Ten sam tekst zamieszczam w opisie w zakładce "The GazettE", gdyby ktoś nie zauważył - po co? Ano po to, aby wszyscy znali moje stronnictwo w tej sprawie i żeby uniknąć kolejnych niepotrzebnych dywagacji na ten temat i tekstów typu: "bo ma być Gazetto i koniec".
Tytuł: „Książę z bajki” cz.2
Paring: Hiro
(Nocturnal Bloodlust) x Crena Ketsueki (Bird as Omen)
Typ: mini-seria
Gatunek: ?
Beta: -
Ostrzeżenia: nagminne wulgaryzmy
- Przedszkole było zamknięte? – mruknąłem z
niedowierzaniem. – Czy może po prostu nikt nie był na tyle uprzejmy, aby
poinformować mnie, że to my je otwieramy?
Stałem w progu sali niczym wryty w podłogę
przyglądając się tępo to Daichiemu, który siedział na jednej z kanap ze swoją
córką na kolanach, to pozostałej części zespołu, która zbiła się niczym
opozycja na drugiej sofie. Masa, Cazqui i Natsu niczym jeden mąż przybrali
zacięte miny, za którymi próbowali skryć swoje zdziwienie. Widocznie byli
niemniej zaskoczeni niż ja.
- Mniej więcej… - odezwał się nieśmiało
„odseparowany” od reszty zespołu gitarzysta.
- „Mniej więcej” to znaczy, że otwieramy „Nocturnal
Bloodlust Kindergarden” czy to, że przedszkole było zamknięte? – dopytywałem,
nie ruszając się z miejsca.
- Zawsze zaprowadzałem Setsuko (imię wymyślone; nie
wiem nawet czy Daichi ma syna czy córkę… nigdzie nie mogę znaleźć o tym
informacji. Poza tym dziecko Daichiego z pewnością jest młodsze niż w tym
opowiadaniu, ale musiałam trochę naciągnąć fakty ze względu na Hiro [później
się dowiecie, o co chodzi xD] od aut.) do małego przedszkola, które znajduje
się na moim osiedlu, ale dziś pocałowałem w klamkę. Na drzwiach została
wywieszona informacja, że obie opiekunki, które tam pracowały, zaraziły się
rotawirusem i… no i przedszkole jest dziś nieczynne… - westchnął bezradnie. –
Nie miałem, gdzie jej zostawić. Moja mama nie mieszka w Tokio, a moja była
podrzuciła mi Setsuko wczoraj z wyjaśnieniem, że skoro jestem ojcem, to mimo iż
nie jesteśmy razem, powinienem zająć się dzieckiem… - gitarzysta powlókł po nas
udręczonym i zarazem przepraszającym spojrzeniem. Westchnąłem ciężko.
Kto by pomyślał, że to właśnie Daichi jako pierwszy
z nas doczeka się dzieci? Daichi – facet, którego najczęściej podrywano na
imprezach, gdyż większość myliła go z kobietą…
- Dai – podszedłem do muzyka i usiadłem obok niego.
– Mamy nawał roboty, nagrywamy nową płytę, a ty przyprowadzasz do studia
dziecko… - gitarzysta skulił się w sobie, pewien, że zamierzam go ganić. –
Gdzie ty masz głowę, co? Przecież wystarczyło zadzwonić i powiedzieć, że
dzisiaj nie dasz rady przyjść do pracy – założyłem ręce za głowę, rozsiadając
się wygodniej. – Smarkula to siła wyższa, nie?
- Ale przecież sam powiedziałeś, że mamy nawał
pracy i…
- Więc lepiej było przyprowadzić do studia ze sobą
dziecko? – spojrzałem na niego z politowaniem. – Jak zamierzasz pracować i
jednocześnie zajmować się Setsuko? Weźmiesz ją ze sobą na nagranie? Ja wiem, że
czasem brzmię, jakbym zawodził, ale sam przyznasz, że taka solówka płaczącego
dziecka mogłaby słabo brzmieć…
- No tak… - zgodził się. – Ale szczerze to myślałem,
że najpierw wy moglibyście nagrać swoje partie, a potem…
- …a potem ktoś miałby zająć się Setsuko, kiedy ty
będziesz nagrywał swoje? – dokończyłem za niego, spoglądając na Daichiego z
niedowierzaniem. – Przepraszam cię bardzo, ale kogo ty chcesz wrobić w rolę
serdecznego wujka?
Prędkość światła.
Dosłownie.
W mgnieniu oka dziewczynka znalazła się na moich
kolanach, a reszta chłopaków poderwała się na równe nogi, sięgnęła po swoje
instrumenty i jeszcze szybciej zamknęli się w sali nagraniowej z trzaskiem drzwi.
Cholera… To wszystko było ukartowane…
Niepewnie spojrzałem na Setsuko. Była to
trzyletnia, pucołowata dziewczynka o ciemnobrązowych włosach związanych w mocny
warkocz przez jej ojca, który najwyraźniej doszedł już do perfekcji, jeśli
chodzi o kobiece upinanie włosów. Ubrana była w jasnoróżową, wielowarstwową
sukienkę oraz obuta w o odcień ciemniejsze sandałki z motylkami. Tak, z
pewnością stanowiliśmy komiczny kontrast biorąc pod uwagę, że ja ubrany byłem w
czarne, poprzecierane jeansy z przypiętymi łańcuchami, białą bokserkę z
nadrukiem wielkiej czaszki oraz nosiłem glany, 2o, rzecz jasna… Książę
ciemności i mała księżniczka z Kraju Tęczy… brzmi jak początek jakiejś bajki,
nie?
Mała spoglądała na mnie roześmianymi, czekoladowymi
oczami, uśmiechając się niewinnie.
- Pobawis się ze mną, wujek…? – zająknęła się,
wciąż sepleniąc nieco.
- Hiro.
- …wujek Hilo – zachichotała niczym mała kokietka.
- Jasne, spoko, może być i Hilo… - mruknąłem pod
nosem. – Masz wyrodnego ojca, wiesz, mała? – skwitowałem kwaśno. – Ciekawe czy
jak będziesz starsza, to też będzie tak ochoczo wpychał cię w objęcia obcych
facetów? – westchnąłem.
***
Jakimś dziwnym fartem nagranie schodziło chłopakom
strasznie długo. Nigdy nie robiłem za niańkę, jednak muszę przyznać, że Setsuko
nie była jakoś wybitnie wymagającym dzieckiem. Ot tylko wyczyściła mnie ze
wszelkich drobnych, naciągając mnie na kolejne słodycze z automatu, który stał
na korytarzu i niezmordowanie kazała mi rysować księżniczki, które potem z
wielką radością zamazywała, tak, że nie można było się nawet domyśleć, czym w
istocie był w pierwotnym zamyśle ten obrazek. Kanapa, na której siedziała
dziewczynka, była już cała pomazana mazakami, ale nie zwracałem nawet na to
uwagi. Najwyżej któregoś dnia Dai będzie musiał zostać i zabawić się w
sprzątaczkę, tak jak mnie przyszło bawić się w dobrego wujka…
Siedziałem na podłodze przed kanapą, aby dziecko
miało więcej miejsca na swoje pierwsze impresjonistyczne dzieła. Miałem
wrażenie, że moje szanowne zakończenie pleców niedługo zespoli się z podłożem
albo przynajmniej dostanę odleżyn, gdyż tak bardzo bolała mnie kość ogonowa.
Zimno bijące od posadzki było tak przejmujące i tak rozeszło się po kościach,
iż miałem wrażenie, że mój szkielet zbudowany jest z zardzewiałych metalowych
rur, które ktoś bardzo zdolny jednak niekoniecznie trzeźwy pospawał tak „aby
tylko się trzymało”, przez co bóle reumatyczne towarzyszyły każdemu mojemu
ruchowi, który wymagał zbyt wielkiego udziału stawów.
Daichi zapłaci mi za to…
Z morderczych rozmyślań, w których dawałem upust
swoim rzeźnickim zapędom (przez co zdarzało mi się zadrżeć z rozkoszy) wyrwało
mnie pukanie. Nim zdążyłem się odezwać, drzwi otworzyły się, a w ich progu
stanął chłopak ze spóźnionym zapłonem, który zareagował podobnie jak ja na
widok gitarzysty z dzieckiem. Zatrzymał się gwałtownie, po czym nawet cofnął o
krok.
- To… to twoje dziecko… Hiro-sama? – wydusił z
trudem.
- Pewnie; ależ oczywiście, że tak – przewróciłem
oczyma, prychając.
- S… serio? – wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Nie! – sapnąłem. Boże, co jest z nim nie tak? Nie
dość, że ma spóźniony zapłon, to jeszcze nie wyczuwa ironii… - Zostałem
postawiony przed faktem dokonanym i wrobiony w rolę dobrego wujka…
- Ach… - odetchnął jakby… z ulgą? – Właściwie to… -
postąpił kilka niepewnych kroków w moją stronę. - …chciałem podziękować ci za…
za wczoraj – niemalże podejrzliwym spojrzeniem taksował Setsuko.
Ja wiem, że to wszystko wina dzieci – że zaczynamy
jeść resztki z obiadu, a nie pełnowartościowe posiłki, że wiecznie świecą nam
pustki w portfelu, że mamy nerwy w strzępach, starzejemy się, gnuśniejemy i
tyjemy – ale żeby spoglądać z taką niechęcią na trzylatkę? Crena wyglądał jakby
obawiał się, że gdy tylko straci z oczu małą, ta rzuci mu się do gardła z zamiarem
przegryzienia mu tętnicy… a przecież to moja rola. Z naszego towarzystwa tylko
ja mam w zwyczaju chodzić umazany cały we krwi… no dobra, substancji
krwio-podobnej…
- Coś jeszcze? – zmierzyłem go nieprzyjemnym
spojrzeniem. – Jakieś życzenia, uwagi, postulaty, cokolwiek?; czy po prostu
zamierzasz mi od tak sobie stać nad głową? – skrzywiłem się.
- Em… - zająknął się. – Wiem, że może nie znamy się
zbyt dobrze, ale…
- Nie – przerwałem jego monolog w zalążku. –
Słuchaj, chłopcze – w końcu podniosłem się z podłogi i spojrzałem z niego z
góry (z tej racji, że byłem od niego wyższy) – to nie jest jakiś pieprzony
harlequin czy drama, jasne? Zapamiętaj to sobie – puknąłem go palcem w czoło. –
W tym świecie twoi wybawiciele nie umawiają się z tobą na kawę, gniją wszelkie
empatyczne zachowania i nie ma miejsca na przyjaźń czy miłość. Jeśli chcesz
jeszcze kiedykolwiek pohasać po swojej różowej łące na końcu tęczy, to, mówiłem
ci już, zabieraj się stąd, byle szybko. Im dłużej będziesz siedział w tym
gównie, tym bardziej będziesz przypominał mnie – uśmiechnąłem się paskudnie.
Ketsueki nie odpowiedział. Spoglądał na mnie z
niewyraźnie, a jego wyraz twarzy... właściwie nie wyrażał nic. Wzruszyłem
ramionami i wróciłem na miejsce koło córki Daichiego, by chwilę potem zaliczyć
elegancką różową krechę na białej bluzce. Zajebiście…
- Mylisz się, Hiro-sama.
- Co? – podniosłem wzrok na bruneta, który jakby na
przekór uśmiechnął się do mnie w niewymuszony sposób. Właściwie ten jego
uśmiech… ładny był. Dawno takiego nie widziałem…
- Uważam, że się mylisz – powtórzył. – I udowodnię
ci to, ale najpierw musisz umówić się ze mną na tę kawę – zaśmiał się
perliście.
