Mini-seria "Piekło 2.0" cz.3/3

Dobra, tym razem karteczka przed nosem, więc o wszystkim pamiętam (chyba ^^''). Konkurs na najdłuższy komentarz wygrała -tsuki-, a Syo Shiroshima była tuż za nią (pozwoliłam sobie nawet wkleić komentarze do worda, żeby ten policzył za mnie słowa i znaki xD) także tego... No dziewczyny, możecie sobie rościć jakieś życzenia xp (oprócz czekolady, bo ta jakimś dziwnym trafem lubi gubić się na poczcie... ;_; Chyba ktoś był głodny =.='')
Tymczasem, nie przedłużając już dłużej: endźoj:

Tytuł: „Piekło 2.0”
Paring: Hizumi x Zero (D’espairsRay)
Typ: mini-seria
Część: 3/3
Gatunek: czarna komedia (mam nadzieję), fantasy
Beta: -

- Dzień dobry, Sadako – przywitałem się, mijając stanowisko pracy sekretarki władcy absolutnego Piekła 2.0.
- Cześć, Zero – odpowiedziała, spoglądając na mnie z ukosa.
- Coś się stało? – zaniepokoiłem się, zatrzymując się na moment.
- Nie, niby nic… - mruknęła, pocierając brodę w nerwowym geście. – Jednak… Zero, nie chcę ci robić jakiś wyrzutów albo być nieuprzejma, ale nie uważasz, że w ostatnim czasie przychodzisz do Hizumiego trochę nazbyt często? – zwróciła mi uwagę. – I trochę zbyt swobodnie? – skarciła mnie spojrzeniem. – Zero, pamiętaj, że on jest zwierzchnikiem całego Piekła 2.0. Jest bardzo zajętą osobą, więc… - wzięła głęboki oddech i odwróciła wzrok. - …więc może nie zwalaj mu się na głowę z każdą pierdołą? – mruknęła znacznie ciszej, tak, iż niemal musiałem czytać z ruchu jej warg.
- No ale artykuł… - już chciałem zacząć się tłumaczyć, jednak kobieta nie dała mi dojść do słowa.
- Artykuł artykułem, ale ty przerywasz mu pracę, rozumiesz? – spojrzała na mnie ostro. – Jeżeli chcesz się już bawić w dziennikarza to przynajmniej rób to w takim czasie, żeby nie kolidowało to z terminarzem Hizumiego – postukała długim paznokciem w obudowę klawiatury. – Wczoraj przez ciebie spóźnił się na spotkanie z Radą Zarządu – powiedziała z pewnym wyrzutem. – Podkreślę jeszcze raz, lubię cię Zero i nie chcę być dla ciebie niemiła, ale zrozum, że są rzeczy ważne i ważniejsze – posłała mi wymowne spojrzenie.
- Dobra, już dobra, pojąłem – uniosłem ręce w obronnym geście, przy czym potrząsnąłem grubą, papierową teczką trzymaną w prawej dłoni. – Tym razem jestem w sprawie dotyczącej mojego wydziału. Pozwolisz mi się z nim zobaczyć? – zapytałem niczym mały dzieciak próbujący ubłagać mamę chorego kolegi, aby ta pozwoliła mu wyjść na chwilę na dwór.
- Ale tylko na chwilę – zaznaczyła, śmiejąc się pod nosem. Ja również się uśmiechnąłem, choć po jej przemowie bardziej miałem ochotę wywrócić oczyma. – Zero, wiem, że teraz pewnie myślisz sobie, że moje zdanie jest nieważne i wszystko będzie w porządku, jeśli po prostu zapytasz go osobiście czy jemu odpowiada taki stan rzeczy, jaki jest, jednak już chyba zdążyłeś się zorientować, że Hizumi to taki typ, który podchodzi do ciebie z sercem na srebrnej tacy, prawda? – zamiast zirytować się moim dziecinnym zachowaniem, Sadako posłała mi litościwy, nieco pobłażliwy uśmiech.
- Pewnie jakbym mu na język nadepnął, to by się upierał, że wszystko jest w porządku – pokręciłem głową z dezaprobatą. – Serio, czasami zastanawiam się jak to możliwe, że taka osoba mogła trafić do Piekła… - mruknąłem bardziej do siebie, przekraczając próg biura dyrektora wykonawczego.
Wszedłem i rozejrzałem się, jednak gabinet wydawał się być pusty. Szafy pancerne, ze którymi Hizu tak lubił się skrywać, były zamknięte, stanowisko przy biurku było puste, choć kopczyki makulatury i brudne kubki po kawie świadczyły o tym, że brunet z pewnością musiał tu już dzisiaj urzędować. Podszedłem do biurka i dotknąłem filiżanki stojącej najbliżej. Porcelana wciąż była jeszcze ciepła. W takim razie musiał być tu niedawno… ale moment, chwila! Gdyby imperator wyszedł, jego sekretarka nie pozwoliłaby mi tutaj wejść i kazałaby mi poczekać na zewnątrz. Wszak w samym tym biurze znajdywało się tyle informacji poufnych! Z tej racji nie mogłem się tutaj panoszyć na własną rękę.
Niemożliwym było, żeby dyktator Piekła 2.0 wyszedł niezauważony przez własną sekretarkę, gdyż do jego gabinetu prowadziły tylko jedne drzwi… a może w sumie i nie? Hizumi był nieco ekscentryczną postacią, więc może miał tu jakieś ukryte wyjścia czy coś w tym stylu? Tylko właściwie na co niby mogłoby się zdać takie tajne wyjście? To miała być taka opcja w razie W, gdyby po pewnym czasie i jego ktoś zechciałby obalić? Ekspresowa droga ucieczki?
Nie wiedząc, gdzie szukać, schyliłem się i zajrzałem nawet pod biurko. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale tak jak wspomniałem wcześniej, brunet był naprawdę ekscentryczny, więc po nim mógłbym się spodziewać właściwie wszystkiego. Oczywiście przestrzeń pod biurkiem była pusta. Dopiero kiedy się prostowałem z półprzysiadu, zauważyłem to, czego szukałem.
Hizumi leżał na jednej z białej kanap ze skórzanym obiciem i… najzwyczajniej w świecie spał. Skulony wcisnął się w oparcie, tak, że kiedy wszedłem do gabinetu, nawet go nie zauważyłem. A ja, cholera, zacząłem już tworzyć jakieś spiski, rebelie, tajne drogi ucieczki i prawie zabrałem się nielegalny podkop, kiedy w rzeczywistości wystarczyło się tylko dobrze rozejrzeć…
Zszedłem z podwyższenia, na którym stało biurko i skierowałem się w stronę przełożonego. Hizumi wyglądał naprawdę uroczo, choć myśl, iż był tak wycieńczony, że zasypiał nawet w pracy tonizowała słodycz tego całego obrazka. Przysiadłem na krawędzi sofy i odgarnąłem przydługie włosy, które w nieładzie zakrywały twarz mężczyzny. Kiedy dotknąłem jego czoła, wystraszony aż momentalnie zabrałem rękę. Był rozpalony. Kiedy odrzuciłem kurtynę jego ciemnych włosów, zauważyłem, że na jego policzkach malowały się rumieńce od wysokiej temperatury. Jego oddech był chrapliwy i nierówny. Brunet wziął głębszy oddech, jednak wtedy coś zarzęziło mu w klatce piersiowej, przez co zaniósł się okropnym kaszlem. Napad kaszlu wyrwał go ze snu. Kiedy już się z nim uporał, spojrzał na mnie skołowany szklistymi, rozszerzonymi w zdziwieniu oczami.
- Zero? Co ty tu robisz…? – zapytał zachrypniętym głosem.
- Jesteś chory! – wycelowałem w niego oskarżycielsko palcem, nie odpowiadając na jego pytanie. – Powinieneś zostać w domu – zauważyłem.
- A kto odwali za mnie robotę? – zaśmiał się pod nosem, uśmiechając słabo. Niemniej, jego śmiech szybko przerodził się w następny napad kaszlu. Mężczyzna położył się z powrotem i zakrył sobie oczy ręką. – Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem się tak źle… - mruknął do siebie.
- Tym bardziej nie powinieneś wychodzić z łóżka – zgromiłem go spojrzeniem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu raz jeszcze. – Zgaduję, że od rana nawet nic nie jadłeś – postawiłem swoją teorię, na co Hizumi posłał mi pytające spojrzenie. – Nigdzie nie ma ani jednego talerzyka z ciastem czy choćby papierków po słodyczach – wyjaśniłem.
- Czuję się jak dzieciak, kiedy zaledwie po paru spojrzeniach jesteś w stanie mnie rozgryźć – uśmiechnął się krzywo, jednak jego skrzywienie było bardziej spowodowane złym samopoczuciem niżby moją uwagą.
- Trochę cię już poznałem – rozłożyłem ręce. – Ale mówię poważnie, nie powinieneś przychodzić do pracy w takim stanie. Weź zwolnienie…
- …które sam mam sobie wystawić? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- A niby czemu nie? – wzruszyłem ramionami. – Pracę z pewnością da się jakoś rozłożyć na raty, jakoś się z tym uporać… - zacząłem głośno myśleć.
- Masz jakiś pomysł? – podniósł jedną brew w geście zaciekawienia. – W takim razie mnie olśnij, bo możliwe, że przez wieki zarzynałem się bez potrzeby… - z trudem wywindował się do siadu.

