Bardzo cieszy mnie rosnąca ilość komentarzy, szczególnie pod tą serią :D Dlatego właśnie "nagrodzę" was kolejną dawką przygód Alexa.
Zgodnie z życzeniem, romansik z Daim ♥ Boże, jak ja go uwielbiam~! ^^
„Nowy Świat” cz.6
Pracy,
jak nie było, tak nie było, jednak postanowiłem skończyć z tym karygodnym
lenistwem – głównie dlatego, że jeśli bezczynnie leżałem, to zaczynałem
rozmyślać; a tym, co zajmowało mój umysł od dłuższego czasu, nie był już nawet
dyrektor studia filmów erotycznych, który wydzwaniał coraz rzadziej na
szczęście, a Crena. Ten chłopak totalnie zawrócił mi w głowie. Może od początku
miał taki zamiar?
Aby
zająć się czymkolwiek, wziąłem się za sprzątanie w
mieszkaniu. Splotłem włosy w ciasny warkocz i właśnie myłem podłogi w salonie,
kiedy niespodziewanie ktoś mnie zagadnął (nie słyszałem, że owy ktoś podszedł
do mnie od tyłu z tej racji, że miałem słuchawki w uszach).
-
Przepraszam panią… - odezwał się nieśmiało Akihito.
-
Piznąć ci? – warknąłem i byłem pewien, że w moim oku pojawił się złowrogi
błysk.
- Co
proszę…? – zapytał skołowany.
-
Jebnął ci ktoś kiedyś? – syknąłem.
- Ta… -
odpowiedział po długiej chwili, podczas której miażdżyłem go spojrzeniem.
- Świetnie.
Kto to był?
-
Saitou…
-
Dobrze. Powiem mu, żeby zrobił to jeszcze raz – uśmiechnąłem się przesłodko. –
Saitou! – wrzasnąłem. Blondyn wychylił się z korytarza i spojrzał na mnie
pytająco. – Jebnij mu – wskazałem na jego przyjaciela.
- Okej
– nastolatek z uśmiechem podszedł do nas i strzelił bruneta po głowie. – A tak
właściwie za co mu się oberwało? – zaciekawił się.
- Za…
„panią”… - wydusiłem z siebie.
-
Serio? – Ito podniósł jedną brew. – Aki-kun, przecież to Alex-chan! – wskazał
na mnie bezceremonialnie palcem. – Przychodzisz tu od dłuższego czasu i go nie
poznałeś? Przecież on ma jedynie spięte włosy!... Chociaż chwila… Alex-chan, to
już drugi raz tego samego dnia, prawda? Daisuke, kiedy cię zobaczył z rana, też
wpierw cię nie poznał…
-
Zamilcz, dobrze ci radzę – warknąłem. – A zresztą to won mi stąd! – przegnałem
ich mopem. – Łazicie mi po mokrej podłodze! – zganiłem ich. – Następnym razem,
Saitou, sam będziesz sobie sprzątał ten barłóg!
- To w
połowie też twój barłóg! – bronił się. – Musimy się dzielić obowiązkami!
- Jasne
– przytaknąłem. – W takim razie możesz mi powiedzieć, co za obowiązki ty
wypełniasz? – podniosłem jedną brew.
- Ee… -
zająknął się. Myślał gorączkowo, jednak nic olśniewającego nie zagościło w jego
głowie, toteż przemilczał tę kwestię. Chwycił przyjaciela za rękę i z powrotem
pociągnął w stronę swojego pokoju. –Ale mogę spróbować wykopać stąd Daisuke w
najbliższym czasie! – zakrzyknął stojąc już w progu drzwi.
- W
cuda to ja już dawno przestałem wierzyć; razem z wróżkami i Świętym Mikołajem na
czele… - prychnąłem.
- No
cóż… - wzruszył ramionami. – W takim razie mogę dać ci radę – zaproponował i
nie czekając na moją odpowiedź, od razu kontynuował. – Jeśli nie chcesz, żeby
brano cię za kobietę, to z powrotem rozpuść włosy. Wszyscy przyzwyczailiśmy się
już do tego, że chodzisz z rozwichrzoną szopą na łbie i zakodowaliśmy sobie, że
mimo iż na to nie wygląda, to jesteś facetem. Z kolei teraz, kiedy masz spięte
włosy, wyglądasz nieco inaczej i widać twoje delikatne rysy twarzy oraz twoją dziewczęcą
urodę…
W tym
momencie bez ściemniania mogę powiedzieć, że mopowi zachciało się bawić w
ptaszka, a mnie w Deidarę z „Naruto”. Cholera, dlaczego mopy nie wybuchają na
zawołanie?
- Nosz kuźwa,
Alex! – wrzasnął blondyn ledwo unikając pocisku. – Chcesz mnie zatłuc? Jak nie
kulą to mopem we mnie rzucasz! – oburzył się. – I to w dodatku jak ci
komplementy prawię! – założył ręce na piersi.
- Ja go
kiedyś zabiję… - mruknąłem do siebie.
-
Słyszałem! – naburmuszył się. – Pieprzona perfekcyjna pani domu… - fuknął.
Zląkł się nieco, widząc, że mięsień na moim policzku drga w niekontrolowanym
tiku złości. – No co? Pokaż mi takiego drugiego (drugą), co sprząta wystrojony
jak na dyskotekę i w dodatku w pełnym makijażu – prychnął, po czym nim
cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć, zatrzasnął drzwi.
Westchnąłem
ciężko. Podszedłem do lustra, które wisiało w korytarzu i przyjrzałem się
sobie. Czy naprawdę upięcie włosów zaraz zmieniało wszystko, aż do tego
stopnia? Żeby zaraz pomylić mnie z kobietą…? Może gdybym ściął włosy, to by coś
zmieniło? Zawinąłem luźne kosmyki włosów na palec, aby sprawdzić, jak
wyglądałbym w krótszych…
Ni
chuja.
Takiego
wała.
Wolę
być już mylony z kobietą niż ściąć włosy. Nie po to tyle je zapuszczałem! (Przypominam,
że Alex ma włosy mniej więcej do połowy pleców od aut.)
***
Daisuke
minął mnie bez słowa i z rozmachem otworzył lodówkę. Sięgnął po butelkę piwa.
Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i jednym sprawnym ruchem pozbył się zbędnego
kapsla. Przytknął gwint do ust i duszkiem opróżnił połowę butelki.
- Gdzie
mi w butach wlazł, a? – warknąłem.
Kuźwa,
czy w tym domu nikt nie ma poszanowania dla pracy drugiej osoby? Toć nie po to
ja sprzątałem, żeby on mi na tych swoich zajebiście drogich najeczkach (tak
potoczne słowa w zapisie fonetycznym rządzą ;_; od aut.) wnosił mi do domu pół
kilo błota, a może nawet i gówna. Z niepokojem stwierdziłem, że zaczynam
ględzić jak własna matka…
- Nie
denerwuj mnie, dzieciaku – odburknął brunet.
-
Dzieciaku? – prychnąłem. – Mam dwadzieścia jeden lat!
- Oj,
zamknij się! Dla mnie jesteś dzieciakiem! Gdybym się postarał to twoim ojcem
też mógłbym zosta… - urwał. – Nie, no w sumie twoim do nie… W wieku szesnastu
lat przy okazji jakieś imprezy mógłbym spłodzić Saoitu, ale ciebie mając
dwanaście lat? To już chyba lekka przesada… - mruknął sam do siebie.
- Trąci
patologią – odezwałem się znudzonym tonem głosu.
- No –
przytaknął. – W każdym razie nie irytuj mnie jeszcze bardziej, jasne? – syknął.
- A co?
Książę Ciemności ma zły humor? – fuknąłem. Sam byłem wytrącony z równowagi.
Kiedy
siedzisz na dupie w domu i nie robisz nic, zaczynasz się nudzić. Otaczają cię
wciąż ci sami ludzie, więc zaczynasz się z nimi kłócić, chyba tylko dla „rozrywki”,
żeby w twoim życiu, które co dnia zaczyna wyglądać tak samo, zmieniło się
cokolwiek. Nie wspomnę już o tym, że cztery ściany, w których przebywasz
zaczynają działać jak katalizator gniewu – świadomość, że nie masz jakiegoś
zajęcia jest przytłaczająca, gdyż z czasem zaczynasz czuć się niepotrzebny.
Masz pracę – narzekasz, że za ciężko; nie masz pracy – narzekasz, że nie masz,
co robić – i tak źle, i tak niedobrze…
-
Jesteś o sto lat za młody, żeby się tak do mnie odzywać – warknął.
- O
proszę, znalazł się mędrzec, starowinka w wieku trzydziestu trzech lat! –
prychnąłem.
Ochida
zacisnął szczęki. Zgrzytnął zębami ze złości i zmierzył mnie nienawistnym
spojrzeniem. W normalnej sytuacji zapewne bym się wycofał, uciekł z podkulonym
ogonem, prosząc o wybaczenie i unikałbym jego wzroku przez kolejne dwa dni, ale
teraz gniew pchał mnie w oko cyklonu – dosłownie. Jakiś cienki głosik
racjonalnego myślenia podpowiadał mi, że przez takie zachowanie mogę dużo
stracić, że mogę pokłócić się z muzykiem nie na żarty, co może się dla mnie
skończyć tym, że znów stanę się bezdomnym; niestety, ryk towarzyszący zbliżaniu
się do serca wściekłości absolutnie zagłuszał racjonalne myślenie. Teraz
liczyło się tylko to, aby dać upust swojej złości.
Przez
to, że byłem tak zaślepiony chęcią wyładowania się na jakiejkolwiek żywej
istocie, nie zwróciłem uwagę na Daiego. Nie chciałem dostrzec, że dziś był
bledszy niż zwykle, mizerny, pod oczami malowały się fioletowe cienie, a on sam
wspierał się na blacie kuchennym, zaciskając na jego krawędzi dłonie tak mocno,
jakby bał się, że zaraz upadnie.
Po raz
kolejny tego dnia zza drzwi swojego pokoju wychylił się Ito. Rzucił kilka
niepewnych spojrzeń, aby rozeznać się w sytuacji, by zaraz potem doskoczyć do
mnie i nim zdążyłem palnąć kolejne obelgi, zakrył mi dłonią usta.
- Daj
spokój, Dai-chan – zaczął przesłodzonym głosikiem. – Alex dzisiaj źle spał i
jest rozdrażniony – machnął wolną ręką, po czym
wykonał gest, który miał ukazać, że mam nierówno pod sufitem. Szarpnąłem
się i miażdżyłem go spojrzeniem, jednak to niewiele dało. – Odpocznij sobie,
dobrze? Ja zabiorę tego ćwoka stąd, żeby ci nie przeszkadzał – zaczął się
cofać, ciągnąc mnie za sobą.
Brunet
wziął głębszy oddech i przymknął powieki, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał
lub próbował uspokoić. W końcu skinął głową, a blondyn, uradowany faktem, że
wokalista nie zamierza powyrywać mi nóg z tyłka i puścił mi płazem moje
przewinienia, momentalnie wepchnął mnie do swojego pokoju i zamknął drzwi.
- Co ty
sobie wyobrażasz?! – wrzasnąłem na niego. – Jak ja ci zaraz dam ćwoka…! –
pogroziłem mu pięścią.
- Alex,
uspokój się – chłopak opadł ciężko na łóżko. Wyglądał na zmartwionego. Posłałem
mu pytające spojrzenie. – Dai źle się czuje; to widać na pierwszy rzut oka…
- No i
co z tego? – założyłem ręce na piersi. – Co mnie obchodzi, że królowa Bon ma
migrenę? – fuknąłem.
- Nie
rozumiesz – pokręcił głową. – On ma problemy ze zdrowiem.
- Jak
my wszyscy – trwałem uparcie przy swoim.
- Ale
on ma problemy z sercem (przypominam, że Daiemu zeszło się prawdopodobnie na
zawał… od aut. ;_;) – spojrzał na mnie z naganą. – Już kiedyś taka sytuacja
miała miejsce… Wyglądał wtedy tak samo; jakby zaraz miał zejść z tego świata…
Wtedy też byłem zły, tak jak ty, i wyładowałem na nim całą swoją złość. Może
tego nie okazuje, ale Dai naprawdę bierze do siebie to, co się do niego mówi.
Ta jego oschłość i cynizm to jedynie skorupa, w której się zamknął…
-
Czekam na zakończenie tej fascynującej opowieści – prychnąłem.
- Weź
ty też już nie zgrywaj obrażonego księcia, co? – syknął. – Daisuke nie jest
idealny, wiem. Ma swoje wady, jak my wszyscy, ale zrozum, że się o niego
martwię… Już raz miał zapaść. Nie chcę, żeby to się powtórzyło kolejny raz. Daj
mu spokój – posłał mi błagalne spojrzenie, a ja poczułem jakby dźgnął mnie w
brzuch.
Ups…
***
Gdyby
Ochida zszedł z tego świata przeze mnie na zawał, Saitou prawdopodobnie znienawidził
by mnie i w odwecie również mnie
ukatrupił. A po co ryzykować własnym życiem? No właśnie, nie ma ku temu żadnego
powodu. Dlatego, aby uniknąć przedwczesnej śmierci z rąk czy to rozsierdzonego
bruneta czy rozgoryczonego blondyna, zacząłem poruszać się po mieszkaniu niczym
duch. Normalnie fantom. Czułem się nieco dziwnie, wychylając się zza drzwi
najpierw kontrolnie, aby upewnić się, że nikogo nie ma na horyzoncie, nim zdecydowałem
się wyjść z własnego pokoju, no ale cóż… Środki bezpieczeństwa przede
wszystkim.
Dai
wiecznie miał zły humor, ale Ito rozgniewał się na mnie po raz pierwszy. Ze
strony wokalisty wiedziałem, czego mniej więcej mogłem się spodziewać, a więc
kiedy jakimś niefartem dane byłoby mi go spotkać podczas jego niekończącej się
nerwicy, wiedziałem, że muszę uciekać gdzie pieprz rośnie, gdyż była to jedyna
opcja, dzięki której mogłem zachować swój marny żywot. Gorzej było z
nastolatkiem… Jeśli podda się już tym rzeźnickim zapędom i zachce mu się urządzić
jakiś satanistyczny, czarnomagiczny obrzęd na mojej skromnej osobie, to miałem
uciekać, tak jak w przypadku Daisuke czy może lepiej przeczekać w ukryciu? Bądź
co bądź, jak już raz ucieknę, to już raczej tu nie wrócę…
Wciąż
pozostając czujnym, przemykałem w stronę kuchni. Było już ciemno; mrok
rozpraszany punktowo przez sztuczne światła spowijające stolicę zaglądały do
mieszkania przez niezasłonięte okna. Akurat u nas wszędzie światła pogaszone.
Czyżby muzyk i jego podopieczny gdzieś wyszli? Serio się obrazili? Gdybym wciąż
nie był świadom, jaka duża różnica wieku ich dzieli, pomyślałbym, że poszli na
randkę…
Tak,
tak, mam tendencje do przeinaczania swojego życia w „Modę na sukces”. Wszyscy
ze wszystkimi chodzą na randki, sypiają i się zdradzają. No cóż, taka moja
pokręcona logika…
Właściwie
to nie zamierzałem wyściubiać nosa spoza mojego sanctrum, dopóki wrzące emocje
w obu moich współlokatorach nie opadną, jednak chęć wzięcia prysznica czy głód
były silniejsze ode mnie.
Wszedłem
do kuchni, w której również panował mrok. Sięgnąłem w kąt, w którym kłębiły się
najgłębsze cienie, na oślep szukając czajnika elektrycznego. Nalałem wody i
nastawiłem go. Wysunąłem szufladę, z której mieściły się kubki, czemu
towarzyszył dźwięk obijającej się o siebie porcelany.
-
Mógłbyś mi zrobić herbatę – dobiegł mnie głos z salonu. Tak się wystraszyłem,
że niemalże upuściłem naczynie, które trzymałem w rękach. – Coś ty taki
strachliwy? W burzę robiony?
Wytężyłem
wzrok, aby dostrzec postać Ochidy zajmującą fotel. Siedział sztywno, z dłońmi
kurczowo zaciskającymi się na podłokietnikach. Słabo go widziałem, gdyż jego
również szczelnie owinęła czerń nocy, jednak mimo wszystko dostrzegłem, że
blady owal jego twarzy nie wygląda już tak mizernie. Nie był już tak napięty,
choć cienie pod oczami wciąż pozostawały obecne, przez co z tej odległości
wydawało się, że jego oczodoły są pustymi jamami.
- Um… -
zająknąłem się. – Jasne – skinąłem głową. – Zieloną? – upewniłem się.
-
Zgodziłeś się? – zdziwił się. – Byłem pewien, że odpyskujesz jakimś kąśliwym
tekstem, a tu proszę… od tak sobie wykonujesz nagle moje polecenia? – liczył na
jakąkolwiek reakcję z mojej strony, jednak ja wolałem milczeć. – Tak, poproszę
zieloną.
Kiedy
woda się zagotowała, wypełniłem dwa kubki wrzątkiem i skierowałem się w stronę
bruneta. Usiadłem na kanapie, a herbatę postawiłem na niskim stoliku tuż przed
nim.
-
Saitou… - zacząłem niepewnie. – Saitou mówił mi, że masz problemy ze zdrowiem.
- Aaa…
- mruknął ze zrozumieniem. – To dlatego jesteś taki grzeczny? Wziął cię na
litość? – zaśmiał się niewesoło.
- Nie o
to chodzi – pokręciłem głową. – Sam doszedłem do wniosku, że bezpodstawnie
wszcząłem kłótnię. Kiedy tak siedzę w domu i nic nie robię, zaczyna mi odbijać…
- wyznałem szczerze.
- To
miały być przeprosiny? – prychnął i sięgnął po kubek z gorącym naparem.
- Pół
na pół – odparłem po chwili namysłu. Daisuke zaśmiał się.
- Całe
szczęście – błysnął zębami w uśmiechu. – Gdybyś jeszcze wyjechał mi tu z
formalnymi przeprosinami, pomyślałbym, że Ito podmienił cię albo przeprowadził
na tobie w domowych warunkach lobotomię – zachichotał.
- Oho,
chyba zdrowiejesz – upiłem łyk herbaty. – A już się zaczynałem martwić…
- Więc
jednak wziął cię na litość?
- Jaja
sobie robisz? – prychnąłem. – Mnie? – Dai w odpowiedzi zaśmiał się raz jeszcze.
– Ale tak serio… Rzeczywiście coś ci jest czy Saitou zmyślał?
- Mam
problemy z sercem. Nadciśnienie tętnicze i miażdżycę; co prawda jeszcze nie
spieszno mi wyemigrować do Krainy Wiecznego Uśmiechu, ale jednak… - westchnął.
Przysunąłem się na skraj sofy i sięgnąłem jego zaciśniętej na podłokietniku
dłoni, którą nakryłem własną.
- Nie
wiedziałem…
W jakiś
niewytłumaczalny sposób zrobiło mi się głupio i smutno. Mój ojciec też miał
problemy z sercem, jednak kiedy dowiedziałem się o tym, nie wywarło to na mnie
wrażenia. Właściwie byłem wtedy jeszcze nastolatkiem i w ogóle się tym nie
przejąłem. Przechodziłem okres buntu, dlatego w tamtym momencie wszyscy byli
dla mnie źli, niedobrzy i przede wszystkim obojętni… A teraz? Pomimo tego, jak
potraktował mnie Ochida czy to podczas naszego pierwszego spotkania, czy afery
z Hyde, czy tego jak w ogóle się do mnie odnosił na co dzień i zachowywał…
gdybym tylko mógł, pomógłbym mu bez namysłu – niestety, znachorem ani lekarzem
nie byłem, więc pozostawałem bierny.
-
Jasne, że nie wiedziałeś, bo ci o tym nie powiedziałem – fuknął i strącił moją
dłoń. Założył ręce na piersi. Przyjął swoją standardową pozycję „władcy świata
i okolic”, jak zwykłem to określać. Przez chwilę siedział jakby naburmuszony,
po czym zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. – Alex… Ty się naprawdę martwisz?
– wydawał się być zdziwiony nie na żarty.
- Może
nie jestem aż takim bezdusznym sukinsynem, za jakiego mnie miałeś, co? –
rzuciłem kwaśno.
- Nie
to miałem na myśli… - zaoponował. – Wiesz… Nie byłem dla ciebie zbyt miły…
-
Prawda – zgodziłem się. Ochida skrzywił się nieznacznie. – No co? Myślałeś, że
z grzeczności zaprzeczę?
- No
nie… Akurat po tobie bym się tego nie spodziewał, jednak dzisiaj zaskoczyłeś
mnie do tego stopnia, że jestem w stanie uwierzyć w cuda z wróżkami i Świętym
Mikołajem na czele – wzruszył ramionami, a ja obdarowałem go miażdżącym
spojrzeniem.
-
Dzięki – syknąłem. – A tak w ogóle to nie kradnij moich tekstów, co? –
warknąłem.
- W
pewnym sensie to był komplement.
-
Dobrze wiedzieć – uśmiechnąłem się jadowicie.
Dai
ponownie zaśmiał się, tym razem krócej. Mimo panującej ciemności z łatwością
mogłem dostrzec, jak ciekawsko mi się przygląda.
- Jak
się czujesz? – zapytałem po chwili.
-
Lepiej. Leki zaczęły działać – pokiwał głową, jakby chciał podkreślić, że
zgadza się z własnymi słowami. – Jestem meteopatą, dlatego czułem się dzisiaj
dość słabo.
- Dość
słabo? Wyglądałeś jakbyś zaczął szukać tego przeklętego garnka złota leprechana
po drugiej stronie tęczy już teraz! – wyrzuciłem ręce w powietrze, aby
podkreślić dramatyzm mojej wypowiedzi. – No a tak swoją drogą, to rzeczywiście
pogoda dzisiaj była paskudna…
- Nie
znoszę, kiedy pada – wyznał. – Często dostaję wtedy arytmii…
- Och…
- wyrwało mi się.
Wokalista
spojrzał na mnie, jakby zdziwiony moją reakcją. Wydawało się, że naprawdę dziwi
go fakt, że w jakimś stopniu obchodzi mnie jego stan zdrowia i w jakimś stopniu
mu współczuję i żałuję go, bo tylko tyle mogę zrobić.
W
jakimś stopniu.
Brunet
podniósł się z fotela i przesiadł. Zajął miejsce obok mnie. Usiadł tak blisko,
że nasze ramiona, biodra oraz uda stykały się. Czułem ciepło bijące od jego
ciała.
-
Wiesz… - zacząłem. – Znaczy, może od razu podkreślę, że nie chcę tym
stwierdzeniem wszczynać nowej kłótni, więc się nie wściekaj – uniosłem dłonie w
obronnym geście. Mężczyzna skinął głową, dając mi znak, że przyjął do
wiadomości moje słowa. Wziąłem głębszy oddech. – Jesteś nerwowym typem, a
bynajmniej takie odnoszę wrażenie. Powiedziałbym nawet, że jesteś cholerykiem…
- urwałem na moment, aby upewnić się, co do jego reakcji. Całe szczęście na
jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. - …co oczywiście nie wpływa dobrze
na twoje i tak pozostawiające wiele do życzenia zdrowie. Może zacząłbyś się
nieco oszczędzać? – zaproponowałem.
- Co
masz na myśli? Emeryturę? – spojrzał na mnie z politowaniem.
- Nie.
Ale może przestalibyśmy się kłócić? – wysunąłem propozycję. – Wiesz, mniej
stresu, złości; lepiej dla serca – rozłożyłem ręce. – W każdym razie, można by
było przynajmniej spróbować…
-
Prawdziwy dzień cudów… - skwitował, za co zrugałem go spojrzeniem. – Dobra,
dobra, rozumiem, żadnych takich zgryźliwych tekstów – uniósł dłonie. – Już będę
grzeczny – zapewnił.
- Acha,
jasne… - mruknąłem nieprzekonany.
- Skoro
żądasz ode mnie niemożliwego, to chyba ja mogę wcisnąć ci w takim razie obietnicę
bez pokrycia, co? – uśmiechnął się pod nosem. – Dobry pomysł, wzniosłe słowa,
ale gorzej z wykonaniem…
- Ale
dlaczego mielibyśmy niby nie spróbować? Może a nuż się uda? – próbowałem go
przekonać.
- Nie
no, jasne; spróbować zawsze można – przytaknął.
- Więc?
Masz jakiś pomysł, jak zacząć wcielać w życie tan nasz chlubny plan? –
zainteresowałem się.
- No… -
zamyślił się. – To może zacznijmy od tego, że nie będziesz przyprowadzać do
mieszkania swoich seks-przyjaciół, okej?
- Co?!
– wrzasnąłem. – Ja nie mam żadnych seks-przyjaciół! – zaprotestowałem ostro. –Crena
to po prostu chłopak, którego poznałem w parku!
- Aaa…
Rozumiem – pokiwał głową. – No jak w parku, to wszystko jasne. Bo przecież z
ludźmi poznanymi w parku od razu leci się w ślinę, nie? To jest logiczne –
spojrzał na mnie z naganą.
- A co
ci do tego, z kim się spotykam? – fuknąłem. – Nie twój interes, z kim lecę w
ślinę, a z kim nie!
- Mój
interes, bo mieszkasz z moim podopiecznym, a ja nie chcę, żeby pod moją
nieobecność odbywały się tu jakieś orgie!
- Odwal
się od moich znajomych!
- Alex!
– huknął na mnie. – Przed chwilą chciałeś raz na zawsze przestać się ze mną
kłócić, a teraz znów zaczynasz! – zamilkłem. Daisuke westchnął ciężko.
-
Przepraszam… - mruknąłem niewyraźnie.
- Mogę
liczyć na to, że nie zobaczę tego podejrzanego typa nigdy więcej? – odezwał się
po chwili. – Słuchaj, Alex… Wiem, że może mi nie uwierzysz, ale mimo iż nad
tobą nie sprawuję opieki, to nie zmienia faktu, że o ciebie też się martwię.
Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, nie chcę, żeby ktoś narobił ci przykrości…
- To
znaczy, że…
- Tak,
lubię cię – skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.
W
świetle tych przyjaznych słów spojrzałem na niego jakoś inaczej. W jednej
chwili z intryganta, na którego kląłem siarczyście i przeklinałem w duchu, stał
się zwykłym człowiekiem, z którym można było porozmawiać, pośmiać się i dojść
do jakiegoś porozumienia. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego,
jaki Dai jest przystojny. Zajebiście przystojny. Czułem jego gorący oddech na
szyi, głębokie spojrzenie, którym jakby gładził całe moje ciało; słyszałem
przyspieszone bicie własnego serca, elektryzujące dreszcze w okolicach lędźwi,
jakbym się ekscytował. Tylko dlaczego? Dlaczego tak zareagowałem? Skąd u mnie
taka reakcja? Czemu serce wali mi jak młotem?
- Nie
chcę, żeby ktokolwiek inny cię całował… - szepnął.
Nachylił
się nade mną. Widziałem jeszcze przez moment, jak ten drapieżny błysk w jego
oczach gaśnie, zastępowany przez niepewność przed tym, czy nie zostanie
odtrącony, nim zamknął oczy. Chwilę później poczułem jego gorące usta na moich.
Jego wargi były lekko spierzchnięte, ale za to wręcz idealne do pocałunków.
Ochida złożył na moich ustach kilka czułych całusów. Poczułem, jak przesuwa
dłonią po moim policzku. Instynktownie objąłem go za szyję i pociągnąłem w
swoją stronę, tym samym zmieniając naszą pozycję. Położyłem się na sofie, a on
zawisł nade mną, wciąż nie przestając czule mnie całować. Rozsunął moje wargi
językiem, a następnie wsunął go w moje usta. Jęknąłem z podniecenia. Jeszcze nigdy
nie ekscytowałem się tak samym pocałunkiem. Założyłem mu jedną nogę na biodro,
którą on przytrzymał, a następnie przesunął po niej aż do pośladka i sunął nią
dalej. Jego dłoń zatrzymała się dopiero na boku mojego ciała. Nie spieszył się.
Nie był zachłanny jak Hideto. Przeszło mi przez myśl, że sam się powstrzymuje,
aby doznać jeszcze więcej przyjemności ze słodkich katuszy, po których
pieszczoty zawsze stają się jeszcze bardziej intensywne. Wiedział, że pośpiech
nie jest wskazany. Przecież na co dzień mieszkamy pod jednym dachem; mógł się
mną nacieszyć do woli.
Daisuke
przesuwał językiem po moim podniebieniu, zębach, zahaczał o mój język, który
był skory do zabawy. Oddawałem z pasją wszystkie pocałunki. Zawładnęła mną
chora obsesja, pragnienie dotyku.
Chciałem,
żeby mnie dotykał.
Chciałem
znaleźć się jeszcze bliżej niego.
Chciałem
czuć jego ciepło.
Chciałem
mieć go tylko dla siebie.
Zawładnęło
mną pożądanie.
Chciałem
się z nim kochać.
Tu i
teraz; choćby i nawet miało boleć jak cholera – teraz liczyła się dla mnie
jedynie jego obecność i dotyk, który jednocześnie łagodził wszelkie bóle i
odbierał jasność myślenia.
Ale w
tej chwili nie chciałem jasno myśleć.
Nie
chciałem myśleć o niczym, gdyż wiedziałem, że mogłoby się to skończyć źle – na
przykład zwycięstwem rozumu nad pożądaniem i odtrąceniem bruneta.
Wyginałem
się w jego stronę, pragnąc go na wszelkie możliwe sposoby. Muzyk widział moje
starania, stan, do którego mnie doprowadził – był zadowolony, choć on również
nie pozostawał gorszy. Przesunął dłonią po moim brzuchu, na co odpowiedziałem
mu cichym jękiem. Matko, to dopiero brzuch, a ja już jęczę!
Nasze
języki splatały się na pograniczu naszych ust. Podwinąłem jego t-shirt, mając
zamiar pozbyć się go, kiedy nagle usłyszałem ciche kliknięcie, a chwilę potem
charakterystyczny odgłos otwieranych drzwi. Moment po tym światło w kuchni
zapaliło się, a jako że kuchnia była połączona bezpośrednio z salonem, jasność
wyłoniła z cieni nasze splecione postacie. Saitou stanął w progu pokoju jak
wryty.
- Co…
Jak wy…? – wydukał, spoglądając na nas oczami wielkimi jak monety 2€.
…
-Oj!
(wiecie, to taki niby japoński odpowiednik polskiego „hej”, ale jakoś to nasze
„hej” strasznie mi tu nie pasowało, dlatego zostanie tak o, właśnie o… od aut.)
Oj! – skołowany podniosłem wzrok na Ochidę. – Co ty masz za manię odlatywania,
kiedy do ciebie mówię? – jęknął. – Zupełnie jak Saitou… Ty se mów, a ja zdrów…
- przewrócił oczyma.
Spojrzałem
na niego zdezorientowany. Wciąż czułem dreszcze podniecenia, Daisuke nadal
wydawał mi się być bardziej atrakcyjny niż kiedykolwiek wcześniej, jednak
świadomość, że po prostu za daleko wybiegłem myślami nieco mnie peszyła i
żenowała. Do niczego nie doszło. To moja chora wyobraźnia. Podświadome
pragnienia.
Przełknąłem
z trudem ślinę i sztywnym ruchem poprawiłem się na siedzeniu, jednocześnie
przysuwając się do muzyka. Niby przypadkiem moja ręka wylądowała na jego
kolanie. No co? Dlaczego niby nie urzeczywistnić moich myśli, szczególnie,
kiedy były tak przyjemne?
- Nie
pozwalaj sobie, dzieciaku – spojrzał na mnie z czymś pomiędzy rozbawieniem a
politowaniem, jakim obdarza się przygłupiego szczeniaka, który próbuje zjeść
muchę. – Na to akurat jesteś za młody o dwieście lat – parsknął, po czym
podniósł się z kanapy. Zakląłem pod nosem w ojczystym języku, tak, aby mnie nie
zrozumiał. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
***
- Alex!
– usłyszałem wołanie z łazienki. – Jak ci zaraz jebnę, to się nogami nakryjesz!
- Co
znowu? – jęknąłem, zaglądając do zaparowanego pomieszczenia przez uchylone
drzwi.
- Pozabierałeś
wszystkie ręczniki do prania, to teraz przynieś czyste!
- To ja
tu się staram i jeszcze zjebki za to dostaję? – prychnąłem pod nosem, kierując
się w stronę szafy, która mieściła się na korytarzu. Wyciągnąłem z niej
błękitny ręcznik, którym następnie cisnąłem w bruneta.
Nie,
zboczuchy jedne, Dai wcale nie stał goły i wesoły; jedynie półnagi, bo miał na
sobie tylko czarne długi dresy, które służyły mu najwidoczniej za piżamę. Owy
ręcznik pełnił funkcję ogólną, że tak powiem; wisiał na wieszaku koło umywalki
i służył do wycierania rąk.
-
Uwielbiam, kiedy się dąsasz – zaśmiał się pod nosem, widząc moją kwaśną minę.
- A
więc dlatego zawsze się ze mną kłócisz? – prychnąłem. – Dostaję przez ciebie
nerwicy, bo ty lubisz kiedy się dąsam?! – syknąłem. – W takim tempie to ja
pierwszy zejdę tu na zawał! I zapamiętaj sobie, jak kopnę w kalendarz, to
będzie twoja wina! I ty będziesz płacił za transport moich zwłok do mojego
kraju! – wycelowałem w niego oskarżycielsko palcem.
- Hę?
Nie chciałbyś być pochowany w Japonii? – zdziwił się.
- C…
Co? - jego pytanie wydało mi się być
strasznie nie na miejscu; tym bardziej, że mówił o tym z taką poważną miną. – A
co cię to interesuje? Zresztą… pewnie i tak taka właśnie byłaby wola mojej
rodziny, więc… - zająknąłem się. – O czym my w ogóle gadamy? – zreflektowałem
się, a w moim głosie znów słychać było dozę irytacji.
- No
dobra, już – uniósł dłonie w obronnym geście. – Spokój – przytknął mi palec do
ust, widząc, że już szykuję się do odpowiedzi. W jakiś niezrozumiały dla mnie
sposób świadomość, że dotyka moich ust unieruchomiła mnie i odebrała mi głos. –
Naprawdę zamilkłeś? – zdziwił się. – Coś mi dzisiaj nie pasuje w twoim
zachowaniu… - mruknął bardziej do siebie i przyłożył rękę do mojego czoła.
Nagle
zdałem sobie z czegoś sprawę.
Jesteśmy
razem w łazience, co już samo w sobie jest dość wymowne.
Przede
mną stoi półnagi Ochida i mnie dotyka.
Daisuke
ma zajebisty brzuch…
…
Chyba
jestem niewyżyty…
To
zaczyna mnie z lekka przerażać.
Momentalnie
poczułem, jak policzki zaczynają mnie piec. Znów poczułem się spięty,
skołowany. Spojrzałem na wokalistę, którzy obdarzył mnie badawczym spojrzeniem.
- Masz
gorące czoło – w jego głosie odbił się niepokój.
-
Dlaczego was znowu naszło na romantyczne kąpiele? – do towarzystwa dołączył również
Ito, którego zwabiły zapewne nasze głosy. – Już drugi raz nakrywam was wspólnie
w łazience i nie powiem, żebym był z tego zadowolony… - mruknął nieco speszony.
– Czy nie możecie robić takich rzeczy w twoim mieszkaniu, Dai-chan?
- Alex
ma gorączkę – odezwał się wokalista, całkowicie ignorując wcześniejsze słowa
swojego podopiecznego.
–
Przeziębiłeś się? – zapytał Saitou, przekrzywiając przy tym ciekawsko głowę.
- Nie, nie; nic mi nie jest – czym prędzej
odwróciłem się i machając lekceważąco ręką na sztywnych nogach, niemalże nie
uginając kolan wymaszerowałem z łazienki. Byłem pewien, że jeśli stawy ugną
się, to już nie utrzymają dłużej mojego ciężaru ciała. Wpadłem do swojego
pokoju i zamknąłem drzwi. Oparłem się o nie plecami, ciężko oddychając.
Co się
ze mną dzieje?
Coraz bardziej mi się to opowiadanie podoba. I barrrdzo podoba mi się obecny rozwój wypadków \^-^/ Czekam niecierpliwie na więcej. I weny życzę, bardzo dużo. A najlepiej oceany całe od razu :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za brak polskich znakow, pisze z telefonu...
OdpowiedzUsuńEech... Co z tego, ze na poczatku nie chcialam zeby Alex byl z Daisuke, skoro teraz az mnie zzera ciekawosc co ten Daisuke bedzie wyprawial, zeby byc z Alexem? Nieslowna jestem... Czekam na kolejna czesc oczywiscie. :)
Uwielbiam Twoje opowiadania! Przeczytałam na tym blogu każde z nich, nie pomijając żadnego. Twój styl pisania jest świetny oraz lekki, przyjemnie się czyta każdy, kolejny post. Ten blog należy do jednych z moich ulubionych i niemal codziennie tutaj zaglądam, by zobaczyć czy nie ma jakiegoś, nowego opowiadania!. "Nowy Świat" jest genialne, czekam na kolejne rozdziały, a także jak potoczy się sytuacja pomiędzy Daisuke oraz Alex'em. Życzę bardzo dużo weny oraz licznych komentarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Nana.
Noo...jak zwykle cudownie. A tekst w momencie dobierania fryzury mnie tak rozbawil, ze sie chyba z prawie 10 minut smialam. Nawet teraz jak przypomne sobie to ,,ni chuja" to mam beke zycia XD
OdpowiedzUsuńniby z Daiem fajna parka by byla...ale...Crena! ;_; on byl lepsiejszy! Ale z drugiej strony...jego reakcje na Daia...jak jakas zakochana, niesmiala podlotka XD ale z drugiej teksty Creny... ;_;
Trzymam kciuki, zeby to byl Crena ale jak kolwiek napiszesz bedzie BOSKO! Oczywiscie, ze bosko bo w koncu to twoje opowiadania. I nawet jak najpierw jest takie ,,wtf?!" (np Ryoga z Tsu, to nowsze) a pozniej mozg uskutecznia rozkminke i takie: woah, jakie to cudneeeeeeeeee!!!!! Ja lubie strange rzeczy ♡ no, to koncze- buziaczki, papa!
Wodospadow weny i wgl ♡
/Theru
Nie mam siły na komentarz, więc napiszę tylko "Super"
OdpowiedzUsuńFajowe. Kcem wiecej~
OdpowiedzUsuńDai! <3 jestem za tym pairingiem! Chociaż jak to czytałam, to odkryłam, że akurat temu opowiadaniu pasują geje/biseksualiści na każdym kroku, nie wiem czemu. I wychodzi z tego coraz lepsza komedia, było więcej śmiesznych sytuacji czy tekstów :) To taka moja subiektywna opinia. To teraz kolejny rozdział~
OdpowiedzUsuńAle jak to: to mu się tylko wyobrażało? (・_・;) Ja już miałam nadzieję na jakieś seksy następnego dnia, a to tylko jego marzenia były...
OdpowiedzUsuń