Wiem, wiem, miałam wstawić jakieś opowiadanie... ale po prostu nie mogłam się powstrzymać, aby tego nie opublikować! xD
OSTRZEŻENIA: Głupota Kity-pon sięgnęła zenitu... ^^'' Spłonę w piekle... C'':
Do napisania tego zainspirowały mnie te dwa zdjęcia xp
Z serii: „Co się dzieje, kiedy mam zbyt długie break’i w szkole”.
Obsada:
Książę Śnieżek – Karma (AvelCain)
Macoch Śnieżka – Ruki (The GazettE)
„Bajka o księciu Śnieżku i jego macochu”
Pewnego dnia w przeszłości ptaszki śpiewały,
kiedy sklepy muzyczne nie sprzedawały jeszcze takiej chały.
Było to wieków temu kilka,
kiedy w sprzedaży nie było także czekolady Milka.
W ten dzień słoneczny
po ogrodzie przechadzał się książę grzeczny.
Ów książę malutki Karma się zwał
i straszliwie swojego macocha się bał,
który w znanym zespole grał.
Opiekun niedobry był dla podopiecznego,
gdyż zazdrościł urody jego
i miał bardzo przerośnięte ego.
Z tego powodu wezwał swojego oddanego leśniczego.
Ten chłopca zabić mu obiecał.
W istocie jednak był to jeden wielki wał,
a Karma w przebraniu dziewczyny z zamku zwiał,
przez co Ruki (gdyż o nim cały czas mowa) wpadł w szał.
Takanori bardzo pozbyć księcia się chciał.
Przez niego bowiem magiczne lusterko kłamało,
że jego właściciel nie jest seksowny; rzecz prosta, głupoty gadało.
Szkoda było jednak je roztrzaskać,
gdyż Ruki lubił je po ramie głaskać.
Poza tym zapłacił za nie na przecenie niemało,
a na dodatek w dzień wyprzedaży wtedy strasznie padało.
Z racji, że musiał je w strugach wody nieść,
a następnie na koniu do zamku wieść
było to dla niego coś nie do zapomnienia,
gdyż przy tym ze zmęczenia prawie dostał omdlenia.
Zaczął więc szukać
i po domach pukać,
aż w końcu jedna z fanek zaczęła dukać
(tak, ta, co żyła pod Ruksonowym grodem
i żywiła się prawie wyłącznie miodem [w sensie piwem od aut.]
oraz sławiła się krzywym chodem),
że piękną nieznajomą widziała,
jak ta do pobliskiego lasku uciekała.
Co ważne, ponoć była bardzo mała.
„Bogom chwała!” –
Ruki wrzasnął
i ucieszony w dłonie klasnął.
Drzwiami plasnął
i czym prędzej sam sukienkę przybrał ciasną.
Przebrał się za staruszkę
i pognał wcisnąć Karmie zatrutą gruszkę.
Po drodze spotkał dobrą wróżkę.
Ta ratować chciała jego zepsutą duszkę,
ale ten wręczył jej zardzewiałą puszkę.
Zbył ją w ten sposób okrutnie.
Oburzona wróżka jak mu za to w łeb nie lutnie!
Aż mu się przed oczami pokazały owe lutnie.
Odniesione w ten sposób rany
opóźniły nieco w czasie jego plany.
Niemniej w końcu dotarł do chaty, gdzie Karma się skrywał
i w brydża regularnie grywał
oraz w pobliskim jeziorku pływał.
Czasem także zmywał,
gdyż obecnie w domu siedmiu krasnoludków przebywał.
Żaden z nich nie oponował,
gdyż Karma pięknie się prezentował
i słodycze przed nimi chował.
Wspomagał przez to ich dietę,
przez co w najbliższym czasie mieli lecieć na Kretę
i bez wstydu pokazać się na plaży.
A Karma właśnie kotlety smaży
i składniki dokładnie waży.
Wtem dało słyszeć się pukanie
i obcasów stukanie.
Tak, to Ruki jest u wrót.
„Cholera, a w mieszkaniu taki brud!” –
księcia ogarnął chłód.
Zdaje się, że meble zaczyna pokrywać lód.
„Dziecko drogie, wyjdź tu, proszę, do mnie,
a znajdę coś dla ciebie na kosza dnie.” –
Takanori dalej w maskaradę brnie.
Książę do drzwi lgnie
i w ręce oprawcy swego mknie.
„Mojego najwspanialszego owocu spróbuj!” –
woła, a Karma idzie niczym na ubój.
Nieświadom zaistniałej sytuacji
może przypadkowo dokonać własnej anihilacji.
Książę jednak nie dał się oszukać
ani hańbą swego imienia zbrukać.
„Macoch?!” – zawołał niedowiarek,
spoglądając na swój zegarek.
„Tak szybko już mnie odszukałeś?
Po lesie sam się chodzić nie bałeś?
Co zrobić ze mną zdecydowałeś?
Niewiernego leśniczego odwołałeś?” –
zarzucił gradem pytań młody,
kiedy wschodziły już rolne płody.
„Jak mnie poznałeś?!” – krzyknął Ruki jak porażony,
będąc jak zwykle na Karmę obrażony.
„Przecież to cosplay tani,
z daleka widać, że to do bani!
Jesteś zupełnie niepodobny do starszej pani!”
„Cholera, walić tę robotę!
Robię z siebie tylko idiotę!
Jeszcze ktoś mi strzeli fotę!
Rozniesie się po grodzie
i skończy się na jakiejś durnej modzie!” –
zawołał zdesperowany król,
który głowę czarnych scenariuszy miał ful.
„Nie bój żaby,
zawsze znajdą się takie baby,
co cię uwielbiać będą,
niezależnie od tego, jak wielkim staniesz się mendą.
Taka już fanek dola,
że wielbić muszą idola.”.
KONIEC
Zajebiste to było. Uśmiałam się do tego stopnia, że prawie się zapowietrzyłam 😄. Wręcz ryczałam 😂. Pierwszy raz spotkałam się z takim opowiadaniem(?) Rymy były fajne. Fabuła też. Szkoda, że jednak Śnieżek nie zjadł tej gruszki. Może wtedy uratowałby go jakiś książe. Oczywiście przystojny książe.
OdpowiedzUsuńŻyczę wenki i czekam na więcej.
Dużo rymów czasownikowych, ale i tak niezmiernie mi się podobało, uśmiałam się jak chyba nigdy dotąd. Wiader weny, Kito!
OdpowiedzUsuńJakie to fajne :D
OdpowiedzUsuń~Huszka
Genialne. XD
OdpowiedzUsuń/Naxy i jego niezwykle wyczerpujący komentarz.
Całkiem fajne. Przyjemnie się to czytało.
OdpowiedzUsuńCudowne, popłakałam się ze śmiechu. XD
OdpowiedzUsuń( Tak, tak - Akai w końcu zmieniła pseudonim i zabrała się do nadrabiania zaległości. (n_n) )
Trza przyznać leprze od oryginału. Przyjemny tekst, taki odprężający i do końca nie byłam pewna jak będziesz chciała go skończyć dzięki czemu miałam tak jakby element niespodzianki co mi się podobało.
OdpowiedzUsuń