Vampire depression cz.2

Cieszę się, że spodobało wam się to opowiadanie. Większość osób zdeklarowała, że chce, żeby było ono utrzymane w klimatach fantazji i tajemnicy, jednak jak na razie nie chcę niczego zdradzać. Nie sugerujcie się niczym, bo możecie się potem bardzo rozczarować lub po prostu zdziwić xD Zaplanowałam kilka poważnych zwrotów akcji ;p

„Vampire depression cz.2”


Hideto… Hideto… Matko, jakie ładne imię – zachwycałem się. Westchnąłem rozmarzony i spojrzałem na plakat Hyde, który wisiał na ścianie naprzeciw łóżka. Zastanawiałem się czy wszyscy mężczyźni o imieniu Hideto są tak piękni jak wokalista Laruku i ten, który mało mnie nie potrącił?…
Nie.
Stanowczo nie.
Zapomniałem, że mój wykładowca z uniwersytetu też miał na imię Hideto i co? Nie dość, że cham i gbur to w dodatku brzydki i gruby. Coś potwornego...
Ponownie skupiłem się na zdjęciu mojego idola, a uśmiech samowolnie wpłynął na moje usta. Co prawda plakat nie przedstawiał już aktualnego wizerunku muzyka, gdyż ten ściął nieco włosy i zmienił się nieznacznie z biegiem lat, jednak wciąż uwielbiałem się w niego wpatrywać. Przed oczyma przeskakiwały mi naprzemiennie obrazy Hideto, który odebrał mnie ze szpitala i wokalisty L’Arc~en~Ciel oraz VAMPS. Zmusiłem moje szare komórki do wysiłku, aż w końcu w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, która zaczęła szaleńczo mrugać. Byli do siebie tak cholernie podobni! To spojrzenie, ułożenie ust, wysokie kości policzkowe, idealna cera, kasztanowe włosy, czekoladowe oczy… Ten melodyjny głos, którego tak przyjemnie się słuchało! No i obaj mieli na imię Hideto, więc…! „Nie, chwila, Yasu, nie popadaj niepotrzebnie w ekscytację!” – zganiłem się w myślach. W końcu, kolokwialnie mówiąc, nie jednemu psu Burek we wsi na imię, prawda?
Mimo wszystko nawet jeśli „mój” Hideto, jak „roboczo” nazwałem mężczyznę, z którym mało nie miałem wypadku, nie jest tym Hideto Takarai, to sam fakt, iż ten facet jest tak cholernie podobny do mojego idola sprawił, że niemalże skakałem z radości. No tak, chyba ujawniły się we mnie pierwsze objawy przeistaczania się w psycho-fana… cóż, mówi się trudno.
Ponownie chwyciłem w dłonie kartkę, którą pozostawił mi „mój” Hideto i skupiłem się na ostatnim wersie, w którym zawarł życzenie spotkania się ze mną. Mój uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej. Opadłem na łóżko przeszczęśliwy i przytuliłem liścik do serca.
Ach, życie bywa czasem wspaniałe!
Och, i zarazem jakże okrutne, kiedy po upojnej chwili ze zdjęciem swojego idola i wyobrażeń o seksownym nieznajomym musisz biec na wykłady z kolejnym Hideto, który ku mojemu rozczarowaniu, nie miał w sobie nic atrakcyjnego.
Jestem płytki?
Obiecuję, że się poprawę!
Tylko niech któryś z moich erotycznych snów w końcu się spełni!

