Przyznam szczerze, że spodziewałam się większego odzewu pod ostatnią częścią "Nowego Świata", gdyż wiele osób zadeklarowało, że wyczekuje kontynuacji tej serii, a mimo wszystko nie doczekałam się zbyt wiele feedbacku. To właśnie chyba jest problem z tą serią - dużo osób mówi, że niby cyzta, ale jakoś statystyki tego nie odzwierciedlają.
Dobra, ale nie o tym dzisiaj, nie będę tu nikomu głowy suszyć z tego powodu, bo i tak byłoby to bezsensowne. Mogę was co najwyżej grzecznie i bardzo uprzejmie poprosić pod odzew pod tym wpisem tak na poprawę dla mnie humoru w jeden z tych dni, kiedy masz wrażenie, że świat wali ci się na łeb C'': Serio, proszę tylko o wysyłanie paczek z wiązkami słów w komentarzach, żeby dożywić Wena, bo tylko tyle mi pozostało =.=
Tytuł: "Chłopcy się "zapoznają"!"
Paring: Aryu (Morrigan) x Nihit (ex Killaneth, support Morrigan)
Typ: oneshot
Gatunek: obyczajowe
Beta: -
Uwaga: Słabo paczane z powodu braku czasu. Pisane jednym tchem i na tym samym tchnieniu sprawdzane (czy raczej: "sprawdzane"), więc mogą pojawić się byki, błędy i kilometrowej długości zdania. W takim wypadku nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam powodzenia w zabawie w torreadora i rzucić wam czerwoną płachtę! ^^''
Słowem wstępu: Tekst pisany na podstawie wzmianki znalezionej w jednym z wywiadów z Morrigan, w którym Setsuna stwierdził, że gdyby Aryu zobaczył, że ktoś ma rozpięty rozporek... bezceremonialnie zapiąłby go. ^^''
Dziwnie się czułem ponownie szykując się na próbę - i to nie byle jaką próbę, bo jedyną, jaka miała poprzedzać jutrzejszy koncert. Nie powiem, stresowałem się. Miałem mało czasu do zapoznania się z piosenkami Morrigan po tym, jak przystanąłem na prośbę Setsuny, żeby ich supportować i tym samym pomóc im ukończyć ich rozpoczętą już trasę "The Corpse Mansion". Linie melodyczne na całe szczęście nie były jakoś przesadnie skomplikowane, jednak wciąż nie opanowałem w ich w zadowalającym stopniu - a więc nie doszlifowałem ich do perfekcji, gdyż bezbłędność zawsze była tym, co starałem się osiągnąć. Ponad to, nie znałem się za dobrze z resztą muzyków. Perkusistę Morrigan znałem przelotnie, byliśmy zaledwie dalekimi znajomymi, którzy mogli sobie pomachać z daleka ręką na ulicy. Zdawało się, że został mi on przedstawiony na jednym ze spotkań organizowanych przez wytwórnie muzyczne, kiedy jeszcze Killaneth wciąż grało w pełnym składzie, przed odejściem Rushiego. Kai znał się całkiem nieźle z Aryu. Poznał go przez Tsuzuku, jednak ja nie miałem chyba okazji wymienić z nim więcej niżby tylko kilku grzecznościowych słów powitania. Właściwie to cała ta sytuacja była dość śmieszna, bo wszystko zostało załatwione po znajomości, znajomych znajomych i osoby trzecie, a nawet szóste. Setsuna wpadł na pomysł, że skoro nie dołączyłem do żadnego zespołu po rozpadzie Killaneth i właściwie to póki co bezczelnie się obijałem, to równie dobrze można byłoby mnie zwerbować w ich szeregi. Obwieścił swój plan wokaliście, jednak ten nie był zbyt skory do współpracy. Niemniej, perkusista pozostawał nieugięty i wymusił na blondynie, aby ten skontaktował się z Kaim, gdyż żaden z nich nie miał do mnie bezpośredniego numeru. Niestety, pech chciał, że po disbandzie Killaneth każdy z nas poszedł w swoją stronę (no dobra, Saku poszedł za Kaim) i rozeszliśmy się w dość nieprzyjemnej atmosferze. W większej mierze stało się tak przez to, że Kai wściekł się na Rushiego, jednak cała sprawa odbiła się także na wszystkich relacjach łączących byłych członków zespołu, przez co przez pewien czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Nie pokłóciliśmy się, ale przezornie od siebie stroniliśmy - a przynajmniej ja stroniłem od byłego wokalisty do czasu, dopóki nie miałem pewności, że opadły w nim już emocje i opuścił go bojowy nastrój, że nie dojdzie do rękoczynów, a ja nie oberwę przy tym przypadkiem rykoszetem.