***

Odłożyłem kolejną teczkę na drugą, chwiejną kupkę. Rozmasowałem zesztywniały kark i strzeliłem z palców, w których, wydawało mi się, że traciłem już czucie. Litery mieszały mi się w oczach. Definitywnie potrzebowałem przerwy.
Wstałem od stołu i skierowałem się do kuchni. Nalałem wody do elektrycznego czajnika i nasypałem kawy do kubka. Odwróciłem się i ze zdziwieniem zauważyłem, że na blacie stołu zalegają już cztery kubki po kawie. Tak, teraz zdecydowanie byłem już bliski zrozumienia nawyków żywieniowych Hizumiego… Mając tyle do roboty, człowiek po porostu zaczyna myśleć inaczej… nawet jeśli jest potępieńcem.
Donośne kichnięcie i suchy kaszel poinformował mnie o tym, iż właściciel mieszkania obudził się. Chwilę potem zgodnie z moimi oczekiwaniami, drzwi od jego sypialni otworzyły się. Wyjąłem następny kubek, szykując herbatę dla chorego.
- Jak się czujesz? – zapytałem.
- Trochę lepiej – przyznał, opierając się o drzwi lodówki. – Dzięki tobie – posłał mi słaby, wciąż zaspany uśmiech. – A jak tobie idzie z pracą? – zainteresował się.
- Powoli, ale do przodu – nie udało mi się zamaskować tej nuty rezygnacji w moim głosie.
- Teraz, jakby nie patrzeć, stałeś się moim najbliższym i najbardziej zaufanym współpracownikiem – przyjął kubek z naparem ze skinieniem głową w geście podziękowania. – Wiem, że nie powinienem się na to godzić i cię w to wciągać… Wynagrodzę ci to, Zero, obiecuję – spojrzał na mnie przepraszająco zaczerwienionymi, szklistymi oczami.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać ani za nic dziękować – pokręciłem głową, ponownie zasiadając do stołu. – Ty od wieków się przepracowujesz i wszystko to wykonujesz sam, podczas gdy ja tylko raz pomogłem ci posortować projekty niecierpiące zwłoki – machnąłem lekceważąco ręką. – Zdaję sobie sprawę, że to dopiero wierzchołek góry lodowej twoich obowiązków – westchnąłem ciężko.
- Ale ty przecież też masz swoje obowiązki – zauważył, dosiadając się do mnie. – Każdy z nas powinien radzić sobie ze swoimi sam. Inaczej nic nie będzie gotowe, wszystko będzie opóźnione, zapanuje istny chaos!...
- Nie pitol – przerwałem mu niegrzecznie. Hizu spojrzał na mnie głęboko zdziwiony. Byłem pewien, że jeszcze nikt nigdy się do niego tak nie odezwał. – Moja praca głównie skupia się teraz na tobie – wzruszyłem ramionami. – Miałem zajmować się promowaniem Piekła 2.0 i to właśnie robię. Jako pierwsze zadanie wyznaczyłem sobie przybliżenie osoby dyrektora naszej spółki wszystkim mieszkańcom, żeby rozwiać wszelkie mity i legendy na twój temat – wyjaśniłem. – Jasne, wszyscy mamy jakieś obowiązki, ale nie oznacza to, że mamy klapki na oczach i musimy wykonywać tylko i wyłącznie swoją robotę i fajrant. Nie zauważyłeś, że chociażby moje i twoje obowiązki nie są sobie równe? Ty masz ich więcej. Na tobie spoczywa większa odpowiedzialność. Z tej racji już dawno temu powinieneś podzielić swoje zadania między innych i dać sobie pomóc – spojrzałem na niego znad kubka z kawą. – Pewnie, rozumiem twoje obawy, że jak wszyscy zaczną mieszać się do wszystkiego i pomagać sobie nawzajem to w gruncie rzeczy nic nie zostanie doprowadzone do końca. Twoje myślenie też ma jakiś sens, ale to nie oznacza, że pomoc innych jest tym, czego powinniśmy się wystrzegać. Czasem przyjęcie pomocnej dłoni może okazać się wręcz zbawcze.
- Rozumiem twój punkt widzenia, jednak musisz też wziąć poprawkę na to, że to wszystko – wskazał na wieżyczki papierowych teczek – to informacje poufne. Nie mogę powierzyć nad tym opieki byle komu. Musisz też zrozumieć, że przez to, na co się porwałeś, też zostaniesz zmuszony do zachowania milczenia w pewnych kwestiach… - skrzywił się nieznacznie.
- Doskonale to rozumiem i w żaden sposób mi to nie przeszkadza – uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco. – Wręcz przeciwnie, cieszę się, że postanowiłeś mi zaufać na tyle, aby pozwolić mi sobie pomóc – pogłębiłem uśmiech. – Poza tym nie mówię, że masz zlecać podobną robotę komu popadnie. Niemniej, nie podlega wątpliwościom fakt, iż powinieneś wybrać sobie jakiś bliskich współpracowników do pomocy. Wiem, że jesteś takim typem, który chciałby przychylić innym nieba, nawet jeśli miałoby to dla ciebie oznaczać wiekuiste tortury, ale serio, Hizumi, przydałoby się, żebyś w końcu zaczął myśleć trochę o sobie – poradziłem mu. – Stworzyłeś Piekło, które jest Rajem dla wszystkich z wyjątkiem ciebie. Tylko ty masz tutaj ciężko – spojrzałem na niego z troską. – Serio, nic tylko się modlić o i do takiego diabła – uśmiechnąłem się zaczepnie, co brunet oddał słabo. – Nie widzisz tego, o czym mówię?