***

Wieczorami pracowałem w bibliotece. Ktoś powiedziałby, że jest to najnudniejsza praca, jaką można byłoby sobie wyobrazić, ale ja ją naprawdę lubiłem. Te kilka godzin dziennego spokoju i ciszy, jakich zażywałem niczym relaksujących kąpieli dla umysłu w bibliotece były dla mnie niczym zbawienie; szczególnie po wykładach z moim „ulubionym” profesorem Hideto-grubą-chamską-świnią, po których miałem ochotę posunąć się do takich rzeczy, jakich nie ukazywano w najgorszych horrorach. Podejrzewam, że w oparciu o moje wyobrażenia ktoś kiedyś mógłby porwać się na przedłużenie serii anime „Another”.
W moim miejscu pracy uspakajałem i wyciszałem swój wybuchowy umysł, w którym nieraz pojawiały się jakieś sadystyczne obrazy. Ponad to uwielbiałem zapach książek – zarówno tych nowych, jak i tych starych. Nie przeszkadzało mi to, że na wysokich półkach od lat nikt nie ścierał kurzu, a na zapleczu piętrzyły się stosy opasłych, zapomnianych tomiszczy, które wyglądały niczym przekrzywione wieże, w każdej chwili gotowe by runąć ci na głowę. Prawdę mówiąc, z pięcioosobowego personelu byłem jedynym, którą bez strachu potrafił się między nimi poruszać. Wszystko to lubiłem. Miało to swój urok i niepowtarzalny klimat.
Najbardziej jednak lubiłem, kiedy Toma zmieniał mnie przy kontuarze i mogłem przecisnąć się przez zaplecze, żeby kolejno dostać się do wąskich, skrzypiących schodków i wejść nimi na poddasze. Stał tam niewielki stolik o błyszczącym, lakierowanym blacie, kilka krzeseł, wieszak zawalony ciężkimi płaszczami i puchowymi kurtkami pracowników oraz poszarzały, niegdyś czerwono-złoty dywan zdobiony misternymi zawijasami i liniami, które ja zwykłem nazywać crazy-fantazy (czyt. krejzi-fantejzi od aut.). Podłoga była drewniana, naznaczona przez ząb czasu, jednak to tylko dodawało uroku temu miejscu. Ktoś tu kiedyś przyniósł czajnik elektryczny, żeby móc zaparzyć sobie kawę czy herbatę, jednak wyniosłem go, gdyż strasznie rzucał się w oczy i psuł niezwykły charakter tego pomieszczenia.
Mimo iż były tu krzesła, ja zawsze siadałem na parapecie owalnego okna; szyba nie była jedną całością, a pomniejszymi kwadratami, które załamywały światło rzucając na podłogę zmyślne wzory z blasku. Okno to było jedynym, które mieściło się na poddaszu. Wpadało przez nie miękkie światło, w którym można było dostrzec wszechobecne drobiny kurzu. Uwielbiałem obserwować je; nieraz skłoniły mnie niemalże do filozoficznych rozmyślań na temat kruchości i ulotności życia, związków, piękna… niemalże wszystkiego.
Jak można się domyślić, udawałem się na poddasze, żeby czytać (przy kontuarze też czytałem, ale to nie ma znaczenia). Rozsiadłem się wygodnie z kolejnym tomem na kolanach i odnalazłem wers, na którym uprzednio skończyłem, kiedy nagle dobiegł mnie głos:
- Franz Kafka „Proces” – podskoczyłem ze strachu i mało nie wypuściłem książki z rąk. – Ciężką lekturę sobie wybrałeś.
Podniosłem wzrok na mężczyznę, który stał na szczycie schodów i przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem na ustach. „Mój” Hideto! Spojrzałem na niego zszokowany. Chwilę trwało zanim otrząsnąłem się i z moich na przemian otwierających i zamykających się ust w końcu wydostał się jakiś dźwięk.
- Jak tu się znalazłeś? – wydusiłem z siebie. – Zupełnie nie słyszałem, jak wchodzisz… I jak mnie znalazłeś? To przypadek?
- Nie wierzę w przypadki – podszedł do stołu i odsunął sobie krzesło, po czym na nim usiadł. – Nic nie jest przypadkiem.
- Więc to, że mało mnie nie rozjechałeś też nie było przypadkiem? – podniosłem jedną brew. Jego oczy błysnęły niebezpiecznie.
- Interpretuję to na swój sposób – założył nogę na nogę. – Była to po prostu nietypowa sytuacja, w której się poznaliśmy – wyjaśnił. Jego wzrok wciąż był niczym lodowe ostrze, które w tej chwili zdawało się być niemalże namacalne; miałem wrażenie, że dźga mnie nim w gardło.
- Spokojnie, tak jak obiecałem i napisałem, nie zamierzam cię pozywać – dodałem pokojowo. Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
- Jakby co, mam twoje oświadczenie i w sądzie…
- Proszę cię, skończ z tymi sądami – wywróciłem oczyma, przerywając mu. – Nie chcę nawet o tym słuchać. Nie znam się na tym, ale z filmów kryminalnych wiem, że wstępowanie na ścieżkę sądowniczą nigdy nie jest niczym przyjemnym – odparłem zdegustowany. – Zmieńmy temat.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć. No i wypadałoby, żebym się przedstawił, gdyż…
- Wiem, kim jesteś – tym razem to on mi przerwał. – Nazywasz się Hayashi Yasunori, masz dwadzieścia jeden lat, jesteś studentem filologii japońskiej i pracujesz w bibliotece prywatnej od ośmiu miesięcy. Wiem, gdzie mieszkasz, z tej racji, iż sam podałeś mi swój adres. Coś jeszcze? A, no tak, nie lubisz szpitali i uwielbiasz czytać – uśmiechnął się samymi kącikami ust.
- Skąd to wiesz? – zdumiałem się.
- Mam swoje źródła – odparł, nic nie wyjaśniając. – No nie patrz tak na mnie! – zaśmiał się. – Nie jestem żadnym członkiem yakuzy czy kimkolwiek podejrzanym… chyba – rozłożył ręce. – Moje słowa cię nie uspokoiły?
- No wiesz… - zakłopotałem się, próbując na powrót przybrać opanowany wyraz twarzy. – Teoretycznie widzieliśmy się raz, nawet ci się nie przedstawiłem, a ty nagle ni z stąd, ni z owąd pojawiasz się w bibliotece, w której pracuję i to w dodatku w części przeznaczonej jedynie dla personelu. Podałem ci jedynie mój adres, a ty dysponujesz podstawowymi informacjami na mój temat, mimo iż w sumie wiele nie rozmawialiśmy – zauważyłem. – A ja… Ja ledwo znam twoje imię.
- Nawet mój tak gorliwy fan mnie nie poznał? – zdziwił się. – Rozumiem, że magia fotoshop’a i makijażu robi swoje, poza tym minęło już trochę czasu od mojego ostatniego występu, jednak…
- Chwila… - przerwałem mu, unosząc przy tym otwartą dłoń. – Przepraszam, ale próbujesz mi wmówić, że niby kim jesteś, bo nieco się pogubiłem…
- Hideto Takarai – przedstawił się.
- Ten Hideto Takarai? – uniosłem wysoko brwi.
- A co, tamten? – spojrzał mnie jak na debila. – Znasz jeszcze jakiegoś Hideto Takarai?
- Nie… Znaczy, moment – zastopowałem go. – Inaczej; ten Hideto Hyde Takarai? Ten sławny muzyk?
- Tak, Hideto Hyde Takarai, ten sławny muzyk, którego plakat masz w sypialni na ścianie – przytaknął.
A ponoć to ja uderzyłem się w głowę.
Mimo iż nie dowierzałem w tożsamość, przy której on upierał się, że jest jego prawdziwą, to poczułem się dość głupio, kiedy wspomniał o zdjęciu mojego idola; miałem wrażenie, że w jego oczach wyszedłem na kogoś pokroju nastoletniej fanki, która komunikuje się ze swoimi koleżankami zaledwie za pomocą jednego słowa „kawaii”, a nie zrównoważonego i pewnego siebie dwudziestojednolatka, za którego tak bardzo pragnąłem uchodzić.
- Nie sądzę, żeby ktoś pokroju Hyde miał czas na pogawędki z kimś takim jak ja – odezwałem się po dłuższej chwili.
- Od prawie roku już nie występuję na scenie, nie udzielam wywiadów, nie uczestniczę w sesjach zdjęciowych, a komponuje sporadycznie… bardzo sporadycznie – zaznaczył.
- No niby tak, ale…
- Niedawno zwróciłeś mi uwagę, że jestem strasznie podejrzliwy i nieufny; najwyraźniej dziś role się odwróciły – przerwał mi i uśmiechnął się pod nosem. – Czy ja również mam napisać ci jakieś oświadczenie potwierdzające moją tożsamość, czy jedynie okazanie dowodu osobistego wystarczy? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- No dobrze, uznajmy, że ci wierzę – spasowałem. – Z jakiego powodu zrobiłeś sobie taką długą przerwę? Nie podałeś żadnego wyjaśnienia…
- Decyzja ta wynikła z rozwoju sytuacji, na który w zasadzie nie miałem żadnego wpływu – o tym, że słowa te wywołały w nim jakiekolwiek reakcje, które próbował zamaskować świadczyło to, iż mięsień jego prawego policzka drgnął. – Dużo działo się przez ten rok i wątpię, żebym umiał to pogodzić z karierą, jaką prowadziłem do tej pory.
- Więc nie zamierzasz wrócić?
- Tego nie powiedziałem. Po prostu… Ech, nieważne. Za długo by o tym opowiadać. Zresztą, zgaduję, że skoro nie możesz uwierzyć w to, kim jestem, to tym bardziej nie przypadnie ci do gustu moja opowieść – uśmiechnął się cierpko.
- W takim razie, może zaśpiewałbyś mi coś? – zaproponowałem.

***

Siedząc znów w jego aucie czułem się jak kompletny imbecyl. To był prawdziwy Hyde – udowodnił mi to śpiewając „The cape of storms” – i ten, ten właśnie Hyde, żaden inny, był w moim mieszkaniu i widział swoją podobiznę na ścianie u mnie w sypialni. Ciekawe, co pomyślał, kiedy zobaczył ten nieszczęsny plakat… Ale wstyd! Najchętniej zapadłbym się pod ziemię lub uciekł, jednak jak na złość, kiedy szatyn zaproponował mi, abyśmy wybrali się do niego wciąż oszołomiony jego perfekcyjnym występem z rozdziawionymi ustami jedynie skinąłem głową. Moja podświadomość zadziałała przeciwko mnie. Ech… Nie ma co, ja to jestem prawdziwym szczęściarzem – mało nie zostałem przejechany przez mojego idola, o którym od blisko roku nie było nic wiadomo, miałem okazję upokorzyć się przed nim zachowując niczym czternastoletnia dziewczynka, wysłuchać jego występu a’cappella i zostać zaproszonym do jego domu. Nieco dziwna historia, co?
Zastanawiałem się, jak mogłem go nie poznać. Emanował jakimś dziwnym majestatem, jakiego nie spodziewałem się po gwieździe muzyki, która w istocie przecież była takim samym człowiekiem jak siedem miliardów innych ludzi, tylko potrafiła śpiewać/grać i była cholerne bogata (przeważnie). Ponad to, zdawało mi się, iż tak jak sam to powiedział wcześniej, zmienił się przez ten rok. Oczywiście nie znałem go, więc nie mogłem powiedzieć nic odnośnie jego zachowania, jednak z całą pewnością zmienił się pod względem wyglądu. Jego rysy twarzy wyostrzyły się, stały się niemalże arystokrackie w porównaniu do tego, co prezentował mój plakat. Był szybki, seksowny i… zarazem niepokojący. Zawsze myślałem, iż jeśli kiedykolwiek będzie dane spotkać mi się z tym wspaniałym muzykiem, będę czuł podniecenie, fascynację i wyrzucę z siebie potok słów nie zastanawiając się nad ich konsekwencjami i tym, jak on to odbierze, a tu proszę, stało się zupełnie odwrotnie. Przy Hyde byłem ostrożny, ważyłem słowa, mało tego, powiedziałbym, że stałem się nawet powściągliwy. Wyobrażałem sobie nasze spotkanie zupełnie inaczej, jak i jego samego również… choć nie mogę powiedzieć, że mnie rozczarował, gdyż nasza znajomość dopiero się rozwijała.
Hideto mieszkał w samym centrum miasta; bo jakże mogłoby być inaczej? W końcu od zawsze było wiadome, że na mieszkanie w centrum stać jedynie bogatych ludzi; a jeszcze bogatszych na apartament, który oczywiście musiał mieścić się w jednym z najwyższych, najbardziej ekskluzywnych i najnowszych wieżowców w mieście, tak jak to sobie często wyobrażają fanki i opisują w swoich opowiadaniach. Tak, czytam czasem fanficki… No dobra, kilka blogów stale obserwuję i mam je dodane do zakładki „ulubione”, jeden z nich mam nawet ustawiony jako stronę startową… Może jestem nieco niepoważny i nienormalny, ale każdy ma przecież jakieś swoje dziwactwa, prawda?
W przedpokoju jedną ze ścian stanowiło lustro, które w istocie okazało się być ogromną szafą z przesuwanymi drzwiami. Podłoga była wyłożona jasnymi kafelkami, a ściany pomalowane na przyjemny dla oka jasnożółty kolor. Kuchnia była utrzymana w drewniano-stalowym stylu, jeśli mogę się tak wyrazić. Szafki sięgające pod sam sufit były wykonane z drewna o karmelowym kolorze, a na ich tle wyraźnie odznaczały się metalowe uchwyty. Ponad to mieściła się tam zwykła kuchenka gazowa zamiast płyty indukcyjnej oraz srebrna lodówka, przy której czułem się jak kurdupel; muszę przyznać, że wyglądało to naprawdę nieźle. Gdzieniegdzie prześwitujące ściany (to znaczy w miejscach, w których nie zostały zasłonięte przez meble) były koloru białego. Salon z kolei był koloru herbacianego. Mieściła się tam duża, czarna, skórzana sofa, na której zostałem usadzony. Przed nią stał niski stoliczek do kawy z ładnie rzeźbionymi drewnianymi nóżkami. Ogromny telewizor wiszący na ścianie zionął na mnie smutną czernią swojego wyłączonego ekranu. Byłem spięty. Do cholery, ile fanek byłoby gotowych posunąć się do istnie nieludzkich rzeczy byleby tylko zamienić się ze mną miejscami? Żeby móc siedzieć w salonie wokalisty Laruku i wdychać powietrze przesycone zapachem jego cudownych perfum oraz dymu tytoniowego? Móc przyglądać się, jak sam Hideto krząta się po kuchni oddzielonej od salonu jedynie barkiem, wokół którego ustawiono wysokie krzesła o czarnych siedziskach i parzy dla mnie herbatę, a następnie upajać się jego głębokim głosem, kiedy mówił coś do mnie? Sam nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę! Czy to możliwe, że los w końcu się do mnie uśmiechnął i postanowił nadrobić te wszystkie lata swojej nieobecności z nawiązką?
Takarai postawił przede mną filiżankę na spodku z parującym, aromatycznym naparem, a swoją trzymał w dłoni. Usiadł obok mnie; blisko. Tak blisko, iż czułem, jak moje serce stanowczo przyspiesza. Zagryzłem wargę.
- Ech… Mam nadzieję, że ona szybko nie wróci – mruknął chyba bardziej do siebie niż do mnie.
- Jaka „ona”? – zdziwiłem się. Mężczyzna nie zdążył mi odpowiedzieć. Usłyszeliśmy dźwięk towarzyszący otwieraniu drzwi, a zaraz potem głośnie i piszczące:
- Wróciłam, skarbie!
Twarz Hyde momentalnie stężała.
- „Skarbie”? – warknąłem i spojrzałem na niego wyczekująco, jednak szatyn nie zrobił nic, nie drgnął nawet o milimetr.
W jednej chwili poczułem się, jakbym został zdradzony. Hyde miał dziewczynę, narzeczoną, a może nawet żonę! Próbowałem się nie skrzywić, jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że i tak nie uda mi się zamaskować mojego niezadowolenia. Byłem… zazdrosny. Czy to normalne, że być zazdrosnym o mężczyznę, którego zna się zaledwie, no, w zaokrągleniu, jeden dzień?
Do salonu weszła niska dziewczyna o długich, czarnych jak noc włosach oraz takiego samego koloru oczach. Była radosna, mała doskonały humor – kompletne przeciwieństwo mojego nastawienia. Już chciała rzucić się na Hideto i wyściskać go (mam nadzieję, że tylko!), jednak raptownie zatrzymała się, kiedy spostrzegła mnie. Posłała mi niepewne, nieprzyjemne spojrzenie, którym obrzuciła mnie od stóp do głów.
- Kto to jest? – zapytała już nie tak radośnie.
- Mój nowy przyjaciel, Yasu – przedstawił mnie. Skinąłem jej sztywno na przywitanie, a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Czy on wie o…? - urwała. Szatyn pokręcił głową, a dziewczyna znów stała się jednym wielkim kłębkiem szczęścia. – Cudownie! Hide-chan… - zaczęła, ale nie skończyła, gdyż mężczyzna ostentacyjnie pokazał jej, że nie zamierza jej słuchać.
Najzwyczajniej w świecie wstał z kanapy, ciągnąc mnie za sobą w stronę balkonu. Wyszliśmy z mieszkania. Szklane drzwi zostały uchylone, przez co do środka wpadały zimne powiewy wiatru. Hyde oparł się przedramionami o balustradę i wygrzebał z kieszeni paczkę papierosów. Podsunął mi ją pod sam nos w zachęcającym geście, jednak ja odmówiłem, delikatnie kręcąc głową. Muzyk wsunął używkę między wargi i odpalił ją, zaciągając się szarym dymem.
- Kim ona jest?
- Nazywa się Megumi Oishi i jest jedną ze spraw, które zdarzyły się podczas tego roku – warknął. – Wprosiła się w moje życie, jeśli mogę się tak wyrazić.
- Szantażuje cię? – muzyk zaśmiał się gorzko. – Chodzi o coś, czego się dowiedziała, a o czym nie wiem ja, tak? To o to jej chodziło, kiedy pytała czy wiem o…?
- Tak – kiwnął głową.
- Więc ona nie jest twoją… ukochaną? – ostatnie słowo ciężko przeszło mi przez gardło.
- Dobry boże, o czym ty mówisz?! – spojrzał na mnie z przerażeniem wypisanym na twarzy. – Czy ja wyglądam ci na masochistę?
- No… nie – zaśmiałem się cicho pod nosem. Ulżyło mi. Z jednej strony cieszyłem się, że Megumi jest jedynie zwykłą szantażystką, a z drugiej było mi z tego powodu cholernie żal tego wspaniałego mężczyzny.
- Ona jedynie udaje, że jesteśmy parą. Chciałaby tego – dodał po chwili.
- Więc w zamian za jej milczenie musisz udawać jej chłopaka, dzielić z nią mieszkanie, kupować ciuchy i… - kiwnął głową. – Wysoka cena – skwitowałem. – Nawet bardzo, gdyż widzę, że kosztuje cię to wiele nerwów – przysunąłem się do niego nieznacznie. Szatyn spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i uśmiechnął się półgębkiem. – Z pewnością nie powiesz mi, co to za straszna tajemnica, dla której jesteś gotów tak się torturować, jednak… czy mogę wiedzieć choćby, czego ona dotyczy? Czy chodzi o to, co zrobiłeś, powiedziałeś, czy…
- O to, kim jestem – odparł. Zamrugałem kilkakrotnie, nic nie rozumiejąc. – Długa historia – machnął lekceważąco ręką. Zaciągnął się po raz ostatni, zgasił niedopałek na balustradzie, po czym wypuścił go z dłoni, pozwalając mu spaść kilkadziesiąt metrów w dół. Zapatrzył się na miasto, którego światła stawały się coraz jaśniejsze w nadchodzącym mroku gasnącego dnia. – Czasami tak bardzo mnie to dręczy, że mam ochotę rzucić się w dół… - spojrzał wymownie na asfaltowy parking  otaczający budynek. – Zawsze zastanawiałem się, jakie uczucie musi towarzyszyć podczas spadania z tak wielkiej wysokości. Skakałem kiedyś na bange(?), ale to nie to samo. Wtedy wiesz, że masz zabezpieczenia, że większość zagrożeń została wyeliminowana; bo w końcu lina czy zapięcie może zawieść, ale dzieje się to tak rzadko… Chciałbym kiedyś tego doświadczyć – spojrzałem na niego oczyma wielkimi jak spodek od filiżanki, która notabene wciąż stała na stoliku w salonie i nie upiłem z niej ani łyku. Hideto uśmiechnął się, mimo to jego twarz wciąż pozostała bez wyrazu. – Nieważne. To tylko słowa. Od słów do czynu jeszcze bardzo daleko – wzruszył ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie.
- Chodź, odwiozę cię do domu – ruszył w stronę mieszkania, jednak zanim jeszcze przekroczył jego próg, złapałem go za rękę i spojrzałem na niego twardo.
- Dlaczego za każdym razem mówisz: „nieważne”, kiedy jakaś sprawa ma dla ciebie ogromne znaczenie? – Takarai spojrzał w szybko ciemniejące niebo i przymknął na chwilę powieki. Kiedy znów na mnie spojrzał miałem wrażenie, jakby postarzał się o kilka lat. Musiał być wykończony rozterkami i tą cholerną szantażystką.

- Robi się późno – zwinnie wysunął dłoń z mojego uścisku, a nim się obejrzałem, był już w połowie drogi do przedpokoju. Nie czekając dłużej, ruszyłem za nim.

12 komentarzy:

  1. Szkoda, że fantasy, ale rozdział bardzo fajny :3
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne :-D oby tak dalej, ciekawi mnie ten szantaż

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja rozumiem zachowanie i przemyślenia Yasu w tym fragmencie "Zawsze myślałem, iż jeśli kiedykolwiek będzie dane spotkać mi się z tym wspaniałym muzykiem, będę czuł podniecenie, fascynację i wyrzucę z siebie potok słów nie zastanawiając się nad ich konsekwencjami i tym, jak on to odbierze, a tu proszę, stało się zupełnie odwrotnie. Przy Hyde byłem ostrożny, ważyłem słowa, mało tego, powiedziałbym, że stałem się nawet powściągliwy." (dobra, trochę dużo musiałam skopiować). Na jego miejscu zapewne miałabym dokładnie tak samo, gdybym miała spotkać się ze swoim idolem.
    Kurczę, słabo ich znam. Prawie wcale. Szczerze mówiąc, dopiero niedawno odkryłam, że jest taki własnie, popularny dość pairing.
    Podoba mi się usposobienie Hideto i jego ostrożność :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bumbum ;.; to jest... Na równi z Monsters albo i nawet lepsze! *^* A przynajmniej jak na razie się tak zapowiada *^* Nie wiem, ostatnio mam fazę na opka z Hydziem ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Wa *ω* pisz to dalej !
    Chce następny rozdzialik. To jest niesamowite. Czytałam na jednym wdechu. (No dobra może na dwóch bo jesteś osoba która wstawia długie rozdziały co jest cudne :D)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też mówię nieważne, gdy sprawy są dla mnie ważne, a nie chcę, by ktoś mnie męczył. Często działa, chociaż w pewnym przypadku niekoniecznie >.>
    Wszystko pięknie i wspaniale, rozdział jak zwykle świetny, ale.. skąd się Hyde wziął w tej bibliotece? O_o wyskakuje ni z tego ni z owego i jeszcze Yasu zabiera.
    Pisz dalej *^*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapewne chodzi o to, że jest GEJEM. XDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że fantasy, nie lubię fantasy, Kita, myślałam, że jesteś zbyt wspaniała na fantasy, ale dość już o tym. Cudowne <3 Po prostu cudowne <3 Tak więc zniecierpliwiona czekam na ciąg dalszy. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Już któryś raz biorę się za pisanie tego komenta i... Może w końcu go skończę *myśli zaczynając klepać w klawiaturę*

    Tego ficka zaczęłam czytać sobie, o, na poczatku lipca. I powiem, że zapowiada się naprawdę interesująco. Podoba mi się tajemniczość tego opowiadania. To, że nie wszystko jest takie jasne. I to, że występuje tu jeden z moich ulubionych muzyków. W dodatku w taaaakieeej eeekstraa roli :D A przede wszystkim fakt, że to jest fantasy :D
    Nie rozumiem dlaczego ludzie w komach wyżej piszą z płaczem "szkoda że fantasy" albo że jesteś zbyt wspaniała na fantasy... Co to kurde fantasy to jakiś podgatunek? Coś słabego? gorszego?
    W takim ficku można puścić wodze fantazji , wyobraźni i pisac praktycznie co się chce. Bez ograniczeń. To jest super *^* Widać czy ktoś ma szerokie pole kreatywnego myślenia czy też wąskie.
    Dlatego ja się baaardzo cieszę, że zdecydowałaś się na ten konkretny gatunek :3 Od dawna uważam, że masz szeroką wyobraźnię o: Chociaż uważam, że to bardziej paranormal skoro dzieje się jako tako w naszym świecie jedynie dołożone są elementy świata magicznego, ale to już mniejsza z tym.

    W każdym razie ja w tym bezsensowym potoku słów chciałam powiedzieć, że bardzo bym chciała się dowiedzieć co jest dalej... ._.
    Widziałam, że to seria typu "na życzenie" wiec... Składam swoje "życzenie" o kolejną część "z nutą tajemniczości i fikcji" :)
    Będę czekać.

    Weny
    xMidziak

    OdpowiedzUsuń
  12. Tego fika przeczytałam dopiero teraz. Muszę przyznać, że ciekawie się zapowiada, i o tak - bardzo podoba mi się, że ukazałaś Megumi w negatywnym świetle, możesz uznać to za psychiczne zachowanie, ale uważam, że ona nigdy nie powinna za niego wyjść. Po prostu jest... za brzydka i bądźmy troszkę wredni... kto wiąże się z wyższą od siebie kobietą? No kto? Nawet pozować im razem nie wypada (choć wiem, że to Hyde nie chce). Tak, czy owak uwielbiam ten pairing i liczę na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń