Miniaturka "Filiżanka" Hizumi x Zero (D'espairsRay)

Cóż… długo nie pisałam, gdyż jak się okazało zmiana szkoły niekoniecznie dobrze wpłynęła na rezerwy mojego wolnego czasu. Szczerze powiedziawszy zamierzałam zakończyć działalność bloga, gdyż w ostatnim czasie (jakieś ostatnie siedem miesięcy) nie miałam nie tylko czasu, ale także weny, a poza tym komentarze, w których zawarta jest krytyka nie moich prac, a mojej prywatnej osoby również niezbyt mnie motywowała. Nie dbam o bloga? Olewam go? Cóż… muszę wyznać, że Doki iri no Sekai kiedyś było moim oczkiem w głowie, jednak teraz pojawiło się wiele ważniejszych spraw – już kit ze szkołą, ale choćby to, że wyprowadzam się w te wakacje z Polski… Nie sądzę jednak, żebym musiała się tłumaczyć, no ale cóż…
Coś dużo „cóż” w tej mojej przemowie…

Ech… No dobra, no to jak koniec końców to czemu piszę i to w dodatku kolejnego ficka? Ano dlatego, że znów popadłam w depresję, a nie ma nic lepszego na deprechę niż pisanie „Closer to Ideal”, gdzie Hizumi jest perfekcyjnym odwzorowaniem mojej osoby i mojego myślenia. Naprawdę chciałam skończyć z blogiem, ale po chwili zastanowienia doszłam jednak do wniosku, że chyba nie poradziłabym sobie bez rozładowywania swoich własnych problemów na fikcyjnych opowiastkach… Mój spaczony umysł musi mieć jakiejś ujście… Także na dziś miniaturka, a następnym wpisem zapewne będzie "Closer to Ideal". Nie, następna nie pojawi się za kilka miesięcy, uprzedzę już hejterów; mam już właściwie napisaną kolejną część, ale muszę jeszcze nad nią popracować, bo wydaje mi się "mdła".

Do napisania tej miniaturki zainspirowała mnie filiżanka mojej mamy.

Tytuł: „Filiżanka”
Paring: Hizumi x Zero (D’espairsRay)
Typ: miniaturka
Gatunek: dramat (?)
Beta: -

Twoja ulubiona filiżanka była… dość niemęska, jeśli mogę się tak wyrazić… i o ile na naszym pięknym świecie istnieje coś takiego jak „męska filiżanka”.
Była biała.
I dość obszerna.
Na jej bokach zostały namalowane po dwie wiśnie z towarzyszącymi im również dwoma liśćmi, a na jej froncie, po przeciwnej stronie do tej, gdzie mieściło się kanciaste ucho, które ponoć bardzo wygodnie trzymało ci się w palcach, namalowany został pojedynczy na wpół rozwinięty pąk kwiatu wiśni z towarzyszącym mu tylko jednym liściem.
Jej brzeg był wywinięty, przez co, jak twierdziłeś, jest właśnie Twoją ulubioną, gdyż dzięki temu idealnie dopasowywała się do Twoich warg.
Czasem zazdrościłem temu kawałkowi porcelany… Tak często mógł dotykać Twoich ust… Zdawało mi się, że nawet częściej niż ja. Ach, tak rzadko pozwalałeś mi się całować!…
Wolałbym zamienić się w część składową zastawy byleby tylko częściej dotykać Twoich warg – czy to nie szalone? Ale tak właśnie Cię kocham – do szaleństwa.
Pod wywiniętym brzegiem ciągnął się jasnozielony pasek grubości około jednego centymetra, a zaraz u jego dolnej krawędzi jeszcze jeden, choć cieńszy, bladożółty. Zielony przyozdobiony był delikatnym, brązowym motywem roślinnym przywodzącym na myśl liście winorośli.
Jak tak teraz o tym myślę… to całkiem ładna była ta filiżanka.
Do kompletu był też spodek, ale zbił się podczas Naszej pierwszej poważnej kłótni w 2011 roku, kiedy rozwiązywaliśmy zespół.
Nie pamiętam już jak on wyglądał… spodek, rzecz jasna.