- Chyba nie do końca – pokręcił przecząco głową.
- Potrzebujesz trochę odpoczynku, żeby złapać do tego większy dystans – oświadczyłem pewnie. – Zobaczysz, jeszcze zrozumiesz, o co mi chodzi i jeszcze przyznasz mi rację – puknąłem go palcem wskazującym w tors.
- Jasne… - mruknął nieprzekonany.
- Na początek pokażę ci, jak normalni ludzie spędzają wieczory – zaśmiałem się, ciągnąc go do salonu. Usadziłem go na kanapie i włączyłem telewizor. – Dużo osób lubi oglądać jakieś filmy, wiesz? – przysiadłem się do niego.
- Wyobraź sobie, że już wyrosłem ze średniowiecza – szturchnął mnie. – Poza tym z technologią jestem raczej do przodu. Lubię elektronikę, bo ułatwia… - urwał.
- …pracę – dokończyłem za niego. – Wiedziałem, że powiesz coś podobnego – westchnąłem. – Owszem, elektronika ułatwia pracę, ale daje także rozrywkę – zacząłem skakać po kanałach. – Powinieneś też zbadać tę drugą stronę medalu, którą jak do tej pory skrzętnie ignorowałeś.
Hizumi już nie odpowiedział, gdyż najwyraźniej nie chciał się kłócić, jednak widziałem, że niekoniecznie zgadzał się z moim punktem widzenia. Serio, ten facet naprawdę miał w zwyczaju brać na swoje barki zbyt dużo i w dodatku jeszcze nie wynagradzać się wystarczająco sowicie za wykonaną pracę. Czy to w jakimś stopniu nie był przejaw masochizmu?
W końcu natrafiłem na jakiś film. Musiałem przyznać, że produkcje z Piekła 2.0 były bardzo dobre. Piękne pejzaże, mistrzowskie kadry, utalentowani aktorzy, efekty specjalne, a przy tym także trzymająca się kupy fabuła. To głównie z tego względu dużo potępieńców stawało się fanami kina, nawet jeśli przed śmiercią nie bardzo interesowali się tym gatunkiem rozrywki. Obaj skupiliśmy się na nadawanym właśnie programie.
Nie minęło z dwadzieścia minut, kiedy poczułem jak głowa bruneta zsuwa się na moje ramię. Zdziwiony zauważyłem, że ten znów zasnął. Musiał być naprawdę wykończony chorobą. Kontrolnie przytknąłem rękę do jego czoła, jednak moje zgrabiałe od przerzucania niebotycznej ilości makulatury ręce były zimne i były nieadekwatnym miernikiem. W tym wypadku ostrożnie nachyliłem się nad nim i na moment przytknąłem usta do jego czoła. Z ulgą odnotowałem, że jego temperatura musiała spaść.
Okryłem mężczyznę kocem, który zwisał przerzucony przez oparcie sofy. Sam jeszcze przez chwilę próbowałem skupić się na filmie, ale kiedy produkcja stała się już dla mnie jedynie bezsensowną zbitką wybiórczych scen, poddałem się. Przymknąłem powieki, opierając brodę na czubku głowy Hizu i poszedłem w jego ślady.

***

Obudził mnie przyjemny zapach świeżego pieczywa. Powoli podniosłem się z nagrzanego miejsca, orientując się, że sam jestem przykryty kocem i leżę w najlepsze w salonie imperatora Piekła 2.0. Wciąż jeszcze nie przywykłem do tej myśli…
Mozolnie wygrzebałem się z miejsca i stanąłem na chwiejnych nogach, kierując się do kuchni, gdzie urzędował już właściciel mieszkania, przygotowując śniadanie.
- Dzień dobry – przywitał się zachrypniętym głosem, jednak na jego ustach malował się uśmiech.
- Dobry… - mruknąłem w odpowiedzi i stłumiłem rozdzierające ziewnięcie. Zajrzałem brunetowi przez ramię. – To ty żywisz się czasem czymś innym niż słodycze? – udałem zdziwionego.
- Od święta – zaśmiał się. – Masz na dzisiaj jakieś plany? – zapytał. – Wiesz, nie chciałbym ci zwalać się na głowę z moją robotą, kiedy…
- Pomogę ci – przerwałem mu. – Co prawda będę też potrzebował chwili, żeby zająć się swoimi sprawami, ale oczywiście ci pomogę – zapewniłem.
Brunet posłał mi zawstydzone i przepraszające spojrzenie za razem, jednak dziś oszczędził sobie jawnych protestów. Byłem z tego powodu zadowolony. Zasiedliśmy razem do stołu i w ciszy zaczęliśmy jeść śniadanie. W tym samym czasie wpatrywałem się intensywnie w przełożonego. Ten jakby speszony moim zachowaniem odwrócił wzrok, nie mogąc utrzymać ze mną kontaktu. Taak, coś mi się wydawało, że miałem już wystarczająco informacji, aby w końcu zabrać się za pisanie artykułu.

***

Od kilku dni w naszej korporacji wrzało, a ja nie mogłem spokojnie napić się kawy czy wyjść do toalety, gdyż zaraz ktoś znienacka atakował mnie serią pytań wypowiadanych z prędkością karabinu maszynowego.
- Ej, to o Hizumim, to serio prawda?
- I on taki jest? Ty tak to na poważnie napisałeś czy to jakiś żart? Jaja sobie robiłeś, nie?
- Zero, przyznaj się, napisałeś to, żeby dostać awans, co? Albo gorzej, gdybyś napisał prawdę, mógłbyś mieć przez to kłopoty, nie? Chociaż wiesz… Nie żeby coś, ale mogłeś się trochę bardziej postarać, bo przecież nikt nie uwierzy, że Hizumi to taki potulny baranek…
Wysłuchiwałem różnych bzdur i teorii spiskowych, które kreowali moi współpracownicy. Dla jednych byłem lizusem, drudzy z kolei uparcie twierdzili, że byłem zastraszany, że działałem pod presją… Niezależnie od tego, w co kto wierzył, wszyscy jednakowo mi współczuli – głupoty lub trudnej sytuacji, w której ponoć się znalazłem. Doprawdy, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że potępieńcy mają jakąś szczególną zdolność tworzenia dziwacznych i niestworzonych legend miejskich… To jakaś taka umiejętność, którą zyskiwali „gratis” podczas śmierci czy jak?
Westchnąłem ciężko, przewracając oczyma. Jeszcze tylko chwila i uwolnię się od tego wszystkiego, a cała reszta będzie w stanie zobaczyć na własne oczy, jaka jest prawda.
Spojrzałem na zegarek na własnym przegubie, podrygując nerwowo nogą. Jeszcze moment. Rzuciłem szybkie spojrzenie siedzącemu obok mnie rudzielcowi, który nie poddawał się ogólnej atmosferze podniecenia i ciekawości. Zapewne jak zwykle niedowierzał, że tym razem sam dyktator Piekła 2.0 miał osobiście poprowadzić rozdanie nagród.
W Centrali równo co pięćdziesiąt siedem lat ludzkich odbywała się gala… nie, to może zbyt duże słowo… odbywało się spotkanie o pseudo-podniosłym wydźwięku, podczas którego nagradzano wybitnych pracowników. W zależności od zasług można było zgarnąć prestiżowy uścisk dłoni, dyplom, statuetkę lub nawet awans. Wszystkie wyróżnienia obejmowały także nagrody pieniężne. Zazwyczaj to któryś z członków Rady Nadzorczej przewodził ceremonii, co w mniemaniu Karyu było niesamowicie irytujące. Jemu samemu zdarzyło się być gospodarzem tylko raz i ponoć wspominał to fatalnie. Za każdym następnym razem odnotowywał z ulgą, iż katorżnicze zadanie zostało przydzielone komuś innemu.
Tym razem jednak namówiłem władcę Piekła, żeby pojawił się osobiście. Z początku zapierał się rękami i nogami, iż nie było takiej potrzeby, aby wychodzić z cienia, ale jego dzisiejsze wystąpienie było częścią składową mojego planu, który miał przybliżyć pracownikom postać ich przełożonego. Pierwszą częścią był artykuł, który już został opublikowany i wzbudził wielkie zainteresowanie oraz tak samo wielkie kontrowersje. Z jego powodu od pewnego czasu byłem na językach większej części potępieńców zesłanych do Piekła 2.0. Niektórzy przebąkiwali, że powinienem ponieść karę za obelżywe podejście w stosunku do autorytetu imperatora, gdyż nie mogli pogodzić się z myślą, jak skrajnie różne mogły być ich wyobrażenia o jego osobie od rzeczywistości.
Sam Hizu nawet nie miał okazji przeczytać artykułu zanim ten trafił do prasy. Minęło już kilka dni od jego publikacji, ale mogłem dać sobie rękę uciąć, że ten wciąż go nie przeczytał, gdyż był zbyt zapracowany, żeby znaleźć czas na przeglądanie prasy. Miałem tylko nadzieję, że nie obrazi się za bardzo za to, co o nim napisałem, gdyż Sadako od tej pory spogląda na mnie ze szczerą pogardą i rozczarowaniem. W jej opinii zniszczyłem i poddałem wątpliwościom szacunek, jakim mieszkańcy darzyli bruneta.
W moich oczach wyglądało to zupełnie inaczej. Po prostu przedstawiłem sytuację taką, jaka była. Nie widziałem sensu w utrzymywaniu starych bajeczek przy życiu lub tworzeniu nowych ku „chwale” Hizumiego. To był już najwyższy czas, żeby rozwiać wszelkie zabobony. Wszyscy mieszkańcy Piekła 2.0 powinni być wdzięczni i szanować prawdziwego Hizumiego, a nie jego sztuczną postać, która w dodatku nie miała nic wspólnego z oryginałem. Nie było sensu w wychwalaniu kłamstwa.
Karyu siedział przygarbiony ze znudzoną miną. Pozwolono mi zająć miejsce w pierwszym rzędzie obok niego tylko i wyłącznie za zgodą samego dyrektora, gdyż w końcu nie wchodziłem w skład Rady Zarządu, a więc teoretycznie nie przysługiwało mi tak „zaszczytne” miejsce. W gruncie rzeczy ubiegałem się o nie tylko po to, żeby mieć lepszy widok i w razie czego móc wesprzeć Hizu chociażby delikatnym, pokrzepiającym uśmiechem. Bo przecież będzie się denerwował. Mógł być sobie głównym oponentem samego Boga, prywatnym terapeutą Gabriela, a w wolnych chwilach chociażby i wróżką zębuszką, ale prawda była taka, iż byłem pewien, że brunet będzie zdenerwowany. Wiedziałem to już w chwili, kiedy tylko poddałem mu pomysł wystąpienia publicznego. Cóż, bądź co bądź przemawianie do tłumów było raczej jego słabym punktem… Niezależnie od tego czy był władcą absolutnym Piekła 2.0 czy pomocnikiem Świętego Mikołaja, Hizumi zdecydowanie wolał się izolować niżby integrować z innymi. Każdy z nas ma coś za uszami, prawda?
Rudy też. Mój przewodnik i przyjaciel próbował udawać obojętnego, co wychodziło mu całkiem nieźle, jednak zdradził go papierek po batoniku, który wystawał z jego kieszeni. Skoro Karyu sięgnął po słodycze (a przecież borykał się z cukrzycą), to oznaczało, że emocje jednak brały nad nim górę. Nie skomentował mojego artykułu nawet słowem i właściwie to unikał odzywania się do mnie od czasu, kiedy ten się ukazał w gazecie, jednak teraz mogłam wyraźnie zauważyć, iż ten obawiał się, że mogłem mieć rację. Bał się, że niepotrzebnie mnie strofował, kiedy moje, w jego mniemaniu pokręcone, poglądy mogły okazać się prawdziwe. W końcu gdyby tak nie było, nie siedziałbym sobie teraz wygodnie rozparty na krzesełku w pierwszym rzędzie, tylko chowałbym się gdzieś po kątach, nie? Poza tym pewnie nie odważyłbym się wystąpić do samego imperatora o siedzisko w tak widocznym i ciężkim do przeoczenia miejscu – szczególnie, kiedy stoisz przy mównicy i praktycznie masz mnie naprzeciwko.
Wsłuchując się w przyciszone głosy, w rozmowy prowadzone konspiracyjnym szeptem, słyszałem tak niemożliwe i nierealne teorie, że aż płakać się chciało. Słyszałem, jak jedni klęli na mnie, twierdząc, iż teraz zapewne stałem się pupilkiem przełożonego, zazdroszcząc mi tego, jaką „karierę” zrobiłem w tak krótkim czasie. To była jedna z bardziej gorszących, irytujących teorii. Ale były też śmieszniejsze. Niektórzy domniemali, iż to wszystko jest jakimś projektem, testem, a ja byłem podstawionym człowiekiem Hizumiego i miałem zająć się ocenianiem potępionych. Jeszcze inni z kolei twierdzili, iż możliwym jest, że to ja sam jestem Hizumim i ukartowałem to całe przedstawienie, żeby przetestować pracowników, dokonać jakiegoś testu psychologicznego i zmienić hierarchię obejmowanych urzędów i stanowisk. Miało nastąpić czyszczenie starego systemu w imię przyświecającej, wzniosłej idei zachowania ładu, porządku i sprawiedliwości. Miałem weryfikować czy system działa tak sprawnie, jakbym sobie tego życzył. Wszystko miało być szczegółowo zaplanowane przez mistrza strategii, który ma tylko jednego godnego przeciwnika i jest nim sam Stwórca.
Chociaż jakby tak tego trochę dłużej posłuchać… to nawet trochę pokrzepiające, że inni tak o mnie myśleli, nie?
Raptem wszystkie rozmowy ucichły. Dało się słyszeć głuchy odgłos kroczenia po scenie. W chwilę po tym kotary rozsunęły się, a spomiędzy nich wyłoniła się drobna postać bruneta z plikiem kartek w ręce, które wciąż pospiesznie studiował rozbieganym spojrzeniem. Zapewne był zbyt spięty, żeby chociażby podnieś wzrok na wypełnioną po brzegi salę konferencyjną.
Podszedł do mównicy. Jedna z lamp została wycelowana wprost na niego. Widziałem, jak w stresie mocno zaciskał palce na krawędziach drewnianego blatu. Przełknął z trudem. Dyskretnie próbowałem zwrócić na siebie jego uwagę, aby chociażby minimalnie go wesprzeć. Kilka razy podniosłem się i usiadłem, niby moszcząc się wygodniej na siedzeniu, podnosiłem ręce, niby przeczesując palcami włosy. Mimo to Hizu nawet nie zerknął w moją stronę.
Rozmowy tak jak nagle ucichły, tak samo niespodziewanie z powrotem się rozpoczęły. Tym razem nawet głośniejsze. Dało się wyłapać pojedyncze, oburzone głosy i pojedyncze słowa, takie jak: „oszust”, „nie on”, „inny”, „podstawiony”, „niemożliwe”. To wszystko sprawiło, że wręcz zagotowało się we mnie. Miałem ochotę wstać i wrzasnąć, żeby wszyscy w końcu się zamknęli, bo niezależnie od tego jak wyglądał ich przełożony, ci powinni okazywać mu szacunek. Może nie był zbyt postawny i na pierwszy rzut oka przypominał bardziej dzieciaka niżby jedną z najważniejszych person w uniwersum zaświatów, ale tak w końcu było! Koniec końców Gabriel też nie prezentował się przecież jakoś nadzwyczaj wspaniale i w żadnym aspekcie nie przypominał bobaska z otyłością w kędzierzawej, blond czuprynie. Cóż, widać stereotypy mocno odbiegały od tego, czego mogliśmy oczekiwać od rzeczywistości…
Brunet odczekał chwilę, rozglądając się po zebranych, jednak ci, niczym dzieciaki na apelu szkolnym, nie robili sobie nic z jego obecności i ani myśleli się wyciszyć. Coś w nim drgnęło i zdecydowanie mu się nie spodobało. Zacisnął mocniej palce na drewnianym pulpicie, jednak już nie z nerwów a ze złości.
- Proszę o ciszę – odezwał się nadzwyczaj głęboko i głośno. Nie krzyknął, jednak jego magnetyczny głos miał w sobie siłę trzaśnięcia biczem. Tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu odniosłem wrażenie, że ten głos zupełnie nie pasował do jego drobnej postury. – Dziękuję – odezwał się kurtuazyjnie i szybko rzucił okiem na kartki przed sobą, po czym znów wysoko uniósł głowę. Cały jego stres zniknął. Przede mną stała zupełnie inna osoba. Pewien siebie przywódca, imperator, dyktator, ale jednocześnie nie tyran, nie despota. Osoba wyrozumiała, choć wymagająca. – Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsze spotkanie jest dla wielu z was dezorganizujące, dlatego właśnie z tego powodu chciałbym uwinąć się z nim możliwie jak najpłynniej, aby nie zajmować wam niepotrzebnie czasu – odezwał się.
Hizumi miał dwie twarze. Udało mi się dobrze rozpracować obie z jego osobowości, które w rezultacie składały się na osobę, którą był. Z jednej strony był zdystansowanym perfekcjonistą-dyrektorem, poważnym i rzeczowym, oddanym swojej pracy przełożonym, a z drugiej strony wyrozumiałym przyjacielem, który chciał zaradzić wszelkiemu złu, nawet jeśli był głównym diabłem w tej korporacji. Pracownicy głównie kojarzyli go z tą „oficjalną twarzą”, gdyż w korespondencjach był bardzo kurtuazyjny, chłodny i profesjonalny. Nie znali tej bardziej przyjaznej części Hizu, która była łatwiejsza do pokochania. To właśnie stąd wzięły się te wszystkie niedorzeczne plotki i mity na jego temat, to właśnie dlatego mimo iż wszyscy go szanowali, to z drugiej strony także się go panicznie bali. A przecież ku temu nie było żadnych powodów i ja już o tym wiedziałem najlepiej.
Z czasem imperator Piekła 2.0 rozluźnił się nieco, gdyż koniec końców nie był typem, który przez cały czas chodził w za ciasnych slipkach. Wiedział, kiedy należało spuścić z tonu. Zaczął przemawiać bardziej przyjaźnie, luźniej. Nie zerkał już tak często na wcześniej przygotowaną przemowę, rzucał jakimiś dygresjami, zabawnymi porównaniami czy umyślnie dobranymi żartami językowymi. Było miło, kameralnie, ale zarazem wciąż oficjalnie. Tak jak powinno być. Miałem nadzieję, że dzięki temu wystąpieniu wszyscy dostrzegą to, co opisałem w moim artykule. Hizumi był na jak najlepszej drodze, aby pokazać im, jak wspaniałą osobą był, że nie należy się go obawiać, ale nie można również go ignorować czy nim pomiatać. W końcu miał swoją dumę. W końcu, z której strony by nie patrzeć, był dyktatorem całego Piekła 2.0.
Przeszło mi przez myśl, że znajdywał się w cholernie trudnym położeniu. Był nietykalny ze względu na swoją pozycję, obładowany niepojętą liczbą obowiązków i przytłaczających go zadań, co skutkowało tym, iż był samotny. Jakby tego jeszcze było mało, w tym wszystkim musiał jeszcze pomagać „tej drugiej stronie”, to znaczy archaniołowi. Gabriel w wolnej chwili wpadał do Piekła, do luksusowych kurortów i prywatnego apartamentu swojego ponoć arcy-wroga, szukał u niego pocieszenia i nadziei na lepsze jutro… podczas gdy brunet był sam. Przez to wszystko wychodziło na to, że nie miał nawet kiedy siąść i zająć się własnymi problemami. Cały czas robił coś dla kogoś innego. Przejmował się nawet takimi drobnostkami, jak moje Orfeuszowe pogonie za utraconą ukochaną. A co dostawał w zamian? Nic dobrego. Podejrzewałem, że mój przełożony trzymał się tylko i wyłącznie właśnie dzięki temu, że nie miał dla siebie czasu. Gdyby wypadł z tej rutyny, w której pracował jak szalony, zapewne załamałby się podobnie jak zrobił to Gabriel, a samotność boleśnie dałaby mu się we znaki. A może już mu się dawała…? Kto wie, w końcu w jego głowie nie siedziałem, prawda? Niemniej, nie ulegało wątpliwościom, że czasem przed zaśnięciem lub tuż po przebudzeniu zdarzyło mu się pomyśleć, iż dobrze byłoby mieć kogoś przy sobie… Zrobiło mi się go z tego powodu żal, ale jednocześnie nabrałem także do niego jeszcze więcej szacunku, zrozumiawszy jak silną osobą musiał być… jak silnym być został niejako zmuszony…

***

- Och, Hizumi jest niesamowity, prawda? – usłyszałem zachwycone głosy kobiet dobiegające z sąsiadującego biura.
- Był taki charyzmatyczny! – nie kryły swojego zachwytu, gdyż rozmawiały na tyle głośno, iż mogłem usłyszeć je nawet z korytarza, kiedy kierowałem się w stronę gabinetu głównego zainteresowanego.
- Kto by pomyślał, że może być taki interesujący?
- I przystojny! Był całkiem niczego sobie, nie?
Wywróciłem oczyma i przyspieszyłem kroku. Teraz już nikt nie pamiętał ani o mnie, ani o moim artykule. Wszyscy żywo komentowali występ Hizu na żywo. Całe szczęście, odbiór był pozytywny, z tego co już zdążyłem zauważyć.
Czmychnąłem do biura dyktatora Piekła 2.0 w chwili, kiedy jego sekretarka odwróciła się po wydruk z drukarki. Przebiegłem niezauważony. Jej uwagę zwrócił dopiero dźwięk towarzyszący otwieraniu drzwi.
- Zero… - usłyszałem za sobą, jednak nie zatrzymałem się.
Byłem jakoś dziwnie rozczarowany postawą Sadako. Wcześniej skarciła mnie za artykuł, co tylko dowodziło tego, iż pomimo tego, że była jego najbliższą współpracownicą i właściwie nieustannie kręciła się w jego towarzystwie, to wciąż nie zdawała sobie sprawę, kim i jaki Hizumi był naprawdę.
- Hej – mruknąłem luźno, wchodząc do gabinetu niemalże jak do siebie. – O, ciasto – wyszczerzyłem się na widok tortu spoczywającego na niskim stoliku do kawy. Tak się zapatrzyłem na smakołyk, iż nawet nie zauważyłem, kiedy brunet do mnie podszedł i trzepnął mnie gazetą w łeb. – Ej, za co to? – obruszyłem się.
- Za artykuł – burknął. – Musiałeś nawet wspominać o tym, jakie ciasto lubię? Serio, nie zostawiłeś na mnie nawet suchej nitki! – spojrzał na mnie urażony.
- Daj spokój, teraz przynajmniej będziesz dostawał więcej ciasta – ponownie wskazałem na pysznie prezentujący się wypiek.
- Szkoda, że jeszcze moich wymiarów nie upubliczniłeś – przewrócił oczyma. – Swoją drogą… nie mówiłem ci, jakie ciasto lubię najbardziej – zauważył.
- Obserwowałem cię – wzruszyłem ramionami i pozwoliłem sobie zająć miejsce na jednej z białych kanap. Hizu dosiadł się do mnie. Usiadł tak blisko, iż nasze uda stykały się. Mężczyzna był z pewnością nachmurzony z powodu tego, co o nim napisałem, ale nie wyglądał jakoby gniewał się bardzo mocno lub planował wyciągnąć z tego powodu jakieś konsekwencje wobec mnie. – Poza tym opisałem tylko moje obiektywne spostrzeżenia – rozłożyłem bezradnie ręce. – Sam chciałeś, żebym był bezstronny i nie kreował cię w żaden określony sposób czy na jakiś ustalony wzór – przypomniałem mu.
- No niby prawda… - mruknął. – Ale te już bardziej prywatne przemyślenia mogłeś zostawić dla siebie… - założył ręce na piersi.
- Jestem rzetelny – wyszczerzyłem się.
- Może aż za nadto szczegółowy, co? – prychnął. – Dziennikarz musi mieć wyczucie i wiedzieć, co należy publikować, a co może sobie podarować – zmrużył oczy.
- Nie jestem dziennikarzem – broniłem się. – Nie pamiętasz? Pracuję w dziale reklamowym – pogłębiłem uśmiech, będąc pewnym swojego zwycięstwa. Brunet już mi nie odpowiedział. Wyglądał na nieco zmieszanego i przygnębionego. – Co jest? – położyłem rękę na jego ramieniu. – Serio aż tak przegiąłem? – przestraszyłem się.
- Nie, no może nie aż tak… - mruknął, uśmiechając się słabo. – Chociaż… Właściwie to jak czytałem te twoje domniemania to pomyślałem, że… że dysponujesz jakość dziwną łatwością czytania ze mnie jak z otwartej księgi… - przyznał cicho.
- Cóż… - wziąłem głębszy oddech. – Już ci powiedziałem, że cię obserwowałem. Uważnie obserwowałem – zaznaczyłem i uśmiechnąłem się nieśmiało, chcąc go jakoś pocieszyć.
…więc jednak był samotny. I zdawał sobie z tego sprawę. Cierpiał. Ale mimo to niezmiennie pozostawał silny. W końcu ktoś musiał, nie? Skoro całe Anielskie Zastępy okazały się bezradne, a Czyściec w istocie był śmietnikiem, w którym niczego nie dało się odnaleźć, to chociażby jedna osoba w tym całym bagnie musiała mieć głowę na karku i stworzyć swoje uporządkowane królestwo na morzu chaosu i bezradności. Niemniej, za to wszystko przychodziło mu płacić wysoką cenę.
- Więc… - mruknął brunet. – To już koniec naszej wspólnej przygody, co? – zaśmiał się nieszczerze. Zapewne chciał przez to rozładować nieco napięcie. – Pewnie dostałeś już następne zadanie do zrealizowania, prawda? – dociekał.
- No niby tak… - przyznałem. – Ale to nie oznacza, że przez to zaraz musimy przestać się widywać, nie? Zawsze będę mógł ci pomagać z pracą, jeśli zajdzie taka potrzeba… – zaoferowałem się. - … i Gabrielem, jeśli będziesz miał problemy – uśmiechnąłem się półgębkiem.
- Do niego zawsze przyda się dodatkowa para rąk i uszu do pomocy! – zaśmiał się. – Dzięki… - mruknął znów przybity.
- Właściwie… - zająknąłem się. – Właściwie to nie widzę powodu, dla którego nasze relacje miałyby się zmienić. Śmiem twierdzić, że nasze zachowanie już dawno odbiegło od kurtuazji panującej w korporacji, a wkroczyliśmy na bardziej osobiste tereny… - mruknąłem nieco nieskładnie. – W każdym razie… - Hizumi zerknął na mnie, a ja się zmieszałem. Trudno mi było wyrazić słowami to, co miałem w głowie… i w sercu. - …po prostu nie chcę, żebyś przestawał się uśmiechać i żebyś znów zamknął się w tych czterech ścianach – przyznałem w końcu.
Brunet spojrzał na mnie zdziwiony. Otworzył szerzej oczy w niedowierzaniu, a ja orientując się, że ten był zbyt nieśmiały i nieporadny w tych kwestiach, żeby coś zrobić, musiałem sam wykonać pierwszy krok. Poza tym to była prawdopodobnie ostatnia szansa, żeby zrobić coś podobnego. Gdybym teraz stąd wyszedł, następnym razem wróciłbym tu tylko po podpis pod jakąś ustawą lub projektem. Wróciłbym do przełożonego. A w tym momencie potrzebowałem kogoś zupełnie innego. On również nie potrzebował pracownika w tej danej chwili.
Zdecydowałem się na dość drastyczny krok, ale w końcu jakoś trzeba było to wszystko zacząć, nie? Cóż, skoki na głęboką wodę są w całkiem w moim stylu... Choć tym razem, całe szczęście, nie musiałem mierzyć się ani z grubą taflą lodu ani trudnościami z oddychaniem. Bo tym razem nie umierałem, a czułem się, jakbym rodził się na nowo. Z innym spojrzeniem na świat… lub raczej zaświaty.
Bezceremonialnie chwyciłem Hizu za przód koszuli i przyciągnąłem go do siebie. Pocałowałem go w usta. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, co się właściwie stało, ale kiedy już doszedł do siebie, oddał pieszczotę i niepewnie objął mnie za szyję. Powoli smakowałem jego ust, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo wyczekiwałem tej chwili. Kiedy ten poczuł się już pewniej, pchnąłem go na kanapę, tak, że leżał pode mną. Zaraz potem nachyliłem się nad nim.
- Podarujemy już sobie te resztę grzeczności przy pseudo-pożegnaniu? – spojrzałem na niego z nadzieją.
- Z przyjemnością – uśmiechnął się, ponownie zaplatając dłonie na moim karku. – Nie wyjdziesz stąd – wyszczerzył się. – Rozkaz przełożonego – zaśmiał się, a w jego oczach dostrzegłem iskierki zadowolenia, które pięknie je rozświetlały. Nie były to już matowe, niemalże martwe oczy, których wzrok przerażał.

- Nie śmiałbym się sprzeciwić, panie dyrektorze – odpowiedziałem ze śmiechem, po czym ponownie złączyłem nasze usta, jednocześnie przesuwając dłoń wzdłuż boku jego ciała.

THE END

...chociaż przydałby się jakiś epilog, co? xD

11 komentarzy:

  1. JA CHCĘ EPILOG XD <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A będzie epilog, będzie, więc nie masz się, o co martwić ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  2. Co ja bym mogła chcieć... Hmm... xd A tak serio to doskonale wiem. B| Może byś tak skończyła "Księcia z bajki" i "Nowy Świat"?.. Tak rozdział po rozdziale, żeby się nie pogubić znowu?.. Bardzo chciałabym w końcu przeczytać do końca chociaż jedną z tych serii... Ładnie proszę. ;;
    A teraz część właściwa. Nie spodziewałam się tak uroczego rozdziału, serio. Piekło zawsze bardziej kojarzyło mi się z mrokiem, a to takie trochu... puchate. Wow. Momentami bałam się, że im nie wyjdzie, że Zero stchórzy albo coś, ale na całe szczęścia wszystko poszło jak należy. B| Niestety muszę się do czegoś przyznać... Nie jestem pewna, dlaczego, ale zamiast Hizumiego wyobrażałam sobie Rukiego ( to pewnie przez ten szablon... xd ), a zamiast Zero - jakiegoś niezidentyfikowanego Japońca ( to to już nie wiem, czemu... ). Aż mi głupio. ;;
    Mam nadzieję, że będzie epilog, bo czuję niedosyt. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Książę z bajki" i "Nowy Świat" z pewnością kiedyś doczekają się kontynuacji... kiedyś ^^'' W ostatnim czasie mam zbyt wiele czasu wolnego, nic się w moim życiu nie dzieje, więc nie mam, o czym pisać, nie mogę znaleźć motywacji ani pomysłu... =.='' Ale znajdę skubane, obiecuję! C:
      Ruki jako ojciec-dyrektor Piekła? Brzmi ciekawie xD w takie zaświaty też bym się wybrała xp Już widzę oczyma wyobraźni jego gabinet pełen odwróconych krzyży i symboli, które pojawiły się, między innymi w "Dogma" i "Undying" @.@ Tak, teraz jak o tym tak myślę to twoje wyobrażenia mają sens... To zamiłowanie Rukiego do pseudo religijnych znaków sprawia, iż pasuje do roli głównego diabła xp
      Cieszę się, że masz ochotę na więcej. Epilog z pewnością się pojawi, gdyż sama twierdzę, iż trochę powinno zostać dopowiedziane ^^''
      Dziękuję za komentarz. Buziaki :*

      ~Kita-pon

      Usuń
  3. Mano-sama. Nigdy nie myślałam, że umiem napisać długi komentarz XD Co bym chciała? Dobre pytanie ;-; Może coś szalonego? Hizumi x Zero i Hiro x Daichi tak razem? Nie potrafię się zdecydować ( Uwielbiam oba te pairingi ). Więc jak by to nie był problem to może to? A jak by jednak był to może samo Hizumi x Zero? <3 Albo chciałabym z tobą popisać! Tak prywatnie. O!
    Co do notki... <3 Zero tak się narzucał XD Chociaż wyszło to na dobre pracoholikowi Hizu. Nie jest sam, ma kto za niego odwalać robotę ( czasami ), ma kto go przywrócić do pionu, no i właściwie jakaś tam miłość z tego powstała. Chociaż myślałam ( miałam wielką nadzieję ), że Hizumi przywali Zero za ten pocałunek XD Ale i tak było kochane. I tak się zastanawiam co na temat Hizu myśli Karyu? Jaka była jego reakcja jak okazało się, że Zero ma racje?
    Ta końcówka taka urwana się wydaje. Więc liczę że ten epilog mimo wszystko się pojawi :3
    Życzę duuuużo weny i pozdrawiam~
    Syo~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, opłaca się próbować swoich sił we wszystkim; w pisaniu komentarzy także xD Co do wymienionych paringów to możesz być pewna, że te z pewnością kiedyś się ukażą. Nie wiem jeszcze jak z Hiro x Daichi, gdyż w ostatnim czasie moje serce bardziej skradł Masa, ale jeszcze zobaczymy... w najbliższym czasie zapewne Hiro będzie wszędzie, a już po koncercie w szczególności xp Jeśli chcesz się ze mną skontaktować to zawsze możesz wysłać do mnie maila na adres podany u góry strony lub odwiedzić naszą blogową "wspólnotę" na facebooku, gdzie (o zgrozo!) znajdziesz mój prywatny profil i będziesz mogła wysłać do mnie wiadomość prywatną :D Bardzo się cieszę, że chcesz nawiązać ze mną jakiś kontakt ♥ Uwielbiam pisać z ludźmi <3
      Hizumi jest zbyt kochany, żeby komukolwiek przywalić... chociaż chwila, może epilog pokaże coś innego? xD Póki co nic nie chcę zdradzać, ale nie zabranie w nim także Karyu, który w tym opowiadaniu jest moich ukochanym bohaterem xp Nie wiem dlaczego przez lata byłam jakoś do niego uprzedzona, ale akurat w tej mini-serii zyskał sobie moją sympatię i choć nie odgrywa głównej roli, to z pewnością jedną z ważniejszych i bardziej przemyślanych C: Lubię go w roli potępieńca xD
      Dziękuję za życzenia. Z pewnością się przydadzą ♥

      ~Kita-pon

      Usuń
  4. Epilog jest jak najbardziej mile widziany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano i epilog będzie, bo w końcu trzeba pokazać jak interesujące życie po śmierci wiódł Zero razem z ukochanym, który pełnił rolę dyktatora Piekła 2.0 xp

      ~Kita-pon

      Usuń
  5. Oooo tak <3 Dokończyłaś <3 Cieszy mnie to ogromnie i cieszę się, że będzie epilog. Mam nadzieję NIEBAWEM.
    Ja też bym bardzo księcia chciała poczytać. Przypinam się do gorącej prośby i kopię wena mocno w dupę. Szkoda, że nie masz na niego pomysłu, bo w sumie, to... no ;c smutno teraz. Aczkolwiek będę cierpliwie czekać, jak aniołek :D.
    Co do rozdziału... na końcu słodziutko. Ten tekst "...po prostu nie chcę, żebyś przestawał się uśmiechać i żebyś znów zamknął się w tych czterech ścianach" mnie po prostu rozczulił. Zrobiłam takie "oooooo, jak uroooczooo...całuj go, całuj go, całuj go!" :D
    Tak ogólnie to...cały rozdział uroczy i wszystko dobrze się kończy. Piekło zawsze kojarzy się z czymś złym, ale do Twojego wymyślonego z takim diabłem na czele, chętnie bym sobie trafiła. Nie wiem skąd ty bierzesz te pomysły.
    Ja też mam za dużo wolnego czasu i nie mam co czytać. Nigdy nie sądziłam, że jestem aż takim leniem, że sama nic nie napiszę, a będę wymagać od innych, ale jak widać, im bardziej się lenia pielęgnuje, tym bardziej robi się wymagający.
    Czekam na Twoje cokolwiek. Mam nadzieję epilog zobaczyc następnym razem. Albo coś niedokończonego. Proszę? <3
    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, ze czekalam na komentarz od ciebie (^_-)-☆
      Coz, predzej niz kolejnego 'ksiecia' spodziewalabym sie epilogu. Co prawda kolejny rozdzial pisze sie juz od jakis dobrych miesiecy, ale nie moge go skonczyc. Niemniej, skoro jest 'zapotrzebowanie' to obiecuje nad tym przysiasc i porzadnie sie zastanowic... i napisac cos, rzecz jasna xD
      Len, trudna sprawa, trudno z nim zyc, a jesze trudniej bez niego - bo wtedy konczy sie jak Hizu w 'Pieklo 2.0' (╭☞´ิ∀´ิ)╭☞
      Dziekuje za odzew i przeczytanie 🐰💕
      ~Kita-pon

      Usuń
  6. Błagam o epilog!!!!! Cudowne!!!!

    OdpowiedzUsuń