Mini-seria "Piekło 2.0" cz. 1/3 (Hizumi x Zero [D'espairsRay])

Oto przed wami "cuś", nad czym pracowałam już od dłuższego czasu. Przyznam, że jestem nawet-nawet zadowolona z rezultatów, więc mam nadzieję, że spodoba się to również wam. Z początku miał to być oneshot, ale potem stwierdziłam, że jednak jest to zbyt duża praca, więc zdecydowałam się podzielić ją na dwie części.
Mam nadzieję, że nie urażę tym nikogo uczuć religijnych (ani żadnych innych).

Poza tym nie ukrywam też, że prosiłabym o pomoc C'': Myślę, że potrzebuję uwarunkowanej motywacji, także zachęcam do komentowania poniższego postu. Jednocześnie także ogłaszam konkurs na najdłuższy komentarz ♥ (sam komentarz nie musi koniecznie dotyczyć tego opowiadania, ale może odnosić się do moich innych prac czy czegokolwiek, o czym chciałybyście mi tylko napisać :D)

Chciałam wam również niezmiernie podziękować za udzielanie się na naszej grupie na facebooku ♥ Nie przypuszczałam, że będziecie tak aktywne i skore do rozpoczynania rozmów ♥ Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona, a może nawet poruszona, ale nad tym porozwodzę się bardziej w "Kita-pon un-live maniac station (...)", które planuję zrobić w najbliższym czasie C:

Do napisania czegoś podobnego zainspirował mnie jeden z filmików z youtube oraz w pewien sposób „Yoszidohiroszizm” Amidamaru xp

Tytuł: „Piekło 2.0”
Paring: Hizumi x Zero (D’espairsRay)
Typ: mini-seria
Część: 1/3
Gatunek: czarna komedia (mam nadzieję), fantasy
Beta: -

