Tytuł: „Stare lalki, nowe lalki”
Paring: Yuuki (Lycaon) x Karma (AvelCain)
Gatunek: lemon (?)
Typ: oneshoot
Beta: -
Wiedziałem, że nie jestem jedynym… Cóż, trudno się
dziwić, w końcu niemal całe studio huczało od plotek, kiedy Yuuki coś zrobił.
Wystarczyło, żeby tylko spojrzał na kogoś, a do tego zostawała już dopisana
cała historia i filozofia, domniemania i niemal konspiracyjne spiski. Był
bardzo sławny, jednak w naszym kręgu nie miało to zbytnio znaczenia. Znaczy…
oczywiście, nawet nasze towarzystwo dzieliło się na „divy” i początkujących
muzyków, jednak to nie sławie scenicznej wokalista Lycaon zawdzięczał takie
zainteresowanie. Powodem tego była po prostu jego uroda. Był drobny,
przystojny, biseksualny – dlatego właśnie wzdychały do niego obie płcie.
No, więc teraz już wiecie, w czym nie byłem jedyny,
prawda? Nieważne, jakbym się nie zarzekał, iż jest to nieprawdą, nie mogłem
zmienić rzeczywistości, w której szatyn podobał mi się. Zadurzyłem się w nim…
jak wiele innych osób zresztą.
Stanąłem pod salą, w której swoje próby przeprowadzał
Rikaon i odetchnąłem głęboko. Stresowałem się, ale w końcu zdecydowałem, żeby zrobić
coś z obecną sytuacją. Nie mogłem już dłużej pozostawać biernym, udając, że nic
się nie dzieje – bo działo się wiele; w moim sercu.
Niepewnie uchyliłem drzwi. Zamierzałem od razu
przeprosić za najście i zlokalizować mojego rozmówcę, jednak zamarłem w pół ruchu,
kiedy tylko w szparze powstałej między drzwiami a framugą zobaczyłem dwie
postacie. Był to nikt inny jak Yuuki oraz jakiś inny muzyk, którego nie znałem.
Byli sami, co naprowadziło mnie na myśl, że odbywają prywatną rozmowę.
Postanowiłem nie przeszkadzać i poczekać na swoją kolej. Niemniej, stojąc pod
drzwiami, można rzec, że mimowolnie podsłuchiwałem. Nie chciałem być
niegrzeczny, jednak nie zamierzałem także stracić swojej szansy. Chciałem
zrobić to właśnie dzisiaj – zdobyć się na rozmowę ze starszym wokalistą. Zbyt
długo nosiłem się z tym zamiarem. Dziś postawiłem wszystko na jedną kartę; albo
teraz, albo nigdy. Dlatego właśnie nie chciałem się wycofywać.
- Yuuki… - usłyszałem ciężkie westchnięcie. –
Myślę, że to już nie ma sensu… Chyba jest to dobry moment na to, aby się
rozstać…
- Rzucasz mnie? – szatyn uniósł brwi w geście
zdziwienia.
- Na to wygląda... – odparł bez ogródek drugi.
Bądź co bądź chyba jednak wychodziło na to, że
zostałem zmuszony, aby ponownie odłożyć moje plany w czasie. Nie było sensu w
tym, aby wyznawać mu swoje uczucia w chwili, kiedy właśnie rozstał się z kimś
innym… i to w dodatku jeszcze w tak bezprecedensowy i bezuczuciowy sposób. Drugi
muzyk po prostu odrzucił go niczym rzecz. To z pewnością musiało wywrzeć na nim
ogromne wrażenie. Przez kolejne kilka tygodni pewnie będzie kipiał złością lub
smutkiem, toteż lepiej byłoby, gdybym nie wchodził mu w drogę.
- Dobrze – o dziwo mój obiekt westchnień zgodził
się bez żadnych sprzeciwów.
Zdziwiony aż z powrotem obróciłem się w jego
stronę, gdyż już zamierzałem odejść spod drzwi, kierując się swoją drogą.
Osłupiały wpatrywałem się w ową szczelinę między drzwiami a framugą, nie mogąc
dokładnie zrozumieć, co się między nimi stało. Nawet jeśli ich relacje popadły
w ruinę, to dlaczego zachowywali się wobec siebie tak ozięble i oschle? Czy to
czasem nie było podejrzane? A może po prostu obaj dadzą upust swoim emocjom
dopiero na osobności, kiedy ten drugi nie będzie tego widział?
Były już chłopak Yuukiego skinął mu głową i wyszedł
bez słowa. Obrzucił mnie nieprzyjaznym spojrzeniem, po czym skierował się
ciemnym korytarzem przed siebie. Ja wciąż stałem niczym wmurowany w podłogę,
patrząc za nim niewidzącym wzrokiem.
- Chciałeś czegoś? – nagle przede mną jakby wyrósł
spod ziemi wokalista Lycaon.
- Ja… - zająknąłem się. – Ja… Um… Nie… - podrapałem
się nerwowo po karku. – Tylko przechodziłem i… i tak jakoś… Um… Głupio wyszło…
Przepraszam… - zgiąłem się w przepraszającym ukłonie.
- Pewien jesteś? – spojrzał na mnie zupełnie tak,
jakby już mnie rozgryzł i dobrze wiedział, po co tu przyszedłem. – Jakby co to,
to, co stało się przed chwilą zupełnie mnie nie ruszyło. To i tak było
nieuniknione – wzruszył szczupłymi ramionami.
- Och, doprawdy? – zaśmiałem się nerwowo, choć może
śmiech w tej chwili nie był najlepszym wyjściem, gdyż przecież w istocie nie
stało się nic śmiesznego.
- Doprawdy – przytaknął.
- Nie no, serio… ja tylko przechodziłem – dukałem
nieskładnie. – Zresztą… nie znamy się nawet i w ogóle… - mruknąłem wymijająco.
Taka była prawda – nie znaliśmy się prawie wcale.
Ja znałem Yuukiego głównie z plotek, sesji zdjęciowych ukazywanych w magazynach
czy muzycznych video. Do tej pory nie miałem nawet okazji porozmawiać z nim
twarzą w twarz. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to, co do niego
czułem było pustym pożądaniem fizycznym, jednak naprawdę chciałem to zmienić.
Chciałem go poznać lepiej; no i oczywiście chciałem, żeby on poznał mnie. Bo w
gruncie rzeczy on zapewne nie wiedział o mnie nic. Wciąż nie byłem jakoś bardzo
znanym wokalistą, a mój zespół właśnie przeżywał kryzys, gdyż odeszli od niego
dwaj członkowie, więc nie było za ciekawie…
- Znam cię – cały czas przemawiał tym wypranym z
wszelkich emocji głosem. – Jesteś Karma z AvelCain. Twoim „znakiem
rozpoznawczym” jest lalka o imieniu Seiko. Twój zespół powstał na początku 2013
roku. Gracie ostrą muzykę, w każdym razie z pewnością lubujecie się w cięższych
tonach niż moja grupa. Właśnie straciłeś perkusistę i gitarzystę, więc dziwię
się, że w tym czasie miłostki ci w głowie, a nie desperackie próby ratowania
AvelCain – spojrzał na mnie spod rzęs.
Cholera, mentalista czy jak?!
- I nie, nie czytam ci w myślach – uśmiechnął się
blado.
- Jak nie, to…?! – zdołałem tylko tyle z siebie
wydusić.
- Pamiętaj, że Sou grał kiedyś w moim zespole –
rozłożył ręce.
- Racja… - mruknąłem. – Ale… Jak właściwie
domyśliłeś się, że przyszedłem tutaj, żeby… - urwałem, gdyż powód, dla którego
znalazłem się pod salą Lycaon nie chciał mi przejść głośno przez gardło.
- Jak wszyscy – wzruszył ramionami.
- „Jak wszyscy”? – powtórzyłem zdziwiony.
- Dokładnie – wywrócił oczyma. – Niemniej byłeś
pierwszy – znów posłał mi ten oszczędny uśmiech. – Nie myśl, że nie umiem
doceniać refleksu i wyczucia czasu – poklepał mnie po ramieniu. – Więc jeśli
dalej jesteś zainteresowany, możemy być razem – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Ja… - aż zachłysnąłem się powietrzem z wrażenia.
– Ta… Tak… Chcę… - dukałem.
- W takim razie postanowione – skwitował, po czym
złapał mnie za przód koszuli i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie krótko w
usta, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwnym kierunku do tego, w
którym skierował się jego były. – Kończę dziś o osiemnastej – odwrócił się przez
ramię. – Potem jestem wolny – poinformował. – Chcesz iść na pierwszą randkę? –
zaproponował otwarcie. Wytrzeszczyłem oczy. Byłem tak zszokowany, iż odjęło mi
mowę. Jedyne, na co w tej chwili mogłem się zdobyć to zdawkowe kiwnięcie głową.
– Dobrze – skinął. – W takim razie spotkajmy się o osiemnastej w głównym hollu
– pomachał mi na pożegnanie, po czym zniknął w cieniach korytarza.
Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Serce waliło mi jak młotem, a myśli kotłowały, przez co nie mogłem ułożyć nawet
jednego spójnego zdania w głowie. Nogi miałem jak z waty, a usta wciąż mrowiły
mnie po pocałunku. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję…
No po prostu nie mogę w to uwierzyć!...
***
Koniec próby został ustalony na godzinę
dziewiętnastą, toteż musiałem poprosić dzisiaj chłopców, abyśmy skończyli
wcześniej. Zen i Kaede, domyślając się powodu, dla którego chcę wyjść szybciej,
pogratulowali mi, klepiąc przy tym po przyjacielsku po plecach i uśmiechając
się figlarnie. Doprawdy, co za ludzie…
Już na pierwszy rzut oka Yuuki wydał mi się być
bardzo władczy. Nie pytał, o której ja kończę pracę – po prostu dał mi wybór:
albo idę, albo nie; albo dostosuję się do jego warunków, albo nic z tego nie
będzie. Niemniej nie chciałem wyliczać jego wad już na samym początku naszej
znajomości. Bądź co bądź nie po to przecież dzisiaj rano przyszedłem do niego.
Z początku nie mogłem rozgryźć jego zachowania,
jednak z czasem wszystko stawało się bardziej klarowne. Teza zakładająca, że
obaj kochankowie, którzy właśnie się rozeszli, nie chcieli okazywać sobie nawzajem
swoich słabości, wydawała mi się być bardzo realna. Co więcej wkrótce także
zalazłem wyjaśnienie dla tego, czemu wokalista Lycaon zgodził się być w związku
z właściwie nieznajomą osobą – bo przecież to, iż wiedział co nieco o mojej
działalności nie było jednoznaczne z tym, iż widział, jaką byłem osobą.
Uznałem, że w ten sposób mógł chcieć zademonstrować swojemu byłemu, iż nie
cierpi po rozstaniu z nim lub po prostu chciał szybko znaleźć sobie
„zamiennik”. Nie dawać sobie czasu na łzy i rozpamiętywanie, zapychanie się
lodami i czekoladą, tylko od razu zaangażować się w coś nowego, nawet jeśli
miałaby być to głupota. Koniec końców, nawet jeśli nam nie wyjdzie, nie
powinien tego roztrząsać tak bardzo jak rozstanie z ukochaną sobą – ja byłem
tylko narwańcem, który po prostu pojawił się w dobrym miejscu o dobrej porze. Byłem
„zapychaczem”; zabawką, szmacianą lalką, która została przygarnięta od biedy,
żeby później zostać po prostu odrzuconą.
Niemniej nie oznaczało to, że nie zamierzałem się
postarać.
- Jesteś punktualny – usłyszałem za sobą. – To
dobrze o tobie świadczy – skinął mi głową.
- Ach… dziękuję – wydusiłem z siebie, choć nie
wiedziałem czy była to właściwa odpowiedź. – Jest jakieś konkretne miejsce, do
którego chciałbyś pójść? – zapytałem.
- Nie – odparł zdecydowanie. – Chcę się po prostu
przejść – oświadczył.
Zgodziłem się, gdyż nie miałem żadnych innych
planów. Dziś byłem naprawdę zabiegany, toteż nie miałem nawet chwili spokoju,
żeby pomyśleć o tym, gdzie moglibyśmy spędzić naszą pierwszą randkę.
Wyszliśmy razem ze studia. Otworzyłem przed nim
szklane drzwi budynku, za co dostałem podziękowanie w postaci skinienia głową.
Zorientowałem się, że Yuuki był dość minimalistyczną postacią, jeśli chodziło o
wyrażanie uczuć i emocji. Większość spraw załatwiał przez kiwnięcie głową.
Wyszliśmy na deptak Takeshita. Wbiliśmy się w tłum
ludzi. Moją uwagę przykuło płaczące dziecko w wózku, toteż na moment oderwałem
wzrok od szatyna. W tej właśnie chwili ten złapał mnie za rękę, ciągnąc w
przeciwnym kierunku. Splótł nasze palce razem, krocząc przed siebie w marszowym
tempie.
- Czy… Um… Czy to dobrze tak okazywać to… tak od
razu? – zapytałem nieskładnie, wskazując na nasze dłonie (chciałam tutaj oddać
trochę realiów japońskiej codzienności – wiecie, wstydliwość etc. od aut.).
- A dlaczego nie? – spojrzał na mnie przelotnie. –
Darujmy sobie te pierwsze niezręczne kroki – mocniej zacisnął palce na moich. –
To zaoszczędzi nam masy kłopotów.
- Skoro tak twierdzisz… - mruknąłem.
Przez dobrą godzinę chodziliśmy po deptaku w tą i z
powrotem. Przewijaliśmy się między chmarą ludzi, którzy krzyczeli, piszczeli i
wydawali z siebie jeszcze całą masę innych, bardzo głośnych odgłosów. Na ulicy
panowała kakofonia, nie dało się w spokoju porozmawiać. Przed sklepami stały
wystawy z ubraniami czy to innym towarem, które oferowały te przybytki, z tej
racji, że te nie mieściły się już w samym budynku. Z tego też powodu
powierzchnia, na której mogliby kotłować się ludzie była zmniejszona, przez co
co chwila ktoś na kogoś wpadał, potrącał ramieniem i przepraszał. Na dłuższą
metę było to dość irytujące, ale nie chciałem nic mówić. Szatyn zdawał się nie
mieć nic przeciwko temu. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w barwny tłum,
ślizgając się spojrzeniem po migających twarzach.
- Znasz Sokratesa? – zapytał po dłuższym czasie.
- Chodzi ci o tego filozofa? – wolałem się upewnić,
żeby nie wyszło na to, że mówi po postu o jednym ze swoich znajomych, któremu
przypadło takież przezwisko.
- Tak – przytaknął. – Wiesz, że Sokrates miał w
zwyczaju chodzić w środku dnia po agorze z lampą naftową w ręku? Zaczepiał przy
tym przechodniów, mówiąc, że szuka prawdziwego człowieka oraz oświetlając przy
tym twarz każdego z napotykanych. Ciekawe, prawda? – zerknął na mnie.
- W istocie… - mruknąłem, będąc bardziej skupionym
na wymijaniu przechodniów z Takeshita-dōri niżby z greckiej agory.
***
- Nie jesteś ze mną szczęśliwy, prawda? – zapytałem
po dłuższym czasie.
- To znaczy, że chcesz ze mną zerwać? –
odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie powiedziałem nic podobnego – zaprzeczyłem. –
A ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie – zauważyłem.
- Ty również nie odpowiedziałeś na moje – odparł
tym samym. – Nie zapytałem czy POWIEDZIAŁEŚ, że chcesz ze mną zerwać a czy
CHCESZ ze mną zerwać – zaznaczył. – Ludzie często nie mówią wprost o tym, czego
chcą – wzruszył ramionami. – Niemniej, jeśli chcesz odejść, nie będę cię
zatrzymywać.
- To znaczy, że ci na mnie nie zależy? –
dopytywałem.
- Niekoniecznie – odparł zwięźle.
- Niekoniecznie ci na mnie zależy czy niekoniecznie
miałeś na myśli to, co ja? – drążyłem, próbując uzyskać jakąś konkretną
odpowiedź. Yuuki westchnął.
- Jeśli ta rozmowa miała mi zasugerować, że
powinienem dawać z siebie więcej, bo w przeciwnym razie mogę cię stracić, to wiedz,
że nie masz co liczyć na poprawę z mojej strony – uciekł spojrzeniem gdzieś w
bok.
- Dlatego, że ci na mnie nie zależy? – powtórzyłem.
- Dokładnie! – zirytowany wyrzucił ręce w powietrze
w akcie desperacji. – Nie zależy mi na nikim!
- „Na nikim”? – powtórzyłem. – Jak to możliwe? –
wciąż mówiłem spokojnie. – Z pewnością znalazłby się ktoś, kto jest ci bliski…
- Nieprawda! – zaprzeczył ostro. – Nie mam nikogo
takiego i nie chcę tego zmieniać – uspokoił się nieco. – Przywiązywanie się do
ludzi jest bezsensowne… Nie chcę się angażować – prychnął. – Więc skoro już
znasz mój punkt widzenia, to możesz wyjść – mruknął znacznie ciszej,
spoglądając na mnie spod rzęs i czekając aż podniosę się z białej kanapy
narożnej w jego salonie.
Ja jednak nie zamierzałem się stamtąd ruszać.
- A co jeśli ja chcę się angażować? – zapytałem. –
Co jeśli mi zależy?
- Prędzej czy później i tak przestanie ci zależeć…
- burknął. – Wtedy zostawisz mnie jak wszyscy inni – ponownie wzruszył ramionami.
– Jeśli jeszcze ci się nie znudziłem, możesz zostać; a kiedy będziesz miał mnie
już dość, po prostu wyjdź. Nie musisz się tłumaczyć – podciągnął nogi pod
klatkę piersiową i objął je ramionami.
- Jesteś dla siebie bardzo surowy – zauważyłem. –
Dlaczego się tak zachowujesz? Czy to przez to, że ktoś w przeszłości bardzo cię
zranił? – dociekałem.
- Po prostu w pewnym momencie mojego życia zdałem
sobie sprawę, że wszyscy ludzie są tacy sami; aroganccy, próżni i płytcy.
Traktują innego człowieka przedmiotowo, żeby potem go porzucić jak starą lalkę
– fuknął.
- A zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że wszystko
mogłoby potoczyć się inaczej, gdybyś właśnie zaczął się angażować?
- To bezsensu – wywrócił oczyma. – Kiedy się
angażujesz, odrzucenie boli. Cierpisz wtedy w samotności, rozpamiętując stare błędy,
próbujesz znaleźć dla nich rozwiązanie. Starasz się ułożyć jakiś plan, żeby to
jeszcze uratować… ale tak naprawdę już jest po zawodach. Ludzie z czasem po
prostu się nudzą i szukają innej zabawki, innej lalki – przygryzł dolną wargę.
- Mimo iż masz tak złe zdanie o ogóle ludzkości, to
zdaje mi się, że boisz się samotności. Z tego właśnie względu zgadzasz się
trwać w takich związkach, jaki tworzysz teraz ze mną – domniemałem.
- Po prostu szukam „drugiego ciała” – rozłożył
ręce. – Nie lubię spać samemu, bo marzną mi wtedy dłonie i stopy.
- Możesz tak mówić, jednak wydaje mi się, że powoli
zaczynam cię rozumieć – spojrzałem na niego wymownie. – Przyjmujesz każdą
„ofertę” bycia w związku, dlatego że w istocie wciąż czujesz się samotny.
Wmawiasz sobie, że ciepło, jakie daje ci po prostu ciało drugiej osoby jest
tym, co ci wystarcza, ale w rzeczywistości jest inaczej. Tak naprawdę pewnie
śnisz po nocach o tym, że znajdziesz w końcu tego kogoś naprawdę ci bliskiego,
w kim będziesz mógł się ponownie zakochać. Niemniej wciąż boisz się otworzyć i
trwasz w swoim błędnym kole. Jeśli będziesz łaskaw posłuchać mnie jeszcze przez
chwilę – zaznaczyłem, widząc, że chłopak traci cierpliwość – to pozwolę sobie dać
ci jedną radę – odczekałem moment, a kiedy mi nie przerwał, kontynuowałem. –
Jeśli naprawdę chcesz znaleźć kogoś ci bliskiego, to nie możesz wciąż udawać
nieporuszonego. Życie składa się z prób i błędów, na których się uczymy.
Niektóre są bolesne, ale w gruncie rzeczy to te właśnie są najbardziej
pouczające.
- I co? – prychnął już naprawdę rozeźlony. –
Myślisz, że teraz jakoś diametralnie się zmienię, biorąc sobie twoje słowa do
serca?
- Niekoniecznie – wzruszyłem ramionami. – Po prostu
pomyślałem, że dobrze byłoby przedstawić ci mój punkt widzenia, skoro ty zdążyłeś
już przedstawić mi swój – wyjaśniłem spokojnie. – Poza tym – sięgnąłem po
Seiko, która siedziała na oparciu sofy – nie jestem osobą, która szybko się
nudzi – poprawiłem mojej małej towarzyszce sukienkę. – Lubię też stare lalki –
pogładziłem ją po główce. – Zawsze wydawały mi się mieć więcej duszy niż te
nowe. Wiem, że te stare często są poniszczone, ale mnie to nie przeszkadza. W
większości przypadków wciąż można je naprawić, doprowadzając je ponownie do
stanu świetności… - uśmiechnąłem się przyjaźnie do „mojego chłopaka”. -
…prawda?
Yuuki spojrzał na mnie zszokowany, wytrzeszczając
na mnie oczy w niedowierzaniu.
- Więc… - szatyn zająknął się. – Pomimo to…
zostaniesz ze mną? – zapytał niepewnie. W odpowiedzi skinąłem mu głową.
- Będę dla ciebie „drugim ciałem” tak długo, jak
będzie trzeba – przysunąłem się do niego znacznie. – Będę cierpliwie czekał, aż
w końcu zaczniesz odpowiadać na moje uczucie – powiedziałem poważnie, po czym
sięgnąłem jego ust, jednocześnie obejmując go w pasie. Chłopak oddał pocałunek,
tym samym obejmując mnie za szyję. Jedną dłoń oparł na moim policzku,
przesuwając po nim zimnymi opuszkami palców. – Poczekam, aż twoje dłonie staną
się ciepłe – zaśmiałem się, na co wokalista odpowiedział mi bladym uśmiechem.
- Czas cię zweryfikuje – mruknął, wyplątując się z
moich objęć.
- Możesz spać spokojnie – zapewniłem. – Cały czas
tu będę – uśmiechnąłem się do jego odchodzącej sylwetki.
- Taką mam nadzieję… - szepnął pod nosem, czego
zapewne nie miałem usłyszeć. Jednak wbrew jego woli to krótkie, a jakże
podnoszące na duchu zdanie i tak dotarło do moich uszu, przez co uśmiechnąłem
się szerzej.
Bo stare lalki też mogą jeszcze dać wiele radości…
Zaczęłam płakać już po zobaczeniu, że w pairingu jest Karma i przepłakałam niemal całe opowiadanie. Okropnie się czuję, od kiedy dowiedziałam się o disbandzie AvelCain... Gorzej mi. A tak swoją drogą to opowiadanie świetne. Bardzo mi się spodobało i, jak wiele Twoich dzieł, dało mi trochę do myślenia. Tak sobie myślę... Może napisałabyś dla mnie coś Byou x Kaede?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOHHHH DZIĘKUJE ZA TO OPKO! TĘSKNIE ZA YUUKIM!!! I teraz Karma :___:
OdpowiedzUsuńokej, od dłuższego czasu kojarzyłam tylko członków AvelCain i Lycaon "z ryja" i teraz płaczę, że nie znałam wcześniej ich muzyki, tyle przegrać ;_;
OdpowiedzUsuńświetny post <3 naprawdę. utożsamiam się z Yuukim aż za bardzo, ałć.
Wiesz, żejesteś mistrzynią w pisaniu lemonów? zawsze po przeczytaniu mam minę jakbym wypił szklankę soku z cytryny. ;_; <3
OdpowiedzUsuń