W zaistniałym wypadku Kai zwrócił się z prośbą do Tsuzuku, a Tsuzuku poprosił z kolei Mię, żeby ten przekazał mi ofertę Setsuny. Nie byliśmy jakimiś super bliskimi przyjaciółmi z gitarzystą Mejibray, ale byliśmy znajomymi. Podziwiałem go. Mia zawsze był dla mnie ideałem muzyka i artysty, którego chciałem dogonić. Miałem ogromną chęć zacieśnić nasze więzy, jednak to nie było takie proste. Wydawało mi się, że gitarzysta Mejibray stronił ode mnie, gdyż źle i nadmiernie interpretował moje intencje i nadzieje. Niemniej, to właśnie on przekazał mi tę wiadomość i to właśnie dzięki niemu zmierzałem do jednego z klubów, w którym jutro miałem po raz pierwszy stanąć na scenie z Morrigan.
Nie znałem muzyków, z którymi miałem występować i to trochę napawało mnie strachem, bo, jak wiadomo, każdy z nas miał swój specyficzny styl grania i prezentowania się publice, toteż nie wiedziałem czy uda mi się wpasować w klimaty nowego zespołu. Zdawałem sobie sprawę, że miałem wspierać ich tylko przez jakiś czas, że to tylko na chwilę, że byłem zastępstwem Pittiego, tymczasowym i krótkotrwałym rozwiązaniem, jednak nie oznaczało to, że mogłem podchodzić do sprawy lekceważąco. Jak zwykle chciałem dać z siebie wszystko i jeszcze więcej, nawet jeśli nie miałem zagrzać miejsca w składzie Morrigan na zbyt długo.
Szczerze powiedziawszy to bałem się trochę wkraczać w ich towarzystwo, głównie dlatego, że wiedziałem, że ci byli ze sobą bardzo zżyci. Morrigan, a jeszcze wcześniej Xibalba założyła czwórka przyjaciół, która znała się niemal od piaskownicy. To oznaczało, że byłem wśród nich "obcym" i "tym z zewnątrz". Zapewne miałem nie zrozumieć ich specyficznego humoru oraz słownika bazującego na wspólnych wspomnieniach i przeżyciach, ale cóż... tak to właśnie jest, kiedy jest się nowym, nie? Na początku zawsze jesteś traktowany jak E.T. lub trędowaty...
W szczególności nie dawała mi spokoju myśl o Aryu. Wokalista nie był zachwycony planem Setsuny, jednak został przegłosowany. Kuloe również stwierdził, że bez gitarzysty prowadzącego długo nie pociągną i nie mogą grać na wszystkich nadchodzących koncertach z playbacku. Blondyn upierał się, że przecież mógł grać i śpiewać jednocześnie, tak, jak zrobił to już raz podczas występu w Nagoyi, jednak pozostali członkowie zespołu zdawali sobie sprawę, że pełnienie dwóch funkcji na raz było męczące i sprawiało, że ciężko było skupić się chociażby na jednym zadaniu, żeby wykonać je dobrze.
Ponoć Aryu bardzo źle zniósł odejście Pittiego i nie chciał użerać się z kolejnym gitarzystą, tym bardziej kimś, kto miał pojawić się tylko na parę chwil, zupełnie nie włożyć serca w to, co robi, zgarnąć kasę po odegraniu show na "odwal się" i iść po wszystkim do domu jakby nigdy nic - zakładałem, że właśnie tak wyglądała cała ta sytuacja w jego oczach. Właściwie to rozumiałem go i nie miałem mu tego za złe. Był zły. Rozżalony. Wieloletni przyjaciel odwrócił się od niego tyłkiem i wystawił do wiatru. Ta myśl sprawiała, że tym bardziej chciałem się postarać, żeby go nie rozczarować i dodatkowo nie pogorszyć jego samopoczucia. Miałem tylko cichą nadzieję, że Aryu poprzez zadawanie się z Kaim nie przyswoił sobie jego usposobienia i nie stał się tak agresywny jak były wokalista Killaneth, dzięki czemu atmosfera będzie choć odrobinę lżejsza niż podczas disbandu...
