Matko, to już czternasta część~! @.@
Szczerze powiedziawszy nie wiem, jak minęła mi
droga na lotnisko, lot czy w końcu podróż taksówką z powrotem do mieszkania
Zero. Wiem tylko, że raz chyba zasnąłem w samolocie i cały czas ściskałem palce
basisty, który gładził nimi wnętrze mojej dłoni. Ten drobny gest dawał mi
poczucie bezpieczeństwa, nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo było mi to
potrzebne w tamtej chwili. Co jakiś czas także sprawdzałem czy telefon jest na
swoim miejscu w kieszeni – wcale nie bałem się, że ktoś mi go ukradł, ale po
prostu chciałem mieć pewność, że jeśli ta kobieta zadzwoni lub odpowie na moją
wiadomość, nie przegapię tego. Robiłem tak nawet podczas lotu, mimo iż wtedy
komórka była wyłączona. Owszem, chciałem zakończyć wszelki kontakt z „matką”,
która mnie okłamywała przez te wszystkie lata, jednak myślałem, że przynajmniej
pokwapi się o jakąś odpowiedź…
Z amoku ocknąłem się dopiero, kiedy moja dłoń
automatycznie sama przesunęła się po kieszeni, a Michi westchnął ciężko.
Zorientował się, czego oczekuję, już dawno. W sumie nie trudno było się
domyślić…
Aby mnie rozproszyć Shimizu rzucił nasze torby w
kąt, a następnie popchnął mnie na ścianę, po czym naparł na mnie ciężarem
swojego ciała. Czułem jego oszołamiający zapach, a mój wzrok utknął w
delikatnym uśmiechu, który figurował na jego pięknych ustach. Przesunął dłonią
po moim policzku, a następnie gładził mnie po szyi i dekolcie. Jego dłoń
zsunęła się przez mój tors i zatrzymała się na brzuchu, by z kolei przesunąć na
biodro. Objął mnie mocno i pocałował z pasją. Nie opierałem się; jakbym mógł!
Splotłem ręce na jego karku, rozchylając wargi, pozwalając, aby pogłębił
pocałunek. Całował mnie gorąco i namiętnie, a ja nie pozostawałem mu dłużny.
Złapałem jego dolną wargę zębami i delikatnie pociągnąłem, na co on się
uśmiechnął głębiej, a następnie złapał mnie za tyłek i podniósł, biorąc na
ręce. Spojrzałem na niego zaskoczony, na co on jedynie zachichotał.
- Cieszę się, że znów kontaktujesz z
rzeczywistością – powiedział rozbawiony.
- Jeśli tak ma wyglądać moja rzeczywistość to
kontaktowanie z nią to dla mnie czysta przyjemność – posłałem mu ciepły
uśmiech, choć nie byłem do końca pewny czy to, co mówiłem było prawdą. Fakt,
teraz było naprawdę przyjemnie, jednak to tylko chwila namiętności i
zapomnienia w niekończącej się stagnacji rzeczywistości, z którą radziłem sobie
coraz gorzej…
Szatyn zaniósł mnie do sypialni i rzucił na łóżko,
po czym zawisł nade mną i ponownie mnie pocałował. Znów objąłem go za szyję,
tym razem zakładając jeszcze nogę na jego biodro. Przesuwałem dłońmi po jego plecach,
starając się nie myśleć o niczym i oddać chwili. Zero skutecznie mi w tym
pomagał, tłumiąc nieprzyjemne myśli salwą gorących pocałunków.
Nagle zrobił coś, czego się nie spodziewałem.
Wsunął dłoń pod moją bluzkę i zaczął dotykać mojego brzucha i podbrzusza. Nie
zastopowałem go, gdyż wiedziałem, że kiedyś będziemy musieli postąpić krok
dalej w naszym związku, a poza tym to było naprawdę przyjemne. Ciche
westchnienie, które z siebie wydałem zatonęło w jego ustach. Czując się nieco
pewniej, również wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, wciąż gładząc jego plecy.
Dotyk jego ciepłej, aksamitnej skóry był dla mnie niczym lek na najgorsze obawy
i lęki. Zsunąłem dłonie na jego klatkę piersiową. Pod palcami czułem jego szczupłe
ramiona, obojczyki, mostek oraz płaski brzuch, a w mojej głowie świetlistymi
kreskami rysowała się mapa tego cudownego ciała. Uśmiechnąłem się sam do siebie
pod nosem, oddając kolejne pocałunki. W końcu jednak nie wytrzymałem i
stanowczo szarpnąłem za materiał jego górnej części garderoby. Chłopak pomógł
mi nieco i wspólnie pozbyliśmy się jego bluzki. Spojrzałem na niego zadowolony,
orientując się, że wygląda zupełnie tak, jak to sobie wyobraziłem… a może
jedynie naniosłem pewne poprawki na mapie jego ciała, którą gdzieś głęboko w
podświadomości miałem zakopaną jako wspomnienie sprzed wypadku?
Możliwe…
Uśmiechnąłem się szeroko i przesunąłem ręką po jego
torsie. Michi posłał mi zawadiacki uśmieszek, po czym przyciągnął mnie do
siebie, windując do siadu. Zerwał ubranie również ze mnie. Znów wylądowałem pod
nim, z tą małą różnicą, że szatyn tym razem całował moją szyję. Schodził z
pocałunkami coraz niżej, obdarzając ich salwą mój tors. Zatrzymał się przy
sutkach. Jeden z nich drażnił i podszczypywał dłonią, a wokół drugiego zatoczył
językiem koło. Przeszedł mnie elektryzujący dreszcz, a z moich ust wydobył się
cichy jęk. Oblałem się rumieńcem i zatkałem sobie usta dłonią, jednak Zero
zaraz odwiódł moją rękę patrząc na mnie z naganą i jednocześnie rozbawieniem.
Zacisnąłem dłonie na jego ramionach, wyginając się, kiedy Michi drażnił
językiem mój sutek. Zdawał się być tym zachęcony, gdyż wzmocnił natężenie
pieszczoty. Zadrżałem z przyjemności i ponownie jęknąłem. Zrobiło mi się
strasznie gorąco, świat zawirował mi przed oczyma, a otaczająca nas ciemność
zamigotała. Ulicą, przy której mieścił się blok Shimizu przejechał samochód, a
światła jego reflektorów wpadły do sypialni przez niezasłonięte okna. Na
ścianie widziałem przez moment nasz spleciony cień i uśmiechnąłem się. Wplotłem
palce w jego włosy i odchyliłem głowę do tyłu, kiedy poczułem zęby na skórze.
Kiedy ta zabawa już się mu znudziła spojrzał na
mnie z cwaniackim wyrazem twarzy. Wyglądał niemalże przebiegle, doskonale
wiedział jak mnie zmanipulować, aby do tego doszło, a ja nie byłem za to na
niego zły. Wręcz przeciwnie; wdzięczny. Ciepło, które teraz wręcz rozsadzało
moje ciało było naprawdę miłą odmianą, gdyż zazwyczaj spowijał mnie chłód.
Szatyn wyglądał naprawdę ponętnie. Nie mogłem
oderwać od niego wzroku, nawet kiedy straciłem z nim już kontakt wzrokowy, gdyż
chłopak na powrót zajął się moim ciałem. Całował mnie po brzuchu, aż dotarł do
pępka, w który wsunął język. Mruknąłem, przymykając oczy i oczekując pocałunku,
który został złożony na moich ustach chwilę później. Michi musnął moje wargi,
po czym wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi, zaciągając się moim zapachem.
Zrobił mi malinkę sporych rozmiarów tuż nad obojczykiem, po czym ponownie się
podniósł i spojrzał mi w twarz.
- Zobaczysz, kiedyś cię do tego nakłonię – zaśmiał
się cicho.
- Z pewnością – wzruszyłem ramionami, uśmiechając
się i przewalając go.
Shimizu położył się na plecach, a ja ułożyłem głowę
na jego torsie, wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca. Chłopak gładził
mnie po głownie i karku, przez co po chwili powieki zaczęły mi ciążyć.
Tej nocy nie doszło do niczego więcej między nami.
Zdziwieni? Od początku wiedziałem, że to skończy się jedynie niewinną zabawą;
byłem tego pewien, że basista nie szarpnie się tak szybko na „głęboką wodę”,
nie chcąc mnie wystraszyć. Nie chciał mnie skrzywdzić.
***
Po obfitym śniadaniu, na które składały się dwie
pizze (tak to się pisze? O.o’’ od aut.), gdyż w lodówce po tak długiej
nieobecności niewiele było produktów zdatnych do spożycia, zajęliśmy się tymi
wszystkimi czynnościami, przez które trzeba przebrnąć po wyjeździe – pranie,
zakupy, wyrzucanie przeterminowanej żywności, sprzątanie… Żaden z tych
obowiązków nie należał do moich hobby, więc nie tryskałem energią i werwą,
jednak muszę przyznać, że razem z moim chłopakiem pracowało się znacznie lepiej
niż samemu. Zaczepki takie jak ocieranie się dłoni, całusy w policzek oraz
klepnięcia w tyłek były naprawdę przyjemnymi przerywnikami.
Kiedy się ze wszystkim uporaliśmy na zewnątrz
zaczynało się już robić szaro, ale biorąc poprawkę na porę roku, mogłem zgadywać,
że dochodziła godzina szesnasta.
- Zapomniałem czegoś ze sklepu – oświadczyłem
ukochanemu, który opadł na kanapę z westchnieniem, rozmasowując dłonie i
nadgarstki.
- Niby czego? – podniósł jedną brew, wyczuwając, że
kłamię.
- Czegoś – mruknąłem wymijająco, uśmiechając się
pod nosem.
- Czego? – powtórzył. – Przyznaj, chcesz ode mnie
uciec! – założył ręce na piersi i zrobił obrażoną minę, co widziałem u niego…
chyba pierwszy raz.
- Przecież wiesz, że nie – pokręciłem głową z
politowaniem i podszedłem do niego.
Nachyliłem się nad szatynem i pocałowałem go w czoło. – Kochanie… - spojrzał na
mnie z kwaśną miną. – Obiecuję, że jak wrócę to zrobię ci masaż – próbowałem go
przekupić.
- Dlaczego próbowałeś mnie okłamać? – zapytał z
wyrzutem. – A teraz próbujesz mnie przekupić!
- Bo chcę iść sam.
- Dlaczego? – dociekał. Nie odpowiedziałem i
spojrzałem na niego wymownie. – Nie lubię, kiedy masz przede mną jakieś
tajemnice. Im dłużej ze sobą przebywamy, na powrót uczę się coraz lepiej
odgadywać twoje myśli i uczucia, więc wiem, że nie mówisz mi jeszcze o wielu
istotnych rzeczach… - przerwałem mu pocałunkiem, widząc, że dopiero się
rozkręca.
- Kocham cię – szepnąłem mu na ucho. – Po prostu
chcę się przejść – spojrzałem mu w oczy. Prychnął.
- A nie możesz ze mną? – założył także nogę na
nogę.
- Chcę ułożyć myśli.
- Więc ja cię rozpraszam? – zaciął usta, jednak nie
był zły, a bardziej niepocieszony.
- Oczywiście – uśmiechnąłem się szerzej i usiadłem
okrakiem na jego kolanach. – Cały czas mnie rozpraszasz… - przesunąłem dłońmi
po jego ramionach, a następnie delikatnie zacząłem masować jego kark. Ledwo
powstrzymał mruknięcie.
- A tak w gwoli ścisłości, czym cię rozpraszam? –
wciąż udawał obrażonego, jednak jego maska powoli opadała.
- Swoją osobą – zaśmiałem się. – Kiedy jestem przy
tobie nie potrafię się na niczym innym skupić – zamilkłem na chwilę. –
Potrzebuję jeszcze chwili dla siebie… - powiedziałem znacznie ciszej.
- Ale nie znasz okolicy – wciąż ripostował. Objął
mnie w pasie, przyciągając, czym wyraźnie zaznaczył, że nie ma już ochoty
dłużej bawić się w obrażonego księcia, jednocześnie podkreślając, że chce mieć
mnie przy sobie.
- Znam – skłamałem. – Poprzednio kiedy zniknąłeś,
szukałem cię i wałęsałem się tu, i tam. „Wycieczka krajoznawcza” do Enyii też
poszerzyła moje horyzonty – uśmiechnąłem się dla potwierdzenia swoich słów.
Chłopak w końcu skapitulował i mnie puścił, ponownie wzdychając. – Dziękuję –
cmoknąłem go jeszcze raz, po czym wstałem i skierowałem się do przedpokoju.
- Tylko wróć szybko, bo zadzwonię na policję! –
krzyknął za mną niczym nadopiekuńcza matka, na co ponownie się zaśmiałem.
Ubrałem buty i kurtkę, po czym wyszedłem z
mieszkania. Zjechałem na parter, by następnie opuścić budynek.
Dałem ponieść się błędnemu krokowi. Brnąłem przed
siebie, a mróz szczypał mnie w policzki i nos, ale nie przeszkadzało mi to.
Wręcz przeciwnie, dawało chwilę wytchnienia odwracając uwagę od nieprzyjemnych
rozmyślań. Wiatr chłostał mnie niemiłosiernie, czułam jak jest silny, jak powoli
spycha mnie w bok. Śniegu było naprawdę dużo, jeśli wziąć pod uwagę, że jeszcze
niecały dzień temu znajdowałem się w Ameryce, gdzie ulice Nowego Yorku były
pokryte ledwie cienką warstewką białego puchu.
Wiatr przybrał na sile. Podniosłem zaczerwienioną
twarz, którą jak do tej pory trzymałem spuszczoną, naciągając niemal na same
oczy kaptur, aby chronić się przed zimnem, do którego niezbyt byłem
przyzwyczajony. Zorientowałem się, że musiałem znajdować się niedaleko portu.
Stałem właśnie na brzegu jednej z dość cienkich rzeczek uwięzionych w betonowym
korycie. Po drugiej stronie stały stare, wysokie, teraz bezlistne i nagie
sakury, a na łokciach ich gałęzi spoczywał śnieg. Ciemne konary drzew niemal
brutalnie odcinały się od białej, wszechobecnej pokrywy, przez co wyglądały
niczym las Weirm Edgara Allana Poe. Dość… przerażająco, rzekłbym.
Wystarczyło, żebym się wychylił, a spomiędzy
bloków, które stały tuż nad rzeczką wyłaniał się obraz Zatoki Tokijskiej i jej
spokojnych, ospale falujących, ciemnych wód.
Przez chwilę rozglądałem się w niemym zachwycie przyprószonym
smakiem jakiejś dziwnej i niezrozumiałej obawy, kiedy nagle uświadomiłem sobie,
że kompletnie nie wiem, gdzie jestem ani tym bardziej, jak mam wrócić do
mieszkania Shimizu. Cóż, wcześniej jakoś nie przerażała mnie wizja zagubienia
się; bo wcześniej miałem przy sobie Zero. Przy nim czułem się bezpiecznie, a teraz
to uczucie pękło jak bańka mydlana.
- Tokio to wielkie miasto. Nie bój się, że się
zgubisz; nie myśl o tym, bo inaczej to naprawdę to się stanie. Zamiast „zgubiłem
się”, pomyśl „znalazłem się w nieznanym mi miejscu”. Zgubić można długopis;
człowiek dochodzi po prostu do miejsca, w którym wcześniej nie był. Ja się nie
gubię, ja po prostu odkrywam nowe piękne miejsca w tym mieście – usłyszałem za
sobą delikatny kobiecy głos.
Odwróciłem się i spojrzałem na szczupłą dziewczynę
po dwudziestce w fioletowej, pikowanej kurtce, ciemnych spodniach i wysokich
kozakach z futerkiem, przez co początkowo skojarzyła mi się z zaprzęgiem
reniferów Świętego Mikołaja… naprawdę nie wiem dlaczego…
Kilka brązowych pasm włosów wysunęło jej się spod
czapki. Wiatr bawił się nimi, a jej widocznie to nie przeszkadzało. Uśmiechała
się delikatnie i wpatrywała we mnie uporczywie dużymi, również brązowymi
oczyma.
- Aż tak widać moją nieporadność? – zaśmiałem się,
choć sam nie wiem dlaczego. Chyba z własnej głupoty…
- Nie, po prostu się za dużo rozglądasz – odparła,
wzruszając ramionami. – Osoba, która znałaby to otoczenie przeszłaby obok nie
zwracając uwagi na to, co jest obok. Nazywam to syndromem znieczulenia na
codzienne piękno. Człowiek chce otaczać się pięknymi rzeczami, jednocześnie
wciąż nowymi, aby przykuwały jego uwagę.
- Słusznie… - mruknąłem. – W sumie… Jak się
nazywasz?
- Mów mi Aimer.
- Pseudonim? – zdziwiłem się.
- Artystyczny – dopowiedziała z uśmiechem.
Spojrzała w niebo, które szybko robiło się coraz
ciemniejsze. Niektóre latarnie uliczne już się zapaliły, rzucając złoty blask
światła oraz jednocześnie długie, czarne cienie na śnieg. Pogłębiła uśmiech,
znów zwracając uwagę na mnie.
- A ty jak masz na imię?
- Hizumi.
- Pseudonim?
- Artystyczny – odparłem i oboje się zaśmialiśmy.
- Słyszałam kiedyś, że jeśli dwoje artystów się
spotka, to zawsze razem coś stworzą i ich spotkanie będzie dla nich
natchnieniem. Chyba jest w tym trochę prawdy, nie uważasz? – kiwnąłem głową. –
W każdym razie miło było cię spotkać, Hizumi – pomachała mi na odchodne i
odwróciła w swoją stronę. Odchodząc zaczęła śpiewać, a jej głos rozniósł się
dookoła niczym magiczne zaklęcie, która sprawiło, że przez chwilę miałem
rażenie, iż w całym mieście jesteśmy tylko my dwoje. Tokio wydawało się być
teraz takie wyludnione… A może po prostu nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy
przemijali koło mnie jak cienie?
- „Gdy czuję delikatny uścisk twojej dłoni, wiem,
że przetrwam te bezsenne noce.
Sama twoja obecność pomagała mi się szczerze
uśmiechnąć pomimo wszelkich ran.
Proszę cię jedynie o odwagę, bym mogła stanąć na
nogach o własnych siłach.
Nie usłyszysz słów kłębiących się w mojej głowie i
nie zmieni tego czas.
Samotnie spaceruję ulicami tego zimnego miasta.
Zapomniałam już która droga prowadzi do domu.
W tę niekończącą się noc mam tylko jedno życzenie:
Na tym bezgwiezdnym niebie pragnę ujrzeć promień
światła.
Zostawiłam za sobą przeszłość i wiem, że już nigdy
do niej nie wrócę.
Jutro nadejdzie dzień pełen słońca, w którym się
odrodzę.
Zawsze byłeś u mojego boku i z uśmiechem
opatrywałeś moje rany.
Twoje uczucia się poza moim zasięgiem i nie zmieni
tego czas.
Drżę z zimna i samotności.
I choć blask tej przyćmionej gwiazdy wydaje się być
tak odległy, jutro też nastanie noc i odrodzi się na tym niebie.
Próżno szukam śladów naszego spotkania wśród
gwiezdnego pyłu.
Przedzieram się przez tłum, lecz nie potrafię już
ich dostrzec.
Pod światłem księżyca uronię morze łez, tęskniąc za
przeszłością.
Wiem jednak, że to pożegnanie zwiastuje lepsze
jutro.
Jestem jedynie drobną konstelacją, dlatego pragnę
podziękować ci za to, że mnie dostrzegłeś.”
(~Aimer – Rokutosei no Yoru)
Słowa tej piosenki uderzyły we mnie z siłą
rozpędzonej ciężarówki. Ledwo utrzymałem się na słabnących nogach, kiedy
doszedłem do wniosku, że ta piosenka jest kwintesencją moich myśli, zachowania,
wyborów, tego, co już zrobiłem i tego, co muszę jeszcze zrobić.
Prawda jest taka, że będę nieco tęsknił za spokojną
przeszłością, kiedy byłem wszystkiego nieświadomy, jednak faktem jest również,
że ani chwili nie wątpiłem w to, że przyszłość z Michim jest o wiele bardziej
świetlista, lepsza. Wciąż toczę wojnę sam ze sobą, z własnymi myślami, budując
mur wokół samego siebie; utrudniając tym samym dostęp do siebie szatynowi –
biada mojej głupocie! Chcę ujrzeć ten promień światła na tym bezgwiezdnym
niebie – chcę! Chcę w końcu się cieszyć!... jednak największą przeszkodą do
tego, jestem dla siebie ja sam.
Idiota.
Jednak tym, co najbardziej do mnie trafiło to to,
że nie podziękowałem Shimizu. Przecież „jestem jedynie drobną konstelacją”
podobną do miliona innych – basista już dawno mógł ze mnie zrezygnować i być z
kimś innym. Ale on wciąż tkwi przy moim boku, „opatrując moje rany”;
zrezygnował ze szczęścia z kimś innym, by cierpieć wraz ze mną. Z pewnością
zdawał sobie sprawę, że nie będzie ze mną tak łatwo, a mimo to ze mnie nie
skreślił – w przeciwieństwie do tych, których kiedyś uważałem za przyjaciół.
Znosił wszystkie moje humory, wybuchy, lamenty…
Niewdzięcznik.
Po mojej twarzy popłynęły łzy; sam nie wiem kiedy.
Stałem sztywno analizując wszystko jeszcze raz. Podniosłem dłoń do twarzy, aby
obetrzeć ją z łez, kiedy nagle poczułem na policzku ciepłe opuszki palców. Ktoś
mnie zwyczajnie uprzedził. Podniosłem wzrok i spojrzałem na zmartwionego
szatyna, który stał przede mną. Zmaterializował się niczym duch!; w każdym
razie, w jak najlepszym momencie!
Przytuliłem się do niego, obejmując go rękami za
szyję. Shimizu był spięty, gotowy znów stać się dla mnie oparciem i pozwolić wypłakać
mi się w swoje ramię, kiedy ja niespodziewanie wybuchłem niekontrolowanym
śmiechem.
Szczęściarz.
Cholerny ze mnie szczęściarz.
- Dziękuję – szepnąłem mu do ucha, owiewając je
ciepłym oddechem. – Dziękuję ci za to, że przy mnie jesteś, zawsze, kiedy cię
potrzebuję. Dziękuję, że mnie dostrzegłeś i… przepraszam za to, że wciąż cię
ranię – pocałowałem go w zimny policzek, po czym ułożyłem głowę na jego barku,
zwracając twarz w jego stronę. Ukryty za zasłoną jego włosów byłem dla niego
niewidoczny, jednak ja mogłem obserwować profil jego twarzy. Zdawało się, że
początkowo był zdziwiony, jednak zaraz potem uśmiechnął się ciepło, a jego mina
zdradzała, że poczuł ulgę. – „W trakcie tej nieskończonej podróży, zawsze, gdy
chce się nam już zawrócić, obydwoje głęboko wzdychaliśmy na to pragnienie.
Niby niebo bliżej celu, a znów nam ucieka, lecz
teraz żadne z nas nie ma zamiaru porzucić go ani na chwilę.
Nasze serca łączy więź silniejsza niż stal i z
pewnością nierozerwalna.
Miejsce, do którego tak dążyliśmy przez wiele lat…
Zostaniemy tam na dłuższy czas.
Ciepło wypełnione miłością.
Nie mogę pozwolić tym wspomnieniom, aby zniknęły. (…)
Zbłąkane (marzenia) życzenia (spełnij je)
Wszystkie głoszą w swej pieśni:
Nie odwracamy wzroku od rzeczywistości, bo mamy
odwagę stawić jej czoła.
Smutek oraz złość obrócimy w siłę.
Przeznaczenie jest po naszej stronie.
Ponad nami jest niebo;
Rozświetlony jasno świat.
W miejscu, w którym pozostaniemy na dłuższy czas;
mając prawdę na wyciągnięcie ręki.”
(~Chemistry – Period)
- szeptałem mu na ucho słowa, które przychodziły mi
na myśl.
Moje ciało stopniowo robiło się coraz cięższe,
jednak wciąż miałem dobry nastrój. Ostatni raz zaciągnąłem się zapachem
ukochanego i z uśmiechem na ustach zdawałoby się, że zamknąłem oczy tylko na
chwilkę…
Serio... Znowu mi odebrało zdolność do pisania komentarzy xD Rozdział jest genialny i w pewien sposób piękny ^~^
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
Rozdział cudowny, naprawdę.
OdpowiedzUsuńMartwi mnie tylko końcówka, mam nadzieję, że nie chcesz zrobić biednemu Hizumiemu czegoś strasznego, bo nasunęły mi się dramatyczne przypuszczenia :D
Czekam niecierpliwie na następny rozdział ;3
Uwielbiam.. <3
OdpowiedzUsuńRozdział wzbudził we mnie wiele, wiele pozytywnych odczuć, cieszę się, że mogła po raz kolejny mogłam tego doświadczyć. :3
Czekam na więcej!
Znam tą drugą piosenkę :3 Opening bodajże... 3 z FMA brotherhood *Q*
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem co napisać, żeby oddać dokładnie moja opinię ,a nie powtórzyć myśli wyżej.
Opo było genialne :3 Take słodziutkie <3 Piekne.
Ale końcówka mnie martwi. Mam nadzieję, że tylko mu się tak przysnęło...
Weny zyczę
~xMidziak
PS Jak tam Okres swiąteczny minał :)?
Hizu, ale z ciebie melancholik... xD
OdpowiedzUsuńTrochę się zdziwiłam, jak pojawiła się nowa, tajemnicza damska postać, ale to dobrze, bynajmniej można poznać nowe osoby! Bardzo mi się spodobała pierwsza jej kwestia, jaką tu wypowiedziała, wręcz urzekły mnie jej słowa *^*
Ale wiesz co! Ja tu liczyłam na sceny nieudanej kopulacji dwóch małych, niewyżytych gryzoni, a tu co...? "Tej nocy nie doszło do niczego więcej między nami" O ty paskudo jedna! Ale mam nadzieję, że będzie, co? :3
Rozdział raczej taki... refleksyjny, melancholijny, ale bardzo mi się podobał. No właśnie, to już 14 część! Gratuluję pomysłów i życzę jeszcze więcej weny ;*
Fajne :D
OdpowiedzUsuńNo po prostu się uzależniłam od tego opowiadania xDDDD Czekam z niecierpliwością na dalsze części <3
OdpowiedzUsuńBoskie Haru
OdpowiedzUsuńEch ♥ mam nadzieję, że ta historia jeszcze nie dobiega końca Q.Q
OdpowiedzUsuńA ja jak zwykle z tyłu z komentowaniem.. I znowu nie pamiętam, co miałam napisać.
OdpowiedzUsuńAle to nie koniec historii, tak? ;.; I ta kobieta mnie dziwnie niepokoi, choć nie wiem dlaczego.
Wracam do tego opowiadania bardzo często i za każdym razem wyciągam nowe wnioski dla siebie. Może to tylko moje odczucia, ale widzę w tym opowiadaniu ukryte dno.
OdpowiedzUsuńLiczę, że nie zmienisz stylu pisania i dalej będzie na wpół tajemnicze, bo naprawdę jest świetne.