- No, już wstawaj, wstawaj – usłyszałem nad sobą niecierpliwy głos, a chwilę potem poczułem jak ktoś klepie mnie po policzku, abym szybciej doszedł do siebie. – Leżysz tu najdłużej ze wszystkich przyjętych w ostatnim czasie na oddział. Wnioskuję po tym, że do roboty to ty się raczej nie garniesz – do moich uszu dotarł kwaśny komentarz.
Niechętnie otworzyłem powieki. Obraz przede mną był rozmazany i oślepiająco jasny, toteż zaraz zmrużyłem oczy. Owy ktoś nachylił się nade mną, zasłaniając swoją sylwetką źródło światła, które było centralnie wycelowane w moją twarz.
- Gdzie… Gdzie ja jestem? – wydusiłem z siebie z trudem zachrypniętym głosem,  jednocześnie próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
- A jak myślisz, co? – osoba stojąca nade mną zaśmiała się. – Po tym coś odwalił, to gdzie mogłeś wylądować? – parsknął śmiechem; tak, on parsknął. Mój rozmówca z pewnością był mężczyzną. – Chyba tylko u aniołków, co?
- Nie żartuj… - mruknąłem, przecierając pięściami oczy.
Moje płuca paliły, a każdy oddech był bolesny. Gardło miałem suche, wręcz zdarte. Sucha skóra świerzbiła i była nieprzyjemnie zimna. Z czasem mój wzrok wyostrzał się, aż w końcu byłem w stanie w miarę wyraźnie zobaczyć mojego towarzysza. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o półdługich, rudych włosach. Był przeraźliwie blady, a pod jego oczami malowały się niemal czarne sińce, co zdradzało, że nie cieszył się nadmiarem czasu wolnego ani dobrym zdrowiem. Niemniej, nie zachowywał się w żadnym stopniu jak typowy, styrany ciężką pracą salaryman. Nie narzekał, nie spuszczał miny na kwintę – wręcz przeciwnie, zdawało się, że humor mu dopisywał. Rozciągał swoje spierzchnięte wargi w zadziornym uśmiechu, uważnie obserwując każdy mój ruch.
Rozglądając się dookoła, zorientowałem się, że znajdywałem się w szpitalu. Z tego faktu z kolei wywnioskowałem, że moje zdrowie też musiało pozostawić sobie wiele do życzenia. Ale… właściwie to, co mi dolegało? Mimo mojego oczywistego położenia jakoś nie mogłem sobie przypomnieć, żebym w ostatnim czasie borykał się z jakąś chorobą czy innym uszczerbkiem na zdrowiu…
- Nie żartuję – odparł raźno. – Znaczy… może po części – zaśmiał się pod nosem. – No bo nam jednak do aniołków to trochę brakuje. Niemniej, nie oznacza to jednak, że nie jesteśmy z tego dumni – rozłożył ręce.
- Jakim „nam”? – dociekałem, próbując skupić wzrok na rozmówcy, któremu jeszcze czasem zdarzało się falować w powietrzu, jakby był fatamorganą.
- No… nam – wzruszył ramionami, nie wyjaśniając niczego. – Właściwie to jestem tutaj po to, aby cię wtajemniczyć w tę zupełnie nową dla ciebie sytuację, w której się znalazłeś. Więc jak, gotowy na spacer? – zapytał, podnosząc się z krawędzi szpitalnego łóżka, które zajmowałem.
- Co…? – wydusiłem skołowany, ledwo nadążając za jego słowami, które wyrzucał z siebie z prędkością karabinu maszynowego. – Nie! – zaoponowałem ostro, kiedy dotarło do mnie, o co pytał. Nie czułem się na siłach, żeby stanąć na nogach, a co dopiero iść na spacer! Zresztą, dopiero co odzyskałem przytomność… to tak się teraz leczy pacjentów? Jakaś przyspieszona kuracja czy jak? – Właściwie… dlaczego tu jestem? – zapytałem w końcu.
- Jak to „dlaczego”? – zdziwił się rudzielec. Przez moment wpatrywał się we mnie skonsternowany, jednak w końcu sięgnął po lusterko stojące na szafce tuż przy łóżku i podał mi je. – Przyjrzyj się sobie. Może wtedy przypomni ci się, dlaczego się tutaj znalazłeś.
Zrobiłem jak kazał. Spojrzałem na własne odbicie, co wywołało u mnie nie lada szok. Jak żyję, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się wyglądać tak źle! Byłem jeszcze bledszy od towarzyszącego mi mężczyzny. Tym, co jednak różniło nas od siebie znacząco, był fakt, iż moja skóra dodatkowo była zsiniała, a usta niemal fioletowe – zupełnie tak jakbym spędził długie godziny w lodowatej wodzie. Całe moje ciało było jakby napuchnięte, nabrzmiałe, a moje oczy były podkrążone, przez co zdawały się być głębiej osadzone niż w rzeczywistości. Białka moich oczu miały niezdrowy, żółtawy odcień i były mocno przekrwione. Co mi się, do cholery, stało…?
Wtem odpowiedź przyszła sama – zacząłem sobie wszystko przypominać. Była noc. Zima. Końcówka stycznia, początek lutego. Byłem zdruzgotany po wielotygodniowej żałobie po stracie ukochanej, która zginęła w wypadku samochodowym. Nie umiałem się po tym pozbierać. Nie potrafiąc już tak dłużej żyć, postanowiłem pójść w jej ślady i skoczyłem z mostu. Pamiętałem jeszcze uderzenie o taflę lodu, która pękła pod moim ciężarem i jego głośny trzask. Huk pękającego lodu ogłuszył mnie, a chwilę potem woda zalała mi uszy, przez co stałem się już głuchy. Woda była naprawdę lodowata. Kiedy planowałem własne samobójstwo nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak wiele bólu mogła sprawić jej sama niska temperatura. Prąd był silny, toteż szybko zniósł mnie daleko od „przerębli”, którą wybiłem własnym ciałem. Zaczęło brakować mi powietrza. Traciłem czucie w kończynach. W odruchu samoobrony przed śmiercią obudziła się we mnie jakaś nikła chęć życia. Przeszło mi przez myśl, że jednak nie chcę tak skończyć, jednak było już za późno. Uderzałem pięściami w lód, jednak jego warstwa była naprawdę gruba, więc nie potrafiłem jej rozbić. Co więcej moje ruchy były spowalniane przez wodę, która za względu na swoją gęstość, absorbowała siłę uderzeń.
Nie walczyłem długo. Poddałem się. Zamknąłem oczy i…
…i następnie obudziłem się tutaj.
- Czyli udało mi się przeżyć? – wyszeptałem, oddając mojemu rozmówcy lusterko, które dzierżyłem w drżącej dłoni.
- Żartujesz sobie? – prychnął. – Jesteś martwy – odparł, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.
- Co proszę? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu.
- Ogłuchłeś? – puknął mnie palcem w czoło. – Ciśnienie wody uszkodziło ci słuch? – wyszczerzył się wrednie. – Nie żyjesz. Jesteś trupem – wzruszył ramionami.
- Chwila… ach, rozumiem… To taki śmieszny żart, tak? – spojrzałem na rudego zmieszany.
- Nie – westchnął ciężko. – Wy, nowi, zawsze jesteście tacy sami – pokręcił głową z politowaniem. – Czy moglibyście choć raz przyjąć wszystkie wiadomości, które wam podaję bez tej niepotrzebnej dozy podejrzliwości? – sapnął. – No dobra, ale zacznijmy od początku. Postaram ci się to wszystko wytłumaczyć w jakiś jasny dla ciebie sposób – przeczesał palcami włosy, biorąc głębszy oddech. – Nazywam się Karyu i należę do rady nadzorującej. Przez kilka kolejnych dni będę twoim przewodnikiem po Piekle.
- Moment, chwila! – zaoponowałem. – Jesteśmy w Piekle?! – zapytałem zszokowany.
- Dokładnie – przytaknął.
Rozejrzałem się jeszcze raz. Wszystko wyglądało tak normalnie, zwyczajnie… To niemożliwe! Ten cały Karyu pewnie robił sobie ze mnie jaja…
- Szpital… - mruknąłem pod nosem.
- Oczywiście, uściślając jesteśmy w okręgowym szpitalu w Piekle – skinął głową. – Po przejściu na drugą stronę wszyscy na początku tutaj trafiają – wyjaśnił. – Ach, no i nie martw się tymi… - zaczął wymachiwać rękami w powietrzu, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. - …przypadłościami topielca – odezwał się w końcu. – Z czasem to minie – obiecał. W odpowiedzi potraktowałem go niepewnym spojrzeniem. – Wierz mi, trafiają tu ludzie w gorszym stanie – machnął lekceważąco ręką. – Widziałem tu już delikwentów z oparzeniami trzeciego stopnia od stóp do głów, więc wiesz… ty wyglądasz całkiem przyzwoicie, muszę przyznać – posłał mi uśmiech.
- Ale… dlaczego Piekło? – mruknąłem.
- W końcu porwałeś się na samobójstwo. Myślałeś, że gdzie po tym trafisz? Do Nieba? – wywrócił oczyma. – Daj spokój – prychnął. – Ale nie łam się. Pokażę ci zaraz co i jak, więc przestaniesz narzekać. Uwierz mi, Piekło jest dużo fajniejsze – poklepał mnie po ramieniu. – Niebo jest przereklamowane – skrzywił się. – No dobra, wyłaź spod tej pierzyny, ale już! Idziemy na spacer! – zarządził. – Och, przestań już tak patrzeć na mnie spod byka! – zareagował na moje niezbyt przychylne spojrzenie. – Nie jesteś żywy, więc nie krępuje cię już ciało ze słabościami – chwycił mnie za rękę, siłą windując do pozycji siedzącej, a następnie wyciągając mnie z łóżka. – Teraz otrzymałeś nowe, lepsze, które szybciej się regeneruje, pozwala na więcej. Niemniej, pamiętaj, że wciąż odczuwasz ból, toteż jeśli przyjdzie ci do głowy tym razem skakać z dachu to…
- Czaję – uciąłem jego wypowiedź, domyślając się, że znów zamierza nawiązać do tego, co zrobiłem.
- Przeżyjesz, ale będzie bolało jak cholera – dokończył niezrażony. – Znaczy… W sumie to nie przeżyjesz, bo już jesteś denatem… - zafrasował się. – No wiesz… W każdym razie zostaniesz już tutaj, nigdzie dalej już pójdziesz. Nie ma już żadnych niższych światów – rozłożył ręce. – Poza tym w Piekle nie da się też umrzeć z przyczyn naturalnych – kontynuował. – Można powiedzieć, że zyskałeś nieśmiertelność po śmierci – zacisnął usta, marszcząc brwi i jednocześnie prawdopodobnie analizując swoje własne słowa. – Nie, to głupio brzmi… Cholera, muszę zacząć myśleć nad jakimiś bardziej logicznymi wytłumaczeniami – podrapał się zamyślony po brodzie.
W następnej chwili już ciągnął mnie szpitalnym korytarzem w kierunku schodów. Z każdym kolejnym krokiem odzyskiwałem czucie w nogach i stąpałem coraz pewniej – toteż po zejściu z którejś z kolei kondygnacji schodów i stając przed wyjściem, szedłem już spokojnie, będąc pewnym, że moje własne nogi mnie nie zawiodą. Widać Karyu jednak miał rację odnośnie tego „nowego, lepszego” ciała. Bądź co bądź jeszcze chwilę temu właściwie czułem się jakbym utracił władzę w nogach, a teraz już maszerowałem raźnym krokiem za moim przewodnikiem.