Dotarłem na miejsce. Obrzuciłem pobieżnym spojrzeniem zegarek na moim przegubie. Miałem jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia próby. To dobrze... właściwie to z chęcią zapaliłbym, żeby się trochę uspokoić, jednak ręce drżały mi z nerwów tak mocno, że nie byłem nawet pewny czy udałoby mi się utrzymać papierosa bez kilkukrotnego upuszczania go na ziemię raz za razem. Denerwowałem się tak, jak wtedy, kiedy miałem pierwszy raz okazję występować przed moim idolem i niedoścignionym autorytetem, Mią. No kto by pomyślał, że wezmę tę sprawę aż tak na poważnie?
Ostatecznie westchnąłem tylko ciężko i stwierdziłem, że dobrze byłoby już pierwszego dnia nie przychodzić na ostatnią chwilę, toteż od razu wszedłem do klubu. Skierowałem swoje kroki do podwyższenia sceny, na którym siedział Setsuna, wyklepując tylko sobie znany rytm na własnych udach oraz Kuloe najwidoczniej kończący swój lunch w postaci chleba z nieludzko słodkim nadzieniem z czerwonej fasoli. Aryu nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
- Nihit! - zawołał perkusista, przerywając rozmowę prowadzoną z drugim muzykiem oraz przestając maltretować własne nogi. - Dobrze, że już jesteś! - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Cześć - przywitałem się i skinąłem zarówno mu, jak i basiście głową. Ciemnowłosy posłał mi w odpowiedzi jedynie ciężkie spojrzenie znad swojej nadziewanej bułki. No pięknie, zaczyna się...
- Mamy jeszcze chwilę czasu przed rozpoczęciem - kontynuował niezrażony perkusista. - Aryu jeszcze nie ma. Miał coś do załatwienia na mieście, ale powinien wyrobić się na czas - wyjaśnił. - Możesz w tym czasie się rozstawić - wskazał na futerał z gitarą, którą taszczyłem na plecach. - My jesteśmy już gotowi - skinął w stronę rozstawionej już perkusji oraz gitary basowej, która w pełnej gotowości opierała się o wzmacniacz, czekając aż jej właściciel weźmie ją do ręki.
Zrobiłem, tak jak mi kazał. Wdrapałem się na podwyższenie i wpierw przyjrzałem się sprzętowi, którego używali. Wyciągnąłem własny instrument, jednak nie podpiąłem go od razu do wzmacniacza. Pozwoliłem sobie przysiąść na jego krawędzi i zacząłem cicho brzdąkać na gitarze, szarpiąc kolejne struny. W futerale miałem ze sobą nuty do wszystkich utworów, które mieliśmy dzisiaj przećwiczyć. Postanowiłem wziąć je ze sobą na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że moja pamięć nie była jednak aż tak dobra, jak mógłbym sobie tego życzyć. Postanowiłem także wykorzystać czas nieobecności wokalisty na szybką powtórkę, mimo iż niemal całą noc spędziłem na powtarzaniu tych samych linii melodycznych.
Po niedługim czasie drzwi wejściowe znów się otworzyły i wszedł przez nie wysoki chłopak spowity w jednolity odcień głębokiej, depresyjnej czerni. Blondyn miał ukryte włosy pod czarną czapką, na ramiona miał narzuconą czarną kurtkę, pod którą nosił czarną koszulkę, a do niej czarne spodnie oraz buty. Dla odmiany na twarzy nosił czarną maseczkę, okulary przeciwsłoneczne w czarnych oprawkach, a w ręku trzymał czarny kubek papierowy z również czarną kawą. Jedynym elementem wyróżniającym się na jego tle był biały rant kubka, którym ten był owinięty wokół dolnej oraz górnej krawędzi. Poza tymi dwoma, odstającymi od reszty, białymi paskami, wszystko w nim było jednolicie czarne i smutne, może wciąż z lekka poirytowane.
