Monsters cz.2

Co prawda nie ma jeszcze 10 komentarzy i nie powinnam dodwać kolejnej notki, ale coż... to była pierwsza, wprowadzająca, nuda część więc i tak jestem wmiarę zadowolona z wyniku 7 komci... Zresztą ten tekst dotyczy Despów, o których tak mało osób czyta ;_; Nie wiedzą co dobre! xD No nic...
Mam nadzieję, że ta część bardziej przypadnie wam do gusty :)


"Monsters" cz.2

Droga do domu Tsukasy minęła nam na rozmowie. Chłopak niby wydawał się być ciekawą osobą, jednak nadal byłem sceptyczny. Zachowywał się dość specyficznie, a po dłuższym czasie jego towarzystwo zaczęło mnie męczyć. Nie łatwo jest wytrzymać z takim narcyzem, jakim był ten chłopak.
Zatrzymaliśmy się pod średniej wielkości blokiem. Żeby do niego dojść, trzeba było przejść przez parking, na który ciemnowłosy spojrzał z nieodgadnioną miną. Ruszyłem w stronę budynku, sądząc, że zapewne tutaj mieszka, skoro mnie tu przyprowadził, jednak Tsu nadal stał na krawężniku i z zaciśniętymi ustami wpatrywał się w parking, jakby to było jezioro magmy, czy jakaś inna przeszkoda, której nie mógł pokonać.
- Coś się stało? – zapytałem zatrzymując się.
- Tak. Stało się… i to coś bardzo niedobrego – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- A konkretnie to, co się stało? – oprałem się o samochód, przy którym akurat się zatrzymałem. Jego wzrok na ułamek sekundy zwrócił się na mnie, a następnie przeniósł się na auto obok mnie. – Jakiś nieproszony gość? – zgadywałem.
- Bardzo, bardzo niedobrze… - pokręcił głową i szybkim krokiem skierował się w stronę bloku.
Tym razem narzucił takie tempo, że musiałem za nim niemalże biec. Wbiegliśmy po schodach na czwarte piętro, przez co poczułem ostre kłucie w boku i zacząłem dyszeć ze zmęczenia, kiedy tylko stanąłem na korytarzu. Tsu zdawał się nie być w ogóle zmęczony wysiłkiem, jaki przed chwilą wykonał i wpadł jak burza do jednego z mieszkań, drąc się od progu:
- Karyu! Wypierdalaj z mojego domu! – wydarł się tak głośnio, że mimo iż nadal stałem na korytarzu, zaświszczało mi w uszach. Skrzywiłem się i ruszyłem za moim „przewodnikiem”.
- Tak, też się cieszę, że cię widzę, Tsu – odezwał się nieznajomy.
Razem z właścicielem mieszkania ruszyłem do salonu, gdzie rozwalony na czarnym, skórzanym fotelu półleżał chłopak, który przypominał mi tyczkę – był tak samo długi i chudy. Wyglądał niemalże groteskowo. Jedną z długich rąk opierał na podłokietniku i podtrzymywał nią głowę z rudo-blond włosami i wydatnym nosem. Trzymał na niesamowicie chudych udach jakiś magazyn i przeglądał go, nie przejmując się furią i żądzą mordu wymalowaną na twarzy Tsukasy, który ostatkiem sił powstrzymywał się przed dokonania morderstwa.
– Nie masz nic przeciwko żebym pomieszkał u ciebie kilka dni?... Ewentualnie tygodni, czy wprowadził się na stałe? Świetnie! – wykrzyknął „uradowany”, nie czekając na odpowiedź ciemnowłosego i nie odrywając wzroku od lektury. – Enya wyrzucił mnie z domu… Jestem za wywaleniem go z zespołu!
- Karyu, litości, to już drugi wokalista w ciągu trzech miesięcy! Od tego czasu nie stworzyliśmy żadnej dobrej piosenki! – westchnął cierpiętniczo. – Zresztą… Czy ja mam napisane na czole „Caritas”?! Moje mieszkanie to nie przytułek! – zbulwersował się.
- Przecież tylko ja miałbym u ciebie zamieszkać, a nie cały batalion żołnierz… - podniósł wzrok na kolegę, przy czym zobaczył również i mnie. Zaciął się, nie kończąc zdania i uśmiechnął się wrednie, taksując mnie spojrzeniem, od którego mało mnie nie zemdliło. – Rozumiem… Przytułek, powiadasz – zaśmiał się krótko i niedźwięcznie. – Nowy „kolega”? – zapytał z kpiną. – Przecież on nawet nie jest przystojny! – klasnął w dłonie. – Ej! Czy ty w ogóle zrozumiałeś jakiekolwiek słowo z tego, co mówiłem? – zapytał już po angielsku.