Zawsze denerwowało mnie to, że ta filiżanka „chodziła” za Tobą, a więc ciągnąłeś ją za sobą do każdego pomieszczenia, w którym przebywałeś; nawet do łazienki. Chociaż… może po głębszym zastanowieniu nie irytowało mnie to, że ją wszędzie ze sobą nosisz, a raczej stan, do którego ją doprowadziłeś. Niestety, jako że „wpoiłeś” jej „syndrom chodzącej filiżanki” to wciąż zmuszony byłem ją oglądać.
Była wiecznie brudna.
Ty, pedant absolutny, „zahodowałeś” prawdopodobnie najbrudniejszą filiżankę świata. Gdyby nie fakt, że regularnie zalewałeś ją wrzątkiem, zapewne doczekałbyś się tam pojawienia się Twojego własnego, prywatnego mini-ekosystemu ze szczególnie dobrze rozwiniętą florą… bakteryjną.
Od zewnątrz widać było na niej brązowe zacieki po pojedynczych kroplach, których nie zdążyłeś spić, przez co wyglądało jakby wiśnie i pąk ich kwiatu zroszone były brudnym deszczem.
We wnętrzu z kolei widniała niezliczona ilość kręgów, które znaczyły poziom, do jakiego sięgał napój, nim ocknąłeś się z letargu, zanurzony we własnych rozmyślaniach lub oderwałeś się od wiru pracy związanego z prowadzeniem projektu „Umbrella” i upiłeś kolejny łyk, by zaraz potem znów wrócić do przerwanej czynności. Owe kręgi tworzyły misterny, niepowtarzalny geometryczny wzór – ale dobrze wiesz, że nigdy nie byłem fanem ani sztuki nowoczesnej, ani współczesnej, więc niekoniecznie przywiązałem się do niego, niekoniecznie także przypadł mi do gustu.
Na dnie zawsze spoczywała bladobrązowa resztka zimnej kawy, która, mówiąc delikatnie, nie wyglądała zbyt apetycznie.
W ciągu dnia potrafiłeś wypić nawet pięć czy sześć kaw, toteż nigdy nie pozwalałeś mi jej umyć, uparcie powtarzając burkliwym głosem: „Zostaw, zaraz i tak będę z niej pił.”.

Tak, teraz też wpatrywałem się w tę samą nieszczęsną filiżankę, jakby to ona była wszystkiemu winna.
Stała na blacie już sam nie wiem jak długo, ale nie zamierzałem jej stamtąd ruszać.
Miała odłamane ucho, a w miejscu, w którym całe wieki temu znajdował się malowany pąk, zionęła dziura ukazująca zbrązowiałe wnętrze tej skorupy, noszące ślady po ostatniej kawie, jaką z niej upiłeś. Pękła w skutek upadku.
Wiśnie po obu stronach przeszywała drobna siateczka pęknięć i właściwie to teraz tylko czekały na to, aż je tknę, aby dać im powód do zapadnięcia się w sobie.
Filiżanka znajdywała się w takim opłakanym stanie od naszej drugiej poważnej kłótni… i prawdopodobnie ostatniej, bo wyprowadziłeś się, a ja nawet nie wiem gdzie. Zabrałeś w pośpiechu kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszedłeś z mojego życia z trzaskiem drzwi.
Twoje ubrania, kosmetyki, notatki, niedokończone projekty i szkice… niczego nie ruszałem. Wszystko wciąż leży na swoim miejscu, tak jak to zostawiłeś. Wciąż beznadziejnie łudzę się, że wrócisz choćby po kilka kolejnych rzeczy, dzięki czemu choć przez chwilę mógłbym jeszcze na Ciebie spojrzeć, mimo iż wiem, że jest to nierealne; mimo iż wiem, że później przyniosłoby mi to tylko jeszcze więcej bólu.