***
Ja serio nie wiem, co mnie podkusiło, żeby się
zgodzić. Ogłupiałem do reszty czy jak? W sumie… bardzo prawdopodobne…
Każde czyny niosą za sobą jakieś skutki, których
nie da się uniknąć, które trzeba ponieść – w moim wypadku było to ślęczenie
niczym na tureckim kazaniu w niewielkiej kawiarni, która mieściła się na
parterze studia nagraniowego. Niewygodne, twarde krzesło wbijało się z pasją w
moją miednicę, a jego metalowe, źle wyprofilowane oparcie torturowało
bezlitośnie moje plecy, a już w szczególności łopatki. Blat stołu, przy którym
zasiedliśmy był tłusty, niedomyty, co niezmiernie mnie irytowało. Przede mną
stał papierowy kubek czarnej niczym mój humor lury, której w żadnym stopniu nie
można było nazwać kawą. Po mojej prawej siedziała córka Daichiego zajadająca
się zielonym sernikiem na zimno (popularne ciastko w japońskich kawiarniach –
jedna z ich wariacji kulinarnych i przykład „zjapońszczenia” tego, co przyjęli
z zachodu od aut.), z czego całkiem spore kawałki ciasta przyozdobiły
malowniczo jej różową sukienkę, a nawet moje spodnie. Dziewczynka, że tak
powiem, miała szerokie pole rażenia… Gitarzysta pewnie nie będzie zadowolony na
widok własnego dziecka w zielonych ciapkach, ale to już mniejszy problem. Może
nauczy się, żeby nie powierzać opieki nad dziećmi komuś takiemu jak ja…
Naprzeciw mnie z kolei siedział Crena. Uśmiechał
się samymi kącikami ust, a jego wzrok zdradzał, że jest z lekka nieobecny, może
nawet rozmarzony. Obracał w dłoni identyczny kubek jak mój, przyglądając się
jak napój w środku wirował, oblewając papierowe ścianki. Sprawiał wrażenie,
jakby wszelkie problemy tego świata go nie dotyczyły – ot zwykły, beztroski
chłopak przyszedł napić się obrzydliwej kawy ze swoim kumplem, który ubzdurał
sobie, że jest księciem Mordoru oraz różową wróżką-zębuszką bez prawej jedynki,
która ewidentnie nie przestrzegała diety. Zdziwieni moją samokrytyką? Myśleliście,
że potrafię tylko warczeć na wszystko wokół, a siebie wywyższać niemalże na
wyżyny niebios? Błąd. Zawsze twierdziłem, że obiektywna ocena własnej
osobowości jest tym, od czego trzeba zacząć.
No to skoro już zdawałem sobie sprawę, że jestem
przyjemny jak nóż wbity w brzuch, empatyczny jak woda w klozecie i wyglądałem
jak ktoś, komu zaraz mogą puścić nerwy, co może skończyć się rozlewem krwi w
masowych ilościach oraz zabarwieniem ścian lokalu na czerwono, to dlaczego nie
próbowałem tego zmienić? Odpowiedź jest prosta: bo nie.
Bo nie było takiej potrzeby.
Bo tak jest dobrze.
Świat jest zepsuty; podobnie jak ja – po co udawać,
że jest inaczej?
W życiu możesz być jednym z dwóch typów ludzi – nie
jest to takie banalne rozgraniczenie na „pan/pani dobry/dobra” i „pan/pani
zły/zła” – możesz być szczęśliwą świnią albo smutnym Sokratesem. Co to oznacza?
Już spieszę z wyjaśnieniami: albo możesz mieć wszystko w dupie i udawać, że
jest pięknie, ładnie, izolować się w swoim cudnym światku rodem z
„Teletubisiów” lub przyjąć owe wszystko takim, jakie jest w rzeczywistości. Ta
druga opcja kończy się zazwyczaj doszukiwaniem powodu, przyczyny, dla której
przyszło mi egzystować w takim świecie, a nie innym, niemalże filozoficznym
rozprawom, czemu z początku towarzyszy entuzjastyczny zapał i chęć zmieniania
świata, bawienie się w „Miss America”, czyli walczenie z terroryzmem,
przeciwdziałanie wycince lasów Amazonki, rozdawanie ubogim wody, jedzenia oraz
leków, budowania szkół w krajach trzeciego świata, zaprowadzenie pokoju na
świecie… aż w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że nie jesteś wszechmocny i
żadnej z tych rzeczy nie uda ci się zrealizować; tym bardziej samemu. Niestety,
pech chciał, że człowiek wyewoluował do swojej najbardziej snobistycznej,
egocentrycznej i złośliwej formy, przez co z kolejnym upływem czasu dostajesz
kolejne lekcje życia, z których wynosisz to, że za twoje dobro ludzie odpłacą
ci się jedynie kopem w dupę, a jak dasz im palec, to odgryzą całą rękę,
zostawią cię gdzieś w rynsztoku zakrwawionego, zakneblowanego i nawet nie będą
tak mili, żeby cię dobić, tylko zostawią cię samemu sobie, żebyś wykrwawił się
na śmierć, a przedtem odpowiednio zajęła się tobą gangrena. Zajmą twoje
miejsce, będą sypiać z twoją żoną, wyrzucą twoje dzieci z domu i zgwałcą twoją
córkę na twoim grobie, jak to śpiewał Kyo w „Agitated Screams of Maggots”.
Optymistycznie, prawda?
Ja już mam za sobą te lekcje życia, toteż zostałem
ograbiony ze wszystkich złudzeń. Teraz zostało mi tylko pisanie o tym piosenek,
darcie się do mikrofonu i wysłuchiwanie, jakiż to jestem „kawaii” od moich
nastoletnich fangirlów.
Ten świat się pogrąża…
Dobra, ale wracając do głównego tematu, tak oto
znalazł się przy jednym stoliku smutny Sokrates, niedoświadczone życiem dziecko
– wciąż pusta kartka – oraz szczęśliwy prosiak, który albo coś tam sobie dosypał
do tej kawusi, że był aż tak kurewsko szczęśliwy, albo chciał mnie po prostu
wkurwić.
- No więc…? – mruknąłem wyczekująco.
- „No więc” co? – Ketsueki spojrzał na mnie z
niezrozumieniem.
- Chyba po coś mnie tu przyciągnąłeś nie? –
wywróciłem oczyma.
- „Po coś”…? – kuźwa, trybiki mu się w głowie
zacięły czy jak?! – Ach! – zaśmiał się niespodziewanie. – Myślałem, że już się
zorientowałeś.
- Co? – ściągnąłem brwi w niezrozumieniu.
- Uważasz, że wszystko, co cię otacza jest
sztuczne, zepsute, bezwartościowe… że ludzie to pozerzy, którzy tylko grają
przed tobą, kiedy chcą coś od ciebie wyciągnąć… że nie ma miejsca na miłość czy
przyjaźń – pokręcił głową. – Ale mylisz się. Czy sam fakt, że przyszedłeś tu ze
mną nie jest już czymś pozytywnym? W końcu nie chciałeś mnie urazić i…
- Wmawiaj sobie – prychnąłem. – Myślisz, że
obchodzą mnie twoje uczucia? Dla mnie jesteś niestabilną emocjonalnie
nastolatką z okresem – uśmiechnąłem się przesłodko. Brunet zachichotał. – Bawi
cię to?
- Jasne – przytaknął. – Bawi mnie to, jak
desperacko próbujesz wykreować w mojej świadomości swój obraz jako bezdusznego
skurwiela, który z nikim i niczym się nie liczy – posłał mi przeszywające
spojrzenie. – Wiem, że tak nie jest – rozłożył ręce, jakby podkreślał, że to,
co mówi, jest rzeczą oczywistą. – Ale wracając do tego, co mówiłem wcześniej;
czy to, że na prośbę jednego z członków twojego zespołu zgodziłeś się opiekować
cudzym dzieckiem nie jest czymś pozytywnym? Gdyby w istocie świat był taki,
jakim go sobie wyobrażasz, dobro nie istniałoby wcale, zgodzisz się ze mną?
- Zostałem wrobiony w niańczenie dzieciaka –
warknąłem.
- Nawet jeśli to prawda – nachylił się nad stołem –
to wciąż nie zmienia to faktu, że miałeś wybór.
- Zostałem postawiony przed faktem dokonanym –
uparcie trwałem przy swoim.
- Gówno prawda – odchylił się z powrotem, opierając
o oparcie krzesła i zakładając ręce na piersi. – Nigdy nie zdarzy się taka
sytuacja, w której nie będziesz miał absolutnie żadnego wyboru. Wybór jest
zawsze. Problem tkwi w tym, że moralność człowieka… jakby to powiedzieć?...
tuszuje pewne sprawy; sprawia, że pewne ewentualne rozwiązania danej sytuacji
nie są przez ciebie nawet brane pod uwagę, nie rozważasz ich – założył nogę na
nogę. – Mogłeś zostawić dziecko same sobie i iść w siną dal – już chciałem coś
powiedzieć, jednak chłopak nie dał mi dojść do głosu. – Była to jedna z
możliwości, jednak nawet nie przeszła ci ona przez myśl. Od razu założyłeś, że
musisz zająć się dzieckiem, wziąć na siebie odpowiedzialność za nie; gdybyś w
istocie był takim skurwysynem, za jakiego się podajesz, byłoby zupełnie
odwrotnie – nawet nie rozważałbyś możliwości zajęcia się dzieckiem. Wyszedłbyś
trzaskając drzwiami – uśmiechnął się szeroko. – Ale tego nie zrobiłeś.
Zostałeś. A wiesz dlaczego? Bo nikt nie jest tak do końca zepsuty – uśmiechnął
się ładnie. – Owszem, zgodzę się, że świat ten nie jest jednolicie różowy, ale
nie mogę przytaknąć też na to, że jest czarny czy szary. Rzeczywistość emanuje
całą gamą barw; pytanie tylko, dlaczego tak usilnie starasz się pozostawać na
nie obojętnym?
Minęła długa chwila wypełniona stukaniem obcasów
kelnerek, dzwonieniem dzwonka przy drzwiach wejściowych i irytującego dźwięku
towarzyszącego otwieraniu kasy fiskalnej nim ponownie zdecydowałem się odezwać.
Ta niby swoista, ale jednak drażniąca kakofonia sprawiała, że miałem mętlik w
głowie.
- Chwilowe podjęcie odpowiedzialności za dziecko
jest uzasadnione samolubną motywacją; wizją tego, że jeśli bachor zrobi sobie
coś podczas, „rzekomo”, mojej opieki, będę miał znacznie gorsze kłopoty, tym
bardziej jeśli wyda się, że owa opieka była tylko i wyłącznie „rzekoma”, bo w
istocie nie było mnie na miejscu przy Setsuko – mruknąłem.
- Uparty jesteś – zaśmiał się młodszy. – Niemniej
obawa przed tym, że przez ciebie lub, w takowej sytuacji, przez twoją
nieobecność stanie się coś drugiej osobie oraz wyrzuty sumienia towarzyszące
takiej myśli są jednak przejawem twojej „ludzkiej” strony – wzruszył ramionami.
– Poza tym… Mimo iż jesteś tak święcie przekonany o swojej racji, zgodziłeś się
tu przyjść, pomimo iż celem naszego spotkania było moje zanegocjowanie twojego
światopoglądu. To świadczy o tym, że przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może
myśleć inaczej, a więc jesteś tolerancyjny, co jest kolejną ujawnioną przez
ciebie pozytywną cechą. No i… - uśmiechnął się szelmowsko. – No i powiedziałem
przecież, że udowodnię ci, że się mylisz. Hiro-sama, powiedz szczerze, chciałeś
usłyszeć, że jest inaczej. Chciałeś usłyszeć, że nie masz racji – jego uśmiech
z każdym kolejnym zdaniem pogłębiał się. – Możesz się do tego nie przyznawać,
ale gdzieś tam w głębi ciebie tkwi płomyk nadziei i dobra. Jesteś tacy jak
wszyscy inni ludzie; nie idealny, ale także nie zepsuty do cna – posłał mi
ciepły uśmiech i spojrzenie spod półprzymkniętych powiek. Crena wyglądał jakby
promieniował szczęściem. Ukontentowany wpatrywał się we mnie niczym uosobienie
radości; nie wiem, dlaczego, ale w tym momencie przeszło mi przez myśl, że
wygląda niczym małe, żywe słońce.
- Pierdolenie kotka za pomocą młotka – przewróciłem
oczyma, kwitując wulgarnie, kwaśno. – Zaciągnąłeś mnie tu na jakieś
pseudofilozoficzne rozmowy? – prychnąłem.
Ketsueki już otwierał usta, by odpowiedzieć, kiedy
niespodziewanie odezwała się jak dotąd milcząca dziewczynka. Pacnęła nieco
obślinionym przy krawędziach, pustym już papierowym talerzykiem o stół i
kopnęła mnie w rzepkę.
- Wujku Hilo… - zaczęła słodko, machając nogami w
powietrzu i oblizując obklejone ciastem rączki. – Chcę siku…
***
- Pierdolę to! Idę do domu! Nic nie będę dzisiaj
nagrywał! – wepchnąłem względnie doprowadzoną do czystości Setsuko w objęcia
ojca.
- Ale Hiro będziemy mieć obsuwę i…
- Mam to w dupie! Było mi nie wciskać bachora pod
opiekę! – wyszedłem z sali trzaskając drzwiami.
- Wściekł się?
- Jak cholera…
Prychnąłem pod nosem i szybkim, sprężystym krokiem
ruszyłem do windy. Już po drodze przeszukiwałem kieszenie w poszukiwaniu paczki
papierosów. Ukontentowany wsunąłem jedną z używek między wargi i odpaliłem ją,
nim jeszcze zdążyłem wyjść z budynku. W ekspresowym tempie pokonałem całą
długość parkingu, by znaleźć się przy własnym samochodzie, oprzeć się o
karoserię i westchnąć ciężko, jednocześnie wydmuchując z płuc szary obłok. Nim
zdążyłem spalić połowę papierosa, znów ktoś zwalił mi się na głowę.
- Podwieziesz mnie?
- A co ja, kurwa, taksówka? – zmierzyłem wściekłym
spojrzeniem wiecznie roześmianego bruneta.
- No niby nie – oparł się zaledwie kilka
centymetrów ode mnie, chichocząc. – Żeby tak doszczętnie nie niszczyć twojego
światopoglądu na „dzień dobry”załóżmy, że rzeczywiście nie istnieje w
dzisiejszych czasach coś takiego jak bezinteresowna pomoc, a więc powiedzmy, że
i twoja nie będzie darmowa.
- Zapłacisz mi? – spojrzałem na niego z
politowaniem.
- Nie w formie pieniężnej – ściągnąłem brwi w
niezrozumieniu, spoglądając na niego, nie ukrywam, z lekką dozą zaciekawienia.
– Mogę się odwdzięczyć – uśmiechnął się.
- W jaki sposób? – dociekałem.
- A w jaki chcesz? – odpowiedział mi pytaniem na
pytanie, nie przestając się szczerzyć.
Co do tego czerwonego tekstu na samym początku, to ja piszę opowiadania z tG, ale nie dlatego, że oni są popularni i pewnie będę miała dzięki temu w ciul czytelników (których i tak nie mam), lecz dlatego, że czuję niedosyt Aoihy i Kaity, co zapoczątkowało moje wszystkie opowiadania, a tylko opowiadania piszę. Jakoś nie potrafię się kierować tymi wszystkimi stereotypowymi opisami członków tG :/. Nie zachęcam cię do czytania moich pierdół, bo na pewno masz dużo na głowie, poza tym tG bodajże już ci się przejadło, więc wolałabym cię nie denerwować xD. Nawet nie wiesz jak skakałam z radości, gdy zaczęłaś to opowiadanie z NB. Na reszcie ktoś, kto odważył się o nich pisać! ^^ Ja chyba też za niedługo o nich zacznę, ale na razie zawiesiłam swoją działalność, bo nie ma sensu pisać po to, by w kółko jedna i ta sama osoba cię motywowała. Tak jakby to robiła z przyzwyczajenia a nie z przyjemności, bo lubi czytać yaoise i jest niby tą moją czytelniczką. I tak dużo osób mnie już opuściło. No, ale nie weszłam tutaj, by użalać się nad swoim marnym żywotem.
OdpowiedzUsuńPrzepiszczałam całą wieś, jak zobaczyłam 2 część KZB. Taaak, mój entuzjazm nie zna granic... a teraz w skroniach mi piździ i się zastanawiam, czy ja czasem tętniaka nie mam... o.o
Ale się Hiro ściął jak mu Crena poopowiadał, jaki to nasz Książę Ciemności Oblany Krwistą Krwią jest w głębi duszy dobry (w co szczerze wątpie xD). Zdanie: "(...) trybiki mu się w głowie zacięły czy jak?! (...)" mnie doszczętnie rozjebało xDDD.
Pozdrowienia i całuski i hugsy przesyłam ;**
...lektura na początku pewnie przez mój komentarz ;)
OdpowiedzUsuńNie martw się, nie zmuszam. Czytam opowiadania o masie zespołów, ale mam sentyment do opowiadań, które nigdy nie zostały skończone. Spokojnie! :)
Jeśli chodzi o tą powyższą lekturę obowiązkową, dużo do powiedzenia nie mam, gdyż wszystko co miałam na myśli umieściłam w jednym z komentarzy. Powiem tylko tyle, że rozumiem Twoje stanowisko odnośnie pisania o The Gazette. Cieszę się, że to niby przyszłościowe „spadanie statystyk” Cię nie przeraża i nawet jeśli liczba wyświetleń trochę by się zmniejszyła (co na pewno się nie wydarzy, ewentualnie może jedynie wzrosnąć) wciąż będziesz pisała i dzieliła się z nami swoimi tworami. Nie powiem, ulżyło mi. Gdybyś zawiesiła bloga tylko dla tego, że kilka zakochanych nad życie w TG czytelniczek zrezygnowałoby z czytania tego, co wychodzi spod Twych uzdolnionych rączek, byłabym strasznie smutna i zwiedziona. Mimo wszystko musisz pamiętać, że jest tu wiele osób, które kochają Twoje opowiadania oraz są chłonne czegoś nowego i nie wymagają jedynie tego, czego w internecie jest ponad stan. Przeczytałam masę opowiadań o Gazetto i zgodzę się również z tym, że charakterystyka chłopaków często się powtarza. Tak jakby autorki wzorowały się jakimś konkretnym opowiadaniem, które odniosło nie mały sukces i swoją początkową oryginalnością przyciągnęło masę czytelników. Nudy. Jeśli chodzi o Twoje tempo dodawania nowych postów, jest ono faktycznie imponujące. Jesteś jedną z niewielu moich ulubionych autorek, które piszą w tak zawrotnym tempie. U jednej nowy rozdział opowiadania, które kocham nad życie, pojawia się co pół roku, może więcej. Czytam jej bloga od dwóch lat, a na bieżąco doczekałam się jedynie czterech rozdziałów. W porównaniu z Tobą to niebo, a ziemia. To, że czasami możesz napisać coś po dwóch, trzech tygodniach w moim mniemaniu nie jest tragedią i nie mam zamiaru nigdy Cię poganiać. Tak jak powiedziałaś, jesteś tylko człowiekiem, a każdy z nas ma swoje obowiązki oraz problemy, więc wszystko jest zrozumiałe, a ja wyrozumiała. Treść komentarzy widniejących pod postami sama mówi za siebie. Twoja twórczość dobrze się przyjęła, zaskarbiłaś sobie nie małe grono czytelników i jestem pewna, że większość z nich, tak jak ja, nie zostawi Cię choćby nie wiem co. ≧◠ᴥ◠≦
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału.
Oh, dejm.
Właśnie odpływam do krainy wiecznego szczęścia, latających nosorożców, tęczowego nieba, chmurek z waty cukrowej, domków z piernika i trzęsących galaretek pasących się na cukierkowej łące. Nie mogłam doczekać się kontynuacji, gdyż pierwszy rozdział bardzo mnie zainteresował i wciągnął. A kiedy przeczytałam drugi z uśmiechem spełnienia zaczęłam spływać z fotela niczym kisiel, w który przeistoczył się mój mózg. Cudo, cudo, cudo. Daichi pojawił się na próbie z dzieciątkiem. Z córeczką. Ja się pytam, dlaczego akurat musiała to być córeczka…? Jeśli chodzi o dzieci w wieku 0-8 lat, większej akceptacji mogą spodziewać się po mnie chłopcy. Z doświadczenia uważam, że są bardziej rozgarnięci, jakoś można wytrzymać w ich towarzystwie (ta ignorancja mojej osoby…) i nie mają obsesji na punkcie różowego koloru, słodkich zwierzątek oraz otumaniających bajeczek emitowanych na mini-mini, od których w dzieciństwie uzależniała mnie moja mamusia. Pierwsze miejsce w czołówce zajmowała Ulica Sezamkowa i Kucyki Pony. Pamiętam święta Wielkanocne kilka lat wstecz, kiedy to rodzicielka wołała mnie do stołu, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w ekran telewizora, oglądając poranny maraton Świata Elmo. I ta piosenka…Brr. Na samo wspomnienie aż mnie ciarki przeszły. Tak czy siak, wolałabym synka, o. Wcale nie dziwie się, że Hiro się zirytował, bo sama pomyślałabym, że to mało zabawny żart. Z drugiej strony co Dai miał zrobić? Przecież nie zostawiłby dziecka samego w domu, a jako ojciec również powinien znaleźć czas na zajęcie się swoją córką. A jeśli tego czasu nie ma, zawsze można je komuś podrzucić i zrobić z niego przymusową niańkę. Z drugiej strony faktycznie mógł po prostu zadzwonić i powiedzieć, że nie może przyjść. Chociaż gniew i krzyki Hiro nie byłyby tego warte.
A tu niespodzianka, bo okazało się, że nawet taki tyran jak on może być wyrozumiały.Swoją drogą, ja nigdy nie oddałabym swojego dziecka pod opiekę takiego anty-dzieciarza jakim jest Hiro. Trzeba być nieodpowiedzialnym lub bardzo zdesperowanym, by się na to zdecydować. Jeju, wyobrażam sobie, jak oni musieli razem słodziutko wyglądać. Ludzkie wcielenie Pinkie Pie oraz mieszanka Sweeney Todda i męskiej wersji Yuno Gasai. Miód, słodzik i gumisie. Niach, niach~! ♥ Podczas czytania stwierdziłam, że Setsuko jest momentami nawet urocza. Malutka artystka. Ale w rzeczywistości, gdybym została zmuszona do przebywania w jedynym pomieszczeniu z takim dzieciątkiem, poszłabym się pociąć plastikowym nożem. Hiro był bardzo dzielny, naprawdę. I wytrwały. Mnie by już dawno szlag trafił. Gdzieś pomiędzy drugim rysunkiem na kanapie, a pierwszym stadium przyspawania się mego tyłka z podłogom. Crena pojawił się w idealnym momencie. To jego zaskoczenie na widok Hiro razem z dzieckiem, ta wyraźna niechęć względem dziewczynki i ulga, kiedy okazało się, że nie jest to dziecko wokalisty. Sialalala. Gay radar made on. A kiedy zaczął dziękować Hiro nie mogłam nadziwić się, jak ten człowieczek jest uroczy i wyraziłam to piskami oraz maltretowaniem w objęciach poduchy. Z uśmiechem czekałam na reakcje Hiro, a mina szybko mi zrzedła. Co za dziad. Nic go ta słodycz bijąca od Creny nie ruszyła. Cholerne drewno. Wróć..! Nawet Pinokio miał więcej ludzkich odruchów. Ale czego można spodziewać się po Hiro? Na pewno nie połączenia drętwej, dumnie wyprostowanej reinkarnacji Clarka Kenta z przyklejonym oślepiającym uśmiechem na twarzy niczym z reklamy Blend-a-meda samą posturą mówiącego „Tak, płoń w blasku mojej zajebistości…” i Enrique Iglesiasa odśpiewującego „I can be your Hero, baby”. Hiro to Hiro i już. Kurczę, pomimo tej wyraźnej niechęci ze strony Księcia Ciemności, Crena spróbował się z nim umówić, czym ponownie spowodował uśmiech na mej twarzy. Facet nie ma żadnego wyczucia sytuacji. Ta zła aura bijąca od Hiro powinna znacznie uświadomić go w tym, że najlepiej byłoby sobie pójść i pozwolić, aby to dziecko ponownie zaczęło wykańczać go psychicznie, zachowując przy tym swój cenny żywot, ale nie, bo po co. Lepiej z czymś wypalić i czekać, aż wokalista zmiażdży Cię słownie. Co za masochista. Przy wywodzie Hiro musiałam na chwilę przerwać czytanie zasłaniając oczy dłońmi i modląc się, aby Crena wszedł z tego cało bez żadnych urazów psychicznych, bo kwestią zdrowia fizycznego zbytnio się nie przejmowałam, bo co jak co, ale Hiro chyba nie zrobiłby temu uroczemu stworzeniu krzywdy, prawda? Prawda…? A co się okazało? Jego mowa wcale nie wywarła na nim zbyt dużego wrażenia! I na to właśnie czekałam. Czekałam, aż znajdzie się osoba, która uświadomi Hiro, że sława czy życie jako gwiazda wcale nie jest gówniane i zawsze można znaleźć w nim jakieś pozytywy. A przebywanie w towarzystwie osoby, która widzi dobre strony bagna, za które Hiro ma dotychczasowy żywot, może choć trochę zmienić poglądy wokalisty na pewne sprawy. Kurczę, byłam zaskoczona, że Hiro zgodził się na propozycje Creny. A jednak cuda się zdarzają. Te rozmyślenia wokalisty NB są momentami przerażające i dobijające. Od jakiegoś czasu jestem optymistką i takim pozytywnym słoneczkiem jakim jest Crena, także takie pesymistyczne rozmyślanie jest zupełnym przeciwieństwem życia, które w kolorowych odcieniach postrzegam ja. Pomimo tej różnych między chłopakami uważam, że idealnie do siebie pasują. W końcu przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Wow. Crena mnie zaskoczył. Postrzegałam go w tym opowiadaniu, jako taką pierdołę, a jak przychodzi co do czego, potrafi się treściwie i bardzo przekonująco wypowiedzieć. Rozmowa zaczęła wchodzić na interesujące tory, ale jak zwykle ktoś musiał przerwać, noszkurnapsiamać.
UsuńTa dziewczynka to ma wyczucie czasu, naprawdę. Wręczyć jej order uśmiechu a później zapakować w pudło i wysłać na Madagaskar. Na końcu Hiro wreszcie wybuchł. Wiedziałam, że kiedyś musi to nastąpić. A ja biłam brawo, kiedy tak brutalnie wręczył dziecko właścicielowi...tzn. tacie! Ykhm. Ta dziewczynka była po prostu irytująca. Pora zacząć wyprowadzać z równowagi kogoś innego. Tatuś ma pewnie przy niej stalowe nerwy, także wcale nie szkoda mi Daia. Sam stworzył tego małego potworka, to niech się męczy. Aasdfghjklkjhgfdfghjk! Obumarł mi mózg. Gdy Crena wspomniał o innym sposobie zapłaty, czy miał na myśli, to o czym myślę..? Czyżby się okazało, że wcale nie jest takim słodziutkim aniołeczkiem, za którego go miałam..? O. Mój. Boże. Jestem na TAK! Farba z nosa i zgon na miejscu. Tak pozytywnie mnie uderzyło, że aż dusza odstąpiła od cielska, ale zaraz nieprzyjemnie zmroziło, gdyż skończyły się literki.;; Kurczę, no! Cholernie nie mogę się doczekać następnej części. Jak można, cholera jasna, kończyć w takim momencie?! Kita, ty cudowna sadystko! T_T
Usuńno jednak szkoda, że NIE piszesz o gazette. Bardziej jednak dziwi, że nie widzisz przepychu elektroniki w zespołach, które wymieniłaś. Wydawało mi się, że masz dobry słuch. Born bez tego raczej by nie zaistniało a i w Oz (oni jeszcze w ogóle grają/ nagrywają?) też było jej co nie miara. Właściwie teraz nie ma zespołu, który nie wspomagałby się elektroniką.
OdpowiedzUsuńAle pomijając.
Miałaś kilka seri takich jak Monsters NIE BYŁY o Gazette ale ich nie skończyłaś. A dajesz kolejne, inne, całkiem nowe i wprowadzasz lekki zamęt. Ja już nie szczególnie pamiętam kto/ co /gdzie w jakim opowiadaniu, a śledzę twojego bloga dość dawno. Posegregowanie zespołami ? Ale właściwie dlaczego w ten sposób?
Poza tym nie sądzę żeby był większy sens mówienia o różnych zsepołach visual kei bo jest tak specyficzny rodzaj muzyki, że naprawdę trzeba to lubić.
Coś czuję, że nieźle erotyczne będzie to podziękowanie.:P Nie znam ani jednego, ani drugiego muzyka, ale zaciekawiła mnie ta seria.
OdpowiedzUsuńMała jest niezła.xD
Nie wiem, dlaczego przysięgasz na Boga, skoro w niego nie wierzysz, dlatego nie za bardzo mogę brać na poważnie tego, co mówisz o poszczuciu psami...
OdpowiedzUsuńCo do opowiadań o TG to też mnie się przejadły... I nie mogę już więcej czytać o "Rukisiowych rączkach". Serio, w większości opowiadań, jakie czytałam, Ruki jest wesołym stworzonkiem zachowującym się jak nastolatka, a autor/ka robi go jeszcze bardziej przerysowanego, pisząc o nim jak o małym dziecku: "wydął usteczka, podniósł rączkę"... Przecież to jest, kurczę, dorosły facet, a nie dziecko... Serio, ja tak mówię do/o swojej dwuletniej kuzynce... A akurat Setsuko jest aniołkiem, jeśli chodzi o zajmowanie się nią. :D
Mnie się Hiro kojarzy z lawą (omawiamy "Dziady III" na polskim - od tego mózg mi się lasuje), na zewnątrz taki oschły, antypatyczny i w ogóle bez kija nie podchodź, ale gdzieś w środku jest taki czuły i kochany, na pewno. :D I gorący. xD
W ogóle Hiro i Crena mi trochę przypominają roślinę i słońce (bio-chem też lasuje mózg). Roślina zwraca się w stronę słońca i nie może bez niego żyć, a słońce mogłoby żyć bez rośliny, tylko wtedy to jego "życie" byłoby bez sensu, bo słońce nie miałoby dla kogo istnieć... Wow, metafora dnia po prostu... -.-
Co do tego "podziękowania" to mogę się założyć, że tylko tak napisałaś, żeby pobudzić naszą ciekawość i wyobraźnię... A tak naprawdę wszystko spali na panewce i okaże się, że pójdą do restauracji albo Crena zrobi Hiro obiad. I wszystkie moje nadzieje na "coś tam coś tam" pójdą się pieścić. ;-; Soł sed.
Co do wstępu.
OdpowiedzUsuńJa jestem za tym byś nie pisała GazettE. Ta cała szablonowosc dobija. I jak dla mnie szablon jakoś źle dobrany. Gdzie w rl Ruki to słodki ukesik... Najbardziej perwesyjny... Ale to już szczegóły.
Ja bym chciala coś np MUCC albo Sadie jeśli można.
Masz swój sposób pisania i wreszcie nie ma tu cukierkowej miłości. No bo błagam kto widział facetów otoczonych tęcza... (po za paradami równości)
podoba mi się twoje (w miarę) realne spojrzenie. Już wolę psychopatow którzy są realistyczni niż te słodkie mizianka na każdym kroku.
a co do tego tu to bardzo mi się podoba i oczekuje dalszego rozwoju akcji.
Pozdrawiam i życzę weny.
No dobra... Ja na razie tylko do tej części na CZERWONO ;x piszę.
OdpowiedzUsuńMiałam przemilczeć uznając, że to haczyk na komy, ale ułożyłam w autobusie swoje myśli i piszę.
Nie wiem czy to odczytasz, czy nie...
Tak czy inaczej. Kobieto, puchu marny... Po co ty to piszesz?
Już raz mówiłaś, że nie piszesz z gazetami i starczy. Wiesz komentarze od ludzi są czymś na co trzeba brac poprawkę. Tak jak w fizyce wynik trzeba podawać z błędem +/- ileś tam. Tak i na to trzeba wziąć ten błąd i nie brać wszystkiego do siebie.
Może ktoś cie podpuszcza, chcąc cię zirytować i czerpie teraz przyjemność z tego, że się wkurzyłaś i napisałaś dający po oczach tekst?
Poza tym... Nie wiem co jest głupsze... Stereotypy postaci, czy uważanie, ze one w ogóle istnieją. Bez jaj. Autor kreuje sobie postać taką jaka mu się żywnie podoba.
Nawet gazety mozna ciekawie ująć. A na hejterów nie warto zwracać uwagi, bo po czasie i tak albo zapomną, że w ogole cos tobie pisali, albo wrócą czytać jeszcze raz, bo okaże się jednak dobre. Naprawdę przejmowanie się szablonem jest bez sensu. Jego nie ma. To tylko twoje odczucie. To są tylko wyobrażenia faneczek. One by chciały, żeby tak było od co. Bawią sie w boga, kieruja postaciami. Ty tez tak możesz. To że ktoś keidyś sobie wymyslił ze np Aoi bedzie Cassanovą. Nie muszisz tak zrobić. Możesz go ująć np bardziej realnie. Ot taki sobie lekkoduch, nieco dziecinny, klepie co mu ślina na język przyniesie. Jesli to miałabyc wymówka od niepisania ff z tg to wyszła ci badziewna...
Nawet nimi mozna się bawić, a wiem to ze swojego przykładu
Ale fakt, mogą się znudzić. Ich wszędzie jest pełno. I tu chwali ci się, że uzywasz innych sobie grup do ficków.
Ale nie zarzekaj się , ze juz NIGDY PRZENIGDY nie ruszysz ff z gazetami... Bo nigdy nie wiesz czy ci nagle coś do głowy nie przyjdzie i tylko oni będą pasować ;p
Nie ja ich nie bronię, żeby nie było...
No... Dobra może teraz zacznę, bo pisałaś cos o muzyce. Kurcze co ma muzyka do fanficków :x?
Ja nie wiem... Mysle, że mozna pisać sobie opowiadania z zespołem, którego się zna bardziej od storny członków i ich biografii, niz muzyki.
Bo ona raczej się w to nie miesza, chyba, że ktoś czerpie z niej inspiracje i np ustawia sobie za motyw całego ficka jakiś utwór, scenę z niego,
Co do muzyki Gazetek to zauważyłam, że blisko 90% osób, z którymi rozmawiam i ponad 60% tych, któych ot sobie widziałam narzeka na nową ich twórczosć. I naprawde nie rozumiem o co tyle szumu. Nie tylko oni wstawiają kupę elektorniki do siebie ( nawet w sumie nie ma jej tak duzo)... A biorąc pod uwagę to, że dźwięk gitar i basu poniekąd tez ma wiele wspólnego z elektroniką i tylko perkusja jest czysto akustyczna, to każdy zespół tego używa... Więc? Jak mi kotś to wyjaśni czemu tak plują na tG to chyba dostanie nagrodę. Ja tego nie rozumiem. Sa słabsze utwory i są lepsze... Ale odnoszę wrażenie, ze mimo kilku wpadek dalej trzymają poziom...
A pomysł co do Boga co che ukarać... To był świetny. Żąłuje bardzo, że wzięłaś do tego aoihę, z którą się tak bardzo męczysz, że az musisz o tym napisać długi wywód, bo pomysł był genialny. Chciałabym się dowiedzieć jak to się skończyło, ale czytając ten oczojebny tekst na czerwono domyślam się, że nigdy się nie dowiem. Komercyjne czy nie, podobało mi się, ze względu jak już pisałam kilkukrotnie, pomysł. Może zmien parę? ;_;
UsuńJa ci propozycji paringów wysyłać nie będę. Raz to zrobiłam starczy.
Jeszcze potem zobaczę o sobie adnotację, że źle ci doradziłam labo coś... Na co mi to.
Ale żeby nie było, że tylko ciągle marudzę to powiem, że chwali ci się, że nie przejmujesz się liczba obserwatorów czy statystykami.
Ale co do nich... Pamiętaj, że obserwatorzy i komentarze to funkcja y= -x^3 gdzie y to liczba komów a x liczba marudzeń.
Im więcej bedziesz ich pisac, im dłuższe będą, tym mniej osób będzie zainteresowanych tym co jest poniżej. Przeprowadziłam kilka doświadczeń i mniej lub więcej wiem co mówię. ( wynik obarczony błędem oczywiście. Wynik bez błędu jest nic nie wart *le MatFiz)
Podsumowując... Nie odbieraj proszę cię tego komentarza jako nakłanianie cię do czegokolwiek. Wyrażam tylko moją skromną opinię. Sama nie jestem jakas alfą i omegą, żeby cokolwiek... No wiesz...
Poza tym... Poniekąd się z tobą zgadzam i rozumiem. Mnie też gazety sie przejadły, jednakże mój problem z nimi leży gdzieś indziej... Ale to mój problem, nie będę się wyżalać.
Dalej nie czytam, może kiedyś to ruszę.. Dziś na pewno nie bo oczy bolą...
A właśnie! Monstersy o:! I closer to ideal O:!! Ok przypomniałam już sobie co tutaj uwielbiałam najbardziej :x Proszę poczęstuj się *podaje kartonowe pudło pełne małych paczuszek* to są pomysły i wena... Weź ile potrzebujesz o: Może sie przydadzą. :||)
I więcej dystansu do pisania, komentarzy itp... Naprawdę nie ma się o cotak straszliwie denerwoać.
No to chyba tyle co chciałam... Jak mi się coś przypomni to dopowiem.
Tymczasem ściskam cieplutko ( bo zimno na dworzu ;_;)
~xMidziak
PS Wybacz literówki, jak już zaczęłam gonić w pisaniu swoje mysli, przestałam na nie zwracać uwagę, mam nadzieję, że się rozczytałaś...
PPS Schematy są złe... Ale czasami sie przydają. np wyobrażasz sobie Uroczego, milusiego i potulnego Kyo XD?
PPPS mam wrażenie, że zaraz czymś oberwę za to pierwsze słowo ._. Meh meh...
PPPPS Mam dziwne wrażenie, że tylko ja tutaj wystawiłam negatywny komentarz... podwójne meh meh.
PPPPPS Nie za duzo tych ps'ów?
PPPPPPS Czemu miłość miedzy dwójką mężczyzn nie może być słodka O-o? Rozumiem, nie przesadzać z cukrem... Ale nie może być w niej nawet jego odrobiny O_o?
Szkoda, że nie skończysz gazette, ale trudno- twoja wola. Poproszr następne party Monsters i Ideału. I coś z Horoto z Alice Nine, jeśli można.
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Inna
Hiroto z A9, sorry za pomyłkę
UsuńInna
Dodaj coś szybko! Codziennie wchodzę kilka razy dziennie i czekam na cokolwiek... Nie możemy się już doczekać!
OdpowiedzUsuń