- Tak – przyznałem. Szczerze, to w miarę szło mi z japońskim; dużo rozumiałem ze słuchu, byłem w miarę osłuchany, z racji tego, że słuchałem japońskiej muzyki, jednak znacznie gorzej było u mnie z pisaniem, czytaniem i mówieniem. – A co do tego, że nie jestem przystojny… Hm… Może jakoś specjalnie urodą nie grzeszę, ale cieszę się, że w tym towarzystwie jest osoba, która wygląda znacznie gorzej ode mnie – uśmiechnąłem się jadowicie.
Ciemnowłosy, który stał krok przede mną, odwrócił się do mnie przodem i rzucił mi zdziwione spojrzenie, po czym uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby chciał powiedzieć „Oby tak dalej, a zapunktujesz u mnie!”. Odpowiedziałem chłopakowi tym samym, po czym obaj roześmialiśmy się głośno. Karyu, najwyraźniej obrażony, podszedł do mnie szybko i dźgnął palcem w tors.
- Jeszcze tego pożałujesz… - syknął. – Nie będzie za mnie kpił jakiś przygłupi Amerykaniec! – spojrzałem na niego zaskoczony.
- Jeśli już, to Amerykanin – poprawiłem go. – A tak na marginesie, skąd wiesz, że pochodzę z Ameryki? Tylko nie mów, że ty też byłeś przewodnikiem wycieczek turystycznych, bo w to akurat nie uwierzę… Wszyscy by pouciekali – dodałem ciszej.
- Nie, nie byłem żadnym przewodnikiem turystycznym, ale w przeciwieństwie do ciebie umiem czytać – pokazał mi telefon z wiadomością sms, gdzie widziałem same „krzaczki”, z których nic nie zrozumiałem. – Ta wysunięta szczęka, jak u neandertalczyka – chwycił mnie za podbródek – sugeruje, na jakim poziomie intelektualnym jesteś – prychnął. – Będę tak łaskaw i przetłumaczę ci, co tu jest napisane. Otóż mój miły kolega Tsu, którego miałeś już nieprzyjemność poznać, napisał mi w tym sms’ie, że spotkał Japończyka, który nie jest Japończykiem, pochodzi z Ameryki i kompletnie nie radzi sobie, począwszy od tego, że nie umie czytać, a jego japoński rani mu uszy, a kończąc na tym, że nie potrafi sobie znaleźć lokum – syknął. Cofnąłem się i spojrzałem w bok, gdzie przed chwilą stał Tsukasa, chcąc zapytać, co miał znaczyć ten sms, jednak już go tam nie było.
„Dlaczego napisał o mnie w sms’ie do tego całego Karyu? I kiedy, do cholery, go napisał? Przecież przez całą drogę rozmawialiśmy… nie widziałem, żeby wyciągał telefon…” – przeszło mi przez myśl.
– Ale nie raczył mi wspomnieć, że zamierza cię gościć u siebie… - odwrócił się ode mnie i na powrót zasiadł na swoim poprzednim miejscu. – Ech… Gdybym wiedział, pojechałbym do Zero… - westchnął.
Rudzielec znów zaczął czytać gazetę, ignorując mnie. Już miałem zapytać, kim jest ten cały Zero, kiedy do salonu ponownie wszedł właściciel mieszkania z trzema butelkami piwa w rękach. Bez słowa podał mi jedno, tak samo jak Tyczce – tak nazwałem w myślach Karyu. Usiadłem z Tsu na białej, narożnej kanapie, obok której mieścił się fotel zajmowany przez chudzielca.
- Jutro próba, prawda? – zagadnął Karyu, chcąc przerwać ciszę. Tsukasa nachylił się nad szklanym stolikiem mieszczącym się przed sofą i zgarnął z niej pilota, po czym włączył telewizor, przełączając na jakąś stację muzyczną.
- Nie, jutro nie ma próby.
- Jak to? – zdziwił się chłopak.
- No tak to. Zero powiedział, że nie może jutro przyjść.
- A to niby dlaczego nie może przyjść? – zmarszczył groźnie brwi, przenosząc wzrok na kolegę.
- Nie wiem – ciemnowłosy wzruszył ramionami. – Wiesz, jaki jest Zero… Nigdy nic nie mówi, tylko rzuca jakieś lakoniczne odpowiedzi, a to i tak od święta. Ostatnio bardzo polubił „ruski argument”, to znaczy „nie, bo nie” i „tak, bo tak” – wywrócił oczyma.
- Zamorduję go kiedyś… - wyszeptał rudy. – Miała być próba! Jak zarządzam próbę, to ma się ona odbyć! – skrzyżował ręce na piersi.