Nie zmieniłem zamków; przecież wiesz.
Masz klucze.
Masz, prawda?
Może wziąłeś je odruchowo, a może zostawiłeś sobie w ten sposób pewnego rodzaju drogę powrotną, żebyś mógł wrócić, gdyby było naprawdę źle…

A z jakiego powodu to wszystko?
Bo powiedziałem, że nie zgadzam się na reaktywację D’espairsRay – jako jedyny.
Jako wymówkę podałem, że chcę się skupić na tym, co jest teraz, na obecnym zespole; dotknęło Cię to? Nie, niemożliwe… Przecież wiesz, że prawdziwy powód, którym się kierowałem był zupełnie inny.
Wiem, Skarbie, że ten zespół był dla Ciebie wszystkim, podobnie jak i dla mnie, jednak nie pozwolę Ci w imię tego stracić głosu. Czy to dziwne, że nad dobro zespołu przedkładam Twoje zdrowie?
Nie chcę, żebyś więcej śpiewał, mimo iż uwielbiam Twój głos – ale to właśnie dlatego pragnę, abyś zachował go aż do końca.
Tyle paradoksów w tak prostym powodzie – zespół był dla mnie wszystkim, a nie chcę jego reaktywacji; uwielbiam Twój głos, ale nie chcę go słuchać… przynajmniej nie ze sceny.

A więc odszedłeś.

Tsukasa i Karyu ponoś znaleźli kogoś na moje miejsce, ale Ty nie chciałeś z nim grać, a więc reaktywacja jednak nie doszła do skutku i wszystko zostało po staremu – wciąż zajmujesz się projektanctwem, a ja nadal uważnie śledzę Twoje prace, choć już tylko przez Internet; nie mogę przecież już zajrzeć Ci przez ramię. Matsumura nadal gra w Angelo, a ja i Tsu w The Micro Head 4N’S, choć Kenji nie odzywa się do mnie i od dłuższego czasu utrzymuje się między nami atmosfera pod zdechłym Azorkiem.
Nie, jednak zmieniło się całkiem sporo…
„Nasze” mieszkanie jest „moje” – puste.
Nie ma Cię.
Odszedłeś.
…choć może fakt, że nie zaakceptowałeś innego basisty świadczy o tym, że wciąż o mnie pamiętasz. Czy czujesz wciąż coś do mnie, tak jak i ja do Ciebie?
…no i masz klucze. Nie życzę Ci źle, dlatego nie każę Ci wracać, ale jeśli już odchodzisz, to mógłbyś zrobić to porządnie i zabrać ze sobą wszystko. Otoczony zewsząd Twoimi rzeczami czuję się, jakbym prawie Cię miał – jednak to „prawie” robi ogromną różnicę; jakbym trzymał Cię za rękaw, niezdolny dosięgnąć Twojej dłoni. Czuję się, jakbym ślęczał w pięknym pałacu, trwał w pustej sali tronowej… ale co komu po takim zamku, na którym nie ma króla? Co z tego, że to wszystko, co mnie otacza jest prawdziwe i tak do złudzenia przypomina mi Ciebie, że nawet w tafli lustra w miejscu, w którym napisałeś mi listę zakupów, żebym ją zauważył, widzę Twoją twarz, kiedy ostatecznie nie mam Cię przy sobie. Te wszystkie rzeczy tracą wartość, kiedy nie ma najważniejszego punktu, który nadawał im ją – Ciebie. Taki szampon czy koszulę mógł kupić każdy… znaczenie to miało tylko wtedy, kiedy te przedmioty należały do Ciebie.
Ale porzuciłeś je.
Tak jak i mnie.

Filiżanka jest potłuczona.
Mam nadzieję, że znajdziesz sobie nową, którą ukochasz równie mocno…

6 komentarzy:

  1. To było takie smutne...ale i piękne. Cudownie ci to wyszło. Bardzo mi się podobało.
    Nie przejmuj się hejterami. Oni zawsze coś znajdą... Jak dla mnie możesz dodawać notatki nawet co miesiąc byle by były. Bo piszesz naprawdę cudownie i warto czekać na każdego ficka. Po za tym co cię obchodzą hejterzy. Masz swoje sprawy, swoje życie, swój blog. Jeśli nie chcesz pisać- ok, twoja decyzja i nikt nie powinien się wtrącać w twoje życie. Jednak jeśli pisanie ci pomaga- super, rób to, będę chętnie czytać. Może zabrzmi to naiwnie, głupio...ale...twoje opowiadania w pewien sposób mi pomagają. Czuje się lepiej albo odnajduję odwzorowanie swoich uczuć. Naprawdę uwielbiam je wszystkie czytać i do nich wracać. Nie piszę tego by zrobiło ci się lepiej. Po prostu po tym co napisałaś stwierdziłam, że warto by było się przełamać i ci to napisać. Mam nadzieję, że to przeczytasz.
    Pozdrawiam, stay strong, i weny jeśli chcesz
    -Estera

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie strasznie smutne wciągające i mówiące o bliskiej osobie, która odeszła...
    Piszę komentarz żeby nie gapić się w album, tak wszyscy wyjeżdżają z Polski.
    Napisz nam jak się żyje na tej obcej ziemi, chociaż może nie będzie tak źle ponoć polacy są wszędzie. A co do hejterów trzymaj się i nie daj się :) orkiestrę świątecznej pomocy też zhejtowali. Co się tam będziesz noobami przejmować;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie cierpię smutnych ficków;_;! Zawsze przy nich płaczę! ._.
    Piękne to było, tylko smutne... Do samego końca liczyłam na to, że ta Zniekształcająca lama pojawi sie jednak w drzwiach u Zero ._.
    A tu taki lipton ;_;

    Co do przedmowy...
    Olej tych ludzi naprawdę... Szkoda nerwów.
    Ja mam wrażenie, że ty dbasz o te stronę... No chyba, że maja na myśli "dbanie" w postaci wstawiania notek co 2 dni lub najlepiej codziennie, odpisywanie na każde komentarze i pisanie tlyko to co ludzie chcą...
    Cóż tak nie jest, im dalej sie idzie w życie tym mniej czasu się ma dla siebie, ponad to szkoła średnia jest wybitnie demotywująca.
    No i napisanie czegos dobrego to też trwa. Tworzenie ficka, a produkowanie ficków to przecież różnica.
    A jak ktoś tego nie ogarnia to cóż, jego problem i powinien się nad sobą zastanowić, a nie zwalać na autorkę.
    Olej, serio olej ich. Im bardziej sie przejmujesz tym gorzej na tym wychodzisz a te nupy się cieszą =_=
    Może zacznij kasować komy od tych debili? Nie wiem...

    Trzymaj sie Kita,
    Pozdrawiam
    ~Midziak

    OdpowiedzUsuń
  4. To pierwsze yaoi które przeczytałam od ...tygodnia ?..
    Mimo iż nie znam pairingu, bardzo spodobała mi się ta historia.Taka ...smutna.Wpędziła mnie w zamyślenie.

    Dziwiłam się, że nie było Cię tak długo.Dobrze, że wróciłaś.Cieszę się z tego powodu.

    Nie przejmuj się hejterami.Jestem pewna, że po prostu Ci zazdroszczą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kito! Tak się cieszę, że powróciłaś do nas, że nas nie zostawiłaś... Zaczynałam się martwić. Przez tak długi okres czasu wyczekiwałam, a teraz wreszcie się doczekałam. Naprawdę się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. Opowiadanie wywołało na mojej twarzy uśmiech, chociaż było smutne, jak diabli. I jak zawsze genialne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna miniaturka... Prawie się popłakałam .__. Wprowadziła mnie w dziwny stan, chociaż z drugiej strony przypomniała mi się piosenka Golden Bomber - Memeshikute i zdanie "Niemęski, niemęski w promieniach słońca"... Przynajmniej fajny układ taneczny mieli xD
    Wracając do opowiadania, jeszcze raz - bardzo piękne.

    OdpowiedzUsuń