Przyznaję, że napisałam tę część już jakiś czas temu, ale trochę mi zeszło z jej publikacją... dlaczego? W sumie dobre pytanie ^^''
W ostatnim czasie przeżywam prawdziwy zachwyt osobą Kamijo, co może w pewien sposób odbić się na blogu (znając jednak moje ostatnie tempo pracy wszelkie odczucia z waszej strony mogą mieć opóźnienie od kilku miesięcy do ponad roku >.<''), więc tak na zapas uprzedzam jakby co C'':
Pamiętam również o tym, że dużo osób chciało, żebym napisała coś z paringiem Zero x Hizumi. Status: in progress. Pisze się. Oneshot. Jak zwykle realny do bólu, gdyż Hizumi jest moim alternatywnym ego żyjącym w tej samej rzeczywistości - to pewnie jakieś niedopatrzenie Stwórcy i dlatego wylądowaliśmy w jednym realium świata ^^'' Więc czekajcie cierpliwie, a ja postaram się opublikować owy twór możliwie nie aż tak późno (choć przyznam, że ilość komentarzy jest również czynnikiem motywującym do pracy ^^'').
Poza tym tempem galopującego żółwia produkuję sobie od czasu do czasu coś z demonami albo wampirami (z wampirami to raczej męczę kontynuację "opowiadania Halloweenowego" z Kamijo, które oryginalnie wcale opowiadaniem tego sortu być nie miało, ale... pisze mi się to całkiem nieźle C: ). Ktoś zainteresowany czytaniem w takich tematykach?
Wysiadłem w końcu z auta (…). Będąc już
za szklanymi drzwiami klatki schodowej obejrzałem się, oglądając jak mój
ukochany [Hiro] odjeżdża. Oparłem się plecami o ścianę, oddychając głęboko.
Poczułem w nogach jakąś dziwną słabość.
Kiedy przekroczyłem próg mieszkania z
salonu powitał mnie Karma, który jak zwykle przesiadywał po nocach i czytał
tomy poezji. (…)
- Co tak długo? – burknął. – Nie lubię,
kiedy nie ma cię tak długo w domu… (…)
- Tyle się zdarzyło! – wyrzuciłem ręce w
powietrze. – Musisz mi pomóc! Mam ci mnóstwo do opowiedzenia! – uwiesiłem się
na jego ramieniu. Brunet odłożył tonik na stół i wbił we mnie swoje firmowe
spojrzenie, które z grubsza nie wyrażało nic.
- Zatem słucham – rozłożył ręce.
„Nowy Świat” cz.16
Karma
przez dłuższą chwilę milczał, bębniąc długimi, ostro spiłowanymi paznokciami o
blat stołu. Wpatrywał się we mnie uporczywie, a jego jałowy wyraz twarzy był
rozciągnięty, jakby rozjechany za sprawą dłoni, na której podpierał się w
niedbałej pozie. Przez to też odniosłem wrażenie, jakby brunet w jakiś dziwny
sposób mógł być czymś poirytowany. Ta uwaga z kolei zaskoczyła mnie, a może
nawet nieco wystraszyła, gdyż przyzwyczaiłem się już do nieokazującego emocji
wokalisty AvelCain. Siedziałem więc tak przed nim niemal struchlały niczym dzieciak,
który coś spsocił i w napięciu oczekiwał na wydanie kary. A ja przecież byłem
już dorosły. W dodatku nie zrobiłem niczego źle. Czego więc się obawiałem? Cóż,
możliwe, że sama osoba Karmy nieco napawała mnie niepokojem. Myślałem o nim
jako o przyjacielu, jednak pomimo tego, a nawet pomimo wysłuchania jego dość
nieciekawej historii dzieciństwa, wciąż nie mogłem pojąć, jak można było być
znowu AŻ tak pozbawionym wszelkich uczuć i ich zrozumienia – w tym wypadku
oznaczało to wyzbycie się ich wszystkich.
Przełknąłem
głośno, a chłopak niespiesznie otworzył usta, jakby wciąż jeszcze myślał nad
tym, co ma powiedzieć, jakby jeszcze nie zdążył ułożyć sobie w głowie całej
mowy, którą zamierzał wygłosić, a nie chciał rzucić czegoś niestosownego.
- Nie
jedziesz – zawyrokował w końcu… zupełnie jakby mógł o czymś decydować i jakbym
pytał go o pozwolenie.
- Co
proszę? – zdziwiłem się.
- Nie
pojedziesz w trasę koncertową z Hiro – oświadczył bez ogródek.
-
Chwila… - spojrzałem na niego z niezrozumieniem, ściągając brwi. – Zakazujesz
mi z nim jechać?
-
Poniekąd? – bardziej zapytał niż stwierdził, wzruszając przy tym kościstymi
ramionami. W odpowiedzi parsknąłem zduszonym śmiechem.
- Ale
ja cię nie pytałem o przyzwolenie – wyjaśniłem. – Raczej przedstawiłem ci kilka
możliwości, które pojawiły się na mojej drodze i zapytałem o twoją opinię –
uściśliłem, gdyż nagle wpadłem na myśl, iż chłopak mógł opacznie zrozumieć moje
zwierzenia, którymi go uraczyłem, gdyż, jak sam mawiał, słabo mu szło, jeśli
chodziło o relacje międzyludzkie i zrozumienie innych.
-
Zgadza się – przytaknął. – Ale to nie oznacza, że nie mogę ci tego zabronić –
uparcie trwał przy swoim.
-
Możesz mi co najwyżej poradzić, żebym zrezygnował – z niepokojem stwierdziłem,
że ta rozmowa zaczęła zmierzać w co najmniej dziwnym kierunku.
Brunet nagle
poczuł jakąś dziwną wyższość względem mojej osoby, która odbijała się w jego
postawie i która niekoniecznie przypadła mi do gustu. Czy on zapatrywał się na
mnie jak na rzecz, która do niego przynależała?
-
Mógłbym – znów się zgodził. – Ale wtedy to nie miałoby takiego dramatycznego
wydźwięku – rzucił tym swoim wypranym z wszelkich emocji głosem, co
kontrastowało z jego wypowiedzią, która zahaczyła o tematy „dramaturgii”.
- Nie
rozumiem… - przyznałem szczerze.
- Nie
chcę, żebyś wyjeżdżał z Hiro na kilka miesięcy – postawił sprawę jasno. – Jak
już mówiłem, lubię cię mieć przy sobie i nie podoba mi się, kiedy zbytnio się
oddalasz – założył ręce na piersi. – Ponad to nie myślę, żeby Hiro był typem
osoby, której poszukujesz, więc chcę oszczędzić ci straty tych kilku miesięcy na
bezsensowne próby bratania się z kimś, kto nie jest dla ciebie odpowiedni – na
te słowa przewróciłem oczyma. Jemu akurat wolno było określać, kto najlepiej
nadawał się na mojego chłopaka… - Poza tym nie możesz od tak sobie teraz
wyjechać – ponownie wzruszył ramionami. – Tym bardziej właśnie teraz –
podkreślił.
- Co
masz przez to na myśli? – dociekałem.
- Alex,
lubię cię i w ogóle, ale muszę przyznać, że nawet ja zauważyłem, że narobiłeś
rabanu jak nikt inny – westchnął ciężko. – Jeżeli teraz wyjedziesz, zostawiając
za sobą nieuporządkowane relacje same sobie, to się w przyszłości na tobie
zemści – zaczął niemal „wieszczyć”, uskuteczniając czarnowidztwo. – Ludzie
odwrócą się od ciebie, bo poczują się zdradzeni. Nie pomogą ci, kiedy wpadniesz
w tarapaty. A wiesz, że kiedyś będziesz miał kłopoty. Jakieś na pewno. Wszyscy
je mamy. W końcu nie da się ich uniknąć. Takie jest życie. W takim wypadku
jednak lepiej jest rozszerzać siatkę przychylnych ci ludzi niżby tych, którzy
żywią do ciebie jakąś urazę, prawda? – rozłożył ręce, jakby podkreślając, że zakończył
już swoją głęboką myśl.
- A… A
ty niby skąd to wiesz? – wydukałem zbity z tropu. – Ponoć nie rozumiesz ludzi i
tego, na jakich zasadach opierają się ich relacje… - wypomniałem mu. –
Przeczytałeś o tym w jakiejś książce? – zgadywałem.
- Nie,
to chyba wyniosłem z jakiegoś anime – przyznał się bez wstydu, na co ja miałem
ochotę pacnąć się otwartą dłonią w twarz. – Ale to nieważne – machnął
lekceważąco ręką. – Mądrości tego typu są uniwersalne.
- Życie
to nie anime – przypomniałem mu.
- Ale
większość anime bazuje na realnym życiu – odparł niezrażony. – Poza tym ludzie
starają się odwzorować relacje między bohaterami na podstawie własnych
przemyśleń i doświadczeń, a więc są to niejako cudze słowa. W ten sam sposób
przedstawiane są również związki międzyludzkie w książkach – wzruszył ponownie
ramionami. – Więc co to za różnica czy przeczytałem o tym w książce, czy
wyniosłem to w anime? Czy gdybym powiedział ci, że to cytat z książki, to zabrzmiałbym
dla ciebie mądrzej? A może bardziej wiarygodnie? – podniósł nonszalancko jedną
brew, a ja zaniemówiłem. – Widzisz, wiele rzeczy działa w identyczny lub bardzo
podobny sposób, jednak jedne z nich są cenione, a drugie bagatelizowane lub
nawet potępiane przez społeczeństwa. Nie bój się, nie jesteś pierwszym takim
hipokrytą – skwitował beznamiętnie.
- To
już twoje własne obserwacje? – syknąłem jakoś dziwnie urażony.
- Nie
bocz się – fuknął. – Przedstawiam ci tylko fakty… choć zdaję sobie sprawę, że
stanięcie z niektórymi z nich twarzą w twarz może być wyzwaniem – kontynuował
jałowo. – A co do pytania to tak, to już moje obserwacje i przemyślenia –
przyznał. – Ponoć to źródło jest jednym z najbardziej respektowanych i
cenionych przez ludzi. Czy teraz zabrzmiałem dla ciebie wystarczająco
wierzytelnie? – uśmiechnął się minimalistycznie, jednak w tym cieniu uśmiechu
błysnęło mi coś podejrzanie. I owe coś śmierdziało mi tu… arogancją…? - Koniec
końców piję do tego, że nie możesz wszystkiego zostawić samemu sobie, licząc,
że twoje problemy i niejasne sytuacje rozwiążą się same. Ludzie to niesamowicie
skomplikowane istoty, z którymi prędzej czy później trzeba się rozprawić –
poprawił się w swojej niedbałej pozycji. – O tym też wiem, z własnego
doświadczenia – dodał jakby… zaczepnie…?
Serio,
czy Karma właśnie stał się arogancki i wyniosły, czy tylko mi się zdawało?
Czyżby w końcu zaczął rozumieć ludzi i zaczął się z nimi jednoczyć? A może w
końcu przestał udawać lalkę z pustym wnętrzem? Chyba od samego początku jakoś
mu niedowierzałem, jeśli chodziło o tę sprawę z niepojmowaniem ludzkich uczuć i
emocji…
Niemniej
jednak najbardziej istotnym faktem w tym wszystkim na chwilę obecną było to, że
wokalista AvelCain radził mi coś zupełnie odwrotnego od tego, co poradził mi
Yuuki. Wokalista Lycaon, czy też raczej InitialL, jak to też kazali się teraz
nazywać, radził, żebym znalazł sobie jedną bliską osobę i skupił się na
uczuciach do niej, a wtedy relacje z pozostałymi osobami same już się sklarują.
Taka była jego opinia. Tymczasem brunet chciał, żebym rozprawił się ze
wszystkimi pojedynczo. Metoda Yuukiego była szybka i wygodna, ale trąciła nieco
tchórzostwem. Z kolei rozwiązanie Karmy było czasochłonne, bolesne, ale
prawdopodobnie warte zachodu. Poza tym nie dało się ukryć, że, jak to określił
mój rozmówca, sam narobiłem rabanu, więc teraz musiałem wziąć odpowiedzialność
za własne czyny. Albo przynajmniej wypadałoby, żebym tak zrobił. Obie z tych
metod miały swoje wady i zalety. Pytanie teraz tylko, która z nich faktycznie
była tą właściwą?
***
Siedziałem
na jednym z blatów zawalonych kosmetykami, ciesząc się krótką przerwą.
Ogrzewałem dłonie papierowym kubkiem z kawą, wpatrując się w martwą
powierzchnię wyświetlacza telefonu. Czułem, że miałem mętlik w głowie, a jednak
z drugiej strony w jakiś irracjonalny sposób rozciągała się tam jedynie idealna
i niczym niezmącona pustka oraz cisza. Czy powinienem zadzwonić do Yuukiego,
żeby ten przekonał mnie do swojego pomysłu? A może powinienem napisać do Karmy,
żeby ten utwierdził mnie w przekonaniu, że to on miał rację? Albo spotkać się z
Hiro… Brunet już z samego rana uprzedził mnie, że dziś z pewnością nie będziemy
mieli okazji spotkać się w studiu, gdyż ten pojechał na plenerową sesję
zdjęciową – w takim razie może wypadało, żebym zapytał czy znalazłby dla mnie
czas po pracy? W końcu jasno stwierdziłem, że chcę się do niego zbliżyć.
Powiedziałem mu o tym. A on odpowiedział mi podobnie. Z drugiej strony czy nie
byłbym jednak nachalny? Poza tym nie byłem do końca przekonany co do tego czy
faktycznie mogłem tak beztrosko wciskać się w jego ramiona, kiedy wciąż byłem
niepewny… na dobrą sprawę wszystkiego – moich relacji z innymi osobami, tego
czy pisałem się na tę trasę koncertową po Europie, czy też nie… Ponad to
wszystko dochodziła jeszcze dość tajemniczo brzmiąca w moich uszach sprawa
niezadowolenia wokalisty AvelCain wynikająca z powodu mojego zaciśnięcia
znajomości z drugim muzykiem. Karma zarzekał się, że Hiro nie był dla mnie
odpowiednim typem i z wciąż nieznanych mi powodów zupełnie było mu to nie na
rękę, żebym się z nim prowadzał. Tylko dlaczego? Na bezpośrednio zadane pytanie
nie dostałem odpowiedzi, więc wychodziło na to, że musiałem zdobyć informacje w
nieco inny, bardziej podstępny sposób.
- Alex!
– zawołała mnie jedna z moich współpracownic. – Możesz zająć się Isamim? –
zapytała.
-
Isamim? – powtórzyłem zdziwiony. – A nie miałem przypadkiem pracować z Aryu? –
przypomniałem sobie.
- Sesja
Morrigan została przełożona na inny dzień – poinformowała mnie zdawkowo i
rzuciła mi wyczekujące spojrzenie. Ukradkiem spojrzałem na zegarek na ścianie.
Pięknie. Ucięła mi pięć minut przerwy. Znowu.
- Idę –
zakomunikowałem, starając się zamaskować swoje niezadowolenie wynikające z
faktu skrócenia przerwy.
Zsunąłem
się z blatu i odebrałem wszelkie potrzebne informacje o modelu, z którym miałem
pracować. Jego imię nic mi nie mówiło. Okazało się, iż w grafiku lukę po
Morrigan wypełnił stosunkowo nowy zespół Archemi., który został założony przez
Yukiego, ex-basistę Biosphia. Isami był wokalistą. Cóż za przypadek. Dopiero w
tym momencie zdałem sobie sprawę, że jakimś dziwnym zrządzeniem losu niemalże
za każdym razem trafiałem na jakiegoś wokalistę…
Przejrzałem
kilka zdjęć chłopaka, które współpracownica wcisnęła mi w ręce. Kolejny zespół
Visual-kei. Dużo czerni, trochę czerwieni, ewentualnie gdzieniegdzie różowy
akcent. W sumie nic wielkiego. Przyzwyczaiłem się już do tego. Szczerze
powiedziawszy dopiero pracując jako wizażysta zrozumiałem, jak ciężko było być
oryginalnym na scenie muzycznej pod względem wizualnym i przy tym nie wyjść na
durnia. Z drugiej strony jednak V-kei był nurtem, więc musiał charakteryzować
się jakimiś powtarzającymi się elementami i schematami. Z dwojga złego wolałem
już jednak, żeby makijaże muzyków były do siebie podobne niżby ich single. W
tym momencie nabrałem także jakiegoś respektu, niemalże szacunku do twórczości
The GazettE, która potrafiła szokować raz za razem pod wszelkimi względami –
prezencji członków zespołu jak i ich utworami. Ponad to projekt „Dark Age”,
którym w swoim czasie się zainteresowałem, był niejako hołdem i wyrazem wdzięczności
złożonym przez zespół tym wszystkim, którzy wspierali ich przez lata –
wizażystom, grafikom, stylistom i całej reszcie… To było… po prostu miłe.