- Karyu… Przestań. I tak nic by z tego nie wyszło – westchnął właściciel domu. – Pomyśl: spotkałbyś się z Enyą, zaczęlibyście się kłócić, wypominać potknięcia i taki byłby tego finał – wzruszył ramionami.
- Nie moja wina, że jest chujowym wokalistą! Śpiewać ledwo co umie, ale obrażać się i gadać na mnie to już tak! Musimy znaleźć nowego wokalistę!
- Karyu… - Tsukasa spojrzał ostrzegawczo na kolegę.
- Sorry, że się wtrącę, ale… ty jesteś liderem zespołu? – zapytałem.
- Tak – potwierdził rudzielec nadal będąc nadąsanym; jednak nie wiem, czy na tego całego Zero, że nie zamierzał przyjść na próbę, na Enyę, że go wyrzucił z domu i podobno był złym wokalistą, czy może wciąż na mnie, że go obraziłem?
- A jak nazywa się wasz zespół?
- „Monsters”.
- Och… Jak oryginalnie – przewróciłem oczyma.
- Nie podnoś mi ciśnienia jeszcze bardziej, neandertalczyku jeden! – warknął, po czym rozmasował obolałe skronie. – Musimy zrobić tę próbę i postawić naszemu wokaliście jasne warunki. Albo się zmieni i do nas dostosuje, albo wypierdolę go na zbity pysk! Mam już dość jego humorków! A, no i niech w końcu napisze jakiś tekst i zacznie śpiewać, bo przez niego nic nowego nie gramy!
- A jak chcesz zrobić próbę bez basisty? Z samą gitarą prowadzącą i perkusją sobie nie poradzimy! – zauważył Tsu.
- Który z was jest perkusistą, a który gitarzystą? – znów się wciąłem.
- Karyu to gitarzysta i lider, a ja jestem perkusistą – wyjaśnił ściszonym głosem ciemnowłosy, kiedy Tyczka zaczęła się drzeć:
- Nie obchodzi mnie to! Jakoś musimy sobie poradzić i doprowadzić Enyę do porządku, bo ja już dłużej z nim nie wytrzymam!
- Ten Zero to basista, tak? – domyśliłem się.
- Tak – odpowiedzieli obaj muzycy na raz.
- Wiecie… Ja nie chcę się narzucać, czy coś, ale byłem basistą w zespole Le’vell i jakby co… to tak jednorazowo mogę zastąpić waszego basistę – podsunąłem nieśmiało.
Tsukasa spojrzał na mnie przez ramię i już chciał coś powiedzieć, ale został wyprzedzony przez rudego.
- Chłopczyku! – krzyknął. – My gramy j-rocka! To się zupełnie różni od tego twojego prostackiego american rock! Jesteśmy grupą Visual-kei, choć zgaduję, że nawet nie wiesz co to znaczy! Gramy ostrego rocka z tak szybkimi partiami gitarowymi, że nie nadążysz za nimi, choćbyś nie wiem jak się starał! – zawołał, choć w jego głosie bardziej dominowała rozpacz, niż chęć poniżenia mnie.
- Czekaj, czekaj… - odezwał się perkusista. – Le’vell, powiadasz… Kiedy byłem w Ameryce na wschodnim wybrzeżu, z którego, jak już wcześniej ustaliliśmy, pochodzisz, byłem na koncercie, a raczej na konkursie początkujących zespołów stylizowanych na Visual-kei z Ameryki… Czy przypadkiem twój zespół tam nie występował?
- Tak! – uśmiechnąłem się. – Zajęliśmy wtedy trzecie miejsce, bo nasz gitarzysta rytmiczny był chory i nie występował…
- Słuchasz jrocka? – zdziwił się gitarzysta.
- No tak – kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do niego, choć jeszcze parę chwil temu byłem pewien, że nigdy tego nie zrobię. – I od dziewiątego roku życia gram na gitarze – pogłębiłem uśmiech, ukazując zęby. – Myślę, że poradzę sobie z waszymi piosenkami.
Muzycy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym Tsu odezwał się:
- A ja myślę, że dobrze byłoby dać ci szansę, skoro możesz się na coś przydać – podsumował. Karyu nie wyglądał na przekonanego, jednak w końcu westchnął i kiwnął głową.
- Niech będzie… Tsu, daj mu nuty i niech poćwiczy. Sprawdź przy okazji czy coś potrafi, czy tylko udaje jak Enya– podniósł się z fotela. Wyglądał jakby był strasznie zmęczony. Jego twarz nagle poszarzała. – Ja idę się przejść po mieście. Może zajdę do Zero i spróbuję z nim pogadać…