- Yo - rzucił dość burkliwie.
- No, w końcu jesteś! - Setsuna podniósł się ze swojego miejsca, uśmiechając się na widok przyjaciela. - Dostałeś to? - w odpowiedzi muzyk cisnął w niego papierową torbą, która taszczył w drugiej ręce. Chłopak nie wyglądał jednak ani na obrażonego tym gestem, ani nawet na zaskoczonego. Zręcznie złapał pakunek i wyszczerzył się szeroko. - Dzięki - rzucił, zanurzając rękę we wnętrznościach podarunku. - Ciasteczko? - odwrócił się do mnie, oferując mi słodkości.
- Nie, dziękuję... - mruknąłem nieco zbity z tropu.
A więc to było to, co wokalista musiał załatwić na mieście - musiał kupić ciastka innemu członkowi zespołu? Serio, jeszcze chwila i poczuję się, jakbym wrócił do czasów szkolnych. Może jeszcze zrobimy zrzutkę, żeby zebrać fundusze na wycieczkę?
Może było to z lekka dziecinne zachowanie, jednak niezaprzeczalnie było ono także miłe. Rozśmieszyło mnie to zajście, przez co nie udało mi się powstrzymać delikatnego uśmiechu, który sam wcisnął mi się na usta. Coś podpowiadało mi, że faktycznie traktowali się wzajemnie niemal jak członkowie rodziny, głęboko się ze sobą spoufali, dlatego odejście kogoś tak zaufanego jak Pitty musiało być dla nich bolesne.
- W takim razie możemy chyba zaczynać, prawda? - zapytał perkusista, kończąc już drugie ciastko.
- Nie - burknął Aryu, wskakując na scenę.
- Dlaczego? - zdziwił się Setsu.
Blondyn nie odpowiedział tylko sięgnął do swojej czarnej torby, którą miał przewieszoną przez ramię. Wyciągnął z niej jakiś czarny materiał, którym cisnął we mnie. Zdziwiony złapałem go w ostatnim momencie. Rozłożyłem go, żeby zorientować się, że w istocie była to bluza z logo Morrigan.
- Załóż to - polecił, po czym odłożył swoje rzeczy na podłogę i zaczął rozglądać się za mikrofonem.
Czas było w końcu brać się do pracy...
***
Próba przebiegła pomyślnie, choć nie powiem, żeby atmosfera była zbyt przyjemna. Całe szczęście Aryu nie okazał się być drugim Kaim i daleko mu było do posuwania się do rękoczynów, aby dać upust swojej frustracji. Mimo to wciąż nie było zbyt wesoło. Kuloe nie odzywał się prawie wcale, choć Setsuna zapewnił mnie, że to akurat było dla niego całkowicie normalne. Znacznie mniej standardowa była już mrukliwość wokalisty, który ponoć zazwyczaj był bardzo wesoły i gadatliwy. Blondyn nie wdawał się z nikim w rozmowę i całą swoją postawą zdradzał chęć jak najszybszego udania się do domu. Gdyby nie to, że to właśnie jego własny głos służył mu za główne narzędzie pracy, sam zapewne zamilkłby na dobre i nabrał wody w usta podobnie jak i basista.
Z zadziwiającą łatwością przyszło mi zaakceptowanie faktu, że brunet mógł być mrukiem, co jakoś pasowało mi do jego osowiałego wyrazu twarzy i ogólnej postawy oraz prezencji. W jakiś sposób nie mogłem jednak tak szybko pogodzić się z zachowaniem Aryu. Może to dlatego, że słyszałem już nieraz od Kaia, że był z niego żywiołowy gość, że nie dało się przy nim nudzić, a przede wszystkim nacieszyć ciszą. Ponad to, dodatkowym dyskomfortem dla mnie była świadomość, że wokalista jawnie starał się ignorować moją obecność podczas próby. Krążył po scenie z mikrofonem w jednej dłoni i butelką wody w drugiej. Błądził gdzieś spojrzeniem po najodleglejszych kątach pomieszczenia, jednak nigdy, ale to absolutnie nigdy nie zwrócił go w moim kierunku. Ba, nawet ani razu nie odwrócił się do mnie przodem! Nabrałem przez to przekonania, że ten próbował wmówić sobie, że wcale mnie tu nie ma, że wygrywane przeze mnie partie gitarowe to tylko playback albo że Pitty wcale nie odszedł i wciąż tutaj jest. Niemniej, żeby trwać w swojej ułudzie - niezależnie od tego, która z rozważanych przeze mnie wersji mogła być tą prawdziwą - przeszkadzał mu w tym mój widok, dlatego musiał wyeliminować moją osobę ze swojego widnokręgu.
