Monsters cz.11

Ech, niezbetowane, bo Hoshii. jest zajęta, ale zdecydowałam się to opublikować, bo mi statystyki spadają... z kwietnia na maj statystyki obniżyły się o 5000!!!!!!!! Idę sobie popłakusiać... ;_;
Jak Hoshii. znajdzie czas i mi to sprawdzi to poprawię i wstawię wersję zbetowaną.


MONSTERS CZ.11




- No… dobrze – odwzajemnił gest i nakrywając własną dłonią moją, zaczął opowiadać głębokim, spokojnym głosem, od którego zrobiło mi się ciepło… sam nie wiem dlaczego.
W mojej głowie rozbrzmiało jedno stwierdzenie: „Ten chłopak nie mógłby kłamać”; a było to dla mnie tak oczywiste, jak to, że od szarej masy oddziela mnie właśnie on. To on był moją „wyjątkowością” i formą wyrażenia się. To on był moim „my ray in my despair”; a zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz.

Shimizu przemawiał łagodnym i ciepłym głosem, przez co kiedy go słuchałem, zrobiło mi się naprawdę błogo. Przymknąłem powieki i wsłuchiwałem się w opowieść o… moim życiu. To było dość dziwne, ale przecież takie były fakty.
Ciepły, przyjemny wiatr targał nam włosy, przez co wpadały mi one do oczu. Michi cierpliwie, za każdym razem w identycznie czułym geście odgarniał mi je z twarzy. Wszystko zdawało się być takie zgodne, zgrane; podmuchy wiatru, słowa i gesty chłopaka. To wszystko sprawiło, iż zapragnąłem, aby ta bajka nigdy się nie kończyła. Do uczucia błogości doszło również poczucie bezpieczeństwa, które gwarantowała mi bliska osoba, jaką był dla mnie basista. Nerwy, których od kilku dni byłem źródłem, opuściły mój umysł, przez co w końcu mogłem się rozluźnić; to z kolei skutkowało tym, iż… zasnąłem.

***

Obudziłem się może nie na najwygodniejszej poduszce, jednak przyjemne otępienie jakie towarzyszy lawirowaniu między snem a jawą dodawało tej chwili swoistego uroku. Niby jedną nogą w świecie rzeczywistości, a za drugą Morfeusz wciąż ciągnął mnie w stronę swojej sennej krainy. Ponadto czar miłych odczuć, jakich doznałem przed zaśnięciem wciąż trwał.
Otworzyłem powoli oczy, orientując się, że nie jestem wcale w łóżku. Zamiast białej pościeli dostrzegłem szczupłe, długie nogi w czarnych rurkach. Nogi te zaczynały się gdzieś w połowie ud, co było co najmniej dziwne… Zmarszczyłem brwi i przekręciłem się na drugi bok, uznając, że te obrazy to wciąż sprawka podstępnego Morfeusza, który robił sobie ze mnie żarty, podsyłając takie głupie sny. Z drugiej strony, kiedy się obróciłem, z kolei ujrzałem rozporek, guzik od spodni i kawałek szarej bluzki. Biorąc sytuację na „chłopski rozum”, skoro tu są biodra i krok, a tam reszta nóg zaczynająca się w połowie ud… to ja gdzieś w połowie tych ud muszę leżeć. Spojrzałem w górę, a moim oczom ukazał się napis „Fallen Angels 1989” (ha, nadruk z mojej koszulki, którą miałam założoną, pisząc to xD od aut.) na szarej koszulce. Wyżej znajdowały się szczupłe ramiona, smukła szyja, na której zostały zawieszone dwa krzyżyki i… nagle poczułem, jak czyjeś palce zatapiają się w moich włosach i przeczesują je delikatnie.
- Jak się spało, śliczny? – zapytał Shimizu, uśmiechając się do mnie promiennie. W odpowiedzi mruknąłem coś niewyraźnie, przytulając się do jego nóg i obejmując rękoma w pasie. – Wybacz, że nie przeniosłem cię do łóżka, jednak kiedy tylko próbowałem cię podnieść zaczynałeś się budzić i…
- Podjąłem decyzję – odezwałem się znienacka, przerywając mu. Wywindowałem się do siadu, ziewając i przeciągnąłem się, a szatyn patrzył na mnie uważniej niż kiedykolwiek wcześniej. – Chcę z tobą być – uśmiechnąłem się i niemalże usłyszałem, jak spadł mu kamień z serca. Szczerze, myślałem, że ta odpowiedź będzie oczywista, a wypowiedzenie jej przeze mnie na głos to tylko proforma, jednak okazało się, iż Michi naprawdę bał się, że mógłbym go odepchnąć. Po tym co dla mnie zrobił? Przecież to nawet tak nie wypada… - Ale jeśli ty chcesz być ze mną to wciąż musisz się wykazać naprawdę dużą cierpliwością do mnie – posmutniałem trochę. - Wiesz, że…
- Zrobię wszystko, aby być z tobą – przyciągnął mnie do siebie, mocno obejmując. – Tak się cieszę… - szepnął, a po chwili poczułem, jak jego łzy spływają po mojej szyi w zagłębienie obojczyka.
On naprawdę się bał…
To było dla niego takie ważne…
… a mimo to nie okazywał tego. Zapewne, kiedy zasnąłem zżerała go niepewność, jednak nie dał nic po sobie poznać. Wciąż uśmiechał się i udawał, że nic się nie stało; czyli ukrywał przede mną swoje prawdziwe uczucia. Nie chciał powiedzieć mi o swojej obawie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wszystko kręci się wokół mnie. Ja mam amnezję, mnie matka wywiozła do Ameryki, mnie zrobiono wodę z mózgu… mnie bolała głowa, ja miałem obawy, ja się bałem… ale przecież Zero też jest człowiekiem! Co prawda dość specyficzny z niego typ, ale cóż… też ma swoje uczucia; a wszystkie je starannie maskował i chował za maską uśmiechu, abym ja poczuł się lepiej. Odsunąłem się od niego odrobinę i spojrzałem na jego twarz kątem oka – poszarzała i zmęczona. Na moje nieszczęście Shimizu wyłapał mój wzrok i zaraz ponownie uśmiechnął się do mnie ciepło, przez co w mojej głowie zrodziło się porównanie, że basista bardziej wygląda jak amatorsko pomalowana chińska porcelanowa lalka niż młody chłopak. Zrobiło mi się strasznie głupio, a jego słowa odbiły się echem od ścian mojej czaszki: „Zrobię wszystko, aby być z tobą” – dopiero zrozumiałem, ile on poświęcał, znosząc moje kaprysy, humorki, chwile namysłu, niepewności… Kosztowało go to wiele nerwów, jednak nigdy się nie poskarżył. Mimo iż pewnie nieraz miał ochotę krzyknąć na mnie czy sam wybuchnąć płaczem, nie zrobił tego, kontrolował swoje odruchy po to, aby być dla mnie ostoją i podporą. Tylko… tylko, że tak nie da się żyć. Nie da się żyć, tłumiąc w sobie uczucia i emocje. On w ten sposób się wyniszczał; a robił to tylko po to, abym ja mógł się uśmiechnąć. Kolejny raz pomyślałem, na jakiego wspaniałego chłopaka trafiłem…
Ale tak nie mogło być dłużej. Podczas gdy on znał mnie na wylot, ja, zdałem sobie sprawę, że mogę o nim nic nie wiedzieć. Tylko raz dał upust swoim emocjom, jednak i tak nie do końca – kiedy zdenerwowałem go, mówiąc, że pod wpływem kaprysu, chciałem, aby mnie pocałował, a potem odsuwałem się od niego. Trafiło do mnie, jak niewyobrażalnie musiało go to zaboleć, skoro zganił mnie, a nie zbył tej uwagi wymuszonym uśmieszkiem. Zrozumiałem, że byłem egoistą. Cholernym egoistą. Co prawda to moje życie zostało wywrócone do góry nogami, ale nie mogłem przez to zapominać o Michim.
- Shimizu… - szepnąłem i spojrzałem w jego szkliste oczy. Chłopak zamrugał kilkakrotnie, aby opanować się i ponownie przywołać na twarz ten uśmieszek… Otarłem kciukami mokre ślady od łez na jego policzkach, po czym ułożyłem palec na jego pełnych wargach. – Byłem egoistą… Przepraszam – już szykował się, aby coś powiedzieć, jednak w tym momencie mocniej przycisnąłem mu palec do ust, dając mu do zrozumienia, że ma się nie odzywać. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zaraz zacząłby wpajać mi, że nie mam za co przepraszać. – Nigdy więcej nie ukrywaj przede mną swoich emocji, dobrze? – znów chciał coś powiedzieć, zapewne zaprzeczyć, że nie ukrywał przede mną uczuć, dlatego znów go uciszyłem. Ująłem jego twarz w dłonie, przyglądając mu się z nabożną czcią. Był tak perfekcyjny… - Nie rób tego więcej, bo… - zacząłem gładzić jego policzek grzbietem dłoni. - … bo cię kocham – szepnąłem i pocałowałem go.
Chłopak od razu oddał pocałunek. Objął mnie mocno w pasie, przyciągając mnie tak blisko siebie, niemalże odejmując mi tym dech w piersiach. Objąłem go za szyję, uchylając wargi, kiedy przejechał po dolnej językiem. Szatyn wsunął język do moich ust, na co zadrżałem z podniecenia. Jego dłonie zjechały niżej, na moje pośladki. Chwycił mnie mocno, podnosząc i sadzając sobie na kolanach. Usiadłem na nim okrakiem. Zero zaczął ugniatać moje pośladki, a ja nie protestowałem. Podobało mi się to. Zwinnie manewrował językiem w moich ustach, pieszcząc podniebienie i mój język. Chciałem umościć się na nim odrobinę wyżej, przez co przez przypadek otarłem się o niego. Sam byłem tym zaskoczony. Jęknąłem wprost w jego usta, na co chłopak uśmiechnął się i wznowił salwę pocałunków. Tym razem zaczął nieco agresywniej; zaczął przygryzać moje wargi, drocząc się ze mną. Odpowiadałem mu tym samym i kiedy zdawało się, że lepiej być nie może…
- Wiem, że to może nie najodpowiedniejszy chwila… - Karyu, który stał w drzwiach balkonowych, odchrząknął znacząco. Niechętnie odsunęliśmy się od siebie z basistą i spojrzeliśmy na rudzielca. – Hizumi, napisałeś tą piosenkę?
- Co? – zdziwiłem się. – Aa… - dopiero po chwili zrozumiałem, o co mu chodziło. Wciąż byłem otępiały po pocałunku z Michim i jedyne, o czym mogłem myśleć to jego słodkie, miękkie wargi, które były tak cholernie kuszące… - Nie, nie napisałem. Zapomniałem, bo… jakoś inne rzeczy mnie zaabsorbowały – spojrzałem znacząco na szatyna, który uśmiechnął się do mnie drapieżnie i skubnął zębami moją wargę. Chciał ponownie mnie pocałować, jednak lider mu na to nie pozwolił.
- Przypominam, że wciąż tu jestem! – pomachał ręką przed naszymi twarzami, które dzielił zaledwie centymetr. – Ja rozumiem, że perypetie miłosne są bardzo ważne i w ogóle… - zatoczył dłonią koło – jednak konkurs też znajduje się na piedestale rzeczy ważnych. Hizumi, jutro mamy występ!
- Co? Już jutro? – zdziwiłem się.
- Ano jutro. Zero ci nie powiedział? Zresztą… Nieważne. Musisz to napisać, jasne?! – krzyknął na mnie. – Pamiętaj, że robisz to nie tylko dla zespołu, ale również dla siebie; jeśli nie będziemy mieć piosenek, nie wygramy, a jeśli nie wygramy to nie zdobędziemy kasy; a jeśli nie zdobędziemy kasy, nie wrócisz do domu – rozłożył ręce.
- Dobra, zrozumiałem aluzję – machnąłem ręką. – Idę pisać – chciałem wstać z kolan Zero, jednak on mi na to nie pozwolił.
- Karyu, daj nam jeszcze z dziesięć minut… - mruknął kuszącym głosem basista, a ja nie mogłem mu się oprzeć.
Znów zaczęliśmy się całować, na co gitarzysta jedynie westchnął cierpiętniczo i wrócił do pokoju. Podczas pocałunków Shimizu zaczął się ze mną bawić; zaczął mnie podszczypywać i łaskotać, a przede wszystkim nie chciał wypuścić mnie ze swoich objęć, przez co te dziesięć minut rozciągnęło się trochę w czasie. Powiedziałbym, że nawet trochę bardzo, bo niebo „nagle” zrobiło się czarne i pojawiły się na nim gwiazdy. Weszliśmy do pokoju dopiero kiedy zrobiło mi się zimno. Yoshitaka leżał na łóżku, słuchając muzyki, a Tsukasa grał na telefonie w jakąś grę. Michi oświadczył, że idzie wziąć prysznic i klepnął mnie w tyłek. Po sprośnej propozycji wspólnej kąpieli, na którą ja jedynie się zarumieniłem, chłopak zniknął za drzwiami łazienki, a ja usiadłem na swoim łóżku i wygrzebałem jakiś pierwszy lepszy notatnik z torby oraz długopis. Już chciałem zacząć kreślić pierwsze znaki, kiedy niespodziewanie przysiadł się do mnie Tsu.
- Widzę, że nieźle ci się układa z Zero? – zaśmiał się.
- Masz rację – uśmiechnąłem się.
- Mam nadzieję, że nie jesteś już na mnie zły za tamten incydent… Wiesz, nie zdawałem sobie sprawy ze wszystkich trudności z jakimi przyszło ci się zmierzyć – spuścił głowę w pokorze.
- Nie, nie jestem już zły – przyznałem. – W sumie… mnie też trochę poniosło. Przepraszam.
- Odchodząc od tego tematu… – odezwał się chwilę później. – Zero bardzo się zmienił odkąd z nim jesteś; na lepsze, oczywiście – podkreślił. – Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem go tak szczęśliwego i rozmownego. Stał się zupełnie innym człowiekiem – zaśmiał się serdecznie.
I tak zacząłem długą, naprawdę długą rozmowę z perkusistą. W międzyczasie Shimizu zdążył wyjść z łazienki. Chłopak podszedł do mnie, cmoknął mnie w usta, życząc dobrej nocy i sam ułożył się do snu. Karyu również zasnął, a ja z Kenjim konspiracyjnym szeptem rozmawialiśmy do pierwszej w nocy. Potem obaj stwierdziliśmy, że jesteśmy już tak zmęczeni, iż nie mamy siły kontynuować rozmowy, a zeszła ona już na całkiem inne tematy. Oota również poszedł spać, a ja starałem się coś wymyślić, gdyż nadal nie napisałem tego nieszczęsnego tekstu, jednak nic z tego nie wychodziło. Oczy same mi się zamykały, a mózg nie funkcjonował już tak jak powinien. Wziąłem szybki prysznic, po czym zasnąłem, obiecując sobie, że napiszę tę piosenkę z samego rana.

***

Obudził mnie delikatny dotyk na ramionach i drobne pocałunki na karku. Uporczywie powtarzające się słowa, że mam się obudzić powoli zaczęły mnie irytować. Westchnąłem niezadowolony, mocniej wciskając twarz w poduszkę.
- Yoshi-chan, wstawaj. Jest już jedenasta, a my o trzynastej mamy występ – cichy głos dostał się do mojego ucha.
- Muszę? – jęknąłem zaspany, licząc na odpowiedź przeczącą. Tak bardzo chciało mi się spać…
- Niestety tak – moje marzenie o zostaniu w łóżku nie zostało jednak spełnione.
Śmiertelnie obrażony mruknąłem coś pod nosem, po czym przewróciłem się na plecy, spoglądając na uśmiechniętego Shimizu. Chłopak miał dziś dobry nastrój, a jego uśmiech był szczery. Promienny i niewymuszony. „Zaraził” mnie nim, dlatego moje kąciki ust również powędrowały do góry.
Niespiesznie wygrzebałem się z ciepłej pościeli i zacząłem się ubierać. Z małą pomocą Zero doszedłem do wniosku, że zakładanie spodni na lewą stronę nie jest dobrym pomysłem. Umyłem twarz i uczesałem włosy, względnie doprowadzając się do ładu. Uwieszony na basiście opuściłem pokój, gdyż sam nie byłbym w stanie tego zrobić. Byłem wciąż tak zaspany, że potykałem się o własne nogi. Zjechaliśmy windą na parter i poszliśmy do restauracji na śniadanie. W sumie tylko ja jadłem, podczas gdy szatyn sączył kawę, z racji tego, że on wcześniej zjadł z gitarzystą i perkusistą. Musiałem wypić trzy mocne kawy zanim mogłem stwierdzić, że jako-tako kontaktuję już w tym światem. Podczas posiłku Shimizu opowiadał mi o tym, jak mniej więcej wyglądać ma nasz występ i stroje sceniczne.
Zanim wyszliśmy z restauracji było po godzinie dwunastej, a na korytarzu zwerbował nas zdyszany rudzielec, który zdawał się nas szukać po całym hotelu. Wszyscy bez wyjątku zostaliśmy wrzuceni do autokaru i przewiezieni pod wynajętą halę, gdzie dzisiaj mieliśmy zaprezentować swoje umiejętności. Rzecz jasna nie jechali wszyscy uczestnicy konkursu na raz, bo byśmy się nie zmieścili. Z tego, co mówił do mnie Matsumura wywnioskowałem, że pierwszy etap został podzielony na kilka dni; dokładnie to na trzy. Codziennie występowało dwadzieścia zespołów, a każdy z nich miał zaprezentować dwie piosenki. Pierwotnie, Mosnters miało występować już w pierwszym dniu, jednak jako D’esapirsRay występowaliśmy dopiero trzeciego, ostatniego dnia ze względu na to, że zapisaliśmy się jako ostatni uczestnicy.
Droga nie była długa. Dojechaliśmy po jakiś piętnastu minutach pod… hangar, tak na dobrą sprawę. Autokar wypełniony muzykami po brzegi zatrzymał się przed gigantycznym wejściem do blaszanego olbrzyma. Hangar został zbudowany na planie kwadratu, jednak jego dach nie był płaski, a lekko wypukły. Stalowe wzmocnienia, na których się podpierał przecinały się pod kątem prostym, przez co przypominały sklepienia kołyskowe. W środku na pierwszy rzut oka nie znajdowało się nic. Totalnie i absolutnie nic. Wyglądało to na wielki, pusty magazyn, jednak kiedy wszyscy podeszliśmy wystarczająco blisko światła rozbłysły oślepiając nas oraz ukazując wielką scenę. Ta wielka wolna przestrzeń, na której aktualnie staliśmy była zapewne przeznaczona dla fanów i widzów, którzy przychodzili tu na rozmaite koncerty. Na owej scenie stała trójka ludzi – dwóch mężczyzn, jeden ubrany w drogi garnitur, drugi w poszarpanych spodniach i bluzce z Metallicy oraz kobieta ubrana w długą, elegancką, czerwoną suknię i spiętych włosach w ciasny kok. Wszyscy przedstawili się po kolei; facet wyglądający na mój gust na bankiera był w rzeczywistości przedstawicielem studia Sony Music. Kobieta wyciągnięta istnie z barokowego zamku z Europy była znanym i szanowanym menagerem i jej zadaniem było oszacowanie, który zespół „sprzeda” się na rynku i przede wszystkim, za ile; a co się z tym wiąże, czy warto w niego inwestować. Ostatni mężczyzna o wyglądzie rockmana, po prostu był rockmanem. Był gitarzystą z niedawno rozwiązanego zespołu amerykańskiego, którego nazwy nie znałem, gdyż nie lubiłem amerykańskiego rocka. O wiele bardziej gustowałem w jrocku.
Po przedstawieniu się, wyjaśnili zasady i kolejność występowania zespołów. Tak jak już wiedziałem pierwszy etap został podzielony na trzy dni i codziennie występowało dwadzieścia zespołów. Każdy zespół miał wykonać dwie piosenki, a po występnie mieli wysłuchać krótkich opinii jur, które stanowiła wyżej wymieniona trójka. Zespół miał wejść na scenę po wywołaniu jego nazwy; nie wcześniej, nie później. Z sześćdziesięciu zespołów, jakie brały udział w konkursie miało przejść do następnego etapu czterdzieści, a wyniki miały zostać wywieszone jeszcze dzisiaj wieczorem na głównym holu w hotelu, w którym obecnie pomieszkiwaliśmy.
Dali nam pół godziny na przygotowanie się. Może nie byłem dziś w najlepszej kondycji umysłowej, jednak na całe szczęście reszta zespołu lepiej się trzymała i pomyślała o zabraniu sprzętu oraz stroi scenicznych i wszystkiego, co będzie nam do nich potrzebne. A co do sprzętu… Nie to, że każdy za każdym razem rozkładał swój od początku – jedynie gitarzyści mieli wziąć ze sobą swoje gitary – perkusja był rozstawiona i każdy zespół korzystał z tej samej, tak samo jak mikrofon ustawiony na środku sceny na statywie – ale spokojnie, nie były to jakieś tandetne rzeczy! Perkusja była firmy „Pearl”, więc gdy tylko Tsukasa ją zobaczył oczy zapaliły mu się jak małe żaróweczki („Pearl” to jedna z lepszych firm produkująca perkusje. Taka wyższa półka, bym powiedziała od aut.). Próbowałem skupić się na przygotowaniach, jednak marnie mi to szło. Byłem rozkojarzony i zestresowany, przez co wciąż rozglądałem się dookoła przyglądając się, co robią inni, aby nie wypaść gorzej. Jedni zaczęli przebierać się w stroje sceniczne, drudzy ćwiczyli po raz ostatni przed występem swoje utwory; słysząc te czyste głosy i piękne gitarowe brzmienia poczułem się jak niedouczony grajek z ulicy… Zagryzłem wargę, próbując wmówić sobie, że będzie dobrze, kiedy ktoś nagle mocno złapał mnie za ramię.
- Słyszysz co się do ciebie mówi? – fuknął na mnie Karyu.
- Przepraszam, nie słyszałem, co mówiłeś – mruknąłem, nerwowo drepcząc w miejscu i drapiąc paznokciami wewnętrzne strony dłoni, które zaczęły mi się pocić.
- Gdzie masz te teksty piosenek? – zapytał, marszcząc brwi.
- Co? Jakie teksty…? – gitarzysta spojrzał na mnie z chęcią mordu. – Ja… Znaczy…
- Nie masz? – syknął cicho, a mnie przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Nie no… Ja… Tylko… Znaczy się… - dukałem. – No wiesz… - spuściłem głowę.
- Zabiję cię, Hizumi! – Karyu rzucił się na mnie z zamiarem rozerwania mi gardła i wydrapania pazurami oczu, jednak w ostatniej chwili za tył bluzki złapał go Tsukasa, który próbował go poskromić za wszelką cenę. – Uduszę! Poćwiartuję! Zarżnę jak psa! Utopię! – wygrażał, wyciągając ręce w moją stronę, które nagle zdały mi się być nienaturalnie długie, a jego paznokcie niemożliwie ostre i niebezpieczne. Cofnąłem się kilka kroków w tył, a Zero mimo wszystko pociągnął mnie jeszcze do tyłu; tak na wszelki wypadek. – Wypatroszę, zapakuję i wyślę do Chin, gdzie zrobią z ciebie wołowinę w pięciu smakach, debilu!
- Dobra, Karyu uspokój się – mruknął Shimizu.
- Jak ja mam się uspokoić?! Jak?! Przecież ten tuman nie napisał piosenek! Co my niby mamy teraz przestawić?! – Karyu darł się jak opętany, przez co kilka osób spojrzało na niego niemalże z przerażeniem wypisanym na twarzy. – Niech ja cię tylko dorwę w swoje ręce! Obiecuję, że cię własna matka nie pozna! Zrobię ci taką jesień średniowiecza z dupy, że popamiętasz mnie do końca życia!
- Daj spokój, wrzaskiem nic nie zdziałasz ani tym bardziej nie pomożesz – upomniał go basista. – Hm… Sytuacja nie jest ciekawa, ale coś wymyślimy…
- Jak to „sytuacja nie jest ciekawa”?! – warknął rudzielec, dalej trzymany na „smyczy” przez perkusistę. – Ta sytuacja jest chujowa! No proszę, panie optymisto, jak zamierzasz niby z tego wybrnąć?! Hm?! – jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby Yoshitaka aż tak się wściekł.
- Jeszcze nie wiem… Hizu, masz chociaż jakiś pomysł na piosenkę? – szatyn położył mi rękę na ramieniu.
- No… taki ogólny zarys to mam… - skłamałem, aby nie rozwścieczyć gitarzysty jeszcze bardziej.
Ech, miałem napisać piosenkę, ale najpierw przyszedł Zero i zacząłem z nim rozmawiać, niemalże się z nim pokłóciłem, potem zacząłem to wszystko naprawiać, zasnąłem na jego kolanach, całowaliśmy się i przekomarzaliśmy do wieczora, następnie rozmawiałem z Tsukasą do pierwszej w nocy, zaspałem, a Michi obudził mnie dopiero o jedenastej i nie napisałem w końcu tej nieszczęsnej piosenki. Cholera, zawsze coś, zawsze ktoś musiał przyjść… i jakoś tak wyszło, że tego nie napisałem…
- Dobra, liczmy na to, że szczęście się do nas uśmiechnie i zostaniemy wywołani jako jedni z ostatnich; do tego czasu, Hizumi, postaraj napisać się piosenkę…
- D’espairsRay! – basista nie skończył nawet zdania, kiedy już zostaliśmy wywołani na scenie. „Jesteśmy w dupie” – pomyślałem bezradnie.
Weszliśmy na scenę; bez makijażu, stroju scenicznego, przygotowanych piosenek i żadnego planu na występ… Nie zdążyliśmy nawet się przebrać czy wykonać makijażu, gdyż zaczęliśmy się kłócić… Karyu podszedł do mikrofonu i chyba chciał przeprosić za to, że jesteśmy nieprzygotowani i musimy zrezygnować, kiedy nagle popchnąłem go, odsuwając od mikrofonu.
- Co ty robisz?! – syknął na mnie.
- Zamknij się i graj – szepnąłem do niego.
- Niby co?
- Cokolwiek!
Shimizu i Oota spojrzeli na mnie zdziwieni. Machnąłem na perkusistę ręką, a on zrozumiawszy, o co chodzi zaczął wybijać rytm. Po chwili dołączył się również i Zero, który zdążył już podłączyć swój bas oraz Karyu, który co i rusz posyłał mi spojrzenie ciskające gromami. Znałem tę melodię. Ba, nawet wiedziałem jak ją zagrać na basie, gdyż jako chwilowy basista Monsters, uczyłem się jej.

„Myself under control”*

Zacząłem improwizować ze względu na to, że innego wyjścia nie miałem, a nie mogłem pogrążyć kolejnego zespołu i zmusić go do tego, aby przeze mnie nie wziął udziału w tym konkursie.

„I'd seel my soul
moeagaru kizu ou tamashii
heart like a hole
ushinau mono wa nai sa
hakanaku chiri yuku tame ni fukaku kizamu”*

Tak, zdecydowanie ciężko jest wymyślać tekst piosenki na poczekaniu, a w dodatku
mieszać dwa różne języki. Jako zespół pochodzący z Japonii chciałem, aby tekst był w języku japońskim, abyśmy w ten sposób „promowali” Japonię i Visual Kei (pomińmy to, że występowaliśmy w zwykłych t-shirtach, jeansach oraz trampkach, a nie w jakiś wymyślnych lateksowo-skórzanych strojach) jednak to nie było takie proste. Mój japoński wciąż nie był perfekcyjny i ograniczał się do tych „przebłysków z poprzedniego życia”, dlatego nieraz musiałem uzupełniać tekst wstawkami angielskimi. Nie brzmiało to źle, gdyż wiele jrockowych zespołów tak robiło, jednak słyszałem, że jest to niedopracowane… a może tylko mi się tak zdawało, bo Zero uśmiechnął się do mnie jednocześnie w pokrzepiający i aprobujący sposób. To dodało mi otuchy. Zamknąłem oczy i nie zważając już na nic poddałem się muzyce.

„Wake up
scene
tada hitotsu dake te ni suru made wa tsutaetai”*

            Czułem jakby muzyka przepływała przez moje ciało, sterując nim jak zabawką na pilota. Zdjąłem mikrofon ze statywu, nie chcąc się tak ograniczać do stania w miejscu jak pozostali. Wymachiwałem rękami, poruszałem się w rytm, skakałem, zginałem się w pół growlując, przyciskałem dłoń do torsu wyciągając wyższe dźwięki… Nie myślałem nad tym, co robię, po prostu dałem ponieść się muzyce. Miałem wrażenie, jakby ktoś co chwila przepuszczał przez moje ciało drobne impulsy elektryczne o różnych natężeniach. To było takie cudowne… a jednocześnie odrobinę przerażające, choć sam nie wiem dlaczego czułem tę dozę strachu. Nie obawiałem się wcale jaką ocenę wystawią nam jury, czy przejdziemy do następnego etapu, czy nie; nie bałem się już nawet reakcji Karyu – śpiewałem z głębi serca opisując moje emocje, odczucia, doświadczenia i myśli; otworzyłem się przed nieznanymi mi ludźmi, którzy mogli mnie za to zbesztać – i chyba tego się tak bałem. Tego, że pogardzą mną za to, co wyśpiewałem, że mnie zranią, wykorzystując te wszystkie intymne myśli, jakich nie odważyłbym się powiedzieć nawet Shimizu…
            Jedna piosenka skończyła się. Kenji chwilę po tym już zaczął wygrywać kolejny rytm, a ja znów zacząłem improwizować.

„Itsuwari no namida to misekake de tsumi to kasaneteiku
"is not it a mistake?"**

            Strach nie opuszczał mnie. Świadomość, że patrzy na mnie stanowczo za dużo ludzi również nie była przyjemna i nie dodawała mi odwagi. Stanie na środku sceny także nie pomagało – przez to, że stałem na środku i byłem wystawiony na ostrzał spojrzeń każdego znajdującego się człowieka utwierdzał mnie tylko w tym, że jestem takim hipocentrum wstrząsu, jakim był ten występ; bo inaczej się tego nazwać nie dało. To był wstrząs – dla mnie, pozostałych muzyków z mojego zespołu i zapewne dla jur również; kto widział, aby występować będąc tak kompletnie nieprzygotowanym do niczego?

„Lies...
Kowashite tsunaide kasanete kazasare
Right...
Mayoi wa damarasete
"i change the world."**

            Mimo wszystko nie chciałem zakończyć tego tak szybko. Czas wcale mi się nie dłużył ani nie powiedziałbym, że to było moje najgorsze doświadczenie w życiu. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie każdy jest tak ambitny, aby szukać ukrytego sensu w pracy artysty; nawet jeśli będzie ona improwizacją. Znaleźć drugie dno i dobrze je odczytać to wcale nie jest łatwe zadanie. A kto podjąłby się tego, żeby mnie zranić? Przecież to było obce mi środowisko i mimo iż rywalizacja zapewne doprowadzi tych ludzi do gróźb, a może i bójek, jednak raczej nikt nie pokwapi się, aby zranić mocniej niż złamanie nosa – bo ból psychiczny jest bardziej dotkliwy niż fizyczny. Odrzucenie to najgorsza rzecz, jaka może spotkać człowieka.

„The times is over now...      
I draw a new scene...”**

            Poza tym… zapewne nikt tu nie zna japońskiego, a raczej nie myślę, żeby ktoś ślęczał nad słownikami by przetłumaczyć coś, aby mnie zranić. Mnie - jednostkę, która może zniknąć szybciej niż się pojawić. Nikt nie będzie bawić się w tak wysublimowane metody… a bynajmniej taką mam nadzieję.
            Nieco uspokojony własnymi myślami zakończyłem drugą piosenkę. Teraz tylko wysłuchać uwag…

***

Po godzinie dwudziestej pierwszej zeszliśmy do głównego holu hotelu. Stanęliśmy przed wielką tablicą korkową i odszukaliśmy na niej długą listę zespołów, która weźmie udział w drugim etapie konkursu. Zacząłem szukać nazwy D’espairsRay od samego dołu, kiedy nagle Karyu wskazał pozycję, na której się znaleźliśmy.
- Piętnaste miejsce. Nie jest źle – mruknął rudzielec. – Ale mogło być lepiej… W każdym razie ciesz się, bo dziś cię nie wypatroszę – chłopak dźgnął mnie palcem w mostek, po czym odszedł.
- Cieszy się, że przeszliśmy do następnego etapu, ale nadal jest na ciebie obrażony za to, że nie napisałeś piosenek – wyjaśnił Tsukasa.
- A… Aha… - mruknąłem mało inteligentnie.
- Brawo – Zero objął mnie od tyłu i pocałował w policzek. – Przeszliśmy dalej, nawet jeśli tylko improwizowałeś – ułożył brodę na moim ramieniu.
Zastanawiało mnie tylko jedno… dlaczego nikt nie cieszył się z tego, że przeszliśmy? Wszyscy odebrali to tak, jakbym powiedział, że jutro rano będzie wschód słońca. Nikogo to nie zdziwiło. Nie ucieszyło. Aż tak wysoko się cenili i to piętnaste miejsce im nie odpowiadało? A może chodziło o coś zupełnie innego?

*tekst piosenki „Closer to Ideal”


**tekst piosenki „Tainted World”

Chcecie, żebym napisała coś z Matenrou Opera albo Crazy Shampoo?

14 komentarzy:

  1. Ciekawe, czy ja umiałabym tak improwizować. xD
    Wiedziałam, że Hizumi nie napisze tekstu. Był zbyt... Zajęty. ;) Szkoda, że Karyu tego nie zrozumiał. I nie docenił tego, że improwizował i wyszło mu dobrze. ;) Piętnaste miejsce na czterdzieści to niezły wynik. Nawet taki niezły niezły. Ale i tak jeszcze się taki nie urodziło, coby każdemu dogodził. ;)
    Pozdrawiam i życzę Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo Tsukasa przypomina mnie.. Jak się dopadnę do gry na komórce, to nie potrafię się z nią rozstać xD Można to nazwać uzależnieniem?
    Biedny Karyu.. a może i nie? W fajnej sytuacji ich nakrył xD Podoba mi się tutaj jako lider; pasuje do niego.
    Wow.. Hizu improwizował. I nawet wyszło! Ciekawe jak sobie poradził sobie poradził z growlowaniem, o ile można to tak nazwać w tych piosenkach. Ogółem fajna część :) Czekam na następną.
    W sumie przeczytałabym coś z Matenrou Opera, ale nie przepadam zbytnio za Ayame ^^"

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowałaś mnie ostatnim zdaniem... Znaczy... W ogóle ta reakcja chłopców była taka sucha, jakby byli przyzwyczajeni do sukcesów i... To dziwne .__."
    Było kilka błędów (jak chociażby JURY xD), ale nie chce mi się ich wypisywać, Hoshii się później tym zajmie więc...xD
    Ja... Cem więcej D'espa T.T w sumie teraz mam ochotę na Closer to Ideal *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. To było genialne <3 Własnie czegos takiego się spodziewałam <3 Słodko-ostrawe :3 Lubię :3
    Ale nie spodziewałam się ze Hizu nie napisze nic i bęedzie improwizował... Ale skoro z 60 róznych zespołów całkiem nieprzygotowani byli na 15 miejscu... To naprawde ładny wynik :3
    Ale końcówka mnie intryguje ... 15 miejse to jest super... A ci zero (Zero ^^) reakcji?!
    Coś mi tu nie gra O__o znaczy mam pewien pomysł ale nie bd mówić... :>

    Co do tego czy napisać... Jak masz pomysł to pisz, ja tam przeczytam wszystko, co ejst Twoim dziełem :3 (Za wyjątkiem paringów z Gazet z Kaiem, ale u cb i tak ich nie ma) najwyzej bdziesz mi wisieć chusteczki jak będzie sad end ;_;

    Co nie zmienia faktu, że nadal czekam na ideał, liceum i 12 czesc tego cudeńka <3

    Pisz, pisz, weny zyczę ^^
    ~xMidziak

    PS Sory że taki nie składny ten kom... coś ostatnio weny nie mam, a tak czytac i komów nie zostawać to takie... nie kulturalne... ._.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się Karyu zdenerwował... No nie mogę, hahaha. Biedny Hizumi ciągle mu ktoś przeszkadzał, a potem pretensje. Ale Hizumi zdolna bestia wybrnęła ładnie z kłopotu i wszystko wyszło bardzo ładnie :D Następnego dnia postarają się bardziej i będzie jeszcze lepsze miejsce :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie, jakie to beznadziejne, grafomańskie i denne...
    A tak na serio, świetne jak zawsze! Gdybyś chociaż raz napisała coś dennego, a nie ciągle tak genialnie piszesz XD W ogóle... to już 11 część, a jeszcze się akcja nie rozstrzygnęła, więc gratuluję pomysłu i zapału do pisania tego! Naprawdę, ja bym nie potrafiła tak ciągnąć jednego (w ogóle żadnego opowiadania w życiu jeszcze nie skończyłam, ani nie doszłam dalej, niż do 8 rozdziału). No więc gratuluję weny, pomysłu i przede wszystkim cierpliwości!
    Tylko nie rozumiem trochę Hizumiego - z jednej strony mówi, że boi się stać na scenie, że przytłacza go zbyt duża publika. Więc jeśli tak, to chyba czułby się trochę skrępowany, nie? Przynajmniej ja bym miała takie odczucia na jego miejscu. A on już sobie machał rękami, skakał po scenie, nawet growlował! Cóż, to wyglądało, jakby się tam czuł jak ryba w wodzie, więc nie mógł się stresować... tak ja to przynajmniej odbieram. Gdybym na jego miejscu bała się stać przed taką dużą publicznością, nie zaśpiewałabym dobrze, a już na pewno nie ruszałabym się tak swobodnie na scenie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle świetnie ;3;
    Dobra, nie napiszę jakiegoś mega długiego komentarza, bo po prostu nie potrafię >.>"
    Co do zespołów, z którymi mogłabyś coś napisać: Matenrou Opera nie znam, a Crazy Shampoo jedynie kilka razy obiło mi się o uszy. Tak więc, tutaj nie wypowiem się jakoś długo... Może tak: cokolwiek napiszesz - przeczytam to i jest spora szansa, że mi się spodoba~
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty mnie jednak chyba nie kochasz ;-;

    OdpowiedzUsuń
  9. Mrrr, Zero coraz łatwiej przekonuje do siebie Hizumiego, na każdym polu xD.
    Bardzo przyjemnie czytało się scenę ich pocałunku *-*

    Ale tym to mnie totalnie zabiłaś... "Wypatroszę, zapakuję i wyślę do Chin, gdzie zrobią z ciebie wołowinę w pięciu smakach, debilu!" XDDDDDDDDD O matko, nadal się z tego śmieję xDDD

    Lubię, kiedy opisujesz myśli Hizumiego, ta improwizacja naprawdę fajnie wyszła ;).

    A co do pytania: MATENROU! *u*

    OdpowiedzUsuń
  10. Brak mi slow. Poprostu nie wiem co napisac. Jak zawsze swietnie. A ta improwizacja to bylo cos. Tez chce tak umiec!!!
    ~Mayumi

    OdpowiedzUsuń
  11. tak Lilien pisz komentarz po tak długim czasie od opka.. tsa...
    fajne, fajne... Hizu kurcze ładnie na poczekaniu myslim ja tego nawrt nie robię jak mam czasu

    chyba dobrane dałam ci do zrozumienia jak bardzo pragnę tych opek? a najbardziej SonoxAyame, ShionxAki xD kiedyś sama napisze *^*

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam Twojego bloga od niedawna. Natrafiłam na niego przez przypadek, jednak po przeczytaniu jednej notki zakochałam się! <3 Piszesz naprawdę niesamowicie. Będę regularnie tu zaglądać.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie lubię yaoi...A w każdym razie tak mi się wydawało. Ale pewna wspaniała osoba, zwana Tsuu, mówiła mi o twoich dziełach. A że mi się nudziło trochę to stwierdziłam, że zobaczę, co piszesz. I tak przeczytałam wszystkie części Monsters. Wszystkie... Nie chciałam tak od razu wszystkiego czytać, ale jak już zaczęłam, to nie mogłam przerwać xD Strasznie wciąga to yaoi. Jestem zachwycona po prostu. Uwielbiam cię kobieto za to, co piszesz. I mówi to osoba, która nie lubi yaoi, w sumie wychodzi na to, że trawię tylko D'espowe yaoi ; ; Czekam na ciąg dalszy ;w; umrę, jak go szybko nie napiszesz! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "nie lubi yaoi" BUAHAHAHAHA xD Padaj na kolana i dziękuj mi za to, że Cię nakłoniłam do przeczytania tego c:
      Zobaczysz! Jak przeczytasz Closer to Ideal i jej shoty, to zaczniesz chłonąć wszystko, co pisze xD ZOBACZYSZ! xD

      A tak w ogóle, Kiciu, raz jeszcze powiem - CIERPIĘ NA NIEDOBÓR CLOSER TO IDEAL WE KRWI! D:

      Usuń