Doceniałem ten gest, mimo iż przecież nie zaliczałem się do grona ludzi, którzy
mogli pchać się w kolejce po owe podziękowania. Mimo iż nie wiedziałem, jak
wyglądała praca z tak rozsławionym zespołem i jak jego członkowie zachowywali
się na co dzień, nagle zapłonęła we mnie jakaś chęć obracania się w podobnym
gronie. To przyjemne, kiedy ktoś potrafił docenić twoją pracę i powiedzieć
„dziękuję” za twoje codzienne trudy – a nie da się ukryć, że w tym wypadku
gazettowe „dziękuję” zostało wyniesione niemalże do wyższej rangi.
Zamyślony
ruszyłem przed siebie. Ocknąłem się dopiero w chwili, kiedy nieomal uderzyłem
udami o oparcie krzesła, na którym siedział młody, długowłosy brunet. Dla
upewnienia obrzuciłem spojrzeniem zdjęcia raz jeszcze, szukając podobieństwa.
Jak na moje oko to była to właściwa osoba…
-
Isami-san? – zapytałem, siląc się na uśmiech. Chłopak piszący coś na telefonie
z zawrotną prędkością oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie zdziwiony, po
czym uśmiechnął się delikatnie i skinął głową.
-
Dlaczego tak oficjalnie? – wyszczerzył się, prezentując mi ładne, białe i
proste zęby. Odezwał się przy tym niesamowicie głębokim i mocnym, niemniej
wciąż bardzo melodycznym głosem. Zdziwiony aż zamrugałem kilka razy, gdyż nie
spodziewałem się, że tak drobna osoba mogła dysponować takim barytonem.
- Eee…
- zająknąłem się zbity z tropu nie tylko przez jego szybką chęć spoufalenia
się, ale głównie wciąż będąc pod wrażeniem jego głosu, który odbijał się gdzieś
echem w mojej głowie i hipnotyzował.
-
Wystarczy Isami – wzruszył ramionami i spojrzał na mnie przychylnie. A to
nowość.
- Ach,
tak… - mruknąłem nieskładnie i ponownie zmusiłem się do uśmiechu. – Jestem Alex
– wyciągnąłem do niego rękę w geście powitania. Uścisk miał tak samo mocny jak
i głos. – Zajmę się dziś twoim wizażem… - poinformowałem go, na co ten
przytaknął mi skinieniem głowy.
Zabrałem
się do niemal już rutynowej pracy, używając ulubionych i sprawdzonych
kosmetyków. Cóż, musiałem przyznać, że nieczęsto spotykałem się z kimś, kto od
razu pozwalał sobie na przyjacielskie pominięcie grzecznościowego „san”.
Japończycy lubili być formalni. W końcu byliśmy jedynie współpracownikami,
takimi samymi, jacy byli ludzie siedzący w biurze, których oddzielała od siebie
jedynie cienka, papierowa ścianka boksu. Różnica między nami polegała jedynie
na tym, że my obracaliśmy się w kreatywnych mediach, więc nasza rzeczywistość
była nieco bardziej kolorowa – między innymi za sprawą fantazyjnych makijaży,
fryzur czy ubiorów. Musiałem też przyznać, że czasami odnosiłem nieprzyjemne
wrażenie, iż pewne osoby były do mnie uprzedzone ze względu na moje dość
oczywiste, nie-japońskie pochodzenie. Inni z kolei byli uprzedzeni nie tyle co
do moich gaijinskich rysów samych w sobie, ale do faktu, iż wciąż byłem
stosunkowo nowy w tej branży. Rozumiałem, że każdy mógł mieć swoich ulubionych
współpracowników, z którymi praca szła mu najlepiej i którym ufał, ale ta
podejrzliwość z ich strony czasami mnie dobijała. Zupełnie jakby za każdym
razem oczekiwali w napięciu, kiedy odwracałem się, żeby sięgnąć po odpowiednie
narzędzie lub produkt, że akurat tym razem skoczę im z nożem do gardła. Czyżby
ktoś tu przesadził z ilością horrorów na dobranoc?
Brunet,
którego włosy były poprzetykane fioletowymi pasmami, był zrelaksowany i
spokojny, co mogłem wyczytać z jego rozluźnionych rysów twarzy. Miał piękną
cerę o jednolitym kolorze, nie miał worów ani sińców pod oczami, a same oczy
miał stosunkowo duże, więc nie trzeba było jakoś szczególnie się natrudzić,
żeby optycznie je powiększyć. Usta miał pełne, a nos drobny i lekko zadarty.
Był wręcz idealnym modelem do współpracy. Właściwie nie musiałem dużo nad nim
pracować, gdyż sam w sobie wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Moje zadanie
ograniczyło się jedynie do nadania mu tego charakterystycznego dla japońskiego
rocka „pazura” i „mrocznej aury”. Wbrew pozorom nie wszyscy japońscy idole
prezentowali się bez makijażu tak dobrze jak on.
-
Skończone – zakomunikowałem.
Chłopak
sięgnął po lusterko i przejrzał się. Dokładnie obejrzał się z każdej strony i
niemal pod każdym kątem, po czym zadowolony skinął głową i uśmiechnął się.
Złożył dłonie jak do modlitwy i skłonił mi się dość płytko.
-
Dziękuję za twoją pracę – znów odezwał się tym głosem, przez co poczułem jakąś
dziwną słabość w nogach.
Zdziwił
mnie jego gest. Z jednej strony mógł zostać wzięty za bardzo formalne
podziękowanie, ale z drugiej… było w nim także coś niewymuszonego i naturalnego
dla jego osoby. Nie wyglądało także na to, jakoby wokalista Archemi. naśmiewał
się w ten sposób ze mnie.
- Nie
ma… za co?... – wydusiłem z siebie z trudem.
Muzyk
zachichotał i wstał z fotela, podchodząc do mnie. Położył dłoń na moim policzku
i delikatnie pogładził mnie po nim kciukiem. Spojrzał na mnie przejmująco
głęboko szarymi oczami, w których tkwiły kolorowe soczewki. Ich spojrzenie było
zaskakująco ciepłe i przyjazne.
-
Faktycznie taki jesteś… - mruknął do siebie, po czym posłał mi ostatni uśmiech
w geście pożegnania i odszedł w kierunku pozostałych muzyków.
Jeszcze
przez dłuższą chwilę stałem w miejscu i próbowałem zrozumieć, co tak właściwie
miało miejsce przed chwilą. Dotknąłem własnego policzka, przypominając sobie
dotyk Isamiego. Coś było w nim dziwnie znajome, co mnie do niego przyciągało… Z
niepokojem odnotowałem, że on z jakiejś racji mógł poczuć do mnie coś podobnego
– to wyjaśniałoby jego chęć zbliżenia się, zaprzestania tytułowania „san” oraz
tę fizyczną bliskość, na którą dopiero co sobie pozwolił. Japończycy w miarę
możliwości unikali kontaktu fizycznego z nieznajomymi. To zachowanie nie było
na miejscu, a więc coś musiało być na rzeczy. Sięgnąłem po zdjęcia bruneta,
które odłożyłem na jedną z szafek. Przejrzałem je raz jeszcze i wpatrywałem się
w tego mrocznego typa, który wcale nie wyglądał na takiego, który lubił posyłać
uśmiechy wszystkim i za nic. A jednak było to błędne wrażenie.
Ta
sprawa nie dawała mi spokoju aż do końca zmiany.
***
-
Wróciłem! – krzyknąłem, zrzucając buty w genkanie.
-
Nareszcie… - usłyszałem burknięcie z salonu.
- A
może by tak „witaj w domu”? – zajrzałem do pomieszczenia, które zazwyczaj
okupował mój ciemnowłosy współlokator i gdzie najprawdopodobniej spędzał więcej
czasu niż we własnym pokoju.
Brunet
już nie odpowiedział. Jak zwykle wbił we mnie swoje firmowe spojrzenie, które z
grubsza nie wyrażało nic i bezwstydnie wpatrywał się tak we mnie z ekspresją
marmurowego posągu. Przeszły mnie dreszcze. Nie lubiłem, kiedy tak intensywnie
taksował mnie tym spojrzeniem.
-
Cześć, Yuuki – przywitałem się z drobnym chłopakiem, który siedział w
niewielkiej odległości od swojego skrytego obiektu westchnień i zdawało się, że
aktualnie próbował przełknąć frustrację związaną z faktem niemożności
przełamania bariery powstałej między nim a wokalistą AvelCain razem z
chrupkami, którymi się zapychał. Szatyn odmachał mi w odpowiedzi, gdyż zajęty
był przeżuwaniem niebotycznej ilości flipsów na raz.
Obrzuciłem
dwójkę przyjaciół spojrzeniem. A potem jeszcze raz i następny. W końcu
zawiesiłem wzrok na dłużej na Karmie. Chłopak czując na sobie moje wypalające
dziury spojrzenie uniósł brwi w pytającym geście, jednak zamiast zabrać się za
zadawanie pytań, ja najpierw zacząłem desperacko przegrzebywać własną torbę,
którą wciąż miałem zawieszoną na ramieniu. Wyciągnąłem z niej nieco zgniecione
zdjęcia Isamiego. Przymknąłem jedno oko i odsunąłem od siebie jedno ze zdjęć na
odległość wyciągniętego ramienia. Porównywałem dwóch brunetów ze sobą – tego
wydrukowanego na papierze i tego realnego. I wtem mnie olśniło! Już wiedziałem,
skąd wzięło się we mnie to poczucie bliskości!
- Co ty
robisz? – zainteresował się wokalista InitialL.
W
pierwszej chwili nie odpowiedziałem, będąc zbyt zaaferowanym znaleziskiem,
które dopiero co odkryłem. A było nim niebanalne podobieństwo Karmy i Isamiego.
Te oczy, pełne usta, linia szczęki… no dobra, mój współlokator był nieco
bardziej pucołowaty, ale to wciąż nie robiło znowu aż takiej wielkiej różnicy.
Ponad to wyglądało na to, że nawet ich zespoły nie różniły się od siebie znowu
aż tak dramatycznie, gdyż mając przed sobą zdjęcia z poprzedniej sesji Archemi.
mogłem zauważyć nawiązania do tradycyjnego, japońskiego stylu i szat,
zamiłowanie do ubrań pokrytych znakami, a nawet kaligrafowanie ich na nagiej
skórze, sympatię do papierowych wachlarzy…
-
Karma, znasz go? – zapytałem w końcu, pokazując zdjęcie głównemu
zainteresowanemu.
Brunet
wziął do ręki wydruk i przyjrzał mu się uważnie. Szatyn rzucił mu okiem przez
ramię i wzruszył ramionami.
- Ja
tam gościa nie kojarzę – przyznał szczerze. Drugi muzyk w zamian pokiwał jednak
głową.
- To
mój brat – odezwał się w końcu, a ja aż zakrztusiłem się powietrzem z wrażenia.
Yuuki zareagował podobnie, gdyż nieomal wylądował na podłodze po zasłyszeniu
tej rewelacji. – Przyrodni brat – sprostował. – Mówiłem ci, że mój ojciec
zostawił moją matkę zanim jeszcze się urodziłem, prawda? – rzucił mi kontrolne
spojrzenie, na co ja przytaknąłem. Wydawało mi się, że chyba nigdy nie uda mi
się zapomnieć jego pokręconej historii dzieciństwa… - No właśnie. Ojciec znalazł
sobie drugą kobietę i założył z nią rodzinę. Nie widywałem się z nim prawie
wcale, ale wiedziałem, że z nią też ma syna. To właśnie Isami – wyjaśnił.
-
Utrzymywałeś z nim jakiś kontakt? Znasz się z nim w ogóle? – dociekałem.
- Znam
– skinął głową. – Znam się z nim całkiem dobrze, choć może nie aż tak dobrze
jak rodzeństwo powinno – rozłożył bezradnie ręce. – Niemniej, czasem się z nim
spotykam i wciąż utrzymuję z nim kontakty. To dobry dzieciak – skwitował.
Wokalista
InitialL z trudem z powrotem wgramolił się na kanapę, wpatrując się w swoją
miłość, jakby ta dopiero co oświadczyła, że jest przybyszem z kosmosu, ale nie
musimy się jej obawiać, gdyż nie obchodzi jej nic innego jak grzyby shitake.
- Nigdy
nie mówiłeś mi, że masz przyrodniego brata… - szatyn odezwał się niemalże z
urazą w głosie. Cóż, po tylu latach bliskiej znajomości też bym się zdziwił,
gdyby ktoś zataił przede mną tak istotny fakt.
Niezbyt
przejęty Karma jedynie wzruszył bezdusznie ramionami i nic nie zrobił sobie ze
stanu, w jakim znajdował się drugi wokalista. To chyba zabolało go nawet
bardziej niż sama świadomość, że ten tak naprawdę nigdy mu nie powiedział o
sobie wszystkiego.
I wtem
olśniło mnie drugi raz tego samego dnia…
-
Wspominałeś mu może o mnie? – zainteresowałem się.
- O
tobie? – wtrącił się nieco naburmuszony Yuuki, który z trudem maskował swój
prawdziwy humor. – A niby po co Karma miałby mu o tobie mówić? – prychnął.
-
Mówiłem mu o tobie – wyznał brunet naprzeciw drobnemu chłopakowi siedzącemu
obok. – Czy to źle? – zapytał głosem wypranym z wszelkich emocji.
- Nie,
nie… - uniosłem dłonie w obronnym geście i zamachałem nimi w powietrzu. – Po
prostu… spotkałem dziś Isamiego po raz pierwszy, ale… odniosłem takie wrażenie,
jakby ten już wiedział, czego ode mnie oczekiwać… a potem wyglądał, jakbym te
oczekiwania spełnił… - zafrasowałem się. – Przynajmniej tak to wyglądało w
mojej ocenie… - mruknąłem.
Wokalista
AvelCain uśmiechnął się nikle pod nosem, co zdziwiło mnie nie na żarty, gdyż
zmienienie wyrazu twarzy zdarzało mu się niesamowicie rzadko. Nasz gość
wyglądał na niemniej zaskoczonego. Zaraz jednak jego zdziwienie ustąpiło
wilczemu spojrzeniu, którym z jakiś względów zostałem obdarzony właśnie ja.
-
Rozmawiałeś z przyrodnim bratem o Alexie, z którym znasz się zaledwie… jakieś
kilkanaście tygodni?... – prychnął. – …a nie wspomniałeś mu o mnie, mimo iż
znamy się od lat i nie raczyłeś mi też nawet napomknąć o jego istnieniu? –
ściągnął gniewnie brwi. – Zamierzałeś mi w ogóle kiedyś powiedzieć, że masz
brata? – zapytał z wyrzutem.
- Nie
było potrzeby, żeby ci o tym mówić – mój współlokator ponownie wzruszył
ramionami i to wystarczyło, żeby przelać czarę goryczy szatyna.
Yuuki
nerwowo poderwał się z miejsca, po czym zgarnął swoje rzeczy i w ekspresowym
tempie ruszył do wyjścia. Szturchnął mnie przy tym w ramię, co zrobił celowo,
prowokacyjnie, jednak w tej chwili nie miałem mu tego za złe. Zdążyłem jeszcze odwrócić
się za nim i krzyknąć: „Czekaj!”, jednak chwilę później dało się już tylko
słyszeć trzaśnięcie drzwiami, które sprawiło, że aż ściany zadrżały.
A
brunet spokojnie dalej zajmował swoje miejsce i nawet mu powieka nie drgnęła.
Powolnym, niemal znudzonym ruchem dłoni sięgnął po herbatę, która stała na
stoliku przed nim i upił łyk naparu jakby nigdy nic.
- Nie
pójdziesz za nim?! – zdziwiłem się.
- A po
co? – mój towarzysz był równie zdziwiony jak i ja.
- Bo
Yuuki jest wściekły! – wyjaśniłem.
- A o
co? – ściągnął minimalnie brwi w niezrozumieniu.
Widząc
to westchnąłem ciężko i pacnąłem się otwartą dłonią w czoło. Czasami serio
miałem wrażenie, że on nie pojmował ludzkich uczuć i emocji zupełnie w taki sam
sposób, w jaki robiły to maszyny…
-
Wygląda na to, że Yuuki jest… zazdrosny… - westchnąłem raz jeszcze i dosiadłem
się do chłopaka. Pod naciskiem jego spojrzenia kontynuowałem. – Wiesz… On uważa
się za twojego wieloletniego przyjaciela, więc pewnie oczekiwał, że już dawno
temu zdradziłeś mu wszystkie swoje sekrety… a tu wyszło na to, że nie wiedział
nawet o tym, że masz brata, co wydawałoby się dość prozaiczną wiedzą, żadną
wielką tajemnicą, prawda? – próbowałem mówić jasno i przystępnie, aby mój
rozmówca, który staną na poziome emocjonalnym trzylatka mógł za mną nadążyć. –
Poza tym… - zająknąłem się.
Nie
wiedziałem czy naprawdę chciałem mu to powiedzieć. Nie wiedziałem czy
powinienem i czy miałem do tego prawo, ale szczerze mówiąc miałem już trochę
dość tych podchodów, w które bawił się wokalista InitialL. Szatyn kochał się w
moim współlokatorze od dawna, ale nie miał odwagi mu się do tego przyznać, bo
do Karmy trzeba było mówić wielkimi literami…
A dobra tam, raz koziego! W końcu ktoś musiał
zrobić coś z tą sprawą; a jeśli żaden z tej dwójki nie garnął się do zrobienia
pierwszego kroku, to oznaczało, że musiał pomóc im ktoś z zewnątrz!
– Poza tym
– zacząłem raz jeszcze, nabierając tchu – wydaje mi się, że to nie koniec listy
rzeczy, o które Yuuki jest zazdrosny. Wiesz… on cię lubi… - zacząłem
delikatnie, uważnie obserwując jego reakcje… lub ich brak.
- Też
go lubię – wyznał otwarcie.
- Ale
on nie lubi cię jak przyjaciela… - próbowałem delikatnie naprowadzić go na
poprawny trop, jednak w oczach mojego rozmówcy lśniło czyste niezrozumienie.
- To
można inaczej? – zdziwił się nie na żarty.
- Można
– sapnąłem. – Widzisz, ludzkie relacje można stopniować… Można kogoś lubić jako
kolegę z pracy, jako znajomego, jako przyjaciela albo… albo jako kogoś więcej…
- urwałem.
- Co to
znaczy „kogoś więcej”? – dopytywał.
- To
znaczy, że na kimś bardzo mocno ci zależy i że ten ktoś jest ci bardzo bliski…
- Na
przyjaciołach też powinno ci zależeć i oni też powinni ci być bliscy, prawda? –
upewnił się.
-
Prawda, ale… - zawiesiłem głos. – On cię po prostu kocha, okej? Teraz
rozumiesz? – palnąłem prosto z mostu.
- To
nie można było tak od razu? – przewrócił oczyma. – Ty i te twoje „lubienie”… -
machnął ręką. – Mącisz mi w głowie – wytknął mi, na co teraz to ja z kolei
przewróciłem oczyma.
- Yuuki
podkochuje się w tobie już od dłuższego czasu, ale bał ci się o tym powiedzieć.
Teraz jednak mógł pomyśleć, że ty uznajesz mnie za osobę bardziej zaufaną niż jego…
albo, mówiąc inaczej, mógł pomyśleć, że ty podkochujesz się we mnie albo ja w
tobie… albo że w ogóle coś między nami iskrzy, więc on poczuł się odrzucony,
no! – sapnąłem, opadając ciężko na oparcie kanapy. Mówienie o tym wszystkim w
tak dobitny i trywialny sposób było nieco zawstydzające. – Musisz coś z tym
zrobić – zaznaczyłem.
-
Dlaczego? Przecież to jego uczucia i myśli, a nie moje – zauważył.
- Może
i tak, ale ludzie na podstawie swoich uczuć i myśli o innych wystawiają im
oceny i zachowują się wobec nich w określony sposób – argumentowałem. – Chyba
nie chcesz stracić przyjaciela? – Karma wyglądał na nieprzekonanego. – Sam
przecież jeszcze niedawno mówiłeś mi, że muszę sprostować swoje relacje z
innymi – przypomniałem mu. – Dlaczego poradziłeś mi, aby się tym zająć, a nie
zostawić wszystko samemu sobie, skoro kiedy sam znalazłeś się w podobnej
sytuacji, nie widzisz w tym najmniejszego sensu? – próbowałem go podejść, tym
samym próbując udowodnić, że przynajmniej w jakiś stopniu musi rozumieć ludzkie
uczucia.
- Hm… -
zastanowił się. – Powiedziałem ci tak chyba dlatego, że to ty czułeś się z tym
źle – wyjaśnił, a ja zamrugałem kilka razy w zdumieniu. – Niezależnie od tego,
co w istocie zrobiłeś innym i co cię z nimi łączy, to nie dawało spokoju tobie
a nie im. Powiedziałem ci, żebyś uporządkował swoje relacje, żeby było ci
łatwiej i żebyś już się tym nie zadręczał – wyznał, a ja aż uchyliłem usta ze
zdziwienia. – Łatwo cię przejrzeć i zgadnąć o czym myślisz, Alex – rozłożył
ręce.
- Więc
uważasz, że Yuuki sam powinien poradzić sobie z uczuciem do ciebie, a ty możesz
sobie biernie czekać i siedzieć z założonymi rękami? – spojrzałem na niego
karcąco. – Sięgnij po te swoje mądrości z książek, mang, anime czy z czego tam
jeszcze! Kto ci powiedział, że o relacje międzyludzkie można nie dbać? –
szturchnąłem go dość mało delikatnie w bok.
- Nikt
– odparł bez emocji w głosie. – Jednak wydaje mi się, że to właśnie on powinien
wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia. Tak działa ten świat. Bierzesz
odpowiedzialność za swoje czyny. Jeśli zostaniesz przyłapany na kradzieży, to
ty odpowiadasz przed sądem, a nie twój sąsiad. Jeśli wygrasz nagrodę w
konkursie, to ty odbierasz nagrodę, a nie twój kuzyn. W takim wypadku on
również powinien sam uporać się ze swoimi problemami – oświadczył bezdusznie. –
A ty nie powinieneś się do tego wtrącać – upomniał mnie. – Jeśli Yuuki ma do
mnie jakiś biznes, to powinien mi o tym powiedzieć.
- Karma
– jęknąłem – uczucia nie są takie prozaiczne. Ich nie determinuje kilka
prostych zasad, które sprawdzałyby się w każdym wypadku – pokręciłem głową. –
Poza tym cudza pomoc jest czasami wskazana. I… i weź już nie zgrywaj takiego
nieporuszonego, co? – ponownie go szturchnąłem, na co ten pozostał statyczny
jak manekin. – A ty nigdy nie czułeś się zakochany? Albo przynajmniej bliski
temu stanowi? – dociekałem. – Co byś zresztą odpowiedział, gdyby Yuuki wyznał
ci swoje uczucia w bezpośredni sposób? – nie dawałem mu spokoju.
- Co
bym odpowiedział? – mruknął i zamyślił się na moment. – Nie wiem… - wzruszył
ramionami w końcu. – A co do miłości… Wydaje mi się, że kocham Seiko – wskazał
na swoją nieodłączną lalkę. – Sentyment, przywiązanie, wspólna przeszłość, chęć
ochrony i bliskości… to chyba to, co wy nazywacie miłością, prawda? – zapytał.