***

Przez cały wieczór i pół nocy ćwiczyłem kilka piosenek, których nuty dał mi perkusista. Użyczył mi gitary Karyu, w związku z tym, że nie zabrałem ze sobą swojego basu. Nie myślałem, że jadąc na wycieczkę krajoznawczą do swojej ojczyzny, będę miał okazję grać w zespole jrockowym…
Tę noc spędziłem w łóżku z Tsukasą. Znaczy… nie w tym sensie! Po prostu spałem z nim w jednym łóżku i tyle. Karyu nocował na kanapie w salonie. Kenji przez pewien czas, kiedy ćwiczyłem, przysłuchiwał się i od czasu do czasu mnie chwalił, a potem, kiedy był już zmęczony, zasnął otulony spokojną melodią ballady, jaką właśnie grałem. Muszę przyznać, że ich piosenki, nawet mi się spodobały. Kiedy już skończyłem, ułożyłem się na brzegu łóżka, obok chłopaka i równie szybko jak on, zasnąłem.
W końcu nadszedł świt, a wraz z nim zamieszanie. Tyczka przyniósł nam kilka słodyczy w ramach śniadania, które pochłonęliśmy z ciemnowłosym w locie i czym prędzej cała nasza trójka ubrała się i doprowadziła do porządku. Następnie lider niemal wypchnął mnie i perkusistę z mieszkania, i wcisnął do swojego samochodu (rozklekotane, srebrne subaru impreza, zawsze spoko), którego widok wczoraj tak zdenerwował Tsukasę. Mimo, iż byli znajomymi, grali w jednym zespole, a Karyu nawet wprosił się do mieszkania ciemnowłosego, miałem dziwne wrażenie, że się nie lubią. Zresztą rudzielec mnie również nie lubił… basistę planował zamordować… i z tego, co zrozumiałem, to do ich obecnego wokalisty także nie żywił jakiś ciepłych uczuć… Czy istniała chociaż jedna osoba, którą on lubił?
Dojechaliśmy pod wąski, wysoki, oszklony budynek jakiegoś klubu. Nad wejściem zamieszczone były wielkie „krzaczki-neony”, które teraz były wyłączone. Z pewnością była to nazwa klubu, jednak nie potrafiłem jej odczytać. Tyczka podszedł do dwuskrzydłowych drzwi i wyjął z kieszeni pęk kluczy. Odnalazł ten właściwy i otworzył nam drzwi. Weszliśmy do środka. Klub był tak naprawdę wielką halą z dużą sceną po lewej stronie i dwoma długimi, przeciwległymi do siebie barami po prawej. Szafki z alkoholami były zasłonięte metalowymi, antywłamaniowymi zasłonami. Przed blatami barów stało po kilkanaście, ustawionych w rządku, wysokich stołków z czerwonymi siedziskami.
Podeszliśmy do sceny i zatrzymaliśmy się naprzeciw drzwi, ukrytych wprost w scenie. Drzwi były wykonane z takiego samego, jasnego drewna jak scena, przez co łatwo było je przeoczyć. Jedyną rzeczą, jaka zwracała na siebie uwagę to srebrna klamka. Lider znów odszukał właściwy klucz i otworzył kolejne drzwi. Weszliśmy za nim.
- To pomieszczenie dla muzyków. Tutaj przebieramy się w stroje sceniczne i zostawiamy nasze prywatne ciuchy oraz instrumenty – wyjaśnił Tsu, widząc jak rozglądam się po pomieszczeniu.
Po bokach mieściły się toaletki z lustrami, które zostały okolone przez nagie żarówki, jarzące się miękkim, żółtym światłem – ten widok przypomniał mi kilka tandetnych filmów, które obejrzałem z moją dziewczyną o pseudo gwiazdkach muzyki, czy teatru, których kariery w końcu zaczęły rozkwitać, aż w końcu dostawały się do Hollywood, czy Broadway.
Tak, miałem dziewczynę.
- Nad nami jest scena? – zapytałem.