Jedyny perkusista okazał się być wobec mnie przyjazny i byłem mu za to bardzo wdzięczny. Rozumiałem, że cała ich grupa przechodziła w chwili obecnej przez trudne chwile, jednak miło by było, gdyby oni też mogli wykazać się jakąś dozą wyrozumiałości i zwrócić uwagę, że mnie też przyszło znaleźć się w nowej sytuacji z nowymi osobami, których nie znałem, co nie było znowu aż takie łatwe. Poza tym oni byli w większości. Byli w grupie i znali się od lat, więc mieli przynajmniej ten przywilej i przewagę, o których ja, póki co, mogłem tylko pomarzyć.
Ostatecznie jakoś przez to przebrnęliśmy. Wszyscy. Nie byłem z siebie jakoś nadmiernie zadowolony, gdyż zdarzyło się, że kilka razy musiałem posiłkować się zabranymi ze sobą nutami i podglądać kolejne chwyty, jednak ostatecznie nie było też znowu aż tak tragicznie. Jako perfekcjonista wymagałem od siebie bardzo wiele, toteż nigdy tak naprawdę nie byłem z siebie w pełni zadowolony. Zawsze znalazło się coś, co można było poprawić. Wmawiałem sobie, że takie podejście do sprawy zapewniało mi stały rozwój, że dzięki niemu nie byłem w stanie osiąść na laurach i stanąć w miejscu, jednak czasami traciłem już rozeznanie czy moja krytyka aby na pewno była adekwatna i asertywna...
Kiedy tylko skończyliśmy, blondyn zgarnął wszystkie swoje rzeczy i niemal pobiegł do wyjścia, rzucając tylko w eter ogólne: "Na razie!", które nie miało w sumie żadnego adresata. Zdziwiony aż zamarłem na chwilę z gitarą w rękach, z niedowierzaniem wpatrując się w zamykające się za nim drzwi. Nie zdążyłem jeszcze nawet zdjąć gitary z ramion, a ten już się ulotnił - no to się dopiero nazywa tempo ekspresowe...
- Dziękuję za twoją pomoc! - z letargu wyrwał mnie głos perkusisty, który wyrósł obok mnie jak spod ziemi, ponownie trzymając w rękach paczkę ciastek podarowaną przez nieobecnego już muzyka. - Byłeś naprawdę świetny! - uśmiechnął się szeroko. - Obserwowałem cię przez cały czas i zauważyłem, że właściwie znasz już wszystkie utwory z playlisty na pamięć! To naprawdę imponujące! - poklepał mnie z uznaniem po ramieniu. - Ciasteczko? - zaproponował ponownie. - Zasłużyłeś na nagrodę - zaśmiał się pod nosem.
Tym razem nie oponowałem i sięgnąłem po zaoferowane słodkości. Wgryzając się w ciastko wciąż wpatrywałem się w drzwi wyjściowe. Zastanawiałem się czy naprawdę byłem AŻ takim problemem dla Aryu. Może tak naprawdę byłem dla nich większym utrapieniem niżby pomocą? Jeśli ten miał jakiś problem z zaakceptowaniem mojej osoby, to może faktycznie lepiej byłoby, gdyby ten zajął się śpiewaniem i grą na gitarze jednocześnie? Chociażby dla własnego spokoju ducha...
- Nie przejmuj się. W końcu mu przejdzie - Setsuna machnął lekceważąco ręką, widząc, gdzie utkwiłem moje zmartwiałe spojrzenie. - Aryu może nie chcieć się do tego przyznać, ale tak naprawdę bierze dużo rzeczy do siebie i się nimi przejmuje - wyjaśnił.
- Rozumiem... - mruknąłem.
- Więc przynajmniej ty się nie martw! - zawołał. - Ty byłeś dzisiaj świetny! - pochwalił mnie. - Cieszę się, że pomyślałem właśnie o tobie, kiedy szukałem gitarzysty! - uśmiechnął się. - Gra z tobą to czysta przyjemność! - zapewnił i ścisnął moje ramię w pocieszającym geście lub jakby chciał utwierdzić mnie w przekonaniu, że jego słowa były prawdą, więc mogę już przestać się przejmować.
- Dzięki... - skinąłem mu głową w podziękowaniu. - ...za ciepłe słowa... i za ciastko też - dodałem, uśmiechając się niemrawo.
Ponoć uśmiech był tym, co pomagało przełamać pierwsze lody, prawda? Więc może czasem warto było się na niego wysilić.
***
Przed koncertem głównie powtarzałem linie melodyczne, żeby nie nawalić i nie dać ciała podczas występu. Reszta zespołu szykowała się, chłopcy ubierali się w stroje sceniczne, układali włosy, robili makijaże... Tym razem miałem lub zwyczajnie mogłem występować w czarnych jeansach i bluzie podarowanej wczoraj przez wokalistę, toteż miałem chwilę dla siebie, podczas gdy wszyscy inni byli zajęci. Przed show nie miałem zbyt wiele okazji porozmawiać z innymi, gdyż za kulisami było dość tłoczno, a atmosfera była napięta. Muzycy poszli przywitać się z VIP'ami, a zaraz potem wyszliśmy już na scenę, toteż nie mogłem nawet z nikim zamienić słowa.
Podczas występu zauważyłem, że Aryu starał się już tak nie "obnosić" ze swoim ponurym humorem przed fanami. Skakał po scenie tak jak zawsze i zachęcał tłum do wykonywania konkretnych ruchów podczas określonych partii wybranych piosenek. Kręcił się w tą i z powrotem po całej scenie i kilka razy udało mu się nawet dotrzeć do nieco bardziej zacienionego kąta, w którym się ulokowałem.
Koncert minął mi szybko. Fani Morrigan okazali się być naprawdę wdzięczni i przyjaźni. Byli bardzo głośną i budującą publiką. Kilka razy udało mi się nawet usłyszeć własne imię wykrzyczane wysokim, piskliwym, kobiecym głosem, co, nie powiem, schlebiło mi. Miło było wiedzieć, że zostałem rozpoznany nawet z mojego zacienionego kąta w niemal maskujących ubraniach.
Po wszystkim ponownie wróciliśmy na backstage. Chłopcy zaczęli wymieniać się pochwałami i niektóre z nich były kierowane nawet pod moim adresem. Setsuna znów zaczął rozwodzić się nad tym, jakie to szczęście, że przyjąłem jego ofertę i tym razem nawet Kuloe posłał mi spojrzenie pełne uznania, choć wciąż nie odezwał się do mnie ani słowem. Aryu z kolei znów gdzieś zniknął. Westchnąłem ciężko. Więc tak to teraz miało wyglądać? Mieliśmy się wzajemnie unikać i schodzić sobie z drogi? Jeden miał uciekać przed drugim jak w jakiejś osobliwej wariacji ganianego? Przecież to nie było możliwe. Ten plan nie mógł wypalić, nawet jeśli miałem grać z nimi tylko przez kilka następnych tygodni. To wciąż było zdecydowanie za długo, żeby coś podobnego mogło się udać.
Perkusista i basista usiedli na kanapach za kulisami i zaczęli dyskutować z wizażystkami, oświetleniowcami i innymi technikami. Skoro wszyscy byli tutaj, to wychodziło na to, że wokalista musiał zaszyć się w niewielkim pomieszczeniu, w którym zostawiliśmy nasze prywatne rzeczy. Backstage tego klubu był wyjątkowo mały, toteż zlokalizowanie kogoś w tym miejscu nie stanowiło większego problemu.
Zamierzając przedyskutować obecną sytuację z blondynem, udałem się do wspomnianego pomieszczenia. Drzwi były zamknięte, jednak kiedy nacisnąłem klamkę, te ustąpiły przede mną. Bez namysłu wszedłem do środka.
- Aryu, możemy chwilę porozmawiać? - zapytałem, jednak zaraz stanąłem jak wryty, kiedy zobaczyłem, że chłopak stał już półnagi i zdążył pozbyć się górnej części swojego scenicznego stroju, przez co teraz świecił przede mną nagim torsem.
- Cholernie w tym gorąco... - westchnął, tłumacząc się, widząc ciężki szok malujący się na mojej twarzy. Przezornie odwróciłem się, nie chcąc, żeby ten poczuł się niekomfortowo.
- Przepraszam, nie pomyślałem, że... uch... - urwałem, zamierzając ponownie wyjść. - Porozmawiamy, kiedy skończysz się już przebierać, dobrze? - mruknąłem pod nosem zakłopotany. Mogłem się domyślić, że te drzwi były zamknięte z jakiegoś powodu...
- W porządku - poczułem na swoim ramieniu rękę, która zatrzymała mnie w miejscu. - Chciałeś porozmawiać, więc proszę bardzo - blondyn wzruszył ramionami, zamknął za mną drzwi i wbił we mnie pytające spojrzenie, czekając aż wreszcie coś powiem.
- Ja... - zająknąłem się i przełknąłem z trudem. Z jakiegoś powodu artykułowanie sensownych dźwięków przychodziło mi z trudem pod ostrzałem jego uważnego, ostrego spojrzenia. Spuściłem wzrok na podłogę. - Znaczy ty... - ponownie podniosłem spojrzenie tylko po to, żeby przekonać się, że chłopak stał już znacznie bliżej niż przedtem. Zdziwiony aż zamrugałem kilkakrotnie, a ten znów postąpił krok w moją stronę. - Co ty robisz? - wydusiłem z siebie zaskoczony, przezornie cofając się.
Niestety, na moje nieszczęście pokój, w którym się znajdywaliśmy, był naprawdę niewielki, przez co szybko poczułem za plecami ścianę, która ograniczała moje pole ucieczki, podczas gdy wokalista wciąż tylko się zbliżał. Spanikowałem, nie wiedząc, czego mógłbym się po nim spodziewać. Ten w końcu znalazł się tak blisko mnie, że czułem jego oddech na własnej skórze, na odsłoniętym ramieniu, z którego zsunęła się za duża bluza z logo zespołu. Niemal przyszpilił mnie do ściany, a z racji tego, że był tak roznegliżowany, cała ta sytuacja nabierała dwuznacznego wydźwięku. Już miałem skarcić się za to, że moje myśli zmierzają w bardzo złym i nieodpowiednim kierunku, kiedy nagle... poczułem rękę Aryu na własnym kroczu! Zszokowany spojrzałem na niego oczami wielkości spodków wchodzących w skład zastawy do herbaty. Ten pozostawał jednak spokojny, co wskazywało na to, jakoby w jego mniemaniu nie zrobił nic nadzwyczajnego czy niepoprawnego. Niemal opierał się o mnie, a ja czułem ciepło bijące od jego spoconego, rozgrzanego ciała. Czułem także, jak to nieznośne ciepło roznosi się po całym moim ciele, a jego hipocentrum ulokowało się w mojej twarzy, przez co z całą pewnością spłonąłem dorodnym rumieńcem.
Wtem stała się kolejna nieprzewidziana rzecz. Mianowicie, drzwi otworzyły się po raz kolejny, a w nich stanął Setsuna. Zaskoczony perkusista aż uchylił usta z wrażenia. Cóż, zastając nas w takiej sytuacji - mnie przyciśniętego przez półnagiego blondyna do ściany z jego ręką między własnymi nogami - nietrudno było się domyślić, co ten mógł sobie o nas pomyśleć. Już chciałem zaoponować, bezskładnie tłumacząc się, że to przecież wcale nie tak, że nie miałem pojęcia, co strzeliło ich wokaliście do głowy i w co ten sobie ze mną pogrywał, jednak nim zdążyłem chociażby otworzyć usta, muzyk uniósł dłonie w uspakajającym geście.
- Mnie tu nie było. Nic nie wiedziałem - zapewnił. - Nie przeszkadzajcie sobie - odezwał się, po czym cicho zamknął za sobą z powrotem drzwi. - Ej, nie wchodźcie tam! Chłopcy się "zapoznają"! - usłyszeliśmy krzyk dochodzący z korytarza.
No to pięknie, teraz jeszcze wszyscy inni pomyślą sobie o nas nie wiadomo co...
Chwilę później wokalista odsunął się ode mnie i jakby nigdy nic usiadł na stołku przy stole, przegrzebując swoją kosmetyczkę w poszukiwaniu czegoś do zmywania makijażu.
- Więc? Zdaje się, że chciałeś o czymś porozmawiać - przypomniał mi zupełnie niewzruszony, zachowując się tak, jakby ta żenująca i gorsząca sytuacja sprzed chwili nigdy nie miała miejsce.
- Ale ty... Co ty... i dlaczego?... - dukałem nieskładnie, wpatrując się z niego niezrozumieniem. Serce wciąż tłukło się dziko w mojej klatce piersiowej, w skroniach słyszałem ogłuszający szum buzującej krwi i gong tętna wywołany jego bliskością.
- Co ja? - odwrócił się do mnie na moment, próbując jednocześnie odkleić sztuczne rzęsy. - Zapiąłem ci tylko rozporek - wytłumaczył się, wymownie wskazując na moje spodnie. Wyglądał przy tym tak niewinnie, że nie śmiałbym nawet podważać jego prawdomówności. - Nie, że coś, ale mam nadzieję, że tak nie występowałeś... - mruknął.
- Huh, ja też... - przyznałem tak zakłopotany, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Ach, swoją drogą wciąż nie miałem jeszcze okazji powiedzieć ci, jak jesteś świetnym gitarzystą - kontynuował zmywanie makijażu, odwracając się do mnie ponownie tyłem. - Dziś miałem okazję cię obserwować, gdyż wczoraj... cóż, przepraszam za moje wczorajsze zachowanie - westchnął. - Odejście Pittiego wciąż nie daje mi spokoju, jednak nie ma w końcu tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? - zapytał sam siebie. - Koniec końców cieszę się, że nareszcie miałem okazję poznać cię osobiście, Nihit. Jesteś naprawdę utalentowanym gitarzystą. Jestem pod wrażeniem, że poszło ci dzisiaj tak dobrze i że zapamiętałeś tak wiele utworów w tak krótkim czasie i opanowałeś je do perfekcji - uśmiechnął się, przez co poczułem się nieco lżej.
No, to przynajmniej jedną kwestię mieliśmy już zażegnaną - Aryu nie zamierzał mnie unikać jak ognia i nie miał ze mną żadnego większego problemu... Teraz jednak cały kłopot polegał na tym, że Setsuna źle zinterpretował sytuację, w której nas nakrył i bardzo "dyskretnie" poinformował o tym innych. Prawdopodobnie przydałoby się wyjaśnić pozostałym, że między mną a wokalistą wcale nie zakwitł żaden romans. Już chciałem poruszyć tę kwestię do sprostowania, jednak chłopak ubiegł mnie:
- Masz już jakieś plany na resztę wieczoru? - zainteresował się.
- Um, nie... - przyznałem zgodnie z prawdą.
- To, co ty na to, żebyśmy razem gdzieś wyskoczyli? Tylko we dwójkę - podkreślił. Aż zaniemówiłem z wrażenia na tę nagłą propozycję. - Bazując na tym, co powiedział mi o tobie Kai, z nikim się obecnie nie umawiasz. Wiem, że lubisz Mię, ale ta znajomość raczej nie ciągnie w żadnym wypadku w kierunku jakiejś głębszej relacji - analizował głośno. - Więc co ci szkodzi pójść ze mną na randkę? - rozłożył ręce.
- Na randkę? - wykrztusiłem z trudem.
- Tak, na randkę - przytaknął, cierpliwie czekając na moją odpowiedź.
Ach, więc to o to zapewne chodziło Kaiowi, kiedy mówił, że Aryu ma w zwyczaju być bardzo bezpośredni. Tak, teraz już chyba rozumiałem, co miał na myśli...