Widzę, że jednak tym, co zależy najbardziej od ilości komentarzy jest paring. No cóż, w takim razie chyba będę zmuszona do przyswojenia tego, że od tej pory będzie komentarzy mniej. Znacznie mniej, bo ubzdurałam sobie, żeby pisać niekonwencjonalnie - albo inaczej, tworzyć dziwne paringi. No i zresztą ostatnio jedyną rzeczą, którą udaje mi się pisać, to "Nowy Świat", tak więc macie przechlapane =.=''
„Nowy Świat” cz. 5
- Aż się boję pomyśleć, co przyniesie następny –
wydusiłem z siebie, gdyż ciężko było mi mówić pomiędzy kolejnymi
westchnięciami.
- Byłbyś głupi, gdybyś się nie bał – odparł
beznamiętnie i uśmiechnął się złowieszczo.
- Może masz rację - również odpowiedziałem mu
uśmiechem i rozkoszowałem się jego kojącym wszelkie bóle dotykiem.
Swoją drogą, ciekawe, co przyniesie następny dzień…
Minęło już dużo
czasu od mojego przyjazdu; a bynajmniej na tyle dużo, że dawno temu
pośrednictwo pracy, do którego zaniosłem papiery już na samym początku, powinno
się odezwać, podsunąć mi jakieś propozycje zatrudnienia. Powinno – w moim
przekonaniu – ale tego nie zrobiło. Zaczynałem się martwić, bo niestety moje
zasoby pieniężne nie były zbyt pokaźne, więc nie mogłem pozwolić sobie na
bezczynne wylegiwanie się w łóżku. Pośrednictwo pracy milczało, mój sponsa
mówiący po starojapońsku najwyraźniej nie zamierzał w żaden sposób ingerować w
moje życie, na Saitou wolałem się już nie zdawać, podobnie jak na jego kolegę
oraz Daisuke, który nigdy nie miał na celu pomocy mi w zalezieniu roboty, a
jedynie wykorzystał mnie do wcześniej ukartowanego planu z Hideto.
Odrzuciłem od
siebie gazetę, którą właśnie przeglądałem. Niestety, żadnych ofert pracy dla
siebie tam nie znalazłem. Zrezygnowany westchnąłem ciężko i opadłem na
poduszki. Ito wyszedł do szkoły, a Ochida do pracy, przez co w mieszkaniu
panowała idealna cisza przerywana jedynie głuchym odgłosem bicia mojego serca;
to było takie… nienaturalne… Zdążyłem się już przyzwyczaić, że z mieszanką
wybuchową, jaką stanowił blondyn i brunet nie da się nudzić, zawsze jest
głośno, a tu proszę… zupełna odmiana.
Sięgnąłem po
wibrujący pod poduszką telefon, aby ponownie odrzucić połączenie od dyrektora
studia filmów erotycznych, do którego przez przypadek wysłał mnie Saitou i
Akihito. Przez moment bezmyślnie wpatrywałem się we własne odbicie w ciemnym
ekranie, kiedy nagle mnie olśniło. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do
krzesła obrotowego stojącego przed biurkiem. Przez jego oparcie wisiały
przerzucone moje spodnie. Wygrzebałem z ich kieszeni wizytówkę, którą dał mi
Hiro, a o której przez sprawę z Hyde zdążyłem zapomnieć. Pospiesznie wykręciłem
numer. Po kilku długich sygnałach usłyszałem, że wokalista Nocturnal Bloodlust
odebrał, jednak nim zdążył się odezwać, wypaliłem:
- Cześć, z tej
strony Alex. Spotkaliśmy się na Takeshita-dori; pamiętasz mnie może jeszcze? –
zacząłem dość nerwowo.
- Um… -
usłyszałem jedynie mruknięcie po drugiej stronie. – Chłopaki, chwila! –
krzyknął zapewne do zespołu, który musiał stać gdzieś w pobliżu. Chwilę potem
usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi i dopiero teraz chłopak odezwał się. –
Jasne, że cię pamiętam – byłem niemalże pewny, że się uśmiecha; zapewne nieco
kpiąco. – Już się bałem, że to ty o mnie zapomniałeś, bo tak długo nie
dzwoniłeś.
- Wybacz,
miałem… małe kłopoty… - mruknąłem.
- Ochida coś ci
zrobił? – dopytywał.
- Uczestniczył
w tym tylko pośrednio… - przyznałem. – Ale to nie jest teraz ważne. W zasadzie
to dzwonię do ciebie z pytaniem: czy to, że tak długo nie dzwoniłem mógłbym ci
zrekompensować spotkaniem? – zaproponowałem.
- Wiesz… -
wziął głębszy oddech. – Bardzo chętnie, ale teraz nie mam czasu.
- Och… - byłem
zawiedziony. Szczerze powiedziawszy to liczyłem na to, że wyrwę się gdzieś z wokalistą
Nokuruby, bo siedzenie w domu stało się dla mnie czymś w rodzaju kary. - Macie
próbę? – zgadywałem.
- Właśnie
nagrywamy – wyznał. – Wybacz, ale nie wiem nawet, o której dzisiaj wyjdę ze
studia. Mamy napięty terminarz na ten tydzień… na razie na ten tydzień… Co
będzie dalej też nie umiem przewidzieć – westchnął. – To nie tak, że cię unikam
albo spławiam…
- Rozumiem –
przerwałem mu. – Jesteś zajęty; nie musisz się przede mną tłumaczyć – chciałem,
żeby mój ton głosu był lekki, jednak wyszło dość beznamiętnie.
- Alex…
- Nie szkodzi.
Spotkamy się kiedy indziej, prawda?
- Z chęcią… - w
oddali usłyszałem nawoływania. – Jeszcze raz przepraszam, ale muszę już
kończyć.
- To ja
przepraszam, że zająłem ci czas. Do usłyszenia! – zakończyłem entuzjastycznie,
co brzmiało dość dziwnie, biorąc pod uwagę, że jeszcze chwilę temu wypluwałem
słowa niczym maszyna. Rozłączyłem się, nie czekając, aż ten również wypowie
słowa pożegnania.
Sapnąłem i
przewróciłem oczyma, po czym znów opadłem na łóżko. Jeśli tak dalej pójdzie to
dostanę odleżyn na dupie od nieróbstwa…
Gapiłem się w
sufit niczym ciele w malowane wrota, robiąc przy tym dziwną minę. W końcu
jednak ponownie podniosłem się i skierowałem do przedpokoju. Zgarnąłem klucze,
założyłem buty i wyszedłem w nieznane. Trudo – najwyżej się zgubię. A zresztą,
co mi tam? Trzy razy się zgubię, cztery razy znajdę i w końcu gdzieś dojdę…
nie?
Doszedłem do
najbliższej stacji metra i wsiadłem do pierwszego lepszego wagonu. Nie liczyłem
przystanków, nie słuchałem przesłodzonego głosiku ciągnącego się niczym karmel
z głośników, który informował podróżujących o nazwie kolejnej stacji. Wysiadłem
na „chybił-trafił” wylewając się z metra, a następnie z podziemi wraz z tabunem
ludzi, w którym, co było najdziwniejsze, nikt nie deptał sobie po nogach, a i
rzadko zdarzało się, żeby ktoś na kogoś wpadł. Z tablicy mieszczącej się tuż
przy schodach prowadzących do betonowych „wnętrzności miasta” dowiedziałem się,
że znalazłem się na stacji należącej wciąż do dzielnicy Hirō (nie mylić z Hiro
z Nocturnal Bloodlust od aut.), jednak w rzeczywistości znajdowała się na jej
granicy z Minami-Azabu, w której kierunku się udałem. Przechadzałem się
asfaltowymi uliczkami, które w zasadzie różniły się od tych w Higashi (to
znaczy tam, gdzie obecnie mieszkałem) tylko witrynami sklepowymi, które
reklamowały inne produkty. Wszystko niezmiennie betonowe i wyasfaltowane, więc
nie możecie nawet wyobrazić sobie mojego zdziwienia, kiedy dotarłem do parku. Z
tablicy mieszczącej się przy jego bramie dowiedziałem się, że jest to Arisugawa
Memorial Park, a już korzystając z własnych zasobów wiedzy, przypomniałem sobie,
że w jego centrum znajduje się Tokyo Metropolian Center Libray. Mimo wszystko
nie zamierzałem się udawać do biblioteki. Spacerowałem wyłożonymi szarą kostką
brukową, zamiecionymi alejkami podziwiając upór ogrodników, którzy musieli
napracować się, aby utrzymać rośliny w odpowiednich proporcjach, aby te ładnie
się ze sobą komponowały, tworząc jakieś wzory bądź figury; wszystko pod czujnym
okiem człowieka, jego bezlitosną ręką… aż przez moment zatęskniłem za pięknem
nienaruszonej przyrody i jej asymetryczną fantazją.
W zachodniej
części parku mieściło się niewielkie, również sztuczne jeziorko. O tej porze
mało osób urządzało sobie spacery po parku, gdyż w końcu był środek dnia, a
wiec normalni ludzie o tej godzinie pracowali, uczyli się bądź gnali na
złamanie karku, aby zdążyć z wypełnieniem zleconych im zadań. O ile po drodze
minąłem jeszcze kilku studentów czy licealistów, którzy zmierzali do biblioteki
lub już z niej wracali, o tyle tutaj było całkiem pusto. Byłem absolutnie
zdziwiony tym, że w tym wielkim terrarium, jednym z największych na świecie
skupisk ludzkich może znaleźć się jakieś odludne miejsce… i to w dodatku w jego
centrum…
Podszedłem
bliżej jeziorka, aby poczuć przyjemny powiew wiatru, który nadchodził z jego
strony. Przysiadłem na trawie i przez długą chwilę wpatrywałem się w ospale
falującą, niemalże niezmąconą taflę wody, po czym odchyliłem się i położyłem.
Założyłem ręce pod głowę i ułożyłem ją na splecionych dłoniach. Nogi
pozostawiłem ugięte w kolanach. Przez kolejny moment wpatrywałem się w niebo,
po którym gnały porwane skrawki chmur. Znów leżałem… Znów bezczynnie…
Odchyliłem
głowę. Na wysokości moich oczu znalazł się wysoki krawężnik. Widziałem nogi
ławek, dolne partie pieni drzew i idealnie równo, krótko przyciętą trawę.
Przesuwałem wzrokiem szukając czegoś interesującego, na czym mógłbym na chwilę
zawiesić wzrok, aż w końcu znalazłem to owe coś.
Trampki.
Conversy
(lokowanie produktu xD od aut.).
Czarne.
Jak na moje oko
to rozmiar trzydzieści dziewięć, choć mogę się mylić.
Wywindowałem
się z powrotem do siadu, aby ponownie skierować wzrok w tę samą stronę. Na
najbardziej oddalonej ode mnie ławce siedział chłopak. Był młody; mógł być ode
mnie starszy zaledwie o kilka lat. Miał półdługie, farbowane, czarne włosy
sięgające ramion, które przy karku stawały się coraz krótsze. Ubrany był w
również czarne jeansy oraz popielatą koszulkę z białym nadrukiem w postaci czaszki
i misternych napisów pod nią, których nie mogłem odczytać z racji dzielącej nas
odległości. Na kolanach trzymał notatnik i pisał coś zawzięcie. Na nadgarstkach
luźno zwisało kilka rzemyków oraz bransoleta przypominająca łańcuch o drobnych
ogniwach. Na szyi zawieszony miał naszyjnik o ciężkiej zawieszce. Z daleka
rzuciło mi się w oczy, że na środku dolnej wargi nosi kolczyk, którym teraz
jakby nerwowo się bawił zębami. Również tuż nad środkiem górnej wargi lśniła
metalowa kulka, a także po lewej stronie ust. Nie miał mocno zarysowanych kości
policzkowych, tak jak to często u Japończyków bywa; wręcz przeciwnie, miał
delikatne rysy twarzy, jednak nie był zniewieściały. Wstałem i postąpiłem kilka
kroków w jego stronę. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał duże oczy,
a w każdym z nich soczewkę w innym kolorze – w lewym czerwoną, w prawym
niebieską. Powieki delikatnie zostały oprószone ciemnym cieniem, przez co
wydawały się jeszcze większe. Kiedy spostrzegł, że zmierzam w jego stronę
uśmiechnął się do mnie delikatnie, ciepło.
- Cześć –
przywitałem się. – Nie przeszkadzam?
- Nie, nie –
pomachał rękami jakby w obronnym geście. – Usiądź – wskazał mi miejsce obok
siebie.
- Co tutaj
robisz o tej porze? – zapytałem, aby podtrzymać rozmowę.
- Odwlekam
powrót do domu – zaśmiał się. – A ty?
- Próbuję zabić
nudę – wyznałem szczerze. Brunet popatrzył na mnie zdziwiony. – Póki co jestem
bez pracy, więc się nudzę.
- To nie
powinieneś poszukać pracy? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Szukałem.
Wszędzie.
- I wszystkie
miejsca pracy w całym Tokio są zajęte? – popatrzył na mnie z pobłażaniem i
rozbawieniem jednocześnie.
- No może nie
wszystkie… ale te, do których mam predyspozycje najwyraźniej tak – odchyliłem
głowę za oparcie ławki.
- A kim jesteś
z wykształcenia? – dociekał.
-
Informatykiem. A ty? Kim jesteś skoro możesz sobie pozwolić na odwlekanie
powrotu do domu i gadki z nieznajomymi w parku? – spojrzałem na niego
wyzywająco.
- Muzykiem –
odparł niezrażony. – Początkującym – dodał.
- To znaczy? –
posłałem mu pytające spojrzenie.
- Zajmuję się
coverami – włożył notes do torby, która stała obok niego. – Póki co.
- Mhm… -
mruknąłem. – Gdzie mieszkasz?
- A coś ty taki
dociekliwy? – spojrzał na mnie niby podejrzliwie, jednak na jego ustach wciąż
malował się delikatny uśmiech.
- Próbuję
nawiązać znajomość.
- Z nudów?
- Możliwe –
chłopak zaśmiał się.
- Mieszkam w Fukanace
– odparł. – A ty? W Tokio? Czy może przyjechałeś tu tylko na chwilę?
- Teoretycznie
na stałe, jednak jeśli nie znajdę pracy w najbliższym czasie, to będę musiał
wrócić do siebie – mruknąłem niepocieszony. – Właściwie to jak się nazywasz?
- Crena
Ketsueki – przedstawił się i wbił we mnie wzrok. Przez chwilę intensywnie
myślałem, jednak w mojej głowie nie zapaliła się żadna żaróweczka i pozostałem
nieoświecony.
- Wybacz, ale
nie słyszałem o tobie nigdy wcześniej – spojrzałem na niego przepraszająco.
- To nic –
wzruszył ramionami. – Wciąż nie cieszę się zbyt duszą sławą – odparł
niewzruszony. – A ty jak się nazywasz?
- Alexander
Wright.
- Chwila,
chwila… Ty mnie podrywasz? – zaśmiałem się. – Ty też jesteś niczego sobie… -
uśmiechnąłem się. Wcale nie kłamałem. Był naprawdę przystojny; bardzo w moim
typie. Uśmiech na ustach Creny stał się delikatniejszy.
- Mam
dziewczynę.
- Och… Jaka
szkoda – nadałem mojemu głosowni jednocześnie nieco prześmiewczy i zasmucony
ton, choć w rzeczywistości naprawdę byłem rozczarowany. Rzuciłem mu rozbawione
spojrzenie, aby nie poznał, że jego słowa mnie dotknęły. To z pewnością nie
była miłość od pierwszego wejrzenia, fascynacja czy nawet zauroczenie, ale
zdawało się, że najzwyczajniej w świecie zapomniałem, iż nie każdy przystojny
facet na tej planecie jest homoseksualistą. – Moment… ale w zasadzie… dlaczego
mi o tym mówisz? – w końcu go nie podrywałem, nie?
- No wiesz… Tak
ni z tego, ni z owego przysiadłeś się, zaczęliśmy niby niezobowiązującą
rozmowę… - uśmiechnął się znacząco. – A jaki był tego prawdziwy cel?
- Przepraszam
bardzo, ale czy ja ci wyglądam na taniego podrywacza, który włóczy się po
parkach, żeby zaczepiać ludzi? – zmroziłem go spojrzeniem, na co brunet zaśmiał
się. – Dzięki – wywróciłem oczyma. – W takim razie pozwolisz, że ten tani
podrywacz pójdzie sobie ze swym szanownym siedziskiem popodrywać jakieś kwiatki
i drzewka w innej części parku, a ciebie zostawi w spokoju – podniosłem się,
jednak nim zdążyłem zrobić krok, Ketsueki złapał mnie za nadgarstek.
- Nie obrażaj
się – on również wstał. Stanął za mną, tak blisko, że czułem jak jego klata
piersiowa przylega do moich pleców. – Przepraszam – nachylił się nad moim
ramieniem w taki sposób, że kątem oka mogłem dotrzeć jego twarz, na której znów
malował się delikatny uśmiech, tym razem przepraszający. – To rzeczywiście
zabrzmiało źle. Powiedziałem coś głupiego, zanim zdążyłem pomyśleć – odwróciłem
się do niego przodem. – Nie chciałem cię urazić. Może w ramach rekompensaty…
hm… postawię ci obiad? – wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na
wyświetlacz, na którym ukazała się godzina. – To już ta pora, więc…
- Dobry pomysł
– przerwałem mu. – Jestem głodny – wyznałem i ruszyłem przed siebie. Crena w
ekspresowym tempie chwycił swoją torbę i dogonił mnie, równając ze mną krok.
- Przepraszam –
powtórzył, spoglądając mi w twarz.
- Nie musisz
powtarzać tego sto razy. Nie jestem już zły… w zasadzie nawet nie byłem… -
wydusiłem z siebie z trudem ostatnie słowa.
- Nie? –
zdziwił się. – To dlaczego…?
- Jestem
przewrażliwiony na punkcie wszystkiego, co pośrednio i bezpośrednio wiąże się z
seksualnością przez… przez przygodę, którą zafundował mi mój współlokator… -
sapnąłem.
- To znaczy?
Umówił cię na randkę w ciemno? – zgadywał.
- Nie. Chciał
mi pomóc znaleźć pracę i przez przypadek wysłał mnie do studia filmów
erotycznych… - westchnąłem. – Jego dyrektor wciąż do mnie wydzwania…
Ketsueki aż
przystanął z wrażenia i popatrzył na mnie oczami okrągłymi ze zdziwienia.
Zamrugał kilkakrotnie, przyswajając moje słowa.
- Jak można wysłać kogoś „przypadkiem” do
studia filmów erotycznych? – zapytał zmieszany.
- On sam nie
wiedział, co to za robota. Poszedłem w ciemno… ale najgorsze w tym wszystkim
było to, że nic z początku nie wskazywało, że to miejsce może być… studiem
filmów erotycznych… - coraz częściej wzdychałem. – Mój współlokator powiedział,
że mam dwadzieścia minut do rozmowy kwalifikacyjnej i albo spróbuję, albo potem
będę żałował… no i go posłuchałem… Niepotrzebnie…
- Wiesz… W
sumie to się nie dziwię – zachichotał pod nosem.
- Nie rozumiem…
- Nie dziwi
mnie zachowanie tego dyrektora. Filmy erotyczne to niby tylko seks, ale jeśli
ktoś ma ładne i ciało, i buźkę to wiadomo, że przyjemniej się ogląda i zrobi
większą furorę – wzruszył ramionami. – A ty jesteś naprawdę uroczy – uszczypnął
mnie w policzek niczym babcia wnuka.
- Au… -
jęknąłem, rozmasowując obolałą część twarzy. – I kto tu kogo podrywa?
Powtarzasz, że ci się podobam, zapraszasz mnie na obiad… - uśmiechnąłem się do
niego cwaniacko.
- Nie zaprzeczę
– uśmiechnął się szeroko.
- Co? –
zdziwiłem się. – Przecież sam powiedziałeś, że masz dziewczynę…
- Sam sobie o
tym przypomniałem, żeby się nie zapędzić – rozłożył bezradnie ręce. – Jestem
biseksualny – wzruszył ramionami. – A ty mnie pociągasz – dodał. Stanąłem w
miejscu jak wryty w ziemię.
- Żartujesz
sobie ze mnie? – spojrzałem na niego zdezorientowany.
- W żadnym
wypadku – uśmiechnął się ciepło, po czym podszedł do mnie.
Potrafiłem
tylko stać nieruchomo i przyglądać się temu, jak nachyla się nade mną, ujmuje
mój podbródek w dwa palce zmuszając mnie tym samym, abym zadarł głowę do góry,
gdyż był wyższy ode mnie. Przymknął oczy, a następnie pocałował mnie.
Delikatnie, krótko, czule. Sam nawet nie wiem, kiedy zamknąłem oczy, ale grunt,
że kiedy je ponownie otworzyłem miałem przed sobą rozpromienioną uśmiechem
twarz chłopaka, przez co na sercu poczułem dziwne ciepło. Było przyjemne,
rozgrzewało moją krew i zakończenia nerwowe w opuszkach palców, przez co te
mnie mrowiły. Ciepło było delikatne, nie parzyło mnie tak jak ten gorąc, który
pozostawiał po sobie Hyde na moim ciele. Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Chodźmy.
Ponoć byłeś głodny – pogłębił uśmiech, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
***
Wsuwając do ust
kolejną kulkę ryżową za pomocą pałeczek, jednocześnie obserwowałem obsługę
niewielkiej restauracji, którą napotkaliśmy po drodze. Lokal był niewielki,
jednak jedzenie smaczne, a gości wciąż przybywało. Kelnerki w jednakowych
uniformach, kucharze stojący za rozgrzanymi do piekielnych temperatur blatami,
a nawet przemykające gdzieś w cieniu sprzątaczki, które mogłem dostrzec tylko
kątem oka – wszyscy oni pracowali sumiennie i z pasją. Czytałem nieraz o
oddaniu, jakim wykazują się Japończycy względem swojej pracy, choć przyznam, że
sam nigdy nie zwróciłem na to uwagi. Nie przyglądałem się zbytnio kierowcy
autobusu, którym dostałem się z lotniska do miasta. Zignorowałem jego skupienie
i dumę wypisaną na twarzy, wyprostowaną sylwetkę i drapieżny błysk w oku, jakby
co najmniej był jakimś panem feudalnym, a nie zwykłym kierowcą autobusu. Nie
patrzyłem na sprzedawczynię w sklepie, która pomimo iż wykonuje codziennie to
samo, to wciąż jest życzliwa dla każdego z klientów, każdego z nich obdarowuje
ładnym uśmiechem, mimo iż za jej pracę dostanie jedynie proste „dziękuję” i to
w dodatku z ust gadzina (w Japonii w sklepie odchodząc od kasy/lady nie
dziękuje się od aut.). Zastanawiało mnie to czy właśnie z tego powodu nie mogę
znaleźć pracy… Czy brak mi tej pasji i dumy z wykonywanego zawodu? Prawdę
mówiąc poszedłem do technikum informatycznego drogą eliminacji; od razu
chciałem mieć jakiś zawód, więc liceum odpadało, szkoły zasadniczej nawet nie
rozważałem. Pozostało pytanie, na jaki kierunek się zdecyduję? Nie widziałem
siebie w roli elektryka czy budowlańca i tak znów drogą eliminacji doszedłem do
wniosku, że została mi informatyka. Lubiłem komputery i nowinki techniczne,
jednak to nie była moja pasja. Lubiłem projektować strony internetowe i od
czasu do czasu dla zabawy bawić się w hackera, jednak to nie było to, czym
mógłbym zajmować się bez przerwy. Po pewnym czasie zaczynałem się nudzić daną
pracą, zaczynała mnie męczyć… W zasadzie to chyba jeszcze nie odkryłem swojej
pasji. Nie było takiej rzeczy, której poświęcałem się stu procentach.
- Au! –
zawyłem, kiedy Crena ponownie uszczypnął mnie w policzek. – To boli! –
spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Nie unikaj
mojego wzroku – odpowiedział z uśmiechem.
Westchnąłem.
Prawda była taka, że do rozmyślań odnośnie pracy doszedłem przypadkiem,
obserwując po prostu wszystko dookoła, byleby tylko nie patrzeć i nie myśleć o
brunecie. Kiedy tylko w myślach wypowiedziałem jego imię, przed oczami znów
stawał mi obraz jego rozanielonej twarzy chwilę po tym, jak mnie pocałował. To
mnie peszyło.
Pocałował mnie.
Od tak.
Spuściłem wzrok
na podłogę, za co zostałem ukarany kopnięciem w piszczel.
- Zaraz ja ci
przywalę – warknąłem.
- Proszę
bardzo; bylebyś tylko na mnie patrzył – odparł wciąż niezmiennie uśmiechnięty.
Poczułem, że policzki zaczynają mnie piec, na co Ketsueki zaśmiał się. – Jesteś
nieśmiały – ciągnął dalej. – To dziwne, gdyż na początku myślałem, że masz w
sobie, aż nazbyt dużo brawury.
- Dlaczego tak
bardzo chcesz, abym wciąż na ciebie patrzył? – zapytałem.
- Bo wtedy
jestem przekonany, że skupiasz się wyłącznie na mnie – świdrował mnie
spojrzeniem dwukolorowych oczu, którego ja zbyt długo nie mogłem znieść. Czułem
się nieswojo, kiedy tak bezczelnie się na mnie gapił. – Nie daje ci spokoju to,
że cię pocałowałem? – zgadywał. Niechętnie skinąłem głową. – Mam ochotę na
więcej.
- Co? –
zdziwiłem się.
- Chcę uprawiać
z tobą seks – odparł bezceremonialnie i uśmiechnął się słodko. Byłem pewien, że
na mojej twarzy malowało się przerażenie i zdumienie wymieszane ze sobą w
równych proporcjach. – Nie teraz, rzecz jasna – zaśmiał się. – Dopiero jak się
lepiej poznamy.
- W jakim
sensie „lepiej poznamy”? – dociekałem. Crena znów się zaśmiał.
- To, że jestem
bezwstydny nie znaczy, że zaraz zboczony, okej? – spojrzał na mnie rozbawiony.
– Nie miałem na myśli niczego nieprzyzwoitego. Chcę cię poznać Alex-chan. Czy
to źle? – nachylił się nad stołem i szepną znacznie ciszej. – Pozwól mi się w
tobie zakochać – uśmiechnął się szeroko, a ja nie wiedziałem jak się zachować,
a co dopiero powiedzieć.
***
Crena szedł
blisko mnie. Nasze ramiona co jakiś czas ocierały się o siebie. Co jakiś czas
czułem również delikatny dotyk jego palców na moim nadgarstku, zupełnie tak,
jakby chciał się upewnić, że wciąż tutaj jestem; na pewno.
Doszliśmy pod
blok, w którym mieściło się mieszkanie zajmowane przeze mnie i Ito oraz
gościnnie Ochidę. Weszliśmy wspólnie na klatkę.
- Gdzie
zostaniesz na noc? – zainteresowałem się, przerywając ciszę, która wisiała
między nami od dłuższego czasu.
- Mam jeszcze
trochę czasu do pociągu nocnego.
- Więc jednak
wracasz już dziś do Fukanaki? – nasza znajomość, ten pocałunek, nieprzyzwoite
gadki… to wszystko było jednodniową przygodą?
- A chcesz,
żebym został? – spojrzał na mnie badawczo.
- Ja cię do
niczego nie zmuszam… - poczułem, że znów się rumienię. Nacisnąłem guzik przy
windzie, jednocześnie odwracając się do niego tyłem. Po klatce rozniósł się
śmiech chłopaka. Jednym sprawnym ruchem brunet przyparł mnie do ściany.
- Słodki jesteś
– uśmiechnął się i ponownie złączył nasze usta.
Jego usta były
miękkie i gorące. Jego kolczyk w dolnej wardze delikatnie mnie pieścił, tak
samo jak ten nad jego górną wargą, kiedy objąłem ją ustami, oddając pocałunek.
Instynktownie objąłem go za szyję, podczas gdy Ketsueki jedną ręką oplótł mnie
w pasie, a drugą opierał się o ścianę na wysokości moich żeber. Crena sprawnie
rozsunął moje wargi językiem i wsunął go do moich ust. Wstrząsnęły mną
dreszcze. Pieścił moje podniebienie, za co odwdzięczyłem mu się cichym
mruknięciem aprobaty. Jego kolczyk w języku, którego wcześniej nie zauważyłem
zahaczał o moje zęby. Nasze języki splotły się w erotycznym tańcu. Stanąłem na
palcach, aby chłopakowi było wygodniej, gdyż różnica wzrostu między nami była
naprawdę duża. Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, kiedy zabrakło nam
tchu. Brunet chciał jedynie nabrać oddechu i wznowić salwę pocałunków, jednak
ja go zatrzymałem.
- Crena… nie… -
szepnąłem, kładąc dłonie na jego torsie i delikatnie go odpychając.
- Dlaczego? –
spojrzał na mnie zdumiony.
- Przecież my
się nawet nie znamy… a ty wyjedziesz i… - nie do końca wiedziałem, co tak
naprawdę chcę powiedzieć.
- To się
dzisiaj nie skończy – uspokajał mnie. Przesunął wierzchem dłoni po moim
policzku. – Fukanaka nie jest położona miliony kilometrów od Tokio; poza tym
często tutaj przyjeżdżam na nagrania. Zresztą, skoro w Tokio nie możesz znaleźć
pracy, to dlaczego nie spróbujesz w moim mieście? – przekręcił głowę delikatnie
na bok. Uważnie lustrował moją twarz.
- Nie… Nie
rozumiesz – pokręciłem głową. – Dlaczego w ogóle to zacząłeś? To tylko ze
względu na to, że… spodobałem ci się? Przecież zupełnie mnie nie znasz… Nie
chcę dowiadywać się wszystkiego o tobie w trakcie… Chcę cię poznać zanim… -
zaciąłem się.
- …zanim
będziemy parą? – dokończył. Był taki pewny siebie…
- Um… - tylko
tyle udało mi się z siebie wydusić.
- Dużo się
dzisiaj wydarzyło, prawda? – jego ton głosu zupełnie się zmienił. Nie był już
taki uwodzicielski, a po prostu pogodny. – Może za dużo? – cmoknął mnie w
policzek. – Przemyśl czy chcesz mnie jeszcze widzieć – wcisnął mi coś w dłonie.
– Jeśli tak, zadzwoń – tym razem pocałował mnie w czoło, uprzednio odgarniając
moją przydługą grzywkę. Nim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, chłopak
już skierował się do wyjścia, a chwilę potem wyszedł zostawiając mnie z
wizytówką w ręce.
No tak,
wizytówka.
Japonia.
Wizytówki
everywhere.
- Ładne
przedstawienie odstawiliście – mruknął ktoś po mojej prawej.
Byłem tak
zaskoczony, iż był tu ktoś jeszcze, że aż podskoczyłem ze strachu. Zdziwiony
spojrzałem na Daisuke, który ramieniem blokował drzwi windy, nie pozwalając,
aby te się zamknęły. Uświadomiłem sobie, że musiał zjechać na dół, kiedy
nacisnąłem przycisk…
- To nie tak
jak myślisz! – od razu zacząłem się bronić.
- A jak? –
spojrzał na mnie zaciekawiony. Zająknąłem się. Sam nie wiedziałem, jak to do
końca było, a co dopiero ubrać to jakoś w słowa w taki sposób, aby Ochida się
odczepił. – Chodź – przywołał mnie. Powoli, niepewnie podszedłem do niego. – No
przecież cię nie pobiję – prychnął. – Wracaj do domu. Nie wyglądasz najlepiej –
odparł bez emocji w głosie. – A, i jeszcze jedno – rzucił mi ostre spojrzenie.
– Nie sprowadzaj mi do domu żądnych swoich seks-przyjaciół - zganił mnie.
- To nie jest
żaden mój seks-przyjaciel! – krzyknąłem niczym oparzony.
Muzyk obdarował
mnie spojrzeniem niosącym jasny przekaz: „I tak wiem swoje. Zresztą, nie takie
rzeczy się już w życiu widziało.”; jednak, co dziwne, wyglądał przy tym na
spokojnego, wręcz znudzonego. A tak się obawiałem, że zrobi mi awanturę już w
widnie…
To opowiadanie czyta się bardzo fajnie, więc dobrze że masz wenę na niego :-D
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się to opowiadanie. I to coraz bardziej. Chociaż nie lubię czytać opowiadań z wymyślonymi postaciami to, to jest super ;) nie przeszkadza mi to, że jest to jedyna rzecz, którą na razie udaje ci się pisać. W tej chwili jestem bardzo za żebyś to pisała :) Weny życzę
OdpowiedzUsuńuwielbiaaaaaaam Cieeeeee. kolejna czesc i rownie dobra! chociaz mam.. em.. mala obiekcje. troche trudno mi uwierzyc, ze Alex spotyka na kazdym kroku otwartych facetow, pragnacych uprawiac z nim seks. i chlopak, opowiada swoje zenujace historie komus obcemu >.>
OdpowiedzUsuńnajbardziej rozbawil mnie moment z wizytowkami ("wizytowki everywhere") i Ochida ("to nie tak jak myslisz", standardowa wymowka w sytuacjach kryzysowych xD)
Wybaczam Ci, że piszesz tylko "Nowy świat". ;)
OdpowiedzUsuńCi Japończycy są jacyś niewyżyci - tylko seks by uprawiali. I to najlepiej z gadzinami. Wszyscy kochają Alexa! :D
Ale jest Crena, a jak w opku jest Crena, to jja jestem szczęśliwa. Zawsze możesz Crenę i Hiro spiknąć w "Nowym świecie". ^.^
Mówią że zasadą fanficków jest im większe gafomaństwo tym więcej komów, im porządniejszy tym mniej...
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że to tym u Ciebie idzie. Paringiem też (bo do reituki jest ZAWSZE najwięcej i nie wiadomo czemu ;_;) ale na pewno mniej : )
Dobra to ja lecę nadrobić 4 części... I potem coś dopiszę :D *Le Zapłon Midd, dopiero zauważyła, że nowe inne opo*
To jest ach... Z części na część coraz to lepsze. Nie obrażę się, że masz wenę tylko do tego opowiadania, ob niesamowicie mi się podoba. Raczej nie potrafię napisać niczego inteligentnego więc tylko życzę weny i czekam no kolejne rozdziały <3
OdpowiedzUsuńOk... komentuje pierwszy raz i to z telefonu, ale widząc to załamanie z powodu braku komentarzy postanowiłem coś ci tu naskrobać.
OdpowiedzUsuńZ GÓRY OSTRZEGAM, NIE POTRAFIĘ PISAĆ SKŁADNYCH OPINII!
Bardzo mi się to opowiadanie podoba i nie mogę doczekać się ciągu dalszego ;) Z resztą jak wszystkich twoich opowiadań (tak... czytam od dawna, ale dopiero teraz odważyłem się coś napisać... No cóż... cały głupi Alek...).
I chcę, żebyś wiedziała, że w 100% popieram to, że piszesz opowiadania autorskie, bądź z niekonwencjonalnym paringiem i nie o Gazette ( O nich i tak jest już za dużo w internetach) ;)
Pozdrawiam i weny ;)
Zacytuję nauczycielkę angielskiego:
OdpowiedzUsuńOESU...
No bo właściwie taka była moja reakcja na ten cały rozdział.
Zapowiadało się niby tak nudnooo nieciekawieee beznadziejnieee, ale wiedziałam, że się coś stanie ^^
Jak Alex położył się na trawie w parku, to myślałam, że ktoś się na niego rzuci i go zgwałci... ale nie ważne. Alexiu najpierw taki podryw mu urządza, a potem taka cnotka ^^. Tylko mam wrażenie, że ten Crena zwyczajnie:
1) albo zapomniał, że ma dziewczynę
2) albo powiedział mu to specjalnie.
Ewentualnie jest seksoholikiem xD. Ja nie potrafiłabym TAKICH rzeczy na pierwszym spotkaniu powiedzieć...
Jeju, Crena. Ten wykreowany przez Ciebie przypomina mi tego prawdziwego. [ *przypomina sobie jego próbę samobójczą* ] Tyle, że weselszy. (・_・;)
OdpowiedzUsuńOgólnie to rozdział świetny. Daisuke wydał mi się zazdrosny.