mi sie troche szkoda Aoia z drugiej strony podziwiam go za odwagę xd. <3 No i wreszcie Aoiszka <3 Kocham <3
WENY! CZASU! I pisz dalej <3
PS dla Hoshii - a ja i tak pójdę na ten kierunek choćby nie wiem co .. :>
Buziaki - Midziak
A ja pierwszy raz nie wiem co napisać... Mam pustkę w głowie.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się. Od kiedy Akira jest akrobatą?
Chyba brakuje "Liceum 11", albo nie umiem liczyć...
OdpowiedzUsuńUruha miał dobry plan, i widać że ma łeb na karku, szkoda mi tylko Aoi'a bo na pewno mu się dostanie... Aż mnie wszystko boli, na samą myśl...
Dlaczego nie ma Yune....(płacze) ciężko znaleźć coś o Yune... Proszę wplątnij go gdzieś... Proszę^^
Pozdrawiam
Rena X
Yay! To było taakie słodkie! Ruki i Reita ;_; Fajny ten plan Yuu, ale pewnie i tak coś spieprzą XD No i fajnie, że Aoi tak dba o Kou i broni Rukiego i w ogóle... Zmienił się, zdecydowanie na lepsze. Chociaż, swoją drogą, taki zły Yuu też był ekstra XD
OdpowiedzUsuńAaaa, nie wiem co napisać! Chyba po prostu weny ci życzę XD I czasu! I duuuużo miłości (także wśród Gazeciaków xD)
Alyss
Nie wiem, co w tym stwierdzeniu, jak babci mu powiedziała, jak wygląda, a on na to, że ma to gdzieś jest niewłaściwego. Nie obraził jej tylko wyraził swą opinię.
OdpowiedzUsuńTłumaczenie Rukiego było zagmatwane, chyba nieźle się stresował mówiąc o takich rzeczach babci. Sądziłam, że pominie to z pocałunkiem.
Rozumiem babcie Rukiego, że nie chcące, aby zadawał się z Reitą. Gnębił go, a teraz taki miły się zrobił. Babcia Rukiego wyczuwa w tym podstęp, którego właściwie nie ma.
Rozmowa Reity z ojcem była ciekawa, śmiałam się na niej. Nie wiem, czy rodzic będzie tak rozmawiał z dzieckiem po tym, jak go kilka dni nie było. Raczej mógłby tak, jakby go nie było dzień.
Zdziwiło mnie oburzenie matki Reity, jak mówiła o tym, że był z Rukim. Postać Rukiego w tym opowiadaniu została wykreowanego na dobrego chłopca, a kobieta zareagowała tak, jakby zadawał się z ćpunem, albo maderą.
Trudno mi było wyobrazić sobie Reite schodzącego do pokoju Rukiego, wydaje mi się to niemożliwe, jak on to zrobił. Przyznaje pomysł jest świetny.
Podziwiam poświecenie Aoiego na naprawienie tych komplikacji, które sprawił. Ciekawa jestem reakcji Uruhy, gdy plan się uda.
Świetne, świetnie i jeszcze raz świetne. Po raz kolejny braknie mi słów.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Yuu, mimo, że zrobił im wszystkim po górkę to nie sądze by stosownym było dać pobić się połowie szkoły. Nawet w imię miłości.
Swoją drogą cieszę się niezmiernie, że Uruha z Aoi'm się zeszli, to taka śliczna para.
Teraz tylko trzymam kciuki za to, żeby nie było dużo problemów z Saki'm. Ano i żeby matka Reity odpuściła.. To już nawet babcia Ruki'ego ma więcej zrozumienia ;___;
No i po raz kolejny się uśmiałam jak głupia, tym razem podczas rozmowy Reity z jego ojcem. To było fantastyczne~:3
Jeeej... dać się skopać w imię miłości... to takie urocze xDD
OdpowiedzUsuńBabcia Ruksa, do boju!
Nyu :3
Jak zwykle opowiadanie świetne ;* Czekam na kolejne ;) Pozdrawiam ! ;*
OdpowiedzUsuń