- Tak – odpowiedział Karyu, biorąc jedną z wielu gitar ze stojaka. Wziął również inną, większą i podał mi ją. – To bas Zero. Nie zniszcz go.
- Musi tu być strasznie głośno, kiedy na scenie ktoś występuje, prawda? – nie zwróciłem uwagi na dopowiedzenie rudego. W końcu nie jestem dzieckiem i umiem się obchodzić z basem!
- Prawda – uśmiechnął się Tsukasa. – Dlatego my zawsze występujemy pierwsi i się zmywamy, zanim ktoś narobi hałasu – zaśmiał się i podszedł do jednej z toaletek, wysunął szufladę i wyjął z niej pałeczki do perkusji.
- Każdy ma tutaj swoje miejsce? – wskazałem na toaletki.
- Tylko ci, którzy, jak my, grają tutaj, że tak powiem, stale – mruknął rudzielec. – Reszta „przechodnich” muzyków nawet nie jest tutaj wpuszczana.
Przeszliśmy przez całą długość tej dziwnej przebieralni i dotarliśmy do jej końca, gdzie mieściły się betonowe schody. Wspięliśmy się po nich i znaleźliśmy się „na powierzchni” sceny. Byliśmy za kulisami, gdzie ukryta była perkusja, za którą usiadł ciemnowłosy, obracając pałeczki między palcami.
- Nie wychodzimy na scenę? – zdziwiłem się.
- Nie. Nie ma takiej potrzeby. To tylko próba, a nie występ. Poza tym, nie chce mi się ponownie ustawiać perkusji – wyjaśnił perkusista.
- Mhm… - mruknąłem i usiadłem na podłodze w siadzie skrzyżnym. Chciałem nastroić gitarę, ale okazało się, że nie muszę tego robić. Była w idealnym stanie. Wyjąłem z tylnej kieszeni złożone na czworo kartki i rozłożyłem je przed sobą, postanowiwszy, że dobrze by było jeszcze raz przećwiczyć piosenki zespołu „Monsters”.
Każdy zajął się sobą. Ja ćwiczyłem, Tsukasa od czasu do czasu wygrywał jakiś rytm na perkusji, ale w większości bawił się telefonem. Karyu natomiast usiadł za biurkiem, które się tutaj mieściło i zajął jakimiś papierami. Nie wiem czy były to jakieś dokumenty, czy tylko sobie rysował, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Po dłuższym czasie, kiedy chyba dwudziesty raz skończyłem grać piosenkę „Furachi na toiki to amai uso” i zaczęło mi się to już nudzić, ktoś niespiesznie wszedł po schodach i rzucił wszystkim obecnym znudzone spojrzenie – dość wysoki chłopak o czarnych włosach, które w świetle zyskiwały dziwny granatowy blask. Był szczupły i może nawet mógłby być przystojny, gdyby nie to, że jego urodę przyćmiewał wyraz nonszalancji wyraźnie wypisany na jego twarzy i wielki, garbaty nos, który przypominał mi dziób tukana. Kiedy go zobaczyłem, ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem.
- No, jestem – odezwał się wysokim głosikiem, a ja podniosłem jedną brew obrzuciwszy go spojrzeniem jeszcze raz, chcąc się upewnić, czy jest prawdziwy, czy moja wyobraźnia robi sobie ze mnie jaja. – No, jestem – powtórzył.
- I co? Chcesz, żeby ci zdjęcie zrobić? – palnąłem, nie wiedząc, na co czeka. Myślał, że mu brawa zaczniemy bić, a może od razu owacje na stojąco?
Kiedy się odezwałem, chłopak zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem, a lider i perkusista wybuchli gromkim śmiechem.
„Oj, chyba obraziłem jego książęcą mość” – pomyślałem, widząc minę nowoprzybyłego. Jego gesty wręcz ociekały arogancją; a myślałem, że to Tsukasa jest największym narcyzem, jakiego spotkałem w życiu…
- Co to jest? – wskazał na mnie. – I gdzie jest ta niedorozwinięta forma życia Zero? – zapytał, a ja zacząłem się zastanawiać, jak Karyu mógł z nim mieszkać.
- Zero dzisiaj nie mógł przyjść, a to jest nasz zastępczy basista – odpowiedziała Tyczka, wstając zza biurka. – Rozpoczniemy w końcu próbę, czy masz jeszcze coś do powiedzenia, Enya? – zapytał rudzielec głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć.
- Nie. Możemy zaczynać – zmierzył mnie wzrokiem i powiedział coś, ale nie zrozumiałem, co.
- Możesz przełożyć na angielski? Mój japoński jest… hm… kiepski, delikatnie rzecz ujmując – poprosiłem.
- Nie. Jeśli jesteś na tyle tępy, żeby mnie nie rozumieć, to znak, że nie musisz wiedzieć, o czym mówię – odpowiedział nadal po japońsku, a ja zgrzytnąłem zębami.
- To akurat zrozumiałem – syknąłem. Dobra, może i nie jestem jakiś piękny i do tego Karyu mógł się przyczepić, ale z pewnością nie dam wyzywać się od głupków!
- Świetnie. To miałeś zrozumieć – podszedł do mikrofonu i usiadł na wysokim stołku, takim samym, jakie stały przy barach. Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie, ale on mnie zignorował i zakładając nogę na nogę, spojrzał wyczekująco na lidera. – Zaczynamy?
- Tak – potwierdził. – Zaczniemy od „MONOKURO ni natta saigo no hi” – zarządził. – Hizumi, masz nuty?
Skinąłem głową i wstałem. Przez chwilę zastanawiałem się skąd zna moje przezwisko, ale zaraz doszedłem do wniosku, że z pewnością powiedział mu Tsukasa. Jeszcze przed rozpoczęciem piosenki, Tyczka podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu, po czym wskazał spojrzeniem wokalistę i pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć coś na kształt: „Nie przejmuj się”. Potem zaczęliśmy grać. Piosenka była melancholijna, ale przyjemnie się ją grało – można było wyczuć wszelkie uczucia, jakie towarzyszyły autorowi podczas jej tworzenia, które zostały zamknięte w akordach i pasażach. Niektóre chwyty znałem już na pamięć, ale wolałem jednak patrzeć w kartkę z nutami, żeby się nie pomylić. Przygrywka się skończyła i wszedł, nieco spóźniony wokal. Głos chłopaka był nosowy i bardzo mi się nie podobał. Za wysoki i za skrzekliwy do tej piosenki, jak i, w ogólnym pojęciu, do muzyki rockowej. Nie wyobrażałem sobie, jakby on miał growlować! Ogólnie, to nie był znów aż taki tragiczny, ale to był poziom, jak to ująłem, dobrego, wiejskiego wesela, a nie poziom j-rockowego zespołu, który gra w klubach! Oderwałem wzrok od nut i spojrzałem na znudzonego wokalistę, który przyglądał się swoim paznokciom. Boże, przecież on się nawet nie stara! Przestałem grać. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Nie chcę się wtrącać, zwłaszcza, że jestem tutaj jednorazowo, ale czy mógłbyś chociaż udawać, że interesuje cię ta piosenka? – zapytałem grzecznie, hamując złość. Wyobraziłem sobie jak podchodzę do Enyi i wymierzam mu siarczystego policzka; na tę myśl aż się uśmiechnąłem.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić! – oburzył się.
- I życia ustawiać… - mruknąłem, przewracając oczyma. – Taak, za dużo amerykańskich seriali oglądasz…
- Karyu, ucisz go!
- Z wielką chęcią, ale on ma rację, Enya – rudy stanął po mojej stronie. – Musimy sobie wyjaśnić klika rzeczy – jego ton był złowieszczy. Zdjął gitarę, której pasek przełożony miał przez ramię i oparł ją o biurko, po czym sam usiadł na jego blacie.
Zaczęło się istne pandemonium. Tsukasa i Karyu oskarżali wokalistę o to, że nie zależy mu na zespole i jest główną przyczyną jego niepowodzeń, a chłopak bronił się rękami i nogami, twierdząc, że to dzięki niemu „Monsters” nadal istnieje, bo Tyczka nie potrafi przewodzić grupie i jego nowym hobby stało się zwalnianie wokalistów. W jego ocenie Tsu był zapatrzony jedynie w siebie (co było prawdą) i to jego nie interesuje zespół. Enya przedstawiał się jako ucieleśnienie wszelkich zalet i pozytywów, twierdząc, że całe dobro na świecie to jego zasługa. Żaden z nich nie miał czystego sumienia; Karyu był po prostu wredny i odstraszający, Tsukasa był narcyzem, a Enya przewartościowaną księżniczką na ziarnku grochu – jednak wszyscy potrafili jedynie wytykać sobie błędy, tak jak przewidywał perkusista, zamiast dojść do jakiegoś porozumienia. Wtedy zrozumiałem nazwę zespołu; „Monsters” – potwory o okropnej osobowości i jeszcze gorszym usposobieniu. Zastanawiałem się, jaki może być nieobecny basista? Jeszcze gorszy?
Nie wiem dlaczego, ale kiedy doszedłem do tego wniosku przypomniała mi się piosenka Girugamesh „Kowarete iku Sekai”…
Nie udzielałem się. Nie znałem wokalisty i nie należałem do tego zespołu, dlatego usunąłem się w cień i siadając pod ścianą obserwowałem wszystko z bezpiecznej odległości, na wypadek gdyby miało dojść do rękoczynów.
- I właśnie straciliście kolejnego wokalistę! Odchodzę! Teraz jesteście zadowoleni?! – ryknął Enya, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając po kolei wszystkimi drzwiami, przez które przechodził.
- No i świetnie kurwa! – krzyknął gitarzysta, kopiąc z wściekłością biurko.
Usłyszałem za sobą cichy chichot. Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą kolejnego chłopaka. Miał półdługie, brązowe włosy, sięgające do ramion, ładne oczy podkreślone eyelinerem i wydatne usta. Ogólnie… był cholernie przystojny! Miał na sobie jedynie białą bokserkę i długi naszyjnik w kształcie pionka szachowego. Na podkoszulek miał narzuconą cienką, brązową kurtkę, w której kieszeniach trzymał ręce. Uśmiechnął się do mnie ciepło. Reszta zdawała się go nie zauważyć.
- Długo tutaj stoisz? – zapytałem, a on odpowiedział mi skinieniem głowy. – Wszystko słyszałeś? – potwierdził. – Kim jesteś? – nie odpowiedział. Wyciągnął rękę po bas, który trzymałem na kolanach. – Basista, tak? Zero, mam rację? – kiwnął głową.
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie chce mi odpowiedzieć.
„Wiesz, jaki jest Zero… Nigdy nic nie mówi, tylko rzuca jakieś lakoniczne odpowiedzi, a to i tak od święta. Ostatnio bardzo polubił „ruski argument”, to znaczy „nie, bo nie” i „tak, bo tak” – przypomniały mi się słowa Tsu. Czyli po prostu nie był zbyt rozmowny? Zero usiadł na stołku wokalisty i zaczął grać coś szybkiego. Lider i perkusista spojrzeli na niego.
- Straciliśmy wokalistę – mruknął rudy. Basista pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć „Wiem”.
- I co teraz zrobicie? – zaciekawiłem się.