Już chciałem odpowiedzieć, jednak ten mnie ubiegł. – To jednak miłość do
przedmiotu. To co innego niż miłość do drugiej osoby. Wiem. Czytałem o tym –
wyjaśnił i machnął na mnie uspakajająco ręką. – Więc jeśli chodzi o ludzi… -
ponownie się zamyślił. – Hm… - odetchnął głęboko. – Myślę, że chyba mniej
więcej czułem kiedyś coś, co można byłoby ochrzcić mianem miłości… albo nadal
czuję… tak, chyba nadal to czuję – pokiwał głową do siebie w zadumie, a kiedy
ocknął się już z letargu wbił we mnie świdrujące spojrzenie.
- I co?
Miałbyś odwagę bezpośrednio powiedzieć tej bliskiej ci osobie, że ją kochasz? –
spojrzałem na niego z powątpiewaniem.
- Chyba
nie… ale to głównie dlatego, że wciąż nie jestem pewien czy to aby na pewno
miłość. Musiałbym się nad tym zastanowić… - oblizał spierzchnięte wargi
koniuszkiem języka. – Ale jak już będę pewny, to z pewnością to zrobię –
obiecał.
-
Zobaczymy, jak przyjdzie co do czego – mruknąłem. – No… ale mimo wszystko… tą
osobą, którą możliwe, że kochasz… tą osobą nie jest Yuuki, tak? – upewniłem
się.
- Nie,
to nie Yuuki – zapewnił mnie, spoglądając na mnie tak, jakby chciał przewiercić
mnie na wylot.
Pod
naciskiem jego spojrzenia spiąłem się i zadrżałem. Przełknąłem z trudem.
Podniosłem się z lekka spanikowany w momencie, kiedy chłopak chciał się do mnie
przysunąć. Brunet potrafił mnie niekiedy mocno nastraszyć…
Karma
nie kochał Yuukiego. Świetnie. No i co ja teraz miałem z tym zrobić? Jak ja
miałem go pocieszyć?
***
Sam do
końca nie wiedziałem, jak znalazłem się w tym miejscu. Tuż przed fajrantem
wpadłem na Aryu na jednym z korytarzy w studiu, pobieżnie opowiedziałem mu o
tym, co miało miejsce wczorajszego wieczora… a w następnej chwili ocknąłem się
już w mieszkaniu blondyna. Zamyśliłem się nad tym wszystkim raz jeszcze, mimo
iż zarwałem już całą noc z powodu tej sprawy i najwidoczniej biernie dałem się
poprowadzić coraz ciaśniejszymi uliczkami do domu muzyka. Podejrzewałem, że
musiałem zgodzić się na wizytę u niego, gdyż od czasu do czasu jedynie kiwałem
głową, udając, że go słucham, podczas gdy w rzeczywistości byłem gdzieś daleko
myślami. Musiałem przyznać, że trochę się wkopałem, ale skoro powiedziałem już
„A”, to teraz musiałem powiedzieć „B”, nawet jeśli moje wcześniejsze słowa
zostały wypowiedziane z niepełną świadomością ich znaczenia i konsekwencji,
które te ze sobą niosły.
- Więc
jeszcze raz – wokalista Morrigan usiadł naprzeciw mnie przy stole, stawiając
przede mną kubek z kawą. – Yuuki się wściekł, bo uznał, że Karma na ciebie leci
i ma brata, o którym do tej pory nie wspomniał mu ani słowem, między tobą a
Karmą w istocie nic nie ma, ale nagle w przypływie emocji wspomniałeś naszemu „panu
opornemu na wiedzę”, że Yuuki się w nim podkochuje… na co ten obojętnie wzruszył
ramionami, tak? Dobrze to rozumiem? – upewnił się.
- No
niejako tak… - zgodziłem się.
- Po
cholerę ty mu o tym mówiłeś? – przewrócił oczyma. – Miłosne wzloty i upadki
Yuukiego to jego własna sprawa. Nie powinieneś się do tego mieszać – pouczył
mnie.
-
Myślałem, że jak się o tym dowie, to przynajmniej ruszy się z miejsca, ale ten
uznał, że Yuuki jest dla niego jedynie przyjacielem i owszem, lubi go, ale nie
w taki sposób, w jaki Yuuki lubi jego, więc w sumie to on nie widzi żadnego
problemu, bo problem leży po stronie Yuukiego, więc ten sam powinien się z tym
uporać – westchnąłem ciężko, wyrzucając z siebie potok słów z prędkością
karabinu maszynowego. – Poza tym Yuuki nosił się z tym już tak długo i
wyglądało na to, że nie miał wystarczająco odwagi, żeby…
- Alex
– Aryu przerwał mi dość ostro. – Nie wiem czy życie jeszcze cię nie nauczyło,
żeby nie pchać nogi między drzwi, ale mnie tak, więc z dobrego serca poradzę
ci, żebyś zostawił tę sprawę tej dwójce – pokręcił głową. – Nawet jeśli Yuuki w
istocie nie miał wystarczająco odwagi, żeby przyznać się do uczucia przed Karmą
to to faktycznie jego problem i niczyj inny. Twoja chęć pomocy może zostać
opacznie odczytana… w zasadzie tak jak teraz to wyszło, prawda? Z twojej wersji
wydarzeń wychodzi na to, że Yuuki żywi do ciebie urazę za to, iż, w jego
mniemaniu, Karma woli ciebie od niego i wynosi cię na piedestał – upił łyk
swojego napoju, posyłając mi długie spojrzenie znad kubka.
-
Znaczy… To ja to tak odczytałem… - przyznałem się. – Nie miałem jeszcze okazji
rozmawiać z Yuukim, żeby potwierdzić swoje domysły, ale miałem wrażenie, jakby
ten się na mnie obraził – wyznałem.
- Cóż,
Karma to jego długoletnia miłość, więc nie może się na niego gniewać za to, że
ten obdarzył uczuciami kogoś innego. On nie umie się na niego złościć. Niemniej
jednak na kimś wyładować się musi, więc to całkiem możliwe, że cały swój gniew
skieruje przeciwko tobie – rozłożył bezradnie ręce.
-
Super… - burknąłem. – Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że wydaje mi
się, że Yuuki jest dość upartym człowiekiem… Wiesz, boję się, że wyprostowanie
tej sprawy i przemówienie mu do rozsądku może mi trochę zająć – westchnąłem raz
jeszcze.
- Ano
zgadza się – przytaknął. – Poza tym Yuuki jest ślepo zapatrzony w Karmę od lat;
jego zauroczenie nazwałbym raczej małą obsesją niżby zdrowym uczuciem, ale co
mi do tego…? – wzruszył ramionami.
-
Dobijasz mnie… - jęknąłem, kładąc głowę na stole.
-
Spokojnie – zaoponował chłopak, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. – Coś na
to zaradzimy – obiecał i uśmiechnął się delikatnie, co mogłem zauważyć kątem
oka, kiedy przekręciłem głowę.
- To
znaczy, że masz jakiś plan? – zainteresowałem się, ponownie podnosząc się z
blatu i wbijając w niego świdrujące, ponaglające spojrzenie.
- Póki
co raczej zalążek planu, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? – pogłębił uśmiech.
Niemo nakazałem mu kontynuować. – Jeżeli sprawa maluje się tak dramatycznie jak
to przedstawiłeś, to w najbliższym czasie żadne słowa nie trafią do Yuukiego –
pokręcił głową, a ja ściągnąłem brwi w niezrozumieniu. – Musisz mu to pokazać.
- Co
pokazać? – dalej nie rozumiałem, o co mu chodziło.
- To,
że nie jesteście z Karmą parą albo że przynajmniej ty nie jesteś nim
zainteresowany, więc nawet jeśli ten obdarzył cię jakimś uczuciem, to ma pecha
– wzruszył ramionami i zachichotał diabolicznie. Spiąłem się, słysząc ten
śmiech. Wiedziałem, co on oznaczał. Blondyn zdecydowanie coś kombinował.
- W
jaki sposób mogę to zrobić? – dociekałem. – Mam na pokaz odpychać od siebie
Karmę albo go unikać? – skrzywiłem się. – Nie chcę tego…
- I nie
musisz tego robić – ciągnął niezrażony. – Jest inny, łatwiejszy sposób –
zakomunikował. – Wystarczy, że pokażesz mu, że jesteś zainteresowany kimś
innym. Najlepiej z wzajemnością. Wtedy nie będzie miał wątpliwości co do tego,
że nie zejdziecie się z Karmą – szeroki uśmiech rozjaśnił jego przystoją twarz.