Po wyjściu ze szpitala moim oczom ukazało się miasto. Ot zwykła metropolia, niemal identyczna jak ta, w której mieszkałem za życia. Na pierwszy rzut oka wszystko to wyglądało normalnie – sklepy, restauracje, samochody, ludzie… Właśnie, ludzie. Rzesza umarlaków przewijała się ulicami. Kilka osób zwróciło na mnie uwagę, przez co poczułem się nieswojo, nieco skrępowany. W końcu wiedziałem, że wciąż nie wyglądałem zbyt dobrze, a jakby tego wszystkiego było mało, to stałem na środku naprawdę ruchliwej ulicy jedynie w piżamie i szlafroku.
- A nie należałoby najpierw wypisać się ze szpita…
- Nie – przerwał mi rudzielec. – Tu to tak nie działa – tłumaczył. – W Piekle trafiasz do szpitala po swojej śmierci lub kiedy zrobisz sobie coś już w trakcie pobytu tutaj. Zostajesz objęty opieką, jednak nikt tu raczej nie kontroluje twojego stanu po tym, jak zostaniesz ponownie złożony do kupy. Powód tego jest prosty, a mianowicie jest nim tempo w jakim po śmierci wracamy do zdrowia. Złamana ręka zrośnie się w noc, przebite płuco wyleczy się w jakieś dwa dni… Nikt ci tu nie przeszkadza podczas powrotu do zdrowia. Nie ma lekarzy dyżurujących, pielęgniarek, które cały czas gdzieś krążą… Twój spokój naruszany jest jedynie podczas trzykrotnego w ciągu dnia wydawania posiłków. Po pewnym czasie, według własnego uznania, kiedy stwierdzisz, że już nic ci nie jest, po prostu wychodzisz – wzruszył ramionami. – Sam najlepiej wiesz, kiedy jesteś już zdrowy, a kiedy jeszcze nie – Karyu wyszedł na ulicę i machnął do taksówkarza, który zatrzymał się przy nas. Obaj wsiedliśmy do auta.
- Więc… co? Czekaj, nie rozumiem… - pokręciłem głową. – W takim razie trafiasz do Piekła, do miejsca, gdzie ponoć masz cierpieć wieczne katusze, miejsca, którym ludzie nawzajem straszą się od wieków, żeby… zyskać nowe, lepsze życie? – spojrzałem na niego zaintrygowany.
- No… jeśli tak na to patrzysz – uśmiechnął się. – W zasadzie te pogłoski o Piekle, gdzie gotuje się ludzkie dusze w kotle i tym podobne nie są bezpodstawne – wbił spojrzenie za okno. – Kiedyś tak rzeczywiście tu było, jednak to przestarzała wersja. Teraz żyjemy w Piekle 2.0. Po modernizacji ustroju wszyscy są bardziej zadowoleni.
- „Modernizacji ustroju”? – powtórzyłem niczym zacięta płyta.
- Zgadza się – skinął głową. – Widzisz, ktoś kiedyś doszedł do wniosku, że trzeba to wszystko zmienić i zaprowadzić nowy ład i porządek. Tym właśnie kimś był Hizumi. Hizumi stoi na czele rady nadzorczej i jest dyrektorem wykonawczej naszej korporacji.
- To ten cały Hizumi… to taki jakby główny diabeł, tak? Taki Lucyfer czy coś…? – zapytałem. Wtem nagle kierowca odwrócił się w naszą stronę, sztyletując mnie zabójczym spojrzeniem. Gdyby nie fakt, że i tak byłem już martwy, pewnie padłbym trupem na miejscu. – Co mu jest? – zapytałem szeptem rudego.
- Zważaj na słowa – warknął mój przewodnik. – Lucyfer był poprzednim zwierzchnikiem Piekła, tyranem i despotą, którego nikt dobrze nie wspomina. Hizumi uchodzi w naszych czasach za prawdziwego bohatera i wybawcę. Wszystko to, co działo się przed objęciem przez niego władzy, w tym włącznie z imieniem Lucyfera, to temat tabu – zmrużył oczy. – Radzę ci to zapamiętać, bo inaczej możesz narobić sobie sporo kłopotów – mruknął niskim głosem. – Spokojnie, Botan (jap. guzik od aut.) – zwrócił się do taksówkarza. – Zero jest tutaj nowy – wyjaśnił, a kierowca uspokojony tymi słowami z powrotem skupił się na drodze.
- Dlaczego nazwałeś mnie „Zero”? – zdziwiłem się, jednocześnie nieco irytując. Demon, nieumarły czy kto tam jeszcze… może być sobie, kim chce, ale nie będzie mnie tu wyzywał od zer!
- Pseudonim – rzucił zdawkowo. – W Piekle nie używamy imion, którymi posługiwaliśmy się za życia – zaczepił taksówkarza, pokazując mu palcem, gdzie ma się zatrzymać. – Nie przedstawiaj się nigdy swoim poprzednim imieniem i nazwiskiem. Personalia są bardzo osobistymi informacjami, którymi nie należy się z nikim dzielić – przestrzegł. – O tym też radzę pamiętać. Co więcej uprzedzę twoje pytanie, które zapewne miało brzmieć „a dlaczego nie wolno się nimi z nikim dzielić?”, – westchnął ciężko – jednak nie odpowiem ci na nie. Tego dowiesz się w swoim czasie. Nie mogę wyjawiać ci tak bezpośrednio wszystkiego. W przeciwnym razie pozbawiłbym cię całej frajdy odkrywania kolejnych praw rządzących Piekłem – zaśmiał się diabolicznie, aż przeszły mnie dreszcze. – Ale serio… czasem myślę, że powinienem zacząć się nagrywać… mam wrażenie, że wciąż się powtarzam przywożąc nowych… – mruknął sam do siebie.
- Mogę je przynajmniej zmienić? – zapytałem z nadzieją.
- Nie – zaprzeczył. – Przynajmniej nie teraz, nie na twoim obecnym stanowisku i miejscu w hierarchii.
- A kto przydziela te pseudonimy? – zapytałem kwaśno. Serio nie widziało mi się być „zerem”.
- Ani ja, ani ty – rozłożył bezradnie ręce. – Potraktuj to jak imię od nieznanych rodziców – zaśmiał się. – Może i ich nie znasz, może i nie podoba ci się imię, które ci wybrali, jednak nie możesz go zmienić, póki nie osiągniesz pełnoletniości – wzruszył ramionami.
W końcu taksówka zatrzymała się. Wysiedliśmy, a Karyu zapłacił kierowcy. Zatrzymaliśmy się przed gigantycznym gmachem kolosalnego budynku wykonanego w modernistycznym stylu.
- Co to jest? – zapytałem nieco przytłoczony rozmiarem budowli.
- Twoje nowe miejsce pracy – pociągnął mnie w stronę wejścia. – Centrala Piekła 2.0 – dodał, widząc, że wcześniejsza odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała.
- Mam tu pracować? – zdziwiłem się. – Tak bez niczego? Żadnej rozmowy kwalifikacyjnej, procesu rekrutacyjnego, składania CV…?
- To wszystko zbędne – machnął lekceważąco ręką. – Żywi lubią utrudniać sobie swoje i tak niezbyt długie życie. My, tutaj w Piekle, pałamy raczej zamiłowaniem do prostoty, szczególnie jeśli chodzi o robotę papierkową – rzucił. – Poza tym i tak wszystko o tobie wiemy – wzruszył ramionami. – Dostajemy szczegółowe informacje o każdym umarłym, który do nas trafia.
- A przepraszam bardzo, jakie stanowisko mam tak właściwie objąć? – dociekałem.
- Będziesz pracował nad reklamą – wyjaśnił. – Masz tworzyć sielankowe reklamy, podkreślające dobre strony Piekła 2.0. To prosty zabieg socjologiczny. Mieszkańcy dzięki temu będą utwierdzać się we własnym dobrobycie i szczęściu – zaśmiał się pod nosem. – Ale co ja ci będę gadał… znasz się na tym lepiej ode mnie, nie? W końcu zajmowałeś się tym także za życia, prawda? – upewnił się, na co ja jedynie skinąłem mu głową.
W recepcji odebrałem pełen ubiór, który, jak już zdążyłem zauważyć, był czymś w rodzaju nieoficjalnego mundurka – czymś na kształt granatowego garnituru salarymana. Niby wymagany jest po prostu elegancki strój, a jednak wszyscy noszą niemal to samo. Karyu jednak zapewnił, że później będę mógł ubierać się według własnego uznania, kiedy w końcu zaopatrzę swoją szafę.
Przez cały dzień rudzielec oprowadzał mnie po tym molochu. Pokazywał mi najważniejsze pomieszczenia, między innymi te, w których mieściły się gabinety poszczególnych osób z zarządu, oraz te, w których najprawdopodobniej przyjdzie mi pracować najczęściej. Zapoznawał mnie przelotnie z innymi pracownikami. Podczas tego wszystkiego starałem się zapamiętać jak najwięcej imion oraz dróg prowadzących przez kolejne labirynty korytarzy i drzwi.
Pod koniec naszego spotkania mój przewodnik pokazał mi moje mieszkanie. Z tego, co mi powiedział, wychodziło na to, że było to coś w rodzaju mieszkania socjalnego. Tutaj również zaznaczył, że będę mógł się przeprowadzić, kiedy uzbieram już wystarczającą ilość pieniędzy, aby to zrobić.
Dostałem także pewną kwotę w zastawie – można powiedzieć taką pożyczkę którą musiałem odpracować lub w przeciwnym razie zapuka do mnie komornik. Mieszkanie było dość spore, przestronne, nawet ładnie wyposażone, zaopatrzone w najpotrzebniejsze rzeczy takich jak kilka „szczątkowych”, a więc bardzo skromnych, nieco podniszczonych mebli oraz materac czy komplet pościeli. W szafie znalazłem także kilka prostych, nie najciekawszych pod względem wykonania i jakości ubrań, ale zawsze jakiś. Właściwie… właściwie to niemal można powiedzieć, że było tutaj już wszystko.
W zasadzie… wychodziło na to, że to Piekło to Raj.
Jedynym haczykiem w tym wszystkim, o jakim wspomniał mi rudy, była praca. Wszystko opierało się na tym, że trzeba było tutaj pracować – a z racji tego, że i tak byliśmy już martwi, a co więcej starzeliśmy się na przestrzeni lat dużo wolniej, my, „potępieni”, byliśmy wręcz idealnym materiałem na pracowników, którzy napędzali gospodarkę Piekła i zasilali jego budżet.
Co ciekawe pracę miałem zacząć już od jutra. Karyu uspokajał mnie, że przez kilka pierwszych tygodni zapewne będę poznawał całe Piekło, aby później móc wyłapać jego najlepsze strony i przedstawiać je w spotach reklamowym. Obiecał mi także, że pomoże mi się tu zaaklimatyzować i dalej będzie mnie oprowadzał po tym nietypowym miejscu.
Kiedy mój przewodnik tylko wyszedł, padłem bez sił na łóżko. Byłem wyczerpany po „spacerze”, jaki zaserwował mi mój towarzysz. Niestety, zapowiadało się, że w najbliższym czasie nie zamierzał mi szczędzić podobnych atrakcji. Byłem tak wycieńczony, iż nawet nie miałem sił rozmyślać o tym, w jak absurdalnej i niezwykłej sytuacji właśnie się znalazłem. Byłem tak zmęczony, że zasnąłem od razu, kiedy tylko przyłożyłem głowę do poduszki.

***

Ubrany w „mundurek” następnego dnia wróciłem do pracy, do której zawiózł mnie ten sam taksówkarz. Będąc zagubionym i niezbyt wiedząc, od czego zacząć udałem się do recepcji. Po wytłumaczeniu przemiłej recepcjonistce, że jestem tu nowy, a to dopiero mój pierwszy dzień, dowiedziałem się, iż na sam przód powinienem udać się do poradni psychologicznej, o której wcześniej wspominał mój przewodnik. Dostałem karteczkę z numerem sali, do której powinienem się udać, instrukcje, jak tam się dostać, a także, po podaniu mojego nowego pseudonimu, zapewnienie, że lekarz z pewnością już mnie oczekuje.
A więc właśnie dlatego teraz tu byłem. Siedziałem w wygodnym krześle na jednym z balkonów centrum Piekła 2.0, wpatrując się w jego panoramę. Opierałem się o nienagannie wypolerowany, szklany stolik, na której stała przepiękna filiżanka wykonana z cienkiej porcelany, w której pyszniła się prawdopodobnie najlepsza kawa, jaką kiedykolwiek piłem – robiłem właśnie to wszystko i zachodziłem w głowę, jakim cudem to owe „wszystko” jest możliwe.
Wciąż nie mogłem oswoić się z tym, jak wyglądało to Piekło…
- Ach, pan Zero – w progu drzwi nagle pojawił się psychopata… znaczy psycholog! Psycholog! W drzwiach pojawił się psycholog!
Skrzywiłem się na brzmienie słów „pan Zero”. Równie dobrze mógłby mnie nazwać „panem Nikim” – wyszłoby na to samo. Westchnąłem ciężko. Serio, zaczynałem myśleć o tym pseudonimie jak o niechcianym imieniu. To tak jakby za życia rodzice nazwaliby mnie „Adolf”… Całe szczęście w poprzednim życiu nie miałem stukniętych rodziców, którzy pragnęliby zniszczyć mi życie nadając mi tak paskudne imię. Moje prawdziwe imię nie było nawet takie najgorsze… Pamiętałem jednak, że kiedy byłem mały, buntowałem się, gdyż straszliwie mi się ono nie podobało. Wydawało mi się zbyt dziewczęce, ale z czasem przywykłem do niego i przestałem wszczynać niepotrzebne awantury, których moja rodzicielka zawsze wysłuchiwała z cierpliwością.
Właśnie, mama… Na myśl o rodzinie aż ścisnęło mnie w żołądku. Ciekawe jak sobie radzą… Miałem tylko nadzieję, że nie będą zamartwiać się długo… Cholera, a o czym ja bredzę?! Ich JEDYNE dziecko (tak naprawdę Michi ma rodzeństwo, ale w tym opowiadaniu to pomijam od aut.) popełniło samobójstwo, a oni mieliby przejść obok tego obojętnie?! Matka pewnie rwie włosy z głowy, wypłakując sobie oczy, a ojciec odchodzi od zmysłów! Zawsze powtarzali mi, że najgorsze, co może spotkać rodzica to pochowanie własnego dziecka – a tu proszę, nie dość, że byłem jedynakiem, rozpieszczonym oczkiem w głowie tatusia i mamusi, to jeszcze sam wywinąłem im taki numer. Pół biedy, gdyby zgarnęła mnie jakaś choroba, nieszczęśliwy wypadek… a ja targnąłem się na własne życie sam. Cholera... Cóż, widać, że tym razem honorowa plakietka „syn roku” nie przyozdobi mojej piersi…
- Po twojej minie zgaduję, że od razu zacząłeś się zamartwiać – lekarz z niebladnącym uśmiechem na ustach zajął miejsce po drugiej stronie stolika. – Cóż, w takim razie widzę, że ominęło nas kilka dość problematycznych etapów przejściowych i możemy skupić się na prawdziwym powodzie, dla którego tutaj jesteś – odłożył kilka dokumentów, które trzymał do tej pory w ręku przed sobą. – Jestem tu po to, aby ci pomóc - zapewnił, pogłębiając uśmiech, a ja wziąłem głębszy oddech, próbując się opanować.
Nigdy nie byłem zbyt wylewny jeśli chodziło o moje uczucia i emocje, toteż rozmowa z psychologiem początkowo słabo się kleiła. Zawsze uważałem, że takie przemyślenia są bardzo osobiste, toteż nie miałem w zwyczaju wygłaszać ich na głos – tym bardziej, jeśli były one tak bolesne. Im więcej o tym wszystkim myślałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, jakim smutnym, skończonym idiotą byłem. Co ja najlepszego zrobiłem?
Czy żałowałem swojej wcześniejszej decyzji? Trudno było określić. Z jednej strony chciałbym cofnąć czas i wrócić do rodziny, jednak z drugiej… wciąż zbyt dobrze pamiętałem tę rozpacz związaną ze stratą ukochanej. Moje życie wydawało mi się wtedy bezsensowne, przepełnione niegasnącym cierpieniem i bólem… Nie umiałem się pozbierać… Ale z drugiej strony… Czy gdybym miał trochę więcej czasu na tamtym świecie, ktoś zdołałby mi pomóc?
Niczego nie mogłem stwierdzić z pewnością…
Niemniej, niezaprzeczalnym faktem było to, że moja rozpacz po stracie ukochanej tutaj, w Piekle… jakoś straciła na swoim dramatycznym wydźwięku. Niby wciąż pamiętałem o niej, jednak została ona jedynie cieniem wspomnienia w moim umyśle, niewyraźnym obrazem, do którego tęskniłem… choć w zasadzie jak można tęsknić do czegoś, czego dokładnie się już nawet nie pamięta?
Teraz nie zostało mi już nic innego jak gdybanie. Faktem było, że czasu nie dało się cofnąć ani nijak odkręcić moich podjętych już decyzji. Jedyne, co mogłem zrobić w obecnej sytuacji, to, jak powiedział lekarz, zacząć wszystko od nowa i cieszyć się tym nowym życiem po śmierci. Cholera, Karyu serio miał rację, podobne określenia strasznie głupio brzmią…
A tak odnośnie rudzielca to dzisiejszego popołudnia spotkałem się z nim ponownie, tym razem w kafejce centrum Piekła 2.0.
- Czemu ty zadajesz takie kłopotliwe pytania? – sapnął ciężko mój towarzysz. – Jak nie o przeszłości Piekła, to o szukaniu jednej jedynej duszyczki zagubionej gdzieś w całym uniwersum zaświatów – przewrócił oczyma. – Żebyś ty chociaż wiedział, gdzie ta dziewczyna jest lub znał jej pseudonim, którym teraz się posługuje… a tak co? Mam ci przetrząsnąć całe Piekło, Niebo i Czyściec? – prychnął.
- No… w zasadzie to na to by wyglądało – rozłożyłem bezradnie ręce.
- Prosisz mnie o niemożliwe, Romeo! – pokręcił energicznie głową w wyrazie sprzeciwu.
- Ale sam mówiłeś, że jesteś w zarządzie, nie? – wypomniałem mu. – Pewnie masz tam jakiejś dojścia do ustawionych gości, którzy mogliby mi jakoś pomóc, prawda? – próbowałem desperacko jakoś znaleźć rozwiązanie dla tej patowej sytuacji.
- Chłopie, jesteś tu drugi dzień i już chcesz organizować przedsięwzięcie na taką skalę? – prychnął. – Nie jestem nawet pewien czy sam Hizumi mógłby się porwać na coś podobnego – odgarnął włosy z twarzy w nerwowym geście. – Poza tym tłumaczyłem ci już, że tutaj imiona, którymi posługiwaliśmy się za życia to temat tabu – skrzywił się. – O tym się nie mówi.
- Ale ktoś się tym wszystkim zajmuje, nie? Ktoś zagląda w te wszystkie dokumenty, ktoś wymyśla te chore pseudonimy, tak? – irytowałem się. – Mógłbyś choćby sprawdzić czy nie ma jej w Piekle? – zaintonowałem błagalnie. W odpowiedzi Karyu westchnął ciężko.
- Chcesz mnie wykończyć? – cmoknął z niezadowoleniem. – Ależ jesteś uciążliwy… - wywrócił oczyma. Westchnął raz jeszcze pod naciskiem mojego palącego spojrzenia. – Dobra, dobra, zobaczę, co da się zrobić – machnął ręką, jakby odganiał się od jakiegoś insekta. – Ale niczego nie obiecuję, jasne? – warknął.
- A… - zająknąłem się. – A jeśli nie będzie jej w Piekle to… to co? – zapytałem znacznie ciszej.
- To będzie znaczyło, że jest albo w Czyśćcu, albo w Niebie – wzruszył ramionami. – Proste, nie? – spojrzał na mnie jak na kretyna.
- Nie o to mi chodzi – zaprzeczyłem. – Znaczy… jeśli nie będzie jej w Piekle to… to czy istnieje możliwość, żebym się z nią spotkał? Chociaż raz – jęknąłem żałośnie.
- Nie wiem – chłopak rozparł się na swoim siedzeniu. – Nigdy nikt o nic podobnego mnie nie prosił. Nie słyszałem też, żeby podobne poszukiwania już ktoś wcześniej uskuteczniał, więc wszystko stoi pod znakiem zapytania – fuknął. – Przez ciebie z tego wszystkiego muszę zrobić coś, czego zrobić nie chcę… - warknął.
- Co takiego? – zaniepokoiłem się.
W odpowiedzi rudzielec sięgnął po ciastko, które leżało przed nim na talerzu i zaczął się nim zapychać. Na moje pytające spojrzenie odpowiedział:
- Mam cukrzycę.
- W Piekle? – zdumiałem się.
- Nie wszystkie dolegliwości przestają doskwierać po śmierci – powiedział bełkotliwie, przeżuwając kolejne kęsy słodyczy. – Otyłość, cukrzyca, uzależnienia… to coś, co zostaje z nami nawet w innym wymiarze i świece – rozłożył bezradnie ręce.
- Och… - mruknąłem ze zrozumieniem. – A tak w ogóle… Mógłbyś też opowiedzieć mi coś więcej o historii Piekła? – zapytałem, zaczynając inny temat.
- Wczoraj mogłem ci wybaczyć, ale dzisiaj to już przesadzasz… - skrzywił się. – Wciąż ci mało łamania tabu?
- Muszę się w tym rozeznać – zaoponowałem. – W końcu mam robić w reklamie, tak? Muszę wiedzieć, jak wszystko wyglądało wcześniej, żeby zrozumieć, co najbardziej zostało poprawione, skupić się na największych atutach tego miejsca. W końcu tak ma wyglądać moja praca, nie? Chyba powinienem zrobić jakieś rozeznanie? – spojrzałem na niego z politowaniem.
- Mówiłem ci już, że jesteś uciążliwy? – sapnął. – Słuchaj, ja nic więcej ci na ten temat nie powiem – zacisnął wargi. – Ale skoro jesteś już taki ciekawski, to idź do biblioteki centralnej. Tam powinieneś coś znaleźć. Tylko nie wypożyczaj! Czytaj książki na miejscu, bo jak ktoś zobaczy, jaką literaturę sobie wybrałeś, to może to się dla ciebie różnie skończyć – przestrzegł. – I nie bądź nadgorliwy… - posłał mi zdegustowane spojrzenie. – Diabeł tkwi w szczegółach – uśmiechnął się diabolicznie. – A nie chciałbyś go spotkać osobiście, wierz mi – zaśmiał się, sięgając po kolejne ciastko.

***

W bibliotece rzeczywiście znalazłem nieco interesujących odpowiedzi, choć musiałem zapłacić za to podejrzanymi spojrzeniami, jakimi byłem traktowany, nawet wtedy kiedy tylko kręciłem się przy regałach z owym tematem tabu. Cóż, widać, że mają tu swoistego hopla na tym punkcie…
Niemniej, można powiedzieć, że tę fobię dało się w jakiś pseudo-logiczny sposób wytłumaczyć – między innymi tym, że były to czasy ciężkie, swoiste średniowieczne, okres ciemności i zastoju w Piekle, które ówcześnie tkwiło pod panowaniem drugiego z największych tyranów, jakich widziały te zaświaty. Tak, Lucek był drugi. Bo nie uwierzycie, ale pierwszym był właśnie Bóg.
Dobra, ale mniejsza o sprawy, które nie dotyczą Piekła. W każdym razie po przeczytaniu kilku naprawdę szczegółowych opisów, co to się tu nie wyprawiało przed przewrotem Hizumiego, po pierwsze zjeżyły mi się włosy na karku, po drugie miałem już jako-tako pojęcie, jak bardzo Piekło 2.0 różniło się od swojego poprzednika. No tak, nie da się ukryć, zmiana była diametralna… na leprze, rzecz jasna.
Niestety informacji nie było tak dużo, jak mógłbym sobie tego życzyć. Co więcej nie znalazłem nic podobnego do kroniki czy obiektywnego, historycznego przekroju przez Piekło władane przez Lucyfera. Wszystkie zachowane teksty były pisane bardzo emocjonalnie, przez co miałem wrażenie, że autorami owych tekstów byli ci nieszczęśnicy, którzy sami musieli przejść przez te tortury. Oczywiście żałowałem ich i współczułem ich męczarniom, jednak nie był to dla mnie zbyt dobry punkt odniesienia. Takie pamiętnikarskie zapiski mogły być mocno przesadzone oraz zniekształcone przez upływ czasu, gdyż nie ulegało wątpliwościom, że nie były one pisane na bieżąco.
Ale to i tak lepsze niż nic.
Było już dość późno, kiedy wyszedłem z biblioteki i postanowiłem ruszyć na spacer. Mając wciąż w pamięci opisy scenerii, w jakich rozgrywały się te prawdziwe sceny dantejskie, przyglądałem się szklanym ścianom wieżowców, brukowanym chodnikom, asfaltowanym ulicom… aż nie chciało się wierzyć, że ta cała inicjatywa i pomysł wyszła od jednostki, która potem czuwała nad tym, aby jej sen o nowym Piekle się ziścił. Niewiarygodne… ten cały Hizumi… naprawdę zasługiwał na podziw i respekt…
Niespiesznym krokiem doszedłem na swoje osiedle. Usiadłem na jednym z leżaków, moszcząc się na jego wygodnym materacu i wpatrując się w błękitną wodę basenu, który mieścił się na tyłach budynku. Światło w wodzie rozpraszało się, sprawiając, że ta pięknie mieniła się różnymi odcieniami srebra. Rozłożyłem się wygodniej, zakładając ręce za głowę. Wbiłem spojrzenie w rozgwieżdżone niebo. Kwiecie, którego łodygi pięły się po pergolach nad moją głową, pachniało słodko, wręcz kojąco. Właściwie… całe to Piekło 2.0 wyglądało jak ogromny ośrodek wypoczynkowy, w którym na pobyt za życia mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi. Chociaż z drugiej strony nawet oni mogli być tam na pobyt, na chwilę… a ja tu żyłem. Żyłem w cholernej bajce, gdzie wszyscy mieli wszystkiego pod dostatkiem, gdzie każdy sowicie był wynagradzany za swoją pracę, miał swoje miejsce, cztery ściany, do których mógł wrócić bez obaw… jednym słowem sielanka. I ja trafiłem do tego ekskluzywnego kurortu wypoczynkowego na wieczność w ramach kary za grzechy? Po prostu żyć, nie umierać!... znaczy, ja już jestem martwy… W takim razie… nie wiem… zostać martwym, zostać tutaj… i nie ruszać się stąd, o… o właśnie tak.
Zastanawiałem się nad tym, jak wiele miałem szczęścia trafiając od razu do Piekła 2.0. Nie musiałem doznawać żadnych katuszy, cierpienia… Od razu zostałem wrzucony do utopii. Swoją drogą… skoro tak wyglądało Piekło, to ciekawe jak było w Niebie… Czy mogło być tam lepiej? Jeszcze lepiej niż tu – ale w zasadzie to już niby jak? Że po prostu mógłbym tam siedzieć i nic nie robić, obijać się i też mieć wszystkiego pod dostatkiem? Jeśli tak, to nie chciałbym tam trafić. Jasne, fajnie jest czasem odpocząć, ale na dłuższą metę nie jest to zbyt atrakcyjna wizja. Jestem… no cóż, muszę przyznać, że dość pracowitym człowiekiem i nie lubię zbyt długo bezprodukcyjnie zalegać na kanapie, wpatrując się tępo w ekran telewizora. To po prostu nie było w moim stylu. Lubiłem mieć coś do roboty. Wtedy czułem się potrzebny, ważny, spełniony…
Chciałbym spotkać się z Hizumim. Jasne, pewnie bałbym się trochę stanąć twarzą w twarz z osobą, która sprawowała rzeczywistą władzę nad całym Piekłem, ale myślę, że moja ciekawość mogłaby przezwyciężyć strach. Było tyle rzeczy, o które chciałem go zapytać… Skąd pomysł na rewolucję? Kim był w poprzedniej „wersji” Piekła? Dlaczego właśnie tak zaprojektował „swoje własne” Piekło a nie inaczej – tak bardzo podobne do świata żywych? Jak właściwie rozpoczął się jego bunt? Jak to wszystko przebiegało? Zorganizował jakiś wielki strajk, przemarsz czy może jakieś akcje dywersyjne? Kto mu pomagał w tym wszystkim? – bo jakoś wątpię, żeby wszyscy „od tak” nagle zaczęli trzymać jego stronę. W końcu z pewnością znaleźli się i tacy, którzy widzieli dla siebie jakieś profity w tym, kiedy opowiedzieli się po stronie Lucyfera. Czy doszło do otwartego konfliktu? I jak właściwie przebiegło obalenie władzy Lucka? – ktoś go zabił? A jeśli tak, to kto? Czy może po prostu Hizumi wpadł z kolegami i wrzasnął coś na kształt: „Ej, wypad z baru, teraz je będę dzierżył pałeczkę władzy!”?
No co? Różne mogą być scenariusze, nie? A te najgłupsze zawsze wymyślają ci, którzy nie znają prawdy… a ja właśnie w tym momencie zaliczałem się do tej grupy.
No i jeszcze ta bardziej prywatna sprawa… Czy Hizumi mógłby mi pomóc odnaleźć moją ukochaną? Może moje miłosne wzloty i upadki nie interesowałyby go, może nawet jest bardzo duża szansa na to, że miałby głęboko w poszanowaniu moją sprawę, jednak… jednak chyba warto spróbować, nie? Próbować zawsze wolno. Nawet trzeba. Inaczej nic nie wyjdzie. Po prostu… chciałem zapytać. Jeśli mi nie pomoże… trudno. Jednak nie mogę się poddać już teraz – nie w takiej chwili. Póki co mogę żyć cieniem mojej nikłej szansy…
Cholera, no! Znów to samo! Jestem martwy, sztywny jak kłoda, a znów mówię o sobie, jak o żywym. Może w ogóle powinienem wykreślić słowo „żyć” i wszelkie jego odmiany z mojego słownika. Wtedy nie popełniałbym tyle błędów… no cóż, logicznych, nie?
Ale teraz było już późno… Może warto byłoby już pójść spać? W końcu, jakby nie patrzeć, rano trzeba wstać do pracy.
Z trudem dźwignąłem się z leżaka i ruszyłem niespiesznie do swojego mieszkania. Nim jednak zdecydowałem się ponownie uwalić na materacu czy wziąć prysznic, postanowiłem zanotować wszystkie moje pytania do Hizumiego, które kolebały mi się po głowie. Może nie miało to jakiegoś większego znaczenia, a może kiedyś nadejdzie okazja, żeby je zadać. Chyba dobrze by było, żebym pozostał przygotowany choćby tak na zapas. Przezorny, zawsze ubezpieczony.
A teraz już serio idę spać…

***

Przede mną siedziała prywatna sekretarka Hizumiego ze łzami w oczach. Nerwowo zagryzała dolną wargę i ciągała nosem, co chwila ocierając pojedyncze łzy z kącików oczu. Jeszcze raz obrzuciła rozbieganym spojrzeniem skrótowy zapis historii, którą ją uraczyłem.
- Ja… przekażę wszystko… dokładnie… - obiecała, po czym chlipnęła głośno i sięgnęła w końcu po stojące nieopodal pudełko chusteczek. Skinąłem jej głową w podziękowaniu i skierowałem się do wyjścia, kiedy usłyszałem jeszcze za sobą: - Uczucie, którym darzysz tę dziewczynę jest naprawdę niezwykłe – uśmiechnęła się do mnie poprzez łzy. – Mam nadzieję, że uda ci się ją odnaleźć.
Na to również skinąłem głową. Nie odpowiedziałem uśmiechem. Jakimś dziwnym trafem nie mogłem się na to zdobyć.
Udało mi się dostać niemal do samego imperatora Piekła 2.0 – oddzielały mnie od niego jedynie drzwi jego biura. Można było powiedzieć, że to właśnie z powodu zdenerwowania i spięcia zachowywałem się inaczej niż zwykle, ale podświadomie zdawałem sobie sprawę, że problem tkwił w czymś zupełnie innym.
Ale po kolei – jak to się właściwie stało, że udało mi się dotrzeć do tej części budynku centralnego? Cóż… właściwie dość banalnie. W mojej części biura wybuchła kłótnia dotycząca tego, kto zaniesie plany nowego projektu do samego Hizumiego, a właściwie to do jego sekretarki. Ponoć były to jakieś dokumenty niecierpiące zwłoki. Niemniej, sam zwierzchnik Piekła 2.0 musiał wydać względem nich swoją aprobatę, żeby praca mogła ruszyć na nowo. Początkowo jedynie siedziałem sztywno w miejscu i wpatrywałem się z uporem maniaka w pusty ekran komputera, próbując nie mieszać się do kłótni i tym samym nie ściągać na siebie uwagi. Gdyby jednak poszło coś nie tak w każdej chwili gotów byłem bronić się argumentem, że jestem tu nowy (jakby miało to jakiekolwiek znaczenie)… aż w końcu mnie olśniło. Zwietrzyłem okazję, aby zrobić milowy krok w poszukiwaniu mojej ukochanej. Tak więc bez przymusu, zgłaszając się na ochotnika, zgarnąłem dokumenty i ruszyłem gąszczem korytarzy w stronę biura głowy spółki.
Po reakcji moich współpracowników mogłem wnioskować, iż Hizumi budził nie tylko we mnie jakiś nieuzasadniony strach. Nie no, owszem, był on mocno pomieszany z respektem, ale to tylko potęgowało moje mniemanie, że nie jest to ktoś, z kim mógłbym się porównywać. W moich wyobrażeniach jego osoba figurowała jako mocarne greckie bóstwo… tylko takie istniejące naprawdę. Bez szemrania mogłem wykonywać jego zlecenia, a jeśli będzie trzeba, to byłem nawet gotów oddawać mu cześć i chwałę, jednak wszystko to było umotywowane bardziej strachem niżby uwielbieniem.
Wychodząc już z biura Hizumiego (czy raczej jego przedsionka, gdzie urzędowała sekretarka) nie trząsłem się jak galareta. Właściwie to znów zacząłem się zastanawiać, jakie źródło miał ten irracjonalny strach. Przecież nawet nie widziałem tego faceta na oczy!... a może właśnie o to chodziło? Jako że nie znałem go, nie wiedziałem, jak miał w zwyczaju się zachowywać, jakim cechował się usposobieniem, jak wyglądał, to sam próbowałem to sobie wizualizować – może nie w najtrafniejszy sposób, ale cóż… ciężko jest zgadnąć, jaki też może być ten władca absolutny Piekła 2.0.
Wróciłem do swojego biurka, pogrążony w rozmyślaniach. Dopadły mnie wątpliwości… Teraz, po tym, na co się zdecydowałem, moje „śledztwo” z pewnością ruszy z miejsca. Ale… czy ja naprawdę tego chciałem? Czy naprawdę aż tak kochałem tę dziewczynę? Znaczy, jasne, musiałem ją kochać, skoro zabiłem się dla niej, ale… Jak właściwie można mówić o miłości do kogoś, kogo się nawet nie pamięta? Nie wiedziałem, jak wyglądała… co lubiła, a czego nie… Znałem tylko jej imię, które nosiła za życia. W mojej głowie ostał się tylko cień jej wspomnienia. Wiedziałem, że była moją ukochaną, że cierpiałem po jej stracie… jednak teraz nie czułem żalu ani tęsknoty. Właściwie to czułem się jak nowonarodzony! Czy ja przypadkiem nie szukałem jej… no nie wiem, z jakiejś powinności? Czy nie ubzdurałem sobie, że jako przykładowy chłopak powinienem rzucić się na jej poszukiwania nawet po śmierci, aby znów móc być razem? Czy ja właściwie chciałem do niej wrócić? Póki co nie miałem nikogo innego, jednak nie czułem się samotny. Nie odczuwałem jakiejś przemożnej chęci znalezienia sobie jak najszybciej towarzystwa.
A jeśli jakimś cudem uda się ją znaleźć i w końcu spotkamy się, to co się wtedy stanie? Co jeśli ona nie będzie mnie pamiętała? W gruncie rzeczy Karyu przecież uprzedzał, że po śmierci nie powinno pamiętać się zbyt wiele z życia… właściwie nie powinno pamiętać się nic. Byłem jakimś ewenementem, któremu udało się zachować wspomnienia…
Nagle jakbym się przebudził. Rozejrzałem się, orientując, że wszyscy w biurze przyglądają mi się zmartwieni.
- Coś przegapiłem? – zapytałem.
- Było aż tak źle? – zapytał konspiracyjnym szeptem jeden z mężczyzn, który zajmował stanowisko w przeciwległym rzędzie boksów.
- Gdzie? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu.
- No, u Hizumiego… - szepnął już tak cicho, iż niemal musiałem czytać z ruchu jego warg, aby cokolwiek zrozumieć.
Masz ci los… Bądź co bądź wychodziło na to, że ja i tak zaliczałem się do grupy jednych z tych „odważniejszych”, jeśli chodziło o osobę dyrektora głównego.

***

- Serio? – rudzielec zdziwił się. – I tak ot po prostu cię wysłuchała, zapisała wszystko i powiedziała, że będzie zawracać tym dupę Hizumiemu? – pociągnął łyk piwa.
- No cóż… Szczerze powiedziawszy to tak – wzruszyłem ramionami.
- Ach, ta Sadako… - westchnął. – Zawsze taka dobra i uczynna dla innych… i taka wrażliwa… Aż dziw bierze, że kogoś takiego zesłano do Piekła – wpatrywał się wręcz z nostalgią w pieniącą się taflę napoju.
- A za co tu trafiła? – dociekałem.
- Za… - zająknął się, jakby w porę orientując, że jeszcze chwila i chlapnąłby za dużo. – Nie interesuj się – warknął. – Tajemnica zawodowa – skwitował.
- Znasz wszystkich potępionych i ich historie? – zacząłem temat z innej strony.
 - Wszystkich to może nie, ale z pewnością już większą część z nich tak – sprostował.
- A co w ogóle o tym wszystkim myślisz?
- O czym? – wyraźnie nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- O mojej sprawie… i Hizumim… Myślisz, że on się tym zajmie? – próbowałem poznać jego punkt widzenia.
- Nie wiem – rozłożył bezradnie ręce, chwytając za kufel raz jeszcze. – Na piwo z nim nie chodzę – uśmiechnął się krzywo. – Nie znam człowieka… znaczy diabła – poprawił się.
- Nie znasz go? – zdziwiłem się. – Przecież jesteś jednym z jego najbliższych pracowników – zauważyłem.
- No niby tak, ale w życiu go na oczy nie widziałem – wzruszył ramionami. – Zero, Hizumi to najprawdopodobniej jedna z największych zagadek tego świata! – wyrzucił ręce w powietrze w akcie desperacji. – A może i nie tylko tego… - dodał po chwili namysłu. – Już chyba prędzej spodziewałbym się zostać zaproszonym na prywatną audiencję u Jego Światłości niż u naszego szefa – mruknął.
Tak, jemu już zdecydowanie wystarczy piwa na dziś…
- Jest aż tak źle? – uniosłem brwi w wyrazie zdumienia.
- Słuchaj, ten facet rządzi Piekłem od tysiącleci, a nikt go nigdy na oczy nie widział! Nie wiem, jak on to robi – rozłożył ręce. – Niemniej… jeśli będzie chciał zrobić coś w twojej sprawie, to z pewnością dostaniesz wezwanie do jego biura – wyjaśnił. – Ale nie licz na zbyt wiele – przestrzegł. – Jeżeli już nawet coś dostaniesz, to nie licz na konfrontację twarzą w twarz. Hizumi ma w zwyczaju komunikowania się z innymi za pomocą wiadomości. Pewnie dostaniesz formalne przeprosiny z wyjaśnieniem, dlaczego nic nie da się w tej sprawie zrobić i życzenia jak najlepszego życia po życiu – znów sięgnął po alkohol.
- Ta, serio powinieneś zastanowić się nad jakimś bardziej składnym doborem słownictwa – uśmiechnąłem się krzywo.
- Jasne, weź mi jeszcze scenariusze zacznij pisać – parsknął śmiechem, sięgając po chipsy i zapychając sobie nimi usta.
Cóż… może tak nawet będzie lepiej…?

***

- Zero, nareszcie jesteś! – odezwał się Tsukasa, kiedy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia.
- Przepraszam za spóźnienie – skinąłem głową mojemu przełożonemu. Tsu był dyrektorem sektora reklamowego i moim szefem. Z początku, kiedy spotkałem się z nim po raz pierwszy, obawiałem się, że będzie kimś w rodzaju Hizumiego, jednak okazało się, że był z niego całkiem równy gość. O ile wyrabiałeś się na czas ze zleconymi zadaniami, mogłeś liczyć na jego pochwałę. – Władowałem się w niezły korek – usprawiedliwiłem się.
- Spokojnie – położył mi dłoń na ramieniu. – Pojawiłeś się właśnie na czas – uśmiechnął się. – Jednak zawsze byłeś wcześniej, toteż myślałem, że coś zatrzyma cię na dłużej – wyznał. – Całe szczęście nic podobnego nie miało miejsca – wręczył mi kubek gorącej, czarnej kawy. Jak zwykle zapomniał, że ja dodaję mleka… Cóż, niemniej byłem wdzięczny za ten miły gest. – Na twoim biurku czeka na ciebie wiadomość – oświadczył i nic więcej nie wyjaśniając, odszedł w swoją stronę.
Zdziwiony i zaciekawiony skierowałem się w stronę swojego stanowiska. W istocie na blacie leżała koperta z pięknie wykaligrafowanym moim pseudonimem. Odstawiłem kubek z napojem, niecierpliwym ruchem rozrywając kopertę i dobierając się do jej zawartości.

„Witaj, Zero.
Na początku chciałbym podziękować Ci za Twoją sumienną pracę i przeprosić za zwłokę w czasie w mojej odpowiedzi. Mam nadzieję, że jednak nie jesteś tym zbytnio rozgniewany. Obowiązków jest wiele, a czasu niestety nie zawsze starcza mi na wszystko.
Niemniej, zainteresowany Twoją sprawą postanowiłem przyjrzeć się jej z bliska. Moja sekretarka, Sadako, przekazała mi informacje, które jej podałeś, jednak śmiem twierdzić, że posiadasz ich więcej. Dobrze zrobiłeś nie ujawniając wiadomości poufnych, jednak w tym wypadku, jeśli nadal oczekujesz mojej pomocy, musisz wtajemniczyć mnie w szczegóły. Wspólnie musimy złamać jedną z zasad tego miejsca, aby móc rozwiązać Twój problem.
Jeśli wciąż jesteś zainteresowany, proponuję Ci spotkanie. Będę czekał na Ciebie w moim biurze podczas przerwy na lunch. Wybacz, że wybrałem akurat taką porę, jednak jest to jedyny termin, w którym będę mógł Cię przyjąć.
Hizumi”


Kiedy skończyłem czytać list czy może tak właściwie zaproszenie wypisane takim wspaniałym charakterem pisma, poczułem jak robi mi się słabo, jakbym zaraz miał zemdleć. Sam imperator Piekła chce się ze mną spotkać? O mój boże… znaczy o mój Hizumi?... o mój diable?... No, coś w ten deseń.

11 komentarzy:

  1. Wow... Muszę przyznać, że byłam pod cholernym wrażeniem, czytając każde Twoje opowiadanie, jednak tym to zdecydowanie przeszłaś samą siebie... Nie mam pojęcia skąd czerpiesz takie pomysły, jak w ogóle przychodzą Ci one do głowy. Posiadasz tą niesamowitą umiejętność pisania z niezwykłą lekkością, dzięki czemu tak samo lekko czyta się każde Twoje opowiadanie. Nie wiem ile czasu poświęciłaś na stworzenie powyższego, ale widzę, że włożyłaś w to serio dużo serca i starań. Nie mogę doczekać się kolejnej części <3
    PS: Swoją drogą całość przeczytałam, słuchając tego i nie wiem, czy tylko mi, ale wydaje się, że nawet nieźle pasuje klimatem. https://www.youtube.com/watch?v=Mq9PALYpcr8

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielki, wielki błąd uczyniłaś,dzieląc to na dwie części!! Teraz mam taki cholerny niedosyt, że szok! Błagam cię byś wstawiła kolejną część jak najszybciej. Nie mogę się już doczekać na ciąg dalszy 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. ojezu <3 piekielne uniwersum, TE DIALOGI I ROZKMINY i postać Hizumiego... <3 <3 <3 JA CHCĘ KOLEJNĄ CZĘŚĆ NOOOOOO ;;;; to jest supersupersuper, już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z czystym sumieniem mogę nazwać Cię Polsatem. ;; O wiele lepiej byłoby połknąć to w całości...
    To już chyba drugi raz, kiedy czytam opowianie o takim... zczłowieczonym? Zaraz, nie. Nie ma takiego słowa. W każdym razie, wiadomo o co chodzi. Chyba. No. Piekło jak ludzki świat. Uh. Wracając do tematu - w tamtym opowiadaniu "władca piekła" pożerał dusze... no, mniejsza ^^"
    Przechodząc do sedna - bardzo mi się podoba sam pomysł (nie ten z podzieleniem tego na dwie części W TAKIM MOMENCIE), jednak nie wiem, co napisać (jak zwykle zresztą). Czekam na Hizumiego. Wtedy napiszę (może) coś więcej... XD
    Coś dużo nawiasów wyszło...
    No nic, wiadro weny w gratisie i dobrej pogody życzę. c:
    ~Yune

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam opowiadania w takich klimatach i to również podbiło moje serducho. Muszę przyznać, że nawet mnie zaskoczyło. Genialny pomysł, na prawdę. Ty też jesteś genialna.
    Przeczytałam to, mimo że nie słucham D'espairsRay i zrobiłam bardzo dobrze! Czytało się z ogromną przyjemnością. Szkoda, że podzieliłaś to na dwoe części, bo odczuwam teraz ogromny niedosyt... Przerwałaś w takim momencie... Ugh. W każdym razie, nie mogę się doczekać następnej części! Z pewnością będzie jeszcze lepsza!
    Teraz może "parę" słów o bohaterach opowiadania.
    Karyu od samego początku mnie zaintrygował. Nieco tajemniczy, momentami bawiły i rozśmieszały mnie jego słowa. Ale dlaczego rudy? Mam rudego znajomego, który jest najbardziej irytującą osobą, jaką znam... Oby nasz piekielny rudzielec taki nie był. xd
    Myślę, że w "Piekło 2.0" bardziej irytujący jest Zero, ale to tylko dla Karyu, bo jest ciekawski i zadaje za dużo pytań... xd Zastanawiam się, jak potoczy się sprawa dziewczyny ( a może raczej już nie dziewczyny?.. ), która za życia była jego ukochaną. Może Zero zmieni zdanie i zakocha się w przywódcy Piekła 2.0?.. Tak, pewnie właśnie tak będzie.
    Najbardziej chyba jednak ciekawi mnie postać Hizumiego... Pomimo, że jest w tamtym miejscu od tysiącleci, nikt go jeszcze nie widział. Dlaczego zgodził się pomóc Zero? Dlaczego go do siebie zaprosił?
    Tyle pytań. Ach, tyle pytań! Nie dam rady. Nie wytrzymam do następnej części! Dodaj ją szybko, błagam. ;;
    A teraz z trochę bardzo innej strony. Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że przeczytam "Książę z bajki" i "Nowy Świat" dopiero, kiedy skończysz te dwie serie... Gubiłam się już w nich, zapominałam, co było w poprzednich częściach... Uwielbiam te serie, więc chciałabym, żebyś skończyła na razie chociaż jedną... :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, najpierw jeśli chodzi o to opko to jak zwykle jest świetne,nie wiem jak ty to robisz, że wciąż masz takie super pomysły i umiesz ciągle zaskakiwać czytelnika. Od tygodnia jestem w domu po operacji kolana z trzema śrubami i założoną ortezą więc dość słaba sytuacja ale daje radę, więc jak zobaczyłam nowe opko to się zaczęłam cieszyć jak głupia. Sama wizja piekła bardzo mi się podoba, uważam ze kotły i płomienie to przereklamowane obrazki. No a teraz trochę pomarudzę bo nie byłabym sobą oczywiście (hehe) jak mogłaś podzielić to na dwie części buuu, no ale w ramach rekompensaty mam nadzieję, ze drugą cześć dodasz szybko chyba nie chcesz pogorszyć stanu mojego zdrowia ( wiem wredna szantażystka ze mnie) ale cel uświęca środki.
    Oczywiście pozdrawiam i dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz widzę taki sposób przedstawienia piekła i podoba mi się. Myślę że poszukiwania tej dziewczyny znacznie zbliżą do siebie Zero i Hizumiego. Jak w ogóle Hizu dał rade przez tysiące lat pozostać nierozpoznawalny? Według mnie fajnie że podzieliłaś to opowiadanie na dwie części bo teraz czytelniczki mogą trochę pokombinować co będzie dalej czy uda im się znaleźć ukochaną Zero. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakończyć tą część w taki sposób to czysty sadyzm. Jednak zaskoczyłaś mnie tym opowiadaniem. Nigdy bym sie nie spodziewała takiego piekła. Kto wie? Może faktycznie to tak wygląda? Bardzo podoba mi się fabuła tego opowiadania. Z resztą wszystkie twoje opowiadania mają świetną fabułe i są długie... Skąd ty bierzesz na to wene? Czytałam wszystkie twoje opowiadania z D'espairsRay ( po kilka razy nawet ) i mało jest takich które dorównują twoim pod względem fabularnym jak i długościowym. Co do inspiracji - czytałam cały Yoszidohiroszizm (poza epilogiem czego bardzo żałuje) i widać właściwie tą inspiracje tam Hizu był Bogiem, a tu można powiedzieć, że jest Diabłem ( chociaż od religijnej strony diabeł to Lucyfer, zdaje się ). Karyu, rozwalił mnie tym niezadowoleniem, że musi zjeść ciastko. Idealnie sie nadaje na przewodnika. A Zero... Ja sama chyba bym doznała szoku jak by ktoś mi mówił że jestem w pielke chociaż obudziłam sie w szpitalu. Tak samo ta ciekawość nowym światem i nieutracone wspomnienia. Napewno to miało jakiś cel! To przeznaczenie, że koniecznie musi odnaleźć zmarłą ukochaną, bo kto wie? Może ona tam będzie? Chociaż coś mi mówi, że Zero o niej zapomni, po zobaczeniu sie z Hizumim. Albo ją spotka i ona go nie będzie znała. Jego współpracowników i Karyu napewno zatka jak sie dowiedzą, że Hizumi zaproponował mu spotkanie sie z nim w cztery oczy! Zero ma naprawde szczęście. Kilka dni w Piekle, a już sie idzie spotkać z samym władcą.
    Czekam na ciąg dalszy, który napewno mnie zaskoczy, jak wszystkie twoje opowiadania ❤
    Pozdrawiam i życze dużo weny~
    Syo~

    OdpowiedzUsuń
  9. Kita! Nie każ nam dłużej czekać. Wiemy, że masz deugą część, więc wstaw ją proszę😀

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie wymiata! Dopiero co je znalazlam. Juz sie nie moge doczekac ciagu dalszego. Az mnie ciekawi co tez Hizumi zrobi.
    ~Yori~

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nie mogę, jak mnie to wciągnęło *.*. Super pomysł, sama bym na to w życiu nie wpadła. Ogólnie niedawno trafiłam na Twojego bloga i jestem wręcz zachwycona, tylko przeczytałam już prawie wszystkie długie, skończone opowiadania... I przerażają mnie te "zawieszone", bo własnie one muszą mi się tak okropnie podobać ;c.
    No nic, mam nadzieję, że wstawisz 2 część Piekła, bo jak widać, nie tylko ja czekam.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo weny i nowych pomysłów ;)

    OdpowiedzUsuń