- Poszukamy następnego… ale najpierw pójdziemy się napić – powiedział ciemnowłosy i ruszył schodami w dół. Wszyscy poszliśmy za jego przykładem.

13 komentarzy:

  1. Bardziej do Zero pasowałby charakter Tsukasy, zresztą trudno wyobrazić go sobie ciągle milczącego. Myślałam, że jak zobaczy, iż Hizumi trzyma jego bas to jakoś się wścieknie

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, wiedziałam, że w którymś momencie musisz wprowadzić do akcji resztę i nie zawiodłam się! DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myslałam, że Zero będzie taki... no taki! I Hizumi ma się w nim zakochać? Najpierw niech wymusi na nim chociaż jedno słowo, no! Bo Zero zapomni mowy i języka, chyba tego nie chcesz? xD
      ehm... dlaczego większa część tamtego komentarza mi się skasowała? WTF?

      Usuń
  3. To było świetne!! Uwielbiam ten zespół nie aż tak bardzo jak The Gazette ale uwielbiam:D

    Opko genialne!! Ja chcę kolejną część proszę !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mru .3.
    Zero jest...milczący...
    Zaiste, intrygujące c: Niech Hizumi jakoś go rozrusza, czy co, bo jeszcze biedak się zapomni i nie będzie potrafił mu powiedzieć, że go kocha, czy ma ochotę na... herbatę .3.
    podoba mi się określenie Tyczka c: jest takie...złośliwe >D
    Hym hym hym...Tsukasa jest narcyzeem *podśpiewuje pod nosem*
    ...nieważne XD

    Soł- pisz dalej, jest fajnie, czekam na neksta c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne to jest :P
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielbię Cię! Nie sądziłam, że tak szybko pojawi się kolejna część. 'Podobało się' to za mało powiedziane xD Co z tego że Tsu jest narcyzem? Uwielbiam jego kreację w twoim opowiadaniu :D Jeśli mogę o coś prosić.. Wiem, że na Karyu x Zero nie ma co liczyć, więc może chociaż Karyu x Tsukasa, proszeeeeeeeee ładnie :D
    Dodam, że zaczęłam pisać opowiadanie dla Ciebie z twoim ulubionym pairingiem jak obiecałam. Powinno niedługo się pojawić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Despy są omnomnomnom fap fap fap XD Piszesz "komcie" jak ja >.< A piszesz zawsze świetnie, nic dodać nic ująć xD

    OdpowiedzUsuń
  8. aww aww aww <3
    wyobrażam sobie Hizumiego przed mikrofonem z anielskim głosem...omona rozpływam się *Q* xD
    mor bejbi mor :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Christo...
    Nie ma to jak awaria komputera.
    Nie skomentowałam. Ani Liceum , ani tasiemca Yuriko , ani shota Yuriko , ani tamtych Monstersów.
    Później się ubiczuję.

    A , że Despów nikt nie czyta...? Pierdu pierdu , będzie wiosna. No przecież dziewczyny nade mną czytają i ja czytam od czasu megashota! Pisz , nie myśl bo to niezdrowo < grozi paluchem >.

    Ya lyublyu tebya :DD

    OdpowiedzUsuń
  10. uh.... wczoraj przeczytałam obydwa rozdziały, ale na komie byłam, więc nie komentowałam XD
    co myśle? nienawidzę cię... no bo mnie uzależniłaś od tego paringu o.O i w ogóle... mówiła sobie... przeczytam to twojw bo mam czas i oglądne sobie A9Channel, ale nie bo oczywiście do 1 w nocy czytałam yaoi z D'asperisRay
    (ale tamte były takie sadystyczne o.O, jeśli chcesz linka lub coś to znasz mój mail~!)
    podoba mi się, choć rzeczywiście narcyz Zero bardziej by mi pasował XD choć to pewnie przez tego mega shota... PISZE BO CHCE JESZCZE~!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mru, podoba mi się~! Ukazałaś, że przyszła D'espa jest pełna wad, ale to nadaje realizmu, nie idealizujesz ich. I to jest super. Lecę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń