Uhuhu... ale wtopa >.<'' Zapomniałam o tym albo to gdzieś przez przypadek usunęłam... lub kochany blogger mi tego po prostu nie opublikował (zamorduję... *szczerzy się ślicznie*). Dobra... Ciicho, nic się nie stało xD
Macie tu taki "wypełniacz", żeby ta historia miała,
przysłowiowo, ręce i nogi...
„Liceum cz.11”
[Ruki]
– Wyjaśnijcie
mi jeszcze jedno, dobrze? Co miał oznaczać ten pocałunek? – jej wyprany z
wszelkich uczuć ton był jeszcze gorszy niżby miała na nas wrzeszczeć i pourywać
nam głowy.
Spojrzałem przerażony na Reitę. Co odpowiedzieć
jego matce? Przecież nie mogliśmy powiedzieć czegoś w stylu: „Proszę pani, to
już nie pierwszy raz! Wcześniej nawet się kochaliśmy, więc ten pocałunek nie
powinien pani dziwić!”. Może się jakoś z tego wykaraskać? Tylko jak? Ruki,
myśl, myśl, myśl! Ścierałem coś z jego twarzy ustami, a nie mogłem zrobić tego
ręką, bo mnie boli? Przecież to idiotyczne! Musiałem wymyślić coś sensownego,
co przy okazji nie narobiłoby kolejnych problemów blondynowi. Widać było, że
jego matka była już zmęczona tymi wszystkimi problemami, jakie Akira miał w szkole
i jakie przysparzał w domu; jego bójkami, ciągłymi wezwaniami na komisariat
albo do szpitala, groźbami dyrektora szkoły, że wyrzuci go z liceum, groźbami kuratorem,
groźbami, że jej syn trafi do ośrodka wychowawczo-poprawczego, jego ucieczką z
domu… a teraz miałaby się jeszcze dowiedzieć, że Rei jest prawdopodobnie gejem?
Ona już nie miała siły nawet radować się z tego, że jej syn się odnalazł czy
wrzeszczeć na niego za to, że w ogóle uciekł i mieszkał u mnie, piętro niżej w
tym samym bloku, o czym ona nic o tym nie wiedziała. Miałem ją jeszcze tym
dobić? O nie! Nie chciałem sprawić jej takiej przykrości! Zresztą… uważałem, że
ta wiadomość mogłaby już przepełnić czarę goryczy, przez co matka mogłaby w
końcu stracić cierpliwość do syna, czego oczywiście również chciałem uniknąć.
- Ja… - bąknąłem cicho. – To wszystko moja wina… -
spuściłem pokornie głowę. Przez grzywkę obserwowałem Reitę i bezbrzeżne
zdziwienie malujące się na jego twarzy. Już chciał temu zaprzeczyć, ale
uprzedziłem go. – To ja pocałowałem Akirę – odsunąłem się od niego trochę. – Tak
jakoś… pod wpływem dziwnego nawet dla mnie impulsu… Bardzo przepraszam –
złożyłem ręce w geście przeprosin.
Pani Suzuki spojrzała na mnie zszokowana.
Domyślałem się, że zapamiętała mnie jako roześmianego kurdupla, który godzinami
przesiadywał z jej synem gadając o bezsensownych rzeczach. Jako małego blondyna,
który zawsze uśmiechał się na widok Akiry i zapraszał go na ciasto czekoladowe
z wiśniami, które upiekła jego babcia; jako chłopca, który niezbyt umiał radzić
sobie w tym okrutnym, współczesnym świecie, ale zawsze miał oparcie w jej synu,
który po pewnym czasie stał się jego prywatnym ochroniarzem… a potem ten piękny
sen nagle prysnął. Reita stał się „niegrzecznym chłopcem” i znalazł sobie inne
towarzystwo, a mały blondyn pozostawiony sam sobie odizolował się od wszystkich
i wszystkiego. I nie dość, że sen prysł, to jeszcze stał się koszmarem – nagle
ten chłopiec i Akira wylądowali razem na komendzie policji, a pozornie słodki i
dobry kurdupel pocałował jej syna… co było, jak podejrzewałem, w jej mniemaniu
nie do przyjęcia.
Babcia zaakceptowała moją orientację, gdyż według
niej zawsze byłem dziwny. Uważała, że tak wpłynęła na mnie tragiczna śmierć
rodziców – myślała, że w taki właśnie sposób odreagowywałem psychicznie, a
później mi to przejdzie. Właśnie ze względu na to, że straciłem mamę i tatę
tolerowała moje odmienności, między innymi to, że jestem gejem, że się maluję,
że nie mam przyjaciół, zamykam się w pokoju, siedzę na parapecie i godzinami
gapiąc się w okno skrobię coś w zeszyciku, a później wyrzucam to, uznając efekty
swojej pracy za denne i bezsensowne. Babcia zrozumiała mnie, ale podejrzewałem,
że matka Reiego nie byłaby taka wyrozumiała ze względu na to, że przecież on
pochodził z „normalnej” rodziny, w której nigdy nie zdarzyła się żadna
tragedia. W dodatku, gdyby dowiedział się o tym jego ojciec… Ech… Reita zapewne
ponownie nie miałby dachu nad głową. Pan Suzuki był, według mnie, wręcz
cholerykiem i to w dodatku stereotypową głową rodziny, która chce, żeby jego
jedyny syn założył rodzinę i przekazał dalej nazwisko. Chłopak był w patowej
sytuacji, dlatego koniecznie musiałem mu pomóc.
- A… Akira, czy to prawda? – zapytała kobieta,
nagle mając problemy z oddychaniem. – Czy to Takanori cię pocałował?
Spojrzałem na chłopaka porozumiewawczo, ale ten nie
dawał za wygraną i chciał wyznać prawdę. Nie miałem zbytnio pomysłu, co
powiedzieć, aby ponownie mu przerwać, dlatego… zdecydowałem się na „nieco”
drastyczniejszą metodę. Po prostu pocałowałem go jeszcze raz na oczach jego
matki. To był krótki pocałunek i z pewnością nie przekazywał żadnych głębszych
treści niż to, żeby Aki w końcu przestał kopać grób dla samego siebie.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale… najwyraźniej
pani syn mi się spodobał – wypaliłem.
Przez chwilę panowała idealna cisza. Nawet mucha
przestała latać po sali i nie odważyła się zmącić jej swoim irytującym
bzyczeniem. Po chwili kobieta, jakby dopiero w tym momencie trafiło do niej co
zrobiłem, ściągnęła groźnie brwi, po czym wstała i pociągnęła za rękę Reitę.
- Nie będziesz zadawał się z jakimś pederastą,
Akiro Suzuki! – wydarła się, kierując w stronę wyjścia. Otworzyła z hukiem drzwi
i wypchnęła przez nie Reiego, po czym jeszcze raz odwróciła się i spojrzała na
mnie z niechęcią przemieszaną z obrzydzeniem. – Masz nie zbliżać się do mojego
syna, albo przysięgam, że wytoczę ci sprawę w sądzie! – zagrzmiała.
Zacząłem się zastanawiać, o co też by mnie pozwała?
O molestowanie Reity? Hm… Całkiem możliwe…
Słyszałem jeszcze jakiś wrzaski pani Suzuki, po
czym kolejne trzaśnięcie drzwiami. Zgadywałem, że zjechała wszystkich
policjantów i „na tarana” wyszła z komisariatu. Zastanawiałem się czy
zastosowała na kimś cios z „This is Sparta!” a’la Leonidas, ale po
chwili stwierdziłem, że jednak mnie to nie interesuje. W tym właśnie momencie,
do pokoju przesłuchań, w którym nadal gniłem, pojawił się funkcjonariusz, który
nas tutaj ściągnął.
- Co się stało? – zapytał zdziwiony, na co ja
niewinnie wzruszyłem ramionami. – To ciebie, mały, wyzywała od tych pederastów?
- Mnie, nie mnie… Co za różnica? – ponownie
wzruszyłem ramionami. – Słyszałem gorsze obelgi… Mogę już iść do domu? –
zapytałem z nadzieją.
- No w sumie… Ty tu do niczego potrzeby nie byłeś,
a skoro wasza zguba się znalazła i została zabrana do domu, to myślę, że tak –
pokiwał głową. – Odwieźć cię, mały, czy ktoś po ciebie przyjedzie?
- Przejdę się – powiedziałem, wymijając go i
również kierując do wyjścia.
[Uruha]
- Kochałeś
się kiedyś z facetem? – upewniłem się.
Aoi wydawał się zaskoczony moją bezpośredniością,
ale mimo wszystko pokiwał głową. Chyba zdziwiło go to, że jeszcze przed chwilą
wyzywałem go i uderzyłem w twarz, a teraz tak nagle zmieniłem do niego
nastawienie.
- Ale… Co ty?... Chcesz…? Teraz?! – Ha! Normalnie
od dziś mówcie mi mentalista! Umiem czytać w myślach!
- A ty nie chcesz? – uśmiechnąłem się perwersyjnie
i musnąłem jego usta. – Wiesz… myślę, że po tym całym męczącym dniu… - ostatnie
słowa specjalnie przedłużyłem - … całym dniu w bólu i męczarniach, należy ci
się na wieczór choć trochę przyjemności, co? – podniosłem jedną brew,
obserwując jego reakcję. Brunet zamrugał kilkakrotnie, po czym pokręcił głową z
niedowierzaniem.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – zapewnił, na co
ja wywróciłem oczyma, wzdychając cierpiętniczo.
- Daj już spokój! Nie jestem ze szkła! – oburzyłem
się. – Obchodzisz się ze mną jak z jakąś drogocenną, porcelanową lalką… -
mruknąłem niezbyt tym pocieszony, przesuwając dłonią po jego torsie.
- Bo jesteś dla mnie drogocenny – odgarnął grzywkę,
która spadła mi na lewe oko. – Nie chcę cię ponownie skrzywdzić – skrzywił się
boleśnie. – Swoją drogą to masz coś, niecoś z tej lalki… a bardziej księżniczki
– dodał cicho, chichocząc.
- Co? – zapytałem, starając się specjalnie mówić
bardzo niskim i męskim głosem.
- Jesteś jak taka księżniczka, która musi mieć
swojego rycerza – dokończył, gładząc mój policzek opuszkami palców.
- Ja ci zaraz dam księżniczkę! – udałem, że się
obrażam i uderzyłem go lekko pięścią w ramię.
Mimo
wszystko doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem dość zniewieściały…
ale co miałem z tym zrobić? Wybaczcie, operacji plastycznej nie planowałem! W
sumie to nawet odpowiadało mi być taką „kobietą”. Wszyscy faceci, z którymi
byłem, musieli wtedy o mnie dbać, dawać mi pieniądze na kosmetyki (choć często
ja sam miałem ich więcej od nich), musieli mi kupować prezenty, nosić moją
torbę z książkami w szkole, odprowadzać mnie do domu po długim i romantycznym
spacerze i w razie gdyby coś mi się stało, jak na przykład wtedy, gdy skręciłem
kostkę, musieli mnie nieść na rękach… Swoją drogą bardzo lubiłem, kiedy ktoś
mnie nosił na rękach… czułem się wtedy jak… księżniczka! Niech go szlag, miał
rację! Uśmiechnąłem się pod nosem..
– To jak będzie z tą „fizyczną miłością”? –
zapytałem.
- Jestem do twojej dyspozycji… - mruknął nachylając
się nade mną i wsuwając rękę pod moją bluzkę. Gładził mnie po brzuchu. Kiedy
zaczepił o mój pępek, zrobił zszokowaną minę. - Masz kolczyk?
- Co się dziwisz… – zaskoczyło mnie… jego
zaskoczenie. No tak, świetnie składam zdania… To dlatego z japońskiego mam
tróję! – Ty masz kolczyk w wardze, a ja w pępku… co w tym dziwnego? –
wzruszyłem ramionami. – Jeśli ci przeszkadza, mogę go wyjąć – zaoferowałem.
- Nie, nie! Nie przeszkadza mi – zaprzeczył szybko.
– Tylko… nie wiedziałem o tym. W końcu jeszcze nie widziałem cię bez ubrań –
uśmiechnął się.
- To teraz masz okazję – przygryzłem jego dolną
wargę, po czym wpiłem się w jego usta.
Nasze usta pasowały do siebie idealnie – zupełnie
tak, jakby ktoś specjalnie je do siebie dopasował. Jego gorące wargi i zimny
kolczyk sprawiały mi ogromną przyjemność. Nagle chłopak wsunął ręce pod moje
ugięte kolana i plecy, po czym podniósł mnie.
- Gdzie mnie niesiesz? – zdziwiłem się.
- Na tylnie siedzenia – uśmiechnął się. – Chyba, że
wolisz to zrobić na masce twojego samochodu? – spojrzał na mnie z ciekawością.
Wygrzebałem z kieszeni kluczyki i otworzyłem
samochód. Chłopak z kolei otworzył drzwi i położył mnie delikatnie na tylnich
siedzeniach, po czym sam usiadł na mnie okrakiem. Pocałował mnie namiętnie,
jedną ręką popierając się obok mojej głowy, a drugą przeciągając po moim udzie
od biodra do kolana i z powrotem. Zaplotłem ręce na jego szyi, chociaż po
chwili zacząłem robić się niecierpliwy i zacząłem podwijać jego koszulkę. Aoi,
widząc to, załapał, o co mi chodzi i na chwilę oderwał się ode mnie, by zdjąć z
siebie górną część garderoby. Potem znów powrócił do moich ust. Dłońmi ślepo
błądziłem po jego gorącej skórze, gładząc jego tors, brzuch i podbrzusze. Kilka
razy zahaczyłem nawet o jego spodnie, ale chciałem się nim nacieszyć, a nie
wykorzystać. Chciałem, żeby nasz pierwszy raz był romantyczny i przepełniony
czułością, a nie szybki, chaotyczny i pełny zwierzęcego pożądania, które do
niczego nie prowadzi… bynajmniej nie w związku. Nie chciałem wyłącznie zaspokoić
siebie czy jego – chciałem okazać mu moje uczucia, które na dobrą sprawę
żywiłem do niego od samego początku naszej znajomości. Owszem, w międzyczasie
byłem na niego trochę zły (czyt. z chęcią rozpierdoliłbym mu w tym centrum łeb
krzesłem, ale akurat nie miałem żadnego pod ręką, a byłem za słaby, żeby rozbić
mu głowę o ścianę), ale rzeczywistości cały czas zdawałem sobie sprawę, że
nadal coś do niego czułem. Chłopak zboczył nieco ręką, którą przesuwał po moim
udzie i zaczął masować moje krocze. Jęknąłem wprost w jego usta, co wywołało u
niego uśmiech. Chyba chciał popatrzeć, jak wiję się podczas słodkich tortur,
ale nie dałem mu tej przyjemności i chwyciłem go za kark, po czym przyciągnąłem
do następnego pocałunku. Było mi naprawdę dobrze… Po chwili ciemnowłosy rozpiął
guzik moich spodni, pozbawiając mnie ich. Mruknąłem zadowolony, kiedy zaczął
obdarzać pocałunkami moją szyję. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy,
jęcząc cicho, gdy on mnie podniecał. Przez cały ten czas masowałem jego plecy,
od czasu do czasu lekko go drapiąc czy wbijając paznokcie w jego delikatną
skórę, ale w końcu uznałem, że przydałoby się mu jakoś odpłacić za to, co
robił. Jedną rękę nadal miałem przerzuconą przez jego plecy, przez co
przyciągałem go do siebie, przytulając, a drugą przeniosłem na jego tors.
Dotykałem go, aż w końcu dotarłem do jego sutków, które podszczypywałem i
drapałem niezbyt mocno. Wywoływało to u Yuu ciche westchnienia i jęki, przez
które owiewał moją szyję ciepłym oddechem.
Shiro zacisnął mocniej dłoń na moim kroczu i
oderwał się ode mnie z ukontentowaniem wsłuchując się w mój głośny jęk i prośbę
o więcej w nim zawartą. Niestety zabrał dłoń spomiędzy moich nóg i wziął się za
moją bluzkę. Pomogłem mu trochę. Teraz leżałem przed nim w samych bokserkach.
- Jesteś śliczny – szepnął mi. – W końcu nie na
darmo cię tak nazywają, prawda Uruha? – zachichotał i zaczął całować mnie
wzdłuż mostka.
- Mhm… - mruknąłem nie mogąc sklecić jakiegoś
sensownego zdania. Rozpraszały mnie jego usta, które błądziły po mojej klatce
piersiowej.
Dotarł do mojego prawego sutka i zaczął go lizać.
Wciągnąłem ze świstem powietrze, wyginając się delikatnie w łuk. Następnie
zaczął go przygryzać zębami i bawić się, podczas gdy drugim zajmował się dłonią
w ten sam sposób, co ja przed chwilą jego.
- Yuu! – jęknąłem, zaplatając nogi wokół jego
bioder.
- Było się ze mną droczyć? – zaśmiał się.
- Ja się wcale z tobą nie… Ach! Nnn! – krzyknąłem,
kiedy wsunął dłoń pod materiał moich bokserek, by mnie uciszyć. – Mmm… Dobrze
mi… - poinformowałem go, przez co na twarzy Yuu pojawił się głęboki uśmiech.
Nie wiedziałem już, na czym mam się skupić bardziej
– na tym, że lizał mój prawy sutek, a lewy podszczypywał dłonią, czy tym, że
właśnie onanizował mnie ręką? W końcu dał sobie spokój z moimi sutkami i zsunął
się z pocałunkami jeszcze niżej na mój brzuch. Przewidywałem, co chce zrobić i
już nie mogłem się tego doczekać, jednak przypomniało mi się, że on ma na sobie
jeszcze spodnie! Zacząłem dobierać się do jego paska, kiedy nagle… ktoś zapukał
w szybę! Obaj zamarliśmy, po czym Shiro, w przeciwieństwie do mnie, odzyskał
nieco jasności umysłu i odwrócił się, uchylając okno. Za nim stał jakiś starszy
pan ubrany w zgniłozielony uniform. Spojrzał na nas… przestraszony?
- Em… Chłopcy – zaczął niepewnie, na co ja
wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać. Aoi spojrzał na mnie z
politowaniem i jedynie się uśmiechnął, chociaż widziałem w jego oczach, że
również ma ochotę do mnie dołączyć.
- O co chodzi, proszę pana? – zapytał chłopak siedzący
na mnie.
- Jestem tu leśniczym i… i chodzi o to, że… jakby
to ładnie nazwać? Jesteście za głośni… - speszył się.
„No tak, zapewne niecodziennie wypraszasz dwóch
gejów, którzy zamierzali uprawiać seks przed twoim laskiem, prawda dziadku?” –
pomyślałem rozbawiony.
– Zresztą
jest już późno, a parking leśny jest czynny do godziny dwudziestej drugiej –
dodał.
- Mamy… ten... – zmarszczyłem brwi. – No… Sobie
jechać stąd? – bełkotałem.
- Tak – odpowiedział stanowczo leśniczy. – Do
widzenia – pożegnał się i czym prędzej odszedł.
- A może raczej i nie „do widzenia” –
zachichotałem, czując jakbym był pijany. – Yuu… proszę, kontynuujmy – uśmiechnąłem
się do niego prosząco. Brunet pogładził mnie po włosach, po czym cmoknął w usta
i sięgnął po moje spodnie, podając mi je.
- Kiedy indziej – odpowiedział i spojrzał na mnie
wyczekująco. – Jedźmy stąd…
- Ale ja nie chcę – jęknąłem i wywindowałem się do
siadu, wysuwając spod niego nogi. – Pragnę cię… Tu i teraz… - szepnąłem mu na
ucho, liżąc je.
- A kiedy indziej i w innym miejscu już nie
będziesz mnie pragnął? – zapytał, stawiając mnie w wiadomej sytuacji. No
przecież nie mogłem powiedzieć, że nie! Zresztą… gdybym powiedział „nie”,
skłamałbym.
- No tak, ale… - westchnąłem, obejmując go czule. –
Ja chciałem ci to wszystko TERAZ jakoś wynagrodzić… - szepnąłem, spoglądając na
niego z żalem. Naprawdę było mi go szkoda.
- Nic mi się nie stało – uśmiechnął się. – Kocham
cię – pocałował mnie w czoło, po czym wskazał dłonią moje spodnie.
- Ech… No dobra – byłem dość niepocieszony, a
raczej niezaspokojony. Ten chłopak tak na mnie działał… Miałem taką ochotę… i
co? I nic z tego nie wyszło! Ach, świat jest niesprawiedliwy!
Założyłem spodnie i koszulkę, będąc nadal
nieprzytomnym i dalej bełkocząc jakieś nieskładne słowa pod nosem, gdyż emocje,
jakie wywołał we mnie Shiro, nadal we mnie nie opadły.
- Kochanie, świetnie wyglądasz w mojej koszulce,
ale muszę cię zaniepokoić, ponieważ ja niestety się w twoją nie wcisnę – rzucił
mi rozbawione spojrzenie, na co ja spojrzałem na to, co ubrałem. Rzeczywiście!
To była jego koszulka! Wiedziałem, że coś mi tu za luźno…
- A muszę ją zdejmować? – jęknąłem. – Nie mam na to
siły… - była to prawda. Byłem jakoś tak… wykończony psychicznie. Tyle się
dzisiaj działo, że nawet gdybym miał to wszystko streścić, to pewnie i tak
znacznej części bym zapomniał dopowiedzieć, bo połowa mojego mózgu już nie
działała. – Jaki ty wielki rozmiar nosisz! – zdziwiłem się. – A przecież jesteś
taki szczupły! – dodałem, przesuwając opuszkami palców po jego barku, a
następnie zagłębieniu między obojczykiem a szyją i błądząc dalej. Chłopak
zatrzymał moją dłoń i przyłożył ją płasko do swojej klatki piersiowej. Czułem,
jak biło mu serce.
- Kocham cię – powtórzył i cmoknął mnie. – A teraz
zbierajmy się – dodał.
- Też cię kocham… - odpowiedziałem rumieniąc się,
choć sam nie wiedziałem, co mnie tak speszyło.
Ściągnąłem z siebie koszulkę Aoia i oddałem mu ją,
po czym ubrałem swoją bluzkę. Przesiadłem się do przodu, jednak tym razem to ja
zająłem miejsce pasażera ze względu na to, iż obaj doszliśmy do wniosku, że nie
jestem w stanie prowadzić. Poprosiłem Yuu, żeby poprowadził, jednak ten z
początku wymigiwał się, lamentując, że z pewnością spowoduje wypadek. Mimo to w
końcu zgodził się zasiąść za kierownicą z racji tego, że przecież jakoś
musieliśmy wrócić do miasta. Szybko okazało się, że Shiro jest lepszym kierowcą
ode mnie! Jechał szybko, sporo ponad dozwoloną prędkość, ale prowadził pewnie i
nie dawał mi się sprowokować. Wiem, że to głupie prowokować kierowcę podczas
jazdy, ale ja już wtedy nie myślałem. Skulony na fotelu pasażera przyglądałem
się jego profilowi, co chwilę wzdychając. Byłem zmęczony, oczy same mi się
zamykały. W dodatku miałem wrażenie, że naćpałem się… nie żebym wcześniej ćpał!
Nie! Ale… miałem jakieś takie wrażenie… jakbym się naćpał, moim chłopakiem.
„Mój chłopak, Yuu Shiroyama” – jak ładnie to brzmi. Zachichotałem.
- Co cię znów bawi, kochanie? – zapytał, a ja
uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, słysząc jego ostatnie słowo.
- Myślę o tym, jakiego to mam cudownego chłopaka –
pocałowałem go w policzek. – Mój Yuu-chan –westchnąłem zachwycony.
Sam nie wiedziałem, co mnie w tym tak zachwycało.
Przecież miałem już wcześniej wielu chłopaków (nawet kilka dziewczyn, ale te
związki nie trwały dłużej niż dwa tygodnie, dlatego ich nie liczyłem) i jakoś
nigdy wcześniej nie fascynował mnie tak żaden partner. A teraz? Byłem w siódmym
niebie, mogąc zaledwie na niego patrzeć. Mówiłem już, że się nim naćpałem?
Wybaczcie wszystkie czytelniczki… ale chyba pierwszy raz w życiu zakochałem
się… tak naprawdę, na dobre.
Oczy kleiły mi się. Chciało mi się spać...
***
Obudził mnie Yuu, który odpiął mój pas
bezpieczeństwa i delikatnie wziął na ręce. Spojrzałem na niego zdezorientowany
i bez zastanowienia ufnie wtuliłem się w jego tors. Wcisnął mi coś do ręki. Nie
wiedziałem, co to jest, ale zgadywałem, że to zapewne kluczyki od samochodu.
Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej, próbując ponownie zasnąć, ale
uniemożliwiały mi to wstrząsy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Shiro wspina
się po schodach z czerwonej kostki brukowej… byliśmy gdzieś w parku? Ale po co
przywiózł mnie o tej porze do parku? Rozejrzałem się i po chwili poznałem
znajome fikuśne zielone kształty, które były misternie przycinanymi krzewami.
Byłem… w domu! A dokładniej w ogrodzie, który trzeba było pokonać, aby dostać
się do mojego domu. On zapewne zaparkował na parkingu przed bramą, podczas gdy
ja zazwyczaj wysiadałem z auta tuż pod drzwiami wejściowymi, dlatego w
pierwszej chwili nie poznałem tego miejsca… szczególnie, kiedy wpatrywałem się
w to, co było pode mną.
I nagle coś do mnie trafiło…
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – miałem zachrypnięty
głos od snu.
- Jakoś trudno tego nie wiedzieć – zachichotał. –
Kogokolwiek w szkole spytasz, gdzie mieszka Uruha, wyrecytuje ci z pamięci
adres – uśmiechnął się. Ach, nie ma to jak być szkolnym „celebrytą”…
Aoi postawił mnie na nogi przed wejściem i
pocałował w policzek, po czym odsunął się o jakieś dwa kroki.
- Do zobaczenia – pomachał mi, mając zamiar już
odejść.
- No ty chyba żartujesz! – nagle otrzeźwiałem, a
jego narkotyk przestał na mnie działać. – Niby gdzie chcesz iść? Sam
powiedziałeś, że do domu ani do szkoły nie chcesz wracać! Przyznałeś, że nie
masz tutaj przyjaciół, nie masz, gdzie się zatrzymać! Nie masz pieniędzy! –
złapałem go za rękę i przyciągnąłem do siebie. – Nie zostawię cię w takiej
sytuacji! Zamieszkasz przez ten czas u mnie! – poinformowałem go, nie bawiąc
się w żadne „ale”.
Brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Po
chwili jednak uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
- Mówiłem już, że anioł z ciebie? – zachichotał,
pogładził mnie po włosach, po czym znów się do mnie odwrócił. Złapałem go za
rękę, zatrzymując go. Shiro westchnął i niechętnie ponownie odwrócił się do
mnie przodem. – Kyou… Proszę cię – jęknął. – Nie chcę ci się narzucać jeszcze
bardziej niż to konieczne – pokręcił głową. – Nic mi się nie stanie. Zresztą…
Chyba twoi rodzice nie byliby zbytnio zadowoleni, gdybyś przyprowadził do domu
swojego chłopaka, z którym jesteś… może z półtorej godziny, a z którym
wcześniej się jedynie kłóciłeś, prawda? – spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Nie gap się tak na mnie, bo nic jeszcze o mnie
nie wiesz! – zganiłem go. – Moich rodziców praktycznie przez cały czas nie ma w
domu! Zresztą mój ojciec wyjechał w delegacje do Ameryki, a moja matka zapewne
jeszcze nie zdążyła wrócić, bo się kurw… bo siedzi u swojego kochasia w
apartamencie w centrum miasta – wywrócił oczyma, poprawiając się. Co jak co,
ale nawet przy nim musiałem jakoś wyrażać się o matce… – Poza tym oboje wiedzą,
że jestem homoseksualistą i nie przeszkadza im, kiedy przyprowadzam swoich
chłopaków na noc – wzruszyłem ramionami. – Więc się nawet nie wykręcaj, że nie
zostaniesz! Nie pozwolę ci błąkać się po ulicach po nocy! – otworzyłem z
rozmachem drzwi. – Właź! Ale już! – wydarłem się na niego jak na niegrzeczne
dziecko. Aoi spojrzał na mnie zszokowany tym, że na niego nakrzyczałem. Chyba
nawet w centrum handlowym na niego tak nie naskoczyłem…
- Ale… - szepnął.
- Shiroyama! – warknąłem, a on już zamilkł i w
końcu wszedł do środka. Kiedy znalazł się w holu mojego domu, objąłem go czule
w talii. – Chcesz coś do picia albo do jedzenia, skarbie? – zapytałem słodkim
głosikiem, uśmiechając się.
Shiro spojrzał na mnie i strzelił „face palm”, po
czym pokręcił głową.
- Jeszcze wiele razy mnie zaskoczysz, prawda? –
zapytał.
- Ależ oczywiście – pocałowałem go w policzek i
poprowadziłem do swojego pokoju, gdyż nie wyobrażałem sobie innej opcji niż ta,
która zakładała, że mój chłopak miał spać ze mną w jednym łóżku.