Jeszcze
raz przeanalizowałem jego słowa. Cóż, musiałem przyznać, że w tym szaleństwie
była jakaś metoda i nie brzmiało to znowu aż tak bezsensownie. Czy w takim
wypadku powinienem zaangażować w to wszystko Hiro? Z drugiej strony nie
chciałem jednak, żeby brunet poczuł się wykorzystywany albo żeby pomyślał, że
obnoszę się z naszym wciąż ostatecznie nieprzypieczętowany związkiem na prawo i
lewo, aby popisać się przed osobami trzecimi. Może więc w takim razie wyjazd w
trasę koncertową z Nocturnal Bloodlust nie był zły? Może powinienem się na to
zdecydować? W trakcie tych kilku miesięcy byłbym jedynie blisko Hiro, więc siłą
rzeczy nasze stosunki musiałby się zacieśnić. Ponad to Yuuki miałby Karmę tylko
dla siebie, co dawałoby mu pole do popisu. Wokalista InitialL sam radził mi,
żebym pojechał z brunetem w trasę, jeśli chciałem zacząć się z nim umawiać,
więc zastosowując się do jego woli niejako zaprezentowałbym tym także fakt, iż
nie interesowałem się Karmą. Może to wszystko pozwoliłoby mu przejrzeć na oczy,
że nie miał wcale we mnie rywala w gonitwie do serca mojego współlokatora.
W
chwili kiedy ja próbowałem sobie to wszystko jakoś poukładać i wyjść z jakimś
chociażby względnym planem działania na najbliższy czas, Aryu nachylił się nad
stołem i ujął moje dłonie, którymi oplatałem ciepły kubek. Delikatnie gładził
moje palce i kostki w czułym geście. Zdziwiony podniosłem na niego spojrzenie,
na co ten w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie przepięknie, niczym sam anioł.
- To
chyba dobry plan, prawda? – odezwał się wesoło. – Nawet nie musisz daleko
szukać osoby, która chętnie pomogłaby ci go zrealizować – pogłębił uśmiech, po
czym zamknął moje ręce w swoich obu dłoniach i uniósł je, aby następnie je
ucałować. Zdębiały zamrugałem jedynie kilkakrotnie, nie mogąc wydusić z siebie
nawet pojedynczego dźwięku. – Yuuki już widział nas razem – przypomniał mi. –
Wtedy, w metrze – dodał, na co ja speszony spuściłem głowę, pozwalając, żeby
długie włosy zakryły ceglaste wypieki, które powstały na mojej twarzy.
Tak jak
podejrzewałem wcześniej, wspomnienie tego, jak upokorzony musiałem paradować w
damskich ciuszkach do cosplayu po tokijskim metrze w dwóch kucykach, a przy tym
będąc także obłapianym przez siedzącego naprzeciwko mnie muzyka było dla mnie
niczym skaza na honorze, niczym rana, która nigdy nie miała się zagoić… Blondyn
zachichotał i przesiadł się, zajmując miejsce obok mnie. Jedna z jego dłoni
wylądowała na moim ramieniu, które zaczął delikatnie masować, a druga na
kolanie. Momentalnie spiąłem się i założyłem nogę na nogę, czując się niemniej
speszony niż wtedy, kiedy zostałem zmuszony do wciśnięcia się w kieckę. Tym
razem miałem ten komfort noszenia spodni, jednak pod wpływem dotyku wokalisty
Morrigan wciąż czułem się dziwnie niepewny.
- Ten
fakt mógłby przemówić na twoją korzyść – przysunął się do mnie. Z łatwością
mogłem wyczuć przyjemny zapach jego perfum oraz ciepły oddech na moim policzku.
– Mógłby sprawić, że byłbyś bardziej wiarygodny – zachęcał. – Prawda? –
uśmiechnął się ciepło, po czym pocałował mnie w policzek.
W
odpowiedzi potrafiłem jedynie zarumienić się jeszcze intensywniej, na co
chłopak zaśmiał się krótko i przyciągnął mnie do siebie, obejmując jedną ręką
za ramiona, a drugą wciąż błądząc po jednym z moich ud.
Siedziałem
w jego objęciach jak słup soli. Głównie dlatego, że nie wiedziałem czy ten
sobie ze mnie żartuje, czy mówi na poważnie. Nie rozumiałem czy w ten sposób
chciał mi pokazać, że był mną zainteresowany i faktycznie chciał się zacząć ze
mną spotykać, czy po prostu szukał chwilowej rozrywki. A jeśli już chciał się
zabawić, to czyim kosztem? Moim? Czy może chciał po prostu wkurzyć Yuukiego?
Motywy Aryu jak zwykle pozostawały dla mnie niejasne. Chłopak o dwóch twarzach
– jednej dobroczynnego przyjaciela oraz drugiej perwersyjnego manipulatora –
pozostawał dla mnie zagadką i nie byłem pewien co do tego czy mogłem mu ufać. Z
jakiejś racji obawiałem się, że ten mógł chcieć zrobić ze mnie durnia. Nie
wiedziałem, skąd wzięło się we mnie takie przekonanie, jednak było ono
wystarczająco silne, żeby wzbudzić we mnie silny niepokój.
Widząc
moją bierną postawę muzyk zdecydował się na kolejny, tym razem bardziej odważny
ruch. Nachylił się nade mną i odgarnął moje włosy do tyłu, po czym zaczął
składać delikatne, drobne pocałunki na mojej szyi, tuż pod linią szczęki.
Zaskoczony drgnąłem i spiąłem się jeszcze bardziej. Dłonią, którą wcześniej
gładził mnie po ramionach i plecach ujął moją rękę i ścisnął moje palce.
Chciałem zaprotestować i odepchnąć go od siebie, jednak w tej samej chwili
chłopak dotarł do mojego słabego punktu tuż pod uchem, przez co zamiast słów
przygany z mojego gardła wydostał się cichy jęk przyjemności. To nie była moja
wina! Nie mogłem tego kontrolować! Zawsze tak reagowałem, kiedy ktoś całował mnie
w tym miejscu! Do rzeczywistości ponownie przywrócił mnie usatysfakcjonowany
chichot blondyna, który od razu zdał sobie sprawę z mojej słabości i
kontynuował pieszczotę w tym konkretnym miejscu. Po chwili poczułem na skórze także
jego język, przez co zadrżałem. Aryu przesunął się na krawędź własnego
siedzenia, a zaraz potem chwycił mnie za ramiona i zmusił mnie, żebym położył
się na zsuniętych ze sobą siedziskach dwóch krzeseł. Przymknąłem powieki, kiedy
nie przestawał. Czułem jak cała moja świadomość i silna wola odpływają gdzieś
daleko w zapomnienie, zupełnie jakby nigdy nie istniały. Odruchowo objąłem go
za szyję i odchyliłem głowę do tyłu, aby ułatwić mu do siebie dostęp. Było mi
wręcz błogo i na tę obecną chwilę naprawdę nie miałem ochoty, żeby przestawał,
nawet jeśli jakiś cieniutki głosik rozsądku brzmiał na alarm w mojej głowie,
wykrzykując, że już niedługo solidnie pożałuję tej chwili słabości.
I wtem
nagle coś do mnie trafiło. Zdałem sobie sprawę, że Karma mógł mieć rację, kiedy
mówił o tym, że Hiro nie był dla mnie odpowiednim chłopakiem. Bo gdyby nim był,
to nie oddawałbym się w ręce kogoś innego, niemo błagając, żeby nie przestawał,
prawda?
Czyżbym
tak naprawdę pragnął kogoś innego?
Tak
OdpowiedzUsuńBtw. Isami na kilku selfie wyglada jak Mahiro <3 I to jest po prostu piekne
UsuńTeż pokochałam Isamiego (nie tylko za jego wygląd - głównie ze względu na jego niesamowity głos ^^), więc może się go przewinąć nieco więcej w następnych rozdziałach x''p
UsuńA ten jakże bardzo długi i wyczerpujący komentarz "tak" miał odpowiadać na moje pytanie zawarte w "słowie wstępu" przed rozdziałem czy na końcowe pytanie opowiadania? ^^''
~Kita-pon
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Poza tym tempem galopującego żółwia produkuję sobie od czasu do czasu coś z demonami albo wampirami (z wampirami to raczej męczę kontynuację "opowiadania Halloweenowego" z Kamijo, które oryginalnie wcale opowiadaniem tego sortu być nie miało, ale... pisze mi się to całkiem nieźle C: ). Ktoś zainteresowany czytaniem w takich tematykach?" Ja! (podskakuje machając rączką).
OdpowiedzUsuńTak jak z reguły przepadam za Karmą, tak w tym rozdziale troszku mnie zirytował, poza tym mam nieodparte wrażenie, że to właśnie w Aleksie się zakochał. Oj oj biedny Yuuki...
No nic, jest dopiero 24:00, a nie 01:00 tak jak ostatnio, więc może uda mi się zasnąć przed 3:00, a tym samym wywlec się z łóżka przed 12:00 ᗒ ͟ʖᗕ
Także dobranoc! ヽ(ⴲᗜⴲ)ノ ...albo "Dzień dobry!" w zależności, o której zostanie to odczytane.
P.S. Przepraszam za ten wyjątkowo krótki komentarz (drapie się niezręcznie po szyi).
Cieszę się, że mam tu jakąś duszę gustującą w tych samych klimatach ♥
UsuńCo do Karmy to ja ci sama nie odpowiem, bo to wielkie indywiduum, którego nawet ja nie ogarniam x''D Pożyjemy, zobaczymy, w kim się zakochał xp
Ach, jak ja lubię wyciągać cię z łóżka i zarywać ci noce - to moje ulubione zajęcie xDDD ♥♥♥
~Kita-pon
No to nasz Alex kochany ma spory orzech do zgryzienia ^^
OdpowiedzUsuńPisz Kita bardzo dużo i szybko hihi ^^ czekam na ciąg dalszy.
Cóż to za radosny chichot? x''p Niepokoi mnie on nieco ^^''
UsuńPostaram się napisać coś najszybciej, jak się tylko da, ale nie obiecuję, że moje tempo cię zachwyci T^T
~Kita-pon
Yaaay, tyle na to czekałam T___T
OdpowiedzUsuńIsamiiiiiii *-* Liczę, że pojawi się z nim jakiś ciekawy wątek, bo totalnie kocham tego człowieka. Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy się tu pojawił XD Więcej Isamiego!~
Tak jak od zawsze pałałam wielką, nieodwzajemnioną miłością do Karmy w tym opowiadaniu, tak tym razem miałam ochotę wskoczyć tam przez monitor komputera i po prostu go udusićXD To jego nierozumienie ludzkich uczuć dotychczas było bardzo urocze i słodkie, ale sposób w jaki teraz potraktował Yuukiego był po prostu okropny T___T I jeszcze fakt, że prawdopodobnie kocha kogoś innego niż nasz kochany Yuukiacz jeszcze dodatkowo mnie zirytował. Głupi Karma~ XD
Mimo wszystko jednak, ja wciąż liczę i głęboko wierzę, że związek Karmy i Yuukiego jeszcze tutaj zaistnieje<333333
Aryu to zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci w tej serii. Podoba mi się bardzo sposób, w jaki kreujesz jego postać. Ta jego prawdopodobna dwulicowość tak bardzo do niego pasujeXD
Nawet ja, jako czytelnik tak samo jak główny bohater mam przez cały czas takie dziwne przeczucie, że Aryu ciągle coś kombinuje~ Uwielbiam to XDD
Alex znowu ma miłosny dylemat, ale mnie to jak najbardziej cieszy ( ͡° ͜ʖ ͡°) Jego związek z Hiro z jakichś niewiadomych przyczyn zupełnie mi nie pasował. Może to kwestia tego, że ja od samego początku mam swojego faworyta w tych miłosnych podchodach i w dalszym ciągu liczę, że coś się z nim wydarzy ciekawego( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
Czekam z niecierpliwością na kontynuację. I dużo weny życzę, żeby ciąg dalszy pojawił się jak najszybciej, bo mnie tym znowu strasznie zaciekawiłaś:CCCC
Tyle czekałaś, a komentarz tak późno... *morderczy wzrok* - nie, oczywiście żartuję ^^'' Cieszę się, że w ogóle skomentowałaś i przeczytałaś moje pożal-się-o-Mano-samo wypociny ^^''
UsuńCoraz bardziej czuję, że tracę nad tym opowiadaniem kontrolę >.<''
A i będzie więcej Isamiego, bo też go polubiłam ♥ Fajny z niego chłop i tyle w temacie xp A Karma miał być nieco wkurzający w tym rozdziale - tak dla odmiany ^^'' Związek z Hiro wydawał mi się być nieco zbyt oczywistym i zbyt szybkim, a przede wszystkim zbyt nudnym rozwiązaniem (=zakończeniem) dla tego opowiadania x.x Przecież tu się może jeszcze tyle zdarzyć! C:
Aryu to intrygant, którego nie mogę przejrzeć nawet ja jako autorka xD Sama jestem ciekawa, co on tam jeszcze namąci xp Postaram się coś napisać, ale... chyba jestem już monotematyczna ciągle użalając się na moje tempo pracy, którego nie mogę przyspieszyć i przede wszystkim jakość moich tworów, które plasują się gdzieś na poziomie czwartej klasy podstawówki, prawda? ^^;
Ale kto kocha, ten poczeka. A ty przynajmniej trochę lubisz "Nowy Świat", prawda? ^^''
~Kita-pon
O cholercia O.O Ty wiesz, że mi ten post uciekł jakoś dziwnym trafem? Wchodzę raz w tygodniu i dopiero jak zobaczyłem to z Kamijo, to rzucił mi się w oczy Nowy Świat...
OdpowiedzUsuńWybacz, ale będę troszkę złośliwy... Myślałem, że się zestarzeję, zanim przeczytam następny rozdział, bo tak długo go nie było :P
Powiem szczerze, że mnie troszkę Alex wkur..wkurza. Taka niezdecydowana dżdżownica. Ja rozumiem, mętlik w głowie, bo tyle pięknych buziek dookoła, ale żeby aż tak? Może po prostu nie potrafię go zrozumieć, bo sam jestem dość stały w uczuciach, ale serio mi to z deka nie leży. Aryu to dla mnie chodząca zagadka, ale coś mam wrażenie, że nie jest do końca szczery i że to "ten zły". Karme dla odmiany kocham. Jest po prostu cudowny. Taki.. Bezpośredni, prosty jak budowa cepa bojowego w dodatku sprawia wrażenie zajebiście inteligentnego... a ja lubię ludzi inteligentnych, bo mam wrażenie, że ciągną mnie do góry, zamiast przygniatać głupotą.
Wybacz, że tak nieskładnie. Nie chce mi się tego od nowa czytać i sprawdzać, czy ten komentarz ma ręce i nogi (a coś mi się wydaje, że nie, nie ma).
Weny życzę i zwracam się z ogromną i gorącą prośbą, aby następny rozdział pojawił się chociaż odrobinkę szybciej? Tak tyci tyci :3
Winny się tłumaczy, co? >.<''
UsuńCóż, w tym opowiadaniu każdy ma swoich ulubieńców. Jedni są zwolennikami Karmy (tak jak ty), inni go nie lubią i przywiązują się bardziej do Alexa tudzież Daisuke... jedyną stałą, póki co, jest tylko Aryu, który jest istną enigmą xDDD Nie da się ukryć jednak, że niezdecydowanie Alexa jest niemalże tym, co ciągnie akcję do przodu, bo pozwala mu obracać się w co i rusz nowym towarzystwie ^^''
Odpowiem szczerze, na moje tempo absolutnie nie masz co liczyć C'': Wen ma mnie w poszanowaniu, a moje zapędy rzeźnickie osiągnęły w ostatnim czasie swoiste apogeum, a uwierz mi, że nie chciałbyś czytać o niekończącym się rozlewie krwi - to byłoby dość rozczarowujące, gdybym od tak po prostu wszystkich wymordowała, prawda? :''D Poza tym technika też mnie zawodzi, bo mój laptop jest do kitu, więc... taa, od razu mogę stwierdzić, że nie przewiduję u siebie w najbliższym czasie żadnych poprawek, jeśli chodzi o tempo pisania x.x''
